FOTOGRAFICZNY RAJ (zapiski indyjskie)

Indie w wersji bajecznej (Udaipur, Radżastan)

Indie to istny raj dla fotografa. Zupełnie można tam stracić głowę – wśród tego bogactwa kształtów i kolorów osaczających człowieka z każdej strony. Gdzie się nie spojrzy tam widnieje gotowy kadr z zaaranżowaną przez jakąś nieodgadnioną siłę kompozycją i tematem, który może stać się ciekawą anegdotą.

Zastanawiam się skąd też bierze się tak niesamowita fotogeniczność tego kraju.
Pierwsza i oczywista rzecz: egzotyka. Indie są swoistym kosmosem, krajem jakby z innej planety, w którym wszystko jest inne, niż gdziekolwiek indziej na świecie. Podejrzewam, iż muszą się wydawać egzotyczne nawet samym Azjatom (no może z wyjątkiem mieszkańców krajów ościennych, takich jak Pakistan, Nepal czy Bangladesz), a cóż dopiero takim nieodrodnym synom cywilizacji zachodniej, jak my – isoty będące na dodatek dziećmi szarej Północy. Jakby tego było mało, ta odrębność jest wzmacniana po tysiąckroć przez niesłychaną różnorodność kulturową, etniczną, religijną i językową tego kraju… kalejdoskop, w którym mienią się i skrzą miriady bardziej lub mniej przystających do siebie elementów – drobin.
Nastepnie: kolorystyka i forma – intensywność, kontrast i jaskrawość spektaklu jakim są Indie.

Marwarska pasterka

Mieszkańcy Indii – a zwłaszcza kobiety – wykazują niezwykłą predylekcję do przyozdabiania i strojenia się w dzień powszedni, nawet podczas wykonywania całkiem zwyczajnych i przyziemnych czynności. Ta estetyka (to prawda, że niekiedy ocierająca się o kicz, jarmark i pstrokaciznę) jest wszechobecna, permanentna i świadoma, spotykana ponadto w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. W barwne sari kobiety przybierają się nawet do… ciężkich robót drogowych. Jedną z najbardziej wystrojonych dziewczyn spotkałem dość przypadkowo w pewnej wiosce pod Jodhpurem – na dodatek była to pochodząca z niższej kasty pastereczka, która eksponując swe ozdoby obdarzyła mnie uśmiechem nadającym się wprost na okładkę National Geographic (proszę spojrzeć na zdjęcie obok i samemu się przekonać, czy przesadzam.)

W Parku Narodowym Kaoledeo pewien tubylec zaciągnął mnie na jego skraj, by mi pokazać… catwalk! W pierwszej chwili nie zrozumiałem o co mu chodzi, spodziewając się jakichś dzikich kotów, ale cała zagadka została wyjaśniona, kiedy wychyliliśmy się ponad otaczające park ogrodzenie: ocienioną drzewami aleją kroczyły z wielką gracją, odziane w kolorowe sari kobiety, niosąc na głowach naczynia pełne wody, którą czarpały z równie malowniczej studni. (Scenkę tę można zobaczyć na zdjęciu ilustrującym poprzedni wpis pt. „Indie jak rzeka” .)
Tam właśnie, przy studni w Bharatpur, zrozumiałem dlaczego modelki na całym świecie, ucząc się chodzić po wybiegu, muszą nosić na głowie jakiś ciężar. Większość Hindusek bowiem chodzi tak wdzięcznie i zgrabnie, gdyż ma do czynienia z podobnymi ćwiczeniami na codzień.

Kolejny magnes dla fotografa to zabytki, a wśród nich najpiękniejsza bez wątpienia perła architektury światowej – Taj Mahal. Oprócz tego setki fortów, pałaców i świątyń, rozsianych po całych Indiach i dających świadectwo bogatej przeszłości, gwałtownych zawirowań historii i religijnej różnorodności, wynikającej nie tylko z ogromnej ilości spotykanych w Hinduizmie bogów, ale i ze swobody w wyborze odprawianych rytuałów i obrządków.
Bajecznie bogaci maharadżowie prześcigiwali się w budowaniu imponujących pałaców i rezydencji, których świetność zachowała się w lepszym lub gorszym stanie do dzisiaj; zaś darwinistyczna walka o dominację, rządza ekspansji i obrona przed najeźdzcami wymagały wznoszenia gigantycznych twierdz. Olbrzymie wrażenie robią zwlaszcza radżpudzkie forty w Radżastanie, które niczym bajkowy miraż wyłaniają się z fantastycznych scenerii pustyni Thar.
Wszystkie te obrazy narzucają się jakby same przed obiektyw. Zaskakuje ich dostępność – często człowiek ma wrażenie iż znalazł się w oku jakiegoś piktograficznego żywiołu. Przyprawia to bez mała o zawrót głowy – traci się wtedy do pewnego stopnia kontrolę i zmysł wybiórczości, rejestrując wszystkie przesuwające się przed oczami sceny.

* * *
Fotografując obcy kraj staram się unikać banalności. Z Indiami było o tyle łatwiej, że tam nic nie wydawało mi się banalne. Być może była to sprawa nieustającej niespodzianki, zaskoczenia? Nawet zupełnie powszednie sytuacje, przypadkowe elementy przestrzeni, czy oczywiste dla danego miejsca zestawienia architektoniczne były dla mnie ciekawe.

Ganesh – bóg człeko-słoniowaty

Tak naprawdę, to nigdzie nie widziałem tam niebezpieczeństwa popadnięcia w landszafcikowy trywializm. A przecież dość skutecznie uprawiany jest on na całym świecie, czego aż nadto ewidentnym przykładem są straszące nas wyblakłymi barwami oraz do znudzenia powielające te same motywy, eksploatujące „ładność”, ukazujące najbardziej oczywiste turystyczne atrakcje tzw. pocztówki, na których zwykle panoszy się wyprany z wszelkiego artyzmu kicz.
Chociaż warto zaznaczyć, że w Indiach nawet kicz – abstrahując jednakże od tego uniwersalnego na pocztowych kartkach – jest niebywale fotogeniczny, bo zupełnie dla nas egzotyczny. A to, co wydaje się nam egzotyczne, to nie jest dla nas kiczowate (z wyjątkiem, oczywiście, sztucznej palmy na warszawskim rondzie de Gaulle’a). Kiczem w naszych oczach stałoby się prawdopodobnie wtedy, kiedy przestałoby być dla nas egzotyczne – co staje się zwykle udziałem tych, którzy w krajach egzotycznych osiedlają się na dłużej. Bowiem kicz, aby zaistnieć, musi zaistnieć nie w rzeczy, a w oku patrzącego, podobnie zresztą jak piękno – jak każde dzieło sztuki.

* * *

Hinduskie kobiety spotkane w Amber Fort (Jaipur, Radżastan)

Wyjazd do Indii z traktowanym poważnie aparatem fotograficznym ma swoje dość istotne konsekwencje. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo nadmiernej estetyzacji tego kraju. Również wizualiazacji, która zajmuje się powierzchnią, przez co można mieć problem z dotarciem do wnętrza i poznania głębi. Ograniczenie się do patrzenia na obcy kraj przez wizjer aparatu zwiększa zwykle dystans do jego prawdziwej esencji.
Z drugiej jednak strony czuję (być może wikłam się tu w sprzeczności), że w jakiś sposob o wiele uboższe byłyby moje wspomnienia i doświadczenie Indii, gdybym teraz, po powrocie, nie mógł się wesprzeć tymi wszystkimi zdjęciami, gdzie utrwaliłem napływające do mnie zewsząd obrazy, odwiedzane miejsca, a przede wszystkim setki ludzkich twarzy – spotkanych osób, w których oczach mogę dziś oglądać ich dusze, dopowiadać sobie historię ich życia.
A jednak żałuję, że nie wszyscy o tym życiu opowiedzieli mi sami. Gdyż nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, rozmowy z nim, także wspólnego milczenia; dotyku, zapachu, jedzenia przy tym samym stole, wsparcia go w codziennym wysiłku, cieszenia się jego radością, lub odczucia tych samych co on smutków i lęków.

* * *

Pogawędka pod pałacem w Udaipur

To, że wybieramy, ustawiamy i komponujemy kadr jest już ingerencją w świat, który chcemy ukazać.
Ale czy jest inna droga?
Tak czy owak przedstawiany świat – czy to za pomocą słowa czy obrazu – musi zostać przefiltrowany przez naszą osobowość, naszą wrażliwość, zdolność do obserwacji. Liczy się nasze wyczucie estetyki, preferencje, intencje, szczerość, uczciwość, refleks, intuicja, entuzjazm, ciekawość, dociekliwość, pasja… Nie jest to więc zwykły wojeryzm, który zakłada jedynie jakąś podejrzaną chęć podpatrzenia rzeczywistości i wykorzystania tego dla naszych – bardziej lub mniej uświadomionych – wewnętrznych potrzeb, bez projekcji tego na zewnątrz.
Tymczasem fotografia prawdziwa chce się narzucić światu, będąc jednocześnie czymś kreatywnym, choćby w samym fakcie selekcji i wybiórczości rejestrowanych obrazów.
O tym trzeba pamiętać, kiedy oglądamy fotograficzne albumy – są one tylko śladową rejestracją rzeczywistości, której całościowe ogarnięcie jest niemożliwe. Przedstawiają – wbrew pozorom – jedynie maleńki jej wycinek.

* * *
Kolorystyczne rozpasanie Indii… Ciągle do niego wracam. I zaczynam dostrzegać inne fasety indyjskiej rzeczywistości. Ot, choćby powszedniość, przeciętność, standard, normę…
Mimo wszystko dość szybko uporałem się tam z szokującymi aspektami indyjskiej ulicy – brudem, smrodem i ubóstwem – i zacząłem dostrzegać… jakąś codzienną normalność, zwykłe życie setek milionów ludzi. Moje spojrzenie nabrało szerszej perspektywy. W końcu zacząłem dostrzegać to, co tak naprawdę dominowało w tej scenerii – dynamikę sił witalnych, kalejdoskopową barwność, społeczny żywioł. Mimo pozornego balaganu każdy człowiek wydawał się być na swoim miejscu i robić „swoje”. Nagle objawiła mi się cała realność tych miejsc.

Straganowa orgia kolorów (Varanasi, Uttar Pradesh)

Do tych obserwacji upodobałem sobie szczególnie bazary i targi. W każdym niemal mieście starałem się odwiedzic „market”, gdzie przychodzili zwykli mieszkańcy i gdzie ujawniał się charakter miejscowej ludności. No i oczywiście – gdzie permanentnie poddany był atakowi mój zmysł wzroku – barwą, formą, kształtem, fakturą! (Nie wspominając już o ataku na nasz nos – o unoszącym się w powietrzu, bardzo specyficznym dla Indii aromacie, i to zarówno tym odrażającym, jak i upajającym niczym afrodyzjak i narkotyk.)

Na bazarze w Jodhpur

W miejscach takich, wszystkie stragany, jak również wszelkie możliwe stanowiska handlu i rzemiosła, stanowiły rodzaj gotowej kompozycji. Scenki rodzajowe, mnogość i różnorodność dóbr wszelakich – nie tylko warzyw, owoców, przypraw, ryb, ziaren, potraw, ale i przeróżnych artykułów, rzeczy bardziej lub mniej potrzebnych, materiałów, naczyń, ubrań, ozdób. Mam na myśli cały ten lokalny rozpasany sztafaż: oto wyrwiząb z rozłożonymi na bruku obcęgami i protezami; to znów szewc zbijający właśnie buta gwoździem, albo fryzjer-golibroda siedzący w kucki i wymachujący brzytwą nad klientem.
Dochodziło do tego antropologiczne bogactwo charakterów – mozaika ludzkich twarzy, sylwetek, postaci. Gwar i krzątanina – wszystko to żyło!
Może więc właśnie tam można znaleźć te prawdziwe Indie?

* * *

*

Kobiety w sari przed straganem (Radżastan)

*

Na targach wielbłądów w Pushkar (Radźastan)

*

Wędrowni pielgrzymi

*

Sadhu nad brzegami Bedwy (Orchha, Madhya Pradesh)

*

Fort Amber (Jaipur, Radżastan)

*

U mamusinej spódnicy

.

© ZDJĘCIA WŁASNE

*

Więcej obrazów z Indii obejrzeć można TUTAJ – w BRULIONIE PODRÓŻNYM (ilustrowanym).

*

Komentarze 43 to “FOTOGRAFICZNY RAJ (zapiski indyjskie)”

  1. Anna Says:

    Cudowne zdjęcia!

  2. matylda.ab Says:

    Miło podróżować, choćby dzięki Takim Fotografiom. ;)

  3. Jula Says:

    Ty to masz doprawdy szczęście ;D))
    Ostatnio przebywasz, właśnie w tych krajach, skąd jest najwyższy odsetek w wyborach na miss świata, kobiet zajmujących 1 miejsce.
    Jednym słowem przebywasz w krajach, gdzie są najpiękniejsi ludzie!…

    Ja jeszcze jedno mam skojarzenie z tym dużym zakątkiem świata – baśnie !..
    Bo do najbardziej znanych baśni należą przecież ;
    Najstarsze ze znanych baśni pochodzą z literatury indyjskiej. Obfity materiał baśniowy wywodzi się z literatury arabskiej (baśnie z tysiąca i jednej nocy). W Europie kanon tradycji baśniowej ukształtował się w średniowieczu :)
    Tysiąc i jedna noc, Księga tysiąca i jednej nocy, zbiór baśni, podań, legend, opowieści i anegdot wplecionych w główne opowiadanie, którego narratorką jest Szeherezada, należący do ludowej literatury arabskiej (zawiera też opowieści indyjskie i perskie), pochodzący z IX-X wieku.
    Wiele wątków i postaci, np. Ali Baba, Aladyn, Sindbad Żeglarz, zyskało w literaturze europejskiej ogromną popularność.

    I jak się patrzy na Twoje zdjęcia, te cudownej urody ludzi, budynki w tle, to jakbym się przeniosła do takiej baśni i niech tak zostanie, przynajmniej dla mnie ;D))))
    Pozdrawiam radośnie wszystkich ! :D

    • Logos Amicus Says:

      „Ostatnio przebywasz, właśnie w tych krajach, skąd jest najwyższy odsetek w wyborach na miss świata, kobiet zajmujących 1 miejsce.”

      Dobrze Jula, że moja żona nie ma takich skojarzeń ;)

  4. Chihiro Says:

    Zgadzam sie, w Indiach nie widzi sie kiczu, nawet po powrocie. Ale moze to kwestia poczucia pewnej estetyki i – jak napisales – osobowosci. To, co jednemu wydaje sie piekne i ciekawe, innemu moze wydac sie np. zniszczone i malo interesujace. Ja tez fotografowalam namietnie bazary, ludzi (szczegolnie kobiety i dzieci), niezwykla orgie barw (szkoda, ze nie da sie ujac zapachow i melodii). W Indiach nawet brud jest jakims innym brudem, bardziej organicznym, naturalnym. Czasem draznil mnie w Indiach smrod, ale zaraz potem natrafialam na odurzajacy zapach jasminow i bilans sie wyrownywal :)

    Forty w Rajasthanie robia ogromne wrazenie, ale na mnie tez rownie duze wrazenie wywarly haveli w Jaisalmerze i niezwykla portugalska architektura Panaji czy generalnie architektura Kochi. No a podroz statkiem trwajaca cala dobe po lagunach keralskich to raj na ziemi… I te widoki! (moze ja tez powinnam je gdzies pokazac, tak jak Ty to robisz?)

    I jeszcze chcialam wrocic do tego kadrowania i fotografii. Mysle podobnie jak Ty, ze temat, jaki ujmujemy, zalezy od naszej wrazliwosci. I od niej zalezy nasze pojecie kiczu. Mnie sie np. kiczowate wydaja Alpy austriackie i krajobrazy krajow niemieckojezycznych. To nie moja estetyka, za to bardzo moja jest, obiektywnie oceniana za mniej urocza, estetyka Japonii, nawet prowincji poprzecinanej kablami i niezbyt pieknymi domami. Indie tak samo mnie pociagaja, zreszta cala Azja. A nie ciagnie mnie specjalnie estetycznie do Wloch czy Francji. Chyba nie ma wytlumaczenia czyjegos poczucia estetyki…

    • Logos Amicus Says:

      Moim zdaniem w naturze nie ma kiczu. Dlatego też nie widzę kiczu w Alpach austriackich czy w jakimklolwiek krajobrazie. Wg mnie, ten kicz pojawia się (ewentualnie) dopiero w samych przedstawieniach jakiegoś krajobrazu, i – co się z tym wiąże – w samym odczuciu kogoś, kto to ogląda.

      Nie ciągnie Cię „estetycznie” do Włoch? Lecz co masz na myśli? Sztukę? (a tą spotyka się tam właściwie na każdym kroku – to przecież kraj, w którym tzw. „sztuki piękne” przeżyły swój największy rozkwit), czy też może krajobrazy?
      Jeśli chodzi o te ostatnie, to są one przecież bardzo zróżnicowane: począwszy od górskich scenerii północnych Włoch, poprzez łagodne wzgórza Toskanii, po pół-pustynne, wypalone słońcem krajobrazy południa.
      Moim zdaniem Włochy są krajem, w którym można zaznać prawdziwych rozkoszy estetycznych (czy słyszałaś o „syndromie Stendhala”? ;) ). I to nie tylko jeśli chodzi o sztukę, ale i o krajobraz (np. ten – w Toskanii – należy (nie tylko) moim zdaniem do najbardziej malowniczych na świecie.)

      Natomiast wizualna atrakcyjność Indii wynika przede wszystkim z tego, co związane jest z obecnością (i działalnością) zamieszkujących ten kraj ludzi – oraz ze stworzonej przez nich kultury i cywilizacji.

      Uważasz, że nie ma wytłumaczenia czyjegoś poczucia estetyki?
      Myślę, że takie wytłumaczenie u większości z nas by się znalazło, tylko dość ciężko jest się do niego „dokopać”, (bowiem leży ono zwykle pod progiem naszej świadomości).

      A Twoje zdjęcia z Indii bardzo chętnie bym zobaczył :)

      • Chihiro Says:

        Moze przesadzilam piszac, ze „nie ciagnie mnie estetycznie do Wloch”, po prostu w ciagu ostatnich paru lat ilekroc zastanawiamy sie, dokad pojechac chocby na krotkie wakacje, Wlochy odrzucamy momentalnie (bylismy tylko trzy lata temu kolejny raz w Wenecji, ale to z powodu Biennale przede wszystkim, bo sama Wenecje juz niezle znamy). Jakos inne klimaty mnie przyciagaja bardziej, mniej „obrazkowe” :) I nie, nie mialam na mysli sztuki (o tej w ogole nie myslalam w tym kontekscie), myslalam wylacznie o krajobrazach – miejskich i wiejskich.

      • Logos Amicus Says:

        Estetyka jest głównie „obrazkowa”, czyli wizualna. Każda fotografia jest obrazem.
        Zaś w samym określeniu „obrazek” zawarta jest pewnego rodzaju… deprecjacja. Nie uważasz?

  5. matylda_ab Says:

    Myślę, że Chihiro mówi o poczuciu bycia częścią natury. W krajach azjatyckich człowiek jest częścią natury i wpisuje się w krajobraz wraz z całym swoim cywilizowanym kiermaszem. Natomiast w Europie to człowiek próbuje naturę upchnąć w swoje ulice, autostrady, centra handlowe… Estetyka wschodnia i mnie bardziej pociąga, może dlatego, że wydaje mi się bardziej autentyczna, wynikająca z tradycji i natury. A kicz jest pojęciem względnym.

    • Logos Amicus Says:

      To prawda, w Azji człowiek tak jakoś bardziej „organicznie” związany jest ze swoim środowiskiem naturalnym. Tam ciągle jest to „coś”, co już dawno utraciła kultura europejska.

    • Chihiro Says:

      Przyznam, ze nie przyszlo mi to do glowy. Mam wrazenie, ze wiele krajow azjatyckich zmaga sie z natura duzo silniej niz robi sie to w krajach europejskich. Wystarczy pomyslec o powodziach w Bangladeszu czy trzesieniach ziemi w Japonii czy Chinach. Zreszta Chiny w niewiarygodny sposob niszcza nature, przeksztalcaja ja na swoja modle, zmieniaja brzegi rzek, likwiduja cale stare miasteczka, buduja wiezowce w miejscu, gdzie jeszcze kilka lat temu byla wioska rybacka… Nie, to niektore kraje Azji probuja nature przechytrzyc, nie Europa. Ale pamietajmy, ze Azja to i Rosja i Indie, Japonia i Chiny, Afganistan i Malezja – miedzy tymi krajami sa OLBRZYMIE roznice.

      • Logos Amicus Says:

        Zgadzam się, nie można ujednolicać takich krajów jak Japonia, Chiny, Indie, Rosja, Japonia, Wietnam… choć przecież wszystkie z nich są krajami azjatyckimi. Azja jest szalenie zróżnicowana kulturowo, na pewno bardziej niż Europa (choć przecież i Stary Kontynent jest niezłym tyglem).

        Lecz ja, pisząc ogólnie że „w Azji człowiek tak jakoś bardziej “organicznie” związany jest ze swoim środowiskiem naturalnym” , miałem na mysli bardziej Azję preindustialną. Generalnie np. religie azjatyckie są bardziej animistyczne w charakterze od europejskich. Poza tym, sam człowiek jest tam postrzegany bardziej jako integralna cząstka Wszechświata (w tym również i natury), jako byt nierozerwalnie związany z zachodzącymi w nim procesami nieustannych przemian. To miałem na myśli.
        Teraz oczywiście to się zmienia a rewolucja przemysłowo – informatyczna stawia wszystko na głowie ;)

  6. Torlin Says:

    Zgadzam się, piękne zdjęcia. A w sprawie palmy polemizowałbym, dla Warszawiaka jest ona jak „Radość o poranku”.

    • Logos Amicus Says:

      Torlinie, darujmy sobie spór o to, czy warszawska palma jest kiczem, czy też nie (podejrzewam, że taka dyskusja przetoczyła się wśród Warszawiaków już dawno). Jeśli na większość mieszkańców stolicy działa ona pozytywnie – jest taką, jak sam piszesz, „radością o poranku” ;) – to bardzo dobrze!
      Moja niechęć do tego „dzieła sztuki” wynika być może po prostu z tego, że ja generalnie nie lubię sztucznych roślin i kwiatów. Lecz bardzo lubię palmy (wg mnie są to rośliny szalenie dekoracyjne), ale podobają mi się tylko te prawdziwe, żyjące – rosnące w swoim środowisku naturalnym.

  7. malmi_5 Says:

    Przepiękne są Pańskie zdjęcia.
    Trafiłam na Pana blog przypadkiem, całkiem niedawno, ale od tej pory bardzo chętnie Pana czytuję, szczególnie „Wizję lokalną”.
    We wszystkich zdjęciach widać prawdziwą magię i teraz zastanowić się trzeba czy to magia umiejętności, czy magia miejsca, ale raczej na pewno jedno i drugie. Dziękuję za możliwość odbywania tej fotograficznej podróży. :)

  8. Chihiro Says:

    Znow musze tu odpisac na komentarz o Azji (dlaczego nie pod wszystkimi postami jest opcja „Odpowiedz”, wiesz Logosie?).
    Tak, z animistyczna koncepcja zgadzam sie zupelnie. I czlowiek jest czescia swiata i natura, jedno z drugim tradycyjnie nie powinno walczyc. Podobnie chyba jest w Afryce z religiami politeistycznymi, ale na tym nie znam sie w ogole, wiec tylko wysune takie przypuszczenie – moze ktos napisze, jak jest w krajach afrykanskich (tych, gdzie jeszcze ludnosc nie popadla w fanatyczny islam czy chrzescijanstwo).
    Azja tez wydaje mi sie najbardziej zroznicowanym kulturowo kontynentem. Jesli porownujemy kontynenty do tygli – to tygiel azjatycki jest najbogatszy i mysle, ze oferujacy najwiecej.

    • Logos Amicus Says:

      Uwaga techniczna Chihiro ;) Jeżeli chcesz aby komentarz pozostał w słupku tematycznym, to po prostu musisz kliknąć ostatnie słowo „odpowiedz” w tymże słupku, a Twoja odpowiedź znajdzie się tam jako ostatnia – i powiązana z tematem rozmowy.
      :)

      • Chihiro Says:

        No ale wlasnie pod niektorymi Twoimi opowiedziami nie pojawia mi sie juz opcja „Odpowiedz” :( i nie ma mozliwosci kontynuowania wymiany zdan w slupku :( (np. pod Twoim komentarzem z 5 marca o 6:50am juz nie ma takiej opcji).

      • Logos Amicus Says:

        Boshhh… No przecież napisałem Chihiro, że należy „kliknąć ostatnie słowo “odpowiedz” w tymże słupku”. Ono wcale nie musi być pod moim komentarzem, ale pod jakimkolwiek komentarzem :) a Twoja odpowiedź i tak ustawi się w słupku.

        (Czyli teraz powinnać chyba kliknąć pod „Marzec 5, 7:11 am”)
        A w poprzednim słupku? Np. pod swoim komentarzem z „Marzec 5, 3:00 am”)
        :)

  9. salina Says:

    Pewnie już zauważyłeś Amicusie, że większość zdjęć jest „obcięta”, przypuszczalnie niemal u każdego z Twoich czytelników. Ale nie u mnie! Mając mizerny sprzęt nie potrafiący poradzić sobie z przykrawaniem zdjęć do zaprogramowanego rozmiaru – wygrywam :) Widzę je w pełnej krasie, wykadrowane zgodnie z Twoją wolą (a nie przypadkowo, gdzieś w połowie), z czytelnymi zasadami kompozycyjnymi i pogłębioną przestrzennością.

    Ujmujące jest Twoje zatroskanie z powodu subiektywności wyboru miejsc, ludzi i tematów, tych akurat, z niezliczonej mnogości dostępnych. Jakbyś bał się, że uwieczniając momenty oczarowań pokazujesz nieprawdziwy obraz Indii. Ale przecież tych obrazów nie zmyśliłeś :) A one nie tylko są piękne, z większości z nich i tak wyziera ubóstwo, swoją drogą bardzo malownicze.
    Nie wiem dlaczego czasami nachodziły Cię podejrzenia o kiczowatość, aż tak nie dowierzałeś własnym zachwyconym oczom? Przecież nic z tego co tu pokazałeś, o czym pisałeś, nie jest ani banalne, ani pretensjonalne ani czułostkowe :)

    • Logos Amicus Says:

      Salino, to nie jest „zatroskanie” z powodu subiektywności… Nie boję się także, iż pokazuję nieprawdziwy obraz Indii – przecież wyraźnie zaznaczyłem, że to, co można przekazać za pomocą fotografii, to jest bardzo wycinkowy, maleńki fragment rzeczywistości, czyli tego co JEST.
      Zresztą, będę chciał kiedyś pokazać również tę drugą stronę Indii, gdzie już wyraźnie widać biedę i brud. A są one miejscami wręcz szokująca.

      Prawdę pisząc, w Indiach nic nie wydawało mi się banalne, nawet kicz do pewnego stopnia mnie interesował (może dlatego, że był tak różny od naszego? :) )
      A czułostkowość widziałem tylko w… indyjskiej telewizji (choć i tam była ona czymś… rozbrajającym).

      PS.Salino, tego, że „większość zdjęć jest obcięta”, nie zauważyłem. Właściwie na wszystkich komputerach (monitorach), na jakich widziałem moje strony, zdjęcia nie były obcinane (choć sam układ stron się trochę zmieniał).
      Swoją drogą liczę na to, że jeśli u kogoś moje wpisy nie ukazują się tak jak powinny, to zostanę o tym powiadomiony. Zwłaszcza, jeśli nie wyświetlają się całe zdjęcia (które akurat w tym wpisie są ważne).
      Ponadto, zawsze można „kliknąć” na dane zdjęcie, by go obejrzeć na osobnej stronie – i w całości.

      Oprócz tego, tam gdzie zamieścilem więcej zdjęć z Indii, wyświetlają się one chyba bez problemu i to w dość sporym formacie:

      http://amicuslogos.wordpress.com/2010/03/02/wszystkie-kolory-indii/

      Na pewno nie ma także podobnych kłopotów przy wyświetlaniu zdjęć na stronie Światowida:

      http://swiatowid.bloog.pl/id,5560211,title,INDYJSKI-KALEJDOSKOP,index.html

      Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa :)

  10. tani1 Says:

    Nie wiem, jak czułabym się w Indiach, ale trochę Ci jednak… zazdroszczę. Te podróże, zapewne po części służbowe dają nam wspaniałe zdjęcia i opowieści, tym, którzy nie byli, albo byli dawno temu i teraz tęsknią.

    Podoba mi się zdanie, że każda opowieść o jakimś miejscu jest/musi być przefiltrowana przez naszą wrażliwość.
    Niestety, większość z tych zdjęć nadaje się do NG, a może nawet tam publikujesz… albo w podobnym piśmie… Poleciłam Twój blog przyjaciołom, niedługo „sprawdzę”, czy to widzieli, bo warto. Macham.

    • Logos Amicus Says:

      „Niestety, większość z tych zdjęć nadaje się do NG”

      Jeśli nawet już tak jest, to dlaczego „niestety”? :)

      Swego czasu publikowałem swoje materialy w prasie, ale w pewnym momencie zaprzestałem i teraz fotografuję właściwie już tylko dla własnej przyjemności ;)
      Ktoś tam jednak o coś mnie czasami prosi, więc użyczam mu swoich zdjęć (np. ostatnio mój przyjaciel wydawał album o parkach narodowych Ameryki, w którym znalazło się trochę moich fotografii).

      A czy moje podróże są służbowe?
      Te ostatnie – raczej nie. Teraz w świat wybieram się w zasadzie prywatnie, choć w latach 90-tych przeżyłem epizod organizowania (i prowadzenia) wycieczek – i trwało to przez kilka ładnych lat.
      Lecz było to bardziej hobbystyczną przygodą, niż takim zajęciem strasznie na serio :)

  11. ren-tamaryszek Says:

    Kolory Indii!
    Na dwie sprawy zwróciłam uwagę.
    Primo – stragany i uliczne oferty usług (wyrwiząb!)
    Stragan warzywny – stonowany, ale swoiste królestwo, z symetrycznie otoczoną Zawiadującą.
    Secundo – ciało ubrane w kulturę.
    Barwy, powłóczyste, oplatające materiały… jak to wpływa na ruch, na gest, postawę… Można odnaleźć się kimś innym w takim stroju. Na ile byłabym sobą? Co nowego mogłoby się wyzwolić, gdyby zamiast minimalizmu i prostoty ubrać się w intensywność, w hinduską kobiecość?
    Czy byłaby to przebieranka czy nowe lustro?
    Fajny reportaż.

    ps. Indie są mi nieznane. Tyle że regularnie staję na głowie, ćwicząc jogę – ashtangę, więc sympatyzuję.
    ren

    • Logos Amicus Says:

      Ren – witaj!
      Dzięki za świeże wejrzenie :)

      Tak, tak… niby nie szata czyni człowieka, ale… jakże „wpływa na ruch, na gest, postawę…”
      Czy gdybyśmy przywdziali indyjskie szaty to czy byłaby to tylko przebieranka? Zapewne tak – przynajmniej na początku. I duuuużo curry oraz kurczaków tandoori mysielibyśmy zjeść, aby te szaty stały się wreszcie naprawdę bliskie naszemu ciału.

  12. nutta Says:

    Przepiękne sceny rodzajowe – naturalne zachowania mieszkańców i kolory, których nie powstydziliby się najwięksi malarze. Ciekawym pomysłem było wkomponowanie ludzi w obraz (pejzaż,zabytki).
    Oprócz syndromu Stendhala już istnieje syndrom paryski przeżywany przez Japończyków i syndrom jerozolimski natury religijnej.

    • Logos Amicus Says:

      Dziękuję. Cieszę się, że się podoba :)

      PS. Tych „syndromów” znalazłoby się pewnie więcej…
      A to nic innego, jak nasze zderzenie się z genius loci, oraz… z naszą własną wyobraźnią ;) (czyli z tym, co przypisujemy miejscu, które odwiedzamy). No i jest jeszcze samo konkretne miejsce i jego realne atrybuty.

  13. georgeeliot Says:

    Oglądałam zdjęcia już ze trzy razy. Za każdym razem odkrywam nowe szczegóły, niektóre są zabawne – na przykład, sąsiedztwo kurtki z polaru i sari. :)
    To inna kultura, która odważnie operuje kolorem. Rodzaj harmonii, która tworzyła się przez wieki.
    Zdjęcie marwarskiej pasterki to dzieło sztuki fotograficznej. Mogłoby wygrać niejeden konkurs.

    • Logos Amicus Says:

      Takich „zabawnych zdjęć” znalazłoby się więcej :)
      Np. takie, na których…

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/03/golibroda1.jpg

      widać niezwykle fotogenicznego golibrodę

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/03/koza-i-papier.jpg

      koza je papier

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/03/restauracja1.jpg

      krowa pozuje przed restauracją

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/03/towarzystwo.jpg

      eleganci mają niebieskie skarpetki

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/03/posiedzenie-naczelnych.jpg

      albo jesteśmy świadkami posiedzenia naczelnych

      :) :) :)

  14. Stella Says:

    Super! Zreszta jak zawsze, niesamowicie piekne… but for me it’s hard to accept the poverty!

  15. Agness Says:

    zaczytalam sie i zapatrzylam tu u Ciebie…

    ale nie zgadzam sie, by kadrowanie bylo ingerencja w rzeczywistosc. Cartier-Bresson tez kadrowal. rzecz w tym by trafic na moment i umiec go uchywcic. wszystko co chwytasz w danym momencie to wlasnie ta rzeczywistosc, ta chwila – ona taka byla i juz. tylko od patrzacego zalezy, co zobaczy. i o ile oko ingeruje w rzeczywistosc, to – tak, tu tylko widzialabym te ingerencje.
    sunshine greetings:)

    • Logos Amicus Says:

      Zgadzam się, samo kadrowanie nie jest ingerencją w rzeczywistość (taka, jaką ona JEST), ale pewnym rodzajem ingerencji w nasze… wyobrażenie o niej (czyli, koniec końców, jeszcze jednym sposobem naszej interpretacji tejże). A widzące oko to jednak ciągła konfrontacja z tymi wyobrażeniami.
      Pozdrawiam równie ciepło! :)

  16. czara Says:

    Pasjonujący tekst! O fotografiach już nic nie piszę, bo wiadomo… Dużo osób piszę o Indiach, mnie nigdy zbytnio nie interesował ten rejon, ale czytając o Indiach akuratu Ciebie, zaczynają mi się marzyć podróże…
    Ale tym kiczem, to nie jestem pewna, czy to jest takie proste. Czasem spędzam wiele godzin przechadzając się po arabskich dzielnicach Paryża i zaglądając do ich sklepików. Stroje we wszystkich kolorach świata, na które „zwykła” Paryżanka, preferująca czerń i szarość, nigdy by nie spojrzała. Wszystko egzotyczne, mieniące się światłem, złotem… A jednak, jest jakaś wyraźna granica, która każe mi czasem się czymś zachwycić, innym wyrazem, powiedzieć głośno w myśli „fuj”.
    Poza tym, ja też uwielbiam wizyty na egzotycznych bazarach, choć nadmiar bodźców wywołuje we mnie rodzaj paraliżu
    Pozdrawiam serdecznie!

  17. E.milia Says:

    Do Indii zabrałam aparat fotograficzny, chociaż wcześniej prawie go nie używałam – więc to tam przyszło mi stawiać pierwsze kroki w robieniu zdjęć. Na początku nie robiłam wiele zdjęć – nie miałam takiego nawyku, a czasem odwagi, poza tym dawałam się pochłonąć rzeczywistości indyjskich ulic, barwom, zapachom, dźwiękom i potrzebowałam czasu, żeby w tym wszystkim pomyśleć jeszcze o zrobieniu zdjęcia. Dopiero w drugiej połowie podróży zaczęłam rozkręcać się fotograficznie, wyciągając aparat tam, gdzie widziałam obrazek, który mnie zaciekawił. Daleko mi do Twoich zdjęć, jednak jestem zadowolona ze swoich pierwszych prób z aparatem.
    Zgadzam się, że Indie są najbardziej fotogenicznym krajem świata, gdzie ciężko o kiczowatość przedstawień – pewnie ze względu na tą egzotykę właśnie. Poza tym, też zafascynowały mnie bazary – te dla lokalnych mieszkańców, nie dla turystów. Błądziłam po ich uliczkach, wdychając ich atmosferę i trochę żałuję, że nie robiłam więcej zdjęć ;)

  18. ezomagica Says:

    Niesamowicie piękne zdjęcia i fantastyczna osobowość autora, jestem zachwycona i fotografiami i przemyśleniami i umiejętnością wyrażenia tych obserwacji w tak piękny przystępny sposób. Bardzo mi się tutaj spodobało :)*
    Pozdrawiam serdecznie będę tutaj częstym gościem.

  19. Ewelina Says:

    Udało się Panu zrobic niesamowicie piękne zdjęcia. Szczególnie jestem pod wrażeniem tych z Indii. Może dlatego, że niedawno tam byłam i wszystko jest mi bliskie. Pozdrawiam

  20. Wioletta Says:

    Jestem pod wrażeniem tych zdjęć. Jest Pan szczęśliwcem, że dane jest Panu być w tych wszystkich miejscach. Mi tymczasem marzy się podróż do Indii….a tu łańcuchy życia powstrzymują: rodzina, praca, inne priorytety finansowe. Pozostaje mi wzdychać oglądając te cudne fotografie. Och!

  21. SASSOON DOCKS – seafood heaven (or hell) w Bombaju | WIZJA LOKALNA Says:

    […] ciekawym. I fotogenicznym. Trudno się było oprzeć tej orgii kolorów (której raz po raz doświadczałem w Indiach, zwłaszcza w Radżastanie) oraz etnicznej wyrazistości otaczających mnie ludzi (którzy nota […]


Co o tym myślisz?