„KLER” – DIAGNOZA, OSKARŻENIE CZY PASZKWIL?

.

FILM SMARZOWSKIEGO TO OBRAZ, KTÓREGO RANGA ARTYSTYCZNA

NIE KORESPONDUJE Z JEGO SPOŁECZNYM ZNACZENIEM

.

Parodia Ostatniej Wieczerzy, czyli kler jako banda hipokrytów – seksualnych dewiantów, obżartuchów i pijaków.

.

Na temat „Kleru” napisano już tak wiele, że nie zamierzam powielać tutaj najbardziej oczywistych argumentów „za” i „przeciw”, jakie najczęściej przewijały się w relacjach widzów po obejrzeniu filmu, który okazał się jednym z największych sukcesów frekwencyjnych „wszechczasów” w polskich kinach.

Muszę przyznać, że po obejrzeniu filmu Smarzowskiego w kinie Pickwick przeczytałem sporo recenzji tego filmu, ale niestety według mnie ani jedna nie zdołała kompleksowo i dogłębnie przeanalizować „Kleru”, oddając mu sprawiedliwość jako niewątpliwemu fenomenowi kina polskiego kina ostatnich lat, który ponadto stał się testem na polską publiczność. Najczęściej były to: albo peany na cześć odwagi twórców filmu tudzież zachwyt nad obrazem, który wreszcie bez ogródek i owijania w bawełnę ukazuje patologię i zło zżerające od środka Kościół Katolicki w Polsce; albo głosy oburzonych kolejnym atakiem wrażych lewicowo-liberalnych sił oraz zapiekłych antyklerykałów na tenże święty i zasłużony dla naszej Ojczyzny Kościół.
Nie będę mówił, że mój odbiór plasuje się gdzieś pośrodku tej wrzawy i że zachowuję wobec filmu Smarzowskiego bezpieczny i „besserwisserski” dystans – bo to nieprawda. Lecz napiszę po prostu – bez silenia się na kinofilski czy też krytyczno-filmowy żargon – jak sam odebrałem „Kler” i co sądzę nie tyle o społeczno-politycznym rezonansie i znaczeniu tego filmu, co o jego randze (excuse my bon mot) artystycznej, którą najczęściej określano jako wysoką.
Od dawna mam taką swoją teorię, jeśli chodzi o to jak odbieramy kino. Otóż wydaje mi się, że jakikolwiek film odbieramy przede wszystkim naszymi „trzewiami” (chodzi mi o to, co Amerykanie nazywają „guts”), wrażliwością i sercem, a dopiero później objaśniamy go (sobie i innym) racjonalnie, dorabiając do tego naszą argumentację. Tak więc mnie film Smarzowskiego „wnętrzościowo” i serdecznie nie porwał i teraz się zastanawiam, dlaczego tak się stało.
A stało się tak na przekór temu, że film posiada elementy świetne – nie chcę powtarzać tych wszystkich superlatyw o znakomitej grze wybitnych aktorów (doskonały, doceniony wreszcie Jakubik, świetny jak zwykle Więckiewicz, czy brylujący aktorsko Gajos… by wymienić tylko tę główną trójcę); dalej: mocne sceny godne Viscontiego czy „Księdza” Bird; bardzo dobre zdjęcia (co jest już wśród polskich operatorów normą), sugestywna, minimalistyczna muzyka… etc. Musiało więc zawieść „lepiszcze” (to, co powoduje, że film przemawia jako całość i stanowi spójną, koherentną formę) ale również samo przesłanie filmu, czyli jego wymowa i treść.

stylistyczne dysonanse

Wpierw zajmijmy się formą.
Otóż film jest niespójny stylistycznie – obok silenia się na reportażową wręcz rzetelność (wypowiedzi ofiar molestowania seksualnego przez księży) Smarzowski robi też sobie bardzo często „jaja”, głównie w scenach z udziałem karykaturalnego wręcz Gajosa, który gra tak, jakby brał udział w kabarecie i pastiszu jednocześnie. Paradoksalnie więc, genialna gra Gajosa działa na niekorzyść filmu, w którym najważniejszą bazą emocjonalną dla reżysera jest przecież dramat – a tu co jakiś czas mamy „podśmiechujki” rodem ze zjadliwej satyry Urbanowego „Nie”, w sumie prymitywne i prostackie (warto w tym miejscu zauważyć, że prostactwo dowcipasów przekłada się w kinie na prostacką reakcję widowni, która rechocze po każdym „ch…ju karmazynowym” w ustach granego przez Gajosa arcybiskupa nomen omen Mordowicza). W sumie, Smarzowski zbyt często stosuje chwyty „pod publiczkę”, wbrew temu co sam mówi o swoim ”niepodlizywaniu” się widzowi.
Poza tym w filmie tym znalazło się jednak za dużo klisz (m.in. siostra-sadystka jako kapo dla swoich podopiecznych w ochronce przypominającej kacet), a nagromadzenie anty-klerykalnych stereotypów w „Klerze” jest tak wielkie, że głowa boli. W pewnych momentach scenariusz stawał się przez to dla mnie tak przejrzysty, że po prostu antycypowałem kolejne sekwencje scen – wraz z kwestiami wypowiadanymi przez aktorów – tak stało się to schematyczne i przewidywalne.
W sumie komedia jak najbardziej może sąsiadować w jednym i tym samym utworze z dramatem, a realizm z groteską, ale moim zdaniem ta fuzja Smarzowskiemu się nie udała, głównie dzięki grzechom przerysowania, wątkowego chaosu i emocjonalnej nieciągłości.

Janusz Gajos jako arcybiskup Mordowicz – tuszuje pedofilię, klnie jak szewc i korumpuje władze

.

przeładowania i rozjazdy

A teraz treść.
Muszę tu podkreślić, że największą moim zdaniem wadą filmu jest jego przeładowanie – tak, jakby chciano w nim upchnąć wszystko, co tylko możliwe, by księżom i Kościołowi „dokopać”. Mamy więc pedofilię, chciwość, obżarstwo, pychę, degrengoladę, pijaństwo, antysemityzm, seks w celibacie, a nawet czający się w kruchcie faszyzm. (Ciekawe, że Smarzowski w tym swoim szambie niemal zupełnie pomija obecny przecież w Kościele – i niebagatelny wobec wymogów etycznych tej instytucji – problem homoseksualizmu. I, jak się domyślamy, robi to dlatego, aby nie stwarzać dysonansu wobec otwartości seksualnej, jaką deklarują środowiska liberalne, z którymi reżyser zapewne się identyfikuje, przynajmniej jeśli chodzi o wrogość do polskiego Kościoła). Niemal całe bractwo „duchownych” w „Klerze” to typy zdegenerowane, cyniczne i dwulicowe – hipokryzja wylewa się z nich niemal w każdej scenie, w przeciwieństwie do wódy, którą wlewają sobie litrami w przepastne gardło.
Ponadto, film się zbyt często rozjeżdża nie tylko tematycznie, ale i wątkowo. Zapewne więc zyskałby na tym, gdyby Smarzowski skupił się bardziej na jednej sprawie, a zamiast trzech wymykających się mu wątków, poprowadził choćby tylko jeden, ale za to dobrze.
W związku z tą formalno-merytoryczną skazitelnością, zgadzam się ze znanym polskim krytykiem filmowym Michałem Oleszczykiem, który stwierdził, że „Kler” to „film, którego ranga artystyczna nie koresponduje z jego znaczeniem społecznym”, bo rzeczywiście obraz Smarzowskiego nie ma artystycznej klasy choćby takiego „Człowieka z marmuru”, ale rezonuje w społeczeństwie polskim nie mniej niż pamiętny dyptyk Wajdy (jaki ten ostatni film tworzy z „Człowiekiem z żelaza”). Również Oleszczyk zauważył, że „Kler” byłby lepszy, gdyby nie jego przeładowanie, które jest zdecydowanie wadą, natomiast „selekcja i skupienie dawałyby efekt o wiele mocniejszy i sfokusowany”.
Nie zgadzam się jednak z tym krytykiem, kiedy twierdzi, że „atmosfera terapeutycznego oczyszczenia po seansie jest wyczuwalna”. Ja tej atmosfery nie wyczułem, żadnego oczyszczenia nie widziałem – bo to tak, jakby oczekiwać, że oczyści się szambo, wrzucając do niego granat.
Nie wierzę, że dzięki temu filmowi, który jednak nie niesie ze sobą żadnego katharsis, uzdrowi się polski Kościół. Sądzę natomiast, że jest on dla społeczeństwa polskiego szkodliwy, bo zwiększy jeszcze wzajemną niechęć (a może i wrogość) jaką czują do siebie poszczególne jego frakcje, które jeszcze bardziej okopią się na swoich pozycjach. A mówimy o społeczeństwie, gdzie linia podziału między konserwatyzmem a liberalizmem coraz skuteczniej separuje i antagonizuje Polaków, co jest chyba największym problemem naszego kraju w ostatnich latach. I niestety odnoszę wrażenie, że ten konflikt coraz bardziej się zaognia.

a Smarzowski dolewa oliwy do ognia

Być może kieruje się on dobrą wolą (bo któż o zdrowych zmysłach i zwykłej ludzkiej etycznej wrażliwości nie potępia istniejącej w Kościele pedofilii?), ale kiedy – ukazując zdegenerowaną, cyniczną i zdemoralizowana grupkę pijaków – sugeruje, że tacy są wszyscy księża i tak wygląda cały Kościół, to postępuje po prostu nieuczciwie, o intelektualnej rzetelności nie wspominając.
Smarzowski jest ateistą i ma to oczywiście wpływ na to, jak widzi on Kościół katolicki, który najchętniej wysłałby na Księżyc. Tyle że wraz z tym Kościołem, musiałby wysłać tam sporą (jeśli nie większą) część polskiego społeczeństwa. To jedna sprawa. Druga zaś jest taka, że Smarzowski poprzez swój ateizm musi być metafizycznym analfabetą, a takiemu człowiekowi trudno pojąć (a zwłaszcza zaakceptować) to, że w Kościele mimo wszystko istnieje sfera sakralna, że ludzkiej religijności nie można utożsamiać (jak robili to np. komuniści) z przesądem czy jakimś mentalnym prostactwem. Reżyser mówił (moim zdaniem dość obłudnie), że nie odnosi się do wiary, a przecież w swoim filmie na każdym kroku profanuje religijne symbole, jak np. w bluźnierczej scenie parodiującej Ostatnią Wieczerzę, która staje się zwykłą libacją hipokrytów poprzebieranych w księże sutanny. Zresztą, o stosunku Smarzowskiego do Kościoła i liturgicznego sacrum, świadczy choćby to, że swego czasu ubierał się on w ornat, zrównując się tym samym z cynikiem i nieprzejednanym wrogiem polskiego Kościoła Jerzym Urbanem, który, jak dobrze pamiętamy, też przebierał się za biskupa i rzucając na podłogę hostię wołał: „Duda, aport”.
Łukasz Adamski, który nota bene na ostatnim Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał nagrodę krytyka roku, pisał: „’Kler’ to film wściekle antyklerykalny. (…) To film nieprzyjaciela Kościoła. To film osoby widzącej jedną stronę tegoż Kościoła. Chcącej mu przyłożyć jak najmocniej. Czy Smarzowski nie widzi tej drugiej twarzy? Twarzy zakonnic i zakonników pomagających trędowatym w Afryce? Twarzy męczenników za wiarę w Chinach i w krajach agresywnego dżihadu? A może nie potrafi jej dostrzec. Nie chce?” i konkluduje: [Zamiast większej subtelności] jest „walenie bejsbolem między oczy. Kościół jest zły. Na każdej płaszczyźnie. W każdym wymiarze. W ujęciu Smarzowskiego nie jest to święty Kościół, w którym są grzeszni ludzie, to nieświęty Kościół, w którym marginalnie występują sprawiedliwi. Cóż, ja znam zupełnie inny Kościół.”
Niestety, jak by na to nie patrzeć „Kler” wpisuje się w nieustającą falę ataków na polski Kościół i dołącza do chóru jego wrogów, którzy nie tyle brzydzą się jego brudem za uszami, są przeciwni sojuszowi tronu i ołtarza, piętnują przestępstwa, pedofilię, hipokryzję i zdemoralizowanie niektórych księży i hierarchów (bo to jest zrozumiałe), co atakują go en bloc, jako instytucję, którą należy zlikwidować, zapominając przy tym o ważnej roli jaką miał Kościół w polskiej historii, chroniąc polską tożsamość, a tym samym umożliwiając powstanie – i zachowanie – Polski niepodległej. Dlatego z politowaniem można traktować niektóre zachowania polskiej „elity” kulturalnej, jak np. oświadczenie Krystyny Jandy, która wjeżdżając do Polski (nota bene z Włoch, gdzie kościołów i sztuki sakralnej jest w bród) cierpiała na widok wież kościelnych, będących częścią krajobrazu każdego polskiego miasta i wsi; albo stwierdzenie Adama Szostkiewicza z „Polityki” (żeby było śmieszniej – uważającego się za katolika), że dźwięk kościelnych dzwonów to jest „zawłaszczanie przestrzeni publicznej”.

A na plebani dzika biba z udziałem księży

.

z siekierą na świat

Wróćmy jeszcze na koniec do samego filmu – do stylistyki i formy, jaką Smarzowski stosuje. Otóż przywołuje się – jako próbę pewnego usprawiedliwienia przerysowania i groteski, jakimi przesycił reżyser swój „Kler” – słynną „Monachomachię”, ważny w historii literatury polskiej poemat heroikomiczny Ignacego Krasickiego (bądź co bądź biskupa), w którym zakonników przedstawia on jako zacofaną czeredę obżartuchów, opilców i prostaków. Moim zdaniem takie zestawienie jest pewnym nieporozumieniem, a może nawet nadużyciem, bo „Monachomachia” jest satyrą, gdzie dochodzi do celowej i oczywistej karykaturyzacji rzeczywistości, która jest jednak inna; natomiast w „Klerze” insynuuje się, że obecna tam groteska przedstawia stan rzeczywisty (Kościoła). To jest ta różnica, wcale nie subtelna. Bo jednak uwzględnienie zastosowanej w filmie konwencji przy ocenianiu tego, jak ten film przystaje do rzeczywistości – i jak ją opisuje – jest ważne, może nawet kluczowe. (Tak jak to było np. w obrazoburczym i skandalizującym kinie Buñuela, gdzie anty-kościelna satyra przybrała formę surrealistyczną; czy Felliniego, gdzie mieliśmy cyrk i barok w jednym)
Niestety, film Smarzowskiego nie wypada według mnie korzystnie, jeśli zestawimy go z innymi filmami podejmującymi podobny temat, krytycznie odnoszącymi się do Kościoła, czy też do pewnych zjawisk związanych z istniejącym niewątpliwie w tej instytucji złem. „Kler” moim zdaniem jest pozbawiony głębi choćby słynnej „Wątpliwości” Shanley’a, kompleksowości „Spotlight” McCarthy’ego, czy też egzystencjalnego ciężaru „Zabić księdza” Holland.
I jeszcze jedna sprawa. Wojciech Smarzowski w jednym z wywiadów wyznał: „Stachura napisał: ‘Świata nie zmienię, ale trąbić mogę.’ No to ja trąbię siekierą” (nawiązując do obecnego niemal w każdym jego filmie motywu siekiery).
Nie jestem pewien czy tego typu „siekierzasta” poetyka reżysera, który jest skądinąd – jak sam to określił – opętany obecną w świecie przemocą (co oczywiście odzwierciedla się na ekranie w jego filmach), jest dobra do opisywania wszystkich aspektów naszego świata i rzeczywistości. Ta stylistyka „siekiery” sprawdzała się doskonale w zajmującej się post-wojennym gwałtem wybitnej „Róży” czy w ukazującym ludobójstwo „Wołyniu” ale niekoniecznie w pretendującym do opisania tak złożonej instytucji, jaką jest Kościół, „Klerze”.

.

.

Skrócona wersja powyższej recenzji ukazała się w polonijnym „Dzienniku Związkowym” (19 – 21 października, 2018), natomiast pełny tekst opublikował chicagowski „Kurier” (Nr 45, 2 – 4 listopada, 2018)

.

Komentarzy 118 to “„KLER” – DIAGNOZA, OSKARŻENIE CZY PASZKWIL?”

  1. Jula :D Says:

    Logosie,
    No cóż , dlatego być może nie zdobył ” Orłów ” , natomiast zdobył serca widzów.
    Ludzie jednak sami dobrowolnie płacili i szli oglądać w Polsce. Zaden film polski w ciagu 25 lat nie mial takiej frekwencji.
    Nie było przymusowych wycieczek ze szkół, pracy, zwłaszcza z parafii itd…
    Sama poszłam i przy pełnej sali oglądałam w ciszy.
    Być może za dużo tych wątków , nb. wziętych z życia, wszystko to bylo opisane w gazetach. Bo Smarzowski chciał to wszystko opisać w ciągu tych niecałych dwóch godzin. Trzech księży i trzy rozne , ludzkie postawy życiowe.
    Dla ludzi tę historie nie są obce.
    W każdej parafii w Polsce coś tam się dzieje i potem nic. Ksiądz jest zabieramy do innej paradi na inny koniec kraju i zła historia się powtarza.
    Jesteś za granicą to masz inne spojrzenie na kościół katolicki. Inaczej on działa w USA, jako jeden z wielu a inaczej jako dominujący i wspolzarzadzajacy w Polsce.
    Ludzie mają dosyć i coraz więcej dochodzi od takiego dominującego, zachlannego , skorumpowanego , złego dla ludzi kk.
    Najgorsze jest to ,że to wszystko za zgodą rzadzacych i za pieniądze dotacje z naszych podatków .
    Ludzie odchodza od tej wiary , otwarcie coraz odważniej się przyznają , jeżeli w ogole sa jacys wierzący ,bo podejrzewam , że w Polsce to raczej na zasadzie przyzwyczajeń , bo rodzice , to i my coś tam klepiemy na pamięć nie zastanawiając się nawet co i klekamy i wstajemy w kościele tam i nazad, niezastanawiajac się nawet dlaczego musimy bić takie pokłony. Takie feudalne zniewolenia , jakby faktycznie „dobry bog” , to wymagał.
    Po prostu kk, potrzebuje zmian.
    Ps.
    Słyszałam , że dla kontrastu będzie film pt. Klecha. O księdzu ,co to w polityce uczestniczył i pomagał ” solidarności „. Może frekwencja będzie też duża , bo wycieczki ze szkół, z parafii. Ale to już było , nie ?..
    No i sama ” solidarność ” jest mocno spolaryzowana a za nią całe społeczeństwo w Polsce .

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Jula, to że film miał w Polsce rekordową frekwencję nie musi jeszcze świadczyć o klasie filmu, bo podobnie wielką frekwencję miała filmowa popelina pt. „Pięćdziesiąt twarzy Gray’a” – to coś mówi o gustach tzw. „szerokiej”publiczności”.
      Poza tym ta frekwencyjna biegunka w polskich kinach miała też w sobie coś ze stadnego pędu – a taki raczej nie sprzyja świadomej refleksji tudzież eksplozji społecznej mądrości.

      I znowu: Twój komentarz właściwie nie dotyczy samego filmu – jak również zupełnie nie odnosi się do mojej recenzji – i już po kilku zdaniach przeradza się w krytykę Kościoła w Polsce.
      A to są dwa odmienne tematy: film i Kościół.
      O pierwszym mogę tu rozmawiać (bo o tym jest mój wpis), o drugim zaś nie mam za bardzo ochoty (bo jest on tak często mielony – i wzbudza tak negatywne emocje – że te wszelkie „dyskusje” zamieniają się w kłótnie, które do niczego dobrego nie prowadzą, a już na pewno nie zmieniają jedynie słusznych (bo „mojszych”) racji dyskutantów, okopujących się na swoich pozycjach i obrzucających się nawzajem błotem (oto obraz „dyskursu” Polaków jaki ja widzę stąd, zza Oceanu).

      • Jula :D Says:

        No i właśnie ten film trafił w ” dyskurs ” Polaków.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          A jaki ten „dyskurs” jest to każdy widzi.
          (Moim zdaniem jest on tragiczny. Prawdę mówiąc, te wzajemne połajanki i szyderstwa trudno nazwać „dyskursem”, bo raczej niewiele mają one wspólnego z dialogiem. Dlatego nie jestem pewien, czy wpisywanie się filmu Smarzowskiego: w ów „dyskurs” świadczy na jego korzyść.)

        • Jula :D Says:

          W Polsce nigdy nie było dialogu , tacy jesteśmy jako społeczeństwo.

          To, że w ogóle jest jest ” dyskurs” i że duża frekwencja , moim zdaniem świadczy na korzyść Smarzowskiego.

          – Koszty zostały zwrocone i państwo dostało zwrot w postaci podatku. Zwłaszcza , że nie miał łatwo w kręcenia tego filmu. Sceny koscielne kręcił w ” ateistycznych ” Czechach.

          – Dzięki temu filmowi , dziennikarz śledczy mógł zająć się kilkoma sprawami , które tradycyjnie były w Polsce zamiatane pod dywan.

          – Ten film pozwoli ludziom się otworzyć i w końcu powiedzieć , że ” król jest nagi”.

          – Politycy , może już nie będą musieli wchodzić w ” 4 litery ” klerowi w Polsce , bo to już wszystkich podatników w tym kraju zniesmaczalo.

          Reasumując , ten film , to nasza zakłamania obyczajowosc religijna. 😉

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          I bardzo dobrze, że są (czy też będą) pozytywne oddziaływania tego filmu. Choć myślę, że są/będą to przypadki dość odosobnione. (Ale to też jest kwestią poza-filmową, bo dotyczy bardziej polityki i socjologii, niż sztuki kina).

          Podtrzymuję jednak moje zdanie o tym, że film jest ogólnie dla społeczeństwa polskiego szkodliwy, bo – przez swoją nieuczciwość (bardzo stronnicze przedstawianie całego Kościoła jako zła wcielonego – instytucji zepsutej do szpiku kości, którą tworzą degeneraci, pedofile, alkoholicy, chciwcy, hipokryci i co tam jeszcze…) podzieli on jeszcze bardziej polskie społeczeństwo, wzmagając przy tym wrogość i nienawiść do polskiego Kościoła, a przy tym do ludzi którzy go tworzą, wliczając w to księży i samych „wiernych”, których spora część polskich „elit” uważa za ogłupionych przez kler i ulegających przesądom ciemniaków, a sama wiarę religijną za zacofanie, kruchtę, przesąd i zabobon (nota bene podobnie, jak to czynili ateistyczni komuniści).

        • Jula :D Says:

          Moim zdaniem nie jest szkodliwy.

          No ale skoro tak się tym martwisz, to w odpowiedzi, za nasze podatki TVP produkuje inny film o dobrym , patriotycznym kaplanie , który podobno zginal za „solidarność „, tradycyjnie UB go zakatowalo , taki był z niego polski patriota.

          Film pt. ” klecha”. Czyli taka przeciwwaga tych złych kapłanów.
          Chyba zamiast zbierać na kościół to rozdawał biednym itd…
          No gdyby nie on i jemu podobni , to by Polski nie było.
          Ps.
          Z pewnością frekwencja będzie , bo wszystkie dzieci ze szkół będą szły obowiązkowo z zajęć Religi na ten film . Będą też organizowane pielgrzymki parafii , by ludzie zobaczyli,że są i dobrzy urzędnicy kk W Polsce.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          No i co w tym, złego, że będzie się chciało nakręcić film o księdzu, który jest postacią pozytywną?

          Widzisz Jula jak Ty myślisz?: jak się dowala kościołowi i ukazuje księży jako degeneratów, to dobrze i trzeba to poprzeć, a jak przedstawia się to, co w kościele jest pozytywne, to jest to be i trzeba to ośmieszyć.
          To jest właśnie myślenie skrzywione wrogością do Kościoła – bo wrogość i nienawiść zawsze zniekształca nasz obraz świata, czyni nas ślepcami i wykoślawia myślenie, o negatywnych emocjach, które (które uderzają zresztą w nas samych) nie wspominając.

        • Jula :D Says:

          Na tym polega wolność słowa , ze ja mogę źle myślę o kk , a ty dobrze.

          Na tym polega demokracja , ze każdy ma prawo do swoich odczuć, które ma prawo wyrażać .

          Jednak u nas w Polsce nie kazdy moze wyrazac swoje mysli.

          Ja w Polsce nie mogę źle myśleć o odczuciach religijnych a zwlaszcza o katolickiej i jest to zapisane w ustawie , natomiast o moich odczuciach religianci mogą źle myśleć.

          Polska tylko w nazwie jest państwem demokratycznym , bo w praktyce jestesmy państwem religijnym jednej słusznej religii z Watykanu . Własność kleru polskiego , to własność Watykanu. Ksiądz choćby chciał , to już darowizny nie może oddać Polsce.

          Jedna religia nie podlegająca krytyce została zastąpiona w Polsce inna .

          I to jest paradoks. 😉

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Jula, nie wiem czy zauważyłaś, że w Twoim ostatnim komentarzu nie ma ani słowa o filmie, który – bądź co bądź – jest tematem mojego wpisu.

        • Jula :D Says:

          Moim zdaniem nawiązuje do tematu pt. „Kler”.
          Kler w Polsce i odczucia ludzi ;
          – którzy pracują w zakrystii .
          – którzy są z drugiej strony i mają czelność krytykować .

        • Jula :D Says:

          Logosie,
          Przeczytaj ostatni wpis na blogu Szostkiewicza pt. „Szokująca historia ks. Janikowskiego”.

          Na blogu „Świechny” Polki z Irlandii, przeczytałam, że ten trójkąt z płynącym księdzem nawiązującym do symbolu „boskiej opatrzności” (oko w trójkącie), że księża spisali z wiernymi „rozpal we mnie ogień”. A jednocześnie nikt nie ratował płonącego, to tak, jak nikt nie ratował ofiar pedofilii – widzieli a nie reagowali.
          Ja jeszcze zwróciłam uwagę na mszę, na której ksiądz wygłaszał patriotyczną mowę o solidarności do tłumu w kościele i równocześnie płaczącego, samotnego chłopca służącego na mszy.

          Ps.
          Ciekawa jestem, co ciekawego dowiemy się o „Ojcu Rydzyku”. Znanym polskim biznesmenie, chyba jednym z najbogatszych w Polsce ludzi, który nie płaci podatków ale i tak jest pod ochroną władzy, ba… ciągle rozwija swoje imperium i dostaje od państwa milionowe dotacje.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Jula, znowu: to co piszesz dotyczy jednego z księży katolickich, a nie filmu Smarzowskiego. Przecież ja podzielam Twoja niezgodę na to, co w kościele katolickim dzieje się złego, począwszy od uwikłań KK z władzą po pedofilię i milczeniu o niej (to milczenie zresztą nie dotyczy tyko samego kościoła i księży, ale i ludzi spoza kościoła, z elitą władzy i kultury włącznie).

          Przeczytałem wpis Szostkiewicza. Z Jankowskim to jest jednak bardzo skomplikowana sprawa. Nigdy tego człowieka nie darzyłem sympatia (wręcz przeciwnie), ale nie o tym chcę tutaj pisać.
          Przede wszystkim: po latach trudno będzie udowodnić cokolwiek. Więc nawet prawda może być uznana za kłamstwo i pomówienie. O samej fabrykacji tych pomówień nie wspominając. Ludzie mają to do siebie, że kłamią jak z nut (z różnych powodów, a czasem to nawet bez powodu), także zmyślają sobie różne rzeczy, w które nawet sami zaczynają wierzyć. Pamięć ludzka jest jednak bardzo zawodna i wyczynia z naszą świadomością różne hece.

          Ja naprawdę chciałbym, aby dotrzeć do prawdy – zarówno jeśli chodzi o księdza Jankowskiego, jak i o pedofilów (i to nie tylko tych w kościele). Kościół powinien wyczyścić się z tych przestępców, ujawnić wszystko, co sam wie na ten temat. To według mnie nie podlega żadnej dyskusji.

          Ale najgorsze jest to, że zmowa milczenia panuje nie tylko w Kościele katolickim.
          Jeśli rzeczywiście Jankowski był pedofilem, to za PRL musiało o tym wiedzieć SB. Dlaczego więc nigdy tego nie ujawniło? Może dlatego, żeby wykorzystać Jankowskiego do własnych celów? Niestety, są to tylko gdybania.
          Inna sprawa: jeżeli wiadomo było o tym od dawna od dawna, to dlaczego taki np. nasz Bohater Narodowy Wałęsa (będący bardzo blisko prałata) o tym milczał – i nadal milczy? Podobnie tacy idole dzisiejszej opozycji, jak np. Michnik, czy Borusewicz ? I wielu innych?

          Ale to wszystko nie dotyczy filmu Smarzowskiego.
          Mój tekst jest recenzją tego filmu, a nie krytyką kościoła katolickiego w Polsce (choć taki tekst też mógłbym napisać).
          Nota bene uważam, że uczciwa i nieuprzedzona krytyka kościołowi polskiemu się należy – i to dla jego własnego dobra.

        • Jula :D Says:

          No właśnie „zmowa milczenia „. Każdy coś tam wiedział, widział ale nie był na tyle zainteresowany by drążyć.
          Żadnej strony ówczesnej „walki” nie interesowały losy tych dzieci .

          Zaletą filmu ” Kler” jest to, że reżyser trafił w temat i wypunktował bolączki z ostatnich lat. To ludzi zaczęło w końcu interesować , w koncu tworzac wspólnotę kk. Może już nie chcą tylko być podporządkowanymi „owieczkami” ?

          Myślę, że kk nie przeżywa kryzysu, zawsze taki był. To ludzie się zmienili, może zaczęli myśleć, widzieć i nareszcie mówić. Potem będą działać .

          Jeden z najmądrzejszych ludzi świata, niejaki A. Einstein pod koniec życia pisał w liście swoim, sprzedanym za ogromną kwotę na aukcji, że „Biblia to tylko spis prymitywnych mitów „.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Moim zdaniem kościół w Polsce powinien się „przewietrzyć” i oczyścić, inaczej spotka go taki los, jak na Zachodzie Europy.
          Jeśli się nie „przewietrza”, powtarza dawne błędy, odstręcza ludzi od siebie – to w tym właśnie sensie przeżywa kryzys (który jest widoczny np. w bardzo małej ilości kapłańskich „powołań” i coraz mniejszej (jak mi się zdaje, bo sam nie znam pewnych statystyk) ilości ludzi chodzących do kościoła.

          A co do Einsteina, to nie wyraziłaś się ściśle. On (w prywatnym liście zresztą – co jednak ma znaczenie) wyraził się: „The Bible (is) a collection of honorable but still primitive legends”.
          Czyli napisał jednak: „honorable” („szacownych”, „godnych uszanowania”) – ale to pewnie psuło Ci wymowę tego cytatu, więc to pominęłaś ;)
          Pod pewnymi względami są to „prymitywne” legendy, ale pod innymi jednak nie są. Biblia odegrała w historii ludzkości niezwykle ważną rolę i nadal uważana jest przez wielu ludzi (i to nie tylko tzw. „wierzących” – i nie tylko przez chrześcijan czy żydów – za jedno z największych osiągnięć w historii ludzkiego piśmiennictwa.
          Tak więc, stwierdzenie Einsteina jest mocne i wyraziste, ale niestety… samo trąci efekciarstwem i (niestety) prymitywizmem ;)

  2. Alicja Says:

    Obejrzałam film – tak jak „Jula” napisała też w ciszy. Nie było „rechotów”, lekki śmiech tam gdzie być powinien, ale raczej cichy i ze wstydu. Nie zgadzam się z recenzją p. Błaszczyna – chyba nie zrozumiał filmu i jego przesłania, a także widać, że zupełnie nie zna realiów w Polsce.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Przesłanie było takie, żeby Kościół wysłać na Księżyc – bo ateista Smarzowski nie życzy sobie jego obecności w Polsce (zupełnie nie kupuję jego tezy, że zrobił ten film aby uzdrowić polski Kościół, bo to jest według mnie obłuda do kwadratu); tak jak Janda nie może znieść widoku wież kościelnych w polskich miastach i wsiach, a redaktora Szostkiewicza z Polityki boli z kolei to, że w Polsce słychać dźwięk bijących dzwonów, co uważa on za „zawłaszczanie” przestrzeni publicznej (głupota i zła wola niektórych przedstawicieli polskich „pożal się Boże” „elit”, czasem mnie wręcz poraża).

      Moim zdaniem wrogość wobec kościoła w Polsce – która dość często przeradza się w nienawiść – powoduje takie właśnie zaślepienie i tego typu wyskoki przedstawicieli tzw. „elity”, która np. kocha się w cynikach i szydercach typu Jerzy Urban, ale zapomina jak jego formacja partyjna prześladowała polskich księży (z ich mordowaniem włącznie).
      Przecież nie będę tu pisał oczywistości, że również nie popieram uczenia religii w szkołach publicznych, jestem za rozdziałem kościoła od państwa, nie chcę nachalnej obecności Kościoła w każdej sferze publicznej, potępiam pedofilię i jej tuszowanie przez kościelnych hierarchów; uważam, że nie ma w kościele (jeśli chodzi o księży) miejsca dla chciwców, hipokrytów i cwaniaków… etc.
      Całe to obłudne towarzystwo trzeba rozpędzić na cztery wiatry. Ale z drugiej strony nie można też wylewać dziecka z kąpielą, mówić że wszyscy księża są źli, być ślepym na to, co w Kościele jest dobre, czy wreszcie – na pozytywną rolę jaka odegrał Kościół w utrzymaniu naszej narodowej tożsamości, a w konsekwencji – naszej niepodległości. Kto tego nie widzi jest albo ślepy (właśnie zaślepiony nienawiścią do Kościoła), albo bezczelnie to ignoruje ,albo jest po prostu dotknięty głupotą.

      Ale ja nie chcę to rozmawiać o kondycji Kościoła we współczesnym świecie (nota bene uważam, że przeżywa on kryzys) a o filmie Smarzowskiego. Bo to nie jest dobrze, jeżeli nasz stosunek do Kościoła decyduje o odbiorze tego filmu (bo wtedy chodzi bardziej o politykę, antykościelną propagandę i nasze poglądy, a nie o samą wartość filmu Smarzowskiego per se).

      Swoją drogą, dlaczego nikt nie odnosi się do mojej argumentacji w tej recenzji (tudzież moich zarzutów poczynionych wobec reżysera i jego podejścia do tematu), tylko od razu wyjeżdża z tym, że nie znam realiów w Polsce i że nie zdaję sobie sprawy z tego, jaki to Kościół i obecni w nim księża są źli – i że nie zrozumiałem ani filmu ani jego przesłania (w przeciwieństwie do moich komentatorów, którzy pojęli to wszystko w lot).

      • Alicja Says:

        Niestety nie masz racji. To nie jest kwestia „lubienia” czy „nielubienia” jakiegokolwiek kościoła – to kwestia wiary, albo nie. też nie nie lubię naszego tzw. kościoła katolickiego – dawno już jest TYLKO instytucją zbierającą wielką forsę. Pedofilia, nienawiść do ludzi i popieranie jakiejkolwiek partii to tylko niektóre ich wielkie grzechy i błędy. Nie ma powodu lubić tej instytucji, bo oni kochają tylko nasze pieniądze.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Ja nigdzie nie pisałem o „lubieniu” czy też „nielubieniu” Kościoła.
          Widzę jednak czasami nienawiść, jaką pałają do Kościoła niektórzy ludzie – jego wrogowie.

          Rozumiem, że to Pani dysponuje „jedynie słuszną” rację, a ja jej nie mam.

          Nie zgadzam się z Pani stwierdzeniem, że Kościół „jest TYLKO instytucją zbierającą wielką forsę” i że „oni kochają tylko forsę”.
          To jest według mnie bardzo zawężone widzenie Kościoła.

  3. Janusz Mrozowski Says:

    Filmu jeszcze nie widzialem, ale z wielkim zainteresowaniem przeczytalem Twoj tekst. Serdecznie pozdrawiam, Janusz

  4. guciamal (małgosia) Says:

    Film widziałam, Podobnie jak przedmówczynie w pełnej sali, w ciszy, która zapadła także po napisach końcowych. Czytałam wypowiedź jednego z przedstawicieli duchowieństwa, który twierdził, iż Kler go rozbawił. Ja nie dostrzegłam w nim nic śmiesznego. I ci ludzie, którzy go ze mną oglądali chyba też nie, bo śmiechów nie było.
    Nie mam takiej wiedzy jak Ty, nie potrafię dokonać krytycznej analizy. Nie do końca przekonują mnie Twoje argumenty, ale muszę przyznać, że obejrzawszy Kler kilka dni po Zimnej wojnie stwierdziłam, iż gdybym jakimś cudem znalazła się w festiwalowym jury to właśnie Zimnej wojnie przyznałabym palmę pierwszeństwa, bo artystycznie jest zrobiony (moim zdaniem) zdecydowanie lepiej.
    Niemniej nie oceniam Kleru tak surowo, jak Ty i moim zdaniem taki film był potrzebny. Był to pierwszy film Smarzowskiego na jakim byłam, bo oglądając wcześniej fragmenty jego „artystycznej” twórczości doszłam do przekonania, iż nie jest to kino, jakie mi odpowiada. Niemniej poszłam i nie żałuję. Pierwsze sceny oglądałam dochodząc do wniosku, iż obraz jest przerysowany, ale z czasem zmieniłam zdanie. I nie wydaje mi się, że przedstawieni bohaterowie byli tak z gruntu źli (wcielający się w duchownego Więckiewicz, kiedy uświadamia sobie, iż zabił człowieka zgłasza się na policję (która tuszuje sprawę), a potem bierze odpowiedzialność za kobietę i ponosi konsekwencje swoich czynów, a z kolei wcielający się w rolę duchownego Jakubik kiedy odkrywa zło w swym otoczeniu próbuje mu się przeciwstawić, Tak to odebrałam.
    Pozdrawiam

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Cenię Twoją opinię. Naprawdę.
      To w sumie Twoja „wygrana”, że tak (pozytywnie) ten film odebrałaś.

      Mnie niestety to wrażenie „przerysowania” nie opuściło aż do końca, a jak zaczął występować Gajos, to mi się na ekranie zrobił trącący paszkwilem kabaret, który na domiar złego zupełnie mnie nie śmieszył (no bo ileż się można śmiać z „karmazynowego chuja” tudzież innego mięsa w ustach arcybiskupa Mordowicza?)

      Tak, tak byli w filmie ludzie (księża) nie do końca źli (ale co to jest za odkrycie reżysera, bo przecież żaden człowiek nie jest z gruntu zły?)
      A jednak Więckiewicz też był takim sobie księdzem: łamiący celibat pijak, utrzymujący na boku w parafii kochankę ze swoim dzieckiem, który przez swoje pijaństwo zabija człowieka…
      Zauważ, że Smarzowski tak to wykombinował, że aby wrócić do świata dobra, trzeba opuścić zły (do szpiku kości) Kościół (to nie tylko „nawrócony” na świeckość Więckiewicz, ale i wybierający śmierć, zamiast trwania przy Kościele, Jakubik).

      No i w tym wszystkim to niewydarzone moim zdaniem zakończenie: ludzie, którzy nie gaszą płonącego człowieka a rozstępują się… i to tak, by stworzyć wokół nieszczęśnika trójkąt (czyli znak Bożej Opatrzności), w którego środku żywa pochodnia ludzka układa się – how convenient for the symbolism! – w płonący krzyż. (Jakież to pretensjonalne).
      Tego już mi było za wiele!

  5. guciamal (małgosia) Says:

    A zatem pozostaniemy na z góry upatrzonych pozycjach. :) Choć rozumiem twój zamysł wypowiedzi o pozytywnym odbiorze filmu to ogólnie wyszłam raczej zasmucona obrazem, jaki obejrzałam, niż usatysfakcjonowana tym, że ktoś nareszcie komuś dowalił, choć zgodzę się, że pewnie jest jakiś (może nawet spory) odsetek publiczności, który tak film odbierze. Ale czy nie jest tak, że często (nazbyt często) widzimy to co chcemy zobaczyć i wiemy swoje niezależnie od tego co zobaczymy, czy usłyszymy. Słownictwo bohaterów też mnie irytowało, ale ono irytowałoby mnie w każdym z filmów Smarzowskiego. Dobrej niedzieli życzę.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Wybacz Małgosiu, ale nie łapię sensu tego zdania: „rozumiem twój zamysł wypowiedzi o pozytywnym odbiorze filmu”.
      Mogłabyś mi to wyjaśnić?

      Muszę zaprzeczyć, że ta pozycja, w której teraz jestem, była „z góry upatrzona” ;)

      Ja naprawdę bardzo lubię kino i jeśli idę na jakiś film do kina, to chcę, żeby mi się on podobał. Tak było z „Klerem” a zwłaszcza z „Zimną wojną”, ale niestety – oba filmy mnie zawiodły. Co zresztą uznaję za swoją stratę.

      To prawda, często (najczęściej?) bywa tak, że widzimy to, co chcemy zobaczyć (i stajemy się przez to odporni na ewidencję i fakty, które mogłyby to nasze widzenie zaburzyć) ale – jeśli chodzi o mnie – to bywa i tak, że ja bardzo chcę zobaczyć, że film jest dobry, ale niestety, to co widzę na ekranie mi na to nie pozwala.

  6. Stanisław Błaszczyna Says:

    UWAGA: CZĘŚĆ PONIŻSZYCH KOMENTARZY UKAZAŁA SIĘ W ZWIĄZKU Z MOJĄ RECENZJĄ „KLERU” NA FACEBOOKU.

  7. Dariusz Wiśniewski Says:

    W omówieniu tego filmu nie może zabraknąć analizy oglądalności. Dlaczego obraz cieszy się tak wielką popularnością wśród katolików? Pogoń za skandalem i kontrowersją nie jest chyba cechą polskiego wiernego? A więc musi być jakieś inne wytłumaczenie. Mam wrażenie, że pan pominął ten aspekt. W moim przekonaniu to klucz do zrozumienia wydarzenia. Bo „Kler” jest wydarzeniem społecznym, a nie kinematograficznym.
    Ja również napisałem recenzję z tego filmu. Króciutką. Zawiesiłem ją dwa tygodnie temu na jednym z portali w Polsce. Jeżeli pan się zgodzi, mogę ją tutaj wkleić. I będziemy mieli bardziej żwawą dyskusję.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Oczywiście swój tekst może Pan tu wkleić (przecież to jest forum publiczne, otwarte dla różnych poglądów). Wtedy się z nim zapoznam i ewentualnie do Pańskiej opinii się odniosę.

      • Dariusz Wiśniewski Says:

        Na potrzeby dyskusji zamieszczam swój tekst o „Klerze”
        http://studioopinii.pl/archiwa/189086

        „Kler” nie jest już tylko produkcją filmową, która bije rekordy oglądalności i jest dyskutowana w atmosferze artystycznej prowokacji. Obraz Wojciecha Smarzowskiego przestał być takim filmem zaledwie kilka dni po premierze. I przeszedł od razu w niepokój społeczny – ferment intelektualny i tożsamościowy. Czy jesteśmy katolikami uformowanymi przez Kościół z filmu Smarzowskiego? Co z tymi, którzy stali z boku? I jak można przerwać ten koszmar?

        Już po tygodniu wyświetlania „Kleru”, stan zapalny objął niemal wszystkich Polaków. A więc uczestniczymy nie tylko w wydarzeniu kulturalnym, ale w społecznym, którego skala i konsekwencje nie są nam jeszcze dokładnie znane. Ale jedno jest wiadome: coś się dzieje w społeczeństwie, nie w kinematografii.

        W filmie jest wszystko, o czym Polacy już od dawna mówią z rosnącym oburzeniem. Jest tam moralny upadek przedstawicieli Kościoła katolickiego w Polsce: kradzież datków przez księży, przekupstwo księży, alkoholizm księży, chciwość księży, hipokryzja księży, powszechna pedofilia księży oraz ich cynizm. Trudno wyobrazić sobie grzech Kościoła, który Smarzowski pominął. Ale gdzieś na drugim planie, niby mniej widoczne, ale bardziej uderzające, jest milczenie. Milczenie rodziców, milczenie innych, uczciwych księży, milczenie polityków, wychowawców, policjantów, sędziów. Milczenie wszystkich, którzy wiedzieli. Nasze święte, błogosławione milczenie.

        Nie ma w „Klerze” wiele subtelności, niedopowiedzeń czy dwuznaczności. Nie ma uśmiechu, którego znaczenia nikt nie potrafi odgadnąć, a które pozostaje na długo w naszej pamięci. Nie ma zbyt głębokich dylematów, trzymających widza w napięciu, nie ma bohatera pozytywnego, dającego widzowi możliwość przytulenia się do jego osobowości. Ostateczna interpretacja nie jest jakby konieczna. Każdy wie, o co chodzi. Reżyser nie zajmuje się analizowaniem przesłanek i ewidencji, nie gra z widzem w „za” i „przeciw”, nie pozostawia wątpliwości, nie stawia trudnych pytań, a wyświetla na naszych czołach oczywistą zbrodnię. W powiększeniu. Nie pyta o ocenę moralną, a raczej pozostawia nas przerażonych i przepełnionych wstydem.

        Gra aktorów bardzo dobra, ale film nie jest rewelacyjny. Jak zatem wytłumaczyć tak ogromne zainteresowanie obrazem? Polscy katolicy mogli przecież zbojkotować „Kler”. A jednak tak się nie stało. Dlaczego?

        Film „Pięćdziesiąt twarzy Greya” (Fifty Shades of Grey) również osiągnął rekordową oglądalność. Podobnie jak „Kler”, Greya nie uznano za jakieś wielkie osiągnięcie artystyczne. Film posiadał jednak pewną cechę: zwiastował społeczną zmianę, która już dojrzewała od jakiegoś czasu, jakby miała eksplodować. Grey w sposób ostry i jednoznaczny pokazał pragnienie kobiety do decydowania o swojej seksualności i czerpania z niej przyjemności równej tej, jaką od wieków posiada mężczyzna. Głośny ten film (trylogia) ukazał się w czasie, kiedy kobiety, zwłaszcza w USA, masowo awansowały społecznie i politycznie. Ich rosnąca siła domagała się pełnej wolności w sferze pragnień seksualnych. Interesujące, że film cieszył się ogromną popularnością głównie tam, gdzie kobieta jest nadal poddawana presji tradycji, w której seksualność męska jest nadrzędna wobec kobiecej. Grey zatem nie jest tylko oskarżeniem. To zapowiedź wolności, od której już nie można się dłużej powstrzymywać.

        Na „Kler” przyszli w dużej liczbie polscy katolicy, ponieważ są w trwodze i w poczuciu niepewności. Tradycja polskiego katolicyzmu, której zawsze bronili, bo tak zostali nauczeni, a która teraz jest wypaczana przez polski Kościół, przestaje być podstawą wspólnoty religijnej. Już nie mogą dłużej kryć księży i odwracać oczu. Nie chcą. Boją się, że zły Kościół uczyni ich złymi ludźmi. I ich dzieci.

        Jeżeli to klątwa, to chcą ją zrzucić. Raz na zawsze. Chcą więc innej tradycji i odnowionego Kościoła.

        Dariusz Wiśniewski

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Przeczytałem Pański tekst i uważam, że jest dobrze napisany, z jasno zarysowanymi tezami, dość wyważony (zarówno jeśli chodzi o ocenę artystycznej klasy filmu Smarzowskiego, jak i przedstawienie Pańskiego stosunku do Kościoła). Jutro (tzn. w sobotę, 11 listopada) powinien się na mojej stronie internetowej ukazać pełny tekst mojej recenzji o filmie (która została dość mocno okrojona w publikacji „Dziennika Związkowego”), więc jeśli Pan chce, to może się Pan z nim zapoznać i wtedy możemy szerzej o tym temacie porozmawiać

        • Dariusz Wiśniewski Says:

          Przeczytałem dwie pana recenzje. Trochę się pogubiłem ile tych wersji zostało opublikowanych, gdyż ta, którą czytałem w Kurierze, nie przypomina zupełnie tej z Dziennika. Ale już się naczytałem. Starczy mi. I nie musi już pan wyjaśniać tej zagadki. To nie takie ważne. Powiem otwarcie: nie podoba mi się, co pan napisał. Zgadzam się, że film jest przeładowany, że komizm Gajosa jest niepotrzebny itp. Przytacza pan słowa jakiegoś krytyka ( który nota bene został najlepszym krytykiem w Gdynii, czy jakoś tak), że Smarzowski pokazuje tylko złą twarz Kościoła, a pomija dobrą. itd. Ten argument źle mi pachnie. To tani chwyt. Tak tłumaczą się najczęściej ludzie, którzy czują się winni. Tak, to prawda, złamałem szczękę kelnerowi w barze, ale dwa dni temu pomogłem staruszce przejść przez jezdnię. Pana porównania Smarzowskiego do Urbana są, niestety, również niskiego lotu. One świadczą źle o piszącym. I mówię to przez sympatię do pana. Ale to wszystko nie jest takie ważne, gdyż pan ma prawo do swojego spojrzenia, skojarzeń, porównań, fobii itd. Zacząłem od tego, co jest najmniej istotne w pana rozważaniach. I prawdę mówiąc najmniej interesujące. Najbardziej przeszkadza i denerwuje pana intelektualny eskapizm przed rzeczywistym problemem, o którym, zdarnie czy niezdarnie, mówi film. Mówiąc inaczej, skupił się pan na warstwie estetycznej, uciekając wygodnie przed poważnym społecznym problemem. O którym w swojej recenzji pan w ogóle nic nie mówi, za wyjątkiem kilku ogólników. I to jest najpoważniejsza słabość pana analizy. Kilka milionów ludzi, proszę pana, nie poszło na „Kler”, aby zobaczyć i usłyszeć przeklinającego Gajosa. Polacy nie zapełnili sal kinowych, bo są żądni sensacji. Tutaj coś się stało. „Kler” jest wydarzeniem społecznym, nie kulturalnym. I pan to praktycznie pominął. Nic pan nie pisze o roli Kościoła w Polsce, o bezkarności wielu księży, o milczeniu społeczeństwa, które zachęca do różnych bezeceństw. Na koniec dopiszę pewną ogólną uwagę. Pan wie, co to jest estetyzowanie rzeczywistości w sztuce, prawda? Jest taki syndrom. Można się zafascynować spadającym liściem, albo kolorytem sierści zwierzęcej, nie dostrzegając zupełnie tragedii ludzkiego losu.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Pisze Pan: „Nic pan nie pisze o roli Kościoła w Polsce, o bezkarności wielu księży, o milczeniu społeczeństwa, które zachęca do różnych bezeceństw.”
          A bo to proszę Pana nie jest tekst o Kościele w Polsce, tylko o filmie Smarzowskiego. To na razie tyle. Pełniej odpowiem na Pański ciekawy komentarz później.

        • Dariusz Wiśniewski Says:

          „A bo to proszę Pana nie jest tekst o Kościele w Polsce, tylko o filmie Smarzowskiego” („A bo to” było niepotrzebne). Ciekawe, jak pan rozwinie powyższą myśl. Naprawdę? Można mówić o „Klerze”, pomijając problemy polskiego Kościoła? Okazuje się, że można. Ale nie bezkarnie. „Kler” nie istnieje tylko w przestrzeni estetycznej; on odbija bolesną, trudną dla nas rzeczywistość (stąd jego popularność). I pan, oraz wszyscy widzowie, musimy odważnie się z tą rzeczywistością zmierzyć. Chyba, że preferujemy ucieczkę. Czyli zaniechanie. Czyli oszukiwanie się. Jasne, recenzja koncentrująca się tylko na wartościach artystycznych filmu, a pomijająca ważny problem, o którym mówi, jest możliwa. Jak najbardziej. Można być prozaikiem, będąc tylko dobrym stylistą (to ogólna uwaga, nie do pana personalnie). Ale wtedy powstaje wrażenie nierzetelności, albo jeżeli ktoś woli – przemilczenia. Oraz intelektualnej próżni. Tylko niech pan się nie obraża. Prosił pan o opinie. Przedstawiłem swoją.

  8. Marysia Puchalska Says:

    Na ten film” Kler” się nie wybierałam i nie wybieram.Przeczytałam Pana recenzję z Dziennika Związkowego,tyle ile mogłam/,lupa mi pomogła/.Chętnie przeczytałabym całość.Bardzo podoba mi się Pana ta recenzja,niejeden umysł rozjaśni .Gratuluję! Jeszcze raz gratuluję!!!

  9. Robert Interewicz Says:

    Film wiernie odzwierciedla problem. Znakomita większość polskich księży na emigracji to rożnej maści zboczency seksualni. W USA po ujawnieniu liczb wśród pedofilskiego kleru w Bostonie i Pitsburgu czas na Nowy Jork gdzie już wstępnie szacuje się liczbę księży pedofili w tysiącach.

      • Robert Interewicz Says:

        Czy uważnie przeczytał Pan mój komentarzz? Odpowiedz na pańskie pytanie jest logiczna. No chyba ze pisze Pan recenzje na temat filmów bez poprzedniego zaznajomienia się z ich treścią.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Ponawiam pytanie: czy widział Pan ten film? (No chyba że wypowiada się Pan na temat filmu bez poprzedniego zaznajomienia się z jego treścią, z czym spotykam się na każdym kroku w tej wrzawie o „Kler”) PS. Nie zgadzam się z Pańska opinią, że „znakomita większość polskich księży na emigracji to rożnej maści zboczeńcy seksualni”.

        • Robert Interewicz Says:

          Człowieku, naprawdę bardzo słabo znasz temat o którym piszesz artykuł. Zachęcam do zgłębienia lektury. Większość polskiego kleru na emigracji to jest kler który z takich czy innych powodów nie może już dłużej pracować w kraju. Część z nich jest z licznymi trwałymi obrażeniami po samosądach dokonanych w kraju. Niewyjaśnione lub wysoko wątpliwe urazy i operacje chirurgiczne. Film obejrzałem z dużą uwagą, temat bez wątpienia ciężki. Smarzewski trafił w dziesiątkę z tematem, miejscem i czasem. Puenta filmu: Kazdy duchowny pedofil wcześniej czy później ląduje za granicą. Ameryka jest dla nich idealnym krajem ze względu na prawo przedawnienia. W Pensylwanii z 300 oskarżonych księży tylko 2 siedzi za kratkami. Są naciski Federalnych żeby znieść to prawo przynajmniej czasowo. W Nowym Jorku szykuje się wielki pogrom dlatego lobby katolickiego kleru pcha swoich do Senatu. Myślę, że może trochę to wyjaśnienie rozjaśniło w główce.

  10. Bogumiła Miskiewicz Says:

    „Kler ” to wielkie dzieło . Żeby zabierać głos w dyskusji trzeba go obejrzeć i przemyśleć . Nie jest on absolutnie atakiem na kapłanów . Pokazuje w nim reżyser problemy które dotyczą społeczeństwa , ludzi i to nie tylko Polaków . Śmiem twierdzić , ze możemy problemy w nim poruszone odnaleźć w wielu grupach społecznych i zawodów . Zgodzicie się myśle państwo , ze kapłan to taki sam zawód jak nauczyciel , lekarz , prawnik itd

  11. Bogumiła Miskiewicz Says:

    Są między ludźmi tacy którzy obdarzeni od Natury specjalnym darem jakim jest talent ( poeci , reżyserzy , aktorzy itd ) potrafią ” trafić ” do szerszych grup społecznych i zasygnalizować , opowiedzieć , poruszyć do głębi , wykrzyczeć , wyśpiewać albo jak Smarzowski pokazać wady , grzechy , przywary , bolączki człowieka . Chwała im za to .

  12. Bogumiła Miskiewicz Says:

    Panie Dariuszu przykro mi , ale polscy katolicy to nie ciemnogród jak Pan to sygnalizuje . Jestem katoliczką , przestrzegam reguł mojej wiary . Uważam , ze Kościół to my ludzie a nie kapłani , biskupi czy papież . Oni są członkami tego samego Kościoła który i ja tworzę. Nie uważam ich za lepszych od siebie . Są tylko ludźmi którzy pełnia funkcje które im powierzono . Ja rozmawiam z Bogiem i przed Bogiem rozliczę się z mojego życia.

    • Dariusz Wiśniewski Says:

      Nie uważam, że polscy katolicy to ciemnogród. Uważam jednak, że jesteśmy wszyscy winni za milczenie. Milczeliśmy, gdyż w naszej tradycji nikt Kościoła nie krytykuje. Kler jest oskarżeniem nas wszystkich.

      • Bogumiła Miskiewicz Says:

        Tak , ma pan racje . Na pewne poczynania kleru było ” pozwolenie społeczne ” co Smarzewski pokazał w filmie .

        • Dariusz Wiśniewski Says:

          Tak, zgadzam się z panią. I w tym sensie „Kler” nie jest tylko filmem, a kamieniem milowym w debacie społecznej o roli polskiego Kościoła w Polsce. Ta rola jest zbyt inwazyjna, a Kościół cieszy się bezkarnością. I społeczeństwo ( w większości) już tego nie chce. Myślę, że również wielu katolików pragnie, aby religię wycofać ze sfery publicznej i przesunąć do prywatnej. Nie będzie to proste, gdyż PIS sprzyja klerykalizacji polskiego społeczeństwa, ale „Kler” popchnął te starania do przodu.

  13. Joanna Bogusławska Says:

    Wlasnie obejrzalam „One of Us”. Film o Hasydach w NY. Ich zachowanie jest bardzo podobne do tego co sie dzieje w kosciele katolickim. Czy dazymy do tego samego. Moze kosciol jeszcze wprowadzi msze po Lacinie i zabroni nam sie uczyc. Z powrotem do sredniowiecza.

  14. Anna Konarska Says:

    Rozbijanie kościoła trwa od lat , ale to się nie uda

  15. Michał Groński Says:

    Byliśmy na filmie kler i muszę przyznać ze nic mnie nie z szokowało a tym bardziej nie zwaliło z nóg wszystko to już wiedziałem pokazana tam jest ta ciemna strona kościoła o której nie wszyscy chcieli by mówić i tyle w tym temacie Jedno co było dla mnie zaskoczeniem to średnia wieku widzów którzy przyszli na film to przeważająca liczba ludzi w wieku 50 plus a nawet 60 plus

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Mnie również nic na filmie „Kler” nie zaszokowało ani nie zwaliło z nóg. Pod tym względem nasza reakcja na ten film jest taka sama ;)
      Zgadzam się również, że istnieje „ciemna strona kościoła”, o której nie wszyscy chcieliby mówić. Istnieje jednak również jego jasna strona, o której zbyt wielu przeciwników nie tyle nie chce mówić, co nie chce nawet jej dostrzegać (niestety, często jest to zaślepienie wynikające po prostu z nienawiści, czy też z wrogości do Kościoła).

  16. Światosław Florian Nowicki Says:

    Znacznie więcej filmów w obecnym trzydziestoleciu przedstawiało wyłącznie jasną stronę polskiego Kościoła i jego sztandarowych postaci. Ale ludzie jakoś na nie walili.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Różnie bywało: walili albo nie walili. Bo to były filmy dobre albo złe, skrojone dla „węższej” albo „szerszej” publiczności, buble albo dzieła… etc. Zresztą to, czy film jest za czy przeciw Kościołowi nie stanowi ani o jego randze artystycznej, ani tym bardziej o frekwencji, jaką film ma w kinach.

      • Światosław Florian Nowicki Says:

        Film odbiera się inaczej w zależności od tego, czy jest się klerykałem, czy antyklerykałem. Swoim komentarzem chciałem tylko zasugerować, że jak dotąd w ostatnim trzydziestoleciu powstało znacznie więcej filmów o orientacji klerykalnej niż antyklerykalnej. I dlatego nam, antyklerykałom, „Kler” się po prostu należał. Oczywiście, upraszczam, więc proszę nie prostować, że nie uważa się Pan bynajmniej za klerykała.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Trafnie pan to określił. W sumie nie powinno tak być, aby nasz światopogląd decydował o odbiorze jakiegoś filmu (a zwłaszcza tego, by na jego podstawie oceniać film jak zły lub dobry), ale w rzeczywistości tak jest, bo działa tutaj pewien mechanizm psychologiczny odbioru i percepcji (nad którym właściwie nie mamy kontroli). Ja jednak zdaję sobie z tego sprawę (nie chcę żeby zabrzmiało to zarozumiale), w przeciwieństwie do wielu ludzi, którzy nawet o tym nie myślą (dlatego są tak bardzo podatni m.in na manipulację, demagogię, populizm czy też – brzydko się wyrażając – zachowania stadne). Proszę mi wierzyć, że ja naprawdę żałuję, że w moich oczach ten film Smarzowskiemu nie wyszedł (starałem się to uargumentować w mojej recenzji), bo Kościół jak najbardziej zasłużył na krytykę. Ja cenię – i uznaję za bardzo dobre – wiele filmów, które można określić mianem antyklerykalnych, albo takich, które – nawet w sposób obrazoburczy – traktują religię (Fellini, Bunuel, Scorsese, Bird… etc.).

  17. Stanisław Błaszczyna Says:

    Ktoś napisał na mojej stronie, że „Kler” to jest bardzo dobry film, więc nic dziwnego, że miał tak dużą frekwencję w kinach. Otóż, to że film miał w Polsce rekordową frekwencję nie musi jeszcze świadczyć o klasie filmu, bo podobnie wielką frekwencję miała filmowa popelina pt. „Pięćdziesiąt twarzy Gray’a” – to coś mówi o gustach tzw. „szerokiej” publiczności.
    Poza tym ta frekwencyjna biegunka w polskich kinach miała też w sobie coś ze stadnego pędu – a taki raczej nie sprzyja świadomej refleksji tudzież eksplozji społecznej mądrości.
    I jeszcze jedna rzecz może dziwić: zachwyt tym filmem niektórych polskich katolików (przyznam, że zalatuje mi to nieco masochizmem).

  18. Krzysztof Gierat Says:

    Smarzowski ubrał się w ornat na premierze? Pierwsze słyszę, także te informacje o Jandzie i Szostkiewiczu!

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Jestem pewien że Smarzowski przebrał się za księdza, bo widziałem to zarówno na filmie, jak na zdjęciach. Mogę się też powołać na słowa ks. Tadeusza Isakowicz-Zaleski: ,,Ceniłem p.Smarzowskiego za @WolynFilm, zwłaszcza za obiektywność i uczciwość. Dziś jednak dla taniej komercji i sensacji przebiera się on za księdza i profanuje stułę kapłańską, to ogarnął mnie smutek. Czyżby chęć zarobku i zdobycia nagrody @FPFFGdynia była ważniejsza od honoru?”. Zaś jeśli chodzi o skargę pani Jandy, to przeczytałem to na jej blogu (już wcześniej cytowałem tę jej wypowiedź o nieznośnym dla niej widoku wież kościelnych w Polsce, więc na pewno mi się to nie przywidziało), podobnie było z wypowiedzią Szostkiewicza, do której na pewno można dotrzeć, bo on również zamieścił to wspaniałe i mądre spostrzeżenie na swoim blogu w „Polityce”.

  19. Ewa Smoktunowicz Says:

    Super film,oddajajacy obraz kosciola w Polsce,moze ci niby katolicy zrozumieja ,ze kosciol to nie Bog,a zwykla organizacja od wiekow pragnaca wladzy kasy.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Film oddaje przejaskrawiony i tendencyjny obraz Kościoła w Polsce. Kościół katolicki to nie jest jednak „zwykła” organizacja, która „od wieków pragnie władzy, kasy”. Kościół jest czymś więcej (mimo swoich przewin a nawet zbrodni, jakich dokonał w przeszłości). W Kościele, mimo wszystko istnieje duchowość i sacrum. Kościół to również wspólnota duchowa wielu ludzi (ale to jest niestety nie do pojęcia dla ateisty, czy człowieka niewierzącego – a zwłaszcza dla wrogów Kościoła).

      • Ewa Smoktunowicz Says:

        Prosze poczytac sobie troche o historii kosciola ,szczegolnie katolickiego,a propos duchowosci w obecnym ,polskim kosciele prosze mnie nie rozsmieszac.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Proszę pani, ja mam całą półkę książek mówiącej o historii Kościoła, zwłaszcza o tych jego czarnych kartach – które nawiasem mówiąc wszystkie przeczytałem. (Ośmielę się więc stwierdzić, że moja widza na ten temat jest większa, niż pani.) A oświadczeniem: „a propos duchowości w obecnym polskim kościele prosze mnie nie rozsmieszac” potwierdza Pani tylko prawdziwość ostatniego zdania w moim ostatnim komentarzu.

        • Ewa Smoktunowicz Says:

          Szkoda ,ze nie czyta Pan ze zrozumieniem tych ksiazek i tyle

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          A skąd to pani wie, czy czytam je ze zrozumieniem, czy też nie? Z tego, co napisałem o filmie Smarzowskiego? Ciekawa hiperbola.

  20. Michał Mysliński Says:

    Blah, blah, blah,… Weż „Niepierdol”… Tu ne chodzi o wizję Smarzowskiego. Tu chodzi o 40stutysięczną kastę nierobów rabujących Polskę i wyciskającą kasę gdzie się tylko da. Z wiernych i niewiernych jednako. A obrazek Smarzowskiego tylko ogtwiera

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Już w pierwszym zdaniu mój szanowny rozmówca ustala swój styl i intelektualny poziom. A następnie: jakże kompleksowo i merytorycznie odnosi się, zarówno do filmu Smarzowskiego, jak i mojej recenzji, będącej tematem wpisu, który drogi pan Michal Myslinski tak mądrze i wnikliwie komentuje.

  21. Bożena Lipińska Says:

    Ten film trzyma w napięciu podobnie jak inne filmy Smarzowskiego i czy Pan nie jest przypadkiem zwolennikiem Rydzyka i temu podobnych?
    O Rydzyku byłby super film i poszlo by wiecej ludzi

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      To jest też ciekawy komentarz, bo pani komentująca – z podejrzenia (które ona uznaje za faktyczną prawdę) że jeżeli kogoś film Smarzowskiego nie trzymał w napięciu – wnioskuje, że ów widz jest „zwolennikiem Rydzyka i temu podobnych”. No cóż, przejrzała mnie ta pani, bo dla mnie rzeczywiście Ojciec Rydzyk to guru, jestem jego wielkim zwolennikiem i oczywiście słucham jedynie Radia Maryja.

  22. Monika Dębicka Says:

    Boże, co za głupia recenzja! A może on nie oglądał filmu tylko ktoś mu opowiedział?

  23. Anna Dobrowolska Górska Says:

    Tak słabej recenzji nie czytałam. Zachęcam do obejrzenia Wima Wendersa filmu Papież Franciszek – człowiek, który dotrzymuje słowa. Jestem ciekawa co Pan powie po tym filmie o Klerze.

  24. Ewa Smoktunowicz Says:

    Kontraktorka z Chicago skad ja znam ten swiat,mieszkalam w Usa kilkanascie lat i znam ten swiat „bardzo wysoki poziom intelektualny”,powalajaca wiedza i wielkie nico.Prosze ogladnac film,a pozniej wyrazac swoja opinie.ZENADA.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Niestety, bełkot proszę Pani. Jakże charakterystyczny dla tych, którzy nie maja nic do powiedzenia, oprócz inwektyw ad personam i obrażania rozmówcy.

      • Ewa Smoktunowicz Says:

        Pan chyba nie rozumie okreslenia inwektywa ad persona,dyskusja z Panem jest jalowa,dotyczy to rowniez Pana znajomego”zdewociale antydewotki oderwane lopata od pluga”,znam ten poziom „inteligencji””kler” jest dobrym filmem,natomiast pana recenzja nie wzbija sie wysoko ani literacko,ani merytorycznie.Zycze wiekszej wiary w siebie i zegnam.

      • Bogdan Kwiatek Says:

        Szkoda prądu Staszku na niektórych. Tę tu w szczególności, co „zna świat kontraktorów” (pewnie sprzątała po ich robocie 😉 )
        /argument ni z gruszki, ni pietruszki. Bo niby pije do mnie, a ja kontraktorem nie jestem, ani nigdy nie byłem. Chyba,…

      • Bogdan Kwiatek Says:

        1/ „ad personam” proszę pani. Jak już to elementarna znajomość łaciny się kłania, albo sprawdzenia w słownikach!
        Uczyła się pani łaciny? Choćby godzinę? To proszę jej lepiej nie używać!

        2/ „oderwane łopatą od >>intelektualnego<< pługa” – jak już pani cytuje, to proszę rzetelnie i dokładnie! Bo później z takich cytatów nie wiadomo z kogo biora się problemy. Nie przypuszczam, by pani miała kiedyś pług w rękach! To była „metafora”. Ale chyba to tez pani musi sprawdzić w słowniku.
        2b/ dla pani ukułem nową metaforę, bo czytam pani wypociny jakby była: „zaplątana kablem od myszy w chaosie internetu”… 😉

        3/ oczywiście możemy się różnić co do poglądów, ale proszę je umieć wyartykułować!
        Przypuszczam, że z tą myślą o „kontraktorach” strzeliła pani „kula w płot”. Akurat Stanisław Błaszczyna jest literatem, który niejedną recenzję filmową napisał w czasach, gdy być może kończyła pani podstawówkę (gdybym byl złośliwy, to bym napisal… no ale nie jestem 🙂

        3b/ do kontraktorów tez lepiej z odpowiednim szacunkiem, bo bez ich roboty i inteligencji technicznej na terenie Chicago i Am. Północnej mieszkalaby pani w wigwamie albo w pueblo.

        4/ z każdym można rozmawiać, pod warunkiem (samo)ustalenia płaszczyzny i poziomu dyskusji. Z budowlańcami vel kontraktorami językiem budowlanym. Z literatami językiem literackim, jakiego od Stanisława Błaszczyny mogłaby się pani uczyć… Z panią i podobnymi na razie nie ma jak i o czym dyskutować.

        4b/ życzeń pani nie składam, a te które pani Staszkowi wypowiedziała są emanacją jakiegoś totalnego niezrozumienia. On wiary w siebie ma dużo. Może jemu tego nie wypada pisać, ale dowodem na to są 4 duże tomy jego działalności pisarskiej, wydane w tym roku! Bez wiary w siebie i sens tego działania by tego nie zrobił. A teraz różne miernoty próbują doskoczyć do jego poziomu i go odsyłają do lektur, filmów i udzielają cennych rad. Ergo niech i pani coś przeczyta, zanim coś napisze… ech!

        N/ pisze ten post, by jednak ukrócić wpisy „zelotów” filmu „Kler”, by jednak mieli coś więcej do napisania nt powyższej recenzji, a nawet filmu. /bo chętnie się dowiem, co w tym filmie, w warstwie merytorycznej jest pozytywne./
        //a nie tylko „słabe”, „głupie” czy nawet „o Boże…” Wyraźnie oddzielając wspomniane porządki. Howgh2!Chyba,…

      • Ewa Smoktunowicz Says:

        Uderzylam w czuly punk ,skoro sie pan tak spocil i taki belkot z siebie wyrzucil,dyskusja jak napisalam jest jalowa ,metafory znowu na poziomie kontraktorki z Chicago .zegnam

      • Bogdan Kwiatek Says:

        daleko pani do moich czułych punk.tów. Ale wczuwam się w pozycje recenzenta, na którego naskoczyły intelektualne miernoty i teraz musi się odganiać. Przejąłem te role trochę na siebie. Ale proszę sobie nie pochlebiac. Z panią nie mam więcej o czym rozmawiać. Jakby pani przeczytała do końca, to było napisane, by wlasnie ukrócić takie i przyszłe jałowe ujadanie. Over

  25. Bogdan Kwiatek Says:

    Cóż Staszku, sława robi swoje… 😉 Recenzują Cię (bardziej Ciebie niż Twoją recenzję) jakieś… antyklerykalne sufrażystki i zdewociałe antydewotki oderwane łopatą od intelektualnego pługa! Nic się nie przejmuj! Zero w tych „opiniach” argumentów, dla których czytelnik czy widz miałby się pochylić nad ich oglądem sprawy i podjąć decyzję czy wybrać na film…
    To że napisałeś o formie filmu, grze świetnych aktorów ale i braku „lepiszcza” po materialnej stronie utworu, czyli jednostronnym spojrzeniu na instytucję Kościoła i tendencyjnym okładaniu go lagą – to dla „zelotów” „Kleru” za mało. Jeszcze zarzucają Ci czytanie bez zrozumienia. Może przez Ciebie napisanego tekstu. Hahaha
    Widzisz jakich masz interlokutorów (szkoda prądu na polemikę z każdym!)
    Twoja recenzja mnie nie zachęciła do obejrzenia filmu. Temat ważny. Rozumiem, ze przekaz średni. Gdy wyjeżdżałem do Kalifornii jeszcze filmu nie było w kinach. Chyba Urban go mocno reklamował, bo się moda na niego zrobiła a sensacja taka, jakby Smarzowski w filmie objawił 11 Przykazanie 🙂
    A te tu komentarze tych Twoich adwersarzy powtarzających cudze myśli pokazują mi dla kogo ten film był robiony. I na jaki grunt trafił. Nihil novi. Było do przewidzenia.
    Żeby sprawa była jasna: nie jestem księdzem. Mierzi mnie fałsz u duchownych, a brzydzi jeszcze bardziej pedofilia! A nawet homoseksualizm – co jak słusznie zauważyłeś reżyser prawdopodobnie świadomie pominął, by nie „obrazić” kolegów z branży…
    Jak widzę, nie masz z kim dyskutować.
    Ja się wybiorę, jak kurz opadnie może za dwa lata. Tymczasem spadam do Ameryki Środkowej podziwiać kostarykańskiej parki narodowe.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Bogdanie, jak zwykle trafiasz w punkt :) A na dodatek wprawiłeś mnie swym komentarzem w dobry humor :) W sumie dobrze się stało, że pojawiły się u mnie te komentarze, bo ci ludzie sami się obnażyli i zaświadczyli o swoim charakterze, intelekcie, widzeniu świata… o znajomości kina nie wspominając. Swoją drogą Ci, którzy ewentualnie podzielają moje zdanie na temat tego filmu, siedzieli teraz cicho. To taka asekuracja, a może też i niechęć do kopania się z koniem? Właściwie, to tylko jeden głos (może dwa) okazał się wyważony i mądrzejszy. No ale – jak dla mnie – dosyć tej zabawy. I poniekąd mnie wyczułeś (radząc mi opuścić na jakiś czas to okienko), bo już za parę dni wylatujemy z Anią do ciepłych krajów. Słońce, morze i plaża dobrze nam zrobi. Tobie też życzę udanej podróży. See you, my Friend :)

  26. „POWRÓT” – rzecz nie tylko o hipokryzji | WIZJA LOKALNA Says:

    […] początek muszę wyznać, że „Powrót” Łazarkiewicz dotknął mnie bardziej niż „Kler” Smarzowskiego – w tym sensie, że przejąłem się bardziej problemami etycznymi, jakie oba te […]

  27. miziol Says:

    Tak sie zlozylo, ze bylem na tym filmie w Warszawie. Obejrzalem go w sali zapelnionej do ostatniego miejsca, w kompletnej ciszy, jesli nie liczyc pojedynczych smiechow, juz nawet nie pamietam w ktorym miejscu filmu. Dla odmiany, znajomy byl na “Klerze” w Irlandii i podobno publika rzala non stop. Nietrudno to wyjasnic, ale nie bede sie tym zajmowal.
    Juz dawno nie widzialem tak dobrego filmu. Siedzialem na brzegu fotela od pierwszych do ostatnich minut projekcji.
    Smarzowski stworzyl swoj charakterytyczny styl, rozpoznawalny od razu w pierwszych ujeciach. Sposob prowadzenia kamery, korzystanie ze swiatla i bardzo ciekawy montaz. To jest nowoczesne kino na wysokim poziomie.

    Odnoszac sie natomiast do twojej recenzji Amicusie, musze powiedziec, ze “tradycyjnie” nie zgadzam sie z toba.
    Wedlug mnie, generalnie napisales cos, co mialo byc chyba wywarzona proba spojrzenia, a wyszlo troche nijako, zeby nie rzec “Panu Bogu swieczke i diablu ogarek”. Dopiero w komentarzach odkrywasz sie bardziej i widac, ze jestes zdecydowanie przeciw.

    Forma.
    Piszesz bardzo malo o formie, wlasciwie tylko pierwsze zdanie naprawde do niej sie odnosi, wiec powiem krotko. Ja akurat uwazam, ze forma jest tutaj bardzo wywazona i te paradokumentalne wtrety sa uzyte we wlasciwych miejscach, bo podtrzymuja calosc akcji i suspens. To nie jest “podlizywanie sie” publicznosci, tylko zamiar utrzymania jej uwagi w napieciu, przez ponad dwie godziny. Bardzo zreszta udany, sadzac po sobie i po tym co zaobserwowalem u innych, ogladajacych ten film w kinie.

    Tresc.
    Wedlug ciebie mamy tu do czynienia z watkowym chaosem, przeladowaniem, przerysowaniami i emocjonalna nieciagloscia.
    Chaos watkowy to chyba jednak przesada. Czy powiedzialbys to samo o “Pulp Fiction”? Tam to dopiero jest jazda. A tutaj mamy wlasciwie tylko trzy, bardzo dobrze skomponowane watki, ktore spaja osoba biskupa. Wszystko jak na talerzu. Jakos w czasie calej projekcji ani razu sie nie zastanowilem czy czegos nie przeoczylem albo nie zrozumialem.
    To samo dotyczy przeladowania. Wedlug mnie ten film jest dosc wywazony, natomiast rzeczywiscie Smarzowski posluguje sie przerysowaniami. Ale nie przekracza granicy absurdu. To wszystko moglo sie zdarzyc w taki wlasnie sposob, chociaz pewnie na codzien wyglada spokojniej i ciszej. Poza tym to przeciez nie jest film dokumentalny, ktory ma obiektywnie zilustrowac jakis problem. Rezyser musi stosowac takie zabiegi, jesli chce zeby film nie byl po prostu nudny.
    Ja tu widze tylko dwa momenty, kiedy Smarzowski troche przegina. Nie znam osobiscie zadnego biskupa, ale nie wydaje mi sie zeby wysoki dostojnik koscielny, tak czesto poslugiwal sie takim jezykiem. Z drugiej strony, jesli dobrze zrozumialem intencje rezysera, te sceny w kurii maja byc przerywnikiem, chwila oddechu od pozostalych bardzo powaznych watkow, wiec spelniaja lepiej swoja role dzieki lekkim przerysowaniom.
    Drugi lekki zgrzyt, to scena z widelcem w dloni ksiedza. Malo realne, aby cos takiego moglo sie wydarzyc naprawde. Kosciol to zbyt bogata i wplywowa instytucja, zeby tak traktowac jego urzednika.
    Jesli zas chodzi o emocjonalna nieciaglosc, to juz kompletnie nie wiem o co ci chodzi i bylbym wdzieczny, gdybys zechcial nieco rozwinac ten temat.
    O Jandzie i Urbanie nie bede pisal, bo jakkolwiek moznaby tu duzo powiedziec, to ominelibysmy temat samego Kleru i twojej recenzji.
    Ja ten film uwazam za bardzo dobry i potrzebny.
    Pozdrawiam

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      No cóż, zacznę od banału: to zupełnie naturalne, że inaczej odbieramy kino, a tym samym konkretne filmy. Bo na nasz odbiór składa się cała masa – że tak powiem – cech „osobniczych”. Choćby to, że nasze spojrzenie na świat, a i zapewne nasze wrażliwości, są inne.

      Dziękuję za Twój obszerny i konkretny komentarz, który przeczytałem z uwagą. Wydaje mi się, że zrozumiałem Twoje argumenty – a tym samym: rozumiem Twój odbiór filmu.
      W sumie (pisałem to już przy innych okazjach), fakt że film Ci się spodobał jest Twoją wygraną (a to, że mi się nie spodobał, jest z kolei poniekąd moją przegraną).
      Wierz mi, ja również bardzo chciałem, żeby film Smarzowskiego mi się spodobał, ale niestety – parę rzeczy popsuło mi w końcu jego odbiór (to właśnie o nich starałem się napisać w mojej recenzji – więc nie chcę się tutaj powtarzać).

      A teraz parę odpowiedzi na Twoje zarzuty wobec mojej recenzji (i – na to wychodzi – wobec mojego odbioru filmu).

      – Ja nigdzie nie napisałem (sprawdziłem to w tekście, żeby się upewnić) że w filmie występuje „wątkowy chaos”, tylko, że na lepsze wyszłoby filmowi, gdyby scenarzyści skupili się na jednym głównym wątku (jak to zrobiono np. w filmie „Wątpliwość”) i nie pozwolili, aby wątki poboczne tak się rozjeżdżały (przynajmniej ja to tak odebrałem, ale jeżeli komuś to nie przeszkadzało, to jest OK, nie zamierzam z tym polemizować, bo to jest sprawa subiektywnego odbioru).

      Cieszę się, że sam zauważyłeś to, że niektóre sceny były wręcz absurdalne (wychodzi na to, że mnie przeszkadzało to bardziej, niż Tobie). Dla mnie taką sceną był sam finał filmu – tak pretensjonalny i mało realistyczne, że głowa boli (Ludzie, którzy nie ratują płonącego człowieka, a rozstępują się wokół niego tak, żeby utworzyć… trójkąt! To takie ceperowskie trochę – utrzymane właśnie w siekierzastej stylistyce Smarzowskiego – nawiązanie do symbolu Oka Bożej Opatrzności. Muszę przyznać, że wprowadziło mnie to w lekkie osłupienie i raczej nie przyczyniło się do tego, bym się filmem zachwycił.
      A szkoda, bo gdyby tak go trochę ponaprawiać, to film Smarzowskiego byłby naprawdę dobrym – może nawet bardzo dobrym – filmem.
      Ale to jest tylko moja skromna opinia.

      PS. Te i inne rzeczy – a zwłaszcza przeskoki z kabaretu i komedii (Gajos) do dramatu i tragedii (Jakubik) – spowodowały to, że ja poczułem właśnie taką emocjonalną „nieciągłość” w tym filmie. Tym bardziej, że ja tego zachowania arcybiskupa Mordowicza po prostu „nie kupiłem” – tak, że zamiast rozbawienia czułem irytację, bo mnie te odlotowe momenty (które Ty wziąłeś za „przerywnik”) wydały się bardziej idiotyczne, niż realistyczne.

  28. Barbara Józefowicz Says:

    Tak jak w kwestii Smarzola, tak i Pawlikowskiego (choć „Zimnej wojny” jeszcze nie widziałam, ale „Idę” tak, i pozostałe filmy) czuję z Tobą więź :)

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      A to jest dla mnie cenne, co piszesz, bo myślałem, że przemożesz swoją rezerwę wobec Smarzowskiego (pamiętam dobrze Twoje zastrzeżenia co do jego potraktowania „Róży”) i będziesz zachwycona (a przynajmniej usatysfakcjonowana) „Klerem” już choćby z tego względu, że ten film wpisuje się w Twój „pejzaż” polityczny (i w Twoją – delikatnie mówiąc ;) – niechęć wobec Kościoła). Cieszę się, że różnice poglądów miedzy nami nie powodują naszej wzajemnej niechęci. A niestety, tego typu podziały i antypatie – jakie obecnie pustoszą intelektualnie i duchowo społeczeństwo polskie – są dla mnie teraz niemałym utrapieniem.

      A „Zimną wojnę” trzeba obejrzeć koniecznie, bo mimo wszystko jest to produkcja wybitna.
      Życzę Ci, żeby ten film Cię nie rozczarował, bo to jest jednak nasza strata kiedy nie możemy się poddać działaniu magicznej latarni w przypadku jakiegoś filmu.

      • Barbara Józefowicz Says:

        Nie, nadal podchodzę z wielką rezerwą do twórczości Smarzola. Pewien bloger, znany także Tobie, krótko i bardzo trafnie podsumował (na filmwebie) „Kler” – „jest temat – nie ma ludzi”. Bo tak właśnie działa Wojtek. Bierze na warsztat smaczne, krwiste tematy i jedzie po nich równo, nie zagłębiając się w szczegóły i niuanse. Tak przynajmniej było z wszystkim co przed „Klerem”. Podejrzewam, że z „Klerem” jest podobnie. I wcale mnie na ten film nie ciągnie – jeszcze nie widziałam, bo czym tu się podniecać, wszystko na temat nieobyczajnego prowadzenia się części kleru – już wiemy. Tak jak wiedzieliśmy o Rosjanach gwałcących na szlaku bojowym do Berlina (może ktoś zrobi film o kulturalnych Niemcach prowadzących burdele na ziemiach okupowanych ?), jak wiedzieliśmy o zbrodniach na Wołyniu, jak wiemy o niepoprawnym prowadzeniu się policjantów, o zapyziałej wsi itp.

        Szumowska zrobiła ciekawszy film kilka lat wcześniej „W imię” poruszający kwestię homoseksualizmu księży – wywołał mniejsze echo.

        Piszesz o mojej niechęci wobec kościoła i wnioskujesz, że „Klerem ” się zachwycę – myślałam, że przez te kilka lat poznałeś mnie, albo wyczułeś lepiej. Ja do Kościoła nic nie mam, niech sobie będzie, ale niech się wyzbędzie hipokryzji (homoseksualizm, aborcja, związki i dzieci z kobietami, chciwość, pazerność, umiłowanie przepychu itd). Skoro księża są tylko ludźmi, to niech się czują i odpowiadają za grzechy i przestępstwa jak ludzie. I niech żyją na własny rachunek, jak każdy – nikt za darmo niczego od państwa nie dostaje. Wręcz przeciwnie za każdy zarobiony grosz musi państwu oddać podatek). I niech nie nawołują do nienawiści, i nie popierają nawołujących, bo tego ich Jezus nie uczy.
        Oczywiście nie wszyscy są tacy fałszywi, wiadomo, ale ryba się psuje od głowy, a skoro hierarchowie zatajają grzeszki swych podwładnych, to nie ma się co dziwić, że Kościół traci zaufanie w społeczeństwie.

        Masz rację społeczeństwo jest podzielone, prywatnie, ludzie z przeciwnych obozów wolą nie dyskutować na tematy polityczne czy światopoglądowe, żeby się nie skłócić na dobre. Ja nie mam zamiaru dać się zmanipulować pisowi i nie będę się obrażała na kogoś, kto ma inne poglądy. No chyba, że ktoś nawołuje do agresji, czy choćby piętnowania, za inny kolor skóry, inną wiarę, orientację seksualną czy brak wiary – takich ludzie nie poważam.

        Oczywiście „Zimną wojnę” zobaczę. Choćby ze względu na Joannę Kulig, która oczarowała mnie od pierwszego na nią spojrzenia, już nie pamiętam, może to nawet był film „Kobieta z piątej dzielnicy” Pawlikowskiego właśnie. A Kot też, też wart tych ok. dwóch godzin mojego życia. Film na pewno ma swoje walory, dzięki którym tak się spodobał na świecie. Ale nie nastawiam się na jakieś dogłebne przeżycia, (raczej spodziewam się estetycznych) tak jak to było w przypadku „Idy”, od której oczekiwałam czegoś zupełnie innego – wsłuchując się w medialny szum przed premierą – niż dostałam.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Przeczytałem ponownie Twoją recenzję „Wołynia”, a tam spodobało mi się takie choćby zdanie: „Jego filmy są jak cep, proste w budowie i mocno walą w łeb.”  
          Poza tym, jest tam wiele spostrzeżeń, które pasują również do „Kleru”.

          Podejrzewam, że do „Kleru” podeszłabyś inaczej, bo Smarzowski patrzy na kościół z podobnej perspektywy, jak Ty. No co zrobić, tak już działa nasza psychika i percepcja – łagodniej traktujemy tych, którzy podzielają nasze poglądy. Podobnie jest chyba z filmami.
          Jednak mogę się mylić.

          Jeżeli Cię bezpodstawnie posądziłem o to, że Twoje zapatrywania polityczne i stosunek jaki masz do Kościoła wpłynie na ocenę (i odbiór) filmu Smarzowskiego, to przepraszam… jeśli tak nie jest (czy też raczej nie będzie, kiedy już „Kler” zobaczysz).

          Zgadzam się ze wszystkimi Twoim zarzutami, jakie wysunęłaś przeciw Kościołowi w swoim komentarzu. W sumie to ja naprawdę żałuję, że Smarzowski nie zrobił lepszy film na ten temat, bo uważam, że Kościół w Polsce jak najbardziej na krytykę zasługuje – także dla jego własnego dobra, żeby już zupełnie nie pogrążyć się w kryzysie, który jest przecież widoczny.

          Ja zresztą (słusznie jak się okazało) obawiałem się, że kiedy opublikują moją recenzje „Kleru” (a zrobiły to obie największe gazety polonijne w Chicago), to dyskusja nie będzie dotyczyć filmu, (ani tym bardziej mojej recenzji) tylko Kościoła – a zwłaszcza tego, jaki kto ma do niego stosunek (bo to właściwie determinowało najczęściej odbiór tego filmu).

          Swoją drogą, ja naprawdę byłbym ciekaw, co miałabyś do powiedzenia po obejrzeniu „Kleru”. Chętnie przeczytałbym Twoją recenzję (szkoda, że przestałaś już pisać – co ciekawe, Twoim ostatnim opublikowanym na blogu wpisem jest recenzja „Wołynia” ;) )

          Pozdrawiam

        • Barbara Józefowicz Says:

          Dziękuję za pozdrowienia :)
          No i cóż, chyba pójdę na ten „Kler”, jeszcze grają. Ja żałuję, że Smarzol nie zrobił tego filmu wcześniej, gdy sprawa pedofilii w polskim kościele nie była jeszcze tak nagłośniona. Wtedy to byłoby coś. Wykazałby się jeszcze większą odwagą. Bo, że księża piją, jak ludzie, to parafianie się orientują, bez jego filmu.
          Symbolem zepsucia i bezczelności jest np. od lat ojciec z Torunia, biskup na P. z Poznania. Tylko ta nieszczęsna pedofilia była skrzętnie zamiatana, aż w końcu dywan się wybrzuszył i śmieci zobaczyły światło dzienne.

          W ogóle, to ja w kwestii filmów Wojtka S. mam takie wrażenie, jakby on szedł na łatwiznę i nie umiał ciąć, wybierać, skupiać się na postaci, na jednym problemie, całe zło pakuje bezmyślnie do jednego wora, a może warto byłoby sięgnąć pod powierzchnię i przekonać się dlaczego tyle zła.
          Takie „W imię” M. Szumowskiej, kiedyś może mniej przeze mnie doceniane, ale po latach jednak ciągle pamiętane – jest subtelnym, ale dobitnym portretem księdza i odpowiedzią na pytanie o nie takie rzadkie pobudki czy przyczyny „powołań” kapłańskich.
          A może Smarzowskiemu brakuje trochę kobiecego pierwiastka, aby jego filmy do mnie trafiły na więcej niż do tej pory procent.
          No dobrze, dość pisania, czas na „Kler”.

        • Barbara Józefowicz Says:

          No i zadanie domowe odrobione. :)
          „Kler” to pierwszy film Wojciecha Smarzowskiego (żadnego Wojtka, tylko Wojciecha) którego bohaterów mogę określić jako prawdziwych, ludzkich, z krwi i kości. Może to zasługa współscenarzysty W. Rzehaka? Sztuką jest tak rozpisać postaci, by współczuć nie tylko ofiarom, ale i sprawcom ich krzywd. A tak się dzieje w „Klerze”. Smarzowski potraktował temat kleru (nie tylko przecież polskiego) bezstronnie i sprawiedliwie.
          Nie zgadzam się z tym co piszesz, ze gdyby nie był ateistą,jego film wyglądał by inaczej. To znaczy jak? Zrobił by film wg scenariusza biskupa Mordowicza?
          Świetnie ukazane jest rozwarstwienie kleru – mizeria życia księży na dołach – parafie w zapyziałych wsiach, małych miasteczkach i opływające w złoto i inne luksusy zakłamane życie na wyżynach kleru. W małej parafii nic się przed ludźmi nie ukryje, prędzej czy później, wierni się dowiedzą, co ksiądz robi po godzinach, czy w zakrystii – pytanie – co z tą wiedzą zrobią (cudowna Iwona Bielska, matka Rysia – kocham tę aktorkę).
          Bardzo często w kapłany idą prości chłopcy, którzy potem nie ogarniają życia w zakonie, znaczy w ascezie, celibat itp. A nie mają siły, ani odwagi, żeby z tego wyjść. Samotni, zagubieni szukają pocieszenia w alkoholu, albo u kobiet. Smarzowski pokazuje to znakomicie.
          Inaczej jest jest z tymi przebiegłymi, którzy swoją pozycję, szacunek jakim cieszy/ła się ich profesja wykorzystują bezczelnie do bogacenia się i używania życia. A jeśli zatajają przestępstwa podwładnych to tylko dlatego, żeby kościelna machina nie rozpadła się w drobiazgi, żeby nie poszli z torbami.
          Przez film przewijają się z offu autentyczne wypowiedzi hierarchów bezpośrednio do mediów, bezczelne i kłamliwe, które wygłosili niektórzy polscy biskupi a propos pedofilii (winne są dzieci, a nie księża) w kościele, co jeszcze bardziej uwiarygadnia ten film.
          Aktorstwo całej obsady rewelacyjne. To także dzięki aktorom, bogu ducha winnym ( którzy musieli tłumaczyć się w wywiadach, że oni tylko grają, bez związku z ich osobistymi poglądami na wiarę), ten film jest tak wiarygodny. Ilustrujący przysłowie o psuciu się ryby od głowy.

          Pierwszy film Smarzowskiego do którego nie mam zastrzeżeń (bohaterowie wątpią, błądzą, przechodzą przemiany, budzą współczucie zamiast nienawiści), nawet do zakończenia – mocne, symboliczne, pełne wiary w Boga i jego sprawiedliwość? Co tylko udowadania, że Smarzowski nie kierował się żadnym światopoglądem (nawet nie wiem jaki ma i mnie to nie obchodzi, to jego prywatna sprawa), a tylko faktami, z jakimi i my spotykamy się na co dzień obcując z klerem.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          No to zupełnie inaczej odebrałem ten film.
          Ja znam inny Kościół i innych księży, niż to pokazał Smarzowski. On po prostu trafił w Twoja niechęć (nienawiść?) do Kościoła i na pewno miało to wpływ na Twoje przyjęcie filmu.
          Zakończenie, którym tak się zachwycasz, jest wg mnie jeszcze bardziej kuriozalne, niż w Pokłosiu.
          Ale o tym wszystkim już pisałem wiec nie będę się powtarzał, tym bardziej że piszę z telefonu i na kolanie.

          Pozdrawiam

        • Barbara Józefowicz Says:

          Jak już wspomniałam, nie żywię nienawiści do kościoła. Nie mam powodu. Ale ty oczywiście wiesz lepiej co ja czuję. Nie podoba mi się w kościele to, co już wymieniłam i z czym ty się też zgadzasz i mnie popierasz.
          Film odbieram nie poprzez swoje przeżycia i kościół jaki znam osobiście. Oceniam jego realizację, wymowę, bohaterów, nie są wreszcie jednowymiarowi. Zauważ, że współczuję ofiarom, jak i rozumiem sprawców ich krzywd.

          Nieważne jaki ty znasz kościół, może masz akurat dużo szczęścia i zostały ci oszczędzone pewne przeżycia czy spotkania. Ważne jaki on jest i to w Polsce.
          Przy okazji, zapraszamy do ojczyzny na dłużej. :) Nie tylko na spotkanie autorskie.

          Ciekawe, że polski kościół i jego wielu wiernych nie przyznaje się do pedofilii, do której przyznają się inne kościoły na świecie, z którą się już dawno rozliczyli. My, jak zwykle czyści i kryształowi, po prostu wybrańcy, także na niwie kościoła.

          Zakończenie filmu – jest trochę efekciarskie, to prawda, ale symbolizuje rozpacz i bezradność ciemnego ludu, także tego klerykalnego, wobec hierarchów, którzy zawsze wyjdą na swoje. Zauważyłeś oko boże, które patrzy i być może osądzi kiedyś także biskupów. Taką nadzieję mogą mieć pokrzywdzeni, którzy jeszcze zachowali resztki wiary.

        • Ewa Figurski Says:

          @ Barbara Józefowicz – tuż po obejrzeniu „Wołynia” napisałam:

          Zaciśnięty żołądek
          i skurczony przełyk.
          Wciągane nosem powietrze z trudem przeciska się
          do płuc.
          Stopy wbite w ziemię.
          Nie mogę otworzyć ust.
          Nie mogę wypuścić uwięzionej w gardle kolczastej kuli krzyku.
          Nie czuję bicia serca.
          Chce płakać. Nie mogę.
          W uszach świszczy mi
          jedno słowo: „Sąsiady”

          Ten film to PRZESTROGA
          nie wywyższać
          ni siebie ni innych
          nie poniżać
          ni innych ni siebie
          nie dzielić a łączyć
          bo człowiek człowiekowi równy
          i nigdy przenigdy
          nie próbować mścić się
          za przodków
          dać umrzeć tym którzy
          już dawno nie żyją

          I służyć ŻYCIU
          TU i TERAZ
          jedynemu jakie mamy
          WSZYSCY
          SĄSIADY

        • Barbara Józefowicz Says:

          @Ewa Figurski – o naprawdę bardzo piękne, co napisałaś. Mówię szczerze i wzruszona. Dlatego najbardziej, bardziej boję się wojny domowej, bo wtedy wychodzą z ludzi demony. I nie chodzi o idee. Sąsiad z którym żyjesz poprawnie, ale który zazdrości ci byle płotu, czy byle samochodu – bo taka jest ludzka prosta, a szczególnie polska natura – będzie miał okazję zemścić się za swoją frustrację. Inny znowu wypomni ci przodków nie takich jacy mu odpowiadają, inny zemści się za nieudane życie swojego syna itp. Nie mówiąc już o trywialnych grabieżach, czy gwałtach.

          Tak, ten film to przestroga, tylko czy na pewno tak jasno to z niego wynika? Że polskie sąsiady się panoszyli, panowali, jak obecnie na stadionach pisząc np.hasła „Litewski chamie, klęknij przed polskim panem” (akurat Polska grała z Litwą, co by było, gdyby grała z Ukrainą”?
          Ja nienasycona filmem przeczytałam książkę Szabłowskiego ‚Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”.
          Nie mścić się za przodków, nie uszczęśliwiać kolejnych pokoleń.
          Dzięki za ten komentarz.

        • Ewa Figurski Says:

          Barbara Józefowicz , część moich korzeni jest wołyńska.
          Babcia zginęła z rąk Ukraińców w rzezi, dziadek (piłsudczyk, brał udział w wojnie bolszewickiej, dostał ziemię na Wołyniu) rozstrzelany przez gestapo (z donosu księdza), mama (małe dziecko) znaleziona w rowie z trupami, przekazana ludziom przez innego księdza.
          Ocalała. Adoptowana. Wychowywana jako jedynaczka.
          Odnalazłam jej rodzeństwo (ona najmłodsza) – 53 lata po wojnie spotkali się ocaleńcy.

          Kiedy słyszę o przepraszaniu – za to, co jedni dziadowie drugim zrobili (i vice versa) – kolejnych pokoleń wnuków przez kolejne pokolenia wnuków, niedobrze mi się robi.
          Kiedy słyszę o jednoznacznym określaniu – ten tylko kat, a ten tylko ofiara, niedobrze mi się robi.
          Czasami krzyczeć bym chciała – ludzie, otwórzcie oczy, uszy i serca i zobaczcie, poczujcie i uznajcie wreszcie, że ani życie nie jest zero-jedynkowe ani my czarno-biali.

        • Ewa Figurski Says:

          @Stanisław Błaszczyna – na czym polega kuriozalność tego zakończenia – ciekawam.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          @Ewa Figurski – a choćby na tym, że człowiek płonie, a nikt z tłumu, który go otacza nie próbuje nawet mu pomóc. Mało tego, tłum rozstępuje się wokół tego człowieka, tworząc… trójkąt, czyli znak Boskiej Opatrzności (bo taki się Smarzowskiemu zwidział symbolizm). Mnie to się wydało strasznie pretensjonalne – i nic na to nie mogę poradzić.

          Podobnie było z zakończeniem „Pokłosia”. Pasikowski ukrzyżował (rękami ludzi ze wsi) głównego bohatera na drzwiach stodoły. W rzeczywistości człowiek, na którym wzorowana była ta postać, zainteresował się sprawami żydowskimi, odnowił żydowski cmentarz, doprowadził do zbliżenia Polaków i Żydów. (ale kto by się takimi faktami przejmował, skoro chodziło o przedstawienie w filmie Polaków jako ciemnogrodców i Żydożerców?)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          @ Barbara Józefowicz: „Smarzowski potraktował temat kleru (nie tylko przecież polskiego) bezstronnie i sprawiedliwie.”
          No właśnie, ja się z tym stwierdzeniem nie mogę zgodzić, bo on potraktował temat kleru bardzo wybiórczo a więc stronniczo.
          Widzę, że Smarzowski trafiając w Twoje antypatie wobec kościoła, nagle stał się reżyserem świetnym, bez śladu tego, co wcześniej wyrzucałaś mu we wszystkich jego filmach. (Podejrzewałem, że tak będzie).

          Być może niesprawiedliwie posądzam Cie o nienawiść do Kościoła (rzeczywiście jest to zbyt mocne słowo) ale Twoje posty na FB sprawiają takie właśnie wrażenie.
          Podobnie odnoszę wrażenie, że nie za bardzo lubisz ludzi, a zwłaszcza naszych rodaków ;)
          No ale to są twoje sprawy osobiste i nie chcę na ten temat dyskutować.

          Naprawdę nie raziło Cię przerysowanie i farsa w kreacji Gajosa? Przecież to jest postać kabaretowa, zachowująca się zupełnie groteskowo – więc trudno powiedzieć, że odzwierciedla ona jakąś postać istniejącą w rzeczywistości (jeśli odzwierciedla, to właśnie karykaturalnie – więc nie jest wiernym jest odbiciem rzeczywistości, tylko zniekształconym).
          Czyżbyś zapomniała juz o tym, co napisałaś (w innym komentarzu) parę zdań wcześniej?: „Bo tak właśnie działa Wojtek. Bierze na warsztat smaczne, krwiste tematy i jedzie po nich równo, nie zagłębiając się w szczegóły i niuanse.”
          Czy uważasz, że kreując swoich „księży” ma ekranie zagłębił,się w „szczegóły i niuanse”? (nawet nie piszę o groteskowym zupełnie niezniuansowanym Mordowiczu, ale i o granym przez Więckiewicza księdzu, który dla mnie był zupełnie niewiarygodnym połączeniem „bogobojności” i religijności z zupełnie świeckim nastawieniem do seksu i szarganiu sutanny w związku zakazanym przez celibatowy etos księdza).

          Piszesz, że w filmie nawet oprawcom („sprawcom krzywd”, jak się wyrażasz) można współczuć). Naprawdę jesteś w stanie współczuć pedofilom? Albo takim kanaliom jak Mordowicz? Całemu temu towarzystwu spod ciemnej gwiazdy, które tuszuje pedofilię? Doprawdy trudno mi w to uwierzyć.

          PS. No i widzę, że po „Klerze” (który tak trafił. w Twoje upodobania), Smarzowski nie jest już „Smarzolem”, ani nawet Wojciech – „Wojtkiem” (a przecież sama go tak nazywałaś ;) )

          PS 2. Naprawdę uważasz, że to zakończenie (moim zdaniem zupełnie sztuczne, pretensjonalne i przerysowane) jest „mocne, symboliczne, pełne wiary w Boga i jego sprawiedliwość?”
          Pełne wiary w Boga i jego sprawiedliwość???

  29. miziol Says:

    Musze przyznac Amicusie, za masz naprawde talent. Do wykrecania kota ogonem i wyprowadzania mnie z rownowagi. Ide pokrzyczec chwile przez okno, bo mnie zaraz szlag trafi.
    Btw. tak wiele komentujacych nie widzialo Kleru, a zabiera glos, wypisujac przy tym bezsensowne rzeczy. Po pierwsze, to nie jest „film o nieobyczajnym prowadzeniu sie czesci kleru.” Zeby zabierac glos trzeba obejrzec calosc, a nie tylko zwiastun.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      No to teraz mi zdradź, cóż takiego napisałem, że zmusiło Cię to do wycia przez okno? ;)
      I gdzie np. wykręciłem kota ogonem?

      A co do głosów tych, którzy filmu nie widzieli a już go krytykują, to ja się z Tobą zgadzam.

      I skąd żeś wziął to zdanie, że to jest „film o nieobyczajnym prowadzeniu się części kleru”? Bo ja na pewno go nie napisałem, wiec jeżeli znowu przez to zdanie wyjesz (no dobrze: krzyczysz), to przecież nie jest moja wina.

  30. miziol Says:

    Nie wiem dlaczego daje sie wciagac w te potyczki slowne z Toba. Chyba w imie starej znajomosci :-). Kiedys mnie tu troche Sarna popierala, ale zdaje sie, ze ostatnio nie mam co liczyc na jej przychylnosc.
    Ad rem zatem.
    Nie napisales, ze w filmie wystepuje watkowy chaos? I nawet to sprawdziles? A to co jest?:
    „…fuzja Smarzowskiemu się nie udała, głównie dzięki grzechom przerysowania, wątkowego chaosu i emocjonalnej nieciągłości.”
    Z kolei krotki akapit z mojego komentarza:
    ” … rzeczywiscie Smarzowski posluguje sie przerysowaniami. Ale nie przekracza granicy absurdu.” !!!
    I Twoja interpretacja :
    „Cieszę się, że sam zauważyłeś to, że niektóre sceny były wręcz absurdalne”.
    Zastanawiam sie nad wlasciwym okresleniem takiego sposobu prowadzenia dyskusji, ale znajduje tylko niecenzuralne slowa, wiec jeszcze raz stwierdze tylko, ze odwracasz kota ogonem. I uciekasz od niewygodnej dla Ciebie prawdy.
    Rzeczywiscie nie napisales o tym, ze to ” film o nieobyczajnym prowadzeniu sie czesci kleru”. To z komentarza jednej z osob, ktore nie widzialy „Kleru”, ale postanowily zabrac glos w tej sprawie.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      – Masz rację z tym chaosem. Przepraszam (nie doczytałem swojego tekstu do końca ;) ) Przyznaję się do tego, że nazwanie przeze mnie wprowadzenia do filmu przez Smarzowskiego kilku wątków „chaosem” było nadużyciem.

      – Rzeczywiście, nie załapałem Twojej niezgody na nazwanie tych scen absurdem. Ja jednak podtrzymuję tu swoje stwierdzenie, że mnie kilka scen z filmu wydało się absurdalnymi.

      Nie uciekam o niewygodnej dla mnie prawdy, wręcz przeciwnie – zawsze drążyłem rzeczywistość, żeby się do tej prawdy dostać. (Co wcale nie jest takie łatwe, jak się komuś może zdawać).
      Tak więc, bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, co w Kościele katolickim jest złe. Ale ja pisałem o filmie Smarzowskiego, a nie o złu, które jest w Kościele.

  31. Marcus Says:

    Wypowiedź ks. Josepha Ratzingera 1969 r.
    („Wiara i przyszłość”, Ignatius Press 1969, ss. 114-118)

    Przyszłość Kościoła może wyrosnąć i wyrośnie z tych, których korzenie są głębokie i którzy żyją z czystej pełni swojej wiary. Nie wyrośnie z tych, którzy dostosowują się jedynie do mijającej chwili ani z tych, którzy tylko krytykują innych i zakładają, że sami są nieomylnymi prętami mierniczymi; nie wyrośnie z tych, którzy podejmują łatwiejszą drogę, którzy unikają pasji wiary, twierdząc, że wszystko, co stawia im wymagania, co ich uraża i zmusza ich do poświęcenia siebie jest nieprawdziwe i nieaktualne, despotyczne i legalistyczne.
    Ujmując to bardziej pozytywnie: przyszłość Kościoła, po raz kolejny, jak zawsze, zostanie ukształtowana przez świętych, to znaczy przez ludzi, których umysły nie zatrzymują się na hasłach dnia, ale dociekają głębiej, którzy widzą więcej niż widzą inni, ponieważ ich życie obejmuje szerszą rzeczywistość.
    Bezinteresowność, która czyni ludzi wolnymi, osiąga się jedynie poprzez cierpliwość małych codziennych aktów samozaparcia. Przez tę codzienną pasję, która sama objawia człowiekowi w ilu wymiarach jest on niewolnikiem własnego ego, przez tę codzienną pasję i tylko poprzez nią oczy człowieka powoli się otwierają. Widzi tylko na tyle, na ile przeżył i przecierpiał.
    Jeśli dzisiaj prawie nie jesteśmy już w stanie uświadomić sobie Boga, to dlatego, że tak łatwo przychodzi nam uciec od samych siebie, od głębi naszego jestestwa za pomocą narkotyku takiej czy innej przyjemności. W ten sposób nasza własna głębia wewnętrzna pozostaje dla nas zamknięta. Jeśli prawdą jest, że człowiek widzi tylko sercem, to jakże jesteśmy ślepi!
    Jaki to wszystko ma wpływ na problem, który rozpatrujemy? Oznacza to, że chełpliwe i głośne twierdzenia tych, którzy wieszczą Kościół bez Boga i bez wiary, to wszystko pusta paplanina. Nie potrzeba nam Kościoła, który celebruje kult działania w modlitwach politycznych. To jest zupełnie zbędne. Dlatego też on sam siebie zniszczy.
    To, co pozostanie, to Kościół Jezusa Chrystusa, Kościół, który wierzy w Boga, który stał się człowiekiem i obiecuje nam życie po śmierci. Ksiądz, który nie jest nikim więcej niż pracownikiem socjalnym może być zastąpiony przez psychoterapeutę i innych specjalistów; ale ksiądz, który nie jest specjalistą, który nie stoi [z boku], obserwując grę, udzielając oficjalnych rad, ale w imię Boga stawia się do dyspozycji człowieka, który towarzyszy ludziom w ich smutkach, w ich radościach, ich nadziei i strachu, taki ksiądz na pewno będzie potrzebny w przyszłości.

    Pójdźmy krok dalej. Z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra – Kościół, który stracił wiele. Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. Nie będzie już w stanie zajmować wielu budowli, które wzniósł w czasach pomyślności. Ponieważ liczba jego zwolenników maleje, więc straci wiele ze swoich przywilejów społecznych.
    W przeciwieństwie do wcześniejszych czasów będzie postrzegany dużo bardziej jako dobrowolne stowarzyszenie, do którego przystępuje się tylko na podstawie samodzielnej decyzji. Jako mała wspólnota, będzie kładł dużo większy nacisk na inicjatywę swoich poszczególnych członków. Niewątpliwie odkryje nowe formy posługi kapłańskiej i będzie wyświęcał do kapłaństwa wypróbowanych chrześcijan, którzy wykonują już jakiś zawód.
    W wielu mniejszych parafiach lub autonomicznych grupach społecznych opieka duszpasterska będzie zazwyczaj prowadzona w ten sposób. Obok tego niezbędna również będzie posługa kapłańska w pełnym wymiarze czasu, jak dawniej.
    Ale we wszystkich tych zmianach, w których, jak można się domyślać, Kościół na nowo odnajdzie swoją istotę i pełne przekonanie, co do tego, co zawsze było w jego centrum: wiary w Trójjedynego Boga, w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który stał się człowiekiem, w obecność Ducha Świętego aż do końca świata. W wierze i modlitwie na nowo uzna sakramenty za formę oddawania czci Bogu, a nie za przedmiot wiedzy liturgicznej.
    Kościół będzie wspólnotą bardziej uduchowioną, nie wykorzystującą mandatu politycznego, nie flirtującą ani z lewicą, ani z prawicą. To będzie trudne dla Kościoła, bo ów proces krystalizacji i oczyszczenia będzie kosztować go wiele cennej energii. To sprawi, że będzie ubogi i stanie się Kościołem cichych.
    Proces ten będzie tym bardziej uciążliwy, że trzeba będzie odrzucić zarówno sekciarską zaściankowość, jak i napuszoną samowolę. Można przewidzieć, że wszystko to będzie wymagało czasu. Proces będzie długi i żmudny, tak jak droga od fałszywego progresywizmu w przededniu rewolucji francuskiej – kiedy biskup mógł być uważany za błyskotliwego, jeśli wyśmiewał się z dogmatów, a nawet sugerował, że istnienie Boga wcale nie jest pewne – do odnowy w XIX wieku.

    Ale kiedy minie już proces tego odsiewania, wielka moc popłynie z bardziej uduchowionego i uproszczonego Kościoła. W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Jeśli całkowicie stracą z oczu Boga, odczują całą grozę swojej nędzy. Następnie odkryją małą trzódkę wyznawców jako coś całkowicie nowego. Odkryją ją jako nadzieję, która jest im przeznaczona, odpowiedź, której zawsze potajemnie szukali.
    A zatem wydaje mi się pewne, że przed Kościołem bardzo trudne czasy. Prawdziwy kryzys ledwo się zaczął. Będziemy musieli liczyć się z tym, że nastąpią straszliwe wstrząsy.
    Jestem jednak równie pewny, co pozostanie na koniec: nie Kościół politycznego kultu, który już jest martwy, ale Kościół wiary. Może już nie być dominującą siłą społeczną w takim stopniu, w jakim był do niedawna; ale będzie cieszyć się świeżym rozkwitem i będzie postrzegany jako dom dla człowieka, gdzie znajdzie on życie i nadzieję wykraczającą poza śmierć.
    Kościół katolicki przetrwa mimo mężczyzn i kobiet, niekoniecznie ze względu na nich. A jednak, nadal mamy do odegrania naszą rolę. Musimy modlić się i pielęgnować bezinteresowność, wyrzeczenie, wierność, pobożność sakramentalną i życie skoncentrowane na Chrystusie.

    • Jula :D Says:

      Marcus

      Bardzo dobre przemyślenia i to już w 1969r a takie aktualne ciagle i bez zmian . Aktualne na dziś i aktualne wieki temu. 😉

      Zdaje się , że tam jest takie zdanie „Następnie odkryją małą trzodke wyznawców jako coś całkowicie nowego.Odkryją ją jako nadzieję , która jest im przeznaczona , odpowiedź , której zawsze potajemnie szukali. „.

      No to tych trzodek w historii ludzkości było multum i to wzajemnie się zwalczajacych w krwawych walkach.

      Ludzie potrzebują boga , i różnie go nazywają w zaleznosci od jezyka .
      Najpierw wymyśla go trzodka a potem i tak zawlaszczaja boga politycy.

      Bóg i władza , to jedno. Powiem trywialne za słowami piosenki to ” widać ,słychać i czuć „.

      Wiara od zawsze, od początku ludzkości była powiązana z władzą i będzie.
      Ludzie mogą się buntować , zmieniać , tworzyć nowe trzodki ale potem i tak ten ich bóg będzie zarekwirowany przez władzę. ☺

  32. KOBIETY W OGNIU, MALOWANE PTAKI, WĄTPIĄCY PAPIEŻE… o filmach 55. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Chicago | WIZJA LOKALNA Says:

    […] swoje odbicie w kinie. Wszyscy zapewne pamiętamy niedawny film amerykański Spotlight czy polski Kler (o dokumencie Sekielskiego Tylko nie mów nikomu nie wspominając), które to utwory podejmują […]

  33. „BOŻE CIAŁO”, albo o tym czy można mieć diabła za skórą i anioła w sercu | WIZJA LOKALNA Says:

    […] filmu z pozycji anty-klerykalnych i anty-kościelnych (czyli tak, jak to zrobił np. Smarzowski w „Klerze”), ale przede wszystkim z pozycji humanitarnych, które w swojej istocie pokrywają się z duchem […]


Co o tym myślisz?