MOJA PRZYGODA Z OŁÓWKIEM

*

*

Pozwolę sobie zaprezentować kilka moich rysunków, które powstały przy różnych okazjach, a które należy potraktować raczej lekko – jako czystą radość płynącą z zapełniania kreską, plamą i walorem kawałka papieru.
Są to bardziej lub mniej dowolne i swobodne szkice przedstawiające wersje obrazów olejnych (lub ich fragmentów) bardziej lub mniej znanych malarzy; również te mające swoje źródło po prostu w wyobraźni.

*

**

*

**

*

A oto ołówkowa wersja znanego obrazu olejnego Sir. Thomasa Lawrence’a „The Calmady Children” (1823)

*

*

Myślę, iż dobrze byłoby napisać tu kilka zdań gwoli wyjaśnienia.
Przedstawione obrazki nie są rysunkami w ścisłym znaczeniu tego słowa. Bliższe są malarstwu, gdyż bardziej posługują się plamą, walorem i światłocieniem, niż kreską. Powstały w różnym czasie: od kilkunastominutowego szkicu w przypadku flecisty, po kilka dni pracy nad dziećmi Calmady Lawrence’a.

Rysowaniem zajmuję się raczej dorywczo i po amatorsku, to taki rodzaj nagłego zrywu, leap of faith, które pozwala mi zagłębić się w zupełnie inny świat wypełniony estetyczną rozkoszą, radością poddania się swoistemu flow, wyczarowywaniu tego wszystkiego na białej kartce papieru.

Wypada mi też chyba wyjaśnić ową słodycz, która widoczna jest zwłaszcza na rysunkach przedstawiającymi te urocze dziewczynki. Nie wynika to bynajmniej z mojej fascynacji sentymentalnym malarstwem Lawrence’a (choć na swój sposób go lubię), co z zamówienia na ten temat – propozycji, której raczej trudno mi było odmówić :)
Warto także zaznaczyć, iż musiałem w tym przypadku dokonać pewnej transpozycji techniki olejnej tak, aby podobne efekty uzyskać posługując się tylko ołówkiem czy grafitem.

*

*

Może się to wydawać śmieszne, ale największą satysfakcję sprawiło mi na tym obrazku namalowanie… łańcuszka. Na płótnie Lawrence’a jest on dość konkretny, mnie natomiast zależało, aby był lekki i zwiewny niczym przeźroczysty tiul, w który ubrane są dziewczynki. Myślałem nad tym łańcuszkiem przez dobre pół godziny, narysowałem go w kilkanaście sekund… gdyż tylko tak można było to zrobić, aby oddać te misterne i delikatne ogniwka, które kładą się na ciele i sukience tej małej dziewczynki, rzucając przy tym subtelny cień. Podobnie było z innymi detalami: każdy wymagał, by znaleźć dla niego ten jedyny i specyficzny środek wyrazu, dzięki któremu można było poczuć jego istotę, charakter, materię, fakturę…

Należy przy tej okazji wspomnieć o tym, że malarstwo realistyczne  (figuratywne, naturalistyczne, klasyczne…) nie jest tyle „przedstawianiem”, „naśladowaniem”, czy też „odwzorowywaniem” rzeczywistości (jak to się powszechnie sądzi), ale tworzeniem złudzenia, czy też iluzji, dzięki której WYDAJE się nam, że na obrazie oglądamy rzeczywisty przedmiot. Każdy twórca próbuje tego na swój sposób i to właśnie określa jego odrębność.

Prezentowane tu rysunki są utrzymane w konwencji tradycyjnej rysunku „klasycznego”. Próbuję także pracować nad innymi środkami wyrazu, ale chyba jeszcze nie nadszedł czas, by wyjść z rezultatem „w świat”.

*

Mały dopisek ad rem:

DISEGNO (z zapisków na marginesie)

Jestem chyba człowiekiem anachronicznym bo uwielbiam doskonałość kreski Rafaela, Leonarda da Vinci i Michała Anioła, wyrazistość sztychu Dürera, złośliwość szkicu Daumiere’a, drapieżnie zarysowany kontur Egona Shiele… i rękę Stanisława Wyspiańskiego. Nie miałbym sumienia drwić z Mistrzów Renesansu, którzy uznali rysunek za fundament własnej twórczości, za podstawowy element dzieła sztuki. Owa rewerencja znajdowała odbicie w słowie, którym nazywali rysunek, czyli disegno (Dio – Bóg, segno – znak).
Jeden z nich pisał:
“Jedna tylko rzecz jest szlachetna, ta która stanowi podstawę, a to jest disegno (rysunek) i wobec tej zasady wszystkie pozostałe są słabe. Zobaczcie, że każdy kto panuje nad tym jednym (disegno) dobrze uprawia i jedną i drugą sztukę.”
To charakterystyczne, że urodzony 450 lat później Wyspiański uważał podobnie:
“Zanim się kto weźmie do malowania, powinien doskonale rzecz narysować, poznać jej naturę, charakter, być pewnym swego w ogóle, być pewnym kształtu.”

Następne pół tysiąca lat to panująca w świecie sztuki powszechna zgoda na to, że fundamentem wszelkiej twórczości artystycznej jest właśnie rysunek. Dopiero w XX wieku, wieku dezintegracji, usiłowano zburzyć ten pogląd. Lecz nawet taki buntownik i rewolucjonista jak Picasso nie wyszydził kreski jako środka wyrazu: “Tylko rysunek linią nie jest naśladownictwem”.
Kanon klasyczny rysunku jest ścisły, a jednak przez wiele stuleci nie spowodował skostnienia w sztukach plastycznych, ani tym bardziej w architekturze. Jeśli już coś powodowało owo skostnienie, to ślepy zaułek własnych koncepcji twórczych (takim przykładem jest u nas choćby Jan Matejko).

Wielu twórców zaadoptowało rysunek podporządkowując go własnemu temperamentowi i rozwojowi, własnej koncepcji i poszukiwaniom. Ktoś, kto był pełen życia, siły i autentyzmu, był w stanie wykorzystać rysunek do własnej ekspresji.
Jednym z takich artystów był również Wyspiański. Dla niego rysunek stał się właśnie „fundamentem wszystkiego” – za jego pomocą zdołał się Wyspiański wyrazić najpełniej.
Stanisław Tabisz, szef Wydziału Grafiki krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych pisze: “Czym jest linia jako środek artystycznego wyrazu? Jest kreatywnym pismem, niesłychanie elastycznym i podatnym na najbardziej kapryśne i śmiałe podszepty wyobraźni oraz znakomitym środkiem potrzebnym do rejestracji ulotnych wrażeń i zjawisk. Rysunek, szkic może zawierać to, co najbardziej zwiewne i przemijające. Linia prowadzona ręką artysty w sposób czytelny i wyrazisty staje się elementem czystego, plastycznego języka”.

Rysownicy Renesansu mieli to szczęście, że żyli w takiej a nie innej epoce. Ich rysunek uznany później za “klasyczny”, osiągnął bowiem wówczas apogeum. Bynajmniej nie tylko za przyczyną ich geniuszu i mistrzowskiej sprawności ręki. Sprawiły to również czasy – ich “duch”, atmosfera, historyczny moment, występujące wtedy kulturowe uwarunkowania.

*  *  *

46508045_1980040718708665_3549794365679337472_o

ilustracja do bajki

*  *  *

.

I jeszcze jeden słodki rysuneczek wykonany przez mnie (na zamówienie) … wieki temu ;)

.

.

.

.

Kazimierz Pułaski raniony śmiertelnie w bitwie pod Savannah
(Rysunek własny ołówkiem na podst. fragmentu obrazu olejnego Stanisława Batowskiego)

.

.

.

.

Kazimierz Polaski – portret

.

.

.

.

Portret – rysunek wg obrazu olejnego Guillauma Seignac

.

.

.

.

Portret – pastel wg obrazu olejnego Guillauma Seignac

.

.

.

.

 

Literat akrobata – balansując na piórze

.

*  *  *

.

Kilka innych moich rysunków można znaleźć TUTAJ.

Komentarzy 37 to “MOJA PRZYGODA Z OŁÓWKIEM”

  1. Ewa Says:

    Zastanawiam się, czym mnie jeszcze zaskoczysz LA? Wspaniały talent.
    Tak to jest, jak ktoś już ma talent, to ma. Do wszystkiego (prawie ?).
    Życzę sukcesów w każdej dziedzinie którą praktykujesz i którą się interesujesz :)

  2. Pani Peonia Says:

    Absolutnie się zgadzam – nauka rysunku to podstawa, na której można zacząć budować. Piękne rysunki – i faktycznie, wielkie zaskoczenie! Też kiedyś rysowałam, ale nigdy nie doszlam do takiej umiejętności jak ty. Gratuluję!

    • Logos Amicus Says:

      Pani Peonio, nie jestem pewien czy zaszedlem jakos szczegolnie daleko z ta moja umiejetnoscia rysunku. Moze kiedys bede mogl stwierdzic, ze udaje mi sie rysowac tak, jak bym tego chcial (czyli wypracowac swoj styl i wlasne srodki wyrazu). Ale to bedzie wymagac pracy.

  3. Onibe Says:

    fajnie jest umieć coś takiego zrobić… mnie Bozia poskąpiła talentów ;-)

    • Logos Amicus Says:

      Nie przesadzaj, Onibe. Nie ma czlowieka, ktory by nie posiadal jakiegos talentu (tak mi sie wydaje). Ponadto, sa nawet teorie, ktore mowia, ze cos takiego jak talent nie istnieje. Ze bardziej liczy sie… praca, cwiczenie, chec, koncentracja, dazenie do ekspresji… etc.

      • Onibe Says:

        racja, grunt to praca i właśnie takie podejście do tematu mi pasuje. Ale tam gdzie w grę wchodzą umiejętności „nienumeryczne”, takie jak np. szkicowanie, malowanie, śpiewanie itd, bez talentu żadna praca nic nie zmieni.

        Jakieś tam talenty chyba mam, ale mało marketingowe ;-)

  4. czara Says:

    Zawsze chciałam umieć rysować czy malować, móc wyrazić to w ten sposób. Zwłaszcza brakuje mi takiej umiejętności w podróży, kiedy mogę tylko rejestrować to co widzę za pomocą aparatu lub słów. Szkoda. Dobrze, że Ty rozwijasz się i w tej dziedzinie, brawo!
    Wprawdzie w sporze między rubensistami i poussenistami opowiedziałabym się raczej po stronie koloru, to ciekawym rysunkiem i udaną linią nie pogardzę. Schiele jest moim ulubieńcem, a sięgając do Twojej ulubionej epoki, to jednak nad Rafaela zdecydowanie przedkładam kreskę Lippi, Botticellego, a nawet Mantegni.
    Czekam teraz z niecierpliwością na Twoje dalsze „wyjście w świat” i inne dzieła :)
    PS A ten obraz Lawrenca (mówię o oryginale) to mi się jakiś… nieprzyzwoity zdaje…)

    • Logos Amicus Says:

      Ja rowniez swego czasu zabieralem w podroz szkicownik do rysowania. Ale to wymaga czasu i skupienia – determinuje charakter podrozy. A jesli jeszcze przy tym chce sie prowadzic notatki podrozne, to… czlowiek musialby zmienic profesje ;) Zycia zbraknie ;)
      A o wyzszosci kreski Lippiego, Botticellego, a nawet Mantegni nad kreska Rafaela to moze jeszcze kiedys porozmawiamy ;)

      PS. Obraz Lawrence’a nieprzyzwoity? A dlaczego ? (Czyzby jakies skojarzenia… pedofilne? ;) – nie dajmy sie zwariowac i nie przesadzajmy – to sa po prostu ladne i urocze dziewczynki, ktore podobac moga sie kazdemu ;) )

      • czara Says:

        Wszystko byłoby w porządku, gdyby te „ładne i urocze dziewczynki” (pomijając oczywistą kiczowatość obrazka) były przedstawiane jak dzieci, a nie zmysłowe kobietki. Ale de gustibus non est disputandum więc już nic nie mówię ;)

        • Logos Amicus Says:

          Przekonanie, ze o gustach sie nie dyskutuje jest wedlug mnie dyskusyjne ;)

          NIe wiem czy dziewczynki Lawrence’a sa kiczem (sama definicja kiczu moze byc tez sprawa dyskusyjna).
          Chyba jednak kiczem tego obrazu bym nie nazwal (wg mnie Lawrence jest malarzem wiekszego formatu niz ci wszyscy zwyczajowi producenci pacykarskich kiczow ;) )

  5. violamalecka Says:

    Jak to fajnie spotkać
    bratnią rysunkową duszę…
    Ty lubisz bawić się ołówkiem,
    ja żelowym długopisem.
    Świetne rysunki…
    Patrzysz trzecim okiem… ;-)

  6. Cane Says:

    Gratuluję oka i ręki. To jest sztuka, do tego żywa.

  7. Lena Says:

    Pięknie. Kiedyś rysowałam
    farbami na szkle. Coś się
    jednak stało, że to przepadło
    i zrodziło się umiłowanie poezji.
    Najbardziej podobają mi się
    te dwie dziewczynki, przypomina
    mi się dzieciństwo z moją siostrą
    cztery lata młodsza i też byłam
    w nią tak wpatrzona. :-)).

  8. Logos Amicus Says:

    Dziekuje wszystkim za przychylna uwage i komentarze. Przepraszam za zwloke w odpowiedziach (nieco chaotycznych na dodatek ;) ) i blogowe milczenie, ale jestem w podrozy i dostep do internetu mam sporadyczny.

  9. ajar Says:

    Tylko pozazdrościc talentu.

  10. joan Says:

    Malowanie, szkicowanie zabiera człowieka w inny świat. Piękne jest to, że w momencie tworzenia, właściwie nie istnieje otaczająca rzeczywistość. Skupienie na ołówku pozwala przenieść się w inny wymiar.To moje odczucia, czy masz podobne?

  11. Sarna Says:

    Ach, ech, och! :)
    Oczywiście jestem pod wrażeniem mimo, że już kiedyś pokazałeś nam namiastkę tego talentu.Lubię malowanie bieli, Twoja mi się też podoba.I sama nie wiem co podoba mi się w Twoim wykonaniu bardziej:lśnienie oczu, łagodne i rozmyte cienie, czy czarne i wyraźne plamy z których wyzierają pojedyncze, kruczoczarne włosy.
    Myślę, że każdy z nas próbował malowania kreską. Sama lubię rysować,ale do Ciebie mi daleko.
    Łańcuszek, owszem wyszedł Ci ciekawie (mimo widocznych ogniw, nie bije po oczach, harmonizuje z młodą i niewinną naturą dziewczęcia, jest dyskretny), ale skąd się tam wzięło moje serduszko?
    Jedyne czego ludziom w życiu zazdroszczę to faktu posiadania pasji. Takiej prawdziwej,dla której się oddaje, za którą się podąża, która wymaga wyrzeczeń, cierpliwości, czasu, a jednak ma się przeświadczenie, że to właśnie jest to.

  12. Salina Says:

    Trudno uwierzyć Amicusie, że rysowaniem zajmujesz się „raczej dorywczo i po amatorsku”… I w kilkanaście minut zrobiłeś flecistę?? :) Dobierasz ołówki o potrzebnej twardości. Wyczarowujesz zwiewność muślinu, lekkość łańcuszka, subtelną gładkość jasnych dziecięcych buzi i miękkość ich włosów. Wiesz doskonale jak uzyskać przestrzenność obrazu, w jakich kierunkach cieniować żeby podkreślić wypukłości, wklęsłości, fałdy. Gumkę używasz nie tylko do ścierania…
    Zaiste, wystarczy być amatorem i tylko chcieć :))
    I wcale nie jesteś romantykiem? :))

    • Logos Amicus Says:

      Świetne spostrzeżenia, SA. Cieszę się, że dostrzegasz techniczne walory tego rysunku. A już zupełnie zaskoczyłaś mnie tą (bardzo trafną, oczywiście) uwagą o gumce :)

  13. Maille Says:

    Matko Boska. Jeżeli Ty tak „malujesz” od niechcenia to wolę nie myśleć co by wyszło gdyby od rysunku zależało Twoje życie. Chociaż może fakt, że czasem to tylko kilka chwil, sprawia, iż powstają takie cudeńka. Dziewczynki mnie zachwyciły. Chętnie powiesiłabym sobie je na ścianie. Chętnie zobaczyłabym także coś więcej, bo wymienieni przez Ciebie mistrzowie i mnie zachwycają zatem całkiem możliwe, że Twoje podejście do tworzenia jeszcze bardziej przypadłoby do mojego gustu.
    Pozdrawiam!
    Maille

  14. MOJA PRZYGODA Z OLEJEM « WIZJA LOKALNA Says:

    […] tym, że nie tak dawno ołówek przeszedł mi tu jakoś gładko, pozwolę sobie jeszcze na ujawnienie mojej przygody z techniką […]

  15. Simply Says:

    ,,Koncert fletowy Fryderyka Wielkiego” Adolpha Menzela?

  16. ula Says:

    Jestem z natury spontaniczna i natychmiast Ci pragnę powiedzieć
    Amicusie,że malujesz życie ,bo oczy to Twoje spoglądanie poprzez duchowe
    widzenie innych.
    Najpiękniejsze są oczy dziecka
    Maluj swoim ołówkiem

    Pozdrawiam C i życzę dobrego dnia
    Ula


Co o tym myślisz?