.
.
Niekiedy jakaś chwila przesądza o tym, że udajemy się w podróż do miejsca, które było gdzieś na dalszym miejscu na liście destynacji, do jakich chcielibyśmy się wybrać. Dla mnie była to rozmowa z barmanem na jednej z Wysp Dziewiczych (głow bym nie dał, ale było to chyba na Virgin Gorda), który z wszystkich karaibskich wysp właśnie Dominikę (i St. Lucię) polecił jako kierunek naszej następnej podróży. Powiedział, że jeżeli oczekujemy plaży z białym piaskiem, turkusowych wód i luksusowych resortów all-inclusive, to nie mamy tam czego szukać, ale jeżeli chcemy zobaczyć jak wyglądały Karaiby zanim zamieniono je w jedną wielką kolonialną plantację pełną niewolników, to właśnie Dominika i St. Lucia są takimi wyspami, gdzie w miarę dobrze zachowało się ich naturalne piękno. To, że te wyspy oszczędzono (jeśli są tam plantacje, to na stosunkowo niewielkich obszarach) nie zawdzięczamy bynajmniej chęci ochrony przyrody (do niedawna w ogóle nie znano takiego pojęcia), ale ich górzystemu ukształtowaniu i gęstemu zalesieniu – do dzisiaj większość Dominiki porasta tropikalna dżungla nie do przebycia. Są jednak szlaki, które – mimo owej „dzikości” – pozwalają dostać się do najciekawszych zakątków wyspy, wśród których prym wiodą szczyty gór, gorące źródła i wodospady.
Kiedy więc mogliśmy sobie na to pozwolić, zapakowaliśmy się na samolot – i po kilku przesiadkach (na Dominikę wcale nie jest tak tałatwo się dostać) wylądowaliśmy na lotnisku Melville, znajdującym się po wschodniej stronie wyspy. Czego absolutnie nie pożałowaliśmy, bo pobyt na Dominice okazał się jedną z najfajniejszych przygód naszego życia, co przyznała nawet moja żona, mimo, że uwielbia słońce, spacery po plaży oraz kąpiel w ciepłych i spokojnych morzach z krystalicznie czystą, lazurową wodą.To, co oferuje nam Dominika, domaga się wręcz naszej aktywności – tym bardziej, że zadziwia różnorodność znajdujących się tu atrakcji. Wspomnę tylko o niektórych z mojej własnej perspektywy – nie rozpisując się zbytnio, bo materiałów w Internecie jest aż nadto i każdy zainteresowany może znaleźć coś dla siebie.
.
- Swoistej wizytówce Dominiki – jaką jest szlak do Boiling Lake – poświęcam osobne miejsce poniżej, natomiast tutaj zacznę od Wodospadów Trafalgar – najbardziej imponujących jakie posiada wyspa. Łatwo dostępnych, w pięknym otoczeniu skalnych klifów i deszczowego lasu. Ci bardziej ostrożni – i leniwi – mogą je podziwiać z platformy widokowej; ci z żyłką ryzykanta i bardziej odważni mogą się starać do nich podejść, co nie jest takie łatwe, bo u ich podstawy znajduje się ogromne rumowisko mniejszych lub większych głazów. Ale nagroda jest nie byle jaka: doświadczenie potęgi wodospadów z bliska, kąpiel w naturalnych małych basenach, no i sama wspinaczka po głazach, których pokonanie dostarczyć może sporej satysfakcji, zwłaszcza tym, którzy w całym tym procederze się nie potłuką.
- Od nikogo nie wymaga się tego, by pokonać „za jednym zamachem” liczącego 200 km szlaku Waitukubuli National Trail, który prowadzi od południowego cypla Dominiki (jakim jest półwysep Cachacrou) przez całą długość wyspy, aż po jej północne krańce z końcówką w Parku Narodowym Cabrits. Można natomiast „powalczyć” – z dżuglą, górami i rzekami – na którymś z 14 segmentów, na jakie cały szlak podzielono.
- Obrzeża Dominiki (zwłaszcza południowo-zachodnie w rejonie zwanym Soufriere Scotts Head Marine Reserve) są rajem dla płetwonurków. Wprawdzie nam udało się tylko oglądać słynną rafę koralową Champagne Reef (tak, tak widzieliśmy „szampańskie” bąbelki wydostające się z podwodnych fumaroli) przy pomocy snorkella, ale jeszcze większych zachwytów dostarczył nam widok mieszkającej wśród koralowców fauny morskiej – z kolorowymi jak tęcza rybami, żółwiami, krabami, homarami tudzież z innymi osobliwie wyglądającymi stworami.
- Tym, którzy się jeszcze t moja wyliczanką nie znużyli, poleciłbym również: wyprawę na obserwację delfinów i kaszalotów (w pobliżu Dominiki znajduje się jedno z największych ich zgromadzeń na świecie); kąpiel w Szmaragdowym Stawie i gorących źródłach; przejażdżkę łodzią po Rzece Indiańskiej (kłaniają się „Piraci z Karaibów” wraz z lasami mangrowymi i przeróżnym ptactwem); tzw. canyoning – pokonywanie za pomocą specjalnego sprzętu wąskich kanionów i strumieni, które je wyżłobiły; odwiedziny wodospadów Wiktorii oraz Wąwozu Titou; czy wreszcie eksplorację północnego wybrzeża wyspy, gdzie znajdują się jednak ciekawe plaże: Woodford Hill, Turtle Beach, okolice Pointe Baptiste, Batibou i Hampstead.
- Wprawdzie licząca 20 tysięcy mieszkańców stolica kraju Roseau nie zachwyca, ale oczywiście należy ją odwiedzić, by przejść się jej uliczkami, zrobić zakupy na tamtejszym targu, wejść w bliższą relację z tubylcami… Trzeba jednak uważać na to, by te odwiedziny nie zbiegły się w czasie z zalewaniem miasta przez tłumy wydostające się z cumujących w porcie kolosalnych statków wycieczkowych.
Dodam tylko, że serce mi się kroiło, kiedy oglądałem film ukazujący wielkie zniszczenia, jakich na wyspie dokonał cyklon Maria w 2017 roku. Nam udało się odwiedzić Dominikę wcześniej. W ciągu pięciu lat po katastrofie, dzięki pomocy zagranicznej i wytrwałości samych mieszkańców, Dominikę odbudowano stosując strategię odporności na huragany – z lepszą infrastrukturą i zabudowaniami, bardziej przygotowaną na przyszłość. Zaś Natura odnawia się sama i to również w szybkim tempie.
.
.
.
.
.
.
.
GALERIA:
.
.
BOILING LAKE TRAIL
Nie wyobrażam sobie pobytu na Dominice bez całodniowej wyprawy szlakiem Boiling Lake Trail w Parku Narodowym Morne Trois Pitons, notabene wpisanego na listę światowego dziedzictwa Unesco. Czegoś tak unikalnego gdziekolwiek indziej na Karaibach nie uświadczysz. Do dzisiaj wspominam ten dzień jako jedną z największych przygód mojego podróżniczego życia. Boiling Lake Trail to doskonałe połączenie dwóch różnych doświadczeń: pieszej wędrówki przez dżunglę wśród bujnej zieleni deszczowego lasu, z jakiego słynie Dominika oraz bliskiego spotkania z intensywną aktywnością wulkaniczną, przypominającą genezę powstania wyspy (bedącej najmłodszą, bo licząca zaledwie 25 milionów lat wyspą spośród wszystkich karaibskiego archipelagu). Valley of Desolation (Dolina Spustoszenia) oraz samo Boiling Lake (Gotujące się Jezioro, będące drugim co do wielkości gorącym źródłem na świecie), są w rzeczywistości wulkaniczną kalderą wypełnioną fumarolami, błotnymi bulgotkami, gorącymi źródłami i strumieniami – tym wszystkim co przypomina, że stąd już blisko do piekła ognistej lawy znajdującej się w głębi ziemi, po której tam stąpamy. Krajobraz jest niesamowity: nie wiadomo – bardziej straszny czy piękny, z tym swoim żółto-brązowym, szaro-popielatym, rdzawo-pomarańczowym rumowiskiem kamieni, skalnych odłamków, piasku, błota i żwiru – owiany tajemniczo oparami wydostającymi się z podziemnych czeluści.
Nasz przewodnik Kevin (przy okazji wspomnę, że sam parając się przez/co jakiś czas przewodnictwem, chętnie korzystam z pomocy lokalnych tour-guides, bo są oni zwykle kopalnią wiedzy i to nie tej sztampowej spod znaku przewodników papierowych) dostarczał nam po drodze coraz to nowych atrakcji (a to wymazał nas z żoną odmładzającym ponoć błotkiem, to znowu kazał bujać się na lianach w dżungli, by na koniec wykąpać nas w naturalnym stawku z orzeźwiającą wodą). No i oczywiście objaśniał nam to i owo na szlaku, zwracając uwagę również na to, na co pewnie nie zwrócilibyśmy uwagi, gdybyśmy byli sami.
Mam nadzieję, że załączone tutaj zdjęcia, zrobione przeze mnie tego dnia, w jakimś stopniu oddadzą jego atmosferę oraz niezwykłą aparycję tego zakątka wyspy. Jak również frajdę ze wspólnego towarzystwa całej naszej trójki.
.
.
.
.
.
.
LUDZIE DOMINIKI
Ze względu na geopolityczne położenie wyspy i jej burzliwą historię, 75 tysięcy mieszkańców Dominiki tworzy unikalną grupę ludzi, zdominowaną jednak rasowo przez potomków afrykańskich niewolników. Aż 90 % mieszkańców wyspy ma swoje korzenie w Afryce, 7% to mieszańcy (głównie mulaci), a tylko 2% stanowią biali, Syryjczycy, Libańczycy, Chińczycy i Portugalczycy. Wprawdzie językiem urzędowym jest angielski, to jednak większy wpływ na tożsamość Dominikańczyków miała kultura kreolska oparta na dziedzictwie kolonizatorów francuskich i potomków czarnych niewolników, z domieszką wpływów karibskich. I stało się tak mimo tego, że Dominika jest członkiem brytyjskiej Wspólnoty Narodów (w ramach której uzyskała niepodległość w 1978 roku).
Wprawdzie wszyscy mieszkańcy Dominiki mają mocne poczucie lokalnego patriotyzmu, to jednak istnieją w ich społeczeństwie podziały, ale bardziej po linii przynależności klasowej (bogaci vs. biedni), profesjonalnej, edukacyjnej, językowej, czy miejsca zamieszkania (miasto vs. wieś), niż etnicznej (chić pewne wywodzące się stąd rasowe stereotypy istnieją).
Jeśli chodzi o nas, to podczas pobytu na wyspie – i we wszystkich naszych kontaktach z jej mieszkańcami – doznaliśmy jedynie gościnności..
Dominika jest jedyną karaibską wyspą, na której przetrwali potomkowie Karibów, rdzennego ludu Ameryki zamieszkującego karaibskie Małe Antyle w epoce pre-kolumbijskiej (należy tu podkreślić, że dzielnie opierali się francuskim i brytyjskim kolonizatorom, w czym pomagała im topografia wyspy i niedostępność jej interioru). Wprawdzie wydzielone na Dominice, liczące półtora tysiąca hektarów nazywa się Terytorium Indian Karibów, to poprawną nazwą tej grupy etnicznej jest Kalinago. Żyje tu około 2 tysięcy tych ludzi, ale tylko niewielka część uważa się za czystej krwi Kalinago. Prawdę mówiąc niewiele przetrwało z ich kultury – jakieś szczątki języka (Kalinago nazywali wyspę “Waitukubuli”, co znaczyło „wysoka jest jej postać„), pewne elementy dekoracyjne, sztuka wyplatania koszy z bambusowych włókien, jak również umiejętność budowy kanoe.
.
.
Odwiedziliśmy Terytorium Karibów w naszej podróży z południowej części wyspy na północną, wzdłuż wschodniego wybrzeża z Atlantykiem. Zatrzymywaliśmy się we wioskach Kalinago. W jednej z nich podszedł do nas młody człowiek i zaoferował swoją pomoc w dotarciu do mitycznego dla tutejszej rdzennej ludności miejsca zwanego L’Escalier Tête Chien (co w języku kreolskim oznacza Schody Wielkiego Węża). Rzeczywiście, spływająca do oceanu lawa uformowała coś w rodzajów schodów. To właśnie tutaj, zgodnie z legendą Kalinago, Wielki Wąż wynurzył się z wody i wydostał na ląd. Ma on powrócić w otchłań oceanu, kiedy naród Karibów zniknie z powierzchni ziemi. Moment ten będzie końcem świata.
Zapewniono nas jednak, że to jeszcze nie teraz, więc uspokojeni skierowaliśmy się w naszą dalszą drogę..
.
LUDZIE DOMINIKI – GALERIA:
.
© ZDJĘCIA WŁASNE
18 marca, 2023 o 7:57 am
Zdjęcia ze szlaku do Boiling Lake – super! ❤
18 marca, 2023 o 7:59 am
Mariusz, cieszę się, że się podobają. Niestety odkryłem, że przeglądarka na blogu obcina jakość niektórych zdjęć, ale chyba nie z tego zestawu ze szlaku do Boiling Lake.
Oglądałeś te zdjęcia na telefonie, czy na monitorze PC? Jak tam jest z ich jakością?
18 marca, 2023 o 7:59 am
Zdjęcia z wodospadów i z plaży mają mniejszą rozdzielczość i kilka nieostrych. Jakość zdjęć ze szlaku wyraźnie lepsza.
Przeglądałem na monitorze.
18 marca, 2023 o 8:00 am
Hmmm… nie wiem dlaczego tak się dzieje – jeden zestaw zdjęć przeglądarka obcina, inny zaś nie obcina. I bądź tu człowieku – któremu zależy na jakości zdjęć – mądry 😉
Dzięki za komentarz.
18 marca, 2023 o 8:00 am
Zmieniłem układ galerii zdjęć ze Square Tiles na Tiled Columns i teraz jakości zdjęć już nie obcina… jak by to Ciebie interesowało 😉
18 marca, 2023 o 8:01 am
Już jest OK. Jakość zdjęć lepsza.
I fakt, palmy są prawie zawsze fotogeniczne, zwłaszcza kiedy pozują na tle nieba.