ŚWIATOWID

.

.

Ostatnio stronę Wizji Lokalnej zdominował film, więc proponuję przenieść się do świata realnego i obejrzeć garść moich zdjęć z różnych zakątków globu, które umieszczam sukcesywnie na stronie „Światowid”.

.

.

Wszystkie zdjęcia w oryginalnej wielkości obejrzeć można TUTAJ.

.

PODRÓŻE – słowo o książce

.

Ktoś nazwał tę książkę-album bardzo zgrabnie „kolorowym satelitą” trzech pozostałych tomów, które ukazały się w pierwszej kolejności (chodzi o ZAPISKI, ARTYKUŁY LEKTURY ROZMOWY oraz KINO TEATR SZTUKA). Jednakże, kiedy myślałem o spotkaniu autorskim, to obawiałem się nieco, że PODRÓŻE mogą niejako przysłonić tamte książki, a to ze względu na ich szatę graficzną (mnóstwo kolorowych zdjęć) i objętość (tomiszcze ma ponad 800 stron), więc skłonny byłem nawet prezentację PODRÓŻY na tymże spotkaniu pominąć, skupiając się na pierwszych trzech tomach, (które przecież zawierają solidną – i dla mnie ważną – dozę treści). Przygotowanie oraz edycja tej książki wymagała olbrzymiego wysiłku – chodzi o czas i pracę wielu osób (za co jestem im niezmiernie wdzięczny), o dwóch dekadach, jakie zajęło mi podróżowanie po świecie, robienie zdjęć i zapisywanie wrażeń z tych wojaży nie wspominając. No i – nieskromnie mówiąc – efekt jest znakomity, co musi przyznać (i przyznaje) każdy, kto bierze ten tom do ręki.

.

PODRÓŻE

Książka – album zawiera zapiski oraz relacje z licznych podróży do takich krajów i miejsc, jak np. Indie, Nepal, Chiny, Tybet, Birma, Tajlandia, Wietnam, Kambodża, Laos, Singapur, Brazylia, Peru, Meksyk, Hawaje, Kostaryka, Gwatemala, Jamajka, Wyspy Dziewicze, Kanada, Włochy, Hiszpania, Norwegia…
Sporo miejsca poświęcono również Ameryce Północnej, gdzie przez wiele lat autor organizował i prowadził wycieczki krajoznawczo-turystyczne. Całość ilustrowana jest setkami zdjęć ukazujących – a tym samym utrwalających – piękno odwiedzanych zakątków świata, z których wiele traci obecnie swój unikatowy charakter.

*  *  *

804 strony; oprawa twarda; 675 ilustracji barwnych
ISBN 978-83-62844-85-2

greydot

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kiedy wyruszasz w podróż, żegnaj się uważnie z miejscem, w którym mieszkasz, tak jakbyś nigdy nie miał już do niego powrócić. Lecz nie dlatego, aby myśleć o tym, że może cię w tej podróży spotkać coś najgorszego, za co zwykle uważamy tragiczny wypadek i śmierć. Żegnaj się, aby przypieczętować twoje przywiązanie do czegoś trwałego w świecie, w którym wszystko jest ulotne i gdzie wszystko spływa z rzeką czasu albo dryfuje po bezkresnych wodach oceanu zdarzeń. Kiedy wypływasz na szerokie wody, podnosisz kotwicę, którą musisz za sobą dźwigać – ale nie jako brzemię, ale jako przypomnienie tego, że tylko wtedy, kiedy się zatrzymasz, możesz poczuć solidny grunt – że tylko jedno miejsce może być twoim prawdziwym domem, choćby wszędzie na świecie witano cię z otwartymi ramionami i oferowano serdeczną gościnę (a przecież nie wszędzie, nie zawsze i nie wszyscy tak cię witają).
Dlatego twoje powroty muszą być jeszcze bardziej uważne i świadome, niż wyruszania w podróż. Powroty mogą nas cieszyć albo smucić, są końcem, ale też i początkiem – jednakże nigdy nie są czymś obojętnym dla uświadomienia sobie naszego miejsca na ziemi. Nawet wtedy, kiedy pozostają pytaniem, nie dając nam żadnej odpowiedzi.

*

W swojej książce The Tao of Travel Paul Theroux podaje chętnym do wyruszenia w świat dziesięć zasad (porad):
1. Wyjedź z domu
2. Podróżuj samotnie
3. Podróżuj lekko
4. Weź ze sobą mapę
5. Podróżuj lądem
6. Przejdź pieszo przez granicę narodową
7. Prowadź dziennik
8. Czytaj powieść, która nie jest związana z miejscem, w którym przebywasz
9. Jeśli musisz mieć telefon komórkowy, staraj się go nie używać
10. Zaprzyjaźnij się

Ciekawe. Należy jednak pamiętać, że pan Theroux jest podróżnikiem „zawodowym” tudzież pisarzem profesjonalistą – a to po to, by się nie wpędzać w niepotrzebne kompleksy.
Poza tym zaczął on te swoje włóczęgi po świecie w czasach, kiedy podróżowało się zupełnie inaczej niż dzisiaj (i to nie tylko dlatego, że nie było jeszcze wówczas przewodników Lonely Planet).
Można by rady Theroux poddać szczegółowej i rozległej analizie, jednakże pozwolę sobie tutaj na rzucenie kilku dość luźnych uwag à propos każdego „przykazania”.

Ad 1. No tak, wyjazd z domu wydaje się warunkiem koniecznym do tego, by poznać świat indywidualnie, doświadczyć go na własnej skórze, poczuć wszystkimi zmysłami – przemieniając też to w doświadczenie duchowe. Wprawdzie można podróżować jedynie palcem po mapie i we własnej wyobraźni – ale czy to może nam zastąpić prawdziwą podróż? To jest dobre, jeśli jest impulsem do działania, jeśli stanowi preludium naszej przygody – mobilizując nas do poczynienia konkretnych planów podróży, które znajdą w końcu swoje spełnienie.
Ad 2. Dobrze jest podróżować samotnie. Dobrze jest podróżować w towarzystwie. Tak czy owak, dobrze jest podróżować w ogóle. Jeśli jednak podróżujemy z kimś, to oczywiście towarzystwo to jest bardzo ważne. Tak więc powinno być ono dobre – także wtedy, kiedy podróżujemy samotnie i jesteśmy skazani na towarzystwo samego siebie.
Coś jednak jest na rzeczy w tej radzie Theroux, by podróżować samemu. Bo wydaje się, że podróżnik kiedy jest sam, może się bardziej skoncentrować – i to nie tyle na sobie, co na własnych doświadczeniach. Ale przede wszystkim na świecie, który poznaje – wejść w bliższy kontakt ze spotkanymi ludźmi (chodzi zarówno o tubylców, jak i innych podróżnych) oraz z miejscami, które odwiedza.
Ad 3.Tak, dobrze jest mieć lekki bagaż – i nie czuć tego ciężaru posiadanych rzeczy na grzbiecie. Choć ciężar, jaki się ma w duszy, może jednak sprzyjać naszej podróży i ją pogłębić. Przydaje się też więc tzw. bagaż doświadczeń. Jednakże to prawda: czy widział ktoś prawdziwego podróżnika z wielkimi walizami wypełnionymi toną ubrań na zmianę? Większości wystarcza plecak. I nie mówi się wtedy zbyt dużo o higienie, która nie idzie raczej w parze z włóczęgowskim szlajaniem się po świecie.
Ad 4.Mapa jest ważna. Uwielbiam mapy! Wszystkie moje podróże rozpoczynają się od dokładnego studiowania mapy (co było ważne zwłaszcza wtedy, kiedy sam byłem pilotem grupy i ustalałem dla niej trasę podróży). Tak, była to swego rodzaju podróż palcem po mapie, ale już wtedy można było poczuć dreszcz zbliżającej się przygody. Podsycała się też tym sposobem ciekawość – pragnienie poznania nieznanych jeszcze miejsc.
Ad 5. „Podróżuj lądem”. Hm… dobrze mówić. Lecz jeśli chce się dotrzeć do Australii albo Nowej Zelandii? A pisząc poważniej: zasadniczo podróże odbywają się (wypełniają) na lądzie. Samolot jest bardzo dogodnym środkiem lokomocji, który pozwala nam w stosunkowo krótkim czasie dotrzeć do najbardziej odległych zakątków Ziemi. A po wylądowaniu – zaczyna się przecież nasza podróż po lądzie, która może trwać dowolnie długo (w miarę dysponowania czasem, chęcią i środkami, którymi możemy się w podróży wesprzeć). Zaś statek – podobnie jak jacht, żaglowiec czy łódź – to już zupełnie inna para kaloszy.
Ad 6. Pieszo przez granicę? Tak, to nie to samo, co przekraczanie tej granicy na wodzie czy w powietrzu. Lecz znowu – jak to zrobić, jeśli wybieramy się na inny kontynent i zamiast trzech tygodni wołami możemy przelecieć ten sam dystans w dwie godziny samolotem? Ale rzeczywiście – jednym z moich najmocniejszych (i niezapomnianych) wrażeń podróżniczych było (piesze) przekraczanie granicy Indii z Nepalem. (Dużo by pisać, dlaczego).
Ad 7.Nie zawsze jest czas na prowadzenie dziennika w czasie podróży. Ale warto to robić. Nigdy w domu nie napiszemy czegoś takiego, jak na gorąco, w trasie (bo jest to bardziej sprawa specyficznego stanu ducha niż wiedzy). W pisaniu o wrażeniach z miejsc, które odwiedzamy, preferuję szczerość. Lekkie podkolorowywanie jest dopuszczalne (można to uznać za pewną „literacką obróbkę”, wykorzystanie licentia poetica), ale kompletna konfabulacja, przeinaczanie lub ignorowanie faktów – już nie (no chyba, że piszemy powieść). Irytuje mnie czasem dość bezmyślny „zachwyt” nad „bajkowością” czy „magicznością” miejsca (tego typu frazesy), podczas gdy w rzeczywistości nic magicznego ani zachwycającego tam nie widzimy, wręcz przeciwnie – jesteśmy zawiedzeni, rozczarowani, niekiedy nawet zdegustowani tym, co zastajemy (a przecież to ostatnie także może być źródłem interesującego doświadczenia i opisu). Dla mnie bardzo ważny jest jednak autentyzm.
Ad 8. Czytać w trakcie podróży książkę niezwiązaną z krajem, w którym podróżujemy? No, trochę to przewrotne. Ja się nie dziwię panu Theroux, że podróżując kilka miesięcy po jakichś pustkowiach (zwłaszcza pociągiem), może już mieć czasami wszystkiego dość i chce się od tego oderwać. Ale my? Jeśli mamy na podróż najwyżej kilka tygodni i każda chwila jest dla nas cenna, by chłonąć dane miejsce, kraj, ludzi? Według mnie rada trochę kosmiczna. Jeśli już, to właśnie czytać książkę związaną z odwiedzanym krajem – o przewodnikach nie wspominając.
Ad 9. Precz z komórkami! (To już wolę lochy). Jeśli jednak mamy przy sobie komórkę (i zakładając, że jest tzw. zasięg – a w najciekawszych kątach Ziemi tego zasięgu najczęściej nie ma), to warto ją używać jedynie jako swoiste „narzędzie” pomocne nam w podróżowaniu. Nie jest dobrze, kiedy w podróż ciągniemy ze sobą cały nasz wirtualny świat – z Facebookiem na czele.
Ad 10.„Zaprzyjaźnij się”. O tak! To jest moim zdaniem najcenniejsza rada, jaką daje nam Paul Theroux. Jednakże przyjaźń to duże słowo. Przyjaźń wymaga sprawdzenia się, spełnienia, a na to potrzeba pewnych warunków, jak również czasu. Może więc mówmy o próbie zbliżenia się do ludzi, których w czasie naszej podróży spotykamy (chodzi mi zwłaszcza o tubylców, ale nie tylko). Bez tego nigdy nie będziemy w stanie poczuć smaku, istoty, ducha kraju, który odwiedzamy i który chcemy poznać. A czasami wystarczy jedna chwila, kilka zamienionych słów, jedno wymowne spojrzenie, jeden uśmiech…

I na koniec: fotografowanie w czasie podróży. Wprawdzie Theroux nie formułuje tego jako kolejnego „przykazania”, to jednak uważa, że robienie zdjęć jest przeszkodą dla pamięci, bo powoduje, że nie trzeba już danej rzeczy pamiętać. Ponadto, jego zdaniem, tworzy to dystans między rozmówcą a podróżującym. I dlatego nie zabiera ze sobą w podróż aparatu.
Mam zupełnie inne zdanie na ten temat. Nie chcę podróżować bez aparatu fotograficznego (choć oczywiście taką podróż jestem sobie w stanie wyobrazić, a nawet docenić pewne jej zalety). Bowiem zdjęcia nie tylko dokumentują moją podróż – one stają się jakby częścią kraju (i ludzi), który zwiedziłem, a który chcę zapamiętać. I dzięki tym zdjęciom ten kraj w pewnym sensie mogę zabrać ze sobą do domu. Tym sposobem niejako zostaje on ze mną na dłużej. I jednak fakt, że robię ludziom zdjęcia, zbliża mnie do nich – przynajmniej takie odnoszę wrażenie.

greydot.

.

SŁOWO O KSIĄŻCE

WIELKI BAZAR PODRÓŻNY

.

Ponoć w każdym ziarnku piasku odbija się, a może i przejawia cały wszechświat. Tak jest powiedziane i myślę, że tak samo jest w przypadku tekstów Stanisława Blaszczyny. To co łączy wszystkie opisy krajów – w ich dogłębności i historyczno-literaturoznawczych kontekstach – to osoba autora przesiąkniętego ideą humanizmu XX wieku, który w każdym napotkanym, a zwłaszcza sfotografowanym człowieku widzi (chce zobaczyć) jego głębię i uniwersum. W każdym opisie mijanego kraju, w dowolnym obrazie przemijającego oblicza (zwłaszcza w twarzach hinduskich starców czy kambodżańskich dzieci) przebija się swego rodzaju troska o kondycję człowieka, którą można chyba nazwać „humanitaryzmem” – czyli wiarą w człowieka zanurzonego w swoim środowisku naturalnym, w jego tu i teraz…
Czytając kolejne rozdziały z tomu Podróże każdy czytelnik (bez względu na to, czy był w danym miejscu, czy nie był) nawiązuje specyficzny dialog z autorem. Czyta te rozdziały, bo chciałby się czegoś dowiedzieć przed wyjazdem i własnym doświadczeniem danego kraju, ewentualnie porównuje z tym, czego sam doświadczył. Uczy się i przewiduje, co się może zdarzyć w podróży – każda jego myśl i refleksja jest zwykle odnośnikiem do przeszłych lub przyszłych wojaży. A książka ta jest jak ogólny i szczegółowy „przewodnik” napisany przez kogoś, kto sam przez wiele lat był przewodnikiem – jest jak najbardziej szerokie vademecum.
Lektura tego tomu to wielodniowa wyprawa niemalże „dookoła świata”, bo każda strona jest wędrówką po innym zakątku naszego globu. Warto delektować się obecnymi tam słowami i obrazami dłużej – zanurzyć się w jakimś miejscu i być… A sprzyja temu nie tylko zawarta tam ilość refleksji filozoficznych czy literackich metafor, znakomitych fotografii, ale i odniesień praktycznych. Wszystko to sprawia, że ta książka-album jest jak dobry kompan do podróży w dowolnym jej czasie…
Wędrując po świecie z Herodotem, czy też raczej ciceronem – którego miejsce zajmuje tu Stanisław Błaszczyna – odwiedzamy pół świata… w tym wiele miejsc Azji, obu Ameryk, Europy… Każdy opisany kraj ma swoją specyfikę – niepowtarzalne miejsca, atrakcje i klimaty. Klimaty meteo, ale i stany duchowe – będące spuścizną minionych stuleci. Ma swoich mieszkańców, z którymi – twarzą w twarz (czasem bardzo konkretną twarzą kobiety, starca, dziecka) spotykamy się, dzięki bystremu oku i sprawnej ręce autora, który jest zarazem fotografem. Te opisy wraz z wiedzą i pogłębioną refleksją, jak również świetne ilustracje, przenoszą nas w inne miejsca i inny (miniony czas). Barwność i różnorodność malują bardzo szczegółowy obraz mijanego i przemijającego na naszych oczach świata. Świadectwo pisarza (a przy tym felietonisty, dziennikarza, myśliciela wreszcie) oraz fotografa (mistrza portretu, krajobrazu, fotoreportażu…) śmiało mogłoby być włożone do kapsuły czasu, którą po latach można by otworzyć i czerpać ze znajdującej się tam zawartości, odtwarzając świat, którego już nie ma.
Łatwo się w tej książce-albumie zanurzyć w opisach miejsc dokonywanych na bieżąco przez bystrego obserwatora, podbudowanych jego wiedzą historyczną, geograficzną, przyrodnicza… wielostronną i wieloaspektową. A zarazem pełną pokory do wielkości opisywanego materiału, jak np. w tym fragmencie zapisków z Azji: „Indie przypominają grubą księgę (…) Jesteśmy zdolni przerzucić ledwie kilka kartek… Czy możemy więc opisać całą księgę?”
Na początku książki spotykamy się z komentarzem autora do rad, jakie swego czasu dał podróżującym słynny pisarz i podróżnik Paul Theroux. Każda wynikała oczywiście z bagażu jaki on posiadał. Z wieloma radami Theroux można się dość łatwo zgodzić. A jednak autor z niektórymi z nich polemizuje, bo przecież zawsze warto mieć na uwadze, że każdy z nas jest inny – ma inny bagaż doświadczeń, inną percepcję, inne zainteresowania… Dlatego na nic zdadzą się rady kogoś kto podróżował zwykle tylko pociągiem (jak to miał właśnie w zwyczaju autor Wielkiego Bazaru Kolejowego) dla tego, kto przemierza świat jadąc rowerem, jeepem po całkowitych bezdrożach albo żeglując po oceanach. Zwykle rad oczekujemy od kogoś, kto był dokładnie tam, dokąd się wybieramy. Jednak każdy, kto z różnych względów podróżował kilka razy do tego samego miejsca (w różnych porach roku, o innej porze dnia, dysponując inną ilością czasu…) wie, że nie ma jednej rady!
I dlatego w tym „doradzaniu” podróżującym bliższe mi są poglądy Stanisława B. niż Paula T. (z całym szacunkiem dla ich dorobku piśmienniczego). Zwłaszcza odnośnie mapy, telefonu, lektury czy aparatu fotograficznego (wszystkie te rzeczy można zmieścić dziś w jednym urządzeniu!) A podróżowanie pociągiem (nomen omen piszę ten fragment właśnie w pociągu na trasie Kraków-Warszawa przed wylotem [prawda – nie da się jeszcze tam dojechać w 100% lądem] na mój „koniec świata” do Nowej Zelandii. W pociągu, z którego w ogóle nie widzę świata (małe okna w proporcji do widoków z auta, ciemno na zewnątrz, a światła wewnątrz, prędkość składu znacznie przewyższająca średnią prędkość na drodze asfaltowej, itp). Nie mówiąc o współpasażerach, którzy w tej podróży są najmniej zainteresowani oglądaniem świata za oknem… choć w zasięgu ucha mówią co najmniej w 3 – 4 językach… i najprawdopodobniej przyjechali poznać nasz kraj.
A świat można poznać tylko wtedy, kiedy się podróżuje uważnie. Tak jak autor tej książki. I chyba większość z tych, którzy zechcą ją przeczytać.

Bogdan Kwiatek

greydot

GARŚĆ KARTEK

.

.

greydot.

Na spotkaniu autorskim – z naręczem tomów PODRÓŻE

.