1.
Przyznam, że jest to pierwsza książka Olgi Tokarczuk jaką przeczytałem. I po jej lekturze nie jestem pewien, czy sięgnę po następne. Jeśli bowiem te inne wykreowane przez jej pisarstwo światy są tak efemeryczne, dziwaczne i aksjologicznie ekscentryczne jak w „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, to wątpię, czy mógłbym się do nich kiedykolwiek przekonać. Tudzież przejąć się losami występujących w nich postaci… tak, jak to się stało w przypadku głownej bohaterki powieści, czyli Janiny Duszejko, której poczynania pozostawiły mnie – nie tyle chłodnym i niewzruszonym, co pełnym niechęci i skonsternowanym.
W tym miejscu chciałbym uprzedzić ewentualnych czytelników tej książki. Posiada ona bowiem wątek kryminalny, więc jeśli ktoś spodziewa się po niej utrzymania suspensu, to proszony jest teraz o zaniechanie czytania tego tekstu.
Zresztą, w pewnym sensie „spoilerem” może być również ten wpis dla tych, którzy książkę Tokarczuk odebrali przychylnie, może nawet się nią wręcz zachwycili (choć to ostatnie doprawdy trudno jest mi sobie wyobrazić).Niewątpliwie Olga Tokarczuk chciała nam swoją powieścią przekazać coś ważnego i istotnego, tyle, że – moim zdaniem – rozbiło się to o infantylizm, zahaczając przy tym lekko o absurd. Gdyż przesłanie (a nie można chyba tego nazwać inaczej), mówiące iż zabijanie zwierząt (myśliwstwo, rzeźnie, przemysł mięsny) może być karane zabójstwem ludzi w to zamieszanych, jest nie do przyjęcia, nawet w przestrzeni metaforycznej (jaką w pewnym sensie jest sama książka) – w obrębie literackiej fikcji, czy też alegorii.
Sam nie jestem zwolennikiem polowania na zwierzynę „dla sportu”. Uważam, że zabijanie żywych istot dla przyjemności (a myślistwo dla niektórych ludzi bywa wręcz rozkoszą), jest barbarzyństwem i atawizmem, który w dzisiejszym świecie nie może mieć już racji bytu. Ponadto, mimo iż rozumiem oburzenie tych, którzy zwracają uwagę na horrendalne niekiedy warunki w jakich zwierzęta zabijane są na skalę przemysłową, by zaspokoić zapotrzebowanie ludzi „na mięso”, czy inne produkty pochodzenia zwierzęcego, to jednak daleki jestem od konkluzji, że jest to większe zło, niż zabicie odpowiedzialnych za to ludzi (co wydaje się być poparte aprobatą Olgi Tokarczuk pozwalającej na uniknięcie kary zarówno przez mordercę, jak i tych, którzy mordercę wzięli pod swoją opiekę.)
2.
Wygląda na to, że książka „Prowadź swój pług przez kości umarłych” usiłuje dotknąć jednego z ważniejszych problemów etycznych naszych czasów, a mianowicie stosunku człowieka do zwierząt (a w szerszym aspekcie: do przyrody, i to zarówno ożywionej, jak i nieożywionej, czyli, ogólnie rzecz biorąc, do natury). Na tym ewentualnie może się osadzać jej wartość: uświadomienie nam pewnych ważnych pytań, jak np. o to, jak się ma zwierzęce cierpienie do cierpienia ludzkiego? Dalej: czy zwierzęta mają swoje życie wewnętrzne (i wiążący się z tym problem istnienia zwierzęcej „duszy”). Jakie prawa powinno mieć zwierzę (a jakich praw mieć nie musi)? Kto dał nam prawo do zabijania zwierząt? A jeśli jest to „nasze” prawo, to jakie są podstawy do tego, byśmy sobie uzurpowali tworzenie takiego prawa? Czyli: jeśli już ono istnieje, to co jest jego źródłem i jakie są jego przesłanki? Czy może jest to wręcz prawo wszystkich praw, czyli uniwersalne, immanetne wobec naszego bytu prawo naturalne? (Wystarczy wskazać choćby na istniejący w przyrodzie bezwględny i „piekielnie” konsekwentny łańcuch pokarmowy, walkę wszystkich ze wszystkimi, odbywającą się dosłownie w każdej chwili orgię zabijania – holocaust uśmiercania słabszych przez silniejszych.)
Ale czyż nasze człowieczeństwo nie polega m. in. na tym, byśmy tzw. „prawu naturalnemu” się sprzeciwiali albo przynajmniej adoptowali je do warunków tworzonej przez nas kultury?
Jeśli tak, to czym właściwie mamy się kierować ustalając wśród zwierząt hierarchię: ten gatunek należy chronić, nad tymi zwierzętami nie można się znęcać… ale już te bestie trzeba wytępić, a te bydlaki wyeliminować.
Gdzie w świecie zwierząt przebiega granica, która pozwala nam stwierdzić: ten zwierzak może być moim przyjacielem (zabawką, maskotką, cipciaczkiem), albo: tę gnidę trzeba zgnieść i rozdeptać, a tamtą świnię zaszlachtować!
Czyż nie zachowujemy się w tym wszystkim jak uzurpatorzy, jednocześnie mamiąc się (i usprawiedliwiając) tym, że owo prawo (do „czynienia sobie ziemi poddaną”) nadano nam z poruczenia jakiejś Wyższej Instancji?
Homo sapiens niby mieni się już człowiekiem, lecz nadal zachowuje się jak drapieżnik, przy czym nie za bardzo chce się do tego przyznać.3.
A może okazujemy się po prostu hipokrytami zabraniając z jednej strony znęcania się nad zwierzętami, z drugiej zaś przyzwalając na odbywające się „w majestacie prawa” (i ku powszechnemu przyzwoleniu) masowe zwierzobójstwo na fermach, w rzeźniach, tuczarniach, ubojniach… tych fabrykach mięsa, czyli obozach masowej zagłady istot żywych? Czy pierwszy lepszy mięsny sklep – z tymi swoimi wiszącymi na hakach połciami krwistego mięsa, jelitami wypchanymi pociętym, rozsiekanym i zmielonym ciałem zwierząt (nazywanym przez nas oględnie mięsem); z podrobami, czyli resztkami zwierzęcych organów takich jak serce, nerki, mózg, wątroba, płuca, jądra, flaki…; wszystkie te kości, chrząstki, szpiki i tłusze; zmieszane z krwią kasze, pasztety, kiszki, salcesony, łoje… – czy nie jest to jakimś potwornym horrendum, do którego wszyscy są przyzwyczajeni, w związku z czym nikt już nie zauważa w tym żadnego piekła i zgrozy?
Jeszcze raz można zadać pytanie: skąd wynika prawo do zabijania i spożywania mięsa istot nam podobnych, z którymi człowiek może się skądinąd zaprzyjaźnić?
Czym tak zasadniczo różni się morska świnka czy też homik, jakiego głaszcze tkliwie nasze dziecko od myszy, którą truje się strychniną?4.
Myślę, że takie lub podobne dylematy i pytania, tudzież myśli i refleksje, mogły zaprowadzić Janinę Duszejko, czyli główną postać książki Tokarczuk, do wniosków i dokonań zbyt daleko jednak idących, bo zaburzających cywilizacyjną, obowiązującą w danej chwili hierarchię wartości, w której życie człowieka jest wszak ważniejsze od życia zwierzęcia.
Jednak nie tylko z tego powodu trudno jest mi uznać Janine Duszejko za bohaterkę mojego romansu. Ta kobieta straciła bowiem nie tylko zdolność odróżniania świata ludzkiego od zwierzęcego, ale i świata rzeczywistego od wyimaginowanego. Oczywiście, taki zaburzenie nie zawsze jest czymś dla człowieka dyskredytującym, wbudzającym niechęć czy antypatię. Tym jednak, co wyimaginowany świat Janiny Duszejko dyskredytuje, jest jego – co tu kryć – bzdurność. Chodzi mianowicie m. in. o astrologię, którą jednak – mimo podziwu, jaki żywię dla potęgi ludzkiej wyobraźni – uznaję osobiście za bezrozumną fanaberię.Lecz nie tylko ta przypadłość mentalna głównej bohaterki wzbudziła podczas lektury mój dyskomfort i poirytowanie. Niezbyt znośne i mało wiarygodne były wg mnie także… imaginacyjne projekcje personifikujące zwierzęta – począwszy od jej suk nazywanych przez panią Janinę „Dziewczynkami”, poprzez „dostojnego” czeskiego lisa Konsula, aż po dzika obdarzonego jakże bezpretensjonalnym mianem „młodzieńca”.
Jako przykład, pozwolę tu sobie przytoczyć małą próbkę prozy pani Tokarczuk:„Podeszłam bliżej i zobaczyłam – to był dzik. Nie całkiem dorosły, leżał w kałuży brunatnej krwi. Śnieg wokół był wytarty do samej ziemi, jakby zwierzę rzucało się po nim w konwulsjach. Wokół widniały też inne ślady – Lisów i Ptaków. Sarnie racice. Mnóstwo zwierząt tu było. Przyszły na własne oczy zobaczyć zbrodnię i odprawić żałobę po młodzieńcu.”
„Zbrodnia”, „żałoba”, „młodzieniec”… – to już chyba jednak jakaś przesada. Podobnie, jak nadawanie przez Janinę Duszejko swoim sąsiadom dziwacznych imion, które w jej mniemaniu oddawały ukrytą istotę danej postaci, jak np. Wielka Stopa, Dobra Nowina, Czarny Płaszcz, Popielista… Zresztą, z „prawdziwymi” nazwiskami i imionami też było dość kuriozalnie: Pyzio, Świętopełek, Wnętrzak, Studzienni… No i jeszcze, osobisty samochód pani Duszejko – Samuraj.
Chociaż są to w sumie drobiazgi, to świadczą one jednak o infantylnej i niezbyt adekwatnej do rzeczywistego świata wizji naszej Bohaterki, która nota bene jest narratorką całej powieści. Wrażenie to potęgowały tyleż trywialne co pretensjonalne, pseudo-poetyckie cytaty z Blake’a; również – do pewnego stopnia – konturowe, czarno-białe ilustracje, niczym z jakiejś koszmarkowej bajeczki dla niegrzecznych dzieci.Wobec tego wszystkiego trudno mi było nie tylko identyfikować się z tą postacią, ale i poczuć zwykłą do niej sympatię… o aprobacie dla jej (wyrażając się mocno eufemistycznie) niekonwncjonalnego postępowania nie wspominając. Mimo więc podjęcia przez Olgę Tokarczuk ważnego tematu, (który i mnie samemu leży na sercu), jego egzekucja jest moim zdaniem chybiona. Dlatego dziełko „Prowadź swój pług przez kości umarłych” nie tyle nie rzuciło mnie na kolana, co pozostawiło chłodnym, sceptycznym i niezbyt dotkniętym.
5.
W sumie, mimo pozornej głębi, treść tej książki wydaje mi się płytka, wymowa – pretensjonalna, przesłanie – nieprzekonywujące, filozofia – naiwna, etyka – dwuznaczna, styl – niezbyt jednak wysokich lotów… dzięki czemu cała ta literatura (zwłaszcza jeśli porównam ją z książką, którą czytałem równolegle, a mianowicie z „Zapiskami ze złego roku” Coetzee’go) sprawiła na mnie wrażenie miernej i pośledniej. Szkoda.

Czarno-białe zwierzaki (ilustracje Jaromira Svejdika do książki Olgi Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych")
*
17 marca, 2010 o 11:34 am
Może przynajmniej ilustracje Ci się spodobały? ;)
17 marca, 2010 o 2:12 pm
Czaro, liczyłem na to, że jednak będziesz chciała bronić książki Olgi Tokarczuk, tzn. napisać, dlaczego Ci się ona spodobała (bo skąinąd wiem, że tak było ;) )
A w konsekwencji: z jakimi moimi argumentami się nie zgadzasz?
PS. „Może przynajmniej ilustracje Ci się spodobały?”
Chyba jednak Czaro nie przeczytałaś do końca mojego tekstu, bo ja tam dość wyraźnie napisałem, że nie jestem zbytnio zachwycony tymi ilustracjami pana Svejdika. Pozdrawiam :)
18 marca, 2010 o 5:32 am
Panie Profesorze, wiedziałam, że zostanę na pewno wywołana do tablicy, ale nie spodziewałam się, że jeszcze mi się dostanie bura, za brak należytej uwagi przy czytaniu tekstu… Ajajaj! ;)
Oczywiście wiedziałam, że czekasz, aż rzucę się bronić Tokarczuk, jednak zwyciężyła moja przekora i chęć do żartu. Niestety – masz rację, żart się zepsuł, bo nie ZAUWAŻYŁAM krytyki ilustracji, choć zapewniam, że tekst przeczytałam „do końca” ;) Nie doceniłam Twojego jak zwykle kompleksowego i wyczerpującego potraktowania tematu, proszę o wybaczenie.
A poważnie – wiesz dobrze i od dawna, że ta książka mi się spodobała (nawet bardzo!) ale dopuszczam możliwość, że nie wszyscy zachwycają się tym samym, czym ja. Nie mam monopolu na uniwersalną prawdę, dlatego nie chcę na siłę przekonywać nikogo, żeby polubił to, co mu się nie podoba.
A jeśli zapomniałeś dlaczego akurat mnie się podobało (lub na przykład, nie czytałeś dostatecznie uważnie… ;) odsyłam tutaj: http://rozcinam-pomarancze.blog.pl/archiwum/index.php?nid=14636723
Mogę tylko jeszcze dodać, że moim zdaniem nie powinno się traktować tej książki w tak dosłowny sposób. Przede wszystkim jest to pastisz, co sugeruje już choćby pompatyczne sformułowanie „thriller moralny”, a Tokarczuk sama przyznaje, że chciała zrobić „coś lekkiego”. Zauważ, jak pełna humoru jest ta książka, tam nawet pojawia się karykatura autorki (w postaci pisarki) i naszego społeczeństwa (towarzystwo grzybiarzy). Konsekwentnie Janina Duszejko jest postacią komiczną, choć tragiczną zarazem. Infantylizm, który jej zarzucasz, ja odebrałam jako zamierzony środek. Bo to jest książka właśnie o wszystkim tym, co my, nowocześni i światli ludzie, traktujemy niepoważnie – ekscentryczne staruszki, analizujące wpływ gwiazd na program telewizyjny (!), astrologia, mistyczni poeci, żuczki, robaczki, sarny… O tych, którzy głosu nie mają – jak zabijane zwierzęta i stare dziwaczki, które same chcą ustalać nową sprawiedliwość.
Co do „ekscentrycznej aksjologi” (swoją drogą, mnie niezbyt podoba się to określenie, nawiązując do innego komentarza), też nie traktowałabym tego tak dosłownie – autorka nie ukarała bohaterki, zatem aprobuje zabijanie ludzi w zemście za sarny i dziki… Chociaż książka ma formę kryminału, jest dość przewrotna, choć pozornie bohaterka jest sympatyczną i nieszkodliwą postacią, pod koniec już sami nie wiemy, co jest czarne, co jest białe. Raczej pojawiają się trudne pytania – czy można zabijać? Czy skoro na sucho uchodzi zabijanie zwierząt, można zaaprobować, by podobnie uchodziło zabijanie ludzi? Dla mnie Duszejko nie jest jednoznaczną postacią (mimo całej mojej sympatii do niej), choćby dlatego, że cały czas oskarża o te zabójstwa sarny – czy to nie jest spychanie swojej winy, na kogoś innego, skoro dla niej zwięrzęta stoja na równi z ludźmi? Bohaterka próbuje zaprowadzić w tym chaosie swój własny porządek, ale czy sprzeciwiając się w ten sposób tym istotom, które stawiają się ponad innymi (jak myśliwi) i używając ich środków, w paradoksalny sposób nie staje po ich stronie?
Mnie wydaje się, że Tokarczuk chciała w lekkiej formie zawrzeć trudne i poważne pytania i to, moim zdaniem, jej się udało (choć przyznam, że nie jestem wegetarianką, ani walczącą ekolożką i na cały temat lubię spuścić zasłonę milczenia, taki mój mechanizm obronny, bo jak zauważa trafnie Duszejko, bez tych mechanizmów moglibyśmy zwariować). I Twój ciekawy post z wieloma refleksjami na ten temat, poniekąd potwierdza to. Co więcej, znajduję w tej książce trafny portret naszego społeczeństwa zaściankowego katolicyzmu i patriarchalizmu. Poza tym uwielbiam język Tokarczuk i nietuzinkowe spojrzenie na wszystko co nas otacza, lubię jej trafne sformułowania, których jest tu wiele.
PS No i dałam się sprowokować do przydługiej i rozciągłej wypowiedzi. Tego się obawiałam ;)
PS2 Ilustracje też mi się podobały, chociaż ten „szlaczek”, który z nich zrobiłeś, jest rzeczywiście dziecinny, a ich wybór jest tendencyjny ;)
Pozdrawiam serdecznie,
czara
18 marca, 2010 o 6:28 pm
Gdzież bym Cię Czaro śmiał wywoływać… i to do jakiejś tam tablicy ;)
Sprowokować? To już prędzej :)
A może prostu oczekiwałem od Ciebie odpowiedzi, bo to właśnie Ty byłaś główną przyczyną tego, że sięgnąłem po tę książkę. (A właściwie spowodowała to Twoja recenzja, którą – jakże by inaczej – dobrze pamiętam, gdyż przeczytałem ją kilka razy i na pewno uważnie :) )
And last but not the least: rozmowa z Tobą zawsze jest czystą przyjemnością… przynajmniej ja, ze swojej strony, tak to odczuwam :) Mając przy tym nadzieję, że i Ty rozmową ze mną się nie męczysz ;) )
Tak naprawdę, jeśli chodzi o „Prowadź swój pług przez kości umarlych”, to właśnie Ty jesteś w lepszej ode mnie sytuacji, z tego choćby względu, że Tobie książka się podobała – jej lektura dostarczyła Ci (większej lub mniejszej) przyjemności. I wcale się nie musisz z tego tłumaczyć. Co najwyżej napisać, dlaczego tak się stało… I, myślę, że dobrze uargumentowałaś to w swojej recenzji, a jeszcze lepiej… w tym komentarzu do mojego wpisu :) Naprawdę.
Ja z kolei, nie odebrałem tej książki pozytywnie, więc można to uznać za… jakąś moją stratę, niezbyt dobre doświadczenie literackie, pewną czytelniczą porażkę.
Na pewno nie możemy tej książki odbierać w dosłowny sposób (jak to sama zauważyłaś). Może mój błąd polegał na tym, że chciałem ją właśnie tak potraktować? Ale jednak nie – ja nie odbierałem jej dosłownie (ponieważ także zdawałem sobie sprawę, iż jest to pastisz i metafora), tylko… potraktowałem poważnie. A to jest jednak różnica.
A dlaczego poważnie?
Bo mimo wszystko podszedłem do wysiłku Olgi Tokarczuk z szacunkiem. Bo nie zdyskredytowałem „z miejsca” jej głównej bohaterki, Janiny Duszejko. Bo uważam, że problematyka którą „Pług” podejmuje jest ważna, istotna, prowokująca do myślenia i zmuszająca do zajęcia konkretnego stanowiska.
Sama przecież w swojej recenzji zasugerowałaś, że Janina Duszejko może być wyrazem „gniewu” i „buntu” samej autorki wobec tego, co ludzie wyprawiają ze zwierzętami. A czyż nie jest to dostateczny powód, by tę postać potraktować poważnie?, by poprzez nią odnieść się do sposobu myślenia samej autorki – do jej stosunku do poruszanych w książce kwestii?
Niestety, przy takim podejściu, nie wytrzymuje ona mojej krytyki, co z przykrością zmuszony jestem napisać.
Jednak potwierdzić mogę raz jeszcze: książka jest wartościowa w tym sensie, że konfrontuje nas z ważnym problemem etycznym, jakim jest (powinien być) dla nas nasz stosunek do naszych „braci mniejszych”, czyli do zwierząt.
Tyle, że literacka egzekucja tego nie była wg mnie satysfakcjonująca.
* * *
A tak w ogóle to dla mnie ważniejsza od dyskusji na temat wartości książki Pani Tokarczuk, byłaby dyskusja o tych kwestiach, które ona porusza, a które zawierają się choćby w takim Twoim stwierdzeniu:
„(…) choć przyznam, że nie jestem wegetarianką, ani walczącą ekolożką i na cały temat lubię spuścić zasłonę milczenia, taki mój mechanizm obronny, bo jak zauważa trafnie Duszejko, bez tych mechanizmów moglibyśmy zwariować.”
No właśnie! Mnie to właśnie ciekawi: dlaczego spuszczamy na to wszystko (posłużę się Twoimi słowami) „zasłonę milczenia”? Jak funkcjonują (i na czym polegają) te nasze „mechanizmy obronne”? I dlaczego „moglibyśmy zwariować”?
Takie sobie pytania.
Pozdrawiam równie serdecznie,
S.
19 marca, 2010 o 3:46 am
Dochodzę do wniosku, że chyba głównym „przestępstwem” Tokarczuk było ujęcie ważnego tematu i swojego gniewu w formę pastiszu. Ciekawe, czy byłoby lepiej, gdyby napisała napuszony traktat moralny, w którym Duszejko byłaby posągową postacią, bez żadnych odcieni komicznych?
Co do Twojego pytania na temat „mechanizmów obronnych”, cóż, mogę tylko powiedzieć jak to funkcjonuje u mnie… Nie jem mięsa bardzo często, jednak nie potrafiłabym sobie wyobrazić sytuacji, gdybym musiała go wykluczyć całkowicie z mojej diety. Jedzenie jest bardzo ważnym elementem w moim życiu (chyba się trochę „sfrancuziłam”) i takie ograniczenie wzbudzało by we mnie sprzeciw. Ale… mogę jeść mięso, owoce morza i rózne inne stworzenia, gdy myślę o nich jak tylko o pokarmie, podobnie jak myślimy o ziemniakach czy marchewkach. I często czuję, jak wiele energii zabiera mi to „samooszukiwanie się”, nie chcę dopuścić do głosu czystej logiki i związanej z nią wrażliwości, bo wiem, że nie tknęłabym później czegokolwiek co było stworzeniem żywym. Kiedyś we francuskiej restauracji zamówiłam w ciemno „cailles” nie wiedząc co to jest, a gdy wyjaśniono mi, że to przepiórki, było już za późno. Oczywiście, nie mogłam już zjeść tego dania. Nie potrafię też jeść dziczyzny.
Nie kupuję nic co ma w sobie prawdziwe furtro, choć nie waham się nosić czapki z lisa, którą odziedziczyłam po babci. Wiem, że to wszystko jest niespójne i głęboko zanurzone w pewnej hipokryzji, ale to jest właśnie mój mechanizm obronny – nie myśleć za dużo na ten temat. Nie widzieć. Bo gdyby zacząć myśleć, każdy choć trochę wrażliwy człowiek musiałby chodzić jedynie w trampkach bądź skaju i żywić się roślinami. Jeśli w ogóle – bo czy rośliny, to też nie są żywe stworzenia. Cóż, może zaryzykuję posądzenie mnie o „duszejkowatość” (bycie starą infantylną babą, która się nie myje, uf;) ale ja sama mówię do swoich kwiatków, a widząc sarny, nie miałabym nic przeciwko nazwaniu ich „dziewczynkami” (kto kiedykolwiek spojrzał w sarnie oko, może zrozumie). A nawet jak zabijam jakieś robaki w pomieszczeniu, zawsze się zastanawiam, czy fakt że jestem potężniejsza pozwala mi na to. I czuję nieswojo.
I to wszystko jest tak niekonsekwentne i niespójne, że żeby dalej tak trwać i dobrze się czuć – trzeba uciekać się do różnych sposobów. Tak jak uciekała się do tego Duszejko, by nie spojrzeć na swoje czyny w prawdziwym świetle.
19 marca, 2010 o 4:53 pm
„… często czuję, jak wiele energii zabiera mi to “samooszukiwanie się”, nie chcę dopuścić do głosu czystej logiki… ”
„Wiem, że to wszystko jest niespójne i głęboko zanurzone w pewnej hipokryzji, ale to jest właśnie mój mechanizm obronny – nie myśleć za dużo na ten temat.” (…) i „żeby dalej tak trwać i dobrze się czuć – trzeba uciekać się do różnych sposobów.”
Byż może właśnie cała nasza kultura jest takim sposobem na ucieczkę przed świadomością wszystkich tych niekonsekwencji, braku logiki, absurdów i bezsensów, z jakimi przyszło się nam mierzyć, kiedy już zaistnieliśmy w tym świecie? Być może kultura to pewien rodzaj otuliny, ekranu, izolacji chroniącej nas przed ujrzeniem rzeczywistości, jaka ona JEST naprawdę?
Czyli kultura jako rodzaj samooszukiwania się przez człowieka?
Wydaje mi się, że samo ludzkie istnienie niewiele ma wspólnego z logiką (która zresztą też jest naszym „wymysłem”). Dlatego tak trudno doszukać się tej logiki w naszym postępowaniu, myśleniu, stosunku do świata… Chociaż nie ustajemy w wysiłakch :) – czego rezultatem niestety jest zazwyczaj tworzenie następnych niedorzeczności, dalsze mnożenie absurdów, podsycanie irracjonalizmu.
Gdzie np. zaprowadziłby nas postulat, by każde życie uznać za święte i nienaruszalne? Przecież wtedy nie moglibyśmy się nie tylko odżywiać, ale i wręcz poruszać (tu przypominają mi się owi mnisi, którzy, kiedy idą, to wymiatają przed sobą miotełką, by przypadkiem nie nadepnąć na jakiegoś robaczka :) )
Czy można się jakoś bronić przed takim „samooszukiwaniem się”, „hipokryzją”?
Czy jest na to jakiś sposób?
Może po prostu przyznać się uczciwie do tego, kim naprawdę jesteśmy, czyli – w sferze biologicznej – drapieżnym gatunkiem Homo sapiens. Stworzeniem, które musi podporządkować się pewnym uniwersalnym prawom (także przyrody), których przecież ani nie wymyslił, ani też nie może zmienić. Więc nawet wtedy, kiedy sami tworzymy jakieś (ludzkie) prawo, nie możemy się od prawa uniwersalnego wyzwolić (choć próbujemy go negować czy też ignorować.)
17 marca, 2010 o 12:24 pm
Odwieczny dylemat co jest dobrem, a co złem i komu o tym sądzić, wg jakich praw i kryteriów.
Chwin twierdzi, że miasto jest tworem Kaina, stąd też wniosek, że nasza cywilizacja wyrosła na gruncie zła, co troszkę mnie pociesza, bo rumieniąc się za „człowieka” usprawiedliwiam się tym , że nie za bardzo mam wpływ na tę nieustanną rzeź. Pisarz zastanawia się również do czego Bogu potrzebny jest ten nieustanny Holocaust i dlaczego „warunkiem każdego życia jest pożeranie innego życia … ile miliardów zwierząt musiała zabić ludzkość od początku swego istnienia by przetrwać na ziemi?”
Pytasz czym mamy się kierować decydując jakie zwierzę ma przeżyć, a które zginąć i dlaczego?
Odpowiedź zależy od tego do kogo skierujesz pytanie. Jeden lubi jagnięcinę inny krwisty befsztyk. Jedna lubi karakuły, inna oceloty i szynszyle. Ktoś lubi galanterię ze skaju inny skórzaną. Ktoś ocali zwierzę od śmierci z czystej litości, współczucia, dobra, inny z czystego egoizmu, bo lubi piękne widoki, a jeszcze inny z czystego rozsądku, by uchronić gatunek przed wyginięciem, itd.
Ponieważ niezmiennie jestem pod wpływem uroku Chwina, odpowiem na Twój wpis opowiedzeniem Jego zagadek o gołębiu pt. „Unde bonum”:
„Sprawa dotyczyła gołębicy, która w ciągu dnia zbudowała na balkonie pisarza misterne gniazdo, a ten je za pierwszym razem wyrzucił bez skrupułów. Drugiego dnia gdy gołębica uwiła drugie gniazdo miał już skrupuły i je zostawił, choć jego Pani narzekała, że od teraz balkon będzie brudny. Trudno, nie zniszczył, a następnego dnia były już w nim 2 jajka. Tego już pisarz nie mógł lekceważyć i gdy już się zbierał do zniszczenia gniazda poczuł na sobie nieruchome spojrzenie rubinowych oczu gołębicy. Gniazda nie wyrzucił :) Ale któregoś dnia zaczęło przygrzewać słoneczko, gołębica cały dzień przesiedziała w gnieździe wysiadując jajka bez jedzenia i picia. Tego litościwe serce pisarza nie wytrzymało. I choć czuł absolutny bezsens rodzenia kolejnych gołębi, otaczał „opieka położnicę, wbrew sobie sprzyjając rodzeniu” Postawił obok gniazda miseczkę z wodą i ziarnem mimo, że Jego Pani mówiła – nie rób tego, to dzikie zwierze, żyje w świecie, który rządzi się swoimi prawami, musi radzić sobie sama. Potem niepostrzeżenie wykluły się 2 małe, nieopierzone pisklaki, które w upalnym słońcu , na rozgrzanym jak patelnia balkonie oczekiwały powrotu matki z polowania. Nie mogąc patrzeć na ból przypiekanych przez słońce piskląt pisarz okrył je płótnem, które dawało cień. Nie rób tego mówił mu jego znajomy. ” Jeśli pisklę gołębia jest skazane na śmierć powinno umrzeć. Jeśli je teraz zatrzymasz przy życiu, skażesz ja na śmierć jeszcze gorszą. Przylecą jego bracia, gołębie, zobaczą, że jest niezdolne do samodzielnego życia i zadziobią je na śmierć. To oni – bezwzględni bracia, którzy zabijają własnego brata gołębia za to, że jest niezdolny do samodzielnego życia – są po stronie Dobra. Ty pomagając przeżyć pisklęciu niezdolnemu do życia, jesteś po stronie Zła.
Kain, który zabija Abla jest po stronie Dobra jeśli ma skrzydła gołębia? „
Najwyraźniej dobro i zło nie są tak jednoznaczne, a czasami, w zależności od perspektywy, z której patrzymy i Kain może być Ablem.
Co o tym myślisz?
PS Zbyt dużo dylematów ciężkich gatunkowo jak na jeden wpis. Nie sposób się do wszystkich odnieść, pozostaje uczucie niespełnienia )))
pozdrawiam
17 marca, 2010 o 2:25 pm
Nie tyle Kain może być Ablem, co Zło, które on czyni, musi być uczynione, aby stanowić rację dla zaistenienia Dobra.
W podobny sposób zostali (przez Boga? Los? Naturę? Przeznaczenie?) „wrobieni” inni archetypiczni „złoczyńcy” ludzkości, jak np Ewa, Herod, Piłat, Judasz…
To jest ten problem, przed którym wzbraniają się wszyscy moraliści: że istnieje Zło, dzięki któremu może powstać Dobro. Mało tego: Zło może być niekiedy warunkiem zaistnienia Dobra.
(Lecz chyba wypuszczajmy się tu za daleko z naszymi dywagacjami :) )
* * *
Mnie również poruszył ten fragment Chwinowego „Dziennika” który przytoczyłaś, i który, jak sądzę, tak ładnie wpisuje się w temat naszej rozmowy.
Nawet w tak prostej (i banalnej w sumie) historii, jak ta o gołąbce z balkonu pisarza, pojawia się problem Zła.
Ja osobiście skłaniam się ku poglądowi, że o istnieniu czegoś takiego, jak ZŁO mozna tylko mówić w kontekście kultury, jaką stworzył (tworzy) człowiek. W odniesieniu zaś do „świata zwierząt” to ludzkie „Zło” jest po prostu pojęciem „niekompatybilnym”, innymi słowy: nie ma większego sensu.
Jest to w pewnym sensie dowód na to, że zarównio Dobro, jak i Zło są pojęciami względnymi (bo zależnymi od kultury). Co nie oznacza jednak, że „wszystko jest dozwolone” (w tym sensie, że wolno nam ignorować to Dobro i to Zło, które są podstawą naszego Człowieczeństwa i wyrastają z kultury, w której próbujemy się określić jako ludzie, dokonując takich a nie innych wyborów.)
19 marca, 2010 o 11:16 am
No proszę, myślimy podobnie. Sądziłam, że się wymienimy tymi interesującymi uwagami, ale „przespałeś” Amicusie mój płodny dzień, więc może i dobrze, bo ciągle jestem w lesie, bez balastu brzemiennych skutków konfrontacji )))
Coetzee swoim stosunkiem do kobiet delikatnie mówiąc wywołuje we mnie instynkty mordercze, ale jednocześnie potrafi sprawić, że mu to wybaczam z uwagi na jego niesamowicie ludzki stosunek do zwierząt.
Mnie nie irytuje określenie chłopiec i dziewczynka w odniesieniu do zwierząt, wręcz przeciwnie. Wielokrotnie wykorzystywałam ten zwrot tłumacząc 2 – 3 letnim berbeciom płeć zwierzaka i to skutkuje, odblokowuje ich wyobraźnię, pozwala zrozumieć. Zresztą skoro ludzie zwracają się do siebie używając zwrotów ( brrr !) żabcia, kotuś, rybcia, ptaszyna, małpa, świnia… to dlaczego do zwierząt nie możemy zwracać się: chłopiec i dziewczynka?:)
Czara ma rację jeśli chodzi o to samooszukiwanie się. Tak jest wygodniej, znam to z autopsji. Zastanawiam się tylko nad tym, na ile jest to działanie świadome, a na ile bezwiedne. Z jednej strony jestem przeciwna zabijaniu zwierząt, zadawaniu im bólu, rozumiem, że czują strach i niektóre płacą za tę wiedzę zawałem, a z drugiej strony wręcz uwielbiam futra i skóry i nie czuję wyrzutów sumienia, gdy nabywam je w sklepie. Jeśli się burzę, to najwyżej przy oglądaniu metki z ceną :) .
O co tu chodzi? Przecież w obu przypadkach jestem tu „ja”. Ja, która w obu sytuacjach jest szczera w tym co robi i czuje. Nie mogę udawać, że nie znam praw rynku, tj, że popyt kreuje podaż, a moje upodobania są wyrokiem dla zwierząt, bo lubię ich i ich futra i krwiste włókna. Jestem tego świadoma, tak jak świadoma jestem mojej miłości do zwierząt. A jednak choć osobiście nie morduję, jestem zleceniodawcą. Dlaczego więc spokojnie śpię? Lub z lubością przełykam pysznie przyprawione kawałki mięsa? Jestem aż tak obłudna?
pozdrawiam
19 marca, 2010 o 2:12 pm
Samooszukiwanie się zwykle jest bezwiedne, bo w przeciwnym razie nie mogłoby spełniać swej funkcji (psychologicznej, terapeutycznej, łagodzącej stres i tłumiącej niewygodną świadomość).
A jaki może być sposób na to, by przestać się (samo)oszukiwać? Może po prostu przyznać się do tego, kim jesteśmy naprawdę? I jakie są rzeczywiste motywy naszego postępowania, oraz co tak naprawdę stanowi podstawę naszej egzystencji w takim (konkretnym), a nie innym (wymyślonym przez nas), świecie.
8 Maj, 2010 o 7:05 am
Zastanawiam sie nad zagadka golebia. (Dzieki!).
Pierwsza moja refleksja jest mysl o wspolczuciu. Wlasciwie dlaczego mielibysmy sadzic, ze pomagajac golebiowi skazujemy go na smierc jeszcze gorsza? Idac tym tropem powinnismy powrocic do zrzucania niepelnosprawnych, starych i chorych ze skaly.
Jesli ktos (golab, sasiad, etc.) jest slaby i bezbronny a w naszej mocy jest mu pomoc, dlaczego mielibysmy tego nie zrobic? Nie mamy wplywu na wszystko, nie jestesmy w stanie chronic wszystkich golebi przez cale zycie, ale jezeli w danym momencie mamy moc uchronienia jednego z nich przez chwile, nie widze powodu, zeby z tego rezygnowac.
Piskle jest przeciez slabe i bezbronne. Natomiast jesli stworzymy mu warunki do przetwania tego okresu, (innymi slowy, zapewniajac mu spokojne, bezpieczne dziecinstwo, w ktorym nie brakuje pozywienia i nie ma zagrozen) wyrasta na silnego, zdrowego golebia, ktory ma spore szanse na poradzenie sobie w doroslym zyciu.
Nie wiem czy smierc przez zadziobanie jest gorsza od smierci glodowej, smierci z goraca czy z powodu jakiejs paskudnej choroby. Zagrozenia towarzysza wszystkim zywym istotom przez cale zycie. Zyjemy, a wiec jestesmy smiertelni.
Nie jestem przekonana czy golebie zadziobujace swojego brata stoja po stronie Dobra i czy kieruja sie Wspolczuciem. Niezbyt dobrze znam wartosci moralne w swiecie zwierzat i chetnie porozwodze sie na ten temat przy innej okazji.
Ciekawe jest natomiast to, skad wziely sie wartosci moralne w swiecie ludzi. Czy sa tylko kwestia umowna? „Obowiazujaca hierarchia wartosci”? Jesli tak jest, to przeciez jest to hierarchia stworzona przez czlowieka i dla czlowieka. Nie mozemy oczekiwac od zwierzat jej znajomosci, wiec tym bardziej przestrzegania. I dlatego nie mozemy rozpatrywac ich dzialan z tego punktu widzenia.
Jesli natomiast hierarchia wartosci, moralnosc, jest czyms istniejacym rzeczywiscie, niezaleznie od tego co sobie czlowiek wymysli, to co to jest za byt? Skad sie bierze i skad o nim wiemy?
Tak czy inaczej, w obu przypadkach, nawet jesli moralnosc jest stworzona wylacznie przez ludzi i dla ludzi (na ich uzytek), jest ona oparta nie tylko na logice ale i na emocjach. (Prawo moralne we mnie?). Pomoc sasiadowi, pomoc drugiemu czlowiekowi jest odruchem. Pomagamy, bo wyobrazamy sobie, ze tego kogos boli tak, jak mogloby bolec nas w takiej samej sytuacji. Czyz nie jest jasnym, ze smierc glodowa jest rownie bolesna dla golebia jak dla czlowieka? Tym samym, czyz pomoc golebiowi nie jest rownie oczywista jak pomoc czlowiekowi?
Czy to tylko kwestia wrazliwosci i odrobiny wobrazni?
Pozdrawiam serdecznie, i niewatpliwie siegne do Chwina.
17 marca, 2010 o 2:35 pm
Dobrze, że wspomniałeś Coetzeego, bo on ten sam temat porusza niejednokrotnie w swoich książkach – i to w sposób o wiele bardziej subtelny i interesujący (np. „Żywoty zwierząt” i „Elizabeth Costello”, ale ten wątek jest zauważalny także w „Hańbie” i innych jego powieściach). Mnie w każdym bądź razie dał wiele do myślenia i sprawił, że w ogóle zacząłem dostrzegać ten problem.
W tym samym temacie polecam książkę „Farba znaczy krew” Zenona Kruczyńskiego (wyd. słowo/obraz terytoria).
17 marca, 2010 o 3:58 pm
Trafne spostrzeżenie…
Temat i problemy etyczne te same, lecz sposób ich potraktowania przez Olgę Tokarczuk od sposobu w jaki to robi Coetzee, dzieli jednak przepaść (może nie tyle mentalna, co intelektualna).
O książce Kruczyńskiego słyszałem. Czytałem też swego czasu w „Polityce” (a może to był „Newsweek”?) świetny artykuł o naszym strosunku do zwierząt, który odbił się dość szerokim echem w naszym kraju.
Coś się jednak wśród nas zmienia… Także w Polsce, gdzie po raz pierwszy kilka osób skazano ostatnio na karę więzienia za znęcanie się nad zwierzętami (co, jeszcze nie tak dawno, byłoby nie do pomyślenia).
17 marca, 2010 o 4:42 pm
Tak, zmienia się. Właśnie dzisiaj prosiłam Straż Miejską o zaopiekowanie się 2 bezdomnymi psiakami z osiedla. Jeden wczoraj został tak szybko wyrzucony z samochodu osobowego, że świadkowie zszokowani tym co widzą nie zdążyli spisać nr rej. Dzisiaj psiak przypominający wyglądem Reksia z dobranocki, dygoczący z zimna, biegał za samochodami z nadzieją, że jego pan wróci. Może jego dziecko, mając dziś taki wzorzec, zastosuje go kiedyś względem tatusia jak mu będzie zawadzał w chałupie, czego mu życzę.
23 marca, 2010 o 4:49 pm
Sprawie naszego stosunku do zwierząt sporo miejsca poświęcił też miesięcznik „Znak” w numerze czerwcowym z 2008 r. (temat numeru: „O cierpieniu zwierząt” – kapitalne teksty), ostatnio także „Tygodnik Powszechny” oraz pismo antropologiczne „Konteksty” (nr 4/2009: „Żywoty zwierząt”). Dobrze, że coś w ogóle pisze się na ten temat w polskich mediach. Może w tytułach nieco niszowych, ale należących do najambitniejszych na rynku, docierających do myślących ludzi.
17 marca, 2010 o 5:01 pm
Ja tu jeszcze wrócę i sprawdzę, czy ktoś nie stanął w obronie Tokarczuk :) – chętnie bym takie dobre, ale i przekonujące słowo przeczytała. A sama go nie wypowiem.
Mam z Tokarczuk problem. „Prowadź swój pług…” – nie znam. Twoją wypowiedź czytam pod kątem uwag warsztatowych. Myślę sobie: dobry artykuł nie jest zły. Po co obarczać prozę publicystyką? Lubię „Prawiek…” i fragmenty „Biegunów” – te miejsca, w których milknie Tokarczuk-psycholog a budzi się gawędziarz. Skoro przy tekstach Coetzeego blednie fabuła O.T., to ja wybieram to, co wyraźniejsze. Zwłaszcza, że „Hańbę” czytałam dawno a opis unicestwiania zwierząt pamiętam (dlatego, że nie był histeryczny).
„Ekscentryczna aksjologia”? – chyba bingo!
Pozdrawiam
17 marca, 2010 o 5:14 pm
Ci, którzy przeczytali (przynajmniej) te ważniejsze książki Tokarczuk, twierdzą, że „Prowadź swój pług przez kości umarłych” różni się zasadniczo od „Biegunów” i „Prawieku” (a te pozycje z dorobku Tokarczuk ceni się chyba najbardziej), i to różni się pod wieloma względami (tematyką, stylem, strukturą, sposobem narracji…)
Niestety, większość opinii jakich przeczytałem o tej książce, była negatywna. Piszę niestety, bo sam, podobnie jak Ty, chętnie bym przeczytał „takie dobre, ale i przekonujące słowo” o niej ;)
PS. Spodobało Ci się określenie „ekscentryczna aksjologia”?
No popatrz… a ja chciałem go usunąć, bo wydało mi się zbytnio wydumane i… przeintelektualizowane :)
18 marca, 2010 o 7:05 am
Im więcej czasu upływa od przeczytania przeze mnie tej książki, tym bardziej jestem do niej negatywnie nastawiona. Psychologowie na pewno potrafią jakoś mądrze nazwać ten efekt…
Szkoda, że ta książka dała początek Twojej znajomości z Tokarczuk. Wspomniane we wcześniejszym komentarzu książki „Bieguni” i „Prawiek” to faktycznie zupełnie inny rodzaj literatury. W sumie „Pługu” w ogóle bym literaturą nie nazwała – brak mi odwagi ;). Miała parę momentów, których nastrój wpisywał się w ówczesną zimę za oknem i tyle.
Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii o nowej książce Coetzee’go. Na razie zajrzałam do niej tylko w księgarni, ale wracam do niej myślami i mam zamiar ją sobie sprawić.
Pozdrawiam
18 marca, 2010 o 7:43 pm
Myślę Joanno, że chyba jednak lepiej pozbyć się tego rosnącego „negatywnego nastawienia” :)
Ja przynajmniej staram się tak robić, wyglądając np. tego, co o tej książce mogą napisać dobrego inni – właściwie to cieszę się, jeśli ktoś zdołał z niej wycisnąć coś pozytywnego (tak, jak np. zrobiła to Czara).
Moje zdanie na temat wartości literackiej tej książki jest podobne do Twojego – czyli: jeśli już jest to literatura, to jest to literatura kiepska (co widać wyraźnie zwłaszcza wtedy, kiedy zestawi się ją z prozą naprawdę wybitną, jaką jest choćby pisarstwo Coetzeego).
Pozdrawiam
18 marca, 2010 o 2:02 pm
Niestety, przy lekturze tej książki odebrałam wrażenia podobne do tych, jakich doznała Małgorzata Niemczyńska z krakowskiej Gazety Wyborczej, której to recenzji fragmenty pozwolę sobie tutaj przytoczyć:
„Podejrzewam, że przeczytałam jakiś trefny egzemplarz powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Wiem przecież, co Olga Tokarczuk mówiła o swej nowej książce na krakowskim spotkaniu w ramach festiwalu Pora Prozy, czytałam też wywiad z autorką, który ukazał się w „Dużym Formacie”. Z tych opowieści wyłaniał się zupełnie inny obraz utworu pod tym samym tytułem.
Wszystko przecież wskazywało na to, że niebawem będzie mi dane przeczytać mądrą książkę ubraną w szatę kryminału. Jej główną bohaterką miała być Janina Duszejko, którą można by nazwać duchową siostrą Elizabeth Costello, czyli bohaterki J.M. Coetzeego. Afrykański noblista znany jest z wyjątkowej uwagi, jaką poświęca zwierzętom. Darząc je ogromnym szacunkiem, stara się dociec pewnej prawdy o człowieku właśnie poprzez badanie natury „braci mniejszych”. Z tym nurtem jego pisarstwa Tokarczuk zamierzała korespondować (…).
Wszystkie te szlachetne przesłanki są mi bliskie, więc ucieszyłam się, że ktoś w przystępnej formie chce je podać pod strzechy.Tymczasem książka, jaką dane mi było przeczytać, z kryminałem ma zbieżne głównie to, że przy jej lekturze też mi się niekiedy nudziło (…). Odkrywczość nawiązań do Coetzeego wyczerpuje się w niej po pierwszych kilkudziesięciu stronach, potem pozostają drewniane postacie i nie mniej drętwa akcja. Bohaterka, która miała przekonać czytelnika, że warto słuchać starych kobiet, wygłasza mądrości na temat tego, jak układ gwiazd wpływa na częstotliwość emitowania przez telewizję poszczególnych części „Obcego” (sic!). Z higieną osobistą i dobrymi manierami jest zdecydowanie na bakier, a na dodatek dla osiągnięcia swych celów bez oporów posuwa się do czynów po prostu obrzydliwych.(…)
Jakim cudem autorka znakomitych „Biegunów” napisała dzieło tak nieudane? Czy nie zdawała sobie sprawy, że bardziej nim słusznej sprawie zaszkodzi, niż pomoże? A może to miała być jakaś prowokacja?
Wolę założyć, że w Wydawnictwie Literackim doszło do pomyłki i otrzymałam po prostu utwór napisany dla rozrywki przez znudzonego praktykanta.”
18 marca, 2010 o 7:36 pm
Opinia Pani Niemczyńskiej o książce Tokarczuk wydaje mi się bardzo subiektywna i dość specyficzna.
Czy naprawdę, Miriam, tak dosłownie się z nią zgadzasz?
(Napiszę wprost, że wolałbym usłyszeć Twoje WŁASNE zdanie :) )
PS. Mimo wszystko dziękuję za ten fragment recenzji, bo rzeczywiście wprowadza on „nowe słowo” do naszej dyskusji.
19 marca, 2010 o 2:07 pm
Hm… To ciekawe, że zamieściłeś ten wpis akurat teraz. Właśnie wysłałam recenzję książki Tokarczuk do „Miesięcznika…”.
Ta książka wzbudziła we mnie wiele emocji. I takich negatywnych – irytacja nachalną lewicowością Tokarczuk, i takich pozytywnych – jej opis tego małego świata w jakiś sposób odpowiada mojemu postrzeganiu, tyle że ona to ładnie zamknęła w zdania.
Nie potrafię ocenić tej książki pod kątem filozofii, bo ja naprawdę nie rozumiem wszystkich tych zawiłych filozoficznych terminów. Być może jest to książka powierzchowna, jeżeli patrzeć na nią jako na jakiś tam rodzaj wykładu o współczesnym świecie. Ale ja też jestem powierzchowna, więc i w książce mnie to nie razi. Może ja po prostu jestem dobrym targetem dla tego typu literatury? Może to książka dla takich jak ja?
Jestem świadoma, tak mi się przynajmniej wydaje, wszystkich mielizn powieści Tokarczuk. Ale wybaczam jej to, bo już dawno nie czytałam książki tak mnie intelektualnie, hm, stymulującej. Powtarzam – może to dlatego, że sama nie jestem jakoś intelektualnie wyrafinowana i odbieram świat w prosty sposób, trochę gwałtownie i emocjonalnie, czasami nie ogarniając zupełnie wszystkich tych epistemologicznych zawiłości.
Recenzję musiałam napisać, ale tak się złożyło, że to „musiałam” zamieniło się w „chcę”. Dlatego jest to chyba szczery tekst.
Aha, Tokarczuk jest inna w swoich starszych książkach. Nie wiem, czy warto ją polecać, ale chyba nie wolno o niej zapominać.
19 marca, 2010 o 2:43 pm
Droga kuzynko, o jakiej Ty „lewicowości” Tokarczuk piszesz, to ja nie wiem :) Bo mnie się wydaje, że to określenie dość dawno przeszło już do lamusa, zwłaszcza w odniesieniu do pisarzy, artystów… (A jeśli nie przeszło, to przejść, moim zdaniem, powinno).
Piszesz, że nie potrafisz ocenić tej książki „pod kątem filozofii”, bo naprawdę nie rozumiesz „tych wszystkich zawiłych filozoficznie terminów” i w sumie jesteś „powierzchowna”.
Ależ pani doktor :) , czy nie posuwa się pani z tą swoją skromnością za daleko? Jeśli chodzi o mnie, to ja raczej tej „powierzchowności” nigdy w pani nie widziałem, mimo że znamy się, jakby nie było, od dziecka :)
Ale wróćmy do powagi i zarazem ad rem: ja nie dostrzegłem w książce Tokarczuk żadnej filozofii, którą można by potraktować poważnie. Raczej infantylizm, naiwne postrzeganie rzeczywistości, rodzaj ideowej dziecinady… Nawet te cytaty z Balke’a… Zwróć uwagę, jakie one są w sumie trywialne (nawet fama Blake’a jako wielkiego poety i mistyka, nie jest mi w stanie tego przysłonić).
Wg mnie ta książka ma jednak wartość dzięki problematyce, jaką podejmuje. I to właśnie ona, (a nie sama książka) jest dla mnie „intelektualnie stymulująca” :)
* * *
PS. Twoją recenzję przeczytałem. Tekst ciekawy, jak zresztą większość tekstów, które wychodzą spod Twojego pióra :)
Dziękuję, że mi pozwoliłaś go tutaj zamieścić. Kto będzie chciał, to przeczyta. Może nawet odniesie się do tego, co napisałaś?
* * *
A oto fragmenty recenzji mojej kuzynki Joli (zamieszczonej w „Miesięczniku…”) :
Bohaterka nowej powieści Olgi Tokarczuk imponuje mi. Tym, że wie, co myśleć o świecie, ale stara się, powtarzam, stara się swojego światopoglądu nie narzucać innym… Do czasu, gdy sprzeciwi się, dość radykalnie jak na wegetariankę, zabijaniu zwierząt.
Zapomni tylko o jednym. Że hipokryzja to wszechobecne zjawisko i nie omija nawet świętych, tych kościelnych i tych zupełnie świeckich. Bo to, że bohaterka, niejaka Janina Duszejko, korzysta z laptopa, też trochę to środowisko zubaża i zaśmieca. Trzeba było wyciąć trochę drzew, wypłoszyć trochę ptasząt, przepędzić szare myszy. Zanieczyścić rzeki, a potem zapełnić śmietniska.
Tak czy inaczej, proekologiczne zapędy pani Duszejko mogę poprzeć z całego serca, ale ze świadomością pewnej dozy hipokryzji, która jak wirus opryszczki tkwi w organizmie każdego człowieka.
Janina jest wegetarianką. Zazdroszczę jej tego, bo sama nie umiem siebie przekonać, że nie jestem drapieżcą. Żal mi zabijanych zwierząt, ale nie zaprzeczę, że jestem drapieżcą. A nawet gdybym nie jadła mięsa, to i tak tym drapieżcą zostanę, albo uzurpatorem: Domek w lesie? Zabieram przestrzeń zwierzętom, wycinam drzewa. Domek w bloku – wylewam do rzek hektolitry nie zawsze biodegradowalnych chemikaliów. Właściwie w obu tych miejscach to robię. Generalnie – psuję. Ale myślę sobie też, że gdyby niektóre drapieżne zwierzęta ogłosiły się wegetarianami, nasz ekosystem by runął.
Po przeczytaniu książki Tokarczuk, wiem, że nadal nic nie wiem, że nie umiem powiedzieć „tak, tak, nie, nie”. Od dawna jestem jednak przekonana, że zabijanie to okrucieństwo tylko w ludzkim świecie, ponieważ dla zwierząt to konieczność. Jest więc zabijanie obok rozmnażania integralną częścią naszego świata. Ale dlaczego jest okrutne? Może dlatego, że jesteśmy drapieżcami-psychopatami: marnujemy, zabijamy w nieskończoność, chodzimy w cudzej skórze i futrze, a przede wszystkim – oszukujemy. Bo wabimy i podstępem szlachtujemy. Dlatego słuszny był gniew Janiny, gdy kazano jej uczcić patrona myśliwych – Huberta. Tego, któremu ukazał się nad jeleniem Chrystus. Po to, by przestał zabijać, a nie po to, by lepiej wiodło mu się na polowaniach. Jednak ludzie w swej pokrętnej logice uczynili go patronem tych, którzy odbierają życie nie dlatego, że są głodni, ale dlatego, że to ekscytujący sport.
W naszym kraju popularne jest też hasło, z którym pradziadowie szli do boju – Bóg, Honor, Ojczyzna. Tylko jak to się ma do piątego przykazania? Kiedy zabijanie przestaje być zabijaniem i staje się „powinnością”? Ktoś taki, jak Janina Duszejko pewnie i na ten temat miałby swoją opinię.
JG („Miesięcznik…”)
21 marca, 2010 o 4:50 pm
A to takie proste i więcej nie trzeba tłumaczyć. Czara ujęła to w kilku zdaniach:
„Dochodzę do wniosku, że chyba głównym “przestępstwem” Tokarczuk było ujęcie ważnego tematu i swojego gniewu w formę pastiszu. Ciekawe, czy byłoby lepiej, gdyby napisała napuszony traktat moralny, w którym Duszejko byłaby posągową postacią, bez żadnych odcieni komicznych?”
PASTISZ
ODCIENIE KOMICZNE
– to słowa klucze, jeżeli chodzi o powieść Tokarczuk
Lewicowość – bo Tokarczuk obraca się w kręgu "Krytyki Politycznej" – a tam zawsze kościół jest głównie zły, młodzi są głównie dobrzy, a czasami, tylko dla równowagi, Kinga Dunin broni starszych pań, które się lekceważy w dzisiejszych okrutnych czasach ;)
;) ;) ;)
21 marca, 2010 o 5:11 pm
Kuzynko Jolu, problem w tym, że ja raczej nie widzę tej książki w kategorii pastiszu. Odcienie komiczne tam są, ale wg mnie raczej niezamierzone. Jest to moim zdaniem książka chybiona przede wszystkim pod względem… literackim. Innymi słowy – jest to literatura słaba i cokolwiek… „cienka”.
And by the way: co byś powiedziała na takie słowa krytyka literackiego Leszka Bugajskiego, który niedawno w jednym z numerów „Newsweeka” tak pisał o najnowszej książce Tokarczuk?:
„Caryca polskiej literatury wydała nową powieść, której podstawowe założenie zrodzone jest z dziwacznej intelektualnej aberracji wegetariańsko-ekologicznej. Olga Tokraczuk w ‚Prowadź swój pług przez kości umarłych’ najzupełniej poważnie sugeruje, że można zabijać ludzi za to, iż są myśliwymi i polują na zwierzęta. (…) Jestem przekonany, że zrównanie – bez jakichkolwiek rozterek moralnych – śmierci zadawanej zwierzętom z mordowaniem ludzi to niezwykłe horrendum etyczne. Tym bardziej, że powieściowy sprawca trzech morderstw nie przeżywa żadnych rozterek i wszystko, czego się dopuścił, uchodzi mu bezkarnie.
Wydawać by się mogło, że skoro ważna pisarka publikuje tak – nazwijmy rzecz po imieniu – głupi utwór, rozlegną się głosy oburznia albo chociaż zdumienia (…).”
* * *
Czy w tym co pisze Bugajski nie ma czegoś na rzeczy?
23 marca, 2010 o 11:52 pm
Bugajskiego należałoby poćwiartować i posolić – dlaczego zdradza pointę, przecież to kryminał! Jak typowy „zabawopsuj” – sam się źle bawi, to i innym popsuje ;)
A poważnie, przede wszystkim po raz kolejny widzę, że kiedy coś wymyka się poza pojęcie i wrażliwość danego „krytyka” od razu jest „głupie”. Wydaje mi się jednak, że to słowo-wytrych bardziej demaskuje używającego go niż obraża tak określanych…
Po drugie: nazwanie wegetarianizmu i ekologii „aberracją” czyli (po polsku mówiąc) zboczeniem, ponownie demaskuje Pana Bugajskiego i nie mam już wątpliwości, z jakimi uprzedzeniami podszedł do tej książki. Ja nie jestem ani wegetarianką, ani ekolożką, niemniej dobrze, że są takie dzieła, które zwracają uwagę na cierpienia innych stworzeń. Też czuję się z tym niewygodnie, ale czy to nie jest rola literatury – nawet zaszokować, żeby wstrząsnąć, skoro chodzi o powód ważny, jak cierpienie istot żywych?
Po trzecie: nie sądzę, żeby Tokarczuk „sugerowała” nam wszystkim przechadzanie się z narzędziem zbrodni i przykładanie nim każdemu napotkanem myśliwemu. Duszejko, pomimo całej sympatii jaką do niej żywię, jest ukazana jako postać tajemnicza i dziwaczna, choć narracja jest pierwszosobowa, nasuwają się wątpliwości czy starsza Pani ma jeszcze mocny kontakt z rzeczywistością. „Nie przeżywa żadnych rozterek” – Tokarczuk nie odbywa sądu nad Duszejko, mam wrażenie jednak, że fragment o „mechanizmach obronnych” mówi właśnie o tym, że gdyby Duszejko pozwoliła sobie zrozumieć swoje czyny, ta prawda by ją przygniotła.
Poza tym w tekście, o którym mówisz, Bugajski skarży się że poczuł się „oszukany przez pierwszoosobowego narratora”. Toż to jest argument naprawdę wart śmiechu. Jak pisałam, nie jestem znawczynią kryminałów, ale szok ten przeżyłam już czytając Christie wiele lat temu, może Pan Redaktor też powinien ;)
8 Maj, 2010 o 7:21 am
Czy ktos jest mi w stanie odpowiedziec, albo chociaz sprobowac odpowiedziec na nastepujace pytanie:
DLACZEGO „zrownanie – bez jakichkolwiek rozterek moralnych – smierci zadawanej zwierzetom z mordowaniem ludzi to niezwykle horrendum etyczne” ?
Ja widze w takim stwierdzeniu jedynie szowinizm gatunkowy. Bardzo bym chciala zrozumiec dlaczego tak wielu ludzi widzi w tym prawde oczywista.
8 Maj, 2010 o 1:06 pm
Marto, czy nigdy nie zabiłaś w swoim życiu muchy albo jakiegoś robala?
A jeśli zabiłaś – a śmiem twierdzić, że zabiłaś – to czy odczuwasz wobec tego faktu takie same wyrzuty sumienia, jak gdybyś zabiła człowieka?
Oto masz odpowiedź na to, dlaczego wydaje się nam oczywiste to, że zabicie człowieka jest jednak większą zbrodnią, niż zabicie zwierzęcia.
Czy naprawdę uważasz, że życie człowieka nie jest więcej warte od życia zwierzęcia?
Czy gdyby – przepraszam za ten drastyczny przykład – na rzeź prowadzono jakąś krowę, to uważałabyś, że to taka sama zbrodnia (i horrendum) jak wtedy, gdyby prowadzono na rzeź Twoją matkę?
A przecież, być może w Twoim sąsiedztwie jest jakaś hodowla, czy ferma, na której zabija sie dziennie setki zwierząt.
Czy reagujesz na to tak samo, jak gdyby mordowano tam ludzi?
No więc jak to jest (odpowiedz sobie szczerze): czy naprawdę uważasz, że życie zwierzęcia jest tyle samo warte jak człowieka?
15 Maj, 2013 o 4:02 pm
„Czy gdyby – przepraszam za ten drastyczny przykład – na rzeź prowadzono jakąś krowę, to uważałabyś, że to taka sama zbrodnia (i horrendum) jak wtedy, gdyby prowadzono na rzeź Twoją matkę?”
To może drugi przykład, równie – wybacz – nieuczciwy etycznie, co Twój – przeciwstawiasz jakiegoś anonimowego zwierzaka członkowi rodziny rozmówcy. A gdyby tak na odwrót?
Wyobraź sobie, że prowadzą na „rzeź” (nie dosłownie, jak w przypadku krowy – chodzi o fakt podobnej, okropnej i niezasłużonej śmierci) Twojego ukochanego psa-przyjaciela, który jest z Tobą od lat, z którym chodzisz na spacery i opiekujesz się nim… czy byłoby Ci go mniej żal, niż pedofila i wielokrotnego mordercy, który właśnie siedzi na krześle elektrycznym i oczekuje na wyrok? Gdybyś mógł ocalić któreś życie, to czyje byś wybrał? Przeżyłby Twój zwierzęcy przyjaciel czy osobnik tego samego gatunku, który reprezentujesz i Ty, i który to osobnik wg Twoich kryteriów jest lepszy z samej tylko przyczyny, takiej, że jest humanoidem…? I nieważne, że jest kanalią i nikczemnikiem. Opromienia go „święta” aura człowieczeństwa wszakże…
15 Maj, 2013 o 4:44 pm
Dlaczego piszesz, że te przykłady są „nieuczciwe etycznie”? Może zawierają w sobie pewien element (emocjonalnego) szantażu, ale jak najbardziej są etyczne – tzn. dotyczą bardzo ważnego problemu etycznego. Innymi słowy: są usprawiedliwione, jeśli chodzi o zasadność ich postawienia.
Może się zdziwisz, ale jednak uważam, że życie tego „pedofila i wielokrotnego mordercy” byłoby ważniejsze od życia mojego psa. Oczywiście, moja miłość do tego psa (czyli moje emocje) powodowałyby to że chciałbym go ocalić – ale przecież te emocje nie mogą determinować mojej postawy etycznej, czy też negować systemu etycznego, który przyjąłem i który wyznaję (byłoby to właśnie nieetyczne).
A kontynuując ten drastyczny (i wydumany jednak) przykład: gdyby skazano na karę śmierci moje dziecko, które kocham, (a które popełniłoby jakąś okrutną zbrodnię), to przecież nie mógłbym kwestionować jego winy (i tego, że czyn jakiego się ono dopuściło, był złem), tylko dlatego, że emocjonalnie nadal byłbym z nim związany i chciałbym ocalić jego życie.
Nota bene – jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale to nic nie ma do czynienia z odpowiedzią, jaką Ci udzieliłem.
To jest zresztą sytuacja bardzo hipotetyczna. Ponadto, życie mordercy nie można stawiać na równi z życiem ofiary: przecież usprawiedliwione byłoby zabicie mordercy, by uratować życie jego ofiary. Czyli wartość życia ludzkiego nie jest bezwzględna – i zależy od sytuacji i okoliczności. Ale jednak nie można jej zrównywać z wartością życia zwierzęcia, bo to zrównywałoby ze sobą (w prawach) ludzi i zwierzęta – czyli wywróciłoby do góry nogami cywilizację, którą budujemy od setek tysięcy lat.
15 Maj, 2013 o 4:51 pm
Całkiem możliwe, że ocaliłbym wtedy życie mojego psa – a skoro tak, to ten mój wybór nie byłby etycznie usprawiedliwiony (czyli postąpiłbym nieetycznie).
Mało tego – popełniłbym zbrodnię, gdybym wiedział, że ten człowiek jest niewinny, a mimo to wybrałbym ocalenie życia mojemu psu.
21 marca, 2010 o 5:54 pm
Czyli, jak z Twojej recenzji wynika, treść wylała się z formy, jak wyrośnięte drożdżowe ciasto z dzieży. Książki nie czytałam, ale ilustracje Jaromira Svejdikate – zajączki i dzik na czarnym tle wyglądają jak kpina z potencjalnego czytelnika.
Kiedy czytałam Twoje rozważania na temat zabijania zwierząt i o polowaniu, przypomniały mi się obrazy Fransa Snyders’a. Ot, dla przykładu:
A Game Stall by Frans Snyders
Cook at a Kitchen Table with Dead Game on it
Najprawdopodobniej, góry zabitej dziczyzny zachwycały artystę, którą tak namiętnie malował. Czy te obrazy są przykładem barbarzyńskiej mentalności sprzed kilku wieków? A jak wyglądają nowoczesne farmy drobiu, gdzie na każdą klatkę przypada ścisłe określona ilość kurcząt? Kurczaki rosną, w klatce robi się coraz ciaśniej. Minimum ruchu, muszą tylko jeść i przybierać na wadze. W chwili, kiedy urosną na tyle, że w klatce zabraknie wolnego miejsca, idą na ubój. Żywe ptaki podwiesza się za nogi na specjalnej ruchomej taśmie, która porusza się w kierunku maszyny obcinającej im głowy…
21 marca, 2010 o 6:37 pm
George Eliot, muszę napisać, że przedstawione przez Ciebie obrazy… bardzo mi się podobają.
I – trzeba to sobie uczciwie powiedzieć – już w tym stwierdzeniu zawiera się zarówno hiopokryzja, jak i dwoisty stosunek, jaki mamy do zabijania zwierząt.
A dlaczego mi się podobają?
Po pierwsze, z przyczyn estetycznych: uważam, że te obrazy są znakomicie namalowane.
Po drugie, z uwagi na moją nieświadomość tego (a właściwie nie przyjmowanie tego do świadomości), że – aby skomponować takie piękne malowidło – trzeba było wcześniej dokonać masakry żywych stworzeń.
Tak więc, ja nie widzę tu (raczej) trupów, tylko kolorowe, kształtne, estetyczne rzeczy – które stają się elementami zgrabnej kompozycji; nie widzę (przede wszystkim) zaszlachtowanych zwierząt, tylko pokarm, żywność, czyli przygotowywane na wystawną ucztę wielkie, smakowite żarcie.
To właśnie na tym polega to dwoistość i hipokryzja.
Na jeszcze jedną ciekawą rzecz warto tu moim zdaniem zwrócić uwagę: pies i kot, mimo, że to właściwie takie same zwierzaki, jak te zabite, to są one jednak po naszej stronie. Wcale nie myślimy je zjadać, wręcz przeciwnie – uczyniliśmy z nich naszych wspólników w zbrodni (i to wystarczyło, by uznać ich za naszych „najlepszych przyjaciół”).
No czyż nie jesteśmy strasznie przewrotnymi kreaturami? ;)
8 Maj, 2010 o 7:35 am
Nasze spojrzenie warunkuje kultura, w ktorej zyjemy. Oraz to co chcemy zobaczyc. Biolog widzi w lesie zyjacy ekosystem, Romantyk miejsce schadzek a Drwal miejsce pracy. Las jest ten sam. I kazde z tych spojzen niesie w sobie kawalek prawdy o lesie.
Ja widze na powyzszych obrazach to samo co widzialam na zdjeciach w Obozie Koncentracyjnym w Oswiecimiu, Ty widzisz piekne ksztalty i kolory.
Kultura nas usprawiedliwia. „Wierzymy w to co robimy, bo inni tez w to wierza i robia to co my”.
Kulture mozna postrzegac jako zestaw tatuazy jakie mamy w glowie. Formowaly sie one przez stulecia i mialy swoje cele. Trzeba jednak pamietac, ze czasy sie zmieniaja, zmienia sie nasz styl zycia, zmieniaja zagrozenia i potrzeby. Uczymy sie i rozwijamy. Niektore tresci niesione przez kulture przestaja byc aktualne. Ale sa wygodne i bezpieczne. Sa usprawiedliwieniem. Ale niezbyt dobrym. Moim zdaniem sa usprawiedliwieniem dla leni, ktorym nie chce sie poddac tego co maja w glowie rewizji. A rewizja taka jest potrzebna, chocby po to, zeby poglady zuzyte, niepotrzebne i nieprawdziwe (bo przeciez ciagle sie rozwijamy i uczymy, hipotezy i teorie sa obalane) zastapic tymi, ktore udalo nam sie udowodnic i uznac. Nie ma rozwoju bez takiej rewizji. W waskim i szerokim znaczeniu slowa „rozwoj”.
Kiedys ludzie uwazali za normalne i oczywiste posiadanie niewolnikow i ich wlasnie widzieli patrzac na osoby o ciemnym kolorze skory. Wraz ze wzrostem swiadomosci i rewizji takich pogladow, to sie zmienilo. I oby tak dalej!
22 marca, 2010 o 11:56 am
kuzynie, czytujesz newsweeka? ;)
„podstawowe założenie zrodzone jest z dziwacznej intelektualnej aberracji wegetariańsko-ekologicznej. Olga Tokraczuk w ‘Prowadź swój pług przez kości umarłych’ najzupełniej poważnie sugeruje, że można zabijać ludzi za to, iż są myśliwymi i polują na zwierzęta. (…) Jestem przekonany, że zrównanie – bez jakichkolwiek rozterek moralnych – śmierci zadawanej zwierzętom z mordowaniem ludzi to niezwykłe horrendum etyczne”
czy bugajski nie zetknął się z czymś takim jak poetyka?
janina duszejko – no jak to brzmi??? plizzz… już to jest pierwszym sygnałem, że to POSTAĆ LITERACKA, FIKCYJNA, a nie głosiciel prawd objawionych.
może warto też przypomnieć sobie coś takiego jak wyznaczniki literackości :))
a tak na marginesie – ja bym chciała chodzić w ludzkiej skórze. patrzyłabym, jak ludzi zamyka się w ciasnych pomieszczeniach, karmi paszą, a potem każe im czekać na własną rzeź.
na koniec miałabym parę pięknych bucików z ludzkiej skóry.
ale to przecież takie yyy… nieludzkie.
(a tak na koniec a propos słów bugajskiego i nie tylko…
– lubimy pisać traktaty o moralności, czytać ojców kościoła, filozofów, ale nie potrafimy się przyznać do naszej pokrętnej moralności i pieprzymy coś o etyce.
już wolę świat janiny duszejko, naprawdę. przynajmniej wiem, że on jest na niby…
te wszystkie dywagacje-sracje – trochę mnie to nuży, wybacz. czemu to służy? może po prostu zaspokojeniu własnej próżności intelektualnej).
22 marca, 2010 o 12:41 pm
No dobrze… zostawmy w spokoju Bugajskiego i Janinę Duszejko w tym jej najlepszym wg Ciebie (bo istniejącym „na niby”) ze światów.
„(…) ja bym chciała chodzić w ludzkiej skórze. patrzyłabym, jak ludzi zamyka się w ciasnych pomieszczeniach, karmi paszą, a potem każe im czekać na własną rzeź.
na koniec miałabym parę pięknych bucików z ludzkiej skóry.
ale to przecież takie yyy… nieludzkie.”
Rozumiem, że ten powyższy cytat odnosisz także do siebie?… bo póki co chodzisz w skórze świńskiej, wołowej, koziej i… jakiej tam jeszcze. No i jesz steki, kurze udka, szynki, kiełbasy, galaretki, pasztety i cielęce wątroby.
Czy wyobrażasz sobie, że jakiś byk np. bierze tasaka, wyrąbuje z Twojej pupy kawał mięcha i go konsumuje po uprzednim przyprawieniu (albo i nie)?
Czy wobec tego wszystkiego nie sądzisz, że robiąc podobne analogie dochodzimy do absurdu?
A wystarczy się przyznać, że jesteśmy w łańcuchu pokarmowym wyżej, niż te wszystkie wymienione przez Ciebie zwierzęta i… wszystko robi się jasne. To my ich pożeramy, a nie one nas (z małymi wyjątkami ;) ) I taki jest naturalny porządek rzeczy.
A dzięki Komu (Czemu) tak jest?
Jeśli jesteś wierząca, to wniosek jest nieunikniony: oczywiście, że dzięki Bozi.
„te wszystkie dywagacje-sracje – trochę mnie to nuży, wybacz. czemu to służy? może po prostu zaspokojeniu własnej próżności intelektualnej”
A nieładnie ;) I to pisze Pani Doktor?
Wybacz, ale to brzmi jak tłumaczenie się nieuka, któremu nie chce się wziąść się za książkę, ani za coś, co go zmusi do myślenia… Bo i po co? Dywagacje-sracje, czytanie-sranie (sorry… ale ja przyjmuję tylko Twoja stylistykę ;) )
Jolu, ale tak poważnie: to po jaką cholerę przeczytałaś te parę tysięcy książek w swoim życiu? Po co piszesz te swoje recenzje? („czemu to służy? może po prostu zaspokojeniu własnej próżności intelektualnej”?)
Po co szukasz głębszych filmów, bardziej sensownej sztuki, mądrzejszego pisania?
Czyli co? Mamy wyrzucić do kosza znaczną część literatury, i prawie wszystkich filozofów (od Arystotelesa i Platona począwszy, na Popperze i Kołakowskim skończywszy?… bo to „dywagacje-sracje”?)
„lubimy pisać traktaty o moralności, czytać ojców kościoła, filozofów, ale nie potrafimy się przyznać do naszej pokrętnej moralności i pieprzymy coś o etyce.”
A ja się jednak potrafię do tego przyznać i moje teksty służą między innymi temu, by innych sprowokować do tego samego: do rewizji naszych stereotypów, do zastanowienia się nad tym, co rzeczywiście nami kieruje, do przyznania, że jesteśmy „pokrętni moralnie” a kiedy mówimy coś o etyce, to często po prostu „pieprzymy”; czyli, ogólnie – do myślenia. (Czy to jest „zaspakajanie własnej próżności intelektualnej”?)
Ja tam nie mam zbyt wygórowanych wyobrażeń o swojej sprawności intelektualnej. Wręcz przeciwnie: boleję nad moją ograniczonością pod tym względem, tudzież nad tym, że mój rozumek jest jednak taki malutki ;)
Czy to jest próżność?
Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym być inteligentniejszy i mądrzejszy… niż jestem ;)
8 Maj, 2010 o 7:51 am
Ojej, bardzo dalam sie wciagnac w te komentarze! Mam nadzieje, ze Ci to jakos szczegolnie nie przeszkadza? :)
Uwielbiam takie dyskusje i tak naprawde nie pisze, zeby kogos do czegos przekonac (niestety bo stracilam bardzo duzo nadzieji w tej akurat kwestii) ale zeby zrozumiec ludzi, ktorzy mysla inaczej niz ja. Przyznaje sie: szukam tego punktu, w ktorym zostal popelniony blad.
Chcialabym sie dowiedziec, dlaczego rzeczy dla mnie absolutnie oczywiste jawia mi sie jako takie. I dlaczego innym nie.
No i znalazlam taki Twoj tekst, o ktory chcialam Cie zapytac:
„A wystarczy się przyznać, że jesteśmy w łańcuchu pokarmowym wyżej, niż te wszystkie wymienione przez Ciebie zwierzęta i… wszystko robi się jasne. To my ich pożeramy, a nie one nas (z małymi wyjątkami ;) ) I taki jest naturalny porządek rzeczy.”
Myslisz, ze to jest usprawiedliwienie? Dla mnie sie wcale nic jasne nie robi. Bo idac tym tropem dochodze do prawa silniejszego.
Lancuch pokarmowy jest przeciez tylko tworem myslowym czlowieka. Tak sobie poukladal zwierzeta, zeby nad nimi gorowac.
Przeciez lew zjada czlowieka. I rekin, i wiele innych stworzen… A do tego lew naprawde bez miesa by nie przezyl. A ja przezylam, przez 34 lata i mam sie dobrze. :)
8 Maj, 2010 o 12:53 pm
„Łańcuch pokarmowy jest przecież tylko tworem myślowym człowieka.”
Marta, wybacz, ale nie mogę się tutaj z Tobą zgodzić.
Łańcuch pokarmowy nie jest żadnym „tworem myślowym człowieka”. Jest występującym w przyrodzie faktem. (I gdyby człowieka nie było, to łańcuch pokarmowy istniałby w przyrodzie również… i jak najbardziej ;) )
Na czym on polega?
Ano np. na tym, że lew pożera jagnię – a nigdy nie jest odrwotnie.
Czy wyobrażasz sobie mrówkę, która pożarłaby (żywego) mrówkojada?
To prawda: czasem lew czy niedźwiedź zjada człowieka, ale to tylko dlatego, że pewne zwierzęta (a zwłaszcza drapieżniki) konkurują ze sobą o pozycję w łańcuchu pokarmowym).
Ja się nie wypieram tego, że jestem drapieżnikiem (bo jem mieso i wiem, że gdybym znalazł się np. na bezludnej wyspie, to – aby utrzymać się przy życiu – polowałbym na zwierzęta, gdybym tylko mógł ;) Ba! Rozkoszowałbym się wręcz pieczenią po takim udanym polowaniu :)
22 marca, 2010 o 1:37 pm
po prostu się nie rozumiemy :)
„Czy wyobrażasz sobie, że jakiś byk np. bierze tasaka, wyrąbuje z Twojej pupy kawał mięcha i go konsumuje po uprzednim przyprawieniu (albo i nie)?
Czy wobec tego wszystkiego nie sądzisz, że robiąc podobne analogie dochodzimy do absurdu?
A wystarczy się przyznać, że jesteśmy w łańcuchu pokarmowym wyżej, niż te wszystkie wymienione przez Ciebie zwierzęta i… wszystko robi się jasne. To my ich pożeramy, a nie one nas (z małymi wyjątkami ;) )
A dzięki Komu (Czemu) tak jest?
Jeśli jesteś wierząca, to wniosek jest nieunikniony: oczywiście, że dzięki Bozi.
(…) Ja tam nie mam zbyt wygórowanych wyobrażeń o swojej sprawności intelektualnej, więc trudno mi mówić o “próżności intelektualnej”. Wręcz przeciwnie: boleję nad moją ograniczonością pod tym względem, tudzież nad tym, że mój rozumek jest jednak taki malutki.”
Oj tam, nie zapisuje się setek stron i nie publikuje ich, nie mając wygórowanych wyobrażeń o swojej sprawności intelektualnej. Tacy „małym rozumkiem” po prostu nie piszą tak rozbudowanych krytyk, polemik, analiz :)
22 marca, 2010 o 2:05 pm
A może kogoś po prostu denerwuje to, że – jak uważa/podejrzewa – ktoś inny myśli, że ma „wygórowane wyobrażenia o swojej sprawności intelektualnej”? ;)
Jak to powiedział La Rochefoucauld:
“Tym, co sprawia, że próżność innych jest dla nas nieznośna, jest fakt, że uraża ona naszą własną.”
:)
PS. A tak wogóle, to dlaczego „wygórowane”?
Czy jeśli się nie ma „wygórowanych wyobrażeń o swojej sprawności intelektualnej” to już nie można niczego publikować?
22 marca, 2010 o 2:16 pm
aha, kilka wywodów mi obcięło w poprzednim poście (ach, te małe móżdżki :) )
naprawdę nie trzeba się utożsamiać z bohaterką książki, żeby przyznać jej rację w kilku miejscach.
widzę, że ludzie, którzy czytają książkę tokarczuk odbierają ją na poziomie baśniowym (było coś takiego na poetyce) – wszystko, co przeczytali natychmiast bezpośrednio odnoszą do świata rzeczywistego. i weryfikują. wiadomo, że książka przegrywa wtedy z kretesem.
do tej książki nie można chyba aż tak serio podchodzić.
na litość boską, bohaterka nazywa się janina duszejko, ma przyjaciela dyzia i choć jest przeciwniczką zabijania, zabija kilku ludzi. chyba nie posądzamy tokarczuk o to, że jest kretynką i każe nam na to patrzeć zero-jedynkowo, hołubiąc bohaterstwo janiny i potępiając wszystkich mięsożerców świata.
ja odniosłam wrażenie, że ona raczej (lubisz to określenie, kuzynie:) ) prowokuje do polemiki, sama nie będąc wolną od absurdów…
i wydaje mi się, że tej książki nie trzeba nawet lubić ani tym bardziej uznawać za „prawdziwą literaturę”, żeby coś tam z niej dobrego wyciągnąć.
co do literackości – jest tam opis pogrzebu Wielkiej Stopy. trudno mi przyznać, że to marna literatura… marna literatura to taka, która nie wywołuje żadnych emocji, nie daje żadnej impresji, nie daje opisu jakichś tam unieweralnych stanów. a ja pamiętam taki właśnie stan, jaki ona tam opisała, bo przeżyłam coś takiego podczas pogrzebu znanej nam osoby.
nie widziałam też w polskiej literaturze tak ciepłego, ale krytycznego jednocześnie (w nienachalny sposób) opisu polskich spotkań biesiadnych, polskiej prowincjonalności.
to właśnie „smak literacki” tokarczuk sprawił, według mnie, że czytało mi się te fragmenty wyśmienicie.
co do łańcuchów pokarmowych – jeżeli wiążesz to i terminologię z tej biologicznej półki z bogiem, to i pamiętaj, że idąc tym tropem, trzeba powiedzieć, że możesz mieć wiele partnerek seksualnych, bo to służy rozbudowaniu tego łańcucha pokarmowego, prokreacji, jednym słowem :) a tego już chyba bozia nie zaleca w takiej dowolności.
mnie też astrologia wydaje się głupstwem. ale ktoś powie, że głupstwem jest dziewica, co ją zapładnia duch i ona potem rodzi dziecko. a jednak rzadko ktoś mówi, że chrześcijaństwo to głupstwo.
i tak dalej.
taka książka jak „PSPPKU” przekonała mnie, że nie muszę się z czymś zgadzać, nie musi mi coś imponować swoją olśniewającą mądrością i logiką, żebym na to chciała popatrzeć z ciekawością, a nawet żebym znalazła w tym coś cennego.
pozdrowienia
nieuk ;)
22 marca, 2010 o 2:41 pm
„… to i pamiętaj, że idąc tym tropem, trzeba powiedzieć, że możesz mieć wiele partnerek seksualnych, bo to służy rozbudowaniu twego łańcucha pokarmowego, prokreacji, jednym słowem, a tego już chyba bozia nie zaleca w takiej dowolności.”
Ja naprawdę nie wiem co Bozia zaleca, a czego nie zaleca (i nie za bardzo dowierzam tym, którzy twierdzą, że to wiedzą).
Bozia muzułmanów np. zaleca (mieć wiele żon). Zresztą, bozie większości religii, jakie stworzył człowiek to zalecały (bo większość kultur aprobowało poligamię).
To, że urodziłem się w kręgu kulturowym, gdzie panuje monogamia, jest dziełem przypadku. Gdybym się urodził w innej kulturze, która dopuszcza poligamię, to mógłbym mieć wiele kobiet i im więcej bym ich miał, tym bardziej byłbym szanowany (bo przykładnie wypełniałbym „wolę bożą”… dodam: ichniej „bozi”). Nasza kultura poszła zaś w innym kierunku, więc za to samo byłbym potępiony :)
Czego właściwie chce Bozia?
Otóż, ogólnie, wygląda na to, że „bozia” chce aby życie samo się podtrzymywało i geny były przekazywane dalej.
A biedny człowiek chce się w tym wszystkim jakoś znaleźć i połapać, tworząc coś takiego, jak kulturę (w tym i religię), która ten żywioł zwany życiem próbuje po swojemu regulować i uporządkować.
W sumie to jest proste i nie wymaga aż takich strasznie zaawansowanych dywagacji :)
(Tylko odrobinę otwartości umysłowej, pewnej odwagi w myśleniu i zdolności do postrzegania spraw takimi, jakie są naprawdę.)
uk :)
PS. „…mnie też astrologia wydaje się głupstwem. ale ktoś powie, że głupstwem jest dziewica, co ją zapładnia duch i ona potem rodzi dziecko. a jednak rzadko ktoś mówi, że chrześcijaństwo to głupstwo.”
Czyżbyś zrównywała astrologię z chrześcijaństwem?
PS 2. A Panią Janinę Duszejko to już sobie może odpuśćmy ;)
8 Maj, 2010 o 5:18 pm
„ale ktoś powie, że głupstwem jest dziewica, co ją zapładnia duch i ona potem rodzi dziecko. a jednak rzadko ktoś mówi, że chrześcijaństwo to głupstwo”-
oczywiscie, ze to glupstwo. Az dziwne, ze jeszcze sie w to wierzy. Ale niech bedzie. :) naleze do „rzadko”.
8 Maj, 2010 o 5:55 pm
To nie jest „głupstwo” ponieważ należy do kanonów wiary najliczniejszej religii na świecie.
I choćby z tego powodu należy się z tym „głupstwem” liczyć.
23 marca, 2010 o 8:52 am
Nie o książce, nie o autorce tej książki, ale na temat!… ;)
Wyżej podałam link do pięknej sceny :D
I tak sobie myślę, że to może ten grzech pierworodny spowodował, że teraz tak siebie zjadamy nawzajem i bynajmniej nie w znaczeniu metaforycznym ! ;)
23 marca, 2010 o 4:38 pm
Jula, sugerujesz, że te „wypasione” lwy, tygrysy i lamparty to z diety wegetariańskiej? oraz, że przed zerwaniem zakazanego owocu przez Ewę ludzie byli wegetarianami?
Sądzisz, że nasz ludzki grzech rozciąga się na wszystkie istnienia i teraz z tego powodu zwierzęta wzajemnie się pożerają ? Przy czym tak myśląc należy zauważyć, że choć ludzie sami zawinili to kara ich właściwie ominęła, bo z małymi wyjątkami mimo, że się z sobą kąsają i żrą, to się nie pożerają i to kuriozalnie dziki temu, że się nie trawią :)
pozdrawiam
23 marca, 2010 o 5:41 pm
Hehehe… Sarno no właśnie – skoro tak pięknie wszystko wyglądało, to co do licha jedli?…
Rośliny to też, hmmm… formy żywe ! … ;D))))
23 marca, 2010 o 11:54 pm
Skoro w raju ludzie żyli w wielkiej harmonii z przyrodą i mieli tylko zakaz zrywania owców z „Drzewa poznania dobra i zła” to widocznie żywili się owocami z „Drzewa życia”, które chyba Jula były czymś w rodzaju kosmicznej piguły :)
23 marca, 2010 o 5:59 pm
Nie czytałam, ale może kiedyś siegnę. A tak wogole to wydaje mi sie że Tokarczuk lepiej sie sprawdza w krótkich formach. Pamietam ile przyjemności miałam z Gry na Wielu Bebenkach i Szafy. Moze warto dac szanse pani Oldze w tomiku opowiadan?
25 marca, 2010 o 11:54 am
Pani Tokarczuk i tak nieźle sobie radzi. Nawet bez… naszego dawania jej szansy :)
28 marca, 2010 o 7:36 pm
Niektórzy muszą przeczytać Tokarczuk, inni obejrzeć film „Earthlings”. Filmu nie polecam (jest bardzo drastyczny, a do tego przejawia propagandowe przesłanki, ale może niektórych powinno się przytrzymać przez te 1,5h przed ekranem jak bohatera „Mechanicznej pomarańczy”), oglądałam tylko ze względów zawodowych. Kwestie polowań, jedzenia czy niejedzenia mięsa, a nawet hodowli zwierząt w celu rozrywkowo-towarzyszącym (pet) – to tematy-rzeki. Zachwycamy się górnolotną etyką i zastanawiamy nad idealnym światem, a tymczasem nie ma komu zwrócić uwagi na to, z jakim oznaczeniem kupuje jajka w sklepie, zwłaszcza że ich opakowania wyglądają nader zachęcająco (sianko, trawka, uśmiechnięta kura). Pomyślmy następnym razem, zanim sięgniemy po „trójki”: powierzchnia życiowa kury, która znosi 3PL, wynosi tyle co kartka papieru A4, kurom przycina się pazury i dzioby, bo konflikty między ptakami na tak małej powierzchni powodują „straty”, często przez całe życie nie widzą słońca ani trawy. Ot, taki temat do realizacji na np. od Świąt, jeden z wielu.
28 marca, 2010 o 7:40 pm
To co się dzieje w „fabrykach mięsa” to horror, o którym nikt z nas nie chce wiedzieć. Te wszystkie potworności, które wyprawiamy z naszymi „braćmi mniejszymi” wypieramy po prostu z naszej świadomości. Ale, jak myślę, prędzej czy później ludzkość będzie się musiała zmierzyć z tym problemem (zarówno z jego etyczną, jak i praktyczną stroną).
Ciekawy artykuł na ten temat przeczytałem niedawno w „Forum” Nr 9, 2010 (które przedrukowało go za „Suddeutche Zeitung” ). Dowiedziałem się z niego m.in., że – aby zaspokoić nasze zapotrzebowanie na mięso – zabijamy rocznie ok. 53 miliardy zwierząt. Czy to wogóle można sobie wyobrazić?
A przy okazji, pozwolisz Zoo-Logos, że podam adres Waszej organizacji, która zajmuje się edukacją i uświadamianiem ludzi jeśli chodzi o ich stosunek do zwierząt.
Oto Wasza deklaracja:
„Chcemy wraz z najlepszymi z branży zoologicznej zwracać uwagę na potrzeby pupili oraz propagować prawidłową opiekę oraz poczucie odpowiedzialności wśród ich właścicieli i miłośników, aby przyjaźń między człowiekiem a zwierzęciem była świadoma i dobra dla obu stron. Łącząc wiedzę z zakresu zoologii, zoopsychologii, socjologii oraz kulturoznawstwa, staramy się, aby nasz przekaz był niebanalny i angażował szeroki wachlarz uczuć, dzięki którym możemy nie tylko dotrzeć do świadomości konsumenta, ale też pozostać w niej na dłużej. Naszym śmiałym marzeniem jest pozytywny przekaz, który trwale zmieni na dobre stosunek człowieka do zwierząt. Poszerzajmy wspólnie zoohoryzonty!”
http://www.zoohoryzonty.pl/Stronagłówna/tabid/122/Default.aspx
PS. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie.
29 marca, 2010 o 6:29 am
Dziękuję również. Mam nadzieję, że wkrótce nasze plany edukacyjne ruszą, ZooEdukacja 2009 była jedynie rozgrzewką, Kopernik dla Zwierząt przyniósł wymierne, pozytywne skutki, z czego jestem dumna.
Opór społeczny jest duży – słyszałam już skargi podobnych aktywistów: „mówią nam, czemu się dziećmi nie zajmiecie osieroconymi albo chorymi, to ważniejsze” albo „przecież to jest tańsze, czemu mam przepłacać za takie samo mięso/jajka/skórę”. Postawę wobec zwierząt wynosi się głównie z domu, szkoła niewiele na ten temat mówi – a szkoda.
Nie chcemy namawiać do wegetarianizmu, w końcu człowiek jak świnia, wszystkożerny. Nie chcemy namawiać do adoptowania 5 psów ze schroniska naraz.
Chcemy uświadamiać dobre wybory – sterylizacje, rozpoznawanie dobrych hodowli, sprawdzanie warunków produkcji nabiału i wędlin przed zakupem, wskazywać, gdzie można szukać pomocy, zgłaszać przestępstwa wobec zwierząt. Nie umniejszymy złych praktyk, dopóki sami będziemy stwarzać popyt na ich wytwory.
Przepraszam, jeśli się ideowo rozgadałam;)
Pozdrawiam serdecznie
4 Maj, 2010 o 2:18 pm
Cóż rzec bez nadmiernego wymądrzania się i filozofowania czy zwierze to zwierze i ma mniej praw od człowieka, poza prawem kła i pazur i tego, że człowiek to też zwierzę, dodam od siebie takie dwie refleksje do tekstu powyższego artykułu.
Pierwsza będzie o tym, że to się za ileś naście lat zmieni i dumny padlinożerca i „morderca” człowiek bez wątpienia podzieli los zwierzęcia (i tu spoczywa jako taka sprawiedliwość), a zacznie od chwili, w której on sam skona dając życie licznemu robactwu.
Druga zaś to taka, że taki na przykład Hitler pokazał ludziom jak mało ich różni (bo coś na pewno) od zwierząt gdy ich jak zwierzęta potraktować.
8 Maj, 2010 o 6:35 am
Przeczytalam tekst z zainteresowaniem. Zanim jednak zabiore sie do czytania komentarzy, chcialabym napisac wlasny, zeby mi nie umknal i zebym sie nie sugerowala cudzymi.
Czesc trzecia tekstu jest rozbudowana i przemyslana. Czwarta natomiast, ktora ma ja krytkowac (albo moze mnie sie tak wydaje) nie podaje zadnych argumentow.
Rozumiem, ze mogla Ci sie nie podobac osoba Janiny Duszejko, z jej zamilowaniem do astrologii i z jej byciem kobieta. Ok, niech Ci bedzie. Kwestia gustu i podejscia do zycia. (Choc na ten temat tez chetnie bym podyskutowala). Ale nie rozumiem nastepujacego akapitu:
„Myślę, że takie lub podobne dylematy i pytania, tudzież myśli i refleksje, mogły zaprowadzić Janinę Duszejko, czyli główną postać książki Tokarczuk, do wniosków i dokonań zbyt daleko jednak idących, bo zaburzających cywilizacyjną, obowiązującą w danej chwili hierarchię wartości, w której życie człowieka jest wszak ważniejsze od życia zwierzęcia.”
Pominmy cechy Janiny Duszejko, ktore Cie denerwuja i ktore nazywasz dziwactwami (astologia, okreslanie zwierzat nazwami zarezerwowanymi w Twoim przekonaniu wylacznie dla ludzi (choc cisnie mi sie tu pod palce pytanie: a niby dlaczego?).
Dlaczego uwazasz, ze jej wnioski sa zbyt daleko idace?
Poniewaz zaburzaja obowiazujaca hierarche wartosci? Jakie argumenty przekonuja Cie, ze ta hierarchia jest wlasciwa? Bo chyba nie uwazasz jej za wlasciwa tylko dlatego, ze aktualnie obowiazuje?
Na jakiej podstawie uwazasz, ze zycie czlowieka jest wazniejsze od zycia zwierzecia? Dlaczego jest to dla Ciebie takie oczywiste i nie podlegajace dyskusji?
Bardzo, bardzo jestem ciekawa Twojej odpowiedzi.
8 Maj, 2010 o 1:13 pm
Nie, Janina Duszejko nie podobała mi się nie dlatego, że była kobietą i że miała zamiłowanie do astrologii.
Nie spodobała mi się dlatego, że mordowała ludzi.
A na Twoje wątpliwości, czy życie człowieka jest ważniejsze od życia zwierzęcia, odpowiedziałem już w komentarzu powyżej.
PS. Dziękuję za zainteresowanie tematem i ciekawe wypowiedzi.
Pozdrawiam serdecznie
18 stycznia, 2011 o 12:05 pm
Dlaczego ludzie zabijają zwierzęta? Robert Wilson w jednym ze swoich spektakli pokazuje człowieka, który w swojej symbolicznej gatunkowej samotności bardzo ludzkim, czułym, proszącym o wsparcie gestem przytula się do wielkiego, skomlącego psa. Jednak pies po chwili zaczyna warczeć. Człowiek odchodzi niepocieszony, przepełniony cierpieniem, odrzucony przez istotę, którą obdarzył miłością, a która w swojej inności nie oddała mu uczucia. Człowiek odwraca się gwałtownie i strzałem z rewolweru zabija zwierzę, a z nim swoje cierpienie. Wolność – mówi Wilson – jest skomplikowaną sprawą, a Elias Canetti w swoich dziennikach zapisuje, że prawdziwa wolność polega na odmowie sprawowania władzy nad innymi.
Wywrotowość książki Tokarczuk czuć na każdym kroku. To nie tylko gniewny sprzeciw wobec zabijania, szlachtowania i pożerania zwierzęcego truchła. To sprzeciw wobec rzeczywistości, ułożonej wedle tradycyjnego, patriarchalnego, skostniałego schematu. To dywersja. To sabotaż. Niejednoznaczna postać niewidzialnej kobiety – jakby odklejonej od świata przez swój wiek, zainteresowania i poglądy – spodoba się wszystkim tym, którzy na co dzień nie zgadzają się przyjmować do wiadomości jedynie słusznych prawd.
Tokarczuk sprawdza się jako nauczycielka tolerancji dla inności i demaskatorka hipokryzji. Piętnuje butnych męskich posiadaczy władzy – zarówno świeckiej, jak i sakralnej – ośmiesza ich i… co tu kryć – morduje. Wygląda to na symboliczną zemstę. Sympatyzuje zaś z ludźmi w ogólnym przekonaniu ułomnymi, którzy żyją po swojemu, niezależnie od opinii innych, są sobie wierni wbrew większości. Zachowuje się jak rzecznik praw obywatelskich, który mając na względzie demokratyczny ideał, wie, że zbliżenie do niego musi gwarantować przede wszystkim zachowanie praw mniejszości, która została pozbawiona głosu.
4 sierpnia, 2012 o 4:56 pm
Absurd i okrucieństwo rytualnego uboju zwierząt:
http://3minuty.wordpress.com/2012/04/09/uboj-rytualny/
3 stycznia, 2013 o 9:01 am
“Zwierzęta w rzeźniach całym swoim zachowaniem się okazują, że rozumieją grozę chwili, że pojmują czekającą ich śmierć… Padają wtedy w śmiertelnym lęku na kolana… Drżą całym ciałem oblane śmiertelnym potem strachu. Jedne ryczą przerywanym, łkającym głosem, inne płaczą tak strasznie, że strugi ich łez tworzą małe kałuże po bokach ich głów. Dla ludzi o niestępionych uczuciach wstrząsające jest patrzeć na rozpacz, jaka maluje się w ich oczach, na pełne błagania o litość zachowanie się.”
– Janina Maszewska-Knappe
“Czasami, gdy zwierzęta jeszcze wiszą, wykrwawiając się na śmierć, można zobaczyć jak nienarodzone młode kopią w łonach swoich matek. Ja, jako weterynarz, nie mogę wtedy nic zrobić. Zgodnie z prawem, nienarodzone zwierzęta nie istnieją. Musiałam się temu biernie przyglądać, nic nie robić i milczeć. W takich chwilach pękało mi serce…”
– Gabriele Meurer, lekarz weterynarii
“Ubojnia izraelicka – najokrutniejsza. Co najmniej pięć minut męki. No i ten pół-rabin z nożem w dłoni, dokonujący wykrwawienia – cóż za ohydny widok! Przez cały czas pobytu w tych rzeźniach myślałem o obozach koncentracyjnych. Jest to Auschwitz dla zwierząt.”
– Emil Cioran
“W swoich myślach Herman ułożył panegiryk poświęcony myszy, która mieszkała w jego domu:
‘Co oni wiedzą – wszyscy ci naukowcy, filozofowie i władcy świata – o takiej jak ty? Zwierzęta doświadczyły, że człowiek, to najgorszy osobnik spośród wszystkich gatunków. Zwierzęta zostały stworzone jako dostarczyciele żywności i skór – istoty, które można dręczyć i eksterminować. Dla nich wszyscy ludzie to naziści, a ich życie to wieczna Treblinka.’”
– Isaac Bashevis Singer, “The Letter writer”
“Zwierzęta tego świata istnieją dla nich samych. Nie zostały stworzone dla człowieka, podobnie jak czarni ludzie nie zostali stworzeni dla białych, a kobiety dla mężczyzn.”
– Alice Walker
“Powiedzmy otwarcie: zewsząd otacza nas degradacja, okrucieństwo i zabijanie, które dorównuje temu, do czego była zdolna Trzecie Rzesza. Jest to okrucieństwo nie mające końca, które odradza się wciąż na nowo w formie masowych hodowli zwierząt przeznaczonych na rzeź.”
– John Maxwell Coetzee, “The Lives of Animals”
“Oświęcim zaczyna się wszędzie tam, gdzie ktoś patrzy na rzeźnię i myśli: to tylko zwierzęta.”
– Theodor Adorno
“Więcej niż jeden raz uświadomiłem sobie, że jeśli chodzi o zwierzęta, każdy człowiek jest nazistą.”
– Charles Patterson
“Hitler traktował ludzi ‘tylko’ tak, jak ludzie traktują zwierzęta.”
– Charles Patterson
“Wszystkie argumenty na podparcie ludzkiej wyższości nie są w stanie zaprzeczyć jednej niezaprzeczalnej prawdzie: w cierpieniu zwierzęta są nam równe.”
– Peter Singer
“Zwierzę jest nam bliższe niźli anioł, choć bardziej niepojęte.”
– Jan Twardowski
“Zaiste, chciałoby się powiedzieć, że ludzie są diabłami na ziemi, a zwierzęta dręczonymi przez nich duszami.”
– Arthur Schopenhauer
“Kto jest okrutny w stosunku do zwierząt, ten nie może być dobrym człowiekiem.”
-Artur Schopenhauer
“Zniewoliliśmy resztę zwierzęcego stworzenia oraz potraktowaliśmy naszych dalekich kuzynów w futrach i piórach tak okrutnie, że poza wszelką wątpliwość, gdyby mieli oni stworzyć religię, szatanem byłby dla nich człowiek.”
– William Ralph Inge
“Mamy wszelkie powody, aby przyznać, że zwierzęta, podobnie jak ludzie, mogą się bać, nienawidzić, odczuwać przywiązanie, wstręt, tęsknotę za domem i nostalgię, jak również mogą wpadać w gniew, w panikę, przejawiać skłonności do życia w społeczności i zdolności naśladowcze oraz mogą odczuwać przyjemność, smutek, radość i przygnębienie.”
– Hans Bauer, Zwierzęta są całkiem inne (Tiere sind ganz anders, 1952), s. 19
“Od wczesnych lat życia wyrzekłem się jadania mięsa. Przyjdzie czas, gdy ludzie tacy jak ja będą patrzeć na mordercę zwierząt tak samo jak teraz patrzą na mordercę ludzi.”
– Leonardo da Vinci
“Możemy człowieka ocenić po tym, jak traktuje zwierzęta.”
– Immanuel Kant
“Gdyby ściany rzeźni były ze szkła, nikt nie jadłby mięsa”.
– Paul McCartney
“Ludzie wyraźnie dostrzegają przemoc, kiedy to oni są jej ofiarami. Gdy jednak ofiarami są zwierzęta, bezmyślnie tyranizują je i maltretują bez końca.”
-wypowiedź Hackera w powieści “Wolność dla zwierząt”