*

Rozsypane zabawki w „Rzezi” – czy życie współczesnego burżuja jest komedią czy tragedią? A może tragi-farsą?
*
Nieśmiertelne pytanie/odpowiedź Gogola zwrócone do widowni: „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie.” wydaje się być aż nadto oczywistym komentarzem do „Rzezi” Romana Polańskiego, filmu, z którym wszak niemal każdy widz ma problem. Czyżby właśnie z powodu Gogolowej denuncjacji?
A że każdy z widzów (mam oczywiście na uwadze widza, który swoje zdaniem o tym filmie wyartukułował) ma problem, to widzę choćby po tym, jak diametralnie różnie „Rzeź” jest odbierana. Moim zdaniem, problem mają zarówno ci, którzy mówią, że film Polańskiego to zgniły pomidor, który śmierdzi i lepiej go wyrzucić, jak i ci, którzy uważają, że pomidor jest pachnący, czerwoniutki i rumiany i tylko się nim delektować. Bo wg mnie ten pomidor nie jest ani taki, ani taki – a właściwie: jest zarówno taki, jak i taki.
Sprzeczność i bzdura? Niekoniecznie – sprzeczność może być pozorna, a za domniemaną bzdurą może się kryć pewna głębsza prawda.
Czyżby więc każdy widz miał rację? Bynajmniej. A może wręcz przeciwnie: żaden z widzów nie ma racji? Też bynajmniej.
Cóż… może więc problem leży nie w widzach, a w samym filmie? Albo: widz zaczyna mieć problem, bo sam film okazał się (sam w sobie, a tym samym i dla niego) problematyczny?Może jednak dam sobie spokój z tą – przyznaję, że dość mocno zakręconą – prowokacją i napiszę wprost o tym, jakie wrażenie z „Rzezi” wyniosłem ja sam?
Przede wszystkim: miałem wielką frajdę w kinie, słuchając ciętych dialogów i oglądając aktorów, którzy sami wydawali się tym wszystkim bawić (być może z małą rezerwą w przypadku Jodie Foster, która do roli podeszła jednak poważniej – tak, że oświadczenie granej przez nią kobiety, że nie ma ona poczucia humoru i wcale nie chce go mieć – skłonny byłem wziąć zupełnie na serio). Tak więc aktorzy się bawili, podobnie zresztą jak sam Polański, którego życie wydaje się być jedną wielką zabawą, jaką niestety co jakiś czas próbują mu zepsuć (zrujnować?) nawiedzające go tragedie. Ale Polański okazuje się być niezniszczalny/niezatapialny – drobny, niepozorny, jeśli chodzi o posturę, człowieczek, stał się kimś w rodzaju Napoleona kina, nie przestając być jednak przy tym tego kina artystą. Na dodatek (jak to już wcześniej zauważono) ciągle go stać na pokazanie swoim wrogom środkowego palca, i to za każdym razem w imponującym stylu, rzec można: w sposób nie pozbawiony klasy. Choćby nawet tylko palec ten przybierał postać… chomika.W sposób oczywisty „Rzeź” (scenariusz do filmu napisał Polański wraz z Yesminą Rezą – autorką wystawianej na scenach całego świata sztuki „Bóg mordu”, która była jego pierwowzorem) odbierana jest powszechnie jako „festiwal” hipokryzji, demaskujący fałsz i zakłamanie tzw. upper-middle class (będącej współczesnym ekwiwalentem dawnej burżuazji), zachodniego społeczeństwa dobrobytu i konsumpcji (w czasie powstawania „Boga mordu” sprawiającego jeszcze takie wrażenie). „Rzeź”, pisano, to również obnażanie prawdziwej ludzkiej natury, która pod pozorami grzeczności, poprawności i konwenansu skrywa pierwotne, irracjonalne, atawistyczne i zwierzęce wprost instynkty dominacji, agresji i przemocy.
No dobrze… lecz zadajmy sobie tu jednak pytanie: czy naprawdę chodzi w tym wszystkim o hipokryzję? Jak również: czy rzeczywiście, pod kulturalną, konwencjonalną ogładą, ukrywa się „PRAWDZIWA” ludzka natura, która tylko stłumiła się gdzieś po drodze ewolucyjnego rozwoju, a tak naprawdę to nadal ma dominujący wpływ na nasze postępowanie i kieruje nim w każdych okolicznościach?
Może to się wydać dziwne (nawet mnie samemu), ale ja – na oba te pytania – skłonny jestem odpowiedzieć: nie.André Gide napisał kiedyś, że prawdziwym hipokrytą jest dopiero ten, kto nie dostrzega już swojego podstępu (oszustwa) i zaczyna kłamać z zupełną szczerością. Trudno jest mi się z tym zgodzić. Taki człowiek wg mnie nie jest już hipokrytą, tylko człowiekiem złym. Hipokryta, nawet jeśli jego myśli i intencje mają drugie dno, to jednak nadal może czynić dobro…. nawet jeśli tylko ta jego hipokryzja jest „hołdem składanym cnocie przez występek” (La Rochefoucauld). „Cnota” nie przestaje się wtedy liczyć ani też być poważana (skoro jej się „hołduje”).
Warto się więc zastanowić, czy bohaterowie „Rzezi” (zwłaszcza, że mamy tendencję, by ich postawę i charaktery uniwersalizować i odnosić do pewnej grupy społecznej en bloc, a nawet do samej natury człowieka per se) rzeczywiście są hipokrytami (to, że są ludźmi złymi do szpiku kości wykluczamy na dzień dobry, bo przecież nimi nie są… jak chyba zresztą każdy człowiek).
A może mają tylko cholernie zły dzień?
No właśnie! Przypomnijmy sobie, że słowa o złym, a wręcz o „najgorszym” dniu życia, padają pod koniec tej komedio-dramy parokrotnie i są bodajże ostatnią kwestią, jaka dociera do nas z ekranu.
I może jeszcze taka przy tym uwaga: to, że nie zawsze możemy sprostać normom, jakie sobie narzucamy – albo ambicji, aby być kimś lepszym niż jesteśmy – nie jest przecież jeszcze hipokryzją.

Cisza przed burzą – John C. Reilley, Jodie Foster, Christoph Waltz i Kate Winslet przygotowują się do „krwawej” rozprawy w filmie Romana Polańskiego „Rzeź”… nawet o tym jeszcze nie wiedząc.
Czy możemy powiedzieć, że cała ta czwórka ludzi (nota bene w finale już mocno pijana) „prawdziwa” stała się dopiero wtedy, kiedy zaczęła sobie skakać do oczu, rozszarpywać się na strzępy, strzykać na siebie jadem i sączyć w siebie trujące soki? A może jednak (bardziej) prawdziwi byli ci ludzie właśnie na samym początku, kiedy doszli do jako-takiego porozumienia, zachowywali się wobec siebie grzecznie, chcieli uraczyć się szarlotką i kawą, deklarowali sobie wzajemną przychylność i uznali niefortunne wybicie zębów jednego z ich dzieci za – co prawda przykry, ale jednak – zwykły incydent?
Z pewnością można by postawy i charaktery postaci występujących w filmie Polańskiego rozbierać na czynniki pierwsze i nicować na wylot (bo wbrew denuncjacjom niektórych, bogactwo psychologiczne – jak również symboliczne i metaforyczne – sztuki Rezy jest wg mnie niezaprzeczalne i ewidentne); dokładnie prześledzić ich zachowanie, analizując motywy i poszukując źródeł negatywnych emocji; można każdej z tych postaci przypisać jakiś odpowiednik konkretnej postawy społecznej, i – stosując ten zabieg – pokazać palcem to, co zaczęło w naszym współczesnym zachodnim świecie szwankować… Tak, można to wszystko zrobić, ale można też poprzestać tylko na konstatacji, że oto byliśmy świadkami zupełnie nietypowego zdarzenia (czy też raczej zderzenia) towarzyskiego, jakim było (tak naprawdę przypadkowe) spotkanie pewnej czwórki różniących się od siebie diametralnie ludzi (i to nawet w obrębie tej samej pary małżeńskiej). I że – jeśli tylko trafiło to w nasze poczucie humoru i dobry nastrój – mogliśmy się z tego wszystkiego pośmiać. Przy czym, nasz śmiech nie musiał mieć w sobie krzty złośliwości, czy dwuznaczności, która by mogła pozostawić w nas pewien dyskomfort.
Muszę napisać, że jest to właśnie zasługą samego Polańskiego, który, nawet wtedy kiedy ukazuje swoje postaci jako rozhisteryzowane potwory, to podchodzi do nich w jakiś sympatyzujący – choćby tylko podskórnie – sposób. I odnoszę wrażenie, że ta podskórna sympatia dla nich udzieliła się także mnie samemu, nie opuszczając mnie nawet w tych najbardziej gorących momentach, kiedy krew lała się strumieniami, a trup w nowojorskim mieszkaniu ścielił się gęsto. Nie ma to jak śmiać się bez poczucia winy i bez konieczności poniżania tych, z których się śmiejemy.PS. Niestety, muszę kończyć, choć aż prosi się o komentarz do niektórych przynajmniej kwestii wygłaszanych przez uczestników „Rzezi”, jak również do tego, co wyprawiają oni na ekranie. Są bowiem w tej awanturze momenty zupełnie fenomenalne, rekwizyty jak najbardziej kapitalne, bon moty jakby z piekła rodem, chwyty wręcz rozbrajające, zagrania bez mała genialne…
Marzy mi się jeszcze taki tekst, w którym mógłbym wspomnieć o… no… choćby o pawiu Kate Winslet, jakże doskonale wpisującym się w estetykę – fakturę i kolorystykę – malarstwa Kokoschki (na poły strawioną szarlotkę zwróciła ona na album tego artysty, będący oczkiem w głowie Jodie Foster – chyba jednak, jeśli chodzi o sztukę – snobki). Albo… wybitnie falliczne kubańskie cygara „misia” komiwojażera Reilly’ego (męża „pisarki” Foster), za pomocą których zawiązuje on męskie przymierze z cynicznym adwokatem korporacyjnym Waltzem (mąż agentki realnościowej Winslet)… – whiskey przestała się do tego celu nadawać bo (wyzwolone) kobiety żłopią ją nie gorzej od mężczyzn.Może kiedyś?
A może jednak wystarczy?8.3/10
* * *

„Bóg mordu” – bestia, która drzemie w każdym z nas? „Tigerloewe” Oskara Kokoschki – jedna z ofiar niestrawności/mdłości Kate Winslet w „Rzezi”
*
25 stycznia, 2012 o 12:01 am
25 stycznia, 2012 o 1:58 am
:)
Żonglowanie kwestią, że „to jest najgorszy dzień w moim życiu!” bardzo mi przypadło do gustu.
– Nie! To nie dzieje się naprawdę! Jak można aż tak działać mi na nerwy?! I dlaczego ktoś pociągnął za obrus, a wszystko wywraca się i tłucze?! Choroba morska! I paw na Kokoschce.:)
Rany! Rzeczywiście Kokoschka ma bardzo katewinsletową estetykę.:))
Bardziej jestem za tym, że to takie demaskatorskie obieranie cebuli niż zdejmowanie masek z hipokrytów.
Czyli niekoniecznie „rzeź hipokrytów”, a w każdym razie nie jakichś hipokrytów odmiany złośliwej. Oni bardzo chcą być przyzwoici. Nawet Alan, choć deklaruje, że nie odmawia Zdrowaśki w każdej sytuacji. Wszyscy chcemy być zasadniczo ok, ale nie nadążamy. I słoma w kapciach czasem trochę się nakruszy. A kto powiedział, że słoma jest nie fair? To dopiero hipokryta.;)
Pozdrawiam. I co? Miewasz jeszcze azjatyckie sny i powidoki?
25 stycznia, 2012 o 2:38 am
Trop jest dobry, Apolinary na widok dzieł Kandinsky’ego też pisał, że przypomina mu to, co jadł na obiad, w formie zwrotnej :) I tak rzeź dokonuje się też na XX wiecznej sztuce (na tym blogu regularnie, czy to autorska obsesja?;)
Co do hipokryzji, też bym poszła raczej za tamaryszkiem. Dla mnie też to raczej tłumienie (postać Kate Winslet), brak asertywności (no może oprócz Alana) niż jakieś pozy, raczej niedorastanie do własny ideałów (Penelopa).
Pozdrawiam!
25 stycznia, 2012 o 10:22 am
A to ciekawe, że moje nawiązanie do Kokoschki w kontekście faktury kulinarnych zwrotów Kate Winslet, uznałaś za (kolejną) rzeź, jaką (na dodatek!) obsesyjnie (i regularnie) uprawiam na swoim blogu, znęcając się nad XX-wieczną sztuką ;)
Może, droga Czaro, (ponownie?) Cię zadziwię, ale muszę napisać, że ja… nawet lubię Kokoschkę – bo wg mnie jest to malarz, który stojąc przed płótnem maluje (i to bardzo ciekawie, tudzież z pasją), a nie kombinuje, jak to się niektórym Mistrzom zdarza :)
Nota bene, ta „bestia” Kokoschki, którą zamieściłem pod wpisem, też mi się – w pewnym sensie ;) – podoba.
Pozdrawiam
25 stycznia, 2012 o 4:03 pm
Był jeszcze Bacon.
25 stycznia, 2012 o 11:01 am
tamaryszku, to fakt, każdy z nas ma swoje „warstwy” – i tak naprawdę, to nie wiadomo, która z nich jest bardziej „prawdziwa”, a która „prawdziwa” już jakby mniej ;)
To jednak zadziwiające (dla mnie samego), że ci, którzy wzięli udział w tej „rzezi” nie wydali mi się wstrętni.
Może dlatego, że to wszystko jednak nie działo się na-prawdę, tylko na-niby? :)
PS. Tak, azjatyckie sny i powidoki jeszcze (naturalnie) miewam. I być może niedługo będę chciał się z nich trochę uwolnić za pomocą moich blogów? ;)
PS2. Pozwolę sobie jeszcze podkraść z Twojej strony kolarz zmiennych (warstw cebulowych) twarzy bohaterów „Rzezi” (spodobały mi się), zachęcając przy okazji innych do przeczytania Twojej recenzji z filmu Polańskiego – jak również ciekawej dyskusji, jaka się pod nią wywiązała.
Pozdrawiam
25 stycznia, 2012 o 2:27 am
Byłam pewna, że pierwszy wpis po podróżny uchyli nam rąbków kilku azjatyckich „momentów”. A tu proszę, ‚gorszy’ jesteś od Polańskiego, który zdjął nam majtki przez głowę. Aż zaczęłam się bać, że i u mnie te wszystkie poukładane cichutko warstewki pomiędzy dr Jekyll a mr Hyde ujrzą niespodziewanie światło dzienne. I to już, zaraz. Na szczęście, chwilowo przynajmniej, więcej we mnie ogłady doktora. Dlatego szybciutko serdecznie pozdrawiam :))
25 stycznia, 2012 o 10:42 am
Azjatyckie rąbki, Ewo, niewątpliwie się uchylą :)
Nie wiem, czy Polański ściągał komukolwiek majtki przez głowę ;)
A dr Jekyll niech jednak usunie zupełnie w cień Mr Hyde’a, bo to gość… może ciekawy, ale strasznie antypatyczny.
(Cieszę się więc, że zdążyłaś z pozdrowieniami – i to z serdecznymi :)
25 stycznia, 2012 o 7:36 am
potrafisz zachęcić do obejrzenia filmu… bez zachęcania jako takiego ;-).
Lubię komentarz, który uzupełnia dzieło i choć nie uważam się za głupiego człowieka, to cenię jeśli ktoś wspomoże mnie w odbiorze.
Fajny tekst, naprawdę.
25 stycznia, 2012 o 3:24 pm
„… bez zachęcania jako takiego”
Może to rodzaj asekuracji – aby ktoś nie miał do mnie pretensji, że go do obejrzenia tego filmu zachęciłem (wprost)? ;)
25 stycznia, 2012 o 8:04 am
Obejrze, chociazby ze wzgledu na zestaw aktorow, a szczegolnie Kate Winslet, ktora jest wg. mnie jedna z najzdolniejszych aktorek w zachodniej kinematografii. Jej obecnosc daje szanse na spedzenie dwoch godzin w zajmujacy sposob, niezaleznie od formy samego Polanskiego. Nie widzialem „Ghost writera”, wiec nie wiem jak sobie radzi teraz.
Mam nadzieje, ze twoja, w gruncie rzeczy zachecajaca, recenzja okaze sie tym razem blizsza prawdy, niz ta o filmie „Drive”. Podejrzenie, ktorego nabralem zaraz po pierwszej scenie okazalo sie niestety zasadne – kompletne dno, zle zagrane i fatalnie wyrerzyserowane, oparte na wydartej do dziur kalce. Mialem Ci nawet „przywalic”, ale na szczescie dla siebie, umknales do Indochin i dalem sobie spokoj :-)
25 stycznia, 2012 o 3:35 pm
Czy uważasz miziole, że jeśli wyraziłem się dobrze o filmie „Drive”, to napisałem o nim nieprawdę? ;)
A jeśli Tobie film ten się nie spodobał, to byłeś tej „prawdy” o filmie bliżej?
Przyznam, że Twoje zdanie o tym filmie: „…kompletne dno, zle zagrane i fatalnie wyreżyserowane, oparte na wydartej do dziur kalce” jest nadzwyczaj radykalne. Co w takim razie z opiniami (i to poważnych) krytyków oraz znawców i miłośników kina, którzy uważają „Drive” za film bardzo dobry? Mylą się? Kłamią? Mówią o tym filmie nieprawdę?
I tylko Twoja „prawda” jest prawdziwa? ;)
Na drugi raz jednak „wal” we mnie śmiało :)
Nie bój się – przeżyję ;)
A może nawet będzie to początek jakiejś ciekawej rozmowy?
Pozdrawiam
26 stycznia, 2012 o 5:55 am
Well…., Amicusie, sam chciales. Bedzie dlugo. Opinie krytykow i tzw. „znawcow” kina powstaja na zamowienie i sam dobrze o tym wiesz. Co do „milosnikow”, to od pierwszej sceny (myslalem, ze pomylilem film i zaczyna sie „Johny English”) widac na kogo byl obliczony ten film i do napisow koncowych w zasadzie ten poziom jest utrzymany, jesli nie liczyc kilku(chyba wlasciwie kilkudziesieciu) totalnie skopanych scen. No wiec, nie wiem czy ogladalismy ten sam film czy moze napisales recenzje bez ogladania go (jakos nie chce mi sie w to wierzyc), czy moze tak ci sie zmienily upodobania, ze mogles napisac to, co napisales. Nie chce sie rozpisywac wiec tylko ogolnie: scenariusz to kompletne dno, kalka za kalka, schemat za schematem. Zadnej normalnej postaci, tzn. z normalnymi ludzkimi motywacjami, odruchami czy nawet tekstami. Manekiny. Z tego nie mozna bylo zrobic dobrego filmu. Moze mistrz Tarantino cos by wyciagnal, bo ew. moznaby z tego zrobic parodie, dodajac jeszcze wiecej scen masakrowania cial butami, mlotkami i nozami kuchennymi. Rezyseria. Tak marnie poprowadzonych aktorow juz dawno nie widzialem. Bez konsekwencji i polotu. Tak jakby kazda scena byla krecona, bez ogladania sie na pozostale sceny i na calosc filmu. Eklektyzm w najgorszym wydaniu. Aktorstwo tez raczej nie przytlacza, ale nie wiem czy to wina samych aktorow, beznadziejnego scenariusza czy marnej rezyserii. Jakies to wszystko drewniane, wyprane z prawdziwych emocji. Jest jednak pewna roznica miedzy zagraniem malpy i zagraniem gangstera. Malpe mozna udawac, gangsterem trzeba troche byc. Muzyka fajna, ale tak dziwnie polaczona z obrazem, ze momentami czulem sie troche zdezorientowany. Jedyne co bylo na niezlym poziomie to praca kamery. Calosc, jak dla mnie, gdzies pomiedzy klasa B i C i nie rozumiem naprawde jak mogles Amicusie napisac taka recenzje. W to, ze zjechales do poziomu odbiorcow, ktorych ten film ekscytuje nie uwierze nigdy. Jednak znam cie juz kilka lat :-)
26 stycznia, 2012 o 9:48 am
Miziole,
– Opinie nie wszystkich krytyków i „znawców” kina powstają na zamówienie. Mimo wszystko wiele opinii o filmach wyrażanych jest bezinteresownie i szczerze (zwłaszcza przez tych prawdziwych fanów kina) – jest ich jednak bez liku. I takich dobrych i bardzo dobrych opinii o „Drive” mógłbym przytoczyć tu mnóstwo. Ale przecież kiedy wyrażam swoją opinię o danym filmie, to kieruje się tylko i wyłącznie własnym odczuciem i wrażeniami. I właśnie taką opinię wyraziłem na mojej stronie.
– Podejrzenie, że mógłbym napisać recenzje z filmu nie obejrzawszy go, wydaje mi się absurdalne
– Nie uważam, że scenariusz „Drive” to „kompletne dno”, że występują tam same „manekiny”, że aktorzy są „marnie” prowadzeni (na dodatek „bez konsekwencji i polotu”), że scenariusz jest „beznadziejny” a reżyseria „marna”… etc. Chyba jednak oglądaliśmy inny film, bo je się z żadnym z tych zarzutów (dla mnie wyglądają jak wyssane z palca i są ostre tylko dlatego, że chcesz filmowi totalnie dokopać) absolutnie nie zgadzam – uważam, że nie maja żadnego oparcia w rzeczywistej wartości filmu.
– Nie lubię filmów Tarantino, więc określenie go mianem „mistrza” działa na mnie dość alergicznie ;) – ale to drobiazg i uwaga na marginesie
– W sumie: dla mnie ten film to – używając Twoich cezurek – coś taj między B a B+
– Całkiem niedawno słyszałem, jak bardzo dobrze o tym filmie wyraziła się sama Agnieszka Holland (której akurat zdanie bardzo cenię, bo ona w zasadzie zawsze mówi to co myśli, a na filmach to zna się ona jednak nieźle – na pewno lepiej od nas obu razem wziętych ;) )
– Ryan Gosling to – obok M. Fassbendera – jeden z najbardziej cenionych obecnie aktorów, podobnie jak Carey Mulligan, która w każdym filmie jest świetna (również w „Drive”).
Cóż, takie jest moje zdanie.
Pozdrawiam
26 stycznia, 2012 o 12:12 pm
Warto posłuchać Agnieszki Holland:
http://www.filmweb.pl/video/gust_filmowy/Agnieszka+Holland-27140
Miziolowi, jak również Grzesiowi, polecam zwłaszcza wypowiedź pani Holland od momentu, który można znaleźć w filmie przy czasie 1:20 min. ;)
27 stycznia, 2012 o 4:31 am
Ok Amicusie. Ostatni raz w tej sprawie. Nie bede sie dalej pieklil w sprawie „Drive’u”. A. Holland wysluchalem i dalej nie widze powodu zeby zmieniac swoje zdanie na temat tego filmu. Zasiadalem do projekcji z otwartymi oczami i sercem i nie mam zadnego powodu, zeby lubic lub nie tworcow, tym bardziej, ze ich kompletnie nie znalem. Ale moze wlasnie dlatego nie dalem sie zauroczyc opiniom o „cenionych aktorach” i „niezaleznych” rezyserach. Kupilem ta puszke, bo wszyscy „brali”, zacheciles mnie do posmakowania ( a do tej pory nasze gusty w zasadzie byly podobne), otworzylem i z przykroscia stwirdzilem, w srodku jest kompletne g…. Film jest do dupy. Caly czas mam przy tym wrazenie, ze ta cala sprawa ma jakies drugie dno. Bo przeciez to ja zawsze w naszych dyskusjach bralem w obrone kino tzw. popularne a ty je traktowales z duzym dystansem. A teraz taka wolta…
27 stycznia, 2012 o 8:38 am
To prawda, kino popularne traktuje z coraz większym dystansem, ale nawet wtedy, kiedy film mi się nie spodoba, to unikam teraz określeń typu… „zupełne dno”, „kompletne gówno” i nie piszę, że wszystko w nim jest „do dupy” (i bynajmniej nie dlatego, że taki ze mnie językowy purysta i tych słów nie dopuszczam do swojego słownika). Po prostu wiem, jak moja ocena jest subiektywna, a poza tym to jednak chcę w swoich recenzjach zachować jakiś językowy poziom wyrastający poza ordynarne kolokwializmy.
Ty film skopałeś totalnie, wyraziłeś się o nim ostro i bez przebierania w słówkach, więc moja reakcja była jakby adekwatna: czyli też Ci odpaliłem z grubej rury.
I też w sposób, jakiego w zasadzie unikam w tego typu konfrontacjach, czyli podpierając się czyjąś opinią – a konkretnie osoby, której zdanie jest dość powszechnie cenione i poważane (A. Holland).
Dziwi mnie Twoja niechęć (która wygląda wręcz na wrogość) w stosunku do „Drive”, tym bardziej, że naprawdę trudno mi uznać, że jest to film do d… To jest właśnie to drugie dno: nie mogę się absolutnie zgodzić z tym, że ten film jest zupełnym „dnem”. Twoja „prawda” o tym filmie nie jest moją o nim „prawdą”. I tyle.
I wcale chyba jednak nie daję się zauroczać „cenionym aktorom” czy „niezależnym reżyserom”, ani nawet „cenionym krytykom”. Staram się kierować tylko i wyłącznie własnym odczuciem, polegać na swoim doświadczeniu w spotkaniu z danym filmem. I zdaję sobie sprawę z tego, ze moja o nim opinia nie jest jakąś – obowiązującą wszystkich – prawdą absolutną.
25 stycznia, 2012 o 10:14 am
Właśnie dopiero co przeczytałam inną recenzję „Rzezi”:
http://wpolityce.pl/artykuly/22061-dwa-miliony-pisf-dobrze-zainwestowane-rzez-a-sprawa-tragedii-smolenskiej
Zawiera, jak wynika to już z tytułu, dosyć zaskakującą interpretację przesłania filmu.
Osobiście nie podejrzewam Polańskiego o takie intencje, ale artykuł interesujący, racje autora poskładane w spójną całość i,przynajmniej dla kogoś kto dzieła jeszcze nie oglądał, przekonywujące.
Trzeba będzie pójść na ten obraz i samej się przekonać kto jest bliżej prawdy :-) Ale jeśli nawet, niczego z tego co usłyszałam (również tu u Ciebie Amicusie) sama nie dojrzę, to z pewnością nie będzie to czas stracony, nazwiska wykonawców to gwarantują.
25 stycznia, 2012 o 11:41 am
Droga Salino, litości!
Czy Ty naprawdę na serio możesz odbierać „recenzję” z filmu Polańskiego, w której znajduje się takie oto (na dodatek wytłuszczone) stwierdzenie?:
„Co nam mówi ten film? Że wbrew propagandzie prorosyjskiej sączonej od 10 kwietnia przez polskie i rosyjskie władze i media, nie ma możliwości pojednania bez dojścia do prawdy.”
Niech to wystarczy – nie chcę dalej znęcać się nad tym tekstem :)
Pozdrawiam
27 stycznia, 2012 o 10:26 am
Och, już nie bądź taki zgorszony Amicusie, bo i nie masz ku temu powodów. Jednym oglądany film skojarzyć się może z pomidorami (zgniłymi śmierdzącymi bądź zdrowymi czerwoniutkimi) a innym ze Smoleńskiem. Kto ma prawo rosądzać co lepsze?
Ostatecznie, im bardziej ogólne i uniwersalne prawdy odnajdujemy w dziele artystycznym, tym chyba lepiej, czyż nie?
Dzięki za wytłuszczony przez Ciebie kawałek, dla równowagi dodam jeszcze jeden, oczywiście z tego samego źródła:
„oglądający ten film widz o prawicowo-konserwatywnym światopoglądzie może zobaczyć słuszną walkę o prawdę, żądanie zadośćuczynienia ofierze, karę dla sprawcy i należne przeprosiny, które nigdy nie padają”.
Pozdrowienia :)
27 stycznia, 2012 o 6:39 pm
Salino, oczywiście, że każdy ma prawo (jak na razie) pisać największe nawet bzdury w internecie. Bo mnie, niestety (i proszę nie odbieraj tego osobiście) ta „recenzja” wydaje się jedną wielką bzdurą (wpierw myślałem, że to kiepski żart, ale namaszczenie tego „prawicowca” dość szybko wyprowadziło mnie z błędu. Mam nadzieję, że nie wszyscy „prawicowcy” charakteryzują się takim oglądem rzeczywistości, jak autor tego tekstu.
Doprawdy, Salino, nie wierzę w to, że taka mądra kobieta, jak Ty, mogła go potraktować poważnie.
Moim zdaniem to jest bardziej ośmieszanie tamtego tragicznego wydarzenia, a nie jego poszanowanie.
Wybacz, ale to wg mnie jakaś paranoja, aby rozpatrywać ten film Polańskiego pod kątem katastrofy smoleńskiej.
Salino, zważ, że to nie ja wytłuściłem ten „kawałek”, ale autor tej „recenzji”.
Miałem już nie wracać do tego tekstu, ale ostatecznie skusiłem się na podanie tu kilku, co bardziej kuriozalnych w moim odczuciu, urywków:
– …kłótni grupy chłopców, z których jeden uderza kolegę bejsbolem i odchodzi. Tu widz i recenzent liberalny zobaczy filmowy autocytat ze słynnej krótkometrażówki Polańskiego „Rozbijemy zabawę”. Natomiast widzowi prawicowemu przypomni się scena wybijania przez Rosjan szyb i niszczenia wraku TU-154 M pokazana w filmie Anity Gargas.
– Sprawcami nieszczęścia ich syna jest rodzina nowobogackich wykształciuchów. On jest sprawnym prawnikiem, który próbuje przykryć prawniczo-pijarowskim bełkotem skandal z wadliwym lekiem swojej firmy farmaceutycznej. Ona, grana przez Kate Winslet to ostra brokerka giełdowa, malująca usta czerwoną
szminką.
– Dyskusja nie klei się i para liberalna
wychodzi.
– Symbolem sporu w filmie są wybite siekacze dziecka. W Polsce to brzoza i skrzydło, sprowadzenie wraku, fałszowane polskie i rosyjskie śledztwo, krzyż i pomnik smoleński na Krakowskim Przedmieściu. Koniec końców okazuje się, że rodziny konflikt przetrwały i nie doprowadziło to do rozwodu. Bóg miał ich w opiece.
– Tylko żółtych tulipanów żal, podobnych do tych, które zostały ochrzczone imionami śp. Pary prezydenckiej
No i rozbrajający jest jeszcze choćby pierwszy komentarz:
– „A jak ma się ten film do winy, kary i zadośćuczynienia Polańskiego. Widać fałsz, gdy ktoś głosi prawdę, a sam kłamie. Wolę obejrzeć filmy prawicowe, których twórcy żyją tak, jak mówią.”
* * *
Przykre to bardzo, że w Polsce funkcjonują takie – przepraszam za to słowo – kretyńskie i absurdalne w sumie podziały. I niestety, moim zdaniem, takie teksty jak ten, podziały te tylko zaostrzają.
25 stycznia, 2012 o 10:21 am
Napisze moze z zupelnie innej beczki – do pana Polanskiego, jak i do innych pedofili czuje niesmak. Zastanawia mnie, ze ludziom to mimo wszystko nie przeszkadza i zachwycaja sie sztuka czlowieka o takiej przeszlosci, i sklonnosciach. Nie potrafie zrozumiec, ze sprawiedliwosc dzieli sie na sprawiedliwsza i najsprawiedliwsza. Bo jednych potepia sie w czambul, a innym sie wybacza i zapomina.
25 stycznia, 2012 o 10:34 am
Może dlatego, że Polański nie był (ani tym bardziej nie jest) pedofilem (posądzanie go o to jest właśnie niesprawiedliwością).
I przypomnę tylko, że ta kobieta już dawno mu wszystko wybaczyła (a może po prostu chciała, by ją wreszcie zostawiono w spokoju?) – w przeciwieństwie do dozgonnych obrońców jej cnoty i honoru, tudzież sprawiedliwości (którą, jak wiadomo, amerykański system sądowniczy jest wprost przesiąknięty) – nękających Polańskiego kilkadziesiąt lat po incydencie.
30 stycznia, 2012 o 9:52 pm
Polanski jest pedofilem. Dobrze wiedzial ile dziewczynka miala lat, i mimo wszystko on byl juz dosc dorosly zeby wiedziec co jest dobre a co zle – i co mozna a co nie. Ona chce to juz zamknac za soba, czy wybaczyla – trudno okreslic z tego co publicznie mowi. I nawet jesli, to ma wspalniale serce. Bo z pewnoscia latwo jej nie bylo. I niesprawiedliwoscia jest trywializowanie tego co zrobil Polanski. To jest az niesmaczne jak to okreslasz.
25 stycznia, 2012 o 10:40 am
Iwona,
Pan Polański już się pogodził ze swoją ofiarą . Ofiara nie ma do niego żadnych pretensji .jest dorosła kobietą , mająca swoje dzieci i wnuki. !..
W tym teatralno – filmowym światku masę jest takich ludzi . ale nie tylko i tam. .. Iwona uważniej przyjrzyj się swoim znajomym i swojemu mężowi !!!
U ludzi ciągle żywa jest DULSZCZYZNA , co pokazane jest i w tym filmie , w tej sztuce. Ludzie lubią innym zaglądać do łóżka, gdy tym czasem sami nie wiedzą ,że u nich dzieje się podobnie albo i gorzej. ;)
Do miłego….
25 stycznia, 2012 o 3:36 pm
Jula, myślę, że trochę jednak przesadziłaś z tym mężem iwony.
26 stycznia, 2012 o 4:52 am
Logosie,
Statystyka mówi, że panom w pewnym wieku bardziej się podobają te młodsze niż starsze kobiety. :D
26 stycznia, 2012 o 9:53 am
Jula, je nie muszę się podpierać statystyką, żeby to wiedzieć ;)
Ale, ale… co ma to (że ewentualnie mężowi Iwony podobają się młode kobiety) z pedofilią, czy nawet z hipokryzją?
PS. Mnie również podobają się młode kobiety… zresztą te starsze też :)
I moja żona dobrze o tym wie :)))
26 stycznia, 2012 o 10:10 am
Bo dla mnie mąż Iwony jest tylko statystycznym facetem , ja go nie znam ! :)
Z reguły żony o swoich mężach dowiadują się ostatnie .
Skąd ci statystyczni pedofile w ” normalnie funkcjonujących rodzinach ” – żony z reguły nie wiedzą albo udają , że nie wiedzą ?
Ps.
Młodzi faceci , wolą te starsze.
26 stycznia, 2012 o 10:18 am
Młodzi faceci, wolą te starsze.
Różnie z tym bywa ;)
26 stycznia, 2012 o 10:22 am
Sam pisałeś, że będąc uczniem, bardziej podziwiałeś swoją nauczycielkę za wygląd niż wiedzę. :D
26 stycznia, 2012 o 10:23 am
Ale to tylko w niektórych, bardzo specyficznych momentach ;)
PS. No tak – wszystko człowiekowi w końcu wywleką! ;)
27 stycznia, 2012 o 10:25 am
Co do “kwestii rzekomego gwałtu”. Bez względu na okoliczności, sypianie z trzynastolatkami jest przede wszystkim niemoralne. Nawet jeśli ta trzynastolatka wygląda i zachowuje się, tak jakby uprawiała najstarszy zawód świata, to pod atrybutami dorosłości jest przecież dzieckiem, któremu należy się nasza (dorosłych) opieka. O ile pamiętam to z bohaterki skandalu zrobiono tanią dziwkę. Nie będę wchodzić w ocenę postępowania jej matki – dla mnie to chore i naganne.
Druga strona medalu jest taka, że wszyscy sobie wybaczyli, a sprawa została wyciągnięta ze względów, które nie mają nic wspólnego ze sprawiedliwością. Reasumując: Nie uważam, że Polański jest pedofilem ale nie pochwalam tego co zrobił. Cenię go jako artystę ale nie chciałabym być obiektem jego zbyt dosłownej adoracji w wieku 13 lat, byłam wtedy już nie dzieckiem, a jeszcze nie kobietą.
PS. Kobietom w pewnym wieku :-), podobnie jak dużym chłopcom, zaczynają podobać się nieco młodsi mężczyźni – to naturalna pogoń za młodością i uciekającym czasem. Ale trzeba wyznaczyć sobie jakieś granice w tej pogoni, jak zresztą we wszystkim.
27 stycznia, 2012 o 6:04 pm
Zgadzam się z Twoją opinią.
Ja też nie powinienem robić tych wycieczek – pisząc np o niecnocie tej dziewczyny.
Oczywiście, że dojrzały facet nie powinien uprawiać seksu z tak młodą osobą – bez względu na okoliczności.
Może tylko mała uwaga: Nie wszystkim „dużym chłopcom” podobają się młodsi mężczyźni ;)
28 stycznia, 2012 o 11:43 am
Słuszne wydaje mi się to, co w tej sprawie napisał giocarte:
„Chyba oczywiste, że zaszłości Polańskiego sprzed kilkudziesięciu lat pozostawić należy mu samemu, względnie ludziom zainteresowanym nimi zawodowo. A najlepiej, aby w ogóle się nimi nie interesować, oglądając w kinie jego film bądź ten film dyskutując, bo podobne mieszanie sfer nie jest uprawnione. Są podmioty, instytucje, przepisy… jest sumienie Polańskiego – osoba świadoma istnienia i działania tych paru rzeczy winna przestać interesować się tymi zaszłościami.”
31 stycznia, 2012 o 8:41 am
@Miriam- wlasnie o to mi chodzi, ze to „oczywiste, ze nalezy zostawic” jest wrecz nieoczywiste. Nie nalezy. Bo dlaczego- bo sa inni co maja sie tym zajac?, bo niech sie zajmie tym sam zainteresowany?- toz to najzwyklejsza w swiecie znieczulica. Pranie brudow w czterech katach, zamiatanie pod dywan- co mnie obchodzi innych zycie, ze sie tluka za sciana, ze slychac krzyki, ze biedak siedzi pod murem- inni sie zajma. I tym sposobem jest cichy przyzwolenie na gwalt, na ucieczke przed sprawiedliwoscia, na poniesieniem kary. A my przymkniemy oko, co jakis czas na innych mniej uprzywilejowanych wylejemy wiadro pomyj, i zasiadziemy wygodnie w fotelu recenzujac dzielo artysty. Bo artysta to juz nie jest czlowiekiem. Przynajmniej jest innym. Jemu sie „wybaczy” – w tym kontekscie beda zawarte opinie jak to mala cwaniara, udajaca starsza, juz nie bedaca dziewica, sama sprowokowala…jak to wymiar sprawiedliwosci jest za sprawiedliwy, jak to starsi szukaja mlodszych, jak to zony dowiadauja sie ostatnie. I tym sposobem traci sie sedno sprawy. Rozmywa sie, a ofiara staje sie po raz drugi ofiara, a „sex offender” (bo tak Polanskiego zakwalifikowali) staje sie znow panem sytuacji. I sprawiedliwosci stalo sie zadosc….
30 stycznia, 2012 o 9:55 pm
Co zmienia, ze sie Polanski pogodzil z ofiara? ze nie jest pedofilem?? …chyba zartujesz. A masa ludzi w swiecie filmowym – wystarczy ze widze jedna osobe, ktora nie wiem czemu nagle przyczepia sie do mojego meza. A do swiata filmowego nie nalezy. Najwyrazniej jednak koreluje to z Twoja opinia. Niestety.
31 stycznia, 2012 o 11:12 am
Iwona, zastanawiam się czy to, że znalazła się aż jedna i tylko jedna osoba, która potrafiła nazwać rzecz po imieniu jest smutne czy optymistyczne?
Niby optymistyczne, bo jednak się znalazła i broni wbrew wszystkim tu wypowiadającym się prawdy, nazywa rzeczy po imieniu.
Smutne, bo tego bloga jak nic czytają ludzie, którzy są pedagogami, rodzicami, a niektórzy są równocześnie i tym i tym, a milczą, gdy dzieje się niesprawiedliwość, która nie dotyczy ich osobiście.
Pamiętam, że już kiedyś na tym blogu była dyskusja w tym temacie. Byłam tak jak Ty teraz wołającą na pustyni. Ale to dla innych takie śmieszne, mało nowoczesne więc dokleją Ci image kołtuna :(
Bez względu na całą resztę ja biję Ci wielkie brawo.
31 stycznia, 2012 o 11:31 am
Wydaje mi się, że Polański na pewno zachował się niegodnie, ale największą winą obarczam matkę dziewczyny, która zgodziła się pozostawić 13-letnią córkę sam na sam z mężczyzną, artystą i do tego wolnego stanu. Matka nie zapewniła godziwej opieki córce. Córka również się nie broniła, gdyż na Jej ciele nie było oznak obrony przed gwałtem. Prawdopodobnie sama prowokowała mężczyznę, a potem Go oskarżyła. Poza tym, nie wygląda dziś na osobę pokrzywdzoną. Jest chwiejna w swych zeznaniach – w zależności od tego ile kasuje pieniędzy od Polańskiego.
31 stycznia, 2012 o 11:48 am
„dzecko”, „dziewczynka”?!! dajcie spokój !!!
przede wszystkim ta dziewczyna nie była wtedy nawet dziewicą
to była znana latawica, która w pewnym środowisku była przekazywana niemal z rąk do rąk
prawo jest ślepe, my nie powinniśmy być ślepi
i zacietrzewieni
powinniśmy patrzeć na wszystkie okoliczności całej sprawy – także na to, kim jest Polańskie teraz po kilkudziesięciu latach od jego czynu
31 stycznia, 2012 o 12:28 pm
Błądzę gdzieś w lepszym, ułudnym świecie, a przecież nie ma jak to real;), a zwłaszcza real-world, który przywołuje mnie do porządku uwagą, że ” powinniśmy patrzeć na wszystkie okoliczności całej sprawy – także na to, kim jest Polańskie teraz po kilkudziesięciu latach od jego czynu” Jak mogłam zapomnieć! – przecież anioł śmierci, dr J. Mengele leczył na starość zwierzątka. I co z tego pytam? Mam zapomnieć co robił wcześniej, bo potem już nie łamał prawa ludzkiego i boskiego? Real-world słyszałeś może o moralności?
31 stycznia, 2012 o 1:03 pm
Roman Polański = dr Mengele
sarna – gratuluję umiejętności zachowania proporcji !
31 stycznia, 2012 o 2:57 pm
Próbuję obudzić z letargu litościwe duszyczki, więc amunicja większego kalibru ;)
Real, wg Ciebie można stopniować takie stany ( a może powinnam napisać zjawiska, bo są w realu coraz rzadsze) jak moralność?, albo prawda?, albo sprawiedliwość?
Owszem, okoliczności są istotne, ale nie zmieniają samego czynu. Jak myślisz, po co umowa społeczna zwana prawem? Żeby stosować ją dowolnie w zależności od nazwiska i pozycji społecznej?
Zbrodnia i kara – kara nie musi być surowa, ale musi być i musi być nieuchronna inaczej cały porządek społeczny weźmie w łeb.
31 stycznia, 2012 o 8:56 pm
Jasne, jak dziwka to mozna ja zgwalcic. Bo czy dziwke mozna w gole zgwalcic?? oczom nie wierze, a wlasciwie to wierze i mnie to po prostu oslabia, ze mozna tak latwo zatracic moralnosc i sumienie.
31 stycznia, 2012 o 9:08 pm
@Sarna- Szczerze to bardzo zaskoczyla mnie odpowiedz autora bloga. Takiego komentarza sie nie spodziewalam. Niesmaczny – to malo powiedziane. Nie znam ludzi, ktorzy czytaja, czasami czy regularnie. Trudno mi to ocenic. Az tak ich nie znam, Znam mniej wiecej tego bloga- ale chyba jednak teraz mysle, ze mniej. Nawet nie wiedzialam, ze juz byla dyskusja na ten temat. Jak widzisz wygodniej jest stwierdzic, ze to jednak ofiara byla sama sobie winna. Posrednio czy bezposrednio. Ponizyc ja, pomniejszyc, niedowartosciowac. A z napastnika zrobic poszkodowanego. Trzeba umniejszac zlo, zeby mozna bylo pisac, omawiac, ogladac i dyskutowac bez jakchkolwiek watpliwosci. A najlepiej zaatakowac- od razu najblizsza rodzine :)) I obawiam sie, ze wciaz beda ludzie, ktorzy beda uwazac, ze np dziwki nie mozna zgwalcic. Ze ofiara gwaltu sama sobie winna- widac za krotka spodniczke miala. Przykre i prawdziwe, szczerze to naprawde ocena takich ludzi jest dla mnie bez znaczenia. Pozdrawiam.
31 stycznia, 2012 o 11:31 pm
Iwona, dopóki są ludzie tacy jak Ty, tj. dostrzegający w człowieku-człowieka, w istocie czującej – istotę czującą, potrafiący nazwać rzecz po imieniu bez względu na anty lub sympatię innych, dopóty we mnie będzie się tliła wiara w Człowieka.
Kochaj bliźniego jak siebie samego – to coraz trudniejsze :( , gdy wokół taka znieczulica i chęć przypodobania się większości
1 lutego, 2012 o 9:32 am
tak na koniec dla zobrazowania dyskusji dobra? rada Jacka Kaczmarskiego
1 lutego, 2012 o 9:53 am
Patrycja, córka Kaczmarskiego zwierzyła się kiedyś, że ojciec ją bił. I w ogóle czasem zdarzało mu się zachowywać bardziej jak łotr niż szlachetny bard.
W takim razie ta jego „pochwała łotrostwa” brzmi jakoś dwuznacznie.
1 lutego, 2012 o 10:31 am
„więc nie włożę aureoli, więc mnie nic nie boli” – nie uwiera sumienie?
Jeśli było tak jak piszesz, to może dlatego, że wziął sobie do serca słowa refrenu o podglądaniu i naśladowaniu, a że wokół brak „świętych” to od kogo miał czerpać przykład?
1 lutego, 2012 o 10:44 am
Sumienie nie uwiera tylko takiego człowieka, który tego sumienia nie ma.
1 lutego, 2012 o 12:28 pm
Miriam, lubię się bawić w tłumaczenie rzeczywistości kategoriami ekonomicznymi. Zwykle łatwo znaleźć analogię, ale dziś znalazłam sprzeczność/przeciwieństwo. Właśnie siedzę nad deprecjacją kapitału. Deprecjacja to zużycie spowodowane, że się tak zrozumiale wyrażę używaniem. Sumienie to swego rodzaju kapitał, ale deprecjacja sumienia bierze się wbrew zasadzie z jego nie używania :(
25 stycznia, 2012 o 10:33 am
Na film mam zamiar się wybrać. Dla kontrastu a może i nie?..
Wrażenia innego konesera kina i teatru ;)
Remigiusza Grzeli – „Oj, niedobrze będę teraz kojarzył albumy z malarstwem Kokoschki, co znaczy, że byłem wczoraj w kinie na „Rzezi” Romana Polańskiego według sztuki Yasminy Rezy „Bóg mordu”. Sztukę znałem, o filmie Polańskiego się naczytałem. Jest precyzyjny, nie ma błędów, nie zawodzi, aktorskie niebo po prostu, cała czwórka fenomenalna. Dałem się wkręcić w tę wirówkę neurozy, hipokryzji, zakłamania. Polański genialnie odsłania kolejne warstwy, z jakich jesteśmy skonstruowani. ” .. /
W Polsce też grana jest w teatrze Ateneum w Warszawie w reżyserii Izabelli Cywińskiej.
Sztuka jaskrawo pokazuje ile we współczesnym świecie zachowań barbarzyńskich, ile pozorów kultury, na którą tak często powołujemy się w życiu.
BÓG MORDU to najnowsza sztuka Yasminy Rezy, autorki zaliczanej do czołówki najpopularniejszych dramatopisarek we Francji. W ubiegłym roku sztuka zdobyła prestiżową nagrodę Laurenca Oliwiera dla najlepszej komedii.
Reżyseria: Izabella Cywińska
Przekład: Barbara Grzegorzewska
Scenografia: Marcin Stajewski
Reżyseria świateł: Mirosław Poznański
Opracowanie muzyczne: Wojciech Borkowski
Obsada:
Artur Barciś, Barbara Prokopowicz, Krzysztof Tyniec, Sylwia Zmitrowicz
Tutaj. link do teatru ;)
Słuchałam nawet dyskusji w TVP, z udziałem Cywińskiej, która stwierdziła, że sama sztuka jest fenomenalna a Polański owszem świetny reżyser, świetni aktorzy ale nic ponad, co sama sztuka zawiera. Żadne zaskoczenie reżyserskie. Choć jak zwykle w jego przypadku nieźle. Ale u niego bywało lepiej, bo to przecież mistrz kina ! …
Pozdrawiam ! :D
26 stycznia, 2012 o 5:57 pm
Trochę zdawkowa i za bardzo sztampowa jak na mój gust ta opinia Grzeli o „Rzezi”.
Dobrze jednak, że mu się podobało, mimo… skojarzeniowego obciążenia albumów Kokoschki z wiadoma niedyspozycją Winslet. ;)
Sorry, ale ten klip z „Boga mordu” wyreżyserowanego w Ateneum przez panią Cywińską, też jakiś taki… niemrawy. W każdym razie wydaje mi się bardzo mało zachęcający do obejrzenia tej sztuki.
28 stycznia, 2012 o 3:22 am
Realia nasze, polskie , nie amerykańskie, bruklińskie. ;)
Zdaje się, że nawet i sami artyści mówili iż ta historia nie może być tak samo wszędzie opowiedziana.
Ten problem , choć taki sam, inaczej wybrzmiewa w innej nacji, inaczej we Francji np. w Paryżu , inaczej w Anglii itd… Czyż nie?.. ;) :D
28 stycznia, 2012 o 7:48 am
Czyli w Polsce musi być opowiedziana niemrawo? ;)
28 stycznia, 2012 o 8:15 am
Tak jak nasze życie. Toć u nas „Dulszczyzna” jest , niestety ciągle żywa. ;)
Taki polski midle klas :D ( Ę i Ą ) !!! .. . .
A wszystko pod dywan, jak mawiała G.Zapolska w swoich sztukach.
25 stycznia, 2012 o 6:04 pm
Przeczytawszy komentarze zaczęłam się obawiać, że swoim porównaniem zasugerowałam (również tobie) swój ‚jednoznaczny’ stosunek do Pana R.P. Nieporozumienie, nie uważam go za nieobliczalnego erotomana (powiedzmy). Więcej, ani mi w głowie interesowanie się, czy komentowanie jego prywatnego życia.
O ‚majtkach zdejmowanych przez głowę’ mawialiśmy z Z.M. gdy ktoś podejmował się zadania karkołomnego a wynikały z tego rzeczy i straszne i gorzko-śmieszne i mało konstruktywne zarazem.
Nie podjęłam się też oceniania twojego spojrzenia na postępowanie ludzi takich, jakimi opisał ich R.P. Nie to, żebyś nie miał dla nich litości czy zrozumienia nijakiego. Lecz o fatalnych cechach rodzaju ludzkiego powiedziano już aż nadto. Rozmyślanie i roztrząsanie tego oczywistego faktu budzi we mnie cechy, które określiłeś jako „może ciekawe, ale strasznie antypatyczne”.
Zauważyłeś już pewnie, że ‚straciłam serce’ do ciemnej strony mocy, zdecydowanie wolę tę jasną. Jeśli to infantylizm, trudno. Nieprzebrane rzesze mędrców wszelakich zajmują się tym nachalnie i codziennie. Niewiele z tego wynika i raczej nie wyniknie (obawiam się). Koń wciąż będzie taki, jakiego każdy widzi. Może więc więcej dra Jekylla na co dzień?
26 stycznia, 2012 o 9:19 am
Tak, tak… zdejmowanie majtek może stanowić preludium do czegoś… hm… konkretnego?
Jakby nie było lepiej to chyba jednak robić w tradycyjny sposób ;)
PS. Twoje obawy Ewo były niepotrzebne. Wspominając o „majtkach zdejmowanych przez głowę” nie zasugerowałaś mi… niczego złego ;)
PS3. To Ty miałaś kiedyś „serce” do ciemnej strony mocy? ;) (skoro piszesz, że je straciłaś?)
PS3. „Niewiele z tego wynika i raczej nie wyniknie (obawiam się).” Tak więc uznajesz, że nie ma sensu bawić się… np. w teatr (bo właśnie tam to się roztrząsa często i intensywnie, jak chyba nigdzie indziej) :)
PS4. Czy rzeczywiście koń jest taki jakiego każdy widzi?
PS5. „Może więc więcej dra Jekylla na co dzień?” Popieram :)
28 stycznia, 2012 o 5:26 am
Oj nielekko z tobą L.A. By ‚przegadać’ wszystkie te wypunktowane przez ciebie tematy, trzeba by użyć pradawnej, sprawdzonej polskiej metody, zwanej ‚nocne polaków rozmowy’. Może gdzieś, kiedyś? Kto wie :)
28 stycznia, 2012 o 7:50 am
Kto wie? ;)
25 stycznia, 2012 o 8:57 pm
[Chyba oczywiste, że zaszłości Polańskiego sprzed kilkudziesięciu lat pozostawić należy mu samemu, względnie ludziom zainteresowanym nimi zawodowo. A najlepiej, aby w ogóle się nimi nie interesować, oglądając w kinie jego film bądź ten film dyskutując, bo podobne mieszanie sfer nie jest uprawnione. są podmioty, instytucje, przepisy, jest sumienie Polańskiego – osoba świadoma istnienia i działania tych paru rzeczy winna przestać się interesować tymi zaszłościami.]
Co do twojego tekstu… nie wiem, czy nie poszła za daleko ta przekora w interpretacji… wydaje się banalna i prosta ta konstatacja ( i nihil novi do tego), że kultura jest alienacją natury , że hipokryzja etc., stąd twoja przekora jest całkiem zrozumiała. nie chcesz iść na skróty :)
I w twoim tekście – nie wiem, czy dobrze rozumiem – lekko zarysowuje się taka myśl, że nasza natura realizuje się częściowo w kulturze, częściowo zaś podlega alienacji… ryzykowne…
co do Gide’a zaś
piszesz:
-nie jest już tylko hipokrytą, czy nie jest już hipokrytą?zdaje mi się, że kryje się tutaj twoje założenie, że człowiek zły nie może czynić dobra mimowolnie. jeśli tak, nie zgadzam się.
– z tą cnotą – nie dochodzimy przypadkiem do makiawelicznych ( niech będzie mi wolno wierzyć, że wyraz ten nieprzypadkowo rymuje się z wyrazem „diabolicznych”) wniosków?
– w przypadku hipokryty rzecz z dobrem ma się skomplikowanie… ja wiem, że dyskusje o definicjach się raczej powszechnie ( i słusznie, bo inaczej komunikacja byłaby właściwie niemożliwa ) omija, bo każdą da się do tego poziomu – poziomu definicji – zredukować, lecz tutaj nie jestem pewny, czy ta cnota, te Dobro utrwalone aktem hipokryzji zachowują swoją własność, swoistość… być może prawdziwe dobro to dobro czynione świadomie. tak jak robił to Jezus.
Zaś to, czy były: to zdarzenie i towarzystwo przedstawione w filmie „en-bloc’owe”, reprezentatywne, czy sprawa krąży wokół jednego li tylko nieszczęśliwego dnia, kombinacji niefortunnych okoliczności i przypadku – to jest niejako wielkość statutowa sztuki i zaleta otwartych dla interpretacji jej dzieł. Na tym polega jej przewaga na raportami socjologicznymi, a ściślej: nad wnioskami z takich raportów wyciąganymi, bo dzieło sztuki wyciąganie wniosków pozostawia nam :)
pozdrawiam i zazdroszczę Azji ( czytam teraz Dziennik szalonego starca oraz Sedno rzeczy, być może wiem nawet, czego ci zazdroszczę! Azjatów! :)
26 stycznia, 2012 o 5:48 pm
W twoim tekście (…) zarysowuje się taka myśl, że nasza natura realizuje się częściowo w kulturze, częściowo zaś podlega alienacji… ryzykowne…
Ryzykowne, ale chyba jednak bardzo bliskie prawdy (jeśli wręcz nie prawdziwe).
– Ja również uważam, że człowiek zły może czynić dobro (podobnie jak dobry – zło (ta ostatnia konstatacja też chyba ryzykowna).
– Jeśli cnota się „liczy” (jest „poważana”), to znaczy, że ktoś – albo się jej boi (czuje respekt), albo uznaje jej wartość. Ale nie widzę w tym związku z makiawelizmem, ani tym bardziej z diabolizmem. Wręcz przeciwnie.
– Uważam, że dobro nie musi być czynione świadomie, aby być dobrem. Tak samo jak zło – jest złem, nawet jeśli czynione jest nieświadomie.
– Niech żyje niejednoznaczność sztuki i jej otwartość na interpretacje! ;)
PS. Dziękuję za – jak zwykle wnikliwy i nie-zbywający – komentarz.
PS2. Azja już wkrótce ;)
26 stycznia, 2012 o 5:21 am
Mam Rzeź na świeżo (widziałam w niedzielę) i co? I nic. Dobrze zagrane, chociaż z tendencją do przerysowania (urok farsy, za którą nie przepadam), jak zawsze u mistrza rewelacyjnie zrobione ale nie widzę powodu, dla którego ten film powstał. To że wszyscy nosimy maski jest rzeczą oczywistą, nie ma w tym niczego odkrywczego. Fakt, lubię gdy sztuka da mi do myślenia, sponiewiera, a czasami wzruszy. Autor widmo zdecydowananie podniósł poprzeczkę i teraz chciałoby się zobaczyć kolejnego Lokatora, Wstręt albo Chinatown.
26 stycznia, 2012 o 9:54 am
Agnieszko, może po prostu miałaś gorszy dzień? ;)
28 stycznia, 2012 o 3:25 am
Kurcze, Logosie, Ty wyraźnie wymuszasz na innych swoje spojrzenie na temat ?… :)
28 stycznia, 2012 o 7:51 am
To jest przypuszczenie i pytanie, a nie wymuszanie ;)
28 stycznia, 2012 o 8:18 am
Pytanie o zdrowie , bardzo dwuznacznie brzmi w tym kontekście ! … :D))))
29 stycznia, 2012 o 9:31 am
Jula, dziękuję. Dzień był całkiem znośny:-). Fakt, ze nasz gospodarz czasami zachowuje się jak bohaterowie Samych Swoich: Sprawiedliwość sprawiedliwością ale racja musi być po jego stronie:-) Wybaczamy mu to, bo ma przecież inne zalety:-)
29 stycznia, 2012 o 9:55 am
Już nie pamiętam… mam się identyfikować z Pawlakiem czy Kargulem? :)
29 stycznia, 2012 o 12:26 pm
Z babką z granatem ! … :D)))
26 stycznia, 2012 o 7:40 am
Bardzo dobry film, bardzo dobry tekst, ja mam tylko jedną pretensję, film wydawał mi się za krótki.
Oglądałeś „W ciemności”?
Bo też warto, ja wczoraj przeczytałem też wspomnienia Krystyny Chiger, piękna książka.
26 stycznia, 2012 o 10:10 am
Mnie również „Rzeź” wydała się za krótka.
Odniosłem wrażenie, jakby film był nagle ucięty.
To jest jednak zarzut, bo przez to, moim zdaniem, sztuce (tak, jak ją pokazał Polański) brakło jakby… nie tylko zakończenia, ale i samego finału. Można by jednak życzyć sobie tekstu rozpisanego tak, aby do końca „wygrały” się w nim pewne kwestie i wątki – jak również dramatyczne napięcie. A tymczasem tego mi brakło.
Chwyt Polańskiego, aby otworzyć i zamknąć swój film klamrą dwóch scen rozgrywających się poza mieszkaniem był dobry, ale jednak tego wrażenia „niedorobienia” sztuki we mnie nie zniwelował.
Swoją drogą chomik, (o którego też poszło w kłótni) jest świetny – nie bez znaczenia jest to, że Polański w ostatniej scenie wypuścił go na wolność i pozwolił hasać po trawniku (w oryginale „Boga mordu” chomik zostaje ukatrupiony).
26 stycznia, 2012 o 7:44 am
Świetna recenzja, a ostatnie zdanie – REWELACJA! :)
26 stycznia, 2012 o 10:12 am
Dziękuję babko.
Może miałabyś coś do dodania w sprawie „Rzezi”? ;)
Chętnie bym przeczytał.
PS. Bo Twoją recenzję, (którą można przeczytać TUTAJ) już znam (i polecam).
PS2. „a ostatnie zdanie – REWELACJA!”
Czyżby chodziło Ci o to zdanie?:
„A może jednak wystarczy?”
:))
26 stycznia, 2012 o 7:53 am
Już znalazłem, pisałeś dużo „W ciemności”, kiedy ja to wszystko przeczytam.
Przy okazji szykuj się na mój długaśny komentarz w sprawie „Skóry, w której żyję”, bo tak pojechałeś jak większość recenzentów krytycznie po moim ulubionym Almodovarze, no:)
I jeszcze się mam zamiar w kilku filmowych tematach dziś wypowiedzieć.
pzdr
26 stycznia, 2012 o 10:20 am
…szykuj się na mój długaśny komentarz w sprawie „Skóry, w której żyję”
Już się przyszykowałem :)
I jeszcze się mam zamiar w kilku filmowych tematach dziś wypowiedzieć.
No, no… co to będzie? ;)
Kto wie, może na samym zamiarze się nie skończy? :)
26 stycznia, 2012 o 11:13 am
Ciekawe wypowiedzi o „Rzezi” –
Jodie Foster:
Kate Winslet:
i Christoph Waltz:
Pozdrawiam
26 stycznia, 2012 o 12:55 pm
Dziękuję za linki – wysłuchałem z zainteresowaniem. To ciekawe, jak każdy z tych aktorów „po swojemu” podchodzi do tych samych aspektów scenariusza, wnosząc do niego coś specyficznie „własnego”. Tutaj odsłania się pole (i zadanie) dla reżysera, aby to wszystko ująć w jakąś koherentną całość.
Skądinąd wiem o spięciu, jakie w pewnym momencie powstało między Polańskim a Waltzem, który chciał przeforsować jakąś swoją koncepcję, na co Polański mu odpowiedział, że robi filmy od 60 lat i chyba jednak wie, co robi. Waltz, chcąc nie chcąc przyznał mu rację, bo – jak zauważył – Polański zaczął robić filmy, kiedy jeszcze jego nie było na świecie.
Polański czasami zachowuje się na planie filmowy jak mały dyktator, ale to chyba nie przeszkadza, by pozostawać w dobrej komitywie z aktorami… jak choćby pokazuje poniższe zdjęcie, zrobione po zakończeniu zdjęć do „Rzezi”:
PS. R. P. nieźle się jednak trzyma (choć tu akurat sam jest podtrzymywany ;) )
26 stycznia, 2012 o 3:24 pm
LA pisze:
„PS2. „a ostatnie zdanie – REWELACJA!”
Czyżby chodziło Ci o to zdanie?:
„A może jednak wystarczy?”
:))”
No tak, jaka jestem nieprecyzyjna. Nie o ostatnie mi zdanie chodziło, ale o końcówkę, ktora brzmi:
„Albo… wybitnie falliczne kubańskie cygara „misia” komiwojażera Reilly’ego (męża „pisarki” Foster), za pomocą których zawiązuje on męskie przymierze z cynicznym adwokatem korporacyjnym Waltzem (mąż agentki realnościowej Winslet)… – whiskey przestała się do tego celu nadawać bo (wyzwolone) kobiety żłopią ją nie gorzej od mężczyzn.”
Poza tym piszesz, „Przede wszystkim: miałem wielką frajdę w kinie, słuchając ciętych dialogów i oglądając aktorów, którzy sami wydawali się tym wszystkim bawić.” – wiesz, że ja też się nad tym zastanawiałam, ile frajdy musieli mieć wszyscy na planie, grając te postaci i jak im się udawało powstrzymywać parsknięcia śmiechu. Co do Foster – jako osoba sprawia wrażenie oschłej, ale nie chcę jej posądzać na podstawie cech zewnętrznych, ale fakt, wielu ludziom chyba jej rola w „Rzezi” się najmniej podobała.
Piszesz: „A może jednak (bardziej) prawdziwi byli ci ludzie właśnie na samym początku, kiedy doszli do jako-takiego porozumienia, zachowywali się wobec siebie grzecznie, chcieli uraczyć się szarlotką i kawą, deklarowali sobie wzajemną przychylność i uznali niefortunne wybicie zębów jednego z ich dzieci za – co prawda przykry, ale jednak – zwykły incydent?”
No nie wiem czy byli tacy prawdziwi i szczerzy w swych zamiarach. Podczas rozmowy Reilly i Foster (gdy Winslet i Waltz doprowadzają się do porządku w łazience) robia sobie wyrzuty nawzajem, że po co sie tak starali – kwiaty, szarlotka itp. – czyli nie mieli na to wcale ochoty, ale postanowili, że zrobią lepsze wrażenie. No tak, w tym byli prawdziwi, masz rację, kto z nas nie chce robić dobrego wrażenia? Zawsze i wszędzie. Ale po raz pierwszy Foster obnaża swoje wrogie uczucia, gdy pisze, że syn (kate i Christopha) był UZBROJONY w kij. Tak jej się tylko wymsknęło. :) – jednak się zdradziła, i to zaraz na samym początku.
Słusznie zauważasz, że nasz (a na pewno mój) śmiech był podszyty sympatią do tych rozhisteryzowanych rodziców, którzy lepiej by wyszli, gdyby zostawiali dzieciaki w spokoju (zresztą ostatnia scena na to wskazuje). W końcu, śmialiśmy się z siebie – „kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”… :)
26 stycznia, 2012 o 6:07 pm
Co jest znakomite „Rzezi”, to to, że im bardziej bohaterowie tej sztuki starają się być serio, a także im bardziej zachowują się patetycznie, skandalicznie, nienawistnie i agresywnie – to tym bardziej wydają się nam być śmieszni (czyli tym bardziej się z nich śmiejemy).
Moim zdaniem główna w tym zasługa nie tyle samego tekstu (choć ten jest tu oczywiście najważniejszy) co właśnie reżyserii i znakomitej gry wszystkich bez wyjątku aktorów występujących w „Rzezi” (można się trochę krzywić na Jodie Foster że nieco przeszarżowała, ale mnie osobiście jej eksplozywna choć tłumiona „sukowatość” nie przeszkadzała).
Też nie wiem, czy na początku, kiedy jeszcze wszyscy zachowywali się w miarę „cywilizowanie”, to byli wtedy najbardziej „prawdziwi”. Chyba jednak nie – bo ich napady wściekłości wrogości też wyglądały na szczere ;)
Ja myślę, że Foster użyła słowa „uzbrojony” bo jednak ciągle była pod wrażeniem wydarzeń w Darfurze ;)
Może dlatego, to właśnie jej najbardziej zależało na tym, aby podpisać rozejm, (zanim jeszcze doszło do wojny).
I coś mi się wydaje, że jej nie tylko najbardziej na tym zależało, ale że była wręcz jedyną osobą z tego towarzystwa, która całym zajściem (między ich dziećmi) mocniej się przejęła (bodajże mówi o tym w pewnym momencie sam Waltz).
15 listopada, 2012 o 12:03 am
[…] 4. RZEŹ HIPOKRYTÓW […]