…(drugiemu) jeźdźcowi dano władzę
zabrania pokoju z ziemi, tak żeby
ludzie wzajemnie się mordowali.
I dano mu wielki miecz.
Apokalipsa, VI, 4.1. GENY, EROS I THANATOS
*
Wojna jest zorganizowaną formą agresji, wojsko jej narzędziem. Kulminacją agresji jest mord. Od zarania ludzkości ciągnie się za nami to Kainowe dziedzictwo – nasza historia jest historią wojen.
Edward O. Wilson w książce „O naturze ludzkiej” sięga do źródeł:
„Niektóre nowe społeczeństwa uznały wojnę za narzędzie polityki, a ci, którzy najlepiej umieli się nim posługiwać, odnosili – co jest rzeczą tragiczną – największe sukcesy. Ewolucja wojny była autokatalityczną reakcją. (…) Wraz z tym, jak społeczeństwo staje się coraz bardziej scentralizowane i złożone, rozwija wyrafinowaną organizację wojskową i technikę wojenną, a czym większe militarne wyrafinowanie danego społeczeństwa, tym bardziej prawdopodobne jest to, że rozszerzać będzie swoje terytorium i wypierać rywalizujące z nim kultury. Siłą napędową rozwoju cywilizacji było wzajemne pobudzanie się kulturowej ewolucji i zorganizowanej przemocy, co doprowadziło do tego, że obecnie tylko jeden krok dzieli nas od nuklearnej zagłady.”Często – w jakimś sensie usprawiedliwiając tym samym wojnę – wskazuje się na agresję jako cechę przypisaną i nieodłączną naturze ludzkiej. Bez wątpienia leży ona u podstaw konfliktów i jest motorem walk między ludźmi.
Czy możemy mówić o wrodzonej, genetycznie uwarunkowanej ludzkiej agresji?
Dziedzicznie jest przekazywana nie tyle agresja jako taka, co predyspozycje i skłonności do niej. Może się ona wyzwolić w pewnych okolicznościach nawet u najbardziej pokojowo nastawionych społeczności – u ludzi, wydawałoby się, niezdolnych do walki i zabijania.Wszystko wskazuje na to, że w kategoriach biologicznych agresja jest jednak niezbędna do zachowania życia. Ale „agresji człowieka nie należy uważać ani za szatańskie piętno, ani za bestialski instynkt” (Wilson). Nie musi ona przybierać najbardziej destruktywnych i brutalnych form. Darwinowska koncepcja struggle for life zapewniająca ewolucyjny rozwój gatunkowy i dominację nad słabszymi, brzmi już dzisiaj nieco anachronicznie, nie wytrzymując do końca konfrontacji z rzeczywistością. Ponadto, po to przecież tworzymy kulturową nadbudowę, by nie identyfikować się do końca ze światem zwierząt. Rozwój wielkich cywilizacji napędzał nie tylko podbój obcych terytoriów i stosowaną w nim agresję, ale przede wszystkim ludzką zdolność do samoorganizacji i współpracy. Podobnie w przyrodzie mamy do czynienia z gatunkową solidarnością, polegającą na wzajemnych korzyściach koegzystencją (także międzygatunkową) czy wreszcie z symbiozą, gdzie jeden gatunek nie może istnieć bez drugiego.
Popełniane w czasie wojen potworne okrucieństwa i zbrodnie, których nie można nawet uzasadnić „racjami” strategicznymi i militarnymi (takimi np. jak żądza podboju, zdobywania łupów, narzucanie swojej woli innym i wykorzystywanie ekonomiczne tych, nad którymi zdobywa się władzę), wydają się potwierdzać pesymistyczną teorię Ericha Fromma: ludzka agresja osiąga czasem patologiczny i nieumotywowany racjonalnie poziom, jakiego nie spotykamy nawet u zwierząt, co tłumaczy się istnieniem w człowieku instynktu śmierci (o którym pisał już wcześniej Zygmunt Freud), skłonności do destrukcji. W koncepcji Freuda Thanatos jest stale obecny w ludzkich dążeniach. Agresja występuje tam w stosunku antagonistycznym do Erosa (dwubiegunowa opozycja Eros – Thanatos). Sięgnął on tym samym do filozofii i religii dalekiego Wschodu, według których zmaganie się między miłością a nienawiścią leży u prapoczątków świata. W doktrynie manichejskiej, konflikt między Dobrem a Złem toczy się odwiecznie w kosmicznym wymiarze. Dla chrześcijan jest to walka między Aniołem a Szatanem.
Zdaniem Freuda wojna jest skutkiem niestłumionej agresji, skierowanym przeciw obcym grupom lub jednostkom nie należącym do danej społeczności. Agresja stłumiona prowadzi zaś do autodestrukcji. Wobec takiej alternatywy nie dziwi chyba obfitość wojen.*
2. ARCHETYP CIENIA
*
Na irracjonalne, skryte motywy ludzkich zachowań wskazywał też Carl Gustav Jung. Twierdził on, że na życie wewnętrzne człowieka (rozumianego nie tylko jako jednostka, ale i gatunek), a w konsekwencji na jego działanie, decydujący wpływ wywiera tzw. „nieświadomość zbiorowa”, tj. leżąca poniżej progu świadomości warstwa psychiki wspólna wszystkim ludziom, w których są nagromadzone doświadczenia poprzednich generacji. Jest ona potężnym dziedzictwem duchowego rozwoju ludzkości, odrodzonym w konstytucji każdej jednostki. Składają się na nią, oprócz instynktów i popędów, tzw. archetypy. Jednym z nich jest archetyp cienia (przynależny jakby do tej ciemniejszej strony jaźni). Archetypy te ujawniają się w sytuacjach dla człowieka ekstremalnych, granicznych, a więc w momentach rzeczywistego lub urojonego zagrożenia, w konfrontacji ze śmiercią, w sytuacjach konfliktowych wreszcie. Archetyp cienia jest przejawem tej niższej, prymitywnej, zwierzęcej części naszej osobowości, gdzie znajdują się skłonności, namiętności i pragnienia, które trudno jest zaakceptować świadomie ze względu na ich amoralność, niezgodność z wyznawaną przez nas (otwarcie) hierarchią kulturowych wartości. W człowieku i w świecie istnieją tuż obok siebie zarówno dobro, jak i zło, które łatwo może się wyzwolić. Wystarczy tylko nagromadzić odpowiedni materiał, a już tkwiące w człowieku „diabelskie” siły, potrafią nim zawładnąć i go wykorzystać: „Wiadomo, że karabiny same zaczynają strzelać, gdy tylko zbierze się ich dostateczną ilość” – pisał Jung.
Dlaczego, mimo postępów cywilizacyjnych, wysoko rozwiniętej kultury, w której szczególnie wyeksponowane są elementy humanistyczne, liczącego dwa tysiące lat chrześcijańskiego dziedzictwa z jego ideałami miłości bliźniego i przykazaniem „nie zabijaj” – stale wybuchają nowe, coraz to okrutniejsze konflikty i cięgle wisi nad nami realna groźba nuklearnej, apokaliptycznej zagłady?
Jeszcze raz Jung – obrazowo i sugestywnie – próbuje dać odpowiedź:
„Spójrzmy tylko na niewiarygodne okrucieństwa naszego tzw. cywilizowanego świata, okrucieństwo, które rodzi się przecież z ludzi i stanu ich ducha! Spójrzmy na diabelskie środki niszczenia! Stworzyli je, wymyślili szanowni obywatele, którzy skądinąd są ludźmi takimi, jakich moglibyśmy sobie życzyć. A kiedy wszystko biorą diabli i na ziemi zaczyna szaleć nie dające się opisać piekło zniszczenia – nie ma wówczas winnych. Po prostu stało się. A wszystko zrobili przecież ludzie. (…) Nikt nie zdaje sobie w pełni sprawy, że ta w pełni zorganizowana masa zwana państwem lub narodem, poruszona jest przez bezosobową i niewidzialną, lecz straszną potęgą, niekontrolowaną przez nikogo i przez nic. Ta przerażającą siłą jest lęk przed sąsiednim narodem, który podejrzewa się, że jest opętany przez złego ducha. Ponieważ nikt nie jest w stanie zrozumieć, jak bardzo sam jest opętany, rzutuje po prostu własny stan na sąsiada i uważa za swój święty obowiązek posiadanie największych armat i najbardziej trujących gazów.”Podobnie napisał też kiedyś Robert Musil:
„Najbardziej elementarne przykazania moralne, mówiące że nie można łamać umów, pożądać cudzej własności i zabijać, wciąż jeszcze nie obowiązują w stosunkach między państwami, które wobec siebie nawzajem kierują się jedynie prawem własnej korzyści, realizowanym drogą przemocy, podstępów i ekonomicznego nacisku, przy czym każde państwo w oczach drugiego państwa uchodzi naturalną koleją rzeczy za zbrodnicze, natomiast własnym obywatelom wydaje się wcieleniem ich honoru i moralnej dojrzałości.*
3. OBLĘŻONA TWIERDZA.
*
Najjaskrawszych przykładów na potwierdzenie tezy o tworzeniu w sytuacjach konfliktowych stereotypu wroga, (którego trzeba zniszczyć), budowaniu i wykorzystywaniu syndromu „oblężonej twierdzy”, dostarczają faszystowskie Niemcy, choć jest to nader uniwersalny mechanizm, działający we wszystkich ludzkich zbiorowościach. Funkcjonowanie agresywnej wojennej propagandy III Rzesza doprowadziła do perfekcji, opierając się głównie o prymitywną w sumie „filozofię” nazistowską, której zręby uwidoczniły się wyraźnie już w „Mein Kampf” Hitlera, a zostały rozwinięte wkrótce przez serwilistycznych ideologów faszyzmu. Mistrzem propagandy okazał się Goebbels, a zasady perswazji, jakimi zaczął się on kierować indoktrynując społeczeństwo niemieckie, okazały się niezwykle skuteczne. Było to przed wszystkim odwołanie się do „pierwotnych” instynktów nacjonalistycznych, archetypicznej miłości Matki Germanii, „serca” narodu bijącego najmocniej w podgrzanej emocjonalnie atmosferze odwiecznej tradycji i heroicznych mitów. Wszystko to miało niewiele wspólnego z racjonalną oceną sytuacji, za to pławiło się i nurzało po uszy w gęstej i lepkiej zupie iluzji, przesądów i złudzeń; także w marzeniach o nadludzkiej wręcz potędze i władaniu nad światem. Zaczęła obowiązywać jedna jedyna „prawdziwa” idea, zaczęto bezwzględnie zwalczać wszystkich myślących „inaczej ” – konformizm stał się naczelną zasadą funkcjonowania jednostki w społeczeństwie, dzięki czemu wola propagandystów stawała się coraz bardziej „wolą” całego narodu.
Szczególną wagę propaganda faszystowska przywiązywała do filmu, obwołanego bronią nowoczesnej Europy, i uznanego za znakomity nośnik dominującej ideologii, „równie skuteczny jak karabin i działo”. Wprzęgnięto więc kino – ale również inne rodzaje sztuki – w masową indoktrynacje i lansowanie nazistowskich „cnót”, tez i ideałów: kult mocy, siły i fizycznej sprawności, pięknego ciała – zachwyt nad urodą aryjskiej rasy i głoszenie konieczności zachowania jej czystości (Rosenberg: „Nordyk staje się synonimem świetlistości, aseksualizmu i niebiańskości”), wiara w „boską” misję führera, monumentalizm i odwołanie się do germańskiej mitologii. Dalej: idealizowanie wojny i śmierci bohaterów, nadawanie temu cech patetycznych; gloryfikacja odwagi, wytrwałości, wyrzeczeń dla narodu i ojczyzny, rozpalanie patriotyzmu, bezgranicznego posłuszeństwa, stosowanie racji opartych jedynie na prawie i dyscyplinie, głoszenie pruskiego ideału żołnierza, masowej solidarności w walce z wrogiem, niezłomny opór aż do końca.
Przygotowanie gruntu pod ekspansywną agresję i jej usprawiedliwienie, wymagało stworzenia w społeczeństwie mitu „oblężonej twierdzy”, mającego z kolei na celu zrodzenie więzi zagrożenia. Dokonywano tego posiłkując się wszystkimi dostępnymi środkami przekazu, głównie za pomocą filmu, radia i prasy. Obcym przypisywano oczywiście wszelkie negatywne cechy – zdemoralizowanie, tchórzostwo, okrucieństwo, zidiocenie, awanturnictwo, warcholstwo, zezwierzęcenie, fizyczną szpetotę… itd.; Niemcom – cechy wyłącznie pozytywne.
*
4. EUFEMIZM I PRZEMILCZANIE
*
Oprócz typowych metod agresywnej propagandy – takich jak: lansowanie własnej ideologii i tworzenia odpowiedniej struktury społeczno-politycznej, podkreślanie własnej wyższości (rasowej, moralnej, intelektualnej, militarnej…), rozpalanie patriotyzmu (czyt. nacjonalizmu), napastliwości i kreowanie urojeniowego obrazu wroga, ideowa „dywersja” i zachowanie pozorów „prawdy” (podkreślanie tej”prawdy”); karykatura, przesada i oczernianie – należy także zwrócić uwagę na szeroko stosowaną i perfidną w swojej istocie metodę eufemizmów. Oto np. w kuriozalnym „Kolbergu” (dla potrzeb realizacyjnych filmu zaangażowano 185 tys. pełniących czynna służbę żołnierzy – w 1944 roku!), na polecenie Goebbelsa wycięto sceny, jego zdaniem zbyt realistycznie przedstawiające okropności wojny, choć pochłonęły one czwartą część ogromnego budżetu filmu.
W faszystowskich kronikach nie można było ukazywać śmierci niemieckich żołnierzy. Kto zwracał uwagę na straty ponoszone przez Niemców, oskarżany był o defetyzm. Nie było to zjawisko nowe. W czasie I wojny światowej istniał powszechny zakaz przedstawiania w kronikach filmowych trupów, które milionami wówczas zalegały pola bitew; zatrutych gazem żołnierzy wypełniających kilometrowe okopy i transzeje. Ta cenzura obowiązywała po obu stronach frontu.Eufemizm i przemilczanie ma uniwersalny charakter. W serialu „Wojna i pamięć”, który miał ponoć ambicję ukazania wszelkich okropności II wojny światowej, o zrzuceniu bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki wspomniano dyskretnie, i jakby wstydliwie. Pełne pokazanie katastrofy i jej skutków – zmiecione z powierzchni ziemi dwa olbrzymie miasta wraz z setkami tysięcy ich mieszkańców – byłoby nietaktem? Na pewno wprowadzałoby jakąś dyskomfortową dwuznaczność. W filmie Formana „Hair”, bombastyczne, napuszone, grające na patriotyzmie i chwale amerykańskiego oręża przemówienie wyższego rangą oficera, kierowane do odlatujących do Wietnamu żołnierzy, przerywają nagle ogłuszające dźwięki muzyki i nieoczekiwany komentarz o „wnętrznościach zaplątanych w kolczasty drut”, o „rozrywanych granatami ciałach”… Na twarzach dowódców pełna konsternacja, graniczący z paniką popłoch. Rozwiązaniem sprawy okazuje się ostrzelanie megafonu.
*
5. WSPÓLNOTA ZŁA
*
Istnieje mocne i proste w zasadzie, psychologiczne uzasadnienie podtrzymywania syndromu zagrożenia ze strony wroga, zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych, w stanie wojny. Wtedy to integracja grupy jest niezbędna zarówno do ofensywnego, jak i defensywnego skutecznego działania. Wówczas też znaczna część wyobraźni kreująca obraz wroga ma charakter wyraźnie urojeniowy. Rozsądek, poczucie realizmu jest stępione specyfiką sytuacji i okoliczności. Zaczynają tez działać mechanizmy związane z psychologią tłumów (nietolerancja, impulsywność, autorytaryzm, podatność na sugestię, bezkrytyczne uleganie wątpliwym autorytetom…). Pożądane jest wszystko, co umacnia więź grupową i pozwala się z nią identyfikować: przekonanie o własnym posłannictwie, wyjątkowości, bohaterstwie, boskiej opatrzności, a także poczucie krzywdy oraz przydawanie sobie wszelkich możliwych cnót.
Natomiast wizerunek wroga maluje się w najczarniejszych barwach – przypisuje się mu wyłącznie cechy negatywne, staje się on doskonałym przeciwieństwem własnego image. W skrajnych przypadkach odmawia mu się w ogóle cech ludzkich. Łatwo jest wtedy zabijać, mając ponadto satysfakcję z dobrze spełnionego obowiązku – własne sumienie zastępuje wówczas ideologia.
Wszelkie odstępstwa od tych zasad stawiają człowieka poza wspólnotą, grożą wykluczeniem ze zbiorowości, bowiem zdają się kwestionować nienaruszalność wspólnie wyznawanych wartości, podważać bezwzględność i słuszność takich konsolidujących i mobilizujących pojęć jak patriotyzm, honor, ojczyzna, bohaterstwo, żołnierski obowiązek. Erich Maria Remarque musiał uciekać z hitlerowskich Niemiec, gdyż groziła mu tam śmierć. Był przez faszystów znienawidzony. Uważano, że „Na Zachodzie bez zmian” jest paszkwilem na „ducha narodu”, osłabia morale (sic!) młodych żołnierzy. W przedwojennej Polsce pacyfiści też nie byli mile widziani, podobnie jak w innych krajach Europy, która szykowała się wówczas do krwawej jatki, jaka miało już wkrótce nastąpić.
Zresztą także w Ameryce patrzono z potępieniem na tych mało walecznych. Charlie Chaplin kiedyś nie wytrzymał tego „bojowego ducha” i wygarnął: „W obozach ćwiczebnych uczono ludzi walki na bagnety – jak trzeba wrzeszczeć, rzucać się naprzód i wbijać ostrze w bebechu wroga, jeśli utknie w jego pachwinie, to strzelić mu w brzuch, by je uwolnić. (…) Nie lubię, kiedy mi mówią kogo mam zabijać i za co umierać, a wszystko w imię patriotyzmu.”
Oczywiście po tej wypowiedzi prasa odsądziła Chaplina od czci i wiary, właśnie za brak patriotyzmu. Szeroko znana jest nagonka, jaka się rozpętała w Ameryce za jego bezkompromisowość, niezależność w formułowaniu sądów i nonkonformizm.
Podobny los spotkał także Witolda Gombrowicza, który miał odwagę skrytykować napuszono-sztuczną manifestację niektórych naszych narodowych „świętości” (np. w „Transatlantyku”) i otwarcie zamanifestować swoją pacyfistyczną postawę: „Ale ja nie tyle bałem się wojska i wojny, ile tego, że mimo najlepszej woli nie mógłbym im sprostać. Nie jestem do tego stworzony. Dziedzina moja jest inna. Rozwój mój od najwcześniejszych lat w innym poszedł kierunku. Jako żołnierz byłbym katastrofą. Przysporzyłbym wstydu sobie i wam. Czy myślicie, że jeśli patrioci tacy jak Mickiewicz lub Szopen nie wzięli udziału w walce, to jedynie z tchórzostwa?” – pisał Gombrowicz w „Dzienniku”.*
6. CZY WRÓG TO BRAT?
*
Symptomatyczne są tu dzieje niektórych dzieł literackich, czy filmowych, zakazanych czy też zwalczanych z powodu nie przystającej do oficjalnej wersji patriotyzmu i obowiązków wobec opanowanego przez militaryzm państwa.
W przypadku „Towarzyszy broni” Renoira nastąpił sprzeciw cenzury wobec sposobu przedstawienia żołnierza niemieckiego – ukazanie jego ludzkiego oblicza wzbudzało zbyt wiele sympatii. „Najeźdźcy” Pabsta – dyskomfortowa dla Niemców, rodaków reżysera, (ale i także dla Francuzów) symboliczna scena zbratania się rannego Francuza z umierających Niemcem; „Na Zachodzie bez zmian” Milestone’a – ekranizacja należącej do klasyki pacyfistycznej książki Remarque’a, zawierająca podobne w wymowie epizody, w Niemczech kategorycznie zakazana; „Ścieżki chwały” Kubricka – wstrząsający film, przez kilkanaście lat zakazany we Francji ze względu na ukazanie francuskich oficerów w nader niekorzystnym świetle, obnażający ich bezduszność wobec własnych żołnierzy, traktowanych jak armatnie mięso, poświęcanych „dla dobra sprawy”; wreszcie pamfletyczny obraz Losey’a „Za króla i ojczyznę” – ujawniający bezwzględny mechanizm działania wojskowej machiny „sprawiedliwości” (dla niektórych była to prowokacyjna konfrontacja z obowiązującym dotychczas, bohaterskim i pełnym chwały obrazem angielskiej armii i jej przywódców).
Można jeszcze tu wspomnieć o dwuznacznej moralnie postaci porucznika Diestla (Marlon Brando) z „Młodych lwów”, nakręconych według głośnej książki Irvina Shawa pod tym samym tytułem – spojrzenie na niemieckiego oficera jak na zupełnie podobnego nam człowieka, uświadomienie sobie jego ludzkich uczuć, słabości, wahań, szlachetności, tragizmu wreszcie… podważa przyjęty (i uznany przez naszą stronę) porządek świata. To, że walczymy z takimi samymi jak my ludźmi, nie może bowiem dotrzeć do naszej świadomości, gdyż osłabiłoby to naszą waleczność i determinację, skuteczność w „eliminacji” przeciwnika. Dlatego w wojsku nie mówi się o zabijaniu, ale eufemistycznie o „uszczuplaniu stanu liczebnego jednostek nieprzyjaciela”. Na ćwiczebnych tarczach strzelniczych człowiek zredukowany jest do doskonale anonimowej sylwetki, z „dziesiątką” nieco poniżej zarysu hełmu.*
7. CZY ŻOŁNIERZ TO PSYCHOPATA?
*
Oto bez mała szokujące stwierdzenie, jakie padło z ust płk. dr. med. Jana Wilka (pełniącego w polskiej armii funkcję “naczelnego psychiatry wojskowego”) podczas wywiadu udzielonego „Polityce”:
Wilk: „(Żołnierz) musi więc mieć specyficzne cechy osobowości, które występują w niektórych rodzajach psychopatii lub socjopatii.”
P: Jakie to cechy?
Wilk: “Obniżony lęk przed śmiercią, zdolność do użycia siły, w tym zabijania z pełną świadomością, umiejętność bezwzględnego podporządkowania się rozkazom (…). Żołnierz jest przeznaczony do tego, żeby jak najbardziej precyzyjnie zabijać i samemu nie dać się zabić. (…)”
P: Więc przygotowanie do zawodu polega na skrzywieniu psychiki kandydata?
Wilk: “W psychiatrii nazywa się to PSYCHOPATYZACJĄ zawodową albo społecznie użyteczną” (podkreślenie własne).Tak więc „psychopatyzacja” jako przystosowywanie (przygotowanie) do pewnych warunków (sytuacji) historycznych, społecznych i kulturowych? Psychopatyzacja, czy też raczej wtłaczanie człowieka w pewne ramy systemu przemocy – wymuszanie na nim zachowania zgodnego z oczekiwaniami grupy, bo przynoszącego jej korzyści? Żołnierz, jak by na niego nie patrzeć, jest także państwowym narzędziem do zabijania. Wszystko wskazuje na to, że nie może się to wszystko obejść bez depersonalizacji, czyli pozbawienia człowieka (do pewnego stopnia) osobowości, tak by lepiej mógł się on znaleźć w nowej, przypisanej mu przez społeczeństwo (państwo) roli. Ciekawe, że dr Wilk wiąże to także z socjopatią, choć wydaje się, że takie zachowanie jest społecznie pożądane, czyli stanowi niejako socjopatii przeciwieństwo.
Być może użyte tu sformułowania są postawione nieco na wyrost, niemniej jednak jest coś na rzeczy z „wykrzywianiem” psychiki kandydata na żołnierza, a już na pewno istnieje mnóstwo dowodów na traumatyzm doświadczeń frontowych, w wielu przypadkach uniemożliwiających późniejsze, normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Jest to chyba cena, jaką musi człowiek zapłacić za to, że brał udział w czynach, które obnażyły przed nim pierwotną okrutność zabijających się wzajem osobników Homo sapiens – wszystkie te momenty, kiedy człowieczeństwo zostaje odarte z kulturowej waty a pozostaje tylko zew krwi – nagi zwierzęcy instynkt.
*8. SKARCENIE PIOTRA
*
Dopóki wątki pacyfistyczne i antywojenne (w literaturze czy filmie) są przez odbiorców rozpoznawalne i i pozostawiane w sferze wartości ogólnych, wyjęte z kontekstu narodowego i politycznego, dopóty nie budzą oporu i sprzeciwu. Ale jeśli tylko zaczynają dotykać spraw zakodowanych w społecznej świadomości jako nienaruszalne, przedstawiać w nieco inny niż zwyczajowo przyjęty sposób, poddawać w wątpliwość i podważać ustalony system narodowych wartości, wtedy zaczynają się kontrowersje, podnoszą się nawet głosy oburzenia – następuje efekt naruszenia tabu (o czym świadczą podane wyżej przykłady).
Czy na pacyfizm należy patrzeć z wyrozumiałą pobłażliwością jak na utopię? Z ideami pacyfistycznymi spotykamy się na różnych szczeblach rozwoju cywilizacji człowieka, w różnych kulturach i epokach. Były one przeciwległe biegunowo agresji, destrukcyjności, wrogości i nienawiści. Można chyba powiedzieć, że dialektyczne ścieranie się wypływających z nich myśli i wartości, wyznaczało kierunki naszego rozwoju cywilizacyjnego. Pacyfizm ma więc mocne przesłanki: odrzucenie przemocy jako wymóg determinowany czynnikami natury religijnej, filozoficznej czy etycznej, postulat o tolerancji, wzajemnej współpracy i sukcesywnej poprawy stosunków między narodami; łagodzenie napięć i konfliktów, redukcję zbrojeń (lub rozbrojenie), rezygnację ze stosowania siły w rozwiązywaniu międzynarodowych sporów.
Inną sprawą jest jego skuteczność. Tylko w ubiegłym wieku i tylko w Europie wymordowało się wzajemnie i wyniszczyło ponad 100 mln. ludzi, w ogromnej większości deklarujących się chrześcijanami, a więc uważającymi się za naśladowców Jezusa Chrystusa, który skarcił Piotra Kefasa za dobycie i użycie w jego obronie miecza. W takiej rzeczywistości pacyfizm naprawdę może się wydać jakimś irracjonalnym wyznaniem wiary.Odrzucenie przemocy i dążenie do osiągnięcia społecznego celu bez gwałtu, było centralnym punktem filozofii duchowego przywódcy Indusów, Mahatmy Gandhiego. Jego postawa, podobnie jak w przypadku Jezusa z Nazaretu, realizowała się w wymiarze archetypicznym, stąd zdolność Ghandiego do porwania za sobą całych rzesz. Wykorzystanie jedynie siły, która rodzi się z prawdy i miłości (satygagraha), działanie negujące przemoc wyniósł on do rangi zasady etycznej (idąc w ślady Lwa Tołstoja, pod którego wielkim wpływem kształtowały się poglądy Gandhiego). Miało to przynieść konkretne, wymierne i praktyczne skutki: „Walka bez gwałtu nie sprowadza się u mnie jedynie do prostej zasady systemu filozoficznego… To nie jest cnota zakonna mająca spowodować spokój wewnętrzny i zapewnić indywidualne zbawienie. Jest to najskuteczniejszy i nieofensywny sposób, aby dać wartość prawom politycznym i ekonomicznym tym wszystkim, którzy są ciemiężeni i wyzyskiwani.”
Max Weber nazwał etykę niestosowania przemocy „etyką pariaską”. Gandhi potraktował ja w innych kategoriach, umieścił w innym obszarze – udowodnił, że może być bronią słabych i bezbronnych. Jednak, jak uważają zwolennicy tej doktryny, ta słabość nie jest słabością ducha. Przeciwnie, wymaga wielkiej siły wypływającej z niezłomnych moralnych zasad. Ten paradygmat jest silnie osadzony w myśli chrześcijańskiej: czerpanie mocy z cierpliwości, łagodności, miłości, współczucia, miłosierdzia, prawdy i piękna, użycie tego do przemiany świadomości i postępowania adwersarzy. Podobnie jest w filozofii buddyjskiej, której najbardziej znanym na świecie reprezentantem, głosicielem i nauczycielem jest Dalaj Lama.
*9. CZY ZASŁUGUJEMY NA POKÓJ?
*
Jak wynika z naszych dziejów, przemoc jest siłą, która nieuchronnie i bezpowrotnie niszczy nasze najwyższe, uniwersalne wartości: ludzkie życie, miłość i zaufanie, harmonijną współpracę, wiarę w moralny porządek świata i elementarną sprawiedliwość… Choć jest ona czymś, co można wytłumaczyć, to czy można ją również usprawiedliwić?
Wybór przemocy jako sposobu naszego działania – i to bez względu na intencje i motywacje – wiąże się zawsze z koniecznością ponoszenia odpowiedzialności. Niepostrzeżenie możemy też stać się podobni do naszych wrogów, którym przypisujemy wszelkie zło. Niestety, bardzo rzadko jest ten wybór świadomy. Ale czy nieświadomość może tu kogokolwiek usprawiedliwić?
Znane jest stwierdzenie Remarque’a, że na wojnie wszystkie ofiary są w jakimś sensie winne. Rozwija tę myśl i uzasadnia Jean-Paul Sartre w swoich żołnierskich wspomnieniach i zapiskach z frontu. Oto fragment jego „Dziwnej wojny” dotykający problemu indywidualnej odpowiedzialność każdego człowieka biorącego udział w wojnie:„Mówi się, że ludzie nie zasługują na pokój. To prawda. Prawda po prostu w tym sensie, że uczestniczą w wojnie. Nikt z ludzi obecnie zmobilizowanych (siebie naturalnie nie wykluczam) nie zasługuje na pokój dlatego, że gdyby naprawdę zasługiwał, nie byłby tutaj. Ale mógł zostać zmuszony, poddany presji… Nie! – był wolny. Wiem oczywiście, że poszedł na wojnę wierząc, że nie może postąpić inaczej. Ale ta wiara jest złudna. I dlaczego tak zdecydował? Odnajdujemy tu wspólnictwo. Przez inercję, bezwładność, respekt dla siły, strach przed potępieniem… Ponieważ rozważył szanse i wyliczył sobie, że mniej ryzykuje podporządkowując się, niż sprzeciwiając (…) – z pychy, głupoty, naiwności, konformizmu, niedostatku wyobraźni – ze strachu przez samodzielnym myśleniem. Ponieważ jest bojowy jak kogut. Oto dlaczego na wojnie nie ma niewinnych ofiar a ludzie nie zasługują na pokój.”
A Ty – czy zasługujesz na pokój?
*
*
30 września, 2011 o 2:04 pm
Logosie, napisałeś ważny i na czasie esej. Przypomnienie naukowych czy artystycznych refleksji nad wojną jest moim zdaniem bardzo potrzebne, bowiem dyskusja o wojnie się toczy. Moim zdaniem pokolenia wolne od tej traumy zaczynają do niej tęsknić nieświadomie – oswajać się z myślą, że nadejdzie. Tak jak napisałem – ci którzy prą do wojny są tego nieświadomi. Nawet potrafią wycierać sobie gęby antywojenną frazeologią. Ale ich sposób myślenia jest de facto pro wojenny. Ludzie, których komentarze czytam, z którymi rozmawiam są tak naprawdę bohaterami dzieł o których napisałeś. Wszystko to o czym napisałeś – cytując klasyków – dzieje się współcześnie. I narasta. Co ciekawe powołałeś się w eseju na pewien kanon wykształconego człowieka. Ludzie z mojego pokolenia te książki i filmy znają. Dlaczego więc zachowują się jakby ich nie znali? Dlaczego więc człowiek znający metody obróbki psychicznej rekruta zachowuje się jakby to jego nie dotyczyło? Dlaczego mimo tych doświadczeń ludzie sami przygotowują się do wojny wbijając symbolicznie bagnet w jakiś worek pełen sieczki?
Pozdrawiam
30 września, 2011 o 3:07 pm
Dlaczego przemy ku wojnie?
Czyżby odpowiedzią było to, co kiedyś powiedział Brecht (a co cytowałem w poprzednim artykule)?: „Wojna, tak samo jak miłość, zawsze znajdzie swoja drogę”.
To by oznaczało, że nie możemy się uwolnić od wojennego fatalizmu.
Ale ja nie myślę, że jesteśmy na to skazani, że wojen nie da się uniknąć, że wynikają one z jakiejś naszej genetycznej skazy. Sądzę, że z tego błędnego koła wzajemnego zabijania się jesteśmy w stanie się uwolnić – dzięki naszej kulturze.
Ale do tego, niestety, droga jeszcze bardzo daleka – nic takiego na horyzoncie się nie pojawia. Wręcz przeciwnie, pojawiają się nowe potęgi, które na pewno z siły militarnej nie zrezygnują (np. Chiny), i które wykorzystają wojskową przemoc do podboju nowych terytoriów (np. Syberia).
Na inne pytania, które zadałeś, są jakieś próby odpowiedzi w moim tekście. Są to pytania wieczne i uniwersalne. Dlaczego ludzie ciągle popełniają te same błędy? Ze słabości, braku wyobraźni, głupoty? Bo tak są zaprogramowani? Ponieważ poddani są prawom Natury? Bo wojna i przemoc są w nas – i zawsze będą?
Popatrz się np. co się dzieje teraz w Libii. Jak jesteśmy tutaj zmanipulowani, i jak sami dajemy się zmanipulować. Jesteś za „powstańcami”? To na tę wojnę patrzysz oczami ich zwolenników.
Jesteś za starym porządkiem w Libii? (Albo przeciwko interwencji NATO w tym kraju?) To na tę wojnę patrzysz z zupełnie innej strony.
Jak wielu ludzi w Europie dostrzega to, że interwencja Włoch, Wielkiej Brytanii czy Francji nie ma wiele wspólnego z chęcią wyzwolenia Libijczyków spod jarzma autorytarnych rządów Kadafiego, a prawie wszystko ze zdobyciem dostępu do libijskiej ropy? Czy o tym mówi się w europejskich mediach? Nie, bo nie jest to zgodne z interesem europejskich krajów. (No i mamy przyzwolenie na tę wojnę – „uszlachetnione” na dodatek mrzonką o zwalczonej dyktaturze, która była wcieleniem Zła.)
Ludzie, tak naprawdę nie mają pojęcia o wojnie (oprócz tych, którzy przeszli przez jej piekło – choć i tak niektórzy z nich wydają się o swoich wojennych doświadczeniach zapominać). Tych, którzy zdają sobie sprawę z mechanizmów jej działania, z jej podstępności, jest niewielu. Ich głos ginie w medialnym jazgocie, konsumpcyjnym zgarnianiu i przerabianiu dóbr, w rozrywkowych hecach, w skupianiu się na bzdurkach i bzdetach… Ci, którzy chcą mieć święty spokój (uprawiając własny ogródek), zamykają oczy. Zdecydowana większość społeczeństwa uważa wojnę za jakąś abstrakcję, za coś co się działo kiedyś, ale co się już nie może wydarzyć teraz. Więc po co sobie głowę tym zawracać?
Ale kiedy budzimy się z ręką w nocniku, to jest już za późno.
30 września, 2011 o 3:53 pm
Ależ się uczepił tej ciemnej strony człowieczeństwa. ciemnej strony księżyca :(
Ciemna strona księżyca Autor: Ankar Anna
cisza tętniąca bólem
szyderczy śmiech niemocy
ciemna strona księżyca
światłem dnia się staje
wydanych wyroków
nie można cofnąć.
Ps.
Zajrzę , jak będziesz opisywał tę jasną stronę człowieczeństwa , chociaż ostatnio ona, jakby w defensywie. ;)
30 września, 2011 o 8:20 am
Jula, to nie ja się uczepiłem „ciemnej strony”. To „ciemna strona” uczepiła się nas.
30 września, 2011 o 4:20 pm
1 października, 2011 o 8:13 am
Można jeszcze dorzucić inne:
Wojny są pozbawione pamięci i nikt nie ma dość odwagi, aby spróbować je zrozumieć, póki nie umilkną wszystkie głosy zdolne opowiedzieć o tym, co zaszło, póki nie nadejdzie chwila, a w której słowa zaczynają się zacierać, a wtedy powracają z inną twarzą i innym imieniem, by pochłonąć to, co zostało.
— Carlos Ruíz Zafón
Za wojnę są odpowiedzialni nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wywołują, ale również ci, którzy nie czynią wszystkiego co leży w ich mocy, aby jej przeszkodzić.
— Jan Paweł II
Ludzkość musi położyć kres wojnie, bo inaczej wojna położy kres ludzkości.
— John Fitzgerald Kennedy
Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz.
— Niccolò Machiavelli
Wojna miesza, zrównuje, chłop czy filozof – wszyscy są do umierania.
— Wiesław Myśliwski
Albert Einstein i Mark Twain pod koniec swojego życia porzucili wiarę w ludzkość, i to pomimo tego, że Twainowi nie dane było oglądać horroru I Wojny Światowej. Wojna stała się dzisiaj formą telewizyjnego programu rozrywkowego, a tym, co uczyniło I Wojnę Światową tak wciągającą były dwa amerykańskie wynalazki: drut kolczasty i karabin maszynowy.
— Kurt Vonnegut
Chrześcijaństwo to wynalazek chorych umysłów. Wojna skończy się któregoś dnia. Wtedy będę uważał, że końcowym zagadnieniem mojego życia stanie się rozwiązanie problemu religii.
— Adolf Hitler
Nie można twierdzić, że cywilizacja się nie rozwija. Wszak w każdej nowej wojnie zabijają ludzi w ulepszony sposób.
— Will Rogers
Jeżeli ta wojna jest przegrana, to nie jest moim zmartwieniem, że giną w niej ludzie. Nie uronię za nich jednej łzy, bo nie zasłużyli na nic lepszego.
— Adolf Hitler
Wojna nigdy nie kończy się dla tych, co walczyli.
— Curzio Malaparte
30 września, 2011 o 4:32 pm
Krzysztof Kamil Baczyński, „Ten czas”
Miła moja, kochana. taki to mroczny czas.
Ciemna noc, tak już dawno ciemna noc, a bez gwiazd,
po której drzew upiory wydarte ziemi – drżą.
Smutne nieba nad nami jak krzyż złamanych rąk.
Głowy dudnią po ziemi, noce schodzą do dnia,
dni do nocy odchodzą, odchodzi czas we snach.
A serca – tak ich mało, a usta – tyle ich.
My sami – tacy mali, krok jeszcze – przejdziem w mit.
My sami – takie chmurki u skrzyżowania dróg,
gdzie armaty stuleci i krzyż, a na nim Bóg.
Te sznury, czy z szubienic? długie, na końcu dzwon –
to chyba dzwon przestrzeni. I taka słabość rąk.
I ulatuje – słyszę – ta moc jak piasek w szkle
zegarów starodawnych. Budzimy się we śnie
bez głosu i bez mocy i słychać, dudni sznur
okutych maszyn burzy. Niebo krwawe, do róży
podobne – leży na nas jak pokolenia gór.
I płynie mrok. Jest cisza. Łamanych czaszek trzask;
i wiatr zahuczy czasem, i wiek przywali głazem.
Nie stanie naszych serc. Taki to mroczny czas.
10 IX 1942
1 października, 2011 o 10:14 am
No i przeszli w mit.
Miłość i młodość przywalona tymi wszystkimi mrocznymi obrazami.
A mimo to nie wyzbyta liryki.
Przejmujące.
30 września, 2011 o 5:11 pm
Oglądam na kanale HBO „Wojenne rany 1861-2010″/ Wartorn…, reż Jon Alpert, Ellen Goosenberg Kent, Matthew O’Neil. O „serca krwawym horrorze”/Homer. Nic więcej nie trzeba mówić. We wstrząsający sposób opowiada o przeżyciach i dalszych losach tych, którzy brali udział w wojnach. Powinien oglądać każdy, kto uważa że wojna to „rozwiązanie”.
Pozdrawiam LA
1 października, 2011 o 7:45 am
Cóż, tym którzy decydują o wysłaniu ludzi na wojnę (bo uważają, że jest ona „rozwiązaniem”), oglądanie takich filmów nic nie da. Ich nie obchodzi za bardzo taki PTSD – to, że wielu młodych ludzi, jeśli przeżyją, będzie – po powrocie do domu – ludzkimi wrakami. Sumienie większości polityków jest wyprane z takich skrupułów.
Twój komentarz przypomniał mi ten film:
1 października, 2011 o 5:42 am
Czyli politycy decydują ,dzieląc się z góry „łupami” a dół (jakby go nie nazwać, jest tylko wmanewrowanym , posłusznym wykonawcą ze „skutkami ubocznymi” na własnym ciele, jakie zadaje wojna na swojej drodze :( …
Ps.
Tyle że zawsze tak było i okazuje się jest i będzie. Problem jest taki, czy i jak pozwolimy politykom. We Francji były te rozruchy uliczne, po jej czynnym włączeniu się w wojnę , jakby ucichły, to samo z Anglią.
Dla „ciemnego ludu”, zawsze się znajdzie jakieś wytłumaczenie, czy to związane z religią ,ze złym przywódcą, pretekst każdy dobry. Taki sam miał Hitler dla świata o „polskich bandytach’ napadających na porządnych Niemców, żeby w glorii wejść w 1939 do Polski. Mimo,że zaledwie parę lat minęło od pogromu z I wojny światowej. :(..
Chęć zysku i wyzysku, ot co decyduje i o naszych licznych ” misjach wojskowych” , a ile potem spraw związanych z grabieżą , tak nasi misjonarze „pokojowi” , kombinują na swoich wypadach ile się da. ( to te łupy wojenne)
To ta zła (ciemna strona człowieczeństwa) !!! …. :(
Szkoda ,że w filmach pokazywany jest heroizm, cierpienie itd… niestety nie ma pokazanego cynizmu polityki, pewnej grupy ludzi. Jak pewna grupa ludzi robi w balona większość !!! … Wojna w ich rękach to tylko kolejna zabawka dla zwiększenia ich majątku, władzy,sławy itd…
1 października, 2011 o 5:18 pm
Niestety, sporo w tym prawdy.
1 października, 2011 o 12:20 pm
Zobaczcie to:
Robi wrażenie
1 października, 2011 o 1:05 pm
Rzeczywiście doskonały kolaż. No i ta ballada Knopflera.
2 października, 2011 o 2:06 pm
Logosie, czytałam Twój tekst kilkakrotnie. Bo podoba mi się jego wewnętrzne uporządkowanie. Śródtytuły są naprawdę trafne, genialne w swej celności (archetyp Cienia!).
Tak już mam, że potrzeby dopowiadania nie odczuwam. Ale podzielę się tym, co mnie szczególnie ujęło.
Jaką siłę mają sentencje i metafory! Są takie zdania, które omijając długaśne dywagacje, szalenie dużo sugerują. Poza tym zapadają w pamięć i działają mnemotechnicznie, nie tylko pozwalając zapamiętać dobór słów, ale i to, co odkrywają. Np. to zdanie z Junga: „Wiadomo, że karabiny same zaczynają strzelać, gdy tylko zbierze się ich dostateczną ilość”.
Twoja „gęsta i lepka zupa iluzji, przesądów i złudzeń” na określenie nazistowskiej propagandy też jest trafiona i mocna.
Co do cytatu z Rosenberga: „Nordyk staje się synonimem świetlistości, aseksualizmu i niebiańskości”, to te aseksualne/sportowe typy z filmów Riefenstahl są niesamowite. Oglądałam jakiś czas temu film Guya Maddina (z lat 90.), który do tego nawiązywał. Komiczne (chociaż mroczne).
Ciekawe te przecieki z cenzurowania kina!
pozdrawiam!
ren
2 października, 2011 o 3:42 pm
Zgadzam się, największa moc jest w sentencjach i trafnej metaforze. Piszę to na przekór temu, że moje teksty są takie „długaśne” :) Być może ta ich długość bierze się z tego, oprócz metafor i trafnych a lakonicznych sentencji, lubię też bardziej rozwinięte analizy (np. Twoje ;) ) i wyczerpywanie tematu – takie sięganie wgłąb, do rzeczy sedna.
Lecz to prawda: zostaje w nas tylko to, co nas uderzy – te kilka słów, które zapadają nam głęboko w serca i umysły – sadowiąc się tam na dłużej (a czasem to nawet i na zawsze), wpływając na perspektywę z jakiej postrzegamy świat i innych ludzi.
2 października, 2011 o 5:05 pm
A Ty Amicusie, czy zasługujesz na pokój?
3 października, 2011 o 12:54 am
Nie, na 2 pokoje z kuchnią :D
3 października, 2011 o 7:01 am
Miriam:
Nie, nie zasługuję.
Na pokój zasługują tylko Ci, którzy radykalnie odrzucają przemoc (sprzeciwiając się tym samym zabijaniu) jako sposób rozwiązania konfliktów między państwami (ludźmi).
Ja uważam, że w pewnych sytuacjach należy walczyć (tak było zwłaszcza w czasie II wojny światowej, kiedy trzeba się było przeciwstawić zbrojnie hitleryzmowi).
Jezus, Gandhi, Dalaj Lama… – tylko tego pokroju ludzie (wraz z tymi, którzy wyznają doktrynę bezwarunkowego odrzucenia przemocy) zasługują na pokój.
Torlin:
dowcip przedni, nie powiem.
3 października, 2011 o 8:35 am
Nie mój. Na SGPiSie w czasach komunistycznych ukazał się w auli napis białymi literami na czerwonym płótnie „Socjalizm = pokój”, a pod spodem w identycznej stylistyce ktoś zawiesił transparent „Kapitalizm = 2 pokoje z kuchnią”. Była straszna afera. Pzdr.
3 października, 2011 o 10:00 am
Tutaj raczej afery nie ma.
Ale nie wiem, dlaczego wszyscy zapominają o łazience ;)
3 października, 2011 o 5:06 pm
Karl von Clausewitz w traktacie „O wojnie” pisze:
„Wojna jest tedy aktem przemocy, mającym na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli.
Jest ona nie tylko istnym kameleonem, zmieniającym po trosze w każdym poszczególnym wypadku swoją naturę, ale też i ogólnie biorąc, ze względu na panujące w niej dążności, stanowi dziwną trójcę złożoną z pierwotnej gwałtowności żywiołu, nienawiści i wrogości, co należy uważać za ślepy popęd naturalny; dalej – z gry prawdopodobieństwa i przypadku czyniących z wojny swobodną czynność duchową, wreszcie zaś z właściwości podrzędnej – narzędzia politycznego, przez co podlega zwykłemu rozsądkowi.”
3 października, 2011 o 6:30 pm
Nie rozumiem, jak gra prawdopodobieństwa i przypadku może czynić z wojny czynność duchową.
I „narzędzie polityczne” podlegające zwykłemu rozsądkowi?
Dziwne…
(Ale to może tylko tłumaczenie jet dziwne i w oryginale myśl Clausewitza jest bardziej przejrzysta?)
4 października, 2011 o 6:55 am
Świat idzie teraz w złym kierunku – choć jak się zastanowić to rzadko szedł w dobrym. Problem generalnie tkwi w ludzkiej psychice. Świat trzeba poddać totalnej psychoterapii. Tylko jak to zrobić? Chciwość, bogactwo i nędza, fanatyzm, bezsilność- cóż, można wyliczać czym trzeba się zająć. Na poziomie międzynarodowym ewolucja jest jeszcze na początkowych etapach – staramy się coś osiągnąć w Europie z integrację europejską. Takim papierkiem lakmusowym stosunków społecznych jest dla mnie podejście do ludzi niepełnosprawnych. Jeśli osiągniemy taki poziom jaki jest np. w Szwecji, gdzie państwo łoży ogromne nakłady na pomoc dla niepełnosprawnych, na poziomie międzynarodowym, to może zrobimy jakiś znaczący krok naprzód.
Sam żyjesz w kraju, który nadmiernie korzysta ze swojego miejsca na płaszczyźnie międzynarodowej – w Ameryce wszystko jest tańsze, łatwiej dostępne, wasze korporacje sięgają chciwymi mackami do wszystkich, ale szczególnie najbiedniejszych krajów by wyssać z nich wszystkie soki. Nie specjalnie przejmujecie się słabymi – mogą żyć pod mostem albo umrzeć gdzieś pod luksusowym szpitalem, bo pomocy w nim już nie znajdą ci wykluczeni. Słowem, dość smutny obraz ale czy świat możemy, ot tak – naprawić?
4 października, 2011 o 9:12 pm
Czy świat rzadko kiedy idzie w dobrym kierunku? Hegel twierdził, że Historia niejako przymusza ludzkość do ciągłego postępu. Tym, jak wiadomo, przejęli się nie tylko marksiści, ale i faszyści – no i czym to się skończyło, to wiemy: „dobrodziejstwem” europejskich totalitaryzmów.
Być może to wrażenie, iż świat rzadko idzie w dobrym kierunku wynika z tego, że każda dobra epoka ma swój koniec, a po niej następują złe czasy – kryzysy, upadki imperiów, katastrofy, wieki „ciemne”…? Czyli po 7 latach tłustych zawsze musi być 7 lat chudych.
A może rzeczywiście nasze czasy są specyficzne, choćby ze względu na demograficzną eksplozję połączoną z gwałtownym rozwojem technologii i super-szybkim przepływem informacji (której nikt nie jest w stanie „przerobić”, czyli do końca zrozumieć)?
Stosunek do ludzi niepełnosprawnych jako wyznacznik przejścia na wyższy poziom cywilizacyjny?
Chciałbym żeby tak było – wystarczy sobie przypomnieć jak do takich ludzi „z defektem” podchodziły państwa faszystowskie. Być może coś nas to nauczyło.
Ale co zrobić z całymi rzeszami ludźmi, zwłaszcza w Afryce czy Azji, pozostawionych na pastwę bliskiej agonii wegetacji. Co na to nowoczesny, cywilizowany świat? Jest w zasadzie obojętny. Dla każdego państwa z tego świata własni obywatele są lepsi, niż ludzie państw obcych – dlatego ci ostatni są opuszczeni. Czy można więc nazwać to cywilizacyjnym postępem (w skali ogólnoludzkiej)?
Nie tylko „nasze” (amerykańskie) korporacje mają „chciwe macki”. Chciwe macki mają również korporacje wasze (europejskie) i – ogólnie – światowe.
Nie tylko „u nas” nikt się specjalnie nie przejmuje słabszymi – i tymi, którzy żyją pod mostem. Czy w Europie spotykasz się z większą empatią niż w Ameryce?
A świat możemy o tyle naprawić, o ile mamy na niego wpływ.
4 października, 2011 o 7:27 am
Look at Wall Street occupied. Yes – corporate greed, class war, citi crooks, state coruption… But we must be cautious without being overly paranoid. Yes, they ARE out to get you by any means necessary in their power. They will use secrecy, guile, sabotage, bribery of leaders, blackmail, and even violence to stop progressive social movements; even if those social movements proclaim and use only non-violent tactics. Make sure organizations are organized democratically and horizontally. Consensus decision making is not always appropriate, but those representing the group should be from and still work among the rank-and-file. Every member of the organization must think for themselves and be prepared to act to make the organization achieve its stated aims. If the organization wavers, then you should lead the charge to set it aright, or if that fails you must abandon it and form a new organization. Remember: dedicate yourself to a cause, an ideal, but never blindly swear loyalty to just a person or organization.
4 października, 2011 o 9:15 pm
„dedicate yourself to a cause, an ideal, but never blindly swear loyalty to just a person or organization.”
The problem is, people also often dedicate themselves to a cause, an ideal – blindly.
Reading such comments I have a sense of Déjà vu – fight against „The Filthy Rich”, class war – we’been through this many times and it always resulted in new order in which some people are subjugated and others rule.
27 Maj, 2013 o 12:25 pm
Bylem w wojsku i na wojnie i kazdy zolnierz zanim zacznie strzelac musi miec mozg wyprany aby pozniej nie mial wyrzutow sumienia za to co zrobil. Jesli tak sie nie stanie to po powrocie koncza jako samobojcy lub alkoholicy. Sa wojny „sluszne i te mniej sluszne” i niekoniecznie wojna obrona jest jedyna posiadajaca umoralnienie i rozgrzeszenie w akcie zabijania.
W Pakistanie Ci ludzie widza nas jako oprawcow bo dla nich centrum Swiata jest ich dom z religia ktora my w ich wyobrazeniu atakujemy. Dluga dyskusja bo to co widzimy zalezy od punktu z ktorego obserwujemy.
7 lipca, 2013 o 6:56 am
Takiej wojny ci nie pokażą
1 września, 2013 o 10:14 am
„Ideologia” i ideolodzy rodzą się wtedy – kiedy społeczeństwo nie wyartykułowało własnej ideologii pozwalającej uznać określone idee za cel swych dążeń i aspiracji. Bardzo przekonująco pisał o tym Jacek Bocheński .
3 września, 2013 o 12:03 am
[…] CZAS PRZEMOCY […]
3 stycznia, 2014 o 9:52 am
Świetny wywiad, doskonałe uzupełnienie tego wpisu:
http://www.polityka.pl/nauka/czlowiek/1505544,1,wojna-to-specjalnosc-ludzi.read
Pozdrawiam
4 stycznia, 2014 o 8:08 pm
Wyjąwszy wojnę z natury rzeczy sprawiedliwą – wojnę obronną lub wojnę dla odzyskania suwerenności, to wszystkie pozostałe są „barbarzyńskim rzemiosłem” (jak mawiał Napoleon). Mają cele mniej lub bardziej podłe i wymagają więc tuszujących łgarstw. Przez ostatnie sto lat wymordowaliśmy setki milionów ludzi i dalej mordujemy. „Ludzka bestia” wciąż nie może żyć bez zapachu krwi bliźniego i chyba długo nie będzie mogła. Pacyfizm – to jedna z największych aberracji praktykowanych w XX wieku przez tzw. dobrych ludzi i skrócił morderczo niewiele mniej ludzkich istnień niż wojowniczy instynkt gatunku. Kłamstwo wojny polega na wmawianiu społeczeństwom, że wojna może rozwiązać trudne problemy, polepszyć byt, powiększyć ojczyznę lub inaczej uszczęśliwić. Kłamstwo pacyfizmu i pacyfizmu jako ruchu polityczno-społecznego polega zaś na obiecywaniu ludom, iż silny ruch pro-pokojowy wstrzyma wybuch wojny, bądź przerwie wojnę już się toczącą. Tymczasem skutki pacyfizmu są zazwyczaj odwrotne. W pierwszej połowie minionego stulecia pacyfistyczne ustępstwa Brytyjczyków i Francuzów ośmieliły Niemców i Włochów do wzniecenia europejskiej (a w konsekwencji – światowej) pożogi. Ludzkość zafundowała sobie pacyfizmem gigantyczną rzeź.
Pacyfistyczny ruch sięgnął apogeum w drugiej połowie wieku XX, dzięki wszędobylskim mackom komunistycznym. Najpierw (lata 50- e) stalinizm otumanił mózgi zachodnich autorytetów (intelektualistów, twórców, etc.), a pośrednictwo tych „baronów” dawało tumanić zachodnią opinię publiczną. W efekcie każda militarna riposta Zachodu przeciwko brutalnym komunistycznym agresjom na niepodległe państwa (agresjom „nie zauważanym”, więc i nie piętnowanym przez pacyfistów) spotykała się z masowym protestem światowej opinii publicznej, uświetnianym protestami lewackich gwiazd kultury, nauki, sztuki etc. Symbolem może tu być wielki malarz Pablo Picasso (członek kompartii), który „Masakrą w Korei” napiętnował „amerykańskich zbrodniarzy” rozstrzeliwujących grupę ciężarnych kobiet i maluchów, gdy prawda była odwrotna, bo wojska Zachodu (ONZ) broniły wówczas koreańską ludność przed bolszewickim zezwierzęceniem. Później czerwona agresja na Wietnam i jego obrona wywołały to samo – rzesze zachodniej inteligencji i studentów demonstrowały swe poparcie dla czerwonych bandytów. Kosztem ofiar agresji triumfował lewacki pacyfizm, będący wodą dla młynów Kremla.
Amerykanie nie przegrali wietnamskiej wojny na azjatyckim polu walki, tylko na własnym domowym podwórku, gdyż ciśnienie pacyfistów było zbyt silne. Kiedy więc w 1973r komuniści zgodzili się na traktat pokojowy – nękany domowymi i światowymi protestami rząd amerykański zgodził się również, robiąc ogromny błąd (prowadzący wojnę komuniści wyciągają gołąbka pokoju jedynie wówczas, gdy dziurawi im ślepia widmo całkowitej klęski – i tak było wtedy, nie wytrzymaliby dalszych bombardowań). Jak tylko Ameryka wycofała się z Wietnamu Południowego – czerwoni złamali traktat i napadli ten kraj, zajmując go bez kłopotów. Przy bierności świata prawie cała Azja południowo- wschodnia dostała się w komunistyczne pazury. Zawdzięczała brak swobód, głód i terror amerykańskim i europejskim pacyfistom – ich marszom, ich petycjom, ich faryzeuszowskiej propagandzie. A oto charakterystyka pacyfistycznej jaźni: „Pacyfiści zawsze byli bandą matołów zmatolonych przez prymitywną lewicową propagandę. Nie rozumieją, że słaby nigdy nie obroni się przed silnym, że tylko muskuły chronią kulturę przed barbarzyńcą. Nie można im wpoić najprostszej z prawd, że pacyfizm jest zwykłym podżeganiem do wojny lub do uznania niewoli. Czasami winno się demonstrować, choćby na rzecz przywrócenia dobrych manier, bo one są wartością kulturową, która wszędzie jest w zaniku. Ale nie dla rozbrojenia, gdy światu wciąż grożą Husajny i podobne rzezimieszki.
Pacyfista, widząc, że takich jak on wielbicieli jednostronnego rozbrojenia jest dużo, zostaje raz na zawsze upewniony, że się nie pomylił. Odtąd jest zdolny do każdego gwałtu na swoim rozumie i do zaparcia się zdrowego rozsądku w jego najmniejszych rozmiarach.” Masowe zapieranie się zdrowego rozsądku przez inspirowanych sowiecką agenturą pacyfistów – wyprodukowało jedną z najniebezpieczniejszych (a najszczytniej brzmiących) chorób ostatniego stulecia. Ułatwiła to liberalna naiwność demokracji, która nie jest bezbłędnym systemem.
4 marca, 2014 o 1:00 pm
Trochę to postawione na głowie (zasada „chcesz pokoju, szykuj wojnę” przypomina mi próbę gaszenia pożaru benzyną).
Nie uważam się za pacyfistę, ale mam zrozumienie dla niektórych postulatów pacyfistów i część z nich podzielam.
Próba budowania świata bez wojen nie jest wg mnie naiwnością – bez tej próby zresztą nigdy nie wyzwolimy się od barbarzyństwa wojen i wzajemnego mordowania się.
9 stycznia, 2014 o 9:20 pm
„Wojsko, ten najgorszy wytwór życia stadnego, napawa mnie wstrętem; […] owa plaga cywilizowanego świata powinna być czym prędzej zniesiona. Bohaterstwo na rozkaz, bezsensowna przemoc i cała ta obmierzła paplanina, która nazywa się patriotyzmem – jakże serdecznie tego wszystkiego nienawidzę! Jakże podła i nikczemna wydaje mi się wojna! Dałbym się prędzej posiekać na kawałki, aniżeli miałbym brać udział w tak wstrętnym przedsięwzięciu.” Albert Einstein
16 marca, 2014 o 3:27 pm
Ciekawe:
http://paweldrozdziak.natemat.pl/94707,jak-zapobiec-wojnie-fragmenty-korespondencji-freuda-i-einsteina?utm_source=twitterfeed&utm_medium=facebook
19 Maj, 2014 o 7:18 pm
John jest wysokim, świetnie zbudowanym młodym mężczyzną. Ma 26 lat. Gdy miał lat 18,
jego entuzjazm i wiedza na temat komputerowych systemów komunikacji zwróciły uwagę amerykańskiej armii. Po ukończeniu specjalnego szkolenia został żołnierzem elitarnych sił specjalnych walczących w Iraku. Jest październik 2009 roku. John mieszka w Teksasie i przechodzi terapię, ponieważ cierpi na zespół stresu pourazowego. Walcząc z dręczącymi go koszmarami, zadaje sobie pytanie, dlaczego jego kompani gwałcili irackie kobiety i dziewczęta, mimo że ich zadaniem miało być przywracanie pokoju.
Odpowiedź zna Jim, sześćdziesięciolatek z New Jersey. Siedzimy razem w nowojorskiej kawiarni. Kiedy słodzi kawę i nalewa mleko, przypatruję się jego twarzy. Ma jasną cerę, zniszczoną przez bezlitosną pogodę i wiek, i liczne zmarszczki przecinające czoło i policzki.
Jim jest żonaty i ma troje wnucząt – dwie dziewczynki i chłopca. Pracuje dla organizacji pozarządowej. Kiedy był żołnierzem w Wietnamie, uważał się za prawdziwego patriotę. Z wiekiem zmądrzał i zaczął zastanawiać się, dlaczego w swoim życiu robił tyle rzeczy, nie zastanawiając się nad nimi:
„Bycie żołnierzem oznacza posłuszeństwo. Patriota nie podważa autorytetu swoich przełożonych i nie pozwala, by robili to jego podwładni. W wojsku uczono nas robić rzeczy całkowicie sprzeczne z naturą ludzką: mieliśmy nienawidzić mieszkańców jakiejś wioski, nic o nich nie wiedząc. Musieliśmy odczuwać nienawiść tak wielką, by przestać w nich widzieć istoty ludzkie. Dzieci stawały się naszymi potencjalnymi wrogami, a kobiety traktowaliśmy jak przedmioty lub zakładników. W czasie wojny możesz się bronić przed szaleństwem tylko w jeden sposób – gardząc i nienawidząc. Wojskowe szkolenie polegało na wyzwoleniu w nas wewnętrznej wściekłości. Musieliśmy stawić czoło najmroczniejszej części naszego jestestwa i ją zaakceptować.
Wojsko odczłowiecza cię całkowicie. Odbija się to później na wszystkim, czym się w życiu zajmujesz. Ponieważ od wielu lat pracuję nad sobą, uprawiam jogę i działam jako aktywista na rzecz pokoju, nie potrafię już siebie rozpoznać w tamtym młodym chłopaku, który ciągle stanowi jednak jakąś część mojej osoby.”
(…)
Powyższy fragment pochodzi z książki Lidii Cacho Niewolnice władzy. Przemilczana historia handlu kobietami. Więcej można przeczytać pod linkiem:
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/czytaj-dalej/20131110/wojsko-i-prostytucja
Ta strona wojny i żołnierskiego życia jest mniej znana.
Pozdrawiam,
G.
1 grudnia, 2014 o 6:54 am
Skoro wchodzimy w tak ‚uporzadkowane’ rozpatrywania, gdzie nie wiadomo, jak dzialaja i manichejskie i mesjanskie katergorie pojec i nie wiadomo, czy „do końca dziejów naszej planety, ktoś odniesie jakieś definitywne zwycięstwo” (a… dlaczego nie rozluznienie ale zwyciestwo)…,
To czy nie lepiej w imie „dobra” machnac reka na „zlo” udajac sie „w poszukiwaniu straconego…” wlasnie dobra czyniac to jak Marcel, czyli sublimowac dobro i zlo, wszystko co pod reke popadnie w piekno sublimowac jak tu:
Dobro – Sprawiedliwosc – Pieko – wokol Gnazda wlasnego, to jak ogrod Kandyda – ach te mity !
27 lutego, 2015 o 12:04 am
[…] CZAS PRZEMOCY […]
24 września, 2015 o 12:01 am
[…] CZAS PRZEMOCY […]
24 lutego, 2022 o 12:40 pm
Wiele czytałam o wojnie, przemocy, zbrodni… ludzie z gołymi rękami szli przeciw wrogowi i walczyli… ale nie było wtedy takiej technologi, takiego porozumienia pomiędzy ludźmi władzy…
Trudno uwierzyć, że do tego doszło… w 21 wieku nadal pewne sprawy rozwiązywane są w ten właśnie sposób?
24 lutego, 2022 o 12:41 pm
Problem w tym, że ten sposób nie rozwiązuje żadnych spraw, a tylko pcha wszystko w kierunku coraz większej katastrofy (vide: wszystkie wojny XX wieku, jak również ostatnie wojny wszczęte przez Amerykanów – i ich sojuszników, wliczając w to Polskę – w Afganistanie, Libii, czy w Iraku).
26 lutego, 2022 o 6:50 am
Niestety mam wrażenie, że ten schemat działania: dużo gładkich słów, brak konkretów już przerabialiśmy.
Jadę pod Ambasadę Ukrainy, żeby symbolicznie wyrazić solidarność z jej obywatelami.