*
Pęd za człowiekiem jako antropologiczną ciekawostką.
Wszystko jednak rozbija się o intencje.
Istnieje zasadnicza różnica między byciem ciekawym ludzi a ciekawskim – autentyczne zainteresowanie człowiekiem jako istotą niosącą ze sobą duchowość i kulturę zwiedzanego kraju, nie jest jednak tym samym, co powierzchowne kolekcjonowanie ludzkich obrazków, będące niczym innym jak zbieractwem kolejnych turystycznych pamiątek.
Fotografowany człowiek jako kolorowa żywa atrakcja – taka egzotyczna małpka, która robi jakieś fotogeniczne „fiku-miku” i zaraz potem wyciąga łapkę po orzeszka.
Nie chodzi mi o to, aby nie fotografować podczas podróży ludzi. Wprost przeciwnie – uważam, że moje podróże bez przywiezionych do domu zdjęć spotkanych podczas nich ludzi, byłyby znacznie uboższe – pozbawione czegoś cennego, czegoś co ciągle ginie we mgle zapomnienia, jeśli nie wspomoże się naszej pamięci jakąś techniczną protezą, np. fotograficznym aparatem czy kamerą. Zależy mi jednak na tym, aby ci fotografowani przeze mnie ludzie nie tylko nie gubili na zdjęciu swojej godności, lecz aby utrwaliło się na nim ich człowieczeństwo, co może brzmi cokolwiek patetycznie, ale czego nie można lekceważyć.Ucząc się fotografowania (a cały czas, robiąc zdjęcia, powinniśmy się uczyć) dość szybko zorientowałem się, że najbardziej lubię robić zdjęcia dzieciom i ludziom starym.*[1] Bowiem zarówno na twarzy dziecka, jak i starca uwidacznia się jakaś esencja człowieka, którą ten – będąc osobą dorosłą czy też „dojrzałą” – w jakiś zagadkowy sposób gubi. Co może nie tyle wynika z chęci ukrycia czegoś, co z pewnego rodzaju powściągliwości – przesunięcia na dalszy plan prawdziwej istoty własnej osobowości. Może jest w tym też coś z kamuflażu?
Dziecko, skonfrontowane z obiektywem aparatu, nawet jeśli robi głupiutkie, słodkie, czy „małpie” miny – jest spontaniczne, autentyczne, szczere – nic to z kamuflażem nie ma wspólnego.
Człowiekowi staremu natomiast nie zależy już na żadnej grze – najczęściej patrzy on wprost w obiektyw aparatu ze śmiałością i mądrością kogoś, kto dotknął już jakiejś fundamentalnej prawdy o życiu, kto przejrzał wszystkie nasze zwodnicze sztuczki i kto nie dba już o żadne upiększające a próżne zabiegi podobania się światu.Ryszard Kapuściński napisał kiedyś: „Fotografowanie jest nie tylko czynnością mechaniczną – jest to również akt magiczny. Oddajesz mi swój wizerunek, którego od tej chwili staję się współwłaścicielem. Twoja twarz nie jest już twoją wyłącznie; zrobiłem jej zdjęcie i tym samym wszedłem w posiadanie jej cząstki, wiernej kopii, negatywu. Z tego negatywu mogę zrobić dowolną ich liczbę. Mogę skazać cię na niebyt, jeżeli retuszem usunę ją z grona innych, wśród których widniała na zdjęciu. Albo odwrotnie – mogę cię unieśmiertelnić, usuwając retuszem wszystkie inne twarze, a pozostawiając tylko twoją. Mogę właściwie zrobić wszystko – dać dowód, że żyłeś, lub też pokazać, że nigdy cię nie było.
Straszna i ryzykowna to rzecz stanąć przed obiektywem! Ludzie wyczuwają, że w akcie fotografowania jest jakaś tajemna magia i dlatego widok aparatu – zwłaszcza podczas działania – zawsze budzi w nich jakąś reakcję. Pozytywną lub negatywną, ale nigdy – obojętną.”Tak, fotografowanie wymaga tej świadomości, że utrwalając czyjś obraz na kliszy czy w cyfrowej karcie pamięci, stajemy się niejako właścicielami cząstki drugiego człowieka. Dlatego fotografowanie wymaga również taktu. Ale i przydaje się też przy tym śmiałość. Oczywiście nie piszę tu o bezczelności robienia zdjęć przez paparazzich, które wg mnie żadnym fotografowaniem ludzi nie jest, a jest wobec nich ordynarną a niekiedy i brutalną agresją.
Tak więc, oprócz tego, że fotografowanie może być wielką przygodą, to wymaga jeszcze pewnego wyczucia. Niekiedy bowiem można zrobić komuś zdjęcie – wykorzystując np. chwilę czyjejś nieuwagi lub nieświadomości (a uchwycenie takiego momentu jest niekiedy dla uzyskania dobrej fotografii czymś niezbędnym) – ale zwykle możemy się domyśleć, czy wykorzystanie takiego zdjęcia (i w danym kontekście) byłoby dla kogoś czymś deprymującym, kłopotliwym, zawstydzającym…Zwykle nie mam problemu z tym, aby bez wywoływania większego popłochu robić ludziom zdjęcia. Zazwyczaj wystarcza porozumienie za pomocą naszych oczu – jedno spojrzenie potrafi powiedzieć więcej, niż stek niezrozumiałych, czy nawet zrozumiałych, słów. Czasem jest to dla mnie spojrzenie na wagę złota.
*[1] Moja żona, przeczytawszy to, zgłosiła poprawkę, że to nie do końca jest prawda, gdyż na pewno lubię także fotografować kobiety – i to w każdym – a zwłaszcza młodym ;) – wieku. I że w tym to ona też dość szybko się zorientowała ;)
*
*
*
*
*
*
*
.
© ZDJĘCIA WŁASNE
Jeśli ktoś chce popatrzeć także i na uśmiechy, może zaglądnąć TUTAJ, oraz (pełna galeria uśmiechów) TUTAJ.
*
24 czerwca, 2011 o 12:59 am
Prawda to jest w tych zielonych oczach obok starego człowieka.
24 czerwca, 2011 o 6:28 am
Hoko, jeśli ktoś nie wie o Twojej miłości do kotów, to może pomyśleć, że znowu sobie robisz jaja ;)
24 czerwca, 2011 o 3:10 am
Myślę, że oczy u zdrowego człowieka to cała jego istota , tak u dziecka jak i osoby dojrzałej ! ..
To jego zwierciadło!…
Dlatego tak trudno i nawet nie umiem rozmawiać z ludźmi niewidomymi. :(
U nich z kolei należy nauczyć się wymowy ich ciała . Podobno maja „wyostrzony słuch”. to znaczy nie w tym sensie,że lepiej od widzących słyszą , tylko muszą bardziej zwracać uwagę słuchowo, rozróżniać również i przez dotyk swoje otoczenie :) …
My w blogosferze to tak bardziej intuicyjnie, chociaż oczywiście poprzez wzrok ale tak mi się wydaje , zaleta tej komunikacji taka, że bardziej przed sobą obnażamy swoje myśli , chyba?… Wzrok by zdradził , czy są nasze , czy nie!…
Oczy są piękne u pięknych ludzi na całym świecie, obojętne w jakim zakątku świata. :D)))
24 czerwca, 2011 o 10:14 am
„Myślę, że oczy u zdrowego człowieka to cała jego istota”
A u człowieka chorego to już nie?
Być może oczy mogą lepiej określić człowieka chorego niż zdrowego?
25 czerwca, 2011 o 1:24 pm
Chorego określa całe ciało. Symptomy choroby , oczy z reguły są bez wyrazu i u b. chorego wręcz nie można poprzez nie nawiązać żadnego kontaktu wzrokowego !…
25 czerwca, 2011 o 2:03 pm
„…wręcz nie można poprzez nie nawiązać żadnego kontaktu wzrokowego”
No tak, ale to tylko wtedy, kiedy chory ma zamknięte oczy, albo jest ślepy ;)
25 czerwca, 2011 o 2:17 pm
Nie no, ja nie myślę o chorych na przeziębienie. Ludzie ciężko chorzy nie są sobą, ich oczy są tez chore , rozbiegane i niewidzące !…. Oni żyją we własnym świecie – świecie choroby, która ich dręczy.
I to nie tylko chorzy psychicznie, bo z bólu , czy otumanieni środkami leczniczymi, czy przeciwbólowymi. W ich oczach nic już nie widać !!!
Tak ja myślę.
25 czerwca, 2011 o 2:27 pm
To prawda
24 czerwca, 2011 o 3:34 am
I takt, i śmiałość.
Twarze star(sz)ych ludzi jak księgi.
Ale bardzo mi się podoba zdjęcie karaibskich braci. Chyba nie znienacka robione, bo utrwalasz całkiem świadome patrzenie w obiektyw. Niepokorne, ale przyzwalające, nie pozowane, ale zatrzymane w chwili, gdy patrzą i konfrontują się z czyimś (Twoim) spojrzeniem. Ciekawe, kim oni są – jeden w cieniu (a jakby z jaśniejszą, uśmiechniętą twarzą), drugi w świetle (a o ciut bardziej mrocznym wzroku). Podobni i nie.
Zdjęcia z Tybetu oglądam cyklicznie. Samo podglądanie twarzy i sylwetek daje wstępne rozpoznanie typowych rysów, strojów, ulicznego kontekstu. Pani z tygrysem rozsyła uśmiech. Choć wcale nie wiem, czy ona się uśmiecha, czy ma po prostu spokój wyryty w zmarszczkach.
24 czerwca, 2011 o 3:26 pm
Tamaryszku, tak naprawdę to żadne z tych zdjęć nie było zrobione z nienacka (jeśli już ktoś patrzy ci w obiektyw, to już właściwie nie jesteś „z nienacka” ;) )
W każdym razie, na pewno, wszystkie osoby ukazane na tych zdjęciach są świadome tego, że robi się im zdjęcie. I wygląda na to, że każda z tych osób daje mi wyraźnie przyzwolenie na zrobienie zdjęcia (No, może z wyjątkiem tej małej dziewczynki ze śliczną torebeczką, która właściwie nie wie dokładnie co się dzieje i ściska – pewnie dla bezpieczeństwa – pasek od plecaka swojego brata ;) )
Chłopcy. Ci chłopcy to cała historia.
Byliśmy z żoną na Karaibach w ubiegłym roku. Odwiedziliśmy dwie wyspy: St. Lucię i Dominikę (nie mylić ze znacznie większą Dominikaną). Ci chłopcy mieszkali w Soulferie na St. Lucia. Wyspę tę, dosłownie trzy tygodnie przed naszym wyjazdem, nawiedził największy kataklizm w jej historii. Otóż przez kilka dni padał tam ulewny deszcz, który spowodował powódź i obsunięcie się ziemi w wielu miejscach. Zginęło kilkadziesiąt osób, niektóre wioski i miasta zostały odcięte od świata. Może właśnie dlatego nasz pobyt na wyspie stał się mniej „turystyczny” a bardziej autentyczny – bowiem zbliżyliśmy się bardziej do prawdziwego życia tamtejszych mieszkańców. I pewnie dlatego poznaliśmy też tych chłopców. Wybraliśmy się pewnego dnia na szlak wzdłuż wybrzeża i kiedy wychodziliśmy poza Soulferie natknęliśmy się na grupkę dzieciaków. Najbardziej rezolutny z nich zaproponował nam pokazanie drogi do wodospadów pod górą Pieton, bo stary szlak został właśnie zniszczony przez niedawną ulewę. Pewnie sami byśmy tę drogę znaleźli ale perspektywa pokonania szlaku w towarzystwie tych chłopaków bardzo nam się spodobała. W sumie spędziliśmy razem ładnych parę godzin – zresztą za przyzwoleniem ich rodziców, których chatkę spotkaliśmy po drodze. Nota bene, po dotarciu na miejsce, zamiast wodospadu zobaczyliśmy jakąś strużkę ledwie sączącą się ze skały a pod nią brudne bajorko (wodospad był właśnie „remontowany” przez kilku robotników). Ale za to poznaliśmy się bliżej z chłopakami, którzy – jak się okazało – mieli na imię… Remus i Romulus (chociaż nie byli bliźniakami). Mam zresztą na kartce ich podpisy, o które poprosiłem ich, kiedy razem poszliśmy na lunch.
Warto zaznaczyć, że wyglądało na to, że nie oczekiwali od nas pieniędzy, ale na koniec dałem im garść karaibskich dolarów na (jak to zaznaczyłem) szkołę ;) Pieniądze, nawiasem mówiąc, oddali mamie.
Oczywiście zrobiłem im kilkanaście zdjęć. To które zamieściłem we wpisie podoba mi się najbardziej – zarówno ze względu na kompozycję, jak i kolorystykę. Choć bardziej widoczny na nim jest ubrany w jasną koszulkę Romus, to nie on był prowodyrem, tylko Remulus – ten który jest w cieniu, w koszulce ciemnej. Romus był mniej rozmowny, zawsze na drugim planie, bardziej nieufny (to chyba nawet widać z jego miny jaką ma na tym zdjęciu – zupełne przeciwieństwo Remulusa.
Przy okazji zamieszczam parę zdjęć, jakie zrobiłem chłopakom na naszym wspólnym szlaku. Ale one wyglądają mi na bardziej banalne i standardowe ;)
Remus i Romulus nad Morzem Karaibskim pod górą Pieton (St. Lucia)
Romulus z kwiatkiem hibiskusa
No i jeszcze ta babcia.
Dzięki Twojej uwadze spojrzałem na jej twarz „innym okiem” i dostrzegłem, iż rzeczywiście można się zastanawiać, czy ona się uśmiecha, czy też ma już taki wyraz twarzy, a ten jej „uśmiech” rzeźbią zmarszczki.
Chyba jednak się uśmiecha :) Bo kiedy patrzę na inną jej fotografię, to sprawia tam wrażenie bardziej nieufnej (dopiero po chwili się rozchmurzyła – i właśnie z tej chwili pochodzi to zdjęcie z mojego posta.
A poniżej (dla porównania) to pierwsze:
Seniorki pod świątynią Dżokhang w Lhasie (Tybet)
Babcia bliżej – jej twarz bardziej poważna
25 czerwca, 2011 o 5:59 am
Ciekawe opowieści i dobre zdjęcie – to, co dopowiadasz o R&R jest już wpisane w obraz.
A Babcia, ona jest zabójcza! Dopiero w zestawieniu z badawczym wzrokiem (powyżej) doceniam w pełni jej uśmiech. Starzy ludzie na zdjęciach, przynajmniej na powyższych przykładach, mają rozbrajająco obojętny stosunek do tego jak się prezentują. O czym zresztą pisałeś…
25 czerwca, 2011 o 12:34 pm
A propos „zabójczych babć” ;)
Tę spotkałem kilka lat temu w Peru:
Babcia Peruwianka
25 czerwca, 2011 o 1:23 pm
Zdjęcie tej staruszki z Peru (które, muszę to zaznaczyć, zrobiła moja żona) ukazało się już kiedyś na moim fotograficznym blogu Światowid. Jedna z osób komentujących, tak wówczas o nim napisała:
„Od zawsze fascynowała mnie ludzka twarz i dłonie. Na ich podstawie i na podstawie analizy obuwia można dużo o człowieku powiedzieć. Troszkę nijak ma się moja wiedza do ludzi kraju środka i innych egzotycznych kultur. Tu, w budowie psychoportretu obuwie jest już nie istotne, a kanony piękna, poczucia estetyki zawodzą. Wszystko jest odmienne. Odnosząc się do europejskich kanonów piękna (niektóre z tych osób mogą się wydać brzydkie).
A stara kobieta z kwiatkiem w kapeluszu. Czy można być brzydkim tylko dlatego, że jest się starym? I pytanie: czy jest starym ktoś, kto ma jeszcze potrzebę i fantazję upięcia kwiatu do kapelusza?
Ci ludzie są piękni, pięknem prawdziwym. I Ty jesteś (…) skoro to Cię porusza, skoro to dostrzegasz i skoro wzbudzasz w tych ludziach taką aurę zaufania, która pozwala zbliżyć się obcemu człowiekowi z aparatem i odsłonić swoją prywatność. (…)”
24 czerwca, 2011 o 12:20 pm
Aha! [*1]
Uhm… [*2]
Ooo…? [*3]
[*1] – proszę o pozdrowienie żony za poprawkę!
[*2] – proszę o udowodnienie, że jej poprawka jest zasadna!
[83] – proszę o natychmiastowe uzupełnienie galerii o wiek rozrodczy!
24 czerwca, 2011 o 1:58 pm
Iżyku,
[*1] – Zrobi się
[*2] – ?
[83] – No problem – Iżyku, i to Twoje życzenie zostanie zaspokojone ;)
To zresztą będzie się wiązało z dowodem zarekwestowanym w [*2]
24 czerwca, 2011 o 5:33 pm
Piękne zdjęcia, zazdroszczę Ci, że potrafisz uchwycić odpowiednie momenty. Ja się zwykle spóźniam. Coś zauważam ale zanim sięgnę po aparat chwila umyka. Zresztą, sam nie wiem czemu, krepuję się robić ludziom zdjęcia. Mam ich mnóstwo ale to głównie krajobrazy albo zwierzęta. Ale dużo zauważam a ponieważ w podróży piszę więc mam do czego wracać i przypominać sobie wydarzenia. Zdjęcia są dodatkiem, uzupełnieniem do tych zapisków – dodatkową dokumentacją.
A co do oczu, to podstawa kontaktu z człowiekiem. Pierwsze spojrzenie w oczy określa znajomość. To intuicyjna, bardzo ważna forma dokonania oceny. Nie mówiąc już o kobiecych oczach. O tym tomy można by było napisać. Nie ma nic piękniejszego i bardziej satysfakcjonującego niż miłość iskrząca w oczach.
Natomiast straszna jest śmierć, którą czasem widać w oczach jeszcze żyjącego człowieka. Pewność zbliżającej się śmierci wypisana w oczach jest przytłaczająca. To niezwykle prawdziwe przeczucie. Widząc śmierć w oczach dotyka się sedna prawdy..
Jednym słowem oczy mówią o wszystkim
Pozdrawiam
24 czerwca, 2011 o 7:54 pm
Dla mnie pisanie jest zupełnie czymś innym, niż robienie zdjęć. Kiedy wybieram się gdzieś na łowy z aparatem (nieważne – w plener „upolować” obiektywem jakiegoś zwierza, utrwalić jakiś pejzaż; czy w miasto, gdzie wypatruję kadrów, w które ciekawie byliby uwikłani ludzie albo też szukam kompozycji w układach linii i płaszczyzn, światła i cienia – np. w architekturze) to wpadam w rodzaj… (hm… może to zabrzmi pretensjonalnie, ale cóż mi tam ; )) – małej euforii, transu, poddaję się czemuś w rodzaju „flow”. (Nawiasem mówiąc, stan ten uwielbiam.) Mimo więc, że wtedy niejako „myślę” obrazami, to jednak, kiedy chcę coś napisać, muszę się przestawić dość radykalnie na inne tory percepcji świata, poddając go obróbce bardziej „myślowej”, „refleksyjnej”… choć, naturalnie, pamięcią wzrokową też się przy tym wspomagam.
(Może właśnie dlatego fotoreporterzy i reporterzy to dwa zupełnie różne rodzaje dziennikarskich zwierząt?)
Dobrze, że pisząc o prawdzie widocznej w oczach umierającego człowieka, wspomniałeś też o oczach zakochanej kobiety. Ja dodałbym jeszcze oczy dziecka, które też ma swoja prawdę: ciekawości, ufności, jasności, świeżości, wchodzenia w świat… W oczach dziecka jest przecież obietnica przygody jaką jest rozpoczynające się dla niego życie. Czyli jest to (w odróżnieniu od spojrzenia człowieka starego) spojrzenie w przyszłość.
Moim zdaniem warto pamiętać o tych różnych rodzajach ludzkich prawd.
A na zakończenie, pozwolisz że dołączę do tej notki fotografię dziewczyny, którą spotkałem w Indiach. Musisz przyznać, że oczy to ona ma piękne ;)
To tak dla podniesienia nas… eh… na duchu :))
25 czerwca, 2011 o 1:42 am
„Ja dodałbym jeszcze oczy dziecka, które też ma swoja prawdę: ciekawości, ufności, jasności, świeżości, wchodzenia w świat…”
Dlatego tak często , politycy, wykorzystują je, przy tworzeniu swojego image.
A Indie , to zupełnie inna bajka. Tam , moim zdaniem, mieszkają najpiękniejsi ludzie świata. :D)))
25 czerwca, 2011 o 2:50 am
Zgadza się, Jula. To też – dziecko, zwłaszcza uśmiechnięte, kojarzy się wszystkim z optymizmem, przyszłością, rozwojem… Ale generalnie, politycy głaszczą po główkach dzieci, sadzają je sobie na kolanach albo biorą na ręce, aby pokazać wszem i wobec, jacy to są z nich dobrzy ludzie ;)
A gdzie mieszkają najpiękniejsi ludzie świata? Kanony ludzkiego piękna się zmieniają i w każdym zakątku ziemi różnią się od siebie (bo to jest także sprawa kultury). Lecz globalizacja powoduje, że również i te kanony ulegają „globalizacji” czyli się do siebie upodabniają, dlatego np. w wyborach Miss Świata czy Universum wygrywają kobiety coraz to innej narodowości, różniące się rasowo.
Są jednak kraje słynące z pięknych kobiet. Np. Wenezuela (gdzie bodajże prezydentem została kiedyś kobieta, która wcześniej zdobyła tytuł Miss Świata).
Spotkałem się także z opinią, że najpiękniejsi ludzie świata to członkowie jednego z plemion żyjących na terenie dzisiejszej Etiopii.
25 czerwca, 2011 o 7:37 am
Na pograniczu tematu.
Jak wiesz Logosie, bylem w Tunezji w tym roku, a tam wybraliśmy się na wycieczkę do Tunisu i Kartaginy we trójkę, wszyscy robiąc zdjęcia. Piotr – informatyk – każdemu zegrał zdjęcia pozostałej dwójki, tak że wszyscy mieli komplet. Pokazując je rodzinie i znajomym dostałem moc komplementów, a „winą” był nowoczesny aparat fotograficzny.
Za dawnych czasów zabierało się błonę na 36 zdjęć i wszystkie musiały wyjść, wszystkie musiały być doskonale skadrowane, z podziałem, i z innymi szykanami sztuki fotograficznej. Ja – widzę – odruchowo staram się przywiązywać znaczenie do każdego zdjęcia, każde jest dla mnie ważne. Pozostała dwójka pstrykała tak jak stała, na zasadzie – „później się wybierze”. Tylko cały problem jest w tym, że wtedy nie ma w czym wybrać.
Ps. Nie mówię o szczególnych zdjęciach skadrowanych przez naszą towarzyszkę podróży.
25 czerwca, 2011 o 8:09 am
Susan Sontag napisała kiedyś: „Na świecie panuje osobliwy heroizm od chwili wynalezienia aparatu fotograficznego: heroizm widzenia. Fotografia otworzyła nową, swobodną dziedzinę – pozwalając wszystkim na wykazanie się niepowtarzalną, żarłoczną wrażliwością.”
Jednak należy pamiętać, że pani Sontag napisała to gdzieś na początku lat 70-tych, a od tamtego czasu wiele (jeśli chodzi o technikę robienia zdjęć) się zmieniło, a nawet zrewolucjonizowało (chodzi mi głównie o wynalazek fotografii cyfrowej). A to, moim zdaniem, wcale nie wyzwoliło w ludziach żadnego „heroizmu” widzenia . Wręcz przeciwnie: strywializowało go, zmasowało, zbanalizowało…
To nieprawda, że wszyscy wykazują się „niepowtarzalną, żarłoczną wrażliwością”. Wydaje mi się, że jednak większość ludzi – zwłaszcza po wynalezieniu aparatów cyfrowych – trzaska „foty” bez większej wrażliwości, bez śladu jakiegokolwiek artystycznego zamysłu czy koncepcji. Zwykle wystarcza im poczucie pewnej dokumentacji widzianego świata, a zwłaszcza swojej w nim obecności. A jeśli robią to w czasie np. wakacyjnej podróży, to przeważnie tylko po to, aby się pochwalić przed znajomymi, gdzie to oni nie byli ;)
Ale napiszę już bez ironii: nie uważam, że każda fotografia powinna być skończonym dziełem sztuki. Często, nawet jeśli jest technicznie (czy artystycznie) beznadziejna, może mieć dla kogoś wielką wartość – ze względów osobistych, sentymentalnych.
25 czerwca, 2011 o 7:39 am
A oto obiecana sesja – na specjalne życzenie Iżyka:






–
–
–
–
–
–
(zdjęcia własne)
Czy dowód zostaje uznany? ;)
PS. Jaka szkoda, że panie nie mają takiej przyjemności w patrzeniu na tę dziewczynę, jak my (Hoko, Iżyku, Torlinie, Kartko… i inni panowie, którzy tu się zbłąkali ;) )
PS2. Hoko, no przecież nie tylko koty Ci się podobają ;)
26 czerwca, 2011 o 12:28 am
Dowód jest uznany, ale strasznie monotematyczny. Innych przykładów nie ma? :D
26 czerwca, 2011 o 7:01 am
Są, ale na razie ten powinien wystarczyć.
Torlinie, weź pod uwagę, że jednak czasami na tego bloga zagląda też moja żona ;)
26 czerwca, 2011 o 3:10 pm
Jestem pod wrażeniem modelek Logosie. Takie kobiece…
Pozdrawiam i dziękuje
27 czerwca, 2011 o 7:22 am
Być może nie jest to Twój typ kobiety, Kartko, ale zachwycić się (niewątpliwą przecież) kobiecością tych dziewczyn zawsze można ;)
29 czerwca, 2011 o 1:33 am
Powtarzając za Oktawianem Cezarem, czy jak mu tam, temu całemu temu…
Veni,vidi, ojezu!
Czy sesja miała ciąg dalszy, czy to może nie daj boże już wszystko?!
Zdzwoniwszy się pozablogowo ustaliliśmy wspólne stanowisko:
W imieniu Miłośników Kina
Hoko, Kartka i Torlina
proszę o przekazanie adresu do tajnego bloga, gdzie podobno recenzowałeś:
Sierotka Marysia i zwyrodnialcy
Jas&Malgosia dirty trip
Samotny biały żagiel (Prikluczenia maładowo matrosa w Pietierburgie)
My little Ponny (secret diary)
Jak budzić śpiącą królewnę – poradnik dla majsterkowiczów.
http://www... i co dalej? ;)
29 czerwca, 2011 o 6:48 am
Iżyku, coś tu pokręciłeś.
Recenzje dotyczyły bowiem znanej klasyki, której poprawne tytuły brzmią:
Sierotka Marysia i małe krasnoludki z wielkimi
Jasia i Małgosi deep throat trip
Samotna biała żagiew (prikluczenia starszewo geroja w Pieterburgie)
My big Ponny (secret nightly)
Jak nie budzić śpiącej królewny – poradnik „zrób to sam”
Niestety, adres http://www… jest chwilowo niedostępny (zawartość jest badana przez specjalne chińsko-amwerykańskie anty-sprośnościowe odziały walki o dobre obyczaje i budującą moralność wśród bogobojnych i przykładnych obywateli, którzy nigdy TEGO nie powinni robić dla przyjemności – a zwłaszcza z cudzymi żonami).
A poza tym: u nas seksa niet ;)
29 czerwca, 2011 o 1:36 am
Żonie ani słowa…
Żonom też!
29 czerwca, 2011 o 6:46 am
Oczywiście, przecież nie mogą wiedzieć wszystkiego!
Dla ich własnego dobra ;)
26 czerwca, 2011 o 3:07 am
Sztuka patrzenia w oczy, a celowanie w nie obiektywu, to jednak nie jest to samo. Choćby dlatego, że ta pierwsza implikuje wzajemność, ta druga, to akt jednostronny – ty chowasz się za aparatem i masz przewagę nad swoją ofiarą (by trzymać się opisanego w komentarzach motywu polowania).
Tu gdzie żyję właśnie tak jest pojmowany aparat, jako środek przemocy. Ludzie tu bardzo chronią swój wizerunek i prawie nigdy nie zgadzają się na zdjęcia (cóż, nie dotyczy to starszych panów zainteresowanych „kobietą w wieku rozrodczym” po drugiej stronie obiektywu). Często narażałam się na nieprzyjemności robiąc zdjęcia budynków czy czegoś co znalazło się w pobliżu potencjalnego modela. I nawet to rozumiem, sama bardzo nie lubię być fotografowana z wielu powodów.
I choć przyznam, że uśmiechu i spojrzenia Twoich „obiektów” są niepowtarzalne, to cóż, ja bardzo lubię fotografie „znienacka”, kiedy fotografowany nie wie o tym, że zaraz zostanie uwieczniony, nie założy jeszcze odpowiedniej twarzy, czy miny, tylko zajmuje się tym, co go akurat pochłania.
26 czerwca, 2011 o 7:24 am
„Sztuka patrzenia w oczy, a celowanie w nie obiektywu, to jednak nie jest to samo.”
Zgadzam się, to nie to samo.
Ale niepotrzebnie zaczęliśmy używać to tego „myśliwego” slangu określając fotografowanie (polowanie, celowanie…)
Zauważ, że właściwie wszystkie zdjęcia, które przedstawiłem w tym wpisie są portretami, na których jednak ludzie bardzo świadomie patrzą w obiektyw. Ja widzę w ich oczach jakąś prawdę, którą oni chcą przekazać światu (także i mnie).
Z wszystkimi tymi ludźmi musiałem wcześnie nawiązać kontakt wzrokowy (czyli popatrzeć im w oczy, czasami zamienić z nimi parę słów, a w przypadku tych chłopców z St. Lucia, była to kilkugodzinna wspólna włóczęga po szlaku).
Tak więc, najpierw jednak zaistniała „wzajemność”, oni zobaczyli we mnie człowieka a przez to chyba mi zaufali, że „wycelowany” w nich później obiektyw nie zrobi im krzywdy.
Jeśli tam, gdzie żyjesz, aparat pojmowany jest jako środek przemocy, to uważam, że …szkoda, że tak jest pojmowany, bo to jest świadectwem tego, że w ludziach „zabito” pewną ufność. I szkoda, że w fotografującym człowieku widzi się agresora a samo fotografowanie uważa się za przejaw agresji. (Wg mnie jest w tym jakieś skrzywienie rzeczywistości, może nawet neuroza, pewne nadpsucie się międzyludzkich stosunków…)
Gdybyśmy tak (generalnie) pojmowali robienie zdjęć to agresorami musielibyśmy uznać cały legion wybitnych fotografów, wszystkich fotoreporterów, wielu artystów obiektywu.
Nie, absolutnie nie mogę się z tym zgodzić, że fotografowanie jest agresją, jakimś rodzajem przemocy.
Jestem pewien, że zdecydowana większość osób, które oglądały te moje zdjęcia, doznała uczuć pozytywnych (chodzi mi o stosunek do ukazanych przeze mnie ludzi). I nie odebrali tego w ten sposób, że ja wobec tych ludzi dokonałem jakiejś agresji.
Ja nie uważam, że robiąc te portrety, byłem agresywny.
Wręcz przeciwnie.
PS. Czy tak według Ciebie wyglądają ludzie poddani agresji?:






–
–
–
–
–
–
–
Pozdrowienia od agresora :)
27 czerwca, 2011 o 10:17 am
Logosie, nie wiem, czy mnie źle nie zrozumiałeś. Twoje portrety są piękne i bardzo mi się podobają. Oczywiście, że bije z nich raczej miłość do ludzi, niż agresja. Wątpię, żebyś na kogokolwiek napadał ;) Moje rozważania trochę się oderwały od terenu, a ma to ścisły związek z krajem, w którym żyję. Pisałam Ci zresztą w mejlu, robienie tu zdjęć ludziom jest wręcz nielegalne ;) I trudne. I to też nie moja opinia, bo kim tam ja jestem, jakąś panienką biegającą z aparatem, ale brytyjskiego fotografa Martina Parra. Też żałuję, że tak jest, zwłaszcza kiedy pstrykam sobie całkiem banalną fotkę, nie widząc nawet żadnego człowieka w pobliżu, a to dopada do mnie jakiś wyrostek i ze swoimi specyficznym akcentem grozi mi i zabrania się fotografować…
Z drugiej strony rozumiem to, bo i ja sama strasznie się krępuję przed obiektywem i nie mam ochoty być uwieczniana przez byle kogo ;)
A te portrety powyżej są naprawdę świetne. Mój ulubiony to pierwszy i piąty.
27 czerwca, 2011 o 11:58 am
Czaro, przecież napisałaś wyraźnie:
Pisałaś to o mnie, a nie w „oderwaniu od terenu”.
Dziwisz się więc, że wziąłem to sobie do serca? ;)
Jest okazja, żeby jeszcze raz temu zaprzeczyć: ja nie chowam się za aparatem. (Zwłaszcza jeśli robię komuś portret, to muszę wcześniej nawiązać przynajmniej kontakt wzrokowy z tą osobą i uzyskać na to jej zgodę – i często jest to zgoda wyrażana samym spojrzeniem. Czy nie sądzisz, że gdyby Ci ludzie nie chcieli, abym im zrobił zdjęcie, to patrzyliby w obiektyw w ten sposób? Czy może jednak odwróciliby głowę, albo posłaliby mi takie spojrzenie, że momentalnie odechciałoby mi się ich portretowania? W każdym razie na pewno by się do mnie nie uśmiechali.)
Jeśli ktoś nie życzy sobie, abym mu zrobił zdjęcie, to ja zdjęcia nie robię.
I jeszcze: żadnej z tych osób, które przedstawiłem na swoich zdjęciach, nie uważam za swoją ofiarę i nie sądzę, aby za takową ofiarę uznałby się ktokolwiek z tych ludzi.
Jak wiesz, robiłem także zdjęcia ludziom w Paryżu (można je zobaczyć TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ ;) )
I tylko raz ktoś wyraźnie mi dał do zrozumienia, że sobie tego nie życzy (nie to nie ;) )
Ale wiem, co mi chcesz przekazać. Generalnie, ludzie w Europie są chyba jednak mniej ufni wobec siebie, niż – dajmy na to – w Azji. Wiem, że takie zdjęcia jak te z uśmiechami, niezwykle trudno byłoby mi zrobić w Europie. Pewnie także dlatego, że Europejczycy są chyba jednak mniej spontaniczni i rzadziej też się uśmiechają (takie przynajmniej odnoszę wrażenie) – w porównaniu (choćby) z ludźmi mieszkającymi w Stanach, o Ameryce Południowej nie wspominając.
A na koniec, już chyba tradycyjnie, specjalnie dla Ciebie, portret pewnej Paryżanki:

–
Zrobiłem tej dziewczynie kilkanaście zdjęć, ale ona ani jednym gestem nie dała mi do zrozumienia, iż sobie tego nie życzy. Wprost przeciwnie: ustawiała się (pozowała) tak, aby mój aparat mógł uchwycić jej najlepsze walory ;)
Pozdrawiam
28 czerwca, 2011 o 7:23 am
Strasznie drażliwy się zrobiłeś ostatnio. Oczywiście – masz 100% racji.
Pozdrawiam serdecznie!
czara
28 czerwca, 2011 o 9:12 am
Nie tak chyba „strasznie” ;)
8 lutego, 2012 o 10:01 am
[…] SZTUKA PATRZENIA W OCZY […]
19 kwietnia, 2013 o 9:06 am
Nie można przestać się wpatrywać w te olbrzymie piękne ślepia :)
Przepięknie zawarta cała istota owego człowieczeństwa,…najczęściej zatrzymują nas te białe twarzyczki – czyste mapy wypełniające się dopiero szlakami charakteru i trasami doświadczeń, a także i te, które w pieczęciach zmarszczek dobijają do ostatniej przystani, pełnej esencji głębokiego „bycia człowiekiem”.
19 kwietnia, 2013 o 9:23 am
Twarze białe czy śniade… oczy zawsze są najbardziej wymownym środkiem naszego porozumiewania się bez słów – bez względu na kolor skóry i rodzaj języka jakim się posługujemy.
19 kwietnia, 2013 o 9:55 am
Oczywiście Białe – w sensie czystości, niewinności… :) – jak białe kartki gotowe do zapełnienia…przez dorastanie Kolor skóry jak kolor oczu, każdy ma swój wyjątkowy blask, ale tak, to oczy przemawiają najsilniej :)
15 lutego, 2014 o 9:04 am
I to jest właśnie to czego nie umiem, nie potrafię spojrzeć ludziom obiektywem w oczy. Na moich zdjęciach jest zawsze martwo, pusto, prawdziwe bez/odludzie. Od zawsze podziwiam Twoje portrety. Pozdrawiam.
15 lutego, 2016 o 10:03 am
świetne spojrzenie na drugiego człowieka i chęć zapisania go w pamięci, na kliszy, cyfrowo nie czyniąc krzywdy, z pewną pokorą i dystansem – dobry tekst Staś w konfrontacji z Twoją podróżniczą fotografią portretową
30 marca, 2016 o 11:57 am
[…] kobieta w czerwonym kapeluszu, a spoza jej ramienia łypią zielone tygrysie oczy (lepiej widoczne TUTAJ). Kobiety oddzielone są od turystyczno-pielgrzymowego tłumu rzędem donic z kwiatami. Podkreśla […]