piękno wyrzeźbione przez piasek i wodę na pustyni
.
.
Jakże zestroić się z tym dziwem Natury, który można by nazwać cudem, gdyby nie nasza bałwochwalcza skłonność przypisywania cudu jedynie metafizycznej sferze zawłaszczonej przez religie? Sferze, której doświadczyć można jedynie w objawieniu i tylko wtedy, kiedy jest się wybranym lub oddanym bóstwu – a przy tym kimś dążącym do iluminacji? A może to tylko ciekawostka, przyrodnicza anomalia – ot, siły naturalne stworzyły na ślepo coś, co jest pewnym zaburzeniem spetryfikowanej kosmicznej monotonii Wszechświata, jaką jest skała, góra, pustynia, rozpadlina w ziemi…? Coś, co także rozwiewa naszą egzystencjalną nudę wynikającą z powtarzania tych samych, podtrzymujących nasze życie czynności w środowisku nam znanym i przewidywalnym – w dużej mierze stworzonym i przekształconym przez nas samych tak, by zaspakajało nasze potrzeby i byśmy się mogli w nim zadomowić?
Otóż zestroić można się dość łatwo – wystarczy tylko otworzyć się na barwy i kształty. Zachwyt przyjdzie sam, a jeśli nie zachwyt, to zadziwienie kreatywnością sił jakim poddana jest materia urabiana przez rzekę czasu w sposób poruszający naszą sensoryczną wrażliwość, dzięki której patrzymy i nazywamy coś pięknem. Pięknem, które przynosi nam radość i świadomość tego, że warto tego piękna szukać – i dostrzegać je wokół nas – bo w pewien tajemniczy sposób afirmuje ono i dostarcza sensu naszemu uczestnictwu w tym kosmicznym eksperymencie zwanym życiem. Materia, jaką ponoć jesteśmy, (z tym że ożywioną, bo uduchowioną) zderza się z materią martwą, (inercyjną, bo pozbawioną ducha) choć przecież zmieniającą swoją postać i formę. Rezultatem jest konfirmacja istnienia, które jest tego wszystkiego świadome, a przede wszystkim… czujące.
Nie wiem, czy piękno jest sprawą boską czy tylko ludzką. Ale wiem, że człowiek jest zdolny piękno odczuwać. Być może zdolność człowieka do doświadczenia piękna, to piękno dopiero stwarza? Czy też dopiero wtedy, kiedy coś, co niewątpliwie istnieje niezależnie od nas, dzięki tej naszej zdolności nabiera estetycznego, a nawet etycznego sensu kreuje nową we Wszechświecie jakość, której sprawcami jesteśmy my sami? Czyżby więc ludzie jak bogowie? Czy może tylko zagubione – szukające sensu i celu – wszechświatowe sieroty?
Poezja ziemi… ale czy istnieje poezja skały, kamienia, piasku i żwiru? Czy to tylko nasze nerwy i chmura elektrycznych wyładowań w ludzkim mózgu? Jednak czy tak naprawdę może to mieć jakiekolwiek znaczenie, skoro czegoś, co nazwaliśmy poezją, doświadczamy? A nawet próbujemy się tym podzielić z innymi?
* * *
.
Kanion Antylopy leży na terytorium rezerwatu Indian Nawaho w Arizonie. Byłem w tym niezwykłym miejscu wielokrotnie, choć nie zawsze okoliczności i warunki pozwalały mi na dłuższe z nim obcowanie. Pewnego razu jednak (było to bodajże w 2007 roku), zaopatrzony w sprzęt fotograficzny, dysponując niemal całym dniem na zwiedzanie okolic miasteczka Page, nieopodal którego znajduje się kanion, zjawiłem się rankiem u zarządzających tym miejscem Nawahów, wykupiłem od nich specjalne pozwolenie „fotograficzne” i zagłębiłem się na parę godzin w tę pomarańczową skalną rozpadlinę (a właściwie w dwie rozpadliny: wpierw był to Kanion Antylopy Górny, a następnie Kanion Antylopy Dolny, oddalony od tego pierwszego o dobrych kilka kilometrów). Nie niepokojony prawie przez nikogo, nie licząc sporadycznych grupek, które szły posłusznie za lokalnym indiańskim przewodnikiem, przypatrywałem się jego niebywałym kształtom. Rezultatem tej wizyty był plik fotografii, z których jestem średnio zadowolony (popełniałem pewien błąd w ustawieniu aparatu, dzięki czemu spora część tych zdjęć się popsuła), niemniej jednak mały ich wybór postanowiłem tutaj zaprezentować.
Jak powstał Kanion Antylopy? Otóż przed milionami lat była w tym miejscu piaszczysta pustynia, której wydmy z czasem uległy zeskaleniu i dzisiaj zwane są przez geologów piaskowcem Nawaho. To właśnie w tej skale przed tysiącami lat woda zaczęła rzeźbić szczelinę, która z czasem stawała się coraz większa i głębsza, głównie wskutek tzw. powodzi błyskawicznych, jakie nawiedzają ten rejon w porze deszczy monsunowych. Gwałtowne strumienie wody niosą ze sobą żwir, kamienie i piasek, które wymywają podatny na plastyczne zmiany piaskowiec, rzeźbiąc w nim charakterystyczne, opływowe „fale”, zakola i jaskinie. Materiał skalny jest wypłukiwany i znoszony do rzeki Kolorado, tej samej, która nieco dalej rzeźbi najbardziej znaną skalną dziurę świata, jaką jest Grand Canyon. Kanion Antylopy leży na pustyni, więc niemal zawsze jest suchy, niewiele jest w jego najbliższej okolicy deszczów, jednak co jakiś czas wypełnia go z niezwykłą szybkością szalejąca woda, pochodząca z opadów burzowych, które mogą występować w odległości wielu kilometrów od Kanionu. Dlatego powodzie błyskawiczne są niespodziewane i niebezpieczne. Nie tak dawno, bo w 1997 roku, w jednej z takich powodzi śmieć poniosło 11 osób, wśród których większość stanowili turyści z Europy (7 Francuzów, Szwed, Anglik i dwóch Amerykanów) – uratował się jedynie przewodnik tej grupy, który do dzisiaj z poczuciem winy szuka dwóch ciał nieodnalezionych wówczas ciał.
Kanion Antylopy jest kanionem szczelinowym, więc jego rozmiary nie są duże (średnia szerokość to ok. 4 metry, głębokość – do 30 m). Jak już wspomniałem, pod względem spektakularności wyróżniają się dwie jego sekcje, z których każda ma swój odmienny charakter. Aby docenić całe to zjawisko koniecznie należy zwiedzić obie te części, jednak najliczniej odwiedzany jest Kanion Antylopy Górny, zwany przez Nawahów Tsé bighánílíní (czyli „miejsce gdzie woda biegnie przez skały”), jednak Kanion Antylopy Dolny (temu Indianie nadali nazwę Hazdistazí co znaczy „kamienne spiralne łuki”) wcale nie ustępuje mu pięknem i niezwykłością kształtów (dzięki podobieństwu do litery V i pokrętnej aparycji, szczeliną dolną nazywają też niektórzy The Corcscrew, czyli „Korkociągiem”).
Mimo swej niezwykłej fotogeniczności Kanion Antylopy fotografować jest trudno, głównie ze względu na skąpość docierającego wgłąb niego światła. Najlepiej pod tym względem jest w miesiącach letnich, zwłaszcza w godzinach porannych, choć charakterystyczne smugi pojawiają się dopiero kilka godzin po wschodzie słońca. Jesienią i zimą jest w kanionie dość ciemnawo, więc bez statywu nie ma się tam co wybierać, jeśli chce się zrobić w miarę czytelne, nierozmyte fotki. Zresztą statyw wydaje się być niezbędny również o każdej innej porze dnia i roku, bo bez dłuższego czasu naświetlania nie można utrwalić falistych ściennych wyżłobień i ostrych krawędzi skał. Trzeba się też mocno nagimnastykować, by uniknąć tzw. przepaleń, czyli jaskrawych plam bez koloru, które na zdjęciu wyglądają jak białe, wypalone w pomarańczowej skale, dziury. Często kilka minut robi różnicę ze względu na szybko przesuwające się promienie słońca. Najlepiej jest jednak słońca w głębi kanionu nie łapać i skupić się na jego fantastycznych kształtach oraz szerokiej gamie nasycenia barwy i jej odcieni – przy świetle rozproszonym i odbitym. Zawrotu głowy można dostać od całej tej różnorodności form i kształtów napierających na nas z każdej strony – a lekkie przesunięcie perspektywy – miejsca, z którego fotografujemy – potrafi zmienić cały obrazek nie do poznania, dostarczając nam przy okazji wielkiej frajdy w rejestracji tego, zmieniającego się jak w kalejdoskopie, spektaklu. Oj, nie chce się człowiekowi wychodzić z tej pięknej dziury.
PS. Tego lata dostałem od jednego z moich przyjaciół obieżyświatów przykrą wiadomość: Kanion Antylopy jest obecnie zadeptywany przez hordy turystów. Oczywiście nie zmienia to jego struktury – te tłumy go nie niszczą, ale zdecydowanie obniżają jakość doświadczenia jakim jest zetknięcie się z kanionem, które jednak wymaga wyhamowania zapędów, pewnego skupienia się, może nawet rewerencji – bowiem tylko wtedy możemy docenić wyjątkowość i estetyczną wielkość tego miejsca. A tak, ludzie są popędzani – byle tylko przepuścić przez kanion jak największą ich ilość, bo to przekłada się na intratność biznesowego przedsięwzięcia, jakim dla władz rezerwatu jest obsługa coraz większej rzeszy turystów opanowujących coraz to nowe zakątki naszej planety, która przez tę masową turystykę robi się coraz mniejsza, ciaśniejsza – pospolita i banalna.Szkopuł w tym, że pęd turystyczny staje się aktywnością coraz bardziej masową – ze szkodą dla tych podróżnych bardziej uważnych.
* * *
UWAGA: kliknij na zdjęcie by zobaczyć go w pełnym wymiarze.
.
© ZDJĘCIA WŁASNE
17 września, 2015 o 8:08 pm
Piękne zdjęcia. Odwiedziłam Antelope Canyon w styczniu tego roku i potwierdzam że nachodzą go chmury turystów :( Jednak miałam to szczęście że zeszłam na dół prawie prywatnie, udało mi się bowiem poznać dość dobrze przewodniczkę z rodu Navaho. Dowiedziałam się też że właśnie pierwsze miesiące roku są najlepsze do odwiedzenia tego miejsca bo typowi turyści podróżują najczęściej wiosną lub jesienią. Dzielę się moimi zdjęciami z Antelope Canyon:
https://poetcharms.wordpress.com/2015/01/24/my-arizona-adventure-the-antelope-canyon/
Pozdrawiam serdecznie.
19 września, 2015 o 5:06 pm
Najwięcej turystów odwiedza Kanion Antylopy latem, podobno w zimie jest znacznie mniej odwiedzających (wiem to z drugiej ręki, bo nigdy nie byłem w Kanionie o tej porze roku). Trochę więcej jest wiosną i jesienią – nie znam jednak dokładnych statystyk.
Mnie udało się Kanion Antylopy odwiedzić kilkakrotnie – jeszcze w latach 90-tych ubiegłego wieku, kiedy można było nawet wejść do Kanionu samodzielnie. Po tragedii w 1997 roku wstępów solo zakazano, można było zwiedzać Kanion tylko z przewodnikiem, ale grupy były raczej kameralne i człowieka nie poganiano tak, jak podobno dzieje się to teraz. Kiedy byłem tam ostatnim razem – było to w maju 2007 rok – też nie było tłumów, ale może po prostu miałem trochę szczęścia, że nie zjawiły się wtedy wycieczki grupowe.
Dziękuję za podzielenie się zdjęciami, które zawsze są cenną pamiątką z pobytu w Kanionie Antylopy, zwłaszcza gdy zdjęcia „wyjdą” – czyli są udane, tak jak np. Twoje ;)
Wbrew pozorom nie jest tak łatwo uchwycić piękno tego Kanionu.
Pozdrawiam
19 września, 2015 o 3:32 pm
Niesamowite. Cudownie została stworzona Ziemia. Nasza planeta ciągle mnie zaskakuje. Największym artystą jest Stwórca, Jehowa, Bóg. Bardzo starannie przygotował nam nasz dom, zanim nas w nim umieścił. Gdyby wszyscy umieli to docenić. Jak cudowne byłoby wtedy życie. Dobrze, że istnieją jeszcze ludzie, którzy potrafią uchwycić i przekazać to, co sami zobaczyli. Dziękuję.
19 września, 2015 o 5:12 pm
To prawda, nasz dom (Ziemia) musiał spełniać pewne warunki, abyśmy się w nim pojawili i zamieszkali ;)
Nie wszyscy potrafimy to docenić.
Ludzi wrażliwych na piękno nie brakuje.
Zresztą, sami ludzie nie tylko są zdolni dostrzegać piękno, ale rónież to piękno stworzyć.
20 września, 2015 o 7:46 am
Obie części kanionu są piękne. I są różne. Jeśli nasze fundusze nie są bardzo ograniczone warto zainwestować w oba. Zobaczyć słupy słoneczne w Wyższym Kanionie Antylopy i podziwiać piękne kolory i odrobinę spokoju w Niższym Kanionie Antylopy. Ten drugi zapewni nam znacznie mniejszą grupę, bez towarzystwa kilku innych za i przed nami. Jest też, moim zdaniem, ciekawszy fotograficznie. Więcej zawijasów, wąskie przejścia, mniej ludzkich przeszkadzaczy. Trochę więcej sportu i wąskich drabinek.
W kanionie, nawet w grupach niefotograficznych, przewodnicy dają wskazówki jak fotografować, aby uzyskać ciekawy efekt a czasem przejmują kontrolę nad sprzętem i sami pstrykają, żeby pokazać ciekawe efekty. Zasady są stosunkowo proste. Warto mieć jednak lepszy sprzęt, żeby zapewnić dobrą jakość zdjęć. Mała ilość światła zmusza do użycia wysokich wartości ISO (w większości „komnat” ISO 800 jest zdecydowanie niewystarczające, chyba, że mamy bardzo jasny obiektyw), balansu bieli ustawionego na pochmurne niebo (to właśnie dzięki temu uzyskujemy piękne czerwone odcienie) i długi czas (co niestety bez statywu jest wyzwaniem). Użytkowników iPhone’ów może tam spotkać nie lada niespodzianka. Otóż nigdy niewykorzystywany (przynajmniej przeze mnie) filtr „Chromatyczny” tu sprawdza się wręcz doskonale. Momentami wręcz żałuję, że nie mam takiego we właściwym aparacie.
20 września, 2015 o 11:01 am
Dziękuję za te kilka praktycznych porad i wskazówek jak odwiedzić i fotografować Kanion.
Ważna jest pora roku i dnia, jak również to, by uniknąć w miarę możliwości tłumów.
I dobrze jest przećwiczyć sobie wcześniej robienie zdjęć w miejscu, dokąd dociera mało dziennego światła.
Zresztą, nawet jeśli nie robimy żadnych zdjęć, to przecież warto Kanion Antylopy zobaczyć na własne oczy, niekoniecznie przez wizjer fotograficznego aparatu.
20 września, 2015 o 11:04 am
22 września, 2015 o 10:41 am
Niezła kompilacja – dobra ilustracja muzyczna.
Niby te wszystkie zdjęcia z Kanionu są podobne, ale jednak każde jest inne – bo każdy z nas Kanion widzi inaczej.
Jednak nie ma chyba takiej osoby, na której Kanion nie zrobiłby żadnego wrażenia ;)
21 września, 2015 o 8:55 am
Tomorrow again
21 września, 2015 o 9:27 am
Podziel się wrażeniami, jeśli możesz.
Ciekaw jestem co się dzieje w Kanionie o tej porze roku – i w tych czasach.
21 września, 2015 o 10:28 am
Jak złapie oddech
Bo jade na bezdechu
Tyle wrażeń i wartki strumień akcji
21 września, 2015 o 11:44 am
Wartki strumień akcji na pustyni?
Mam nadzieję, że to nie flash flood in Antelope Canyon.
21 września, 2015 o 12:30 pm
Lekko pochnurne niebo…
Navajo naśladuja amerykańskie praktyki turystyczne. Rozwinęli bardzo mocno infrastrukturę…
Byłem przedwczoraj po raz pierwszy na Eagle Point w GC West ( u Indian Huavapai) – tam gdzie jest SkyWalk (cena kosmiczna!!!)
Autobusy jak w Zion NP… Dużo by mówić…
Tu w Page tez!
Kanion sie nie zmienił, ale obsługa tak! To nie to samo co 20 czy 10 lat temu.
Pierwszy raz byłem w 8’97 tuż przed słynna tragedia… Ostatni raz 10 dni temu… Dziś będę znów w Lower C ale przez 2/2 firmę… Zwykle przez Kena a dziś nie…
Dam znać.
21 września, 2015 o 12:46 pm
Coś mi się wydaje, że myśmy się załapali na końcówkę – jeśli chodzi o podróże – tuż przed turystyczną masówką, która teraz ma miejsce.
Komercjalizacja obecnie jest zabójcza. Myślę, że ma to związek z tym, że bogacą się kraje azjatyckie – zwłaszcza Chiny i Korea (sam widziałeś, jakie tłumy Azjatów wysypują się z autokarów w Kanadzie).
Poza tym „podróżowanie” stało się w ostatnich latach jeszcze bardziej popularne, niż dawniej (tutaj mam na myśli turystów z Zachodu).
Coraz więcej Rosjan może sobie pozwolić na dalekie podróże… etc.
Dlatego wszędzie takie tłumy.
Na Grand Canyon Sky Walk nigdy mnie właściwie nie ciągnęło, tym bardziej, że poświecić na to trzeba pewnie cały dzień, bo to z deka na boku. Na pewno zauważyłeś, robią coś podobnego przy Icefield Parkway w Canadian Rockies, zaraz koło Columbia Icefield.
Czekam na wrażenia z dzisiejszej (jutrzejszej?) wizyty w Kanionie A.
22 września, 2015 o 10:48 am
Ok, zacznę ad vocem:
1/ masz całkowita słuszność w obserwacjach. Bardzo dużo Chinczykow i Azjatów z Koreanczykami, Japonczykami i Tajwanczykami – jeśli ich traktować juz poza Chinami oraz – nie dodałeś – Hindusami.
Zreszta dziś śpię u Hindusów, choć hotel z sieci Quality Inn.
Ergo jesteś dobrym obserwatorem.
Te nacje, ale tez Polaków i Rosjan, mijalem dziś w Horse Shoe Band, a pózniej w Antelope Canyon oraz dodatkowo na statku Antelope Cruise miałem duża grupę z Francji, Niemców i… Amerykanów łącznie z Amiszami.
2/ prawda jest tez ze wynika to z
– A/ ciekawości swiata,
– B/ większej ilości środków jakimi dysponują…
– C/ chęci ich wydania na turystykę…
– D/ dzięki nim właśnie i może Polakom z Polski amerykańska turystyka przetrwała kryzys lat 2008-2011?…
Był czas ze nasz wspólny znajomy oskarżał mnie nawet dość werbalnie, ze mu robie konkurencje i odbieram chleb powszedni woząc Polaków z Polski na Alaske, bo w tym czasie Polacy z Ameryki raczej nie jeździli… Mniemal ze ma monopol na ten kierunek… Był ponoć pierwszy – niczym Jan z Kolna i miał w jego mniemaniu zostać jedyny…
Tymczasem dziś właśnie wiozę Polaków z NE Poland – okolice właśnie Kolna, BStoku, Gizycka i Moniek, którzy nie przyjechali do NYC/ na GreenPoint peciowac drajlo tylko wydawać pieniądze w SW, Hawajach i w Japonii.
I bardzo dobrze!!!
Bo lokalna turystyka sie rozwija i ja tez mam zajęcie :)
3/ Kanion Antylopy / Lower Canyon, by być Bardzo Precyzyjnym, który dziś przeszedłem po raz 3 w ciagu ostatniego miesiąca (kiedyś ze 30 razy, w tym raz w 8’97, gdzie tydzień pózniej zginęło 11 osob, zmienił sie wewnętrznie nieco… Zawsze gdy jest większa ulewa to sie pogłębia, gdy mniejszy deszcz to wyplyca… 2 tyg temu lało dość sporo (po moim wyjezdzie!) co widac (zamknęli na 1 Dzien, by odmulic), a 2 lata temu cała studnia była totalnie/ jakieś 12 m zalana!
Tymczasem na zewnątrz zmienił sie nie do poznania… Ken sie rozszedl z Dixie (brat z siostra) i maja dwa biznesy… Dziś szedlem przez Dixie, wcześniej dwa razy przez Kena.
Wybudowali porządne (raczej Ken) welcome centra, gdzie sprzedają droższe bilety, na które jest mnóstwo chętnych… 20$ za przejście 1 km z przewodnikiem. Oraz 8$ za wjazd na teren Parku, bo pare kat temu łapę na wszystkim położyli NNPS, czyli Navajo National Park Service… (moja nazwa :) )
Ergo bardzo dobrze ze Indianie sie rozwijają… Kasuja bieleckich za swoje atrakcje… Robią to dokładnie na wzór amerykański i światowy…
4/ byłem w Grand Canyon West gdzie jest wspomniany Sky Walk… Widziałem w ub roku Sky Edge w kanadyjskich Rockies i
Więcej nie muszę… Nawet nie będę nikogo namawiał…
Za drogo jak za takie niby cudo… W Arizonie kosztuje 72$ (chyba) w Kanadzie 36Cad (chyba), w US jesteś jakieś 1.200 m nad dołem /spodem kanionu… Rzeka płynie jeszcze 400 m niżej i dalej w bok. I raczej jej nie widac… W Kanadzie chyba 400-600m do rzeki jeszcze dalej.
Jak dla mnie lipa!
Tu w AZ nie wolno mieć aparatu, bo oczywiście jakiś magik robi tobie zdjęcia za dodatkowe 18$…
Byłem, widziałem, 3D nie urywa! Nic na sile.. A tu chyba chcą w ciagu 3 lat zwrócić inwestycje… Good luck!
5/ wnioski
Turystyka jako sposób życia to w sumie coś najładniejszych co sie człowiekowi w życiu może trafić.
Jako sposób na życie / na zarabianie pieniędzy w sumie tez.
Ma oczywiście swoje Ups & Downs (Pros & Cons?)
Zwłaszcza jeśli sie ma rodzine w 1 miejscu na ziemi, a poza tym miejscem sie jest 50/50…
Tak czy owak, lepiej być 31 (może 41) raz w Kanionie Antylopy niż w biurze, przy okienku czy gdzie kto pracuje… Choć w sumie każdy jest mlotkowym swojego losu i może nawet nie chcieć sie ruszać z własnego miasta czy wioski – i ja to tez rozumiem (vide Kant).
6/ wniosek do wniosków:
Mam nadzieje ze dość wyczerpujaco odpowiedziałem na Twoje pytanie… Trochę szkoda ze na Twojej „ścianie”, bo na mojej może bym miał wiecej komentarzy moich znajomych… :)
Ale w sumie: Sofokles pisywal swoje dramaty, (ktore przetrwaly probe czasu!) ponoc tylko dla jednego gościa/ widza… Sokratesa :)
22 września, 2015 o 2:24 pm
Bogdanie, pochlebiasz mi, że dla Ciebie jestem jak Sokrates (co ciekawe z wiekiem coraz bardziej w widzeniu świata oddalałem się od Platona, a zbliżałem do Sokratesa – podczas gdy nad wszystkim czuwał Arystoteles :)
Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi na moje pytaniem (nie myślałem, ze zbierze się aż tyle podpunktów ;) )
To co napisałeś zrozumiałem, do wielu argumentów się przychylam – kolejny przykład na to, że na wiele kwestii mamy podobne spojrzenie.
Tym bardziej doceniam Twój komentarz, bo wiem, jak masz tam wszystko napięte ;)
No tak, to fajnie, że tak wielu ludzi chce podróżować – i to z wielu różnych stron świata. Ale musisz przyznać, że to ma również swoje niezbyt dobre strony (to nie tylko tłok, ale i np. powierzchowność, banalizacja, rozdeptywanie, przepychanka…
Wątpię np. czy do Kanionu Antylopy można by teraz wybrać się ze statywem, na kilka godzin i nie być zdeptanym przez grupowe tabuny, które obecnie tym Kanionem przepędzają Indianie ;)
Wybacz, ale w takich warunkach uważniejszy i głębszy odbiór Kanionu – doświadczenie jego przyrodniczej niezwykłości – stają się bardzo utrudnione, jeśli nie niemożliwe.
Niestety, tzw. „masówka” rodzi w mojej głowie raczej negatywne konotacje.
22 września, 2015 o 7:12 pm
Aaaa to musze dopowiedziec, ze dla takich koneserow/ fotografow maja specjana ture kilka razy dziennie. Kosztuje Chyba 75$. Zabiera wiecej czas (normalnie by obsluzyli wiekszy tlum, a tak maja inna grupe / polke cenowa). Kazdy ma Czas. Nawet w tych grupach normalnych za 20$ idziesz w jedna strone. Wiec nie ma deptania. Zwykle wychodze dluzej. Kazda grupa ma swojego guida. Ja teraz mialem Taia (Chyba go mialem przed laty) ladnie gral na flecie.
Zdjecia chyba zamiescilem. Pozdro z Twojgo Mesquite, NV I bufetu w kasynie Eureka. Oasis zburzone…
22 września, 2015 o 7:35 pm
Rzeczywiście, widzę, ze wrzuciłeś coś z Kanionu (pozwolę sobie pokazać tu jedno z Twoich zdjęć, bo pokazuje jak wygląda Dolny Kanion, jeśli się patrzy z poziomu gruntu – tego na moich zdjęciach nie ma).
Ten pomysł z dodatkową opłatą dla crazy photographers jest chybna dobry – ma się więcej czasu i nie jest się popędzanym przez stróżów masówki ;)
PS. To ciekawe, że piszesz o „moim” Mesquitte. Czyżbym Ci zdradził kiedyś swoją tajemnicę?
Bo ja rzeczywiście po wyjeździe z Vegas (przyznaję: pora była niemiłosierna), zatrzymywałem się z moja grupą w Mesquitte, na śniadanie w Oassis – gdzie w bufecie dobrze sobie ludzie podjadali przed zwiedzaniem Zion (czasami nawet robiłem w Oassis noclegi, kiedy miałem grupy autokarowe).
PS2. Swoją drogą przymierzałem się nawet teraz na wypad do LV, żeby objechać dookoła Grand Canyon, ale ze względów czasowych wybiorę się pewnie w połowie października dookoła Jeziora Michigan (kolory jesieni!) – z zahaczeniem o Jezioro Górne. Żeby tylko pogoda dopisała.
23 września, 2015 o 8:36 am
Tak, pamietam, ze Ty to Mesquite jakoś wprowadziłes 12 – 15 lat temu do obiegu :)
Rożne rzeczy pamietam :)))
23 września, 2015 o 6:17 pm
Lepiej pamiętać te dobre, niż te złe. Mesquite na śniadanie było dobre – pod warunkiem że się nie miało kolosalnego kaca po Kac… sorry – po Las Vegas ;)
21 września, 2015 o 2:15 pm
Wspanialy wybryk natury
21 września, 2015 o 2:51 pm
„Wspaniały…”
Czyli raczej wybryk jako fantazja i ekstrawagancja, niż fanaberia i wygłup :)
25 września, 2015 o 8:56 am
Zjawiskowe zdjecia! Wstyd, bo niby juz tyle tu zwiedzilam ale tam jeszcze nie bylam. Dopisuje zatem do listy na nastepny rok
26 września, 2015 o 12:16 pm
Może nie wstyd a przeoczenie? ;)
W tym wypadku jednak:co się odwlecze, to nie uciecze. Bo Kanion w przyszłym roku będzie równie piękny i ciekawy.
Życzę spełnienia planu.