„KONCEPT” W SZTUCE WSPÓŁCZESNEJ – PRZYKŁADY


Długi nos sztuki współczesnej – Musée d’Art Moderne, Paryż (zdjęcie własne)

*

Dopóki w sztuce panowały określone kryteria jej tworzenia i odbioru, dopóty była ona w miarę spójna i dość łatwo można było określić co jest dziełem sztuki, a co nim nie jest. Kiedy po kolei zaczęto wszystkie te kryteria kwestionować, lekceważyć, ignorować i pomijać, taka klasyfikacja stawała się coraz bardziej trudna, aż wreszcie – czego doświadczamy obecnie – wręcz niemożliwa.
Z czasem naruszono wszelkie możliwe tabu i dziś za sztukę uznaje się wszystko, przez co samo pojęcie „sztuka” czy „artyzm” straciło swój sens. Nie wyróżnia już bowiem niczego.

To, co się dzieje we współczesnych galeriach sztuki, przechodzi niekiedy ludzkie pojęcie. „Artyści” przebijają się w swoich szokujących i absurdalnych pomysłach. W ich kontekście, nawet nieśmiałe wspomnienie o takich wartościach, jak dobro czy piękno, grozić może jedynie ośmieszeniem.

Wymiotująca głowa. Nathaniel Mellors – „The Object (Ourhouse)”, British Art Show 7

KILKA POMYSŁÓW NA WYSTAWĘ W GALERII

Grzegorz Klaman chciał w Gdańsku wystawić na pokaz prawdziwe ludzkie płody, lecz spotkały go niejakie trudności z uzyskaniem embrionów ze szpitali, więc zaprezentował jedynie ich zdjęcia.. Wcześniej wykreował eksponat z ludzkich jelit.
Tracy Amin w Brytyjskiej Akademii Królewskiej rozbiła namiot, na jego płótnie powypisywała imiona swoich licznych kochanków, a na środku umieściła embrion, który był rezultatem aborcji po jednej z jej seksualnych przygód.
Bracia Chapman wykreowali grupkę małych dziewczynek, którym z nosów wyrastały męskie członki w stanie erekcji. Inne ich dzieło w postaci wykastrowanych i poćwiartowanych ciał, jest już bardziej konwencjonalne.
– Na oczach publiczności, rozebrany do naga polski artysta, tarza się po leżącym na podłodze krucyfiksie (praca dyplomowa w warszawskiej ASP).
Chris Ofili używa zwierzęcego łajna do dekoracji swych obrazów, a Andres Serrano wsadza krzyż do moczu i fotografuje w locie swoją spermę podczas wytrysku.
Katarzyna Kozyra ustawiła piramidę z wypchanych zwierząt, co w jej deklaracji było protestem przeciw ich zabijaniu i konsumpcji. Artystka chciała nam w ten sposób uświadomić, że zjadamy martwe zwierzęta. (Ja przyznaję się tylko do koguta – przyp. LA.) Kozyra wspomina, że płakała, gdy przyszło do zabicia – co było konieczne do stworzenia tej pracy – konia, który „miał tak samo na imię, jak ja – Kasia”. Mimo to, moment uboju, jak również ćwiartowania mięsa nagrała na taśmie video, co również uznała za sztukę – część swojej pracy dyplomowej. Innym jej artystycznym pomysłem było nakręcenie w łaźni (oczywiście bez wiedzy i przyzwolenia ukazanych osób) filmu, który ukazywał stare kobiece nagie ciała. Zachęcona sławą jaką jej to przyniosło, przyprawiła sobie sztuczny członek i wybrała się do łaźni męskiej, gdzie stworzyła równie wymowne i (nomen omen) odkrywcze video.
– Kariera holenderskiej artystki Tinkebell zaczęła się od tego, że złamała ona kark swojemu (choremu podobno) kotu, obdarła go ze skóry i wystawiła w galerii jako „torebkę”. Rozgłos jaki jej to przyniosło spowodował, że Tinkabell poszła „za ciosem” i zaczęła wypychać inne zwierzęta „domowe”, takie jak świnka morska (zrobiła z niej zdalnie sterowaną zabawkę), psy (jednemu ze szczeniaków przykręciła kółka, inny znów pies służył jako „ozdoba” do powieszenia na ścianie), koty (zszywając je np. z psami w dziwaczną hybrydę)… Wszystkie zwierzęta zabija własnoręcznie, a cały proces przerabiania ich w przedmioty nagrywa na video. Kupców na owe „dzieła sztuki” nie brakuje, także właścicieli galerii, gdzie są one wystawiane na widok publiczny.
–   …etc.

Kilka z powyższych przykładów, (z których większość podlega chyba bardziej domenie psychiatrii niż sztuki) wymienił podczas jednego z polskich kongresów kultury, znany krytyk sztuki Andrzej Osęka, który stwierdził przy tej okazji, że „do muzeów i salonów artystycznych weszła sensacja – ta sama, którą sprzedaje się w  telewizji i kolorowych pismach: trupy ludzkie i zwierzęce w kałużach krwi, fotografie morderców i ich ofiar oraz wywalone na wierzch wnętrzności; ponadto rozmaite substancje, które przedstawia się jako ślinę, kał, mocz, spermę.” A swoją wypowiedź skonkludował następująco: „W kręgu sztuki dzisiejszej wszystko da się powiedzieć. Wszystkie komentarze są w jednakowym stopniu niemożliwe do zweryfikowania. Wszystko może być dziełem sztuki, (do którego) można dołączyć dowolne hasła i słowa, a i tak nie będzie to miało żadnego znaczenia.”

Nihilizm w sztuce współczesnej nie ma wymiaru nietzscheańskiego. Rzadko kiedy przybiera wartość konsekwentnej negacji porządku świata, (co kiedyś było udziałem prawdziwych buntowników przeżywających autentyczny dramat). Wyraża się zwykle nie przez bunt czy gniew, lecz poprzez beznadziejną, przygnębiającą jałowość, świecąc (?) przy tym pustką.

Złom jako sztuka – uchwycone w Los Angeles County Museum of Arts, Kalifornia (zdjęcie własne)

*

KLUB WTAJEMNICZONYCH

Wiele nurtów sztuki współczesnej powstało w opozycji do istniejących dotychczas wartości estetycznych, często zwalczając przy tym „elitarność” sztuki tradycyjnej, klasycznej – tej o ustalonych kanonach, „uświęconych” umieszczeniem ich w muzeach, czy w innych (salonowych) galeriach świata. Była to walka o własną estetyczną „Lebensraum”, która zawsze – bardziej lub mniej świadomie – łączyła się z dążeniem do zastąpienia elit istniejących elitą własną (za taką elitę uważała się np. grupka ludzi skupiona wokół Warhola w jego „Factory”).
A wiadomo, że za każdą elitą cięgnie się „ogon”, czyli dwór i świta wyznawców oraz apologetów, którzy się snobują mając wrażenie, iż elitarność ta udziela się także im samym.

Lecz za poczuciem (pragnieniem) wyjątkowości, (czy też swoiście pojmowanego „arystokratyzmu”) kryje się jeszcze coś innego. Krzysztof Zanussi napisał kiedyś: „Rynek sygnowanych dzieł sztuki interesuje rzeczywiście inwestorów i krytyków, dwie kategorie pasożytów obsługuje się nawzajem (…). (Publiczność) zastępują ‚wtajemniczeni’ – kategoria z natury rzeczy podejrzana, bo zupełnie nie tożsama z elitą. Wtajemniczeni to członkowie klubu, którzy zmówią się na jakiś temat i tworzą na własny użytek wewnętrzną skalę wartości (…) – przypominają klub hobbystów. Kiedy oglądam publiczność na pokazach ewidentnie niedorzecznych ‚instalacji’ czy równie pustych ‚performances’, poza wrażeniem hibernacji (bo to samo widziałem już w Nowym Jorku przed dwudziestu laty) mam wrażenie, że wśród widzów dominuje potrzeba uczestnictwa w ekskluzywnym klubie, którego znakiem rozpoznawczym jest obecność na artystycznym obrzędzie. To, jak ten obrzęd czy dzieło opisuje świat, stało się sprawą, podejrzewam, drugorzędną, a tymczasem prawdziwe życie sztuki na takim oddziaływaniu się powinno zasadzać (…).
Czemu służą różne instalacje i ‚performances’ w sztuce współczesnej i jakie wyższe wartości reprezentuje malarstwo, o którym zmowa przekupnych krytyków orzekła, że jest wybitna a nikt nie chce z nim obcować na co dzień? Oskarżenie o przekupność (może w końcu troszkę przesadzone), wysnuwam z faktu, że współczesny obraz służy najczęściej jako lokata pieniędzy i często spoczywa w sejfie, a więc służy raczej do operacji handlowych, a nie dostarczaniu estetycznych wzruszeń.”

WIRTULANDIA I ERZACIARNIA

Wiek XX spustoszył Europę nie tylko materialnie (dwie wojny światowe, masowe ludobójstwo, totalitaryzm – katastrofy i szaleństwa mające na swym koncie blisko 200 mln. ofiar i anihilację całych miast), ale i „duchowo”, powodując ogromną aksjologiczną wyrwę i ogólną dehumanizację człowieka. Zakwestionowanie (i rażąca nieskuteczność) uznawanych dotychczas wartości (jakie niosła ze sobą nie tylko religia, ale i systemy filozoficzne usiłujące na swój sposób porządkować społeczeństwa – jak choćby marksizm) wywołało dezorientację, zamieszanie i pustkę, którą usiłowano wypełnić tworzonymi ad hoc i dość chaotycznie ersatzami, albo też nie tworząc zgoła nic, a nurzając się tylko w ekscesie, jałowości, absurdzie i nonsensie. I tak oto obudziliśmy się z ręką w postmodernistycznym nocniku.

Co ciekawe (ale i konsekwentne) pierwsi w sens dotychczasowych (w tym także konserwatywnie „tradycyjnych”) wartości zwątpili artyści, kwestionując nie tylko dorobek całego dziedzictwa europejskiej sztuki, ale i stworzonego przez śródziemnomorską cywilizację systemu etycznego. Stąd np. prowokacje i granie na nerwach „burżujom” uskuteczniane przez surrealistów, stąd absurd i infantylne gaworzenie tudzież wyplatanie bzdur i głupstw przez ruch da-da, stąd dramatyczne szukanie „niezbrukanego” przez cywilizację konkretu w prymitywizmie albo w fowizmie, stąd zanurzenie w konceptualnej pustce minimalizmu, stąd uczepienie się nadziei na „nowy wspaniały świat” w maszynie przez futurystów, stąd próby składania na nowo rzeczywistości z „klocków lego” przez konstruktywistów czy kubistów… etc.
Wszystko to uznano za awangardę, nie zauważając przy tym, że tak naprawdę są to tylko odpryski (i często śmietnik) europejskiej kulturalnej ruiny – taki chocholi taniec wśród rozkładających się trupów, „robiących” dotychczas za podporę cywilizacji.

Jednak warto przy tym pamiętać, że wszystko to było (naszego bankructwa kulturowego) skutkiem a nie przyczyną.
Nie przeceniałbym więc roli, znaczenia i rzeczywistego wpływu sztuki modernistycznej na tzw. rzeczywistość społeczną i kondycję współczesnego świata.
Jeśli już mamy do czynienia z jakąś maligną, to artyści są wtedy bardziej symptomami cywilizacyjnych chorób, niż ich zarazkami.

Całą tę pustkę (i wynikającą stąd bezbrzeżną nudę) usiłuje do dziś wypełnić kultura masowa (nota bene uciekając od wszelkiej głębszej refleksji), jak również naznaczona mocno nihilizmem sztuka współczesna, która błądzi po manowcach, (bo jak tu zbudować coś wartościowego i solidniejszego na „fundamentach” z niczego?) Powstają nowe kulty (mody, trendy, prądy, kierunki…) co niekiedy przypomina tworzenie się jakiejś pseudo-religii.
Wyobraźnia (ciągle wrażliwego przecież) człowieka buja więc we mgle, wymyślając coraz to inne wirtualne światy (vide: internet) – bałamucona przez innych i bałamucąc się sama. Współczesny Homo sapiens myśli o czymś coraz to innym, ale często po to, aby tak naprawdę nie myśleć. Gdy czuje ból – sięga po pierwszy lepszy z brzegu anestetyk (zwykle wątpliwej jakości); zaś gdy nie czuje już nic – stymuluje się (także często byle czym), niczym ów szczurek, który tak namiętnie i kompulsywnie naciskał dźwigienkę serwującą mu przyjemność, aż zaprzyjemnił się na śmierć i zdechł.

Również i my bywamy ofiarami tego stanu rzeczy. Ciągle zapominamy, że ersatz jest tylko i wyłącznie namiastką, i że nie możemy bez końca hasać radośnie i beztrosko w wirtulandii. A dzieje się tak dopóty, dopóki tzw. „twarda” rzeczywistość nie sprowadzi nas na ziemię. Lepiej jest jeśli stawia nas wtedy do pionu, gorzej – jeśli powala tak, że nie możemy się już więcej podnieść.

*  *  *

Sztuka współczesna jako śmietnik – jeden z eksponatów w Muzeum Sztuki Współczesnej Powiatu Los Angeles (LACMA), wraz z notką opisową pełną patronów (zdjęcie własne)

Komentarzy 48 to “„KONCEPT” W SZTUCE WSPÓŁCZESNEJ – PRZYKŁADY”

  1. marta Says:

    Sztuka konceptualna nie byla ani jedynym ani wiodacym kierunkiem w sztuce lat 60-tych. Ani swiat nie odetchnal z ulga, gdy przeminela ani nie uronil lzy.
    Gwoli prawdy historycznej:
    kierunki w sztuce lata 60-te: (wg quasi odpowiedniej kolejnosci)
    *firguracja narratywna
    *sztuka cynetyczna
    *sztuka konceptualna
    *sztuka kontekstualna
    *sztuka vidéo
    *fluxus
    *minimalizm
    *Op Art
    itd itd
    w latach 70 -tych nastaly nastepne kierunki, w latach 80-tych, nastepne, w latach 90-tych jeszcze inne w latach 2000 -ych jestesmy juz w stanie je uporzadkowac i w latach 2010 jjuz zarysowwuja sie trzy nowe…

    Nie rozumiem takze kto „wy” jestescie, („Również i my bywamy ofiarami tego stanu rzeczy” ) , ale mam nadzieje, ze dacie rade -)

    • Logos Amicus Says:

      Dziękuję Marto za ten komentarz.
      Myślę, że on doskonale uzupełnia mój tekst.

      PS. „My” to m.in. ja i Ty. I on, także ona…

      • marta Says:

        cz2
        czy manierystyczna czy moze pompejanska… widac, ze mozna zyc w XXI wieku, sluchac wylacznie muzyke z lat 50 -tych, ubierac sie tak jak w latach 80-tych, posiadac meble z lat 70-tych i walczyc ze sztuka z lat 60 -tych na komputerze z lat 2005-tych….
        tyle atramentu wylano przeciwko sztuce secesyjnej… ile sliny poszlo na imresjonizm… pzrezyjemy i kalumnei na konceptualizm… My kochamy sztuke i znajdujemy w niej przyjemnosc doznan.

        • marta Says:

          cz.1
          Gdybysmy uznali, ze sztuka nei prawa sie zmienaic tak jak sie zdarzylo ze sztuka cykladzka, ktora przez piecset lat rzezbila to samo czy to byloby wg „WAS” ok? Nie wiem jaka sztuka wg „Was” jest najlepsza i nei powinna juz w zadnym razie ewoluowac, czy sztuka cykladzka, czy sredniowieczna, czy moze…

        • marta Says:

          Przepraszam za literowki. Nie zawsze potrafie opanowac sie gdy ktos szkaluje sztuke.

      • Logos Amicus Says:

        Marto, spokojnie… po co się niepotrzebnie denerwować i… literówki robić ;)
        „My” także kochamy sztukę i znajdujemy w niej przyjemność doznań.

        Może pokrótce, aby się zbytnio nie rozwodzić, wyszczególnię główne wątki, które mogą wzbudzić (lub wzbudzają) nasze nieporozumienie:

        – jestem za eklektyzmem w sztuce i uważam, że każdy ma prawo do zajmowania się (zachwycania) taką sztuką, jaka mu się podoba, a bogactwo sztuki jest wielkie – więc tylko brać i przebierać

        – Nie rzucam kalumni na konceptualizm. Mój wpis właściwie nie dotyczy „konceptualizmu” a tylko pewnych „konceptów”, czyli pomysłów z jakimi mieliśmy do czynienia ostatnio na „obszarze” szeroko pojętej sztuki.

        – Wiem, że pisząc „sztuka współczesna” uogólniam. W obrębie „sztuki współczesnej” są również zjawiska (trendy, twórcy), które są moim zdaniem ciekawe i wartościowe, zarówno pod względem intelektualnym, jak i artystycznym.
        Ja skupiłem się w moim wpisie jedynie na tym, co wydaje mi się we współczesnej sztuce głupie, dziwaczne, puste i jałowe – innymi słowy: na tym, czego we współczesnej sztuce nie lubię.

        – Każdy ma prawo do krytykowania tego, co się pojawia w sztuce (takie prawo mieli ci, którzy krytykowali akademizm, jak również ci, którzy krytykowali impresjonizm, secesję, dadaizm, surrealizm… etc.)

        – Oczywiście że sztuka – aby nie skostnieć i nie stanąć w miejscu – musi ewoluować. Właśnie twórczość, kreatywność na tym polega – na ciągłej zmianie, czyli poszukiwaniu coraz to innej treści i form wyrazu. Jednak to, w jakim kierunku to wszystko idzie, nie powinno być już obojętne i może podlegać krytyce, a nawet negacji.

        – Trudno abym tu teraz wyłożył cały mój stosunek do sztuki, ale jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o tym, jak ja ją odbieram i co sądzę o jej poszczególnych przejawach, to zapraszam TUTAJ, do przeczytania tekstu pt. „Czym jest sztuka?”, który jest właściwie listem do mojego przyjaciela (zresztą, nie pisanym z myślą o publikacji).

        Pozdrawiam serdecznie

        • marta Says:

          Jedyny absurd jaki tutaj widze, to nie absurd sztuki konceptualnej, ale walka z nim po 40 latach …
          Piszac o jakims zjawisku jest kilka mozliwych wyborow
          -pisanie w 1 osobie liczby pojedynczej, bezosobowo, 1 osoby liczby mnogiej.
          Uwazam, ze jezeli przedstawia sie sytuacje bez jej oceny, starajac sie zarysowac obraz sytuacyjny, dodajac ewentualnie cytaty z opinii autorytetow z dziedziny tak pozytywnych jak i negatywne – mozna pisac w 1 osobie liczby mnogiej – jak Ty piszac „My”. Zaznaczenie wlasnej postawy jako uzupelnienie jest, ze tak powiem mile widziane.
          Jezeli jednak artykul jest wybitnie tendencyjny, naladowany opiniami, ocenami – tak negatywnymi jak i pozytywnymi wypadaloby pisac po prostu od siebie – w 1 osobie liczby pojedynczej.

        • Logos Amicus Says:

          „Jedyny absurd jaki tutaj widzę, to nie absurd sztuki konceptualnej, ale walka z nim po 40 latach …”

          Marto, to może jeszcze raz powtórzę: „Mój wpis nie dotyczy „konceptualizmu” a tylko pewnych „konceptów”, czyli pomysłów z jakimi mieliśmy do czynienia ostatnio na „obszarze” szeroko pojętej sztuki.”

          Ja z niczym nie walczę (a zwłaszcza z „konceptualizmem po 40 latach”), tylko wyrażam własną opinię o pewnych przejawach (tworzenia i odbioru) sztuki współczesnej.

          A spór o liczbę mnogą czy pojedynczą, jest sporem „obok” – nie dotyczącym meritum tego, co zwarłem w tekście. A meritum jakie jest – to każdy widzi. (A przynajmniej powinien widzieć.)

        • Onibe Says:

          tak z ciekawości – rozumiem zacietrzewienie Marty, bo widać, że jest fanatyczką sztuki – i dobrze, bo ludzie zakochani bez pamięci w tym co lubią są siłą, nie słabością sztuki – ale… czy kochająca sztukę współczesną Marta uważa że sprzedawanie gówna w puszce jest mniejszym absurdem niż pisanie krytyczne o tym? Bo pogubiłem się… To trochę jak z krytykowaniem władzy: nie jest winien ten, kto dokonał przekrętu, ale dziennikarze, którzy zamiast cicho siedzieć jakieś szwindle na jaw wyciągają ;-)

        • lenka Says:

          Lepiej być fanem niż fanatykiem.

  2. Onibe Says:

    Zanussi trafił w dychę, genialnie opisał trend „wtajemniczenia i rytuału”, Ty zresztą także świetnie ująłeś temat.

    Moim zdaniem najwięksi artyści są z założenia socjopatami. Gadaliśmy o van Goghu – sam powiedz: nie był on socjopatą? Czy wielki artysta może mieć równo pod kopułą? Zmienia się skala nierówności, ale jest to wymuszone przez rynek, który domaga się coraz dziwniejszych produktów z metką „the art”. Artyści szukają dewiacji w sobie bo słusznie rozumują, że to dewiacje zapewnią im popularność. Dotyczy to także rzemieślnikow. Weź choćby literaturę. Triumfy święci literatura wampiryczna, niezwykłą popularnością cieszy się horror, rośnie zainteresowanie gore czy – nowym subgatunkiem – bizarro. Gdzie w tym wszystkim normalność? Ano, w bibiliotekach. Sztuka jest taka jacy są artyści, ale i taka, jacy są odbiorcy. Żyjemy w czasach, w których Big Brother uchodzi za niegodny wspomnienia lajcik, a w tańcach z gwiazdami występują aktorzy ósmego sortu znani z tego, że są znani. Van Gogh miałby dzisiaj większy kłopot ze sprzedaniem swoich dzieł niż za życia, choć jak wiadomo, został doceniony po śmierci, mimo innego podejścia do sztuki w tamtych czasach.

    jako odbiorca cieszę się z jednego: kochając malarstwo klasyczne mam dzisiaj niemal idealny dostęp do niego. To mi wystarcza. Leję ciepłym moczem na puszki z gównem, co możemy uznać za mój prywatny performance… a swoją drogą: co powiesz na taki spektakl: skrzykujemy się w kilku, gromadzimy artefakty kultury współczesnej na dużym placu i palimy je, w cieple piecząc kiełbaski? Zarobilibyśmy kupę kasy a i świat byłby lepszym miejscem bez tych dziwów ;-)

    • Logos Amicus Says:

      Nie podkreślałbym tego, że wielcy artyści mają „nierówno pod kopułą”, ani tego, że są oni „socjopatami”, zwłaszcza „z założenia”.
      „Socjopata” to pojęcie bardzo stygmatyzujące, dyskredytujące, pejoratywne… Tymczasem, ludzie tzw. „nieprzystosowani” do społeczeństwa, mogą reprezentować sobą (czy też swoją twórczością) wysokie, głębokie a nawet szlachetne wartości. Podobnie, moim zdaniem, nie dyskredytuje twórcy – sama w sobie – choroba psychiczna. Można być chorym psychicznie i tworzyć wartościową (także piękną) sztukę. Ale to inny (szeroki) temat.
      Koniec końców, najważniejsze powinno być to, co człowiek stworzył, a nie to co działo się w jego głowie, kiedy to tworzył. Nie jest więc tak istotne to, czy był on wtedy chory czy zdrowy (także w kategoriach psychiatrycznych).

      • Onibe Says:

        nikt nie mówi o dyskredytowaniu. Sukces artystyczny jest przeciwieństwem dyskredytacji. Socjopata to pojęcie dynamiczne, zarówno wąskie jak i szerokie. Mnie chodzi o szerokie, a więc podkreślenie niezgodności społecznej, nie zaś chorobę sensu stricto. A czy podkreślać czy nie… to już inna sprawa, ale moim zdaniem tak to wygląda. Van Gogh aby malować wystawiał swoją głowę na słoneczny żar, aby upał mieszał mu myśli. Wielu artystów, którym los poskąpił zakręconej osobowości wspierało się narkotykami. Wszystko to wskazuje na fakt, że do tworzenia potrzebne jest oderwanie od rzeczywistości. Składową takiego oderwania jest także oderwanie od społeczeństwa. Chyba wielki artysta nie może być statystycznie normalnym członkiem społeczeństwa, musi działać poza społeczeństwem a nawet w pewnym sensie na przekór niemu.

        piszesz, że można być chorym psychicznie i tworzyć piękną sztukę. Ja ująłem to na zasadzie takiej, że TRZEBA być chorym psychicznie, a jeśli nie trzeba, to przynajmniej jest to wskazane. Sam więc widzisz, że o stygmatyzacji mowy nie ma… ;-)

        • Logos Amicus Says:

          Nie ma czegoś (kogoś) takiego, jak „statystycznie normalny członek społeczeństwa”.
          Norma jest pewną… abstrakcją (a już na pewno czymś umownym).
          Kiedyś rozmawiałem z Wojciechem Pszoniakiem (też człowiekiem nieco „zakręconym” ;) i zapytałem go właśnie o to, czy dobry aktor może być kimś „normalnym”. Na co Pszoniak: „Co to znaczy normalny!? Słuchaj, ja takiego ‚normalnego’ człowieka to bałbym się chyba spotkać!”

          Tak więc, ja bym fenomenu kreatywności artystycznej nie rozpatrywał w kategoriach normalny – nienormalny, chory – zdrowy, socjopata – homeopata… itp.

          PS. Wielki artysta wcale nie musi „działać poza społeczeństwem” (choć oczywiście posiada cechy, które go wyróżniają i stawiają ponad ludzką tzw. „przeciętność”).
          PS. „….piszesz, że można być chorym psychicznie i tworzyć piękną sztukę. Ja ująłem to na zasadzie takiej, że TRZEBA być chorym psychicznie”
          Za mocno powiedziane. Nie mogę się z tym zgodzić. Jeszcze raz powtórzę: choroba psychiczna nie może być wyróżnikiem twórczości artystycznej (a tym bardziej nie można mówić, że jest ona warunkiem „tworzenia pięknej sztuki”).

  3. Torlin Says:

    Całkowicie się z Tobą zgadzam. Sam pisałem po wielokroć, że ludzie nie mają odwagi krzyknąć „król jest nagi”, że wielokrotnie ta sztuka jest pozbawiona jakiegokolwiek artyzmu i sensu. Dla mnie takim wzorem jest kwadrat Malewicza – na odtrutkę poczytaj sobie Logosie
    http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Czarny_kwadrat_na_bia%C5%82ym_tle

    • Logos Amicus Says:

      Odpowiednikiem stwierdzenia „król jest nagi” wobec „Czarnego kwadratu na białym tle” Malewicza, powinno być: „oto czarny kwadrat na białym tle”.
      No i mamy odtrutkę :)

      PS. Jak widzimy, to „białe tło” robi się coraz bardziej żółte. Ciekaw jestem, czy powstają już jakieś nowe teorie interpretujące dzieło Malewicza z uwzględnieniem tego zjawiska.
      PS2. Istnieją wszak spory, czy jednak (bardziej) szczytowym osiągnięciem Malewicza nie był obraz „Biały kwadrat na białym tle”:

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2011/08/biac582y-kwadrat-na-biac582ym-tle.jpg

  4. Kartka z podróży Says:

    No ale nie tylko w sztuce przekroczyliśmy wszelkie granice czy znaleźliśmy się u kresu. Cała nasza cywilizacja tonie w absurdzie końca czasów. Ten dekadencki koniec jest wyczuwalny w również w obyczajowości, polityce, finansach … , Tylko przesilenie może nam pomoc. Jakiś powrót do realnego życia, bo przecież błądzimy w dekadenckim absurdzie.
    Trzeba po prostu, jak wielokroć w dziejach bywało zacząć na nowo.
    Pozdrawiam

    • Logos Amicus Says:

      No właśnie Kartko, ileż to już było takich dekadenckich „końców świata”?
      Ale jakoś cywilizacja się z tego podnosiła.

      Każdy (bez wyjątku) człowiek ma wrażenie, że żyje w wyjątkowych czasach. A ma pewnie takie wrażenie bo sam się uważa za kogoś wyjątkowego…. I słusznie: każdy człowiek jest wyjątkowy i niepowtarzalny.
      Poza tym, może się nam wydawać, że kryzys przeżywa świat, kiedy tak naprawdę to my przeżywamy kryzys.

      Ale ja również odnoszę wrażenie, że podobnego zamieszania – jeżeli chodzi o wizję człowieka, Boga, religii, świata, życia – jak teraz, nie było w ludzkiej cywilizacji od początku jej istnienia. Może po prostu dlatego, że jest nas teraz tak strasznie dużo (demograficznie Homo sapiens wręcz eksplodował w ciągu ostatnich kilku dziesiątków lat) a przy tym potrafimy wymieniać ze sobą informacje wprost błyskawicznie – zanim jeszcze zdążymy je zrozumieć, pojąć i zinterpretować.
      Do tego wszystkiego dochodzi nasza (ludzka) wrodzoną skłonność do panowania nad innym człowiekiem, narzucania mu swojego „porządku” (w tym religijnego, czy też ideologicznego), wykorzystywania i eksploatacji – czerpania z niego korzyści.
      Może właśnie stąd ten chaos i pomieszanie? I cała ta presja?

      W ciekawych czasach żyjemy, zaiste…

  5. giocarte Says:

    Złośliwi twierdzą nawet, że Zanussi jest lepszym oratorem ( i byłby lepszym pisarzem) niż jest reżyserem ( ja tego nie mogę rozsądzić… :)) ).

    Jest taki film Ferrariego Wielkie Żarcie ( Le Grand Bouffe). ( Wbrew pozorom nie wspominam go tutaj pamiętając, że masturbowała się przy nim Kazimiera Szczuka ). Pamiętam doskonale, że był obrzydliwy, a jednak głęboko nasycony humanizmem. Toż samo można rzec o większości filmów Michaela Hanekego. wg mnie humanisty na miarę XXI wieku.

    Sam problem byłby dosyć prosty, wręcz banalny, (czy gówno w puszce powinno być ekspozycją w galerii/akademii sztuki… czy dzisiejsi instalatorzy, wszelcy animatorzy, performerzy itp. ogarniają „”””właściwy”””” sens sztuki? ergo czym jest sztuka? chodzi więc tylko – i aż, bo mówimy o jednym z ważniejszych problemów ludzkości… – o definicje itp. ), gdyby nie to, że traktowany jest tutaj jako objaw powszechnej znieczulicy i degrengolady kulturalno-kulturowej. Sądzę jednak, że nie powinniśmy tutaj tych dwóch sfer mieszać, bo niebezpiecznie oddalamy się od tematu. A ten dotyczy w pierwszej kolejności konceptów wszelakich ( co do postu marty – myślę, że wszystkie te kierunki, które wymieniła, a które w tomiskach profesorów historii sztuki istotnie widnieją, streszczałeś w słowie „koncept”, więc nie do końca rozumiem jej wzburzenie. ja – popraw w razie potrzeby – zamierzam się tej generalizacji trzymać, pamiętając wszelako, że to uproszczenie. Swoją drogą, bardzo lepkim i chwytliwym słowem jest ten „koncept” ( very, very catchy… ^^ ). szeroki zakres znaczeniowy wyrazu obroniłby się nawet w kontekście renesansu czy starożytności ( konceptem sztuki tamtych czasów był koncept pt. : człowiek jest miarą wszechrzeczy ).

    Czuje się w obowiązku bronić tutaj puszki z gównem. Moja sytuacja byłaby zresztą w miarę uprzywilejowana, gdyby nie fakt, że zamierzam bronić gówna w puszce. A jednak odczuwam tę tzw. wewnętrzną potrzebę. Chodzi chyba o moją metrykę ( ktoś urodzony u schyłku XX w. „”powinien”” akceptować sztukę współczesną… ). A już na pewno powinienem zapewnić dialektyczne oparcie Logosowi, jako greenhorn. :D

    Fekalia rażą w naszej kulturze, w innej mogą być nawet przedmiotem kultu. Jeśli artysta chce wyjść poza kulturę ( tj. jeżeli jego celem nie jest sposób wyjścia, ale wskazanie wyjścia) , to dla mnie ta transgresja zasługuje na coś więcej niż tfu tfu ble ble a kysz ( to również tytułem opisywanej przez Ciebie Logosie wspólnej wyprawy Jeleńskiego i jego kompana z poprzednich wpisów).

    Moje pytanie brzmi: czy wolelibyście świat bez Dziennika Gombrowicza? Czy nie potakiwaliście z aprobatą w duchu, czytając o burzy oklasków ( nie mogę się powstrzymać – chodzi mnie o ten fragment : „Oklaski. Oklaski znawców. Oklaski amatorów. Oklaski ignorantów. Oklaski stadowe. Oklaski wywołane oklaskami. Oklaski rosnące sobą, piętrzące się na sobie, podniecające, wywołujące siebie – i już nikt nie mógł nie klaskać, gdyż wszyscy klaskali” ( pióro jednak zostawmy mistrzom, panie Zanussi ^^). Sądzę, że nawet umysły trzeźwe i niechętne kazuistycznym deliberacjom znalazł u Witolda coś ciekawego.

    Sam Gombro oczywiście nie jest tu jakoś wybitnie ważny, bo tak przed nim, jak po nim było mnóstwo błyskotliwych kontestatorów ( taki Chesterton np.). Chodzi o wątpliwości przez te niespokojne dusze wywoływane, które – powtarzam – istniały i wcześniej, ale nie dopuszczano ich do głosu ( albo próbowano nie dopuścić vide-> późny klasycyzm nie zamierzał oddawać pola preromantyzmowi). Kto wie, czy polemiki Mochnackiego z Koźmianem nie są odbiciem naszych dzisiejszych sporów. Ktoś powie, że romantyczny gust nie intronizowałby wcale puszek z gównem. Ależ owszem, racja. Tylko czy ta sama osoba nie zgodzi się ze mną, gdy powiem, że kanon estetyczny fluktuuje? że jest to coś zmiennego w zależności od czasu? Ta znana powszechnie figurka ( rzeźba ?) Wenus z Willendorfu chyba jest już zmęczona stawianiem za przykład. Pomęczy się jeszcze trochę. Ostatecznie ciężko stwierdzić, czy kiedykolwiek kupa będzie uważana za coś pięknego. Równie jednak ciężko stwierdzić z całą pewnością, że nie. ( sztuka często wyolbrzymia szuka ekstremów, bo wtedy przekaz jest klarowniejszy). Myślę, że mógłbym pobronić takiej interpretacji puszeczki. Ale zostawmy ją już.

    Teraz sprawa budząca we mnie największy bunt, a mianowicie – konceptualne mimesis. Poetykę Stagiryty z pewnością powinien przeczytać każdy artysta ( chyba w ogóle każdy powinien ), ale już nie śpieszyłbym się z wyciąganiem jakichś niewczesnych wniosków, natomiast prędzej potraktowałbym ją jako materiał poglądowy. Prawda jest taka, że wieki odcisnęły na tej książce piętno tysiąca zniekształceń, nie wspominając już o tym, że po pożarze biblioteki w Aleksandrii księga została dokumentnie rozczłonkowana i dziś jest niekompletna. A nawet, gdyby pominąć te kwestie techniczne trzeba przyznać, że człowiek, który stworzył gówno w puszce, miał w tym jakiś cel. Prowokacja? Być może. Pytanie brzmi, czemu była podporządkowana prowokacja, czy była jedynie środkiem, nie zaś – celem.Tutaj może trochę przewrotnie odwołuje się do Arystotelesa i jego 4 przyczyn rzeczy, lecz zdaje się, że jego epistemologia się nie zestarzała tak, jak jego poglądy estetyczne. Jeżeli ktoś powie, że istnieją inne sposoby na realizację założeń twórcy, to trochę tak, jakby ten ktoś mówił: wiem lepiej, co autor miał na myśli. A to jest już chore – skoro przedstawił tak, a nie inaczej, przekazał to, a nie coś innego, to znaczy, że dokładnie to zamierzał zrobić. Nie żyjemy kulturze filozofii Zen, artysta bierze pod rozwagę rezonans dzieła u szerszej publiczności i nim się – szczególnie w czasach kapitalizacji sztuki – również kieruje. Piszę „szczególnie” , bo oczywiste jest, że sztuka rzadko kiedy bywała w historii prawdziwie niezależna ( przynajmniej ta, która przetrwała tudzież pozwoliła artyście godnie żyć ). Tak więc było zawsze. A skoro nasz artysta bierze to pod uwagę, to tak formułuje wypowiedź, aby osiągnąć pożądany rezultat u publiki. Tym, którzy krytykują, ginie z horyzontu jedno centralne moim zdaniem ogniwo z łańcucha koherencji na linii: FORMA – TREŚĆ – MYŚL ARTYSTY. Oczywiście milcząco zakładam tutaj, że artysta jest doskonale świadomy formy ekspresji. Treść uświęca formę.

    Też darzę ogromnym sentymentem dawne czasy w sztuce. Też przeklinam sztukę konceptualną. Ale nie z powodu jej specyfiki, ale powodu tego, co z nami i z kulturą zrobiła. Dlaczego nie utożsamiam jednego z drugim? Stąd właśnie płyną moje wątpliwości w mieszaniu tych dwóch sfer – degrengolady kulturalno-kulturowej i sztuki współczesnej. Uważam, że istnieje prawdziwie artystyczna, nie >artystowska< sztuka współczesna, tak samo jak wierzę, że większość sztuki współczesnej na miano artyzmu nie zasługuje. Nie można jednak krytykować założeń sztuki współczesnej, bo ta udowadnia, że można je rozumieć artystycznie.

    I oczywiście zgadzam się, że dowolność i relatywizm rozumiany po współczesnemu nagromadził sztuce wiele ekspozycji wydmuszek i artystów-wydmuszek.

    ps Logosie, ziemia nie zadrgała tam u Ciebie przypadkiem? o_0

    • Logos Amicus Says:

      Czuję się w obowiązku bronić tutaj puszki z gównem. (…) zamierzam bronić gówna w puszce.”

      giocarte
      , musisz się zdecydować: bronisz puszki z gównem, czy też gówna w puszce? ;)
      A pisząc już (nieco) poważniej: ja myślę, że już nie trzeba niczego bronić (ani tym bardziej potępiać), bo „Merda d’artista” obroniło się samo (w sensie choćby merkantylnym – 150 tysięcy Euro za puszkę vel gówno to nie przelewki; ale i „artystycznym” – „dzieło” Manzoniego wpisano już do historii sztuki XX wieku)

      Wydaje mi się jednak, że wiem co chcesz przez to powiedzieć (ech, jakbyśmy już nie mogli niczego mówić wprost;)). Rozumiem, że bronisz nie tyle gówna per se, co samej prowokacji, prawa do gestu artysty i tego, co z takiej prowokacji może wyniknąć (zwłaszcza jeśli jest to coś „wartościowego”).
      A jednak… (i o tym będzie mój następny wpis)

      A jednak, zestawianie w tym samym kontekście fekalii Manzoniego i pisarstwa Gombrowicza, (który też prowokatorem był) wydaje mi się nie tylko nieporozumieniem, ale i nie na miejscu.
      To nie ta skala prowokacji, nie ten potencjał myśli i intelektu.

      Gombrowicz bowiem, nawet jeśli pisał bzdury, to pisał to świetnie. Nie wspominając już o takim drobiazgu, jak jego genialna błyskotliwość i niezwykła koncentracja oryginalnej myśli na jeden cm. kwadratowy druku.
      Nota bene Gombrowicz w jednym ze swoich tekstów tak „zjechał” malarstwo (en bloc, en masse, w ogóle, czyli jakiekolwiek), że… aż jestem jemu wdzięczny, bo pozwoliło mi to lepiej zrozumieć to, dlaczego ja tak malarstwo lubię (i kiedyś myślę wdać się w małą – niestety jednostronną – polemikę z Mistrzem… pisanym tutaj przez duże M już bez żadnej ironii).
      Innymi słowy: wolę prowokację Gombrowicza od gównianego gestu Manzoniego.

      Oczywiście, że kanon estetyczny „fluktuuje”. Ale jeśli kanonem staje się to, że nie może być (i nie ma) żadnych kanonów, to coś jest ze „sztuką” nie tak.
      Nie ma siły: musimy przyjąć jakieś kanony, (tak samo, jak musimy znać język, którym chcemy się posługiwać, wyrazić – i porozumieć).

      Pozdrawiam

  6. giocarte Says:

    ciekawe, dopiero zauważyłem, że ta sztuka współczesna miała być odpowiedzią na konwencjonalną, z góry nagrodzoną brawami sztukę, a tu proszę – współczesna podziela wady swojej poprzedniczki, sądząc po Twoim tekście i tym zachwycie, jakim obdarzamy/obdarza/obdarzają/obdarzam galerie modern art.

    Jeszcze wracając do Marty – jest taka piękna riposta na jej przywiązanie do formy.
    Koniugacja, tak się ta riposta nazywa, a jej autorem jest Halina Poświatowska. Jeżeli cokolwiek należy odmieniać przez osoby wg sztywnych, zimnych reguł, to tym czymś jest bodaj śmierć.

    • Logos Amicus Says:

      Również to zauważyłem. Kiedy zakwestionowałem zasadność zachwytu dla Działa Mistrza Opałki i nie bijąc braw napisałem wprost, że nie uważam jego dzieła (piszę par excellance „dzieło” – bo on przez 40 lat malował właściwie jeden i ten sam obraz pełen cyferek) za genialnie – a wręcz przeciwnie: uznałem je za bezgraniczny banał – to kilka osób się bardzo obruszyło, bo – najwidoczniej – obraziłem ich uczucia, (co aż nadto przypomniało mi obrażone uczucia religijne tych, których gorszy współczesna sztuka).
      Podobnie jest z Martą (góra): ona również moją krytykę (niektórych przejawów) sztuki współczesnej uznała z szarganie jej świętości i poczuła się obrażona w swoich (quasi-religijnych) uczuciach (do sztuki).

      A przy okazji dziękuję za wcześniejszy, obszerny a zarazem bardzo ciekawy komentarz. Postaram się na niego odpowiedzieć, kiedy tylko będę miał trochę więcej czasu.
      Pozdrawiam.

      PS. Zatrzęsło w oddali – ja tych drgań nie poczułem :)

  7. Katon Najmłodszy Says:

    „Bluźnierstwo kiełkuje dobrze tylko w cieniu jakiejś prawdy”

    ta myśl w jakimś stopniu tłumaczy:

    „Filozofia, literatura, SZTUKI, nauki humanistyczne są dziś dziedzinami, w których nastąpił wzrost ‚ukrytego bezrobocia'”… ;P

    • Logos Amicus Says:

      „Bluźnierstwo kiełkuje dobrze tylko w cieniu jakiejś prawdy”

      To pewnie dlatego, kiedy rozmywa się prawda, to rozmywa się i bluźnierstwo.

      Czyżby wzrost „ukrytego bezrobocia” w takich dziedzinach jak filozofia, literatura, sztuka, nauki humanistyczne świadczył o tym, że nie ma tam już niczego do roboty?
      Nie sądzę, że tam nie ma nic do roboty. Może po prostu nie chce się ludziom pracować? Może nie są zdolni?
      Albo może są przeświadczeni, że ich praca nie miałaby żadnego sensu?

  8. Ewa Says:

    Jedno pewne – sztuka potrzebną jest, bo na pewno budzi emocje. I nie najważniejsze, co dla kogo jest sztuką.
    Wszystkim nam potrzeba doznań – miłosnych i zachwyconych, prześmiewczych, zniesmaczonych…
    Trzeba nam zachłysnąć się uznaniem, zazdrością, odrzuceniem. Wszystko to możliwe jest – na niwie sztuki. I może gdyby te wszystkie uczucia zostały tylko – w tym obszarze, zrobiłoby się nadzwyczaj pięknie – w innych; kto wie.
    A dyskusja ‚jak się patrzy’, brawo.

    • Logos Amicus Says:

      Witam Panią Ewę :)

      Tak, nawet te doznania „zniesmaczone” mogą być dla nas na pewien sposób wartościowe.
      Choćby tylko dlatego, że lepiej nam uświadamiają, co tak naprawdę nam smakuje – i dlaczego.

      Pozdrawiam

  9. Katon Najmłodszy Says:

    Godne uwagi, polecam: http://ptta.pl/pef/pdf/f/filozofias.pdf

    • Logos Amicus Says:

      Dziękuje za podesłany tekst. Jego (w tej chwili – z konieczności – pobieżna) lektura wskazuje na to, że jest ciekawy i wart bliższego z nim zaznajomienia. Co też przy najbliższej sposobności uczynię.

  10. Laudate44 Says:

    Logosie, bardzo interesujący wpis – w wielu punktach się zgadzamy – dyskusja jeszcze podnosi temperaturę.
    Pozwól, że w wolnej chwili odniosę się do kilku wątków… Naprawdę z przyjemnością. Jednak nie teraz. Pozdrawiam

  11. Laudate44 Says:

    Wpis mnie zaintrygował na tyle, że wracam do niego po kilku dniach. Widzę tu właściwie dwa przemieszane teksty: jest obiektywny opis niektórych przejawów sztuki współczesnej ze wskazaniem co doprowadziło do jej obecnej postaci. „…tak naprawdę to tylko odpryski europejskiej kulturalnej ruiny – taki chocholi taniec wśród rozkladających się trupów >robiących< dotychczas za podporę cywilizacji." – i tu się zgadzamy. Przyjmując do wiadomości, że "wiek XX spustoszył Europę" nie należałoby się dziwić, że sztuka oddaje zagubienie i pustkę Europejczyków, o ile nie całej ludzkości en bloc. Zauważasz, że powstawanie nowych trendów, mód, kierunków – jest w istocie błądzeniem po manowcach i wynika z braku "fundamentów". Również zgoda! Dodajesz, że owe poszukiwania przybierają formę kultu i zbliżają sie do jakiejs pseudo-religii. Spostrzeżenjie trafne, choć moim zdaniem, wcale nie umniejszające roli i znaczenia owych prądów, mód i kierunków… To przejaw poszukiwania, czyli czegoś bez czego nie byoby cywilizacji.
    Zadajmy sobie podstawowe pytanie – dlaczego powstały religie, (te wielkie, ogólnie szanowane i te mniejsze, uznawane za dziwaczne)? Czy nie z poczucia pustki, braku fundamentów i z potrzeby oswojenia (nazwania) rzeczywistości zbyt obcej aby zapewniała bezpieczeństwo? Sztuka wysoka, niska a nawet kultura masowa idą dokładnie tą samą drogą. Pisał już o tym Erich Fromm nazywając umysłowe manewry ucieczką od wolności. Pisał żydowski autor "a wszystko to marność i pogoń za wiatrem". Ocena współczesnej sztuki powinna się liczyć z realną kondycją ludzkości jako takiej, a nie zakladać że ludzkość stać na więcej. To szlachetne założenie wypacza widzenie dzialań artystów (środki przez nich stosowane bywają okropne, to prawda – ale liczy się kontekst) dlatego z wieloma twoimi ocenami i sugestiami nie mogę się zgodzić.
    Już wcześniej wiele osób zauważyło wspomniany chocholi taniec ludzkości. I co? I nic, ten taniec nadal trwa, trwa poza sztuką (czym jest masowy sport albo wyscig zbrojeń?) i paradoksalnie współtworzą go także poważne usiłowania artystyczno-filozoficzne , aby wpółbraciom w gatunku ukazać bezsens i jałowość tego kręcenia się w kółko. Kręcenia, które czasem przybiera tak nobliwe formy, otacza się taką skorupą dostojeństwa i świętości – że łatwo o poirytowanych szaleńców, którzy rzucają się na nią z młotkiem lub ekskrementami.
    Wrciliśmy do punktu wyjścia: obecna sztuka a zwłaszcza te drastyczne (dla mnie odrażające) przypadki są wyrazem rozpaczy. Grupa Fluxus wyrażała tę rozpacz dokonując samookaleczeń i publicznych mordów na zwierzętach.
    Zastanawia w Twoim tekście mnie jedno: z jakich pozycji oceniasz tę "wynaturzoną" sztukę? Dlaczego nie przyznajesz jej prawa do błądzenia (choć przyznajesz, że jej funkcją jest prowokacja) i wyrażania treści miałkich – takich które dla Ciebie są już banałem, ale komuś innemu mogą akurat przydać sie w ogarnianiu świata? Przyznam, że ten subiektywizm mnie raził. Czy z równym żarem protestujesz przeciw powstawaniu "monideł" lub cukierkowych pejzaży? Nie, bo monidłami i ich odbiorcami zajmować się nie warto. One nie są intrygujące, a sztuka wspólczesna – mimo swoich wad – intrygująca jest, czegop dowodem powyższy wpis i nasze komentarze.
    Dlaczego podpierasz się Zanussim? Nie wystarczy ci Twój własny osąd? Zanussi wyszedł na nieprzeciętnego hipokrytę: uczęszcza na spotkania "wtajemniczonego" bractwa, popija koniak na wernisażach a potem wybrzydza, że uczestnicy performances i instalacji dali się zwieść zmowie krytyków wmawiających im, że król nie jest nagi, podczas gdy pan Zanussi Dobrze Wie, iż król jest nie tylko nagi ale i chciwy na pieniądze. Okropność! To po co tam zagląda? Żeby powybrzydzać? Czy jednak chciał przyłączyć się do elitarnego klubu hobbystów? Wtedy jednak o uczestnikach artystycznych obrzędów przyzwoiciej byłoby pisać raczej MY niż ONI. I skąd wie pan Zanussi, że "potrzeba uczestniczenia w ekskluzywnym klubie" jest mniej ważna niż jakieś abstrakcyjne "prawdziwe życie sztuki". Może nie przeniknął zamysłu autora performance'u, który z tą odwieczną potrzebą sie liczył?
    Współczesny artysta nie może udawać, że jego wiedza ogólna a zwłaszcza psychologiczna jest na poziomie malarzy Renesansu. Takie założenie jest pozbawione sensu, ale wciąż pobrzmiewa w ocenach i oczekiwaniach wobec sztuki obecnej, (także tej wynaturzonej!). Bez tej wynaturzonej i obrzydliwej nie ma innej sztuki. Dopóki jest nieinwazyjna, dopóki to od nas oczekuje się, żebysmy chodzili do galerii a galerie nie wchodza nam do domu – jest OK. Dajmy jej prawo istnienia i i nie użalajmy się nad garstką ludzi , którym się wynaturzenie podoba.
    Zastanawiam się, czy uszczypliwe uwagi wobec autorów i dobiorców tej sztuki nie wynikają z megalomanii (jak u Zanussiego) lub chęci ponownego wepchnięcia sztuki w ramy "ładnych obrazków" malowanych dla… kogo właściwie? Bo nie ma nikogo takiego jak masowy odbiorca. Są ludzie, którym żadna sztuka do życia nie jest potrzebna, bo nie maja potrzeb estetycznych. Są też tacy których potrzeby, nie koniecznie stricte estetyczne, wykraczają poza nasze wyobrażenia. Dla nich i tylko dla nich tworzą ci "zdeprawowani artyści". Jedni i drudzy tworzą razem sferę zamkniętą, lecz przecież mają do tego pełne prawo. Hasło "wszystko dla wszystkich" to czysta utopia. Czytając Twój tekst miałem wrażenie, że nie jesteś o tym całkowicie przekonany.
    Ukłony

    • Logos Amicus Says:

      „Ocena współczesnej sztuki powinna się liczyć z realną kondycją ludzkości jako takiej, a nie zakładać że ludzkość stać na więcej”

      Moim zdaniem ludzkość stać (jednak – i mimo wszystko) na więcej.
      (Stąd te moje wpisy: uważam, że obraz Rembrandta jest czymś lepszym niż gówno z puszką Manzoniego; że gość, którego zaproszę do mojego domu, a który skorzysta z toalety jest lepszy od tego, który odleje się na mój dywan i rzuci w kierunku mojej rodziny kilkoma k…mi; że słuchanie Bacha jest lepsze od wybijania szyb, podpalania domów i grabieży; że szerzenie miłości i pozytywnych uczuć jest lepsze od szerzenia nienawiści i nawoływania do mordu… etc. Innymi słowy: uważam, że warto respektować system etyczny, który uznajemy za dobry; że warto lansować estetykę, która uwzględnia nasze poczucie piękna… itd.
      A poza tym i a propos: nie bójmy się używać takich słów, jak dobro i piękno (bo wygląda na to, że ich używanie stało się czymś wstydliwym).

      „Zastanawia w Twoim tekście mnie jedno: z jakich pozycji oceniasz tę „wynaturzoną” sztukę?”

      Właśnie Laudate: dokładnie z pozycji, którą określiłem przed chwilą (powyżej).

      „obecna sztuka a zwłaszcza te drastyczne (dla mnie odrażające) przypadki są wyrazem rozpaczy. Grupa Fluxus wyrażała tę rozpacz dokonując samookaleczeń i publicznych mordów na zwierzętach.”

      Jeśli nawet to prawda, że publiczne mordowanie zwierząt (w ramach „artystycznego performance”) wynika z rozpaczy („artystów”), to czy ta rozpacz może ten (odrażający wg mnie akt) usprawiedliwić?

      „…chocholi taniec ludzkości.(…) ten taniec nadal trwa, (…) paradoksalnie współtworzą go także poważne usiłowania artystyczno-filozoficzne, aby współbraciom w gatunku ukazać bezsens i jałowość tego kręcenia się w kółko”

      Moim zdaniem, kultura i sztuka przede wszystkim powinna robić coś wręcz przeciwnego: przekonywać ludzi i ukazywać im to, że życie to nie tylko „bezsensowne i jałowe kręcenie się w kółko” (a niestety, te zjawiska w sztuce współczesnej, o których traktują moje ostatnie wpisy, to nic innego, jak utwierdzanie ludzi w przekonaniu, że życie to „bezsensowne i jałowe kręcenie się w kółko”).

      Hasło „wszystko dla wszystkich” to czysta utopia. Czytając Twój tekst miałem wrażenie, że nie jesteś o tym całkowicie przekonany.

      Właśnie aby wykazać, że nie wszystko jest dla wszystkich, napisałem te teksty.

      Pozdrawiam

  12. Sinhaja Says:

    Ja nigdy nie przepadałam za sztuką współczesną. A dokładniej za większością jej przejawów, bo trzeba przyznać, że pojawiają się przecież i teraz różnorakie perełki. Ale pisuar powieszony na ścianie muzeum to niezupełnie to czego poszukuję. I to się nie tyczy tylko malarstwa i rzeźby, ale także teatru. Zawsze dyskutuję z moim sorem od historii teatru, wielkim fanem pana Klaty i jego udziwnień, nie zgadzam się z jego zdaniem i zauważam, że bardzo ciągnie mnie klasyka. Więc teatr brutalizmu i wulgaryzmu w 90% procentach (tych bazujących głównie na zaskoczeniu i pójściu „w kontrę”) jest nie dla mnie. Tak samo malarstwo czy rzeźba, której głównym celem jest wywołanie w obserwatorze zdziwienia pod tytułem „To to jest sztuka?” albo „Ale autor był odważny, że umieścił męskie genitalia na krzyżu” to dla mnie mija się z celem. Sztuka powinna zaskakiwać – ale w sposób głębszy. Sztuka powinna przekazywać myśli i wywoływać uczucia. I samo zaszokowanie odbiorcy nie wiele tu da, bo to jest bardzo powierzchowne i przedmiotowe traktowanie sztuki. Paradoksem jest, że sztuka współczesna, szukając uproszczeń, tak naprawdę została udziwniona i skomplikowała się niemożebnie, niezupełnie w dobrym tego słowa znaczeniu.
    Ale czasem zdarza się, że właśnie trzy nachodzące na siebie kwadraty dają jakiś głębszy sens – czy to przez połączenie koloru czy specyficzne względem siebie ustawienie. I wtedy zaczyna być widoczne, że autor nie wziął pędzla i na chybił trafił stworzył „arcydzieło”, ale miał w tym jakiś zamysł i chciał przez to przekazać coś więcej.

  13. Charon Says:

    Pogardzam sztuką, która nie istnieje bez komentarza. Tzn. sam komentarz często jest przydatny, ale jeśli bez niego odbiór dzieła staje się niemożliwy to ja odrzucam. Nawet odmawiam używania terminu sztuka. Impresjoniści może mieli manifesty. Może nawet je znam. Ale przede wszystkim impresjoniści malowali obrazy, które mówią o sobie same przez się. Kubiści w sumie też. O wielkości Picassa nie świadczy to jakie bariery złamał. Ewentualnie – jak je złamał. Ale przede wszystkim to, że wspaniale malował. I że można na to patrzeć bez trzymania w ręku tomiska „Zrozumieć Picassa”. Malarstwo abstrakcyjne lubię kiedy ma walory kolorystyczne. To trochę podobnie jak z muzyką sonorystyczną, ale nie wiem czy rozszerzać dyskusję też na muzykę (właściwie to problem z nią podobny, więc czemu nie?). Prymitywiści też mówią przez swoją sztukę. Może to i jest dosyć trudne, ale ma samoistny sens. Więc może być wielkie. Natomiast ‚instalacje’ to największy upadek sztuk plastycznych w historii. Gówno w słoiku jest tylko gównem w słoiku. Alegorią nędzy w Nairobi jest dopiero po przeczytaniu tabliczki. Ale ja nie czytam tabliczek.

  14. W BOŻYCH ŻARNACH (O filmie Lecha Majewskiego „Młyn i krzyż”) « WIZJA LOKALNA Says:

    […] gorzkich żalów nad upadkiem sztuki współczesnej, tym bardziej, że zrobiłem to niedawno m.in. tutaj, tutaj i tutaj. Może więc tylko przypomnę o tym, jak wielkim przeżyciem może być dla nas […]

  15. Kira Says:

    podoba mi się sztuka współczesna, bo jest enigmatyczna, przyciąga uwagę i zostaje w głowie znacznie dłużej niż realistycznie odtworzone krajobrazy czy portrety. w końcu to czego do końca nie rozumiemy jakoś tak pociąga, fascynuje, zmusza do poszukiwania odpowiedzi… albo pozostaje tajemnicą na przekór racjonalnemu światu. po prostu wyzwala jakieś emocje, zaskakuje mnogością możliwych interpretacji. właśnie, zaskakuje. myślę, że w tym ogromnym worze, zwanym sztuką współczesną można znaleźć gro wyjątkowych rzeczy, z sensem. ale a to co dla jednego jest kołującą „głupawką”, dla kogoś innego może być budzącym emocje, dziełem z przesłaniem.

  16. Irez Says:

    Witaj,
    Przeczytalam z ciekawoscia. Powiem moze tak, nie jestem ani znawca, ani fanem sztuki. Sztuka (szeroko pojeta) jest mi potrzebna by oderwac sie od codziennosci, by zainspirowala do przemyslen na przerozne tematy. Nie musi byc arcypiekna i arcymadra – czerpie z roznych zrodel i nie trzymam sie okreslonych kierunkow. Nie zwiedzam nagminnie muzeow, nie sledze nowosci ani w teatrze, kinie, malarstwie czy literaturze. Jestem jak najbardziej przypadkowym odbiorca i tu wlasnie tkwi diabel – bez wzgledu na to czy jestem „wyrobionym”, czy przecietnym – to jednak jestem odbiorca dziel wszelakich, tworzonych i przez artystow, i przez miernoty, i przez Przypadek. Pozwala mi to spojrzec w miare obiektywnie i niezaangazowanie w zadne uwiklania jedynie slusznych kierunkow i antykierunkow. Dostrzegam jedynie cos, co umyka niektorym, otoz to, ze ludzka mentalnosc jeszcze nie dorosla do wiekszosci wyzwan stawianych przez wspolczesne osiagniecia i techniczne, i artystyczne, i inne. Zauwazam wokol siebie, ze wiekszosc jedynie konsumuje ale kompletnie nie nadaza (a nawet nie probuje) za tym co ta konsumpcja za soba niesie, ba nawet niezbyt wiedza co uzywaja i zuzywaja, wazne jest, ze wiedza JAK to uzyc i tyle. Dlatego uwazam, ze jednak tworcy winni sie nieco zastanowic KTO jest odbiorca ich dziel. Twierdzenia, ze ktos tworzy dla siebie, sa dla mnie smieszne – jesli tworzysz dla siebie, to co twoja tworczosc robi wystawiona na widok publiczny?
    Moze te moje uwagi sa naiwne dla niektorych ale nie mam zamiaru przyznawac, ze kupa w muzeum jest sztuka, mimo ze na chodniku ta sama kupa jest juz wykroczeniem, za ktore przylapany wlasciciel (kupy lub/i psa) moze dostac mandat.
    Czasami mysle, ze rzeczywiscie zmierzamy nie tyle do „konca swiata Sztuki”, co do niejakiego przesytu. Szkoda tylko, ze droga zmierzajaca do jakiejs transformacji (? sama nie wiem jak to okreslic, odrodzenie juz bylo a ewolucja, to co sie dzieje, tez nie mozna nazwac) wiedzie przez tak wulgarne i prymitywne srodki. Przyklady, ktore Pan podal sa na tyle sugestywne, (wnetrznosci; filmy o wlasnorecznym zabijaniu zwierzat itd., itp.), ze nie musze ogladac, by dostac mdlosci. Czy w taki sposob sztuka ma na mnie oddzialywac? Pobudzic do refleksji? Zreszta nie musi byc to sztuka zaangazowana, moge sie gapic na idealnie biala sciane z namalowanym dziecinnymi kredkami sloneczkiem i odczuwac zwykla przyjemosc z samego patrzenia na dobor ksztaltow i kolorow. Jesli zechce wymiotowac, kupie sobie cos tam w aptece a nie bilet na wystawe czy na spektakl .
    Hmm… Te uwagi sa tylko uzupelnieniem tej dyskusji. Jeszcze raz zaznaczam – nie mam ambicji byc znawca, koneserem, kieruje sie jedynie swoim chlopskim (choc babskim) rozumem i nadal uwazam, ze zlamanie wszelkich konwencji nie wniesie niczego dobrego dla nikogo.
    Pozdrawiam,
    Irez

    • Logos Amicus Says:

      Kto wie, czy właśnie taki „niefachowy”, „niewyrobiony” a może nawet przypadkowy odbiór sztuki nie jest – jeśli chodzi o kulturową skalę społeczną – najważniejszy? Na pewno sporo może powiedzieć o samej sztuce – zwłaszcza o tej jej relacji ze „zwykłym” śmiertelnikiem ;)
      Często bowiem odnoszę wrażenie, że tzw. „eksperci” idą tak daleko ze swoimi teoriami (interpretacjami) sztuki, że tracą kontakt nie tylko z przeciętnym odbiorcą, ale i ze zdrowym rozsądkiem.
      Z drugiej jednak strony dobrze jest rozwijać swoją wiedzę o sztuce, być jej odbiorcą (konsumentem) bardziej uważnym i refleksyjnym. A nawet… krytycznym. Choćby właśnie dlatego, aby nie dać sobie „wciskać kitu” i nie dać się przez nikogo zbałamucić (jak to się często dzieje w świecie sztuki współczesnej, w którym prezecież nie brakuje zwykłej manipulacji – o prozaicznym snobizmie, przesadzie i udawaniu nie wspominając).

      Dziękuję za zainteresowanie tematem i wypowiedź.

  17. Irez Says:

    Witam,
    Zgadzam sie w zupelnosci z Twoimi wrazeniami na temat ekspertow, to wlasnie w glownej mierze oni odpychaja mnie od szukania wiedzy w tej dziedzinie. Uzywaja zwrotow i okreslen, ktore zamiast rozjasnic, jeszcze bardziej gmatwaja trudny do odbioru temat. Moim ulubionym krytykiem zawsze byl kontrowersyjny Zygmunt Kaluzynski, z tej prostej przyczyny, ze nigdy nie zapominal o odbiorcy – pisal jasno i zwiezle. Po za tym WIEDZIAL co pisze a nie pisal co wie a to jest to czego niektorym brakuje.
    Staram sie nie dac sobie wciskac kitu, nadal jeszcze mam odwage przyznac sie, ze przy odbiorze kieruje sie uczuciem podpartym zdrowym rozsadkiem a nie tylko opiniami czy narzuconymi wzorcami.
    Pozdrawiam, Irez

    • Logos Amicus Says:

      Nie wiem, czy moje nawiązanie do zdrowego rozsądku w odbiorze sztuki było fortunne (bo przecież, jak to ktoś powiedział „zdrowy rozsądek jest końcem wszelkiego nastroju” ;) ) niemniej jednak miałem na uwadze konkretną sytuację, kiedy to „fachowa ekspertyza” objaśniająca nam jakieś „dzieło” sztuki jest tak ewidentnie niedorzeczna, że tylko zachowując zdrowy rozsądek możemy się jej niejako sprzeciwić (a nie iść na lep snobistycznych zachwytów, jak to się często dzieje w tzw. „modern art”).

      Pozdrawiam

      PS. Dzięki za przywołanie postaci Zygmunta Kałużyńskiego (swoją drogą miałem z nim kiedyś osobisty kontakt korespondencyjny – w czasach kiedy jeszcze pisano „normalne” listy na papierze ;) )

      Bardzo lubiłem czytać wszystko co pisze (zwłaszcza jego krytykę filmową) – tak było to oryginalne, odbiegające od przyjętego konwenansu, żywe, dowcipne i krwiste… Bez wątpienia jego książki i recenzje miały/mają wpływ na to, jak ja sam pisze ( toutes proportions gardées – of course ;) )

      Pozdrawiam
      (Komputer mi podpowiedział, że możesz być gdzieś na Île-de-France. Ciekaw jestem jaka jest ta późna jesień teraz w Paryżu :) )

  18. Irez Says:

    „zdrowy rozsądek jest końcem wszelkiego nastroju” – az parsknelam smiechem, czytajac Twoj komentarz. Swieta prawda!
    Moze rzeczywiscie nie jest to zbyt fortunne okreslenie, ale nie potrafie inaczej nazwac tego dzwoneczka w glowie, ktory odzywa sie, kiedy napotykam na COS, co jest trudne do okreslenia – budzacego niepokoj, ze cos nie jest tak jak byc powinno (naprawde nie potrafie opisac tego dziwnego stanu i duszy i umyslu), w kazdym razie ten wlasnie alarm nazywam zdrowym rozsadkiem – musze wtedy przestac sie zachwycac/gorszyc/gapic/chlonac a zaczynam szukac zrodla tego stanu, i odpowiedzi DLACZEGO tak wlasnie zareagowalam. Przyznaje, ze nie zawsze mi sie udaje znalezc rozwiazanie, wtedy pozostaje mi po prostu ten nienazwany niepokoj.
    Mam nadzieje, ze w miare wyjasnilam istote mojego „rozsadku”?
    Zygmunt Kaluzynski – rzadko spotykany Czlowiek. Wiele sie nauczylam o zyciu i ludziach dzieki jego uwagom i wskazowkom. Poprzez niego „odkrylam” innych, m.in. A. Sandauera.
    Zazdroszcze tej korespondencji.

    A Paryz, Paryz, Paryz… cudna wiosna tej jesieni. Az mi sie nie chce wierzyc, ze to juz koniec listopada, nawet podczas deszczu jest w miare cieplo. Mieszkam niedaleko Canal St. Martin – swoiste dzielo sztuki: liczne sluzy, kasztanowce, kladki i obrotowe mosty…. Pomyslec, ze jakies 100 lat temu byl cuchnacym sciekiem (mimo, ze byl rezerwuarem wody dla Paryzan), w ktorym mozna bylo odnalezc wszystko. Jesli jestes kinomaniakiem, to powinienes ogladac film Hotel du Nord z Simone Signoret. Hotel istnieje do dzis, z racji swej legendy jest klasa sama w sobie i nie ma zadnej gwiazdki.
    Jej…
    Pozdrawiam!!!
    Irez

  19. GENIUSZ W METRZE « WIZJA LOKALNA Says:

    […] PS2. Zainteresowanych tematem zapraszam także do przeczytania artykułu pt. “KONCEPT W SZTUCE WSPÓŁCZESNEJ – PRZYKŁADY”. […]

  20. bluebirdwind Says:

    ” ale i „duchowo”, powodując ogromną aksjologiczną wyrwę i ogólną dehumanizację człowieka. ” – to nie spodobało mi się w tym tekście najbardziej :). Dlatego, że już Konfucjusz mówił i pisał o upadku człowieka. Nie podoba mi się takie biadolenie (za przeproszeniem ;-) ). Na czym trzeba się skupić, pomijając teksty teoretyczne , to stworzenie granicy, definicji, która pozwoli nam kategoryzować co jest dobrą sztuka, a co złą. Nie możemy zdawać się na współczesne galerie, ponieważ to wszystko jest wybór albo ludu, albo kilku osób, które po znajomościach w swoich galeriach pokazują jakieś obrazy. Rozmawianie o kondycji współczesnej sztuki jest fascynujące, zwłaszcza jeśli jesteśmy w stanie znaleźć ludzi, którzy tworzą ją z sercem i ideą. Bardzo nie podoba mi się mówienie, że wszystko już było. Trzeba szukać i próbować, pozostaję optymistką i wierzę, że jesteśmy w stanie dokonać selekcji, która nam pomoże pokazać ludziom, że nie wszystko jest pseudointelektualnym bełkotem :). Podoba mi się ten tekst, trochę za mocno krytyczny (dobitne słowa). Ale zgadzam się, że ta niesamowita ilość koncepcji na sztukę była chwytaniem się brzytwy przez tonących. Artyści muszą szukać, myślę, że wszyscy czują się zagubieni… Nie wiem czy wypada zapraszać na mojego raczkującego bloga ale chętnie będę tutaj zaglądać, brak mi ludzi do rozmów o sztuce ;). Życzę miłego dnia.
    http://www.artcriticaleye.wordpress.com

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Ale warto, to co napisałem zacytować w całości, bo dopiero wtedy nabiera to sensu: „Wiek XX spustoszył Europę nie tylko materialnie (dwie wojny światowe, masowe ludobójstwo, totalitaryzm – katastrofy i szaleństwa mające na swym koncie blisko 200 mln. ofiar i anihilację całych miast), ale i „duchowo”, powodując ogromną aksjologiczną wyrwę i ogólną dehumanizację człowieka.”

      Moim zdaniem takie np. Verdun czy Auschwitz to była ogromna dehumanizacja człowieka – i tego typu doświadczenia poczyniły olbrzymie spustoszenie w europejskiej „duszy” (wyrazem tego spustoszenia były dwa zbrodnicze totalitaryzmy, a także – w innej oczywiście oczywiście skali – to, co działo się w świecie kultury i sztuki).

      Podzielam to, co napisałaś o konieczności szukania i próbowania… dokonywania świadomej selekcji tego, co w sztuce dobre i wartościowe, demaskowania „pseudointelektualnego bełkotu”… etc. – bo tylko wtedy będzie można optymistycznie spoglądać na to, w jakim kierunku podąża kultura i sztuka.

      Cieszę się, że tekst się mimo wszystko spodobał (choć dowiedziałem się, co się w moim tekście nie spodobało najbardziej ;) )

      Dziękuję za zaproszenie. Postaram się zaglądnąć. I życzę powodzenia w blogowaniu, zwłaszcza, że „raczkowanie” bywa trudne ;) )
      Pozdrawiam.

      • bluebirdwind Says:

        Hmm.. no tak, ale dehumanizacja nie doprowadziła do tego, że teraz jesteśmy bardziej nieludzcy – myślę, że jest wręcz na odwrót. Wszyscy chcą naprawić pamięć świeżych jeszcze ran.

        Kolejny na moim celowniku jest tekst „Czym jest sztuka” ;).

        Dziękuję.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Tak, wydaje się, że Europę czegoś te klęski wojen i totalitaryzmów XX wieku nauczyły. Na jak długo? (Bo przecież wiemy, że ciągle powtarzamy jednak w naszej historii te same błędy.)

          „Nieludzki”… Czasem zastanawiałem się nad tym, co to określenie w ogóle znaczy? Bo przecież Holocaust czy wojny światowe to było dzieło człowieka (gatunku Homo sapiens), a więc de facto były czymś „ludzkim”.
          Podobnie jest ze „zwierzęceniem”. Myślę, że obrażamy zwierzęta, używając tego określenia w skrajnie negatywnym znaczeniu.

          PS. Kolejny na moim celowniku jest tekst „Czym jest sztuka” ;)
          Ciekaw więc jestem Twoich wrażeń – i opinii o sztuce.

        • bluebirdwind Says:

          Jak pisałam ten komentarz to zatrzymałam się na chwilę przy tym słowie. Ma Pan rację – to jest właśnie część bycia ludzkim. No ale jak już mamy się troszczyć o słowa no to czym innym jest dehumanizacja jak nie wyrażeniem nieludzkości? Może się mylę ale te słowa często używane są zamiennie.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          „Dehumanizacja” oznacza pozbawienie kogoś/czegoś cech ludzkich i rzeczywiście można ją kojarzyć z – jak piszesz – „wyrażeniem nieludzkości”. Ale nie można chyba używać tych określeń zamiennie.
          Zresztą, wiemy o co chodzi, kiedy używamy słowa „nieludzki” – oznacza ono coś zupełnie niezgodnego ze standardami „humanitarnymi”, czyli zachowującym ludzką godność, wywodzącymi się z wyższej kultury, „cywilizowanymi”…

          Chociaż czasami może to nas pobudzić do refleksji, czy rzeczywiście jest to określenie uprawnione do tego, by używać go w tym pozytywnym znaczeniu – zważywszy właśnie na to, do czego człowiek czasami jest zdolny.

          PS. Pisanie do mnie per „Pan” nie wydaje mi się konieczne ;)

  21. NAJDROŻSZA FOTOGRAFIA ŚWIATA | WIZJA LOKALNA Says:

    […] 9. KONCEPT W SZTUCE WSPÓŁCZESNEJ […]


Co o tym myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: