ŁZY OPTYMISTY („Roman Polański: moje życie”)

*

Roman Polański

*

Nie dziwi mnie to, że Andrew Braunsber, znajomy Romana Polańskiego od ponad 40 lat, w czasie jego domowego aresztu w szwajcarskim Gstaad chciał z nim porozmawiać po przyjacielsku. Oto bowiem słynny reżyser ponownie – jak wszystko na to wówczas wskazywało – znalazł się w życiowych opałach i po prostu nie wypadało niepokoić go niewygodnymi, tudzież głębiej drążącymi jego poplątane życiowe ścieżki, pytaniami. Ci więc, którzy spodziewają się po tym filmie sensacji, skandalu, pikanterii… – swoistej spowiedzi dziecięcia wieku w wersji pokutnej – mogą się poczuć zawiedzeni. Cała reszta zaś ma szansę na spędzenie kilkudziesięciu minut z niezwykłym człowiekiem i z jego jeszcze bardziej niezwykłą biografią – nie nudząc się przy tym ani sekundy. Bo niby wydaje się nam, że wszystko o Polańskim wiemy (a przekonanie to wpoiły nam wszystkowiedzące ponoć media), to jednak obcowanie z nim twarzą w twarz (zwłaszcza w momentach, kiedy widzimy na niej silne wzruszenie i łzy) jest doświadczeniem wyjątkowym, rzec nawet można – intymnym. I bynajmniej nie tylko dzięki temu, że Polański jest błyskotliwym rozmówcą, znakomitym gawędziarzem, utalentowanym aktorem, ale głównie dlatego, że mamy poczucie, iż… sami niejako jesteśmy prywatnymi gośćmi w jego domu. I że jest to chyba jedyna tego rodzaju prywatno-publiczna rozmowa, na jaką zdecydował się Polański w swoim długim, blisko 80-letnim życiu.

Dokument Laurenta Bouzereau ma bardzo prostą formę (warto tu wspomnieć o tym, że autorem zdjęć jest sam Paweł Edelman a muzykę skomponował Alexandre Desplat). Przez większość filmu widzimy jedynie twarze rozmówców, a przeplatane jest to wstawkami archiwaliów, ukazujących nie tylko rodzinne zdjęcia Polańskiego, ale i krótkie fragmenty filmów – zarówno fabularnych, wyreżyserowanych przez Polańskiego (choć tych wątków nawiązujących stricte do sztuki kina jest tu stosunkowo mało), jak i dokumentalnych, ukazujących epokę i czas, o którym akurat jest mowa w wywiadzie. Na poły gawędziarska narracja Polańskiego prowadzona jest linearnie i chronologicznie, począwszy od jego narodzin w Paryżu, przeprowadzki do Polski, losów rodziny Polańskich podczas niemieckiej okupacji, śmierci matki w obozie i rozłąki z ojcem; poprzez pierwsze kroki młodego Polańskiego na polu aktorsko-reżyserskim w latach 50-tych, zyskiwanie coraz większej sławy i uznania na Zachodzie, tragiczną śmierć jego żony Sharon Tate, zamordowanej przez bandę Mansona, dalszą karierę filmową w Hollywood, niefortunny seksualny skandal z nieletnią Samanthą Geimer, ucieczkę Polańskiego do Europy; po szczęśliwe małżeństwo z Emnanuelle Seigner, realizowanie kolejnych filmów na Starym Kontynencie i ostatnie perypetie ze szwajcarskim wymiarem sprawiedliwości (rozstrzygnięte, jak wiemy, na korzyść reżysera).

Tym, którzy interesowali się bliżej biografią Polańskiego, te wszystkie fakty są znane, więc nie odnajdą oni w dokumencie Bouzereau większych rewelacji. Ale jednak bliskość, jaką do naszych relacji z głównym bohaterem tego filmu wprowadza jego bezpośrednie zaangażowanie w opowieść o sobie samym, jest bez precedensu i nie do przecenienia. I to jest chyba największa wartość tego dokumentu. Wprawdzie można poczynić zarzut, iż w niektórych momentach interlokutorzy zbyt gładko prześlizgują się nad pewnymi newralgicznymi punktami biografii i charakteru reżysera (jego niegdysiejszy promiskuityzm, zamiłowanie do szpanu i balangi, wyrastający z kompleksów narcyzm, stronienie od ojca… etc.), co w zestawieniu z rzucającą się w wywiadzie skromnością, „zwykłością” i wrażliwością Polańskiego wprowadza pewien poznawczy dysonans i może nawet zrodzić podejrzenia o watowanie i retusz, to jednak cała rozmowa jest niezmiernie interesująca i wygląda na szczerą.

Curriculum vitae Polańskiego jest fascynujące i tak bogate, że można by go rozdzielić na kilka różnych żywotów, a i tak nie zdołałoby się wyczerpać do końca wszystkich aspektów – całego tego bogactwa i komplikacji, jakie wynikają ze zderzenia się ludzkiej egzystencji ze światem, a także z relacji człowieka z innymi ludźmi.
Bez wątpienia Roman Polański żył w ciekawych czasach. Ale czy było to jego przekleństwem, czy też może błogosławieństwem? Z tego co on sam mówi można wywnioskować, że było zarówno jednym, jak i drugim: jego życie to długa sinusoida z mocno wychylającymi się amplitudami cierpienia i szczęścia, tragedii i sielanki, klęsk i triumfów.
Tak się też złożyło, że kilka epizodów z życia Polańskiego wiąże się ściśle z pewnymi historycznymi momentami, które były istotne – w sensie zarówno społecznym, jak i politycznym – dla całej zachodniej kultury. I mam tu na myśli nie tylko cywilizacyjne bankructwo XX-wiecznej Europy uwikłanej w zbrodnie ludobójstwa, czy komunistyczny „protektorat” zniewalający de facto znaczną część europejskich narodów, ale i rewolucję obyczajową lat 60-tych, następnie krach filozofii „dzieci kwiatów” spowodowany m.in. przez zbrodnię Mansona i narkotyki; dalej: kompromitację zarówno amerykańskiego hedonizmu, jak i funkcjonującego w Stanach systemu sądowniczego, czy wreszcie krwiożerczą bezwzględność medialnej machiny niszczącej tych, którzy wcześniej zostali wyniesieni przez nią na ołtarze celebryckiej glorii i sławy.

To chyba właśnie ten ścisły związek biografii Polańskiego z historycznymi zwrotami dał mi asumpt do tego, by zastanowić się nad tym, jak bardzo nasze życie jest zdeterminowane przez czynniki od nas niezależne – do jakiego stopnia sami możemy wpływać na to życie i czy w ogóle jakąś większą (decydującą?) rolę mogą w nim odgrywać nasze decyzje? Innymi słowy: czy rzeczywiście dysponujemy czymś takim jak wolna wola? Jaka jest rola przypadku w naszym życiu – jaką rolę odgrywa w nim tzw. szczęście albo pech? A może coś takiego jak przypadek nie istnieje? Może wszystko jest już gdzieś tam (gdzie?) zapisane? W filmie słyszymy, jak sam Polański wygłasza explicite takie przypuszczenie – zwracając uwagę na to, że niejednokrotnie czuł się w swoim życiu niczym jakiś postawiony pod murem skazaniec, który jest zupełnie bezradny, nic nie mogąc zrobić wobec przerastających go i przypierających do tego muru sił.
To jest właśnie ten paradoks życia i kariery Polańskiego: niby był on taką kulką poddaną działaniu jakichś zewnętrznych sił (przeznaczenie, los?) ale jednak z drugiej strony zawsze zdołał w jakiś sposób znaleźć wyjście z otaczającej go matni. Ale czy był to tylko zbieg okoliczności i szczęśliwy traf, który wybawiał go z ciężkich opresji? A może jednak zdecydowały jego silny charakter, odwaga, determinacja, talent, pracowitość, niezłomność, hart…? Może właśnie dzięki tym cechom Polański jest taką życiową „Wańką-wstańką” – jakkolwiek nieelegancko by to zabrzmiało?
Nie bez znaczenie jest też zapewne w tym wszystkim optymizm Polańskiego, o którym on sam mówi w filmie parokrotnie. Bo przecież zawsze do tej pory udawało mu się każdą swoją klęskę przekuć w sukces, a z każdego nieszczęścia rodziło się w jego życiu szczęście. (Przykład: gdyby nie śmierć Sharon i ich nienarodzonego dziecka, zapewne nigdy by się nie związał z Emmanuelle, która dała mu szczęście spełnionego związku i ojcostwa – czyli tego, co uważa on za największą wartość swojego życia.)

Wcale się nie dziwię Polańskiemu, że wolałby aby jego sława wynikała tylko z tego, co zrobił dla kina – bo to oczywiste. Ale niestety, wygląda na to, że powszechnie jest on znany przede wszystkim dzięki osobistej tragedii, skandalom i wydarzeniom „medialnym” rozdmuchiwanym wśród konsumentów pop-kultury żerujących na sensacjonizmie i plotce. To wszystko zawsze budziło większe emocje wśród mas, niż jego osiągnięcia artystyczne.
Najbardziej do tej „złej” sławy Polańskiego przyczyniła się afera seksualna rzekomego „gwałtu” na nieletniej, która ciągnie się za nim już od kilkudziesięciu lat – przydając mu nawet oszczerczą łatkę „zboczeńcy” i piętno „pedofila”. I mimo, że Samantha Geimer już dawno mu przebaczyła, (Polański wysłał zarówno do niej, jak i do jej matki list z przeprosinami), to jednak wciąż znajdują się rzesze samozwańczych stróżów moralności i obrońców sprawiedliwości, którzy chętnie by wrzucili Polańskiego do lochu, gdzie gniłby już do końca życia. A powinni jednak posłuchać uważniej Samanthy, która mówi (nie wiem, czy nie po raz pierwszy w tym dokumencie), że największe szkody w jej życiu nie wyrządził jej Polański, tylko media i amerykański system sprawiedliwości.

Nie chciałbym jednak kończyć tego tekstu nawiązaniem do tej nieszczęsnej sprawy. Może więc napiszę, że Roman Polański budzi mój niekłamany podziw – zarówno jako człowiek (z silnym charakterem), jak i (kochający kino) twórca. I choć nie wszystkie jego filmy mnie zachwycają, to są i takie, które skłonny jestem uznać za bliskie arcydziełu. Zawsze też czekam na jego kolejny obraz. (Ostatni – „Rzeź” – był według mnie świetny. Mam nadzieję, że równie udana będzie „Sprawa Dreyfusa”, którą już wkrótce reżyser zamierza przenieść na ekran.)
To właśnie dzięki swojemu dorobkowi artystycznemu Polański stał się jednym z tych nielicznych Polaków, którym udało się wrosnąć w tkankę zachodniej kultury i stać się jej równoprawnym, uznanym powszechnie twórcą, którego osiągnięć w sztuce kina nie sposób kwestionować.

7.9/10

greydot

Komentarzy 21 to “ŁZY OPTYMISTY („Roman Polański: moje życie”)”

  1. Torlin Says:

    Z całością tekstu wlaściwie się zgadzam, chociaż samego filmu jak zwykle nie widziałem. Ale ze zdaniem: Ale niestety, wygląda na to, że powszechnie jest on znany przede wszystkim dzięki osobistej tragedii, skandalom i wydarzeniom “medialnym” zdecydowanie przesadziłeś. Z czegoś takiego znani są przede wszystkim celebryci, a Polański celebrytą nie jest. Znany jest z reżyserii i aktorstwa (może mówimy o różnych grupach społecznych?) Chociaż ja Wajdę cenię o wiele bardziej.

    • Logos Amicus Says:

      Ależ jak najbardziej Polański (zwłaszcza w okresie „hollywoodzkim”) był celebrytą, a po tragedii jaką było zamordowanie jego żony i przyjaciół przez bandę Mansona, stał się sławny na całym świecie, nawet wśród ludzi, którzy nie widzieli żadnego jego filmu i nie interesowali się kinem (czyli wśród „mas” – o czym napisałem wyraźnie w swoim tekście). No a potem ugruntował tę „sławę” seksualny skandal z młodą Amerykanką i ucieczka Polańskiego do Europy. To też niewiele mający wspólnego z jego dorobkiem artystycznym w charakterze reżysera, scenarzysty czy aktora. Niestety, Polański jest szerokim rzeszom ludzi znany głównie dzięki zawieruchom medialnym, jakie się wokół niego rozpętywały – tak to wygląda.

      Trudno Polańskiego porównywać do Wajdy (choć jedną przynajmniej cechę mają wspólną: obaj są niezłymi rysownikami ;) )

  2. Roma Says:

    Witaj Logosie,

    Również i na mnie ten film zrobił niesamowite wrażenie, wzruszyła mnie postawa Romana Polańskiego i jego zwyczajność, skromność i paradoksalnie przez to niezwykłość postawy w dzisiejszym przeroście formy nad treścią (celebrytyzm) – gdyż bezsprzecznie mamy do czynienia z artystą dużego formatu, indywidualistą i silną bogatą osobowością, odbijająca się w jego twórczości w sposób charakterystyczny, czasem tajemniczy, napięty, mocny.
    Równocześnie i znowu paradoksalnie, uzmysłowił mi i przypomniał sam Polański w wywiadzie, jak niezależnie funkcjonuje dzieło artysty od jego biografii, i tę czasem subtelną, a czasem wprost wyraźną grę, trzeba mieć cały czas na uwadze, aby jak najpełniej cieszyć się sztuką. Wspomniał mianowicie o swoim filmie „Wstręt” z piękną Catherine Deneuve – film, który wyreżyserował na konkurs horrorów, więc kina rozrywkowego klasy B. Byłam zaskoczona, bo myślałam do tej pory o tym filmie jako o thrillerze psychologicznym, misternie utkanym scenariuszu o skomplikowanym wzorze psychologicznym, dramacie, zawoalowanych sensach etc. :-) Ku mojemu zaskoczeniu, nie takie były zamierzenia twórcy. Choć to nie znaczy wcale, że pomyliłam się w ocenie, bo dzieło bezsprzecznie funkcjonuje samo poza artystą.
    Pozdrawiam serdecznie, a Ci co nie widzieli tego biograficznego filmu zapraszam do nadrobienia strat. Nawet dla tych, co filmem się nie interesują, jest to ciekawy dokument o życiu i jego meandrach.

    • Logos Amicus Says:

      I co ciekawe, owa „zwyczajność” i „skromność” nie wyglądała wcale na udawaną. Bo przecież, tak naprawdę Polański nie jest zwyczajnym człowiekiem, a i skromność raczej nie była jego cechą dominującą w życiu – bo ona znał swoją wartość i potrafił potrafił twardo postawić na swoim. A przeżyte tragedie i trudne przejścia w życiu go chyba tylko wzmocniły.
      Może napiszę inaczej: Polański ma tak bogatą, skomplikowaną i złożoną osobowość, że mieszczą się w niej skrajne wydawałoby się cechy – i każda jest równie autentyczna.

      Nie wiem, może to kwestia wieku, że Polański trochę „zmiękł” – może zmieniło go też ojcostwo?

      Co do „Wstrętu” może i w zamierzeniu miał to być rozrywkowy horror klasy B, ale z rąk Polańskiego wyszedł złożony thriller psychologiczny klasy Reżyser tej klasy, co Polański, nie jest chyba w stanie nakręcić prymitywnego filmu.

  3. Marcus Says:

    Niezłe uzupełnienie:

    Pozdrawiam

    • Logos Amicus Says:

      To rzeczywiście dobre uzupełnienie do omówionego przeze mnie filmu, bo Polański opowiada sporo o sposobie, w jaki robi swoje filmy. Najnowszy dokument zajmuje się właściwie jego biografią, bez zwracania większej uwagi na jego pracę reżyserską (a jeśli już – to w kontekście właśnie życiowych doświadczeń Polańskiego).

  4. jula Says:

    Niesamowity człowiek, równolatek mojego już niestety nieżyjącego mojego taty.

    Z ciekawościa przeczytałam jego ksiązkę autobiograficzna z 1988r.
    Teraz sięgam ponownie. ;)
    Co prawda z przekładu, ale zawsze. Opowiadał a inni zczytywali z tasmy, czyli jak zwykle u niego , jego autorstwa -praca jak w filmie , zbiorowa.
    Tam we wstępie napisał tak:
    „Jak daleko sięgam pamięcią, granica między fantazja a rzeczywistością była u mnie beznadziejnie zamazana. Potrzebowałem niemal całego zycia , by to zrozumieć, że własnie w tym tkwi klucz do istoty mojej egzystencji. To zatarcie stało się wprawdzie przyczyna wielu zmartwień, spięć, rozczarowań, a nawet prawdziwych katastrof życiowych, ale również otworzyło przede mną drzwi, które w przeciwnym razie pozostałyby na zawsze zamknięte.”

    Niespełna rok po Warszawie, pewnego styczniowego wieczoru, jedno z dziecięcych jego marzeń ziściło się. Wyszedł na scene w paryskim teatrze Marigny w kostiumie Mozarta – w podwójnej roli: reżysera i aktora.
    Pisał tak;
    „W sztuce „venticelli” -dostarczyciele plotek – zapowiadają i komentuja akcje niby antyczny chór. Stojąc za kulisami, łowiłem ich jadowite szepty: jakbym słyszał niewyraźny szum głosów dobiegających z przeszłości.
    W owej chwili rzeczywistość i fantazja stopiły sie w jedno, granica między nimi zatarła się na dobre.”

    No i jego dedykacja na tej książce.

    Najważniejsze to bujać w obłokach! Roman Polański Paryż październik 1988

    ps.
    Niech buja w obłokach jak najdłużej dla naszej radości. :)

    • Logos Amicus Says:

      Źródła tej swoistej ucieczki od realnego życia, (której dowodem jest właśnie to zatarcie wyraźnej granicy między fantazją a rzeczywistością) leżą pewnie w traumatycznych doświadczeniach Polańskiego z dzieciństwa, które przypadło na czas niemieckiej okupacji, prześladowania i zagłady Żydów.
      Stąd to zamiłowanie do „bujania w obłokach” – a czymś takim tak naprawdę jest kręcenie filmów ;)

  5. sarna Says:

    Raczej trudno powiedzieć, że o życiu Polańskiego jako całokształcie decydował przypadek, bo to bardzo silna, charyzmatyczna osobowość, ale już o Jego przeżyciu w sensie biologicznym przypadek decydował wielokrotnie. Kiedyś bardzo obszernie i poruszająco opowiadała o tym jego kuzynka Roma Ligocka w kontekście zdarzeń opisanych w „dziewczynce w czerwonym płaszczyku”.

    Tych wywiadów słucha się z prawdziwą przyjemnością z wielu powodów: bo ciekawie opowiada o swojej pasji, bo mówi mądrze, bo nawet jeśli gra i nami manipuluje to robi to ujmująco, porusza serducho.

    Lubię Polańskiego z powodu cechy obojgu nam wspólnej tj. absurdalnego poczucia humoru, w tym wywiadzie ciekawie to nazwał „teatrem absurdu”.
    Mimo podkreślania słusznych lat i towarzyszącej im zadyszki świetnie naśladuje ADHD syna – potrafi być zabawny, a przez to bardzo ludzki.
    Sadzę, że właśnie ten wiek i poczucie spełnienia dają mu komfort spokoju i szczerości.

    • Logos Amicus Says:

      To poczucie absurdu świata i życia (a tym samym absurdalne poczucie humoru) też zapewne ma swoje źródło w osobistych doświadczeniach Polańskiego z czasów II wojny światowej (o tym napisałem powyżej – w odpowiedzi dla Juli).
      A czyż najlepszym sposobem na ucieczkę od absurdu i tragiczności życia nie jest ucieczka w humor i w fantazję? Również w zabawę – jaką de facto jest też robienie filmów

      • sarna Says:

        Jak napisałam, mam podobne poczucie humoru, a (odpukać) żadnej traumy czy nieszczęścia mniejszego kalibru nie doświadczyłam. Źródło Jego absurdalnego poczucia humoru może, ale nie musi tkwić w traumatycznych przeżyciach.
        Robienie filmów to chyba ciężka orka, z całą pewnością pasja, ale czy zabawa? No chyba, że w sensie „mimicra”

        • Logos Amicus Says:

          Zgoda – może ale nie musi. Wyczulenie na absurd może też być sprawą pewnej konstytucji psychicznej, charakteru, światopoglądu, stosunku do życia, przeczytanych lektur…
          Polański w swojej młodości był pod wielkim wpływem tzw. teatru absurdu (zwłaszcza Becketta). Należał do pokolenia, w którym nie brakowało różnego rodzaju kontestatorów (Hłasko, Mrożek, Tyrmand, Różewicz…)

          Polański niejednokrotnie mówił, jak wielką przyjemnością i radością jest dla niego robienie filmów. A czy nazwie się to zabawą czy pracą – to jakie to tak naprawdę ma znaczenie?

  6. bluesky Says:

    Polański pod pretekstem sesji zdjęciowej upił 13-latkę szampanem, po czym podał jej
    tabletkę quaalude (narkotyku, pochodnej barbitiuranów). Mało tego, nawet pomimo tego
    wszystkiego dziewczyna wielokrotnie się opierała i mówiła NIE.
    To co zrobił Polański z tą młodą dziewczynką nie może zostać nazwane inaczej niż
    zwykłym gwałtem. I naprawdę nie ma to nic wspólnego z ‚automatyczną’ prawną
    kwalifikacją czynu jako gwałt, jakim jest traktowanie stosunku z dziewczyną poniżej
    określonego wieku. Gdyby Samantha miała 20 lat to wciąż byłby to gwałt. Fakt, że miała
    13 lat czyni jego zachowanie szczególnie odrażającym.

    No tak, powiecie, ale przecież ofiara przebaczyła Polańskiemu po kilkudziesięciu latach,
    więc pewnie koloryzowała, albo nawet mataczyła w procesie, bo tak naprawdę wina jest
    po jej stronie, bo ona tego chciała itd., prawda?
    Otóż nieprawda. Wiele ofiar gwałtów, z uwzględnieniem tych szczególnie brutalnych,
    przypisuje sobie winę za to co się stało. Za to, że nie broniła się dostatecznie mocno, za
    to, że poszła na tę pierwszą randkę, za to, że nosiła sukienkę itd. Ot czują, że to ich wina,
    a nie oprawców (co ciekawe tym samym przypisując ‚biednym’ samcom
    niepohamowaną zwierzęcą naturę, którzy gdy mają popęd i ‚okazję’, czyli możliwość
    gwałtu bez odpowiedzialności, to nie mogą się powstrzymać i brutalnie biorą to, na co
    mają ochotę). Dotyczy to szczególnie ofiar w młodszym wieku. Zresztą społeczeństwo też
    ma w tym swoją zasługę, ale to już inna historia.
    Temat jest długi, no ale w jego ramach nie można nie wspomnieć o ‚syndromie
    sztokholmskim’, kiedy to ofiara, po traumatycznych przeżyciach, identyfikuje się z
    oprawcą, wybacza mu, biorąc całą winę na siebie. Takich historii zdarzały się setki,
    szkoda przeciągać wątek.
    Fakt, że ofiara Polańskiemu wybaczyła, nie ma nic wspólnego z tym co zrobił, a co
    najważniejsze, w ŻADEN sposób nie umniejsza jego winy.

    I jeszcze tylko jedna kwestia. Jest mi wstyd za dużą cześć Polaków, no i niestety za
    polskie ‚autorytety’ i władze, starające się by Polański nie mógł odpowiedzieć za to co
    zrobił. To wszystko świadczy o kompleksach Polaków, którzy z braku dobrych reżyserów,
    są w stanie wszystko wybaczyć i przemilczeć, nawet tak obrzydliwe zachowanie.

    • Gochna Says:

      Polański nigdy nikogo nie zgwałcił i miejmy nadzieje że nie zgwałci, do tego dochodzi fakt, że został oskarżony nie o gwałt, lecz o uprawianie seksu z nieletnią. A dlaczego? Ponieważ ona sama tego chciała, (czyli obie strony wyraziły zgodę, a ona np. powiedziała: „tak chodźmy się jebać”). Do tego dochodzi mnóstwo faktów takich jak ten, że każdy tą „dziewczynkę” znał w szkolę właśnie z tego, że uprawia seks, pije alkohol, czy zażywa lekkie narkotyki. Ale dlaczego akurat na Polańskim się to odbiło?. Ano dlatego, że nasz Polański miał już wtedy… nazwisko, pieniądze… miał wszystko.. więc czemu by nie zrobić takiego małego psikusa i wyrwać dużą sumę odszkodowania, hyym?
      Poza tym odsyłam wszystkich tych, którzy nie wierzą w niewinność Polaka, do filmu dokumentalnego „Roman Polański. Ścigany i pożądany”, gdzie te wszystkie informacje można znaleźć i wiele, wiele innych.
      Warto jeszcze dodać jako ciekawostkę, iż nawet sam adwokat, czy obrońca ( a może to jest jedno i to samo.. nie wiem ;) ) „poszkodowanej” sam przyznał przed kamerami, iż Polańskiego źle się traktuje, nie zasłużył na więzienie, współczuje mu i to powinno się skończyć, a prokurator z kolei dopowiedział, że wcale się nie dziwi Polańskiemu, że spotkawszy się z takim kręceniem i matactwami sędziego tej sprawy, dał dyla za granicę. No i to powinien być koniec.

      ]a przede wszystkim szanuje Romana, za to jakim jest człowiekiem, za to ile wycierpiał i przeszedł, a mimo to mu nie odbiło, tworzył cały czas dobre filmy i potrafił w miarę normalnie funkcjonować w tym chorym społeczeństwie. Szanuję go oczywiście również jako artystę, bo to, iż jest najwybitniejszym Polskim reżyserem, to sprawa jasna. Warto również podkreślić to, że ma ogromne umiejętności aktorskie, jak i to, że w każdym jego filmie jest nuta oryginalności i tego czegoś, czego nie ma w innych filmach.

  7. Roma Says:

    Świetny reżyser, ogromne wrażliwość i charyzma. A życie prywatne Romana Polańskiego jest jego życiem. Ja mogę tylko powiedzieć, że fantastycznie, że nim dzieli się, udzielając wypowiedzi w dokumentach, które powstają na jego temat, bo w tak bogatym, pełnym życiowym doświadczeniu trudno byłoby uczestniczyć niejednej osobie. To nieprzeciętny piękny człowiek, a mierzenie całego bogactwa tej osobowości, miarą wydarzenia opisanego powyżej, w dodatku przez osoby nieuczestniczące w sytuacji, jest absurdalne czyli nie na miejscu :-)
    Życzę wszystkim i sobie również, abyśmy potrafili w tak twórczy sposób zasymilować swoje życiowe doświadczenie.
    Miłego dnia Moi Drodzy:-)

    • Logos Amicus Says:

      Sam się niekiedy zastanawiałem skąd się biorą te zaciekłe ataki na Polańskiego w związku z tym seksualnym incydentem sprzed dziesiątków lat. Czy chodzi tu o sprawiedliwość? Czy bardziej o dokopanie człowiekowi, który odniósł sukces, a na dodatek nie jest „prawdziwym” Polakiem? A może o zwykłą zawiść, a przy okazji danie upustowi własnej frustracji?
      Nie sądzę, że w tym wszystkim chodzi o sprawiedliwość. Co ciekawe, te wszystkie reakcje więcej mówią o ludziach, którzy się na ten temat wypowiadają, niż o samym Polańskim ;)
      Dla mnie ta sprawa jest już zamknięta – i nie mam ochoty do niej wracać (choć oczywiście w przeszłości też mnie interesowała a nawet bulwersowała). No bo ileż można?
      Wolę się teraz skupić na jaśniejszych stronach osobowości Polańskiego, a zwłaszcza na jego twórczości.

  8. tamaryszek Says:

    Widziałam ten film wiosną. Film prosty, aż dziw, że tak „konserwatywnie” zrobiony. Po prostu gadające głowy. Ale naprawdę w tym przypadku niczego więcej nie było trzeba. Polański mnie przekonał. Po tym seansie obejrzałam w krótkim czasie wszystkie dostępne mi jego filmy. Niektóre po raz pierwszy. I naprawdę: chapeau bas! Rewelacyjny reżyser. On sam mówi, że gdyby miano mu na grobie postawić szpulę z taśmą filmową, to najlepiej, by był to „Pianista”, ale to chyba ze względów emocjonalnych. Zrobił kilka lepszych obrazów. Ja obstawiam „Lokatora”, „Dziecko Rosemary”, „Nóż w wodzie”, te starsze. Z Wajdą nie ma co porównywać. Ale bliższy mi Polański. A odkryłam to dopiero po impulsie, jakim było obejrzenie wspomnianego dokumentu.
    Zgadzam się, że przekonuje szczerością. :) Takie wyznanie łatwo zaatakować, bo przecież skąd widz ma wiedzieć, ile szczerości, a ile gry jest w publicznej konfesji? Jasne, że tego nie wiem. Może po prostu talent aktorski nie mniejszy niż reżyserski? Wszystko to być może, jednak wierzę, poddaję się inspiracji (przekuwania porażek w sukcesy) i cenię.

    • Logos Amicus Says:

      Mam zupełnie podobne zdanie jeśli chodzi o „Pianistę”. Rozumiem przywiązanie Polańskiego do tego filmu (bo zawiera on wiele wątków osobistych – o czym zresztą mówi się także w dokumencie), ale mnie ten film do końca nie przekonał, trącił mi jakąś sztucznością, wcale nie byłem zachwycony grą Brody’ego… etc.
      Do filmów, które wymieniłaś jako lepsze – Twoim zdaniem – od „Pianisty”, dorzuciłbym jeszcze choćby „Chinatown”. Pamiętam, że duże wrażenie zrobił na mnie „Wstręt”, podobał mi się też „Frantic”. Natomiast zupełnie nie zachwyciły mnie „Gorzkie gody” i „Dziewiąte wrota” (pretensjonalne), również produkcje typu „Piraci” zostawiłbym innym reżyserom.

      A co do szczerości?
      Dobry aktor, nawet kiedy gra, to jest szczery ;)

  9. JoFa Says:

    Właściwie trudno ocenić, czy więcej o Romanie Polańskim pisano w kontekście jego dokonań na polu artystycznym, czy też na temat jego życia prywatnego. Jeżeli ktoś zainteresowany jest postacią reżysera nie tylko ze względu na sukcesy w dziedzinie światowej kinematografii – oto historia życia Polańskiego z pierwszej ręki.

    http://www.plasterlodzki.pl/fillm/recenzje-filmow/5077-roman-polaski-moje-ycie-recenzja

  10. Beata Rosiak Says:

    widziałam, skupiona mogłam zobaczyć przed kamerą rozmowę dobrych znajomych, gdzie trudne tematy też muszą zaistnieć…nie zmieniło to mojego spojrzenia na Polańskiego-reżysera, bo o wielu filmach można dyskutować, ale też wiele z nich powoduje, że czuję iż zrobił je cholernie zdolny, wrażliwy i ciekawy człowiek, a życie prywatne??? nie podejmuję się oceny.


Co o tym myślisz?