*

Potęga i znikomość – w Parku Narodowym Sekwoi (Sierra Nevada, Kalifornia, lipiec 2011 – zdjęcie własne… a właściwie mojej żony). UWAGA: kliknij, by zobaczyć zdjęcie w pełnym wymiarze (warto :) )
*
SEKWOJA
*
Cóż znaczą nasza mądrość i głupota
przy twojej niewzruszoności i prostocie
i tej onieśmielającej nas potędze,
która wyrosła tu z niczego, co by zapowiadało
twoją katedralność i wyniosłość ponad inne drzewa*
Byłaś tu i oparłaś się na skale
na długo przed tym, jak wymyślono dla nas opokę,
na której budowaliśmy świątynie
– misterne konstrukcje z ludzkiej wiary
zawieszone we mgle naszych dociekań i złudzeń*
W małym nasieniu, z którego wyrosłaś
więcej było pewności i życiowej siły
niż w księgach mędrców i wyznaniach świętych,
którymi karmiliśmy metafizyczne tęsknoty
wychodząc przy tym ze skóry,
by odnaleźć duszę*
Stałaś tu nieporuszona,
(wichry i pożary były dla ciebie igraszką)
a my tymczasem
powodowani żądzą krwi i podboju
miotaliśmy się po całym świecie
rozsiewając nasze nasiona
wątpliwej często jakości*
Teraz jestem tu i dotykam twojej kory
(zaskakuje mnie to, że jest taka miękka)
wzrokiem szukam twojej korony
(zaskakuje mnie, że jest taka mała)*
Oto spotkały się dwie istoty
z tego samego miotu Boga,
który – gdyby tylko miał poczucie humoru
– uśmiechnąłby się na moje przeświadczenie,
że cokolwiek nas od siebie różni*
* * *
Three Rivers, Kalifornia, 16 lipca, 2011
20 sierpnia, 2011 o 1:13 am
W zasadzie nie do pojęcia, gdyby nie to, że jednak do zobaczenia. Pewnie na żywo odczucia jeszcze intensywniejsze. Choćby cała ta góra, której fotografia nie mieści, ta zadziwiająco mała (?) korona. Dopiero po pewnym czasie dostrzegłam karzełka (a więc i właściwą potęgę sekwoi).
Ale oboje, bez siebie nawzajem, są bezradni wobec własnej tożsamości. Zobaczyć swoją małość, odczuć czyjąś wielkość można dopiero w zestawieniu. Powiedzmy, że i na odwrót: sekwoja czuje swą kolosalność, gdy ktoś maleńki jakby jej dotknie. „Jakby”, no bo czy jest w stanie odebrać tak delikatny bodziec? ;)
Swoją drogą, z niczym nieporównywalna jest siła zaklęta w nasionach, ich potencjalność.
Pozdrawiam.
ps. Nie widząc góry, wydaje mi się, że to dwie nogi. I zapytuję, czy tej lewej nie uwiera kamlotek u podnóża?
20 sierpnia, 2011 o 10:34 am
Tamaryszku, odczucia „na żywo” zawsze są intensywniejsze, nie uważasz? ;)
A teraz się zastanawiam, czy bez sekwoi jestem bezradny wobec własnej tożsamości :)
Czy sekwoja coś czuje? Pewnie tak – jak każda żyjąca istota.
Ale nie sądzę, że uwiera ją taki drobiazg, jak te głazy (ja myślę, że ona z nimi jest już od daaaaawna za pan brat – i pani siostra ;) )
Zresztą, one tam były przed nią wcześniej o… jakieś 70 mln. lat, więc może ona po prostu wykorzystuje ich solidność i się na nich wspiera?
20 sierpnia, 2011 o 1:52 pm
Ach, one były wcześniej… Jeśli tak, to ok, to już się o sekwoje nie niepokoję. :)
20 sierpnia, 2011 o 6:54 am
Te sekwoje, to jak pomniki historii Ziemi, tacy nieruchomi strażnicy czasu :D
Ciekawa jestem, gdzie na Ziemi są sprzyjające warunki dla ich życia ?..
Czy tylko w parkach narodowych USA ?…
Ten człowiek przy tych olbrzymich roślinach sprawia wrażenie jakieś mrówki
przy stopach wielkoluda ;) …
Jaki człowiek jest „malutki” wobec przyrody !…. Jak nadal mało wiemy o życiu na Ziemi ..:(
20 sierpnia, 2011 o 7:28 pm
Sekwoje olbrzymie (wolę tę nazwę od – podobno bardziej prawidłowej w j. polskim – sekwoi mamuciej) przetrwały tylko w jednym miejscu Ziemi, właśnie w Kalifornii. Widocznie są bardzo wymagające jeśli chodzi o warunki wegetacyjne, bo rosną jedynie na wysokości od 5000 do 7000 stóp n.p.m. – na zachodnich stokach gór Sierra Nevada. Co ciekawe, nie mogłyby one przetrwać, gdyby nie było w tych rejonach naturalnych pożarów, które nie tylko robią im miejsce w lesie spalając inne drzewa i krzewy (kora sekwoi jest do pewnego stopnia żaroodporna), ale i otwierają (pod wpływem ciepła) sekwojowe szyszki, uwalniając z nich nasiona.
Od kilkuset lat sadzi się sekwoje w innych rejonach świata (m.in. w Europie) ale są one jeszcze młode i niewielkie, więc nie robią takiego wielkiego wrażenia, jak ich kalifornijskie pra- pra- pra-… babcie, którym zdarza się mieć kilka tysięcy lat i ważyć ponad tysiąc ton.
21 sierpnia, 2011 o 7:01 am
Mamutowca ca 75 cm posadziłem w ubiegłym roku.Trochę źle,bo na przeciągu.
Pod koniec zimy duża część igieł zbrązowiała i opadła.Na wiosnę mamutowiec
ruszył z kopyta ze wzrostem,bez problemu odbudował ulistnienie-teraz ma ok.1m
wysokości.Wygląda na to,że jest żywotną i odporną rośliną.
21 sierpnia, 2011 o 11:23 am
Bardzo dziwne. Ktos jeszcze w Polsce sadzi sekwoje??? Tylko po co? Dotychczasowe proby uprawy sekwoi u nas w gruncie zakonczyly sie fiaskiem i arboreta od wielu lat tych prob nie ponawiaja. Uprawa sekwoi nie udaje sie nawet we wschodnich landach Niemiec i z jako takim sukcesem odbywa sie dopiero w krajach Beneluxu, Francji i Anglii.
20 sierpnia, 2011 o 9:29 am
Jesteśmy jak mrówki ba, jak pyłek we wszechświecie… a wydaje nam się, że jesteśmy najważniejsi… takie miejsca uczą nas pokory wobec świata, życia… pozdrawiam
20 sierpnia, 2011 o 4:36 pm
„…wydaje nam się, że jesteśmy najważniejsi”
bo uznaliśmy że człowiek jest miarą wszechrzeczy
20 sierpnia, 2011 o 1:16 pm
szok ;-)
bardzo długo nie zauważyłem człowieka… a dopiero kiedy mi się to udało, mój umysł załapał właściwe proporcje zjawisk ;-)
20 sierpnia, 2011 o 1:50 pm
Cieszę się, że zostałem (wreszcie) zauważony ;)
20 sierpnia, 2011 o 5:55 pm
21 sierpnia, 2011 o 9:43 am
Owa „dolina potoku niedaleko Mount Tamalpais” to niewątpliwie Muir Woods – rezerwat przyrody położony o godzinę jazdy na północ od San Francisco – w którym Herbert mógł być w 1968 roku, kiedy to gościł go tutejszy Uniwersytet Berkeley (nota bene ten sam, na którym przez większą część swojego życia wykładał Miłosz).

Warto zaznaczyć, że rosną tam nie sekwoje olbrzymie (mamucie) a sekwoje wieczniezielone (sequoia sempervirens) zwane potocznie w Stanach redwood.
Kiedy byłem ostatnio w Muir Woods także i moją uwagę zwrócił przecięty pień powalonej sekwoi, na którym można było przeczytać kilka dat odwołujących się do ważniejszych wydarzeń historycznych – wraz ze strzałkami wskazującymi słoje, które powstały w tym samym czasie. Jednak wszystkie te daty odnosiły się do historii Ameryki Północnej i Południowej, a nie do Europy, jak w wierszu Herberta. Na dodatek, drzewo to zaczęło rosnąć „dopiero” w 909 roku, (a więc nie mogło być współczesne pożarowi Rzymu podpalonego przez Nerona) a przestało rosnąć w 1930 roku (czyli na kilkanaście lat przed lądowaniem aliantów w Normandii).
Czy jednak ma to wszystko jakiekolwiek znaczenie wobec tego, co jest zawarte w Herbertowej „Sekwoi”? Herbert zasłużył sobie na „litentia poetica” i właśnie tu z niej korzysta. Literatura (a zwłaszcza poezja) kreuje swoją własną rzeczywistość, która – jak się nam wydaje – często lepiej opisuje rzeczywistość „prawdziwą” niż fakty. (A może jest to tylko nasze kolejne złudzenie?)
–
Herbertowa inspiracja: przekrój pnia powalonej sekwoi redwood w Muir Woods, wraz z zaznaczonymi na nim datami odwołującymi się do amerykańskiej historii (zdjęcie własne)
21 sierpnia, 2011 o 1:46 am
,,na której budowaliśmy świątynie
– misterne konstrukcje z ludzkiej wiary
zawieszone we mgle naszych dociekań i złudzeń,,
Ach te nasze światynie są takie kruche, bo byle podmuch wiatr i z mozołem utkane złudzenia, marzenia ulatują w niebyt jak mgła. A my od nowa budujemy, żyjemy nadzieją. Może marzymy żeby być jak to drzewo, ponad wszystko, opierać się nawałnicom i nie przejmować drobnymi kamykami u stóp.
21 sierpnia, 2011 o 12:17 pm
Każdy z nas szuka jakiegoś punktu oparcia.
A tylko wtedy, gdy mamy pewność, że na taki punkt trafiliśmy, mamy poczucie tego, że przestaliśmy błądzić.
Ale gdzie ta pewność?
Tylko to, co się nie porusza (i niczego nie szuka), nie błądzi.
(Wbrew powszechnemu powiedzeniu „kto pyta nie błądzi”), nic tak nie świadczy o tym, że błądzimy, jak właśnie nasze pytania.
21 sierpnia, 2011 o 8:03 am
CEDRY i SEKWOJE…kocham ducha waszego całym sercem i pamiętam pieśni naszych przodków. Kawałek cedru,który noszę na piersi przejmuje moje ciepło z każdym dniem modeluje i wymieniamy się energetycznie. Wielkie sosny codziennie czeszą moje włosy jak przechodzę koło nich a ptaki od nocy śpiewają swe pieśni pod gwiaździstym niebem. Ja Cię słyszę MOJA ZIEMIO – kocham i szanuję, oddaję miłość by móc znowu jak dzban napełniać się NIĄ w słońcu…
21 sierpnia, 2011 o 12:18 pm
Życie zawsze i we wszystkim jest takie samo – różni się jedynie formą (poziomem skomplikowania, złożonością…).
Dlatego więcej mamy wspólnego z tą sekwoją, niż nam się wydaje.
21 sierpnia, 2011 o 12:31 pm
Umiem pracować piłą, ścinałem wielokrotnie drzewa – oczywiście w wymiarach środkowoeuropejskich. Ale nie wyobrażam sobie ścięcia takiego giganta. To byłoby jak trzęsienie ziemi. Przepraszam za tę praktyczną refleksję – oczywiście wiem, że to są unikalne pomniki przyrody i ścinka nie wchodzi w grę. Ale kusi mnie myśl jak musi wyglądać upadek takiego drzewa.
Duże wrażenie zrobiło na mnie zdjęcie przekroju ze słojami. Pamiętam, że kiedyś kupiłem dębinę leżącą od dziesięcioleci w starorzeczu Odry. Po przecięciu ukazało się koło dwustu słoi wskazujących swą grubością lekkie i ostre zimy. To też jakiś symbol czasu. A przecież niczym jest potęga i majestat dębów w porównaniu do sekwoi.
Jeszcze raz przepraszam za praktyczne uwagi.
Pozdrawiam
21 sierpnia, 2011 o 1:37 pm
Tablica informacyjna w Zagajniku Granta (Grant Grove) w Parku Narodowym King’s Canyon w Kalifornii. (zdjęcie własne)
Przetłumaczę to co jest na tablicy umieszczonej przy (mającym ok. 8 metrów średnicy) pniu ściętego drzewa, który nazwano „pniem stulecia” :
Musimy wziąć pod uwagę to, że w XIX wieku zupełnie inaczej podchodzono do zasobów przyrody, a idea ochrony środowiska była jeszcze wtedy w powijakach.
Teraz możemy się zżymać, jakim to barbarzyństwem było ścięcie tak wspaniałego i niezwykłego drzewa, ale ludzie, którzy to wówczas czynili, podchodzili do tego nie inaczej, jak właśnie praktycznie – drzewo stanowiło dla nich budulec, materiał do przeróbki i praktycznego wykorzystania.
Kiedy ja np. pożałowałem tego drzewa, to moja żona się uśmiechnęła i powiedziała: „No wiesz co!? Dwoje chłopa się tak namęczyło przez 9 dni a ty jeszcze chciałbyś im coś zarzucić? Oni byli dumni z tego, że wreszcie udało im się uporać z tym olbrzymem.”
Moja żona miała rację (niekiedy ma – muszę to przyznać ;) )
Wtedy ścięcie tego drzewa było chlubą, jednakże teraz byłoby hańbą.
Nie mam szczególnie sentymentalnego (ani tym bardziej nabożnego) stosunku do przyrody (nie chcę robić z siebie tutaj hipokryty) ale mimo wszystko jestem zazwyczaj po stronie tych, którzy chcą ją chronić przed naszą przemysłową pazernością i nie mającą umiaru eksploatacją.
Pozdrawiam
21 sierpnia, 2011 o 2:42 pm
To jest zupełnie niesamowite, by ściąć takie drzewo piłą ręczną tzw „moja twoja”. Bo przecież oprócz piły i klinów nic nie mieli lepszego do dyspozycji. Dziewięć dni ciężkiej roboty … . Duże umiejętności. Jestem pod wrażeniem.
Dzięki za ciekawe informacje Logosie
Pozdrawiam
21 sierpnia, 2011 o 2:53 pm
To wyglądało mniej więcej tak:
21 sierpnia, 2011 o 3:16 pm
Niesamowite Logosie!!! Niesamowici faceci!!! A jednak ją trochę podrąbali. Trochę…
Dopiero na zdjęciu widać ogrom pracy przy tym ogromnym drzewie. Jak pisałeś tysiąc ton. Jej upadek musiał być jak trzęsienie ziemi. Przyznam, że zrobiło to zdjęcie na mnie wrażenie. Niezwykłe
21 sierpnia, 2011 o 2:56 pm
„zdjęcie własne… a właściwie mojej żony”
Ładnie wygląda. I ładna gra słów.
„Czy sekwoja coś czuje? Pewnie tak – jak każda żyjąca istota”
Rewolucyjny pogląd. Czym ona czuje? Bo z lekcji biologii wynikało niestety, że jej zdolność czucia jest porównywalna do odkurzacza. Ale zapewne nauka poszła naprzód.
21 sierpnia, 2011 o 3:42 pm
Każdy organizm żywy reaguje na bodźce otoczenia.
Właśnie te reakcje miałem na myśli, pisząc że każda żyjąca istota „czuje”.
22 sierpnia, 2011 o 12:38 am
Niesamowite zdjęcia, i Ciebie jako Karzełka ;), i tego „napoczętego” drzewa. Ile to człowiek jeszcze chciałby zobaczyć w swoim życiu!
22 sierpnia, 2011 o 7:42 am
Wiedziałem, że jako „Karzełek” Ci się spodobam ;)
22 sierpnia, 2011 o 8:40 am
Jak to ładnie, że niekiedy przyznajesz żonie rację :)
Później doczytałam, że drzewo zostało wysłane na wystawę, najpierw zaczęłam się zastanawiać, co można z taką ściętą sekwoją uczynić, tyle drzewa… Nową Arkę zbudować? Dużo nowych arek?
Niesamowite drzewa, ostatnio z kimś o sekwojach nawet rozmawiałam. Takie relikty przeszłości, prawie jak dinozaury :) Napisałam „prawie”, proszę się nie czepiać, że zupełnie nie jak dinozaury :)
To jest niesamowite, ludzie żyją tak krótko w porównaniu z drzewami, już niekoniecznie mam na myśli te wybitnie stare sekwoje, ale drzewa jakich w każdym lesie sporo. Niektóre żyją kilkaset lat, gdyby tylko mogły mówić o tym, co widziały…
22 sierpnia, 2011 o 2:48 pm
Na szczęście to drzewo, o które się opieram na żadną wystawę nie pojechało ;)
Drewno sekwoi nie jest zbyt dobrym budulcem i to pewnie też się przyczyniło do tego, że ich wszystkich w pień nie wycięto.
„Niektóre (drzewa) żyją kilkaset lat, gdyby tylko mogły mówić o tym, co widziały…”
Podejrzewam, że równie ciekawe historie mogłyby opowiedzieć (gdyby tylko mogły mówić) zwykłe krzaki ;)
22 sierpnia, 2011 o 2:57 pm
a tam krzaki, krzaki są mniej poetyckie :) chociaż ciekawe historie to zapewne mogłyby i pokrzywy opowiedzieć, jakby się uprzeć :) roślinność gadająca, tak, lekko przerażające
22 sierpnia, 2011 o 3:06 pm
Już nie pamiętam czy tryfidy (Wyndhama) gadały… :)
23 sierpnia, 2011 o 3:33 pm
Podziwiam nature, jest taka doskonala. Z malego ziarenka wyrasta taka
sila, my mozemy jedynie to zauwazac,uczyc sie i wyciagac wnioski.
20 września, 2011 o 9:20 am
A to nie jest fotomontaż? ;)
21 września, 2011 o 8:53 am
Nie, to nie jest fotomontaż :)
3 sierpnia, 2012 o 5:44 pm
Living amongst the redwoods of northern CA has opened my eyes. Some of the coolest things I’ve learned:
-They are interdependent, weaving their root systems together both for support and sharing nutrients. There are even albino redwoods that could not exist otherwise.
-They terraform their enviroment and create micro-climates. Thick channels in their bark create air currents that pull cool air up.
-They probably live to be much older than the stated 3,000 years. When they are cut or break, they will sprout again from the same trunk often forming a ring of new sprouts along the diameter of the stump. It is the same plant/life, but impossible to tell the age!
Some uncool things:
-It is not illegal to cut oldgrowth… and it still regularly occurs. Forest defenders risk life, limb, and freedom to protect some of the oldest living beings on earth by setting up encampments on tree crowns, building chainsaw proof barricades at the bases, and building a support network to bring supplies to tree sitters.
-The largest trees were cut down long before anyone started keeping track.
– No limits other than national parks/preserves have been placed on cutting oldgrowth.
2 września, 2012 o 5:57 pm
Cudowne stopy drzew! Nie wszystkie mają okazję tak się zaprezentować…:)
9 lutego, 2013 o 10:39 am
Podoba mi się wiersz, jego filozofia odwiecznie nas nurtująca, porównanie jakie wykorzystałeś. Piszesz w sposób sobie specyficzny, prosty i ekskluzywny, tak mi się wydaje :)
Pozdrawiam.
9 lutego, 2013 o 1:31 pm
„prosty i ekskluzywny” – podoba mi się ten komplement. Dziękuję :)
Tym bardziej, że dość często sobie wyrzucam, że piszę zbyt zawile ;)
25 marca, 2013 o 12:33 pm
Wiersze o sekwojach pisał także Joseph B. Strauss, główny konstruktor mostu Golden Gate w San Francisco:
13 października, 2013 o 12:01 pm
[…] KARZEŁEK I GIGANTY […]
1 lutego, 2014 o 12:06 am
[…] KARZEŁEK I GIGANTY […]
21 kwietnia, 2018 o 1:09 am
Dobry wiersz Staszku
Dobrze jest widziec te nazwane i nienazwane Big Trees/ Sequoias — nomen omen – to imię indiańskiego wodza, chyba lokalnych Indian Mariposa/
Właśnie wróciłem z kolejnego ich podziwiania
Zamiast kłaniania się im, zadzieralem wzrok, robiąc wertykalne panoramy… dzięki temu, mam dwie naprzeciwległe, pewnie połączone korzeniami – na jednym „dziwnym” póki co zdjęciu /chyba mój patent, po tym jak ze 3 lata temu tam zrobiłem Searsa/Willis Tower z innym naprzeciwleglym budynkiem…///
Godzinę przed naszym wjazdem otworzyli wszystkie ważniejsze drogi – skończyła się przedłużona zima!
Z dojazdem do Grant Grove
Do Lodgepole
I dalej do shermana /// jestem za zmianą nazwy tej jednej sekwoi!/ aż przez cały Generals Highway…
Szef wszystkich przewodników czuwał nad nami!
Dzwoniąc do Parku godzinę wcześniej była wersja, ze bez łańcuchów w bagażniku, nawet do Granta nie dojedziemy!…
Szczęściu trzeba pomagać – plan na wjazd do S&KCNP monitorowaniem i zmieniałem przez tydzień… ech, długa historia… życie trochę krótkie! Pozdro!
Ps. Tydzień wcześniej po raz pierwszy zrobiłem spacer / nawet nie taki łatwy, bo 1,1m one way i z dużym spadkiem /chyba 450ft/ do Tuloumne Grove i No Name/ Tuloumne? Sequoia!
Oczywiście w Yosemite NP. I jakieś 20 min przed rozpoczęciem tego tygodniowego powrotu zimy. Odjazd! :)