PASZKWIL SASNALÓW – czyli sztuka zagląda do polskiego szamba

o filmie Anki i Wilhelma Sasnalów „Z daleka widok jest piękny”

*

„Z daleka widok jest piękny”… a z bliska widać tylko i czuć szambo – polska rzeczywistość wg Anki i Wilhelma Sasnalów

*

skandal czy objawienie?

Jeden z najbardziej obrzydliwych filmów, jakie widziałem w swoim życiu. Jeśli wywołanie takiej abominacji było zamiarem Anki i Wilhelma Sasnalów, którzy film wyreżyserowali, to udało im się ten cel osiągnąć z nawiązką.
I niestety, „Z daleka widok jest piękny” nie jest li tylko jakimś amatorskim kuriozum zepchniętym na margines polskiego życia kulturalnego. Nie, o filmie pisały właściwie wszystkie ważniejsze krajowe periodyki (nota bene najczęściej w tonacji pozytywnej), a na ubiegłorocznym wrocławskim przeglądzie Nowe Horyzonty, film Sasnalów zdobył główną nagrodę w Konkursie Nowe Filmy Polskie (wygrywając z takimi filmami, jak np. „Lęk wysokości”, „Sala samobójców”, „Młyn i krzyż”).
Trochę mi się to wszystko nie mieści w głowie, a nawet gotów jestem uznać to za pewien skandal. Tym bardziej, że – w moim odczuciu – bzdur powypisywano z okazji tego filmu co niemiara. Nie wspominając o snobistycznym zaczadzeniu, które sprawiło, że pewne obiegowe, a bezmyślne w w swej istocie opinie i komunały, powtarzano niczym jakąś mantrę, (co zresztą w przypadku sztuki współczesnej nie stanowi żadnego novum).
Nie chciałbym jednak występować tu w roli jedynego sprawiedliwego i mądrali, który sam jest nieomylny, podczas gdy wszyscy inni dookoła niego się mylą. Nie. Po pierwsze: wbrew pozorom nie jestem w swoim sądzie taki osamotniony, tyle że zbliżone do mojej opinie zostały stłumione, nie mając takiej siły przebicia czy elokwencji – zwłaszcza wobec oficjalnej salonowej glorii wielkiego osiągnięcia artystycznego, jakim ponoć jest obraz Sasnalów. Po drugie: chciałbym moje zdanie podeprzeć w miarę rzetelnymi argumentami. Mam nadzieję, że mi się to uda.

koszmarny dom i rzeczne trupy

Każda właściwie scena filmu realizowana jest tak, by wywołać u widza wstręt. Wprawdzie nie uważam, że dyskomfort jest tym, czego w kinie powinno się unikać za wszelką cenę (wręcz przeciwnie: cenię filmy, które mnie w jakiś sposób uwierają, burzą, wstrząsają i wytrącają moje myślenie z utartego szlaku), to jednak nagromadzenie obrzydliwości, tudzież radykalna wybiórczość twórców „Widoku” i skupienie się tylko na ohydzie drzemiącej w ludzkiej naturze, okazało się dla mnie niestrawne, przepełniając miarę mojej tolerancji na licencję… pożal się tu Boże – „poetycką”. Na domiar złego uznano to za coś, co niesie prawdę „uniwersalną” – co nie tylko stanowi komentarz dla naszej rzeczywistości (zarówno współczesności, jak i niedawnej historii naszego kraju) ale jest wręcz czymś reprezentatywnym dla polskich realiów.

Oto poznajemy polską rodzinę żyjącą (a właściwie egzystującą w sposób na poły zwierzęcy) na wsi w czymś co przypomina skrzyżowanie rozsypującej się ruiny z brudną oborą, otoczoną walającym się wszędzie złomem i gruzowiskiem. Syn zajmuje się gromadzeniem starych samochodowych wraków na złom, pomaga mu w tym starzejący się ojciec, (którego myśli się posłać w odstawkę, kiedy tylko zabraknie mu sił); niepoczytalna matka wyje czasami przez okno, podgląda kąpiącego się nago syna i obsikuje mieszkanie, gdzie się tylko da, śpiąc na dodatek w zlanym moczem, i rojącym się od robactwa wyrze. Wszyscy lepią się od brudu, klną na potęgę, palą bez przerwy papierochy i żłopią piwo – owłosieni, zapuszczeni, ubrani w jakieś wytarte szmaty… Kiedy jedzą – a właściwie żrą – to siorbią, mlaskają, prychają i wydają z siebie jakieś pomruki – warczą lub odzywają się do siebie półgębkiem. Tuż obok łapią się na lep i zdychają muchy. Syn ma kochankę – którą sprowadza do domu w miejsce matki (oddanej w końcu do domu starców). Ta, nie wiedzieć dlaczego, truje po kolei wszystkie wiejskie psy. Jej gach („hurtownik jebany”) w każdej okolicznej wsi „sika spermą” (to wyrażenia sklepikarki, która ma z nim dziecko). Kiedy zaś znika, wszyscy sąsiedzi rzucają się na jego nędzną zagrodę, rozkradają i demolują cały dom – a czego nie dają rady rozgrabić to palą, wzniecając nocą wielkie ognisko, w którym grzeją swoje wieśniacze gęby… Podobny opis mógłbym jeszcze ciągnąć dalej, ale litościwie oszczędzę tego zabłąkanym tu ewentualnie czytelnikom. Choć wypada mi jednak wspomnieć jeszcze o żydowskich trupach, które od czasów ostatniej wojny leżą na dnie okolicznej rzeki (bo ponoć stanowić to ma klucz do zrozumienia filmu).

kwestia żydowska a natura polska

Sasnal, być może zreflektowawszy się nieco i skonfrontowany z zarzutami, jakie się po premierze jego filmu podniosły, w jednym ze swoich wywiadów zaznaczył, że nie można jego filmu uważać za obraz polskiej wsi, a odniesienia do książek Grossa są raczej przypadkowe i poczynione mimochodem.
Niestety, ja sobie dobrze przypominam to, co Sasnsalowie mówili wcześniej, jeszcze przed promocją swojego filmu. Najlepiej jednak będzie, kiedy oddam głos im samym. Oto fragmenty wywiadu z twórcami „Widoku” opublikowanego w polskim „Neewsweeku”:

Newsweek: Nie zamierzamy się tłumaczyć z naszego filmu!”mówią Wilhelm i Anka Sasnalowie. Światowej sławy artysta (Wilhelm Sasnal jest malarzem, którego obrazy znajdują się w kolekcjach największych galerii sztuki współczesnej na świecie – przyp. LA) nakręcił z żoną film odnoszący się  do sprawy Jedwabnego i trudnych stosunków polsko-żydowskich. (…) Jak zareagowaliście na „Sąsiadów” Jana Grossa?
Wilhelm Sasnal: U mnie była wściekłość, poczucie winy i wstyd, że to się wydarzyło tutaj. (…) O książkach Grossa mówi się, że Żyd napisał o Polakach. (…) A to Polak mówi o Polakach. I powinniśmy się w końcu sobą zająć, a nie dyskutować o „żydowskim diable Grossie”.
Newsweek: No tak, ale do czego ta dyskusja miałaby prowadzić?
W.S.: Kręcąc film „Z daleka widok jest piękny”, zrobiliśmy to, co mogliśmy dla nas samych. Nie zatrzymaliśmy się wpół drogi, szukając jaśniejszej strony – sprawiedliwego, który uratuje nasz honor i pozwoli widzowi się za niego schować. Pokazaliśmy, że kanalia może być w każdym z nas. (…) Ale film nie jest tylko o tym. Jest o chciwości. O zapychaniu wilczego gardła. O tym, że nigdy nie mamy dość. O biologicznym odruchu. O polskiej naturze.
Newsweek: Obraz polskiej wsi” – tak pisano po festiwalu Nowe Horyzonty, gdzie film miał premierę i został nagrodzony w konkursie Nowe Filmy Polskie. Ale widzowie zarzucali wam, że to jednostronny obraz. Ile jest w nim dokumentalnej prawdy?
Anka Sasnal: Zarzucają nam, że pokazujemy brutalny obraz wsi, a tam było jeszcze gorzej. (…)
Newsweek: Wasz film ogląda się bardziej jak dokument niż fabułę. Może stąd zarzuty o brutalność obrazu?
A.S.: Zrobiliśmy dokumentację i to jest twardy, reportażowy zapis. Na nim bazowaliśmy, tworząc filmową rzeczywistość. (…) Nie chcieliśmy szukać przeciwwagi dla zachowania naszych bohaterów, dla tej brutalnej rzeczywistości i zła, o którym opowiadamy. Nie musi być żadnego światełka, żadnego pozytywnego bohatera.
Newsweek: To chyba pierwszy polski film tak ostro poruszający temat pogromu Żydów, polskiego szabrownictwa. W jednej ze scen mówi się o topieniu nie-Polaków w czasie wojny.
W.S.: Ale to nie jest tak, że pojechaliśmy na wieś zrobić film z gotową historią i z tym wszystkim, co wiemy. Pojechaliśmy do Zielonej, żeby poznać bliżej to, co widzieliśmy, jeżdżąc z Tarnowa do Krakowa. Porozmawiać, poobserwować. Tam ludzie żyją blisko ziemi, w pierwotny sposób, wszystko zostaje wykorzystane maksymalnie, przetworzone. Podczas jednej z pierwszych wizyt zobaczyliśmy ten rozpiernicz w gospodarstwie, dalej była rzeka, stanęliśmy na wale. Wystarczyło 200 metrów, żeby to wyglądało pięknie… Przy którejś z kolei wizycie obserwowałem faceta, który przywiózł resztki muru z domu zburzonego w sąsiedniej wiosce i wydłubywał cegły, żeby zbudować kurnik. Wtedy nam się to wszystko złożyło w całość, skojarzyło z Grossem.
A.S.: A kilka scen, które planowaliśmy, nie weszło do filmu, bo były zbyt atrakcyjne wizualnie i zbyt dosłowne. A my chcieliśmy zrobić trudny film, chcieliśmy, żeby się go ciężko oglądało.
Newsweek: Dlaczego?
W.S.: No, ktoś to musi robić! Jedwabne, książki Grossa… Teraz ten temat stał się dominujący w dyskusji młodej polskiej inteligencji, ale, niestety, często jest poruszany nie ze względu na wagę, ale dlatego, że jest modny. Dyskusja toczy się na polu sztuki, kultury, wśród ludzi takich jak my, na polu oderwanym od rzeczywistości.

(Cały wywiad przeczytać można TUTAJ.)

prawda czy zmyślenie?

Ciekawe jest zapętlenie tego ostatniego zdania wygłoszonego przez Sasnala: ma on pretensje, że dyskusja na trudne tematy toczy się w kraju na polu sztuki, kultury, wśród ludzi takich, jak on (i jego żona) –  i zaraz przyznaje, że jest to pole oderwane od rzeczywistości. (Czy aby jednak tym sposobem artysta nie strzela sobie we własną stopę?) Z drugiej zaś strony sugeruje się w wywiadzie, że dopiero taki film jak „Z daleka widok jest piękny” dociera do prawdy i sedna rzeczywistości („wasz film ogląda się bardziej jak dokument niż fabułę. (…) Zrobiliśmy dokumentację i to jest twardy, reportażowy zapis”) i że „jest to pierwsze (tak) odważne dzieło” poruszające niewygodne dla Polaków sprawy.

Tutaj rodzi się zasadnicza kwestia: czy zanurzając się w szambie, (które de facto jest jednak przez samych Sasnalów stworzone) można twierdzić, że jest ono sednem otaczającej nas rzeczywistości? I że w ten oto sposób objawiona zostaje prawda o polskiej wsi i szerzej: o naturze Polaków? A może jednak za pośrednictwem tego filmu objawia się bardziej prawda o samych twórcach i ich sposobie postrzegania otaczającego świata? (zwłaszcza, że „kanalia może być w każdym z  nas” – jak wyznał sam Sasnal) Ciekawi mnie jeszcze to, jak Sasnalowie mogą teraz spojrzeć w oczy mieszkańcom jednej z podkrakowskich wsi, którzy przez dwa lata udzielali im swojej gościny. (Anka: „Spędziliśmy dwa lata na dokumentacji we wsi Zielona, tam, gdzie dzieje się akcja. Podglądaliśmy. Opowiadana historia jest wypadkową naszych doświadczeń i obserwacji.”)

Niestety, mimo stwierdzeń samych twórców „Widoku” (typu: „To miał być film o pewnym rodzaju pożądliwości. I w tym kontekście jest to pożądliwość spełniona, która ma swoje źródło w historii polsko-żydowskiej, historii szabrów i pogromów”) odwoływanie się przy omawianiu tego filmu do kwestii żydowskiej, wydaje mi się być cokolwiek kuriozalne. Bowiem w filmie Sasnalów pada zaledwie kilka słów nawiązujących do pewnego tragicznego epizodu z czasów wojny i… to właściwie wszystko. Nic więcej tam nie ma, co by sugerowało ponoć wrodzony, tradycyjnie-narodowy antysemityzm Polaków. Dlaczego więc wskazuje się na to, jak na meritum – główną kwestię filmu? Dlaczego wokół tego buduje się aurę demaskowania rzekomej prawdy o polskim narodzie en gros? Czy nie jest to swego rodzaju „czarna” promocja filmu? A może po prostu uleganie swoistej koniunkturze i modzie na posypywanie swojej (a często tak naprawdę cudzej – np. polskiego motłochu) głowy popiołem, tudzież bicia się we własne/cudze piersi – co daje się zauważyć od kilku lat w Polsce? I Sasnalowie mają przy tym czelność twierdzić, że oni wcale tej modzie nie ulegają – mimo że ich „Widok” świadczy o czymś zupełnie przeciwnym (może nawet o zwyczajnej chęci zaistnienia dzięki temu w salonach i galeriach sztuki, co jakby nie było wiąże się zwykle z sutym profitem – i niech nikt mi tu nie mówi, że „kasa” nie jest częstym dopingiem współczesnych „artystów”).
Trudno w takim kontekście mieć za złe tym, którzy jakoś nie mogą znaleźć przykładów podobnych zachowań wśród Żydów, pytając: czy sami Żydzi nakręcili choć jeden film o poczynaniach żydowskiej policji w czasie niemieckiej okupacji? Czy widział ktoś film o roli komunistów-Żydów prześladujących i mordujących w sowieckich (i polskich) kazamatach ich braci znad Bugu, Niemna i Wisły? A może tak zrealizować film o łódzkim getcie i o Chaimie Rumowskim, który był tam panem życia i śmierci? (Toż pod względem filmowym trudno o bardziej atrakcyjny materiał!).  Ale nie – tego się nie zrobi, bo w czyim to miałoby być interesie?

Tak, zdaję sobie sprawę, że pisząc to wszystko mogę zostać przypisany do grupy zaciekłych i zacietrzewionych antysemitów, tudzież skojarzy się mnie z obozem nacjonalistycznych oszołomów przewrażliwionych na swoim punkcie, ale… może ktoś z tych gotowych to uczynić, wykaże mi w którym miejscu się mylę? Muszę jednak zaznaczyć, iż nie zamierzam bynajmniej udowadniać, że żyrafa jest słoniem. I wcale nie piszę o tym dlatego, że trzęsę się oburzony widząc, jak szkaluje się dobre imię mojej Ojczyzny. Nie o to mi chodzi. Bardziej mi zależy na pewnej rzetelności, jaka moim zdaniem powinna cechować zarówno artystę, jak i tych, którzy komentują i recenzują jego twórczość. A Sasnalowie, nie dość, że tak naprawdę niczego wartościowego do wspomnianych dyskursów swym filmem nie wnieśli, to na dodatek umocnili nim i pogłębili istniejące już stereotypy, bawiąc się przy tym w jakieś plastyczne ekstrawagancje i formalną pseudo-awangardowość.

tęsknota za arogancją

Może rzeczywiście niepotrzebnie zabrnąłem w tym wszystkim w sprawy… nazwijmy je: polityczno-awanturnicze, które tylko jątrzą, dolewają oliwy do ognia i zaostrzają podziały. Ale z drugiej strony, zajmując się filmem Anki i Wilhelma Sasnalów, nie sposób jest ich uniknąć. Bo należą jednak one do istoty tego, co się wokół tego filmu działo.
Ale co ze stroną artystyczną „Widoku” – może by tak zakończyć ten temat odnosząc się stricte do samej sztuki?

Ja nie zauważyłem ściślejszych związków między filmowym obrazem Sasnala a jego malarstwem, które ma w sobie pewną plakatowość, może nawet komiksowość, opiera się na konturze i znaku, jest na swój sposób aseptyczne i odseparowane od rzeczywistości, którą nie tyle odtwarza, co schematyzuje. Natomiast filmowy „Widok” jest naturalistyczny, zanurzony w miazdze życia, gęsty i mięsisty, barwnie nasycony, mimo swych ciemni bawiący się światłem. Innymi słowy: wcale nie taki oszczędny plastycznie, jak to sugerowano w recenzjach. Pewnych podobieństw można się jednak dopatrzeć w sposobie kadrowania obrazu, w wyborze punktu obserwacyjnego, sposobie rozwijania perspektywy czy w kompozycyjnych uproszczeniach. (Właśnie… czy aby jednak uproszczenie i schemat nie są tym co łączy obrazy Sasnala z jego filmem?) Bo postacie ukazane przez Sasnalów w „Widoku” wydają się być jak marionetki – odpsychologizowane, jednowymiarowe, poruszane przez własne odruchy i instynkty, pozbawione możliwości jakiejkolwiek autorefleksji… powolne jakimś (wspólnotowym, stadnym?) mechanizmom.

Czy zważywszy na to wszystko, można uznać omawiany tu film za adekwatny środek do tego, by komentować jakąkolwiek społeczną rzeczywistość, a tym bardziej ukazywać newralgiczne sploty wiążące się z narodową historią, dotykające tzw. narodowego charakteru, a ogólniej – odnoszące się do ludzkiej natury, uniwersalizujące egzystencjalne doświadczenie człowieka i obnażające jego ponoć prawdziwą – niezbyt jednak ludzką – twarz?
Nie sądzę. Jeśli już, to można – po raz kolejny zresztą – dojść do wniosku o jałowości wielkich obszarów sztuki współczesnej, która bawi się i gra sama ze sobą, kręcąc się przy tym jak pies chcący pochwycić własny ogon. Sztuki, która tak naprawdę nie ma nic ważnego do powiedzenia (Wilhelm Sasnal o sposobie, w jaki podszedł do realizacji swojego filmu: „nie ważne jest co [się pokazuje], tylko jak”). A na dodatek jest zadufana w sobie, uważając, że jej wszystko wolno (Sasnal raz jeszcze: „To, co nas najbardziej drażni w kinie, to brak pewnej podstawowej swobody, dezynwoltury, arogancji w podejściu do filmowej formy”.) I tutaj wyszło szydło z worka: Sasnalowie robiąc swój film chcieli być aroganccy. Co im się bez wątpienia udało.

coda

Nie wiem, być może arogancja stała się dzisiaj cechą podziwianą i pożądaną? I chodzi tylko o to, by zwrócić na siebie uwagę – nieważne właściwie czym, tylko jak – i żeby było skutecznie. A ja wykazałem się naiwnością, starając się podejść do filmu uważniej i potraktować go bardziej serio, bo uważałem, że tak będzie uczciwiej. Szkoda tylko, że – jak się okazało – sami twórcy nie podeszli do odbiorców swojego dzieła z należną estymą, dmuchając w medialnego kogutka akurat z takiej strony, jaka im była w danej chwili bardziej wygodna – i prowokując tym innych do wypisywania i wygadywania wszystkiego, co tylko im ślina na język przyniosła.
Tak więc: raz mówili, że to prawie reportaż i dokument, to znów, że wszystko tu jest umowne i zmyślone; raz – że na ekranie pokazali to, co zastali na wsi pod Krakowem, to znów, że nie jest to jednak obraz polskiej wsi; raz – że w tym wszystkim dużo z Grossa i że ich film to przyczynek do debaty na temat polskiego antysemityzmu, to znów, że wcale nie chcieli wywoływać żadnych upiorów z przeszłości i że ten Gross to jest tylko tak mimo; raz sugerowali, może nawet insynuowali, to znów się odżegnywali i wykręcali…
A kiedy słyszę Sasnala jak mówi, że nie ważne co się pokazuje, tylko jak się pokazuje, to… cóż ja mogę więcej zrobić, jak tylko bezradnie rozłożyć ręce i przestać wreszcie stukać w te cholerne klawisze?

0/10

greydot

Komentarzy 36 to “PASZKWIL SASNALÓW – czyli sztuka zagląda do polskiego szamba”

  1. ulotna_wiecznosc Says:

    Wygladąda na to ze małżeństwo A i W. Sasnalów idąc w ślady Grossa znalazło sobie sposób na rozgłos.

    To link do rozmowy Profesora Richarda Lukasa autora niedawno wydanej książki ,, Zapomniany Holokaust” z Piotem Zychowiczem.
    http://www.monitor-polski.pl/holokaust-polakow-rozmowa-z-prof-richardem-lukasem/

    I kilka fragmentów.
    ,,Historyk napisze więc kolejną standardową książkę o Holokauście, w której przedstawi Polaków jako zbrodniarzy. Tak jest łatwiej.
    To chyba casus wspomnianego przez pana Grossa. Swoją karierę na emigracji zaczynał od pisania o polskim cierpieniu (między innymi znakomite „W czterdziestym nas matko na Sybir zesłali”). Gdy zorientował się, że nikogo te książki nie obchodzą, zabrał się za „Sąsiadów”. „New York Times” rozpływał się nad nim w zachwytach i dostał Gross etat w Princeton .

    P.Z.: Co w pańskiej książce najbardziej oburzyło jej krytyków?
    R.L.: To, że sprzeciwiłem się dogmatowi, który obowiązuje w amerykańskim spojrzeniu na Holokaust. A dogmat ten brzmi: Polacy byli antysemitami. Kropka. Część była obojętna wobec zagłady Żydów, a druga część wzięła w niej aktywny udział. W swojej książce podjąłem próbę ukazania prawdziwego oblicza tego problemu. Nie kryłem, że wśród Polaków byli bandyci, którzy podczas wojny zachowywali się niegodnie. Ludzie tacy są jednak w każdym społeczeństwie. Polacy nie mieli monopolu na zło, tak jak Żydzi nie mieli monopolu na dobro. Oba narody były złożone ze zwykłych ludzi. Dobrych i złych. Wśród Żydów podczas II wojny światowej również występowały postawy niegodne.”

    • Logos Amicus Says:

      Prawdę mówiąc, pisząc o filmie Sasnalów w ogóle nie miałem ochoty poruszać tematu antysemityzmu.
      Nie o to tak naprawdę mi w tym tekście chodzi.
      Ale widzę, że wygląda on teraz jak komentarz do tego, co dzieje się wokół „Pokłosia”.
      To jest jednak przypadek, bo ja ten tekst pisałem parę tygodni temu, jeszcze zanim rozpętała się awantura wokół filmu Pasikowskiego.

  2. Onibe Says:

    znam ludzi żyjących w podobny sposób jak bohaterowie filmu, mogę więc potwierdzić, że jest w nim jakiś element dokumentu. Formy nie mogę skomentować, bo nie widziałem tego wiekopomnego dzieła. I pewnie nie zobaczę. Bo i po co? Co zaś się tyczy obrazoburczości – nie mam nic przeciwko niej, pod warunkiem, że stanowi ona precyzyjnie skalkulowany i rozsądnie wykorzystany element formy, nie staje się zaś formą i treścią wypełniającą w 100% film i nie pozostawiającą miejsca na nic innego…

    • Logos Amicus Says:

      Moim zdaniem w tym filmie nie ma krzty dokumentalizmu – wszystko w nim jest dokładnie skalkulowane.
      Oczywiście, że w każdej wsi jest jakieś szambo. Ale czy kiedy w to szambo wetknie się kamerę, to można twierdzić, że tak oto wygląda cała wieś – i na tej podstawie wysnuwać jakieś uniwersalne wnioski o istocie ludzkiej natury – twierdzić, że oto dotarło się do sedna prawdy o człowieku? Tym bardziej, że tak naprawdę, owo szambo Sasnalowie stworzyli sami.
      Dla mnie to wszystko jest zbyt pokrętne.

      • Onibe Says:

        cóż, już w „Dniu Świra” głównym odgłosem jaki dało się słyszeć był brzęk butelek wódki. Mi się wydaje, że tzw. ambitne kino polskie ma skłonność do pełznięcia w tę stronę i czasami pod ten niezrozumiały trend podczepia się kino nieambitne ale starające się ambitne parodiować.

        • Logos Amicus Says:

          Nie tak dawno, po raz pierwszy zresztą, obejrzałem „Dzień świra” Koterskiego. Patrzyłem na to trochę jak na groteskę, może nawet parodię. Kilka scen w filmie wydało mi się żenującymi (np. balkonowa modlitwa Polaków – zbyt szydercza jak na mój gust), za duże było wg mnie nasycenie „świra” skatologią, ale ogólnie – można się było z tej karykatury pośmiać. (Choć mnie osobiście natarczywe wulgaryzmy, polskie badziewie i ostentacyjne chamstwo wydaje się raczej umiarkowanie śmieszne.) „Poetyka” Koterskiego nie jest moją „poetyką”, ale jakoś specjalnie mnie ten jego film nie oburzał, choć miejscami zniesmaczał.

          Właściwie obraz Sasnalów też mnie nie oburzał, tyle że wydał mi się po prostu obrzydliwy i wypełniony po brzegi ponuractwem. „Dzień świra” zakładał komediowe rozładowanie – to były trochę takie „jaja”, które reżyser robił sobie z polskich przywar i z pewnego typu bohatera (być może reprezentatywnego dla pewnej grupy polskich typów i zachowań). Natomiast „Z daleka widok jest piękny” to było takie… śmiertelnie na serio, turpizm w stężeniu już nieprzyswajalnym, przebierający miarkę – nie tylko dobrego smaku, ale i rozsądku.

        • Onibe Says:

          hmm… nie lubię śmiertelnie na serio. Bo ktoś, kto ma skłonność do takiego snucia opowieści, ma też często skłonność do postrzegania pewnych spraw w jedyny słuszny sposób. A moim zdaniem im problem trudniejszy, im bardziej delikatny, tym bardziej przydaje się dystans i czasami: ścieżka dookoła.

        • Logos Amicus Says:

          To nie jest chyba sprawa zachowania dystansu (bo przecież nic złego nie musi być w zaangażowaniu czy drążeniu do samego sedna) a pewnej artystycznej uczciwości. No i żeby później (kiedy już się coś stworzyło) tak nie kręcić.

        • Onibe Says:

          w sumie, to jest to kwestia kilku elementów, które muszą zagrać… dlatego nie jest łatwo

  3. Miriam Says:

    Oto co o tym filmie napisała Anna Tatarska w miesięczniku „KINO”:

    „Z daleka widok jest piękny” rodzi wiele pytań, a wśród nich to, które jednym wyda się anachroniczne, dla drugich pozostając kluczowe. Co z bardzo prawdopodobnym rozdźwiękiem pomiędzy autorskimi założeniami twórczego tandemu a odczuciami i interpretacją widzów? Autorzy nakręconego na przełomie czerwca i lipca 2010 filmu jako jedno z głównych źródeł inspiracji przywołują społeczność wsi Zielona pod Krakowem, z której mieszkańcami, jak sami twierdzą, bardzo się zbliżyli na etapie preprodukcji. Na konferencji, towarzyszącej pokazowi „Z daleka…” na festiwalu Nowe Horyzonty w 2011 roku (film wygrał Konkurs Nowe Filmy Polskie) powracało niepokojące pytanie czy ich „przyjaciele” ze wsi widzieli ten film i jak im się spodobał. Przedstawiona na ekranie wieś to wszak królestwo brudu, ohydy, głupoty i zezwierzęcenia; jej bohaterowie są pozbawionymi kręgosłupa moralnego kreaturami, których działania determinuje popęd i bezrefleksyjny instynkt. Łamią kolejno wszelkie przykazania dekalogu i budzą w widzu głęboką odrazę… W lipcu 2011 ewentualna konfrontacja wizji artystów z oceną mieszkańców była wciąż niezrealizowana, autorzy wyrażali jednak głębokie przekonanie, że film zostanie „zrozumiany”. Rzuca się w oczy pewna moralna dwuznaczność całego projektu, chwiejność jego intelektualnej podbudowy. Reżyserski debiut Wilhelma i Anki Sasnal przypomina fotomozaikę: z dystansu wydaje się spójny, przy bliższym wejrzeniu rozpada się na wiele znaków zapytania.

    Całość na stronie:
    http://kino.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1322&Itemid=1

    Pozdrawiam

    • Logos Amicus Says:

      Recnzentka kina pisze też:

      „Ten ciekawy pod względem wizualnym i nowoczesny w swej prostocie film opiera się na niedopowiedzeniach i braku oczywistości. Dlatego dziwi kierunek, jaki autorzy obierają w jego finalnej części, kiedy to niedopowiedzenie ustępuje miejsca ostentacyjności, a subtelny i poruszający balet nowoczesny przekształca się w synchroniczny taniec rodem z popowego teledysku.”

      Ale to są tego typu „niedopowiedzenia”, które od pierwszych kadrów krzyczą: patrzcie co to za ludzie, co to świat!
      Zresztą, to nie są właściwie „niedopowiedzenia” a raczej niejasności i celowe konfudowanie widza mające na celu stworzenie pewnej „artystowskiej” atmosfery. W sumie jest to pretensjonalne i wcale nie takie odkrywcze, bo eksploatowane od dawna przez niektórych „nowoczesnych” filmowców, którzy dziwaczność i dezynwolturę wynieśli do rangi stylu.
      Lecz Anna Tatarska trafnie zauważa, że w pewnym miejscu robi się to całkiem jawne i wręcz ostentacyjne, już bez żadnych niedopowiedzeń: oto zwierzęta, które nawet nie udają ludzi.

  4. Marcus Says:

    Pan Jakub Malmurek z krytykipolitycznej.pl okazyjnie napisał:
    „Główna nagroda w konkursie polskim festiwalu Nowe Horyzonty dla Wilhelma i Anny Sasnalów za film Z daleka widok jest piękny to bardzo dobra i ważna wiadomość. Nie tylko dlatego, że film Sasnalów rzeczywiście odstawał od reszty pokazywanej w polskim konkursie produkcji i jako jedyny mógł równoprawnie podejmować dialog z pokazywanym we Wrocławiu kinem z całego świata. I nie tylko dlatego, że być może taka decyzja jury przyspieszy wejście do kin bardzo ważnego i potrzebnego polskiej debacie publicznej filmu, nie pozwalając mu utknąć w obiegu galeryjnym.”

  5. ZygmuntMolikEWA Says:

    Zastanawiam się, czy ktoś wziął pod uwagę zjawisko zwane „bluźnierczą prowokacją”. Praktykują ją najwięksi, od wieszcza naszego narodowego począwszy. Naród nasz wielce ‚malowniczy’. Dla każdego coś się znajdzie; i dla Matejki i dla Dudy-Gracza i dla Sasnala…

    Ok. 2 tygodni temu byłam na kameralnym spotkaniu z m.in. P. prof. Ireną Grudzińska-Gross, (byłą) żoną J.T. Grossa. Nawiązywała do książki w rozmowie kilkukrotnie. Nie dopatrywałabym się śladu koniunkturalizmu w tym co on pisał.
    To jego ogląd sytuacji, po szczegółowym zapoznaniu się z faktami, po doświadczeniach rodzinnych.
    Dla jasności, spotkanie z p. Gross tyczyło „rzezi Ormian”. Trudno odmówić p.p. Gross brak znajomości tematu ‚eksterminacja’, w wielorakich jego przejawach.

    LA, nie przestawaj stukać w te klawisze, miło widzieć że i ciebie ogarnia czasem (szewska) pasja. :)

    • Logos Amicus Says:

      Pytanie: co się chce osiągnąć przez tzw. „bluźnierczą prowokację”? – jest chyba zasadne. Czy jest ona – już z samego założenia – wartością samą w sobie?
      Warto chyba, odpowiadając na to pytanie, wziąć pod uwagę to, że „bluźniercza prowokacja” zawsze jest czymś agresywnym i (dla sporej grupy ludzi) obraźliwym – i że należy się liczyć z pewnymi konsekwencjami.
      Nie wiem, nie odrzucam z definicji zasadności artystycznej prowokacji, ale wydaje mi się, że częściej przynosi ona ze sobą więcej złego niż dobrego.

      Ja również nie wiążę książek Grossa z koniunkturalizmem. Uważam, że zasługują na to, aby odnieść się do nich merytorycznie.

      Niestety, trudno jednak zaprzeczyć, że istnieje coś takiego jak „przemysł Holocaustu” i że pojęcie to zostało niejako zawłaszczone – i ograniczone do zagłady europejskich Żydów.

  6. maria Says:

    Dziękuję Ci za ten wpis Logosie. I nie tylko za to, że już wiem o czym jest film i nie muszę go oglądać. Dziękuję za Twój protest przeciwko tym negatywnym opiniom, które nas ciągle zalewają. Jacy jesteśmy okropni, jakimi jesteśmy antysemitami i ksenofobami, to ciągłe bicie się w piersi w kwestii żydowskiej.
    Nie twierdzę, że Polska i Polacy to idealny kraj i ludzie, ale nie odbiegamy od innych społeczności. Większość to normalni, ciężko pracujący ludzie o umiarkowanych poglądach politycznych, społecznych. O nich się nie pisze i nie pokazuje filmów, bo to żaden temat. Nagłaśnia się tylko oszołomów, których tak naprawdę jest garstka.
    Nie zgadzam się na taką medialną manipulację, w której już nawet nie chodzi o jakieś wyższe cele, tylko, żeby wszyscy na tym zarobili. Od producentów filmu po wydawców gazet, stacji telewizyjnych ze sprzedaży reklam.

    Co do antysemityzmu, to obawiam się, że już bycie obiektywnym w tej kwestii jest odbierane jako antysemityzm. Nikt nie chce naruszyć tego tabu (tak po tej stronie też jest tabu), żeby nie być uznanym za antysemitę. Ostatnio widziałam ranking w tv które kraje są najbardziej antysemickie w Europie. Jesteśmy trzeci: po Węgrach i Portugalczykach. Ciekawe jak do tego doszli ? Ja zadałam pytanie wśród moich znajomych (po medialnej nagonce na temat Pokłosia), czy są antysemitami. Nie muszę chyba pisać co mi odpowiedzieli, oczywiście, że nie.

    • Logos Amicus Says:

      Nie mam nic przeciwko temu, że na sztuce ludzie zarabiają. (W moim tekście do tych spraw „merkantylnych” nawiązałem właściwie tylko w jednym zdaniu – i to ujętym w nawias.) Nie podoba mi się natomiast, jeśli pieniądze stają się głównym motywem artystycznej „twórczości” a dorabia się przy tym do tego jakąś wielką ideologię, mydli oczy pseudo-artystycznymi komunałami – ogłupia na swój sposób ludzi i korumpuje sztukę.
      Jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy celowo obraża się przy tym pewne grupy społeczne (powołując się szumnie na prawo do wolności wypowiedzi) – strojąc potem zdziwione i niewinne minki.

  7. nutta Says:

    Polecam artykuł Piotra Zychowicza w „Uważam Rze” z 19-25 listopada, w którym autor stara się zgłębić przyczyny postaw, które z marginalnych urosły do charakterystycznych dla narodu.
    Obserwuje się ciekawą postawę naszych niektórych twórców, nie tylko filmowych, gdy pisze się o prowincji – „ja” wykształcone, kulturalne i „oni”, ze wsi, miast bezrobotnych, pełni nienawiści, przesądów, posługujący się bełkotliwym językiem nienawiści.
    Przeczytałam Twoje opinie poparte argumentami z podziwem dla niezależności sądów, drogę pod prąd schematów.

    • Logos Amicus Says:

      Znam ten artykuł. W tym samym numerze jest także ciekawy tekst Piotra Semki. Polecam go (do przeczytania i przemyślenia) zwłaszcza tym, którzy film Pasikowskiego uważają za wielkie osiągnięcie polskiego kina albo za gatunkowy majstersztyk – i nie chcą go za bardzo osadzać w szerszym kontekście histrycznym, sołecznym czy politycznym.

      A nawiązując do artykułu Piotra Zychowicza. Zgadzam się choćby z tym jego fragmentem:

      „Przypadki, w których Polacy zachowywali się wobec Żydów w sposób niegodny, nie powinny być tematem tabu. Należy o tych bolesnych sprawach dyskutować i o nich pisać. Ale w sposób prawdziwy, uwzględniając dramatyczne okoliczności. Niestety, zamiast stać się przedmiotem merytorycznej, spokojnej debaty, wydarzenia te używane są instrumentalnie do biczoania narodu polskiego.
      Celem tych wydarzeń jest nie tyle chęć wyjaśnienia wydarzeń z przeszłości, ile bieżąca walka ideologiczna. Polacy mają się wstydzić swojej historii. Wyleczyć się ze zdrowego patriotyzmu – od którego, jak wiadomo, tylko krok do krwiożerczego nacjonalizmu – i z dystansem podchodzić do Kościoła. Tylko wówczas, przekonuje się nas, nie złapią kiedyś ponownie za widły i pochodnie. Film „Pokłosie” jest typowym produktem tej pedagogiki wstydu. Jego autor ukazał relacje polsko-żydowskie w sposób karykaturalny. Polacy u Pasikowskiego to horda Hunów dyszących nienawiścią do Żydów.”

      Zważywszy na to wszystko bulwersują mnie niektóre wypowiedzi „luminarzy” polskiej kultury, o których pisze Piotr Semke:

      „(…) potencjalnego widza zasypano w mediach entuzjastycznymi opiniami tuzów życia kulturalnego. Okazją do tego była premiera filmu, po której Andrzej Wajda ocenił go jako „wspaniały i poruszający”. Z kolei minister kultury Bogdan Zdrojewski podkreślał, że podziwia twórcę „Pokłosia” za „odwagę podjęcia trudnego tematu”. Producent filmu Dariusz Jabłoński ogłosił wreszcie na premierze, że „Pokłosie” to film „sprawiedliwy”, „który nie podzieli Polaków”.”

      Poza tym znam wygłoszone w podobnym tonie opinie w „Polityce”, znam niezbyt fortunną recenzję Tadeusza Sobolewskiego, (który oczywiście pisze w niej dyrdymały o wielkim „katharsis” jakim ma być podobno „Pokłosie” dla polskiego społeczeństwa).
      Wydaje się, że od tego typu ludzi, którzy stanowią pewien krąg opiniotwórczy i mają na swoim koncie pewne osiągnięcia jeśli chodzi o kulturę, można oczekiwać czegoś więcej, niż wygłoszenia kilku bezmyślnych w sumie frazesów, powodowanych zresztą pewnym układem (prywatnym, biznesowym), czy koniunkturą ideologiczną.

  8. Jula :D Says:

    Do samego filmu się nie odniosę , bo nie ogłądałam i chyba nie będę.
    Tego typu filmy , zresztą świetnie, były robione w Europie w latach 50-tych. Zwłaszcza francuskie – świetne. Surrealistyczne, czy naturalistyczne . W kazdej społeczności, państwie , jest ten margines , któtego raczej nie pokazuje w folderach podrózniczych, ale Ty jako niezależny podróznik dobrze wiesz !…
    Niektórzy traktują to jako swoisty folklor warty obejrzenia , nawet z narażeniem zycia. ;)
    Polska , tak jak i inne kraje w Europie mają taki a nie inny stosunek do Żydów , bo taka była u nas polityka. ..
    Z pzryczyn politycznych nawet wygodna, bo zawsze łatwo za własne złe zarządzanie obarczyć wina innych , obcych, bo nieznanych .
    Te kultury żyły osobno , nigdy razem.
    I tak z reką na sercu, nikt nigdy o to w naszym kraju nie zabiegał , by te dwie kultury się poznały.
    Pozwolono by „MITY” szalały. :(
    Ja myślę o czasach powojennych aż do dzisiaj w Polsce.
    Kapłani katoliccy na prowincji, no cóz od nich wymagać, raczej więcej złego robią niż dobrego.
    Ludzie chodzą do kościoła , na zasadzie rytuału, bo tak robili ich dziadowie , rodzice , no i oni też.
    W małych społecznościach każdy każdego zna.To nie miasto , nawet i średniej wielkości, gdzie ciągła jest płynność i sąsiad nie zna sąsiada. To dotyczy wszystkich innych!.. ( W miescie z podobną niechęcią traktowani są rózniący sie wyglądem np.Afrykanie , Azjaci itd..
    My niestety nie jestesmy narodem tolerancyjnym, bo to nie było potrzebne w naszej historii do przetrwania, wręcz odwrotnie.
    Każdy Komunista w Polsce nie jest traktowany jako człowiek o określonej filozofii życiowej, tylko jako bandyta , ludobójca, samo okreslenie zła. Doszło do takiego zmitologizowania, że w Polsce powojennej ludzie byli „zniewoleni” , chyba pracowali ponad siły nie mogli się uczyć, chodzili w zgrzebłych koszulach, pili ocet i zajadali suchy chleb ze śmietników, bo wtedy nie były zamykane.
    Ponieważ papi papier toaletowy był na kartki, to podcierali sie , ci co gdzieś pracowali u sowietów znienawidzona trybuną ludu a pozostali latem trawą a zimą w ogóle.
    No taki obraz Polski powojennej jest opowiadany w polskich mediach.
    I co ciekawe , to glównie przez tych , którzy i wówczas byli tak bliżej rządzacych niż ludu. :D
    Co chciałam przez to powiedzieć, ano że kazdy artysta jest jak prostytutka , sprzeda sie kazdemu za many, many!..
    Bo żeby tworzyć musi mieć stworzone pzrez bogaty mecenat.
    Co do kościoła, podobnie.Tam gdzie chodzi o pieniądze i władzę nie ma zmiłuj się.
    U mnie zdjęcia małej podkrakowskiej miejscowości – czy tam jest miejsce na inność = obcość= wrogość. To ciągle aktualnej jest!
    http://jula1.blogspot.com/2012/11/koniec-listopada-u-mnie.html

  9. Jula :D Says:

    Napisałam, sie napisałam i nic?…
    Filmu nie oglądałam i raczej nie będę, bo nie muszę.
    Ktoś w komentarzach napisał, że ludzie w Polsce są tacy sami, jak wszędzie. I to jest prawda. Problem jest z tymi zarządzającymi nami.
    Na własne potrzeby kręują obraz Polski, który nijak się ma do tego rzeczywistego. Dużo złego robią „artyści”, bo potrzebuja mecenatu i od zawsze się sprzedaja!.. Tworzą przy tym artystyczne cudeńka , więc są rozgrzeszani apo wiekach i tak nikogo nie interesuje, komu musieli za życia przyklaskiwać.Tyle ,że na dzisiaj razi mnie, jak „artysta” głupoty gada w tv :)
    Mam wrażenie,że za młodości piłam i jadłam tylko ocet a tyłek podcierałam trawą. :D)))

    Co do Żydów , to dużo złego robi kk. Państwo w swej polityce, też dużo złego zrobiło wprowadająć do szkoly religie. W dużych miastach to dzieci olewają, bo praktycznie ludzie sięnie znają . :)
    Natomiast w małych miejscowościach jest inaczej.
    Ja pokazałam zdjęcia małej wsi z lotu ptaka u siebie na blogu. :D
    Idealnie to wygląda , tylko czy tam jest miejsce dla inności?
    Tolerancji nalezy pokazywać i uczyć od małego!… Ludzie nie rodzą się źli.

    tu link do takiego zdjecia
    http://jula1.blogspot.com/2012/11/koniec-listopada-u-mnie.html

    Idealnie to wygląda, tylko czy tam jest miejsce dla inności?
    Tolerancję nalezy pokazywać i uczyć jej od małego!… Ludzie nie rodzą się źli.
    ps.
    Tacy jak ci w tym filmie też są, ale tacy są w cały świecie. O nich raczej foldery wycieczkowe nie piszą. ;)

    • Logos Amicus Says:

      To prawda, pod pewnymi względami ludzie na całym świecie są tacy sami.
      Ale jednak miejsce, epoka i kultura, w której żyją powodują, że zachowują się oni różnie.

      Polacy mieli to nieszczęście, że w czasie II wojny światowej znaleźli się w okolicznościach (narzuconych im przez nieludzkie totalitaryzmy), które sprzyjały zachowaniom nikczemnym.
      Ale też potrafiły z ludzi wydobyć to, co w nich najlepsze i godne nadzwyczajnego podziwu.

  10. Jula :D Says:

    file:///C:/Documents%20and%20Settings/Administrator/Moje%20dokumenty/Moje%20obrazy/_DSC0040.jpg

    Co najbardziej się rzuca w oczy ?… wielki kościół i wokół niego zycie teraz się toczy na prowincji, bo umiejetnie zbiera pieniadze. Gdy inne ośrodki, jak szkoła ośrodek kultury padły z ich braku . ;)

    • Logos Amicus Says:

      Niestety Jula, kościółka nie widać ;)

      Ale to prawda: chyba jednak bardziej ucieszyłbym się z nowej szkoły, czy ośrodka kultury, niż z nowego wielkiego kościoła (moim zdaniem wystarczy jednak tych starych – chodzi tylko o to, by o nie dbać – i to nie tylko o sam budynek ;) )

      No ja tutaj nie chciałbym już mówić o Kościele… bo to odrębny (choć też przecież ważny) temat.

  11. Jula :D Says:

    Jak znajdziesz chwilę czasu , to zobaczysz u mnie na blogu zdjęcia zrobione z samolotu tej wsi. Poniżej link, bo nie umiałam zdjęcia samego wkleić u Ciebie w komentarzu.. ;)

    http://jula1.blogspot.com/2012/11/koniec-listopada-u-mnie.html

    W średnowieczu była zasobnym miastem,są na to dokumenty.
    I co zobaczysz?.. Kościół, rynek, cmentarz własnoscia kk.
    Wszystko, piekne ładne, zadbane ale brak miejsca dl inności.
    Na polskiej wsi nadal nie ma miejsca dla innych kultur. Dlaczego?..
    Mamy XXI wiek a jakbyśmy sie cofneli .ameryka to zlepek róznorodności i dlatego tylko tam moze byc demokracja – tak myslę. Eurpa stanowi taki zlepek, ale każdy jakby na innym stopniu zrozumienia tej cywilizacji. ;)

    Nie umiem wklepać zdjęcia w komentarz. :(

    ” Mieszkanko ;D” – sa zdjęcia tej wsi , też pokrakowskiej z samolotu zrobione. I jak się dobrze przyjrzysz, to tam nie ma miejsca dla inności. Tyle, że poza USA i duzymi miastami, to tak po prawdzie ,nigdzie nie ma miejsca dla inności , dla tak innej kultury , religii itd…

  12. sarna Says:

    Nie widziałam, więc siłą rzeczy trudno mi się odnieść do tego filmu, ale jak to ja, pięć groszy zawsze się znajdzie;)

    1. Nie pamiętam u Ciebie takich emocji, zawsze nawet jak piszesz Ja, wg mnie…, mimo, że jest oczywistym, że film wywołał w Tobie „jakieś” emocje, to w postach się od nich dystansujesz, a tu proszę – jak bulterier:)

    2. No właśnie, te emocje – pamiętam „Dom zły”, tam też grubo przerysowano realia. Nie chodzi mi o błoto polityczne, o którym pisałeś, ale o warunki egzystencji ludzi, zezwierzęcenie Ich obrazu. Wówczas Cię to nie bolało, tym bardziej dla mnie niezrozumiałe, że wśród tych ludzi dorastałeś. Właściwie przywykłam do plucia na wszystko co polskie, zobojętniałam, nie mam problemu z tożsamością i kompleksami, to problem ludzi pokroju Sasnalów.

    • Logos Amicus Says:

      No proszę – Ewa zatrzuca mi szewską pasję, Ty – że zachwuję się jak bulltereir ;)
      A przecież ani ze mnie szewc, ani tym bardziej pies.
      Mnie tak naprawdę zbulwersował nie tyle sam film, co te wszystkie wykręty jego twórców i opinie pochwalne, jakie się pojawiły po jego projekcjach – cała ta otoczka medialna i kontekst społeczny.
      A film? Nie to żeby mnie „zabolał”, ale oglądałem go z niesmakiem, czasem niestety nawet z lekkim obrzydzeniem (choć przecież jestem zaprawiony w filmowych bojach i niejedno w kinie widziałem).
      Wspomniałaś „Dom zły” – ale moim zdaniem nie da się tych filmów porównać, mimo że film Smarzowskiego też ukazywał wieś od strony bardzo mrocznej, nikczemnej, brudnej – też było tam sporo z szamba i bagna, chamstwa ocierającego się o zezwierzęcenie. Ale nie był paszkwilem. Może groteską, ale jednak odnosił się do pewnych aspektów rzeczywistości peerelowskiej, no i jednak ukazywał swoich bohaterów w pełniejszym wymiarze. Ci ludzi byli mimo wszystko wiarygodni – w przeciwieństwie do kukiełek jakie stworzyli w swoim obrazie Sasnalowie.
      „Dom zły” był wg mnie dobrym… może nawet bardzo dobrym filmem, w przeciwieństwie do pretensjonalnego, eksperymentującego i na poły amatorskiego „Widoku” Sasnalów.
      Zresztą, wiadomo jak jest: czasami do czegoś czujemy niechęć – i wydobywa się to gdzieś z naszego wnętrza, nie zawsze będąc czymś racjonalnym. Ja jednak starałem się swoją awersję wobec filmu Sasnalów sobie – a przy okazji i innym – wyjaśnić.

      Nie wiem dlaczego piszesz, że ja wśród tych ludzi dorastałem. Czy sugerujesz: że sam mieszkałem w takim „domu złym” i moi najbliżsi byli podobni do takich okropnych ludzi, jakich ukazał na ekranie Smarzowski? ;)

      • sarna Says:

        Sądzę, że wiesz dlaczego i wiesz, że nie ma w tym żadnego podtekstu, sugerowania. Jak sam napisałeś „akcja filmu rozgrywa się na Podkarpaciu, oraz padają w nim nazwy miejsc dobrze mi – z racji tego, że są to moje strony rodzinne – znanych, w tym samego Rzeszowa”.
        Właściwie to mam ochotę zobaczyć ten film – zrobiłeś mu dobrą reklamę :)

        ps. Twój komentarz pojawił się zaraz po moim, ale nie wg wskazań zegara na blogu. Wszystko z nim w porządku?

        • Logos Amicus Says:

          Film Sasnalów z pewnych względów warto obejrzeć. Ja też byłem go przecież ciekaw, mimo że mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać. Niestety, było jeszcze gorzej, a już naprawdę „dokopała” mi otoczka jaka wokół niego się pojawiła – i to dopiero ona spowodowała to, że zdecydowałem się napisać o tym filmie coś więcej.
          Zresztą, jak widzę, w pewien sposób łączy się to wszystko z awanturą jaka się niedawno rozpętała w kraju z powodu „Pokłosia” Pasikowskiego. (Nawiasem mówiąc: przypadkowo.)

          PS. Nie wszyscy wiedzą, że cytujesz moją notkę o filmie Smarzowskiego, którą można przeczytać tutaj:

          https://wizjalokalna.wordpress.com/2010/02/07/filmowisko-“rewers”-“dom-zly”-“przerwane-objecia”-“glod”-“precious”-“avatar”/

          PS2. Czasem te czasy się zmieniają – najprawdopodobniej z powodu czasowego przesunięcia ;)

  13. Logos Amicus Says:

    Sam przypomniałem sobie teraz swoją recenzję z „Domu złego” Smarzowskiego. Jest tam fragment, który właściwie może stanowić odpowiedź na Twoją wzmiankę:

    Wprawdzie trudno było mi się utożsamiać z ukazanym w filmie środowiskiem (mój dom był dla mnie domem dobrym), a tym bardziej z występującymi w nim postaciami nurzającymi się – co tu kryć! – w błocie dość koszmarnej rzeczywistości (nota bene wykreowanej na ekranie z niezwykłym wyczuciem i zatrważającą wręcz wiarygodnością przez reżysera), to jednak pamiętna mi bliskość peerelowskiego marazmu “ściany wschodniej”, jaki towarzyszył w bliższej lub dalszej perspektywie mojemu dzieciństwu, pozwalała mi na odkrycie pewnych paralel oraz wysnucie konkretnych analogii między tymi dwoma światami.

    Ponadto, jest w tym cytacie odpowiedź i na to, dlaczego te filmy tak różnie odebrałem, mimo, że zarówno jeden, jak i drugi, ukazywał wieś i ludzi w złym świetle.
    O filmie Smarzowskiego mogłem napisać: ” (…) postaciami nurzającymi się – co tu kryć! – w błocie dość koszmarnej rzeczywistości (nota bene wykreowanej na ekranie z niezwykłym wyczuciem i zatrważającą wręcz wiarygodnością przez reżysera)…”
    O filmie Sasnalów napisać czegoś podobnego już bym nie mógł. Ten obraz w ogóle nie był dla mnie wiarygodny.

  14. sarna Says:

    Jedną z ról Kina jest gra naszymi (na naszych?) emocjami. Oba filmy jakby nie było tę rolę spełniły, karząc nam myśleć i trawić. Mylę się mentorze ;)

    • Logos Amicus Says:

      Szewc, bullterier, mentor… hm… jak to wszystko może się we mnie pomieścić? ;)

      To jedne z powodów, dla których lubię kino: bo prowokuje, zmusza do myślenia… wywołując przy tym emocje.

      • sarna Says:

        O jaki Ty biedny , musisz udźwignąć tyyyle komplementów. Lubię jak się złościsz :))

        PS ruszaj w życie, chyba, że masz inne plany na dziś ;) ?

  15. ulotna_wiecznosc Says:

  16. JG Says:

    pisałam o tym filmie bardzo podobnie i wyszłam strasznie zniesmaczona po seansie. bo jednak coś wiem o życiu tej wstrętnej, zgniłej i zakłamanej wsi. i wkurwiłam się strasznie, że uznany artysta korzysta ze swojego nazwiska, żeby taki tendencyjny obrazek, zrobiony pod tezę „wieś polska to gówno” przepchnąć i pokazywać…


Co o tym myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: