JAK PIES!

*

Mój przyjacielu,
równie dobrze, zamiast łba tego psa
mogłaby być tam twoja głowa

Myślisz, że ogrzewa cię światło
a ono tylko odbija się w oku,
które widzi obsuwającą się wydmę świata

Skowyt uwiązł ci w gardle
i sądzisz, że to jakaś fanaberia poetów
by skomleć, kiedy zasypują cię piachem

Twój Pan, gdzie jest?
Czy zagoił ci się już grzbiet
wygarbowany kiedyś przez jego kij?

Mówisz: gniew Mistrza mojego
to boży gniew!
Czy nie dlatego, że wówczas cierpienie twe,
choć głębsze – wydaje się też metafizyczne?

His Master’s Voice: słyszysz?
Czy jest to głos wołającego na pustyni
czy też szmer przesypujących się ziaren piasku,
które w końcu zduszą twój oddech?

Patrz: nicość jest jak płonąca ochra!
Ale ty mówisz, że to jedynie brudna żółć
I dziwisz się, że można ją uznać za symbol życia,
że przecież to tylko liszaje
zdjęte z muru tego szalonego malarza Goy’i

Nie wiem, czy pysk swój opierasz znużony
monotonią dziejącej się hekatomby
kiedy wszystkie kolory
przeganiane są na cztery wiatry?

Nie wiem – jest już w tobie spokój i pokora
życia wiernego jak pies?
Czy też rezygnacja i zmęczenie
sługi wygnanego z pańskiego pokoju?

Czy gasnąc, pochłonięty przez śmiertelną czerń
będziesz sie pocieszał,
że o zdechłym nie mówi się źle?
Że mogą cię nawet wtedy nazwać
swoim najlepszym przyjacielem ?
I pamiętać, że właśnie tu leżysz pogrzebany?

 

 

 

Jakże różnią się od siebie te dwa obrazy, które w madryckim Prado zrobiły na mnie największe wrażenie: rozbuchana kolorystycznie, zatłoczona kompozycyjnie, drobiazgowo detaliczna, szalenie alegoryczna – pełna niezliczonej ilości symboli wizja Boscha ukazująca „Ogród rozkoszy ziemskich” oraz minimalistyczny, monochromatyczny, zredukowany niemalże do jednego znaku obraz Goi „Zagrzebany pies”.
Goya namalował go pod koniec życia na jednej ze ścian swojej willi Quinta del Sordo jako uwieńczenie całej serii nazwanej później „pinturas negras”. „Domu Głuchego” dawno już nie ma, ale „czarne malowidła” przetrwały – najpierw zdjęte wraz z tynkiem ze ścian, a później przeniesione z tynku na płótno – wiszą teraz w Prado i są uznawane za coś w rodzaju malarskiego testamentu Goi.
„Pies” uważany jest za obraz par excellence modernistyczny, z tym, że wyprzedzający swoją epokę o wiek niemal cały. Nikt inny, tak jak Goya, nie potrafił równie wspaniale łączyć ekspresję z symbolizmem: furiacką wręcz swobodę operowania pędzlem czy szpachlą i przejmującą na wskroś wymowę znaku, kreski, plamy i obrazu.
Wydawałoby się, że symbolika „Psa” jest dość jasna i przejrzysta: chodzi tu o dramat świadomości żywej istoty skonfrontowanej z niszczycielską siłą przytłaczającego ją świata – dramat osamotnienia, opuszczenia, rezygnacji, niemożności, bezsilności i ostatecznego unicestwienia w obojętnym na nasz los pustynnym Kosmosie.
Jednak, po głębszym wejrzeniu w dzieło Goi, można się przekonać, że można go interpretować na wiele różnych sposobów (o czym świadczyć choćby może zamieszczony powyżej tekst, którego zręby powstały jeszcze wtedy, kiedy stałem oniemiały przed tym zdumiewającym obrazem aragońskiego mistrza w Madrycie).

  

Komentarze 33 to “JAK PIES!”

  1. Eryka Says:

    Jak bliski wydaje mi się ten „Zagrzebany pies” w każdej z przywołanych interpretacji ale jest tam też światło-nadzieja na lepszy los jak sądzę:)

    • Logos Amicus Says:

      A to ciekawe Eryko, bo na niektórych reprodukcjach to światło nie jest tak widoczne. Jest za to widoczny np. zarys postaci, który majaczy przed psem – i to też jest otwarte na interpretacje :)

      Sądzę, że wszystko co człowiek czyni jest związane z pewnego rodzaju nadzieją, (dlatego jesteśmy skłonni upatrywać tej nadziei wszędzie – choćby w jaśniejszej palecie obrazu).

  2. Jula Says:

    No cóż.. mówi się , że ;
    Pieskie życie to synonim złego życia. :(

    • Logos Amicus Says:

      Jula, tak się skłąda, że we wszystkich rodzinach, które znam, pies jest traktowany niemalże jak członek tej rodziny. I w zasadzie ma tam klawe życie :)

      Ale oczywiście nie wszędzie tak jest. Widziałem w świecie całe watahy psów, które przypominały stada jakichś żałosnych kalek – z ich nagą egzystencją walczącą tylko o przetrwanie.

  3. dsdm-larix Says:

    Lubię obrazy, które zmuszają do myślenia. A to, co można z nich odgadywać, to tak naprawdę jest tym, co tkwi w naszej duszy.
    Nicość w kolorze ,,brudnej ochry,, – w niej jest strach, rozpacz i nasze ludzkie ,,wyjścia na pustynię,,.
    Pośrodku jest jednak światło, które rozdziela obraz w pionie na pół – to nadzieja, że to co w życiu zrobiło się dobrego, pozostanie jednak i tak, prędzej czy później zauważone. Szkoda jednak, że często niestety po naszej śmierci. Ufna psia głowa, która spogląda w tę – najwięcej zajmującą miejsca w obrazie – plamę światła, to nasze oczekiwania i zarazem nasza bezsilność.

    • Logos Amicus Says:

      Tak: obraz interpretujemy zwykle według tego, „co tkwi w naszej duszy”. Można jeszcze dodać: i tkwi w danym momencie.

      Czy pies spogląda w tę plamę światła? Nie wiem.
      Mnie wydaje się, iż spogląda on na coś, co jest poza tą hałdą piachu.
      To prawda: więcej spokoju (może nawet ufności?) w tym pysku, niż strachu i przerażenia. Może rzeczywiście nie widzi on nic groźnego?

  4. Torlin Says:

    Ja wolę psa (bo go nie znałem).

  5. Sarna Says:

    Tak, każdy obraz można odczytać na wiele sposobów. Zapewne też od sposobu owego postrzegania każdy z nas mógłby go inaczej nazwać. Dla mnie nazwa „zagrzebany pies” jest nieadekwatna do tego co widzę, bo prawdopodobnie widzę, coś innego niż widział autor.
    W komentarzu do „smugi cienia” napisałeś, że nasz stosunek do ludzi starych to nie tylko sprawa kultury, w jakiej żyjemy i jaka nas kształtuje, ale że zależy on przede wszystkim od tego, w jakiej rodzinie się wychowaliśmy – jak się traktuje w niej starych ludzi. Myślę, że analogicznie ma się sprawa naszego stosunku do braci mniejszych.
    Wielogodzinne włóczęgi po polach i lasach to jeszcze do niedawna była ulubiona forma odpoczynku moja i mojego ukochanego psiaka. Patrząc na obraz nie widzę osamotnienia. Widzę (bo patrze z perspektywy idącego obok współtowarzysza eskapady) wpatrzonego we mnie, mądrego wsłuchiwaniem się w to, co do niego mówię psa.
    No może ma minę lekko skarconego, ale psy potrafią „stroić” wymowne minki nie gorzej od kobiet )))
    pozdrawiam

    • Logos Amicus Says:

      Mnie również ten pies nie wydaje się „zagrzebany”. (Zresztą to nie jest tytuł, który nadał malunkowi Goya – on chyba nie nazwał żadnego z tych „czarnych malowideł”.)

      Być może interpretując ten obraz zasugerowałem się klimatem i wymową pozostałych obrazów z cyklu „pinturas negras”, które Goya namalował na ścianach swojego domu, a były one zdecydowanie pesymistyczne, mroczne, straszne – karykaturalnie wręcz groźne.
      Być może byłem także zasugerowany innymi interpretacjami, które również zwracały uwagę na to, że przedmiotem obrazu jest jednak dramat jakiejś samotnej istoty w obliczu przygniatającej ją rzeczywistości – poddanej jakimś bezdusznym żywiołom i skazanej na zagładę.

      No pewnie, że sympatyczniej byłoby zobaczyć tego psa tak, jak ja widzę jednak psa najczęściej: ten jego pysk oparty ufnie na mojej nodze.
      Poza jak z obrazu Goy’i.
      Tylko na nim, niestety, jest jeszcze ten piekielnie podzielony świat: na ognistą ale brudną ochrę i ciemną masę czegoś, co rzeczywiście może tego psa pogrzebać.

  6. georgeeliot Says:

    Jakie emocje wywołał u mnie obraz Goyi? Poczułam, przygnębiający smutek, który zasłonił wszystkie pozostałe myśli. Próbowałam zrozumieć obraz i nie rozumiałam, bo moja podświadomość stawiała opory. Dlaczego?
    Następnie zaczęłam oglądać tryptyk Boscha. I to on stał się kluczem do obrazu Goyi. I nie jego pojedyncze symbole, tylko całość. Części tryptyku mają określony rozmiar nie przypadkowo – symbolizują etapy życia. Narodziny, dojrzewanie, pełnię sił, które pod koniec życia gasną.
    Kiedy znajdujemy się pośrodku Ogrodu ziemskich rozkoszy, niezbyt chętnie sięgamy wzrokiem do jego wyjścia. Podobnie jest i przy oglądaniu tryptyku Boscha. Uwagę zatrzymuje centralna, najbardziej rozbudowana część i jej radosne kolory. Im bliżej wyjścia, tym bardziej staje się ciemno, a kolory gasną. Co jest za furtką, światło czy ciemność? Żeby to zobaczyć, trzeba opuścić ogród. I właśnie ta chwila jest pokazana na obrazie „Zagrzebany pies”. Chwila, kiedy żywa istota jeszcze żyje, ale już umarła, a jej rozpaczliwy smutek i strach przed nieznanym zaczyna gasnąc w promieniach całkiem INNEGO światła.

    • Logos Amicus Says:

      Bardzo ciekawe spojrzenie na „Psa” Goyi w zestawieniu z tryptykiem Boscha.

      Jakże ważny dla naszej interpretacji jest kontekst, warunki w jakich obraz oglądamy, wreszcie samo jego sąsiedztwo: w Prado są to pozostałe „czarne malowidła” z domu Goyi – niepokojące, mroczne, pesymistyczne… Trudno przy nich inaczej patrzeć na „Psa” jak z poczuciem tego fatalizmu zagłady, która wisi gdzieś tam nad nim w tej brudno-żółtej pustce i ciemnej hałdzie horyzontu.

  7. salina Says:

    Przejmujący, przejmujący obraz Amicusie…
    Aż sięgnęłam po życiorys Goi żeby lepiej zrozumieć, dowiedzieć się czy ta przerażająca ciemna strona życia całkowicie go zdominowała?
    Liczyłam na pocieszenie i nie zawiodłam się.
    Owszem, Goya poznał co to cierpienie, choroba, załamanie nerwowe, zagrożenie życia, wiedział dobrze co chce malować i jak to przekonywująco robić. Gdy wrócił do zdrowia po tajemniczej ciężkiej chorobie w 1793r (miał 47 lat, był sławny i majętny, wtedy stracił słuch na zawsze) namalował cykl dziwacznych obiektów, jak powiedział, po to „by zająć czymś wyobraźnię, upokorzoną rozpamiętywaniem cierpień”.
    Czternastoma „czarnymi malowidłami” ozdobił ściany domu też po poważnej chorobie. Kupił ten dom, a właściwie posiadłość 10-hektarową, w tym samym roku w którym zachorował, w 1819.
    Goya całkiem dobrze sobie radził, nie poddawał się. Po trzech latach pracy nad „czarnymi malowidłami” wyjechał do Francji, do Leokadii Weiss i jej (i przypuszczalnie jego) dwójki dzieci. Nie stracił energii ani chęci do życia. Dwukrotnie na krótko powrócił do kraju, odbył długą podróż do Paryża, pracował nad litografiami „Walki byków w Bordeaux”. Umarł mając 82 lata.
    Skoro twórca „Psa” wprawdzie namalował czarną beznadzieję ale nie poddał się jej, to i dla tych co ogladają też jakaś nadzieja powinna być, czyż nie? ;)
    Pozdrawiam :)

    • Logos Amicus Says:

      Dawno czytałem biografię Goyi, stąd ta nieścisłość, kiedy pisałem że „czarne malowidła” powstały pod koniec jego życia. Goya po tym, jak je namalował, żył jeszcze przez 8 lat.

      To był w ogóle taki „potwór” tworzenia (piszę to w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa): on wszystkie swoje cierpienia, lęki, choroby, strachy i koszmary (a nawet fizyczną niemoc czy kalectwo) potrafił przetransformować w swoje obrazy – tak jakby „wypluwał” to z siebie, dzieki czemu potrafił się w pewnym sensie oczyścić, pozbyć ciężaru – tych egzystencjalnych bakterii i zarazków, które zatruwały mu życie, wpędzały go w chorobę.
      Poza tym, miał on w sobie ogrom sił witalnych, które (m. in. dzięki swojej twórczości) mógł przeciwstawić nękającym go nieszczęściom.

      Prawie każdy (łącznie ze mną) interpretuje tego „Psa” w tonacji melancholijnej i pesymistycznej.
      A może Goya by nas za to wyśmiał? Bo malował tego psa w jakimś błysku nadziei? (Bo przecież był na progu nowej podróży – do Francji, do kobiety, do dzieci…)
      Może w pysku tego psa jest jednak spokój i po prostu wpatruje się on z ciekawością w coś, co się jeszcze może zdarzyć?

  8. czara Says:

    Najbardziej mnie wzruszyło, że to nie dom przetrwał, a freski… Spojrzenie psa wywołuje we mnie natomiast taki żal i poczucie winy, że muszę odwrócić oczy…

    • Logos Amicus Says:

      Poczucie winy? A dlaczego?

      • czara Says:

        Po napisaniu komentarza, domyśliłam się, że zadasz mi to pytanie, choć w trakcie pisania byłam przekonana, że to musi być jakieś wspólne odczucie. Psy są dla mnie tak bezbronnymi i oddanymi nam istotami, że takie smutne psie spojrzenie budzi we mnie poczucie odpowiedzialności i zawsze porusza do żywego.

  9. defendo Says:

    To pies metafizyczny. Nie można go przywołać do nogi. On wie, ale nie chce i nie może powiedzieć.

    • Logos Amicus Says:

      Co wie? To także pytanie metafizyczne.
      Ach ta metafizyka, psia jej mać! :)

      Swoją drogą przypomniało mi się, że w jednej z religii orientalnych można znaleźć stwierdzenie, że „świat istnieje dzięki rozumowi psa”. Hm… To dopiero musiałby być rozum metafizyczny ;)

  10. Taily Says:

    Jest taka piosenka Jacka Kaczmarskiego naznaczona rysem autobiograficznym, powstała w Australii w czasie pobytu autora na emigracji. Poetycka parafraza relacji między psem i jego panem. Refleksja dotyczy niezmienności natury psa (wspartej tresurą), która karze mu rzucać się w pogoń za kamieniem wrzuconym do wody i wrócić do swojego pana, choćby z niczym. Człowiekowi pozostaje kontemplacja piękna zwierzęcia zagrzebanego w przestrzeni jak Pies Goi w piasku, z łbem w seledynach, na tle prześwietlonego niebem oceanu. A pies, otrząsnąwszy się z wody, ponownie jest gotów gorliwie poddać się władzy człowieka.

  11. Sigil of Scream Says:

    Znakomity tekst. Przyprawia o egzystencjalny dreszcz i nie usiłuje udawać, że pustka jest mniej ciemna niż jest, a twarz boga ma rysy choć trochę ludzkie.

  12. Sigil of Scream Says:

    Wielu ludzi zwykło personalizować sakrum, nadając mu cechy ludzkie: pragnienia, upodobania, fobie… Myślę wiec, iż dla wielu ich bóg faktycznie ma twarz. Niestety współcześnie nazbyt często jego obraz stanowi projekcję, nie wynika zaś z bezpośredniego doświadczenia duchowego.

  13. Piotr Karczewski Says:

    Wszyscy pisza, ze ten pies sie zapada w piasku, a tu ewidentnie pies lezy przy krawedzi jamy (grobu?) w ktorej znajduje sie obserwator. Mysle ze to kwestia zlego tlumaczenia tytulu. Nie pies pogrzebany, tylko pies pogrzebanego…

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      No to mamy jeszcze jedną interpretację.
      Tak naprawdę to nie wiemy jak Goya nazwał to malowidło. Znamy tylko późniejsze przypisane mu tytuły, z których najpowszechniej przyjęte to „Perro semihundido”, czyli „Pies pół-pogrzebany” (pół-zapadnięty).
      A dla mnie to jest po prostu „Pies Goyi”.

  14. Lucyna Zarek Says:

    Patrząc na obraz Francisca Goi ” Pies” przypomniałam sobie analogie tematu obrazu jakie widziałam w Galerii Obrazów w Dreźnie. Tam widziałam obraz włoskiego malarza Francesco del Cossa ze ślimakiem na pierwszym planie . Porównując oba obrazy, odnoszę wrażenie niezakończonej pracy.
    I pies i ślimak na obrazach wychylają się jakby spod ziemi, przy czym całe górne części obrazów stanowi pusta przestrzeń. W obrazie Goi – pies symbolizuje rozpacz, wolanie o ratunek – co można odnieść do stanu chorobowego autora. Ślimak u Franceso del Cossa, nie pozostawia złudzeń, co do symbolu narodzin Chrystusa (niektórzy krytycy sugerowali taki sobie kaprys malarza w postaci żartu – wolno idzie ale w końcu jest).

    Wiersz inspirowany obrazem Goi jest smutnym w treści, oddającym jakby hold psu, jako temu najwierniejszemu przyjacielowi człowieka.
    Piękny wiersz wyrażający całą dole I niedolę towarzysza życia człowieka.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Obraz genialny w swojej prostocie, a zarazem wywołujący całą gamę interpretacji i skojarzeń. Poza tym Goya wyprzedził swoją epokę – choćby w ekspresji i formie swojego malarstwa.

      Skojarzenie ze ślimakiem na obrazie Francesca del Cossa ciekawe. W Galerii drezdeńskiej jest wiele znakomitych obrazów i żałuję, że nigdy nie udało mi się tam dotrzeć. Może kiedyś?

      • Lucyna Zarek Says:

        Życzę jak najbardziej odwiedzin kiedyś, jak Pan pisze, Galerii Drezdeńskiej, mnóstwo wrażeń.
        Dla mnie (byłam tam pięć lat temu) przede wszystkim radość i satysfakcja,że mogłam obejrzeć tysiące malowideł najznakomitszych artystów malarzy (nawet udało mi się dużo ciekawych obrazów zapamiętać – obraz Francesca del Cossa, jako jeden z wielu, utkwił mi w pamięci.).


Co o tym myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: