CZY BOGOWIE DOMAGAJĄ SIĘ KRWI?

Co jakiś czas, z regularną natarczywością, dobija się do naszej świadomości jeden z najtrudniejszych i najbardziej bolesnych problemów współczesnego świata, jakim jest konflikt palestyńsko-izraelski. Ostatnio, tematyka ta powróciła na prasowe łamy w związku z mającym się odbyć na najbliższej, wrześniowej sesji Zgromadzenia Ogólnego NZ, głosowaniem nad uznaniem Autonomii Palestyńskiej jako suwerennego państwa. Choć najprawdopodobniej wynik samego głosowanie w praktyce niczego istotnego nie zmieni, to jednak może się stać symbolicznym gestem zwracającym uwagę na mizerię tego, co się na Bliskim Wschodzie dzieje – na tragiczną sytuację pozbawionych swojego państwa Palestyńczyków i gordyjski węzeł z jakim próbują się uporać Izraelczycy. Na wszelki wypadek w samym Izraelu ogłoszono stan podwyższonej gotowości – jeśli nie bojowej, to takiej, która zdolna byłaby dać sobie radę z masowymi protestami i demonstracjami mogącymi przerodzić się w kolejną intifadę. Miejmy nadzieję, że do rozlewu krwi jednak nie dojdzie. A tymczasem dobrze byłoby przypomnieć sobie o co i dlaczego od ponad 60 lat walczą ze sobą Arabowie i Żydzi.

*

Żydzi i Palestyńczycy walczący ze sobą na Bliskim Wschodzie znaleźli się w tym ślepym zaułku, do którego nazbyt często wydaje się zapędzać ludzi ich atawistyczny instynkt agresji – popęd śmierci i zniszczenia. Także wola dominacji i żądza podboju, którą zawsze usprawiedliwia się własnym „żywotnym” interesem. Agresję, zwłaszcza w zderzeniu dwóch różnych kultur i religii, najmocniej wspiera fanatyzm.
Jest to tragiczną ironią, a zarazem fatalnym świadectwem wystawionym ludzkości, że właśnie w miejscu, które dla wyznawców trzech wielkich światowych religii jest święte – jako że podług nich symbolizuje ono przymierze z Bogiem i kontakt ze Stwórcą – odbywa się od tysięcy lat wzajemne mordowanie.

Nie wdając się jednak w metafizyczne dywagacje, spójrzmy trzeźwo na obecną sytuację w Izraelu i okupowanej Palestynie.
Jakie są rzeczywiste źródła toczącej się tam nieprzerwanie od wielu lat wojny? Czy istnieją jakieś perspektywy wyjścia z błędnego koła wzajemnej wendety? Kiedy skończy się nienawiść, zabijanie i odwet?

PROBLEMY Z GŁOWĄ

Jestem przekonany, iż fundamentalne przyczyny nie kończącej się wojny między Palestyńczykami a Żydami nie leżą w sporze o ziemię, a w umysłach tworzących te narody ludzi. By ustał konflikt na Bliskim Wschodzie, musi się zmienić sposób myślenia adwersarzy i zniknąć mur, jaki pojawił się w ich głowach.
Możemy więc sobie teraz wyobrazić skalę trudności w dążeniu do zaprzestania walki i wyplenienia nienawiści: wygląda to tak, jak byśmy chcieli zmienić ludzką mentalność. To dlatego niektórzy, mówiąc o szansach pokoju, wskazują na konieczność wymiany całego pokolenia, a może nawet i kilku pokoleń. Zgodnie z tą prognozą, obecna generacja pokoju na Bliskim Wschodzie się nie doczeka. Być może doczekają się jej dzieci, ewentualnie dopiero wnuki.

Niektórzy sądzą, iż wyjściem z kryzysu byłoby utworzenie niezależnego państwa palestyńskiego, przy równoczesnym zlikwidowaniu problemu milionów palestyńskich uchodźców. Lecz tego – jak pokazuje rzeczywistość – nie można dziś osiągnąć ani pokojowo, ani zbrojnie. Istny gordyjski węzeł poplątany jak zwoje mózgowe fanatycznych Żydów i Arabów.
Zakładnikami tej sytuacji są obecni liderzy obu stron. Mimo swych zdecydowanie pokojowych deklaracji, w głębi duszy w pokój nie wierzą, więc tak naprawdę do niego nie dążą. (Bowiem jak można dążyć do czegoś, w co się nie wierzy?) Jeszcze o Jaserze Arafacie mówiono, że nie chce on ani pokoju ani wojny, co tylko tę supozycję potwierdza.

Wszystko wskazuje na to, że Arabowie i Żydzi są na egzystencję obok siebie skazani. Jedynym logicznym rozwiązaniem w takiej sytuacji byłoby więc utworzenie dwu-narodowego państwa. W tej chwili jest to niemożliwe, bowiem obie strony zachowują się tak, jakby chciały zaprzeczyć racji istnienia narodu przeciwnika.
Czy będzie to możliwe w przyszłości?

UKĄSZENIE MAŁPY

W poszukiwaniu przyczyn wojny między Arabami a Żydami moglibyśmy zawędrować aż do człowieka pierwotnego, zadając pytanie: skąd mord i agresja wśród ludzi? I niewykluczone, że uświadomienie sobie tych pierwotnych źródeł podziałałoby na nas zbawiennie i oczyszczająco, bowiem racjonalizacja często bywa ulgą dla targanej sprzecznościami, pełnej nierozwiązanych konfliktów, ludzkiej psyche.
Racjonalizacją jest też spojrzenie na arabsko-żydowski kryzys z perspektywy najnowszej historii. Według tej opcji, przyczyny wojny są proste i oczywiste: podział Palestyny po wycofaniu mandatu brytyjskiego, po którym w 1948 roku doszło do proklamowania przez Żydów państwa Izrael. Państwo palestyńskie przestało istnieć, a 2/3 jego społeczeństwa zostało wykorzenione z ojczyzny. Wojsko izraelskie zajęło 94% ziemi palestyńskiej, ponad 400 wiosek arabskich zostało zrównanych z ziemią, a na miejsce wygnanych Palestyńczyków wprowadzili się Żydzi tworząc kibuce. Każde więc osiedle żydowskie powstałe po 1948 roku, zostało zbudowane na ziemi, która do tej pory była własnością Palestyńczyków.
Wsparcie jakie otrzymał (i nadal otrzymuje) Izrael od diaspory, Syjonistów, a zwłaszcza od Stanów Zjednoczonych, umożliwił nie tylko przetrwanie nowego państwa (przy okazji Żydzi zdobyli nawet broń atomową), ale i wzmocnienie jego ambicji ekspansjonistycznych. Młode państwo izraelskie nie unikało agresywnej, zaborczej i nie przebierającej w środkach polityki, która zrodziła nienawiść świata arabskiego, i to zarówno do Żydów, jak i do Amerykanów.
Aktem brutalnym i łamiącym międzynarodowe prawo, było zajęcie w 1967 roku przez Izrael Zachodniego Brzegu Jordanu, Strefy Gazy i Jerozolimy. Okupacja tych terenów – wbrew rezolucji ONZ – trwa po dzień dzisiejszy a rozwój wypadków w ostatnim czasie nie wskazuje raczej na zmianę tej sytuacji.
Setki tysięcy ludzi zostało wyzutych z ziemi, wypędzonych z własnych domów. Liczba palestyńskich uchodźców rozproszonych po całym Bliskim Wschodzie sięga dziś 4 milionów. Są to społeczności pozbawione bezpieczeństwa, godnego bytu, podstawowych praw, w tym wolności.

Na jakich podstawach może więc zaistnieć stabilizacja? Dziwne wręcz byłoby, gdyby w takich warunkach istniała.
Biorąc to pod uwagę, wszelkie akcje Palestyńczyków uznać można za opór przeciw okupantowi. W takim kontekście, Żydzi mogą się wydawać nie tyle ofiarami – jak się zazwyczaj przedstawiają światu – a agresorami.
Mając to wszystko na względzie, szukanie bezpośredniego powodu wybuchu ostatniej intifady rzeczywiście nie ma większego sensu. Czy były to kamienie palestyńskich chłopców, albo może kule izraelskich żołnierzy… i kto zaatakował pierwszy? – to wszystko w istocie swej nie ma znaczenia, będąc w zasadzie tylko manifestacją nierozwiązanego konfliktu, pretekstem ujawniającym głębsze, stale obecne i rozległe przyczyny.
Ten problem inicjacji tragedii przypomina owo śmiertelne ukąszenie pewnego króla przez jego małpkę. Wówczas – a jest to fakt historyczny – zgon władcy pociągnął za sobą wojnę, w której zginęło ćwierć miliona ludzi. (Pisał o tym w swoich pamiętnikach Winston Churchill, a przypomniał jeden z numerów „The New York Review of Books”.)

Scena uchwycona przez francuskiego kamerzystę Talala Abu Rahama 30 września 2000 r. w ogarniętej drugą intifadą okupowanej strefie Gazy: podczas jednego z palestyńskich protestów, Jamal Al-Durrah wraz ze swoim 12-letni Muhammadem usiłują ukryć się przed ogniem izraelskich żołnierzy. Mimo, że byli nieuzbrojeni, nie stanowiąc żadnego zagrożenia dla strzelających żołnierzy, i mimo wołania ojca o przerwanie ognia, chłopiec został zabity a jego ojciec postrzelony w rękę, nogę, udo, miednicę i brzuch. Izraelscy żołnierze zabili też wtedy kierowcę ambulansu, który usiłował udzielić im pomocy.

BOMBA W SYNAGODZE, KARABIN W MECZECIE

Biblię nazwano najbardziej krwawą księgą świata – tyle w niej opisów wojen, morderstw, zdrad i nikczemności. Sam Jahwe z początku był nawet bogiem wojny. Koran został przekazany Muzułmanom przez proroka Mahometa – pośrednika Allaha – który zdobył Medynę środkami bynajmniej nie pokojowymi.
Ludy semickie, do jakich nota bene zaliczają się nie tylko Żydzi ale i Arabowie, od tysięcy lat żyły w rzeczywistości krwawej i brutalnej. I ten gwałt musiał znaleźć odbicie w wyznawanych przez nich religiach.

Jaką rolę w konflikcie na Bliskim Wschodzie odgrywają kwestie wyznaniowe? I czy uwikłani weń ludzie czerpią agresywną bojowość ze swoich religii?
Otóż nie przeceniałbym tego.
Owszem, w niektórych przypadkach inspiracja religijna ma wielkie znaczenie podsycając ogień walki. Lecz generalnie nie jest ona czymś decydującym. (Również mahometanie zobowiązani są przez Koran do przestrzegania takich cnót, jak np. dobroć, uczciwość i pracowitość.)

Zresztą, prawdziwa religijność w zasadzie nigdy nie jest destrukcyjna. Bardzo destrukcyjny jest natomiast fanatyzm. A ten po obu stronach przejawia się często, lecz raczej pełni on rolę instrumentalną (zagrzewając np. do walki), a nie źródłową, tzn. bywa środkiem a nie przyczyną.
To oczywiste, że linia frontu wojny między Arabami a Żydami przebiega na styku islamu i judaizmu, przez co polem bitwy stają się niekiedy synagogi i meczety. Miejscem najbardziej spornym i kluczowym, jest Świątynne Wzgórze, zwane przez Arabów Haram al-Sharif, gdzie stały kiedyś najświętsze dla żydowskich ortodoksów Pierwsza i Druga Świątynia, i skąd Mahomet został, według wierzeń muzułmańskich, zabrany na latającym rumaku do nieba.
Nie sądzę jednak, że religia jest rdzeniem tej wojny. Miejsca święte i fenomeny związane z kultem są raczej symbolami, poprzez które manifestują się antagonizmy osadzone na innych podstawach. Oczywiście, że wpisana immanentnie w islam wiara w Allaha, który rozkazuje Muzułmanom „świadczyć przeciw reszcie ludzkości” (jak to jest zapisane w samym Koranie), a nawet brać udział w dżihad, czyli Świętej Wojnie przeciw giaurom (niewiernym), nie przyczynia się raczej do pokojowej inspiracji Arabów, lecz poza fanatykami i terrorystami nie znajduje ona chyba większego odzewu.
Zaznaczmy jeszcze na koniec, że prawdziwie dobry Stwórca nie może żądać od ludzi jakiejkolwiek okrutnej ofiary. Powtarzane czasem przekonanie, że bogowie łakną krwi jest szaleńczym wymysłem biednego i ograniczonego człowieka, który poddaje się swoim atawizmom i agresywnym instynktom.

ZDERZENIE CYWILIZACJI

Palestyńczycy się buntują, ponieważ są nieszczęśliwi. Są nieszczęśliwi, ponieważ nie są wolni, tudzież mają mocne poczucie dziejącej się im krzywdy i niesprawiedliwości. Odczuwają niesprawiedliwość, jako że w każdym bliskowschodnim kraju, w którym żyją – a więc nie tylko w Izraelu, ale i we wszystkich ościennych państwach arabskich, gdzie znajdują się obozy uchodźców – są traktowani jak ludzie drugiej kategorii. Ich status państwowy jest tam nieokreślony.
Tzw. Autonomia Palestyńska jest fikcją, bowiem pod kontrolą Izraela pozostają wszystkie kluczowe sfery: od granic i dróg po zasoby wodne i energię. Nie bez znaczenia jest również korupcja jaka rozpanoszyła się w wyższych sferach palestyńskich instytucji.
Zażegnać bunty Palestyńczyków mogłaby tylko zmiana ich obecnego położenia, która zdołała by usunąć wszystkie zasadnicze przyczyny ich nieszczęścia.

Jednym z warunków pokoju – i nie odnosi się to tylko do sytuacji na Bliskim Wschodzie – jest to, by żadna grupa nie czuła się zagrożona ani zdominowana przez inne. A także to, by ludzie posiadali materialne podstawy do życia w godności; by mieli możliwość realizowania samego siebie; by chciwość nie dominowała ludzkich dążeń; wreszcie – by odrzucić przemoc jako środek służący rozwiązywaniu konfliktów.
Żaden z tych warunków nie jest na Bliskim Wschodzie spełniony.

Palestyńczycy znajdują się w fatalnej sytuacji ekonomicznej, nie mogą zaspokoić swoich podstawowych potrzeb, bezrobocie jest ogromne… Mówiąc wprost: żyją oni w opłakanej nędzy, która ostro kontrastuje z położeniem materialnym większości obywateli Izraela. (Bez znaczenia w tej sytuacji jest to, czemu Żydzi zawdzięczają swój dobrobyt – pomocy z zewnątrz, czy też własnym zdolnościom oraz przemyślności w urządzaniu państwa i gospodarki.)
Wystarczy porównać dochód narodowy Izraela z tym, jaki uzyskują Palestyńczycy. Jest to odpowiednio: $100 miliardów i $4 miliardy. Roczny dochód narodowy na jednego mieszkañca wynosi więc $17 tysięcy w Izraelu i tylko $1,3 tysiąca w Palestynie. Olbrzymia jest też dysproporcja w liczebności obu armii: 135 tysięcy żołnierzy w wojsku izraelskim i 35 tysięcy w policji (bo nie jest to regularna armia) palestyńskiej. Jeśli zaś chodzi o ilość i jakość uzbrojenia – to jest to poza wszelkim porównaniem. Jakie są więc podstawy do równowagi obu sił?

Wielką szansą byłby równomierny rozwój ekonomiczny regionu. Oby tak ludzie zajęli się handlem, przemysłem i gospodarką, a nie sporami terytorialno-granicznymi; gdyby tak powstrzymali się od odwetu i wyzbyli nienawiści, prowadząc równorzędny dialog. Tylko jak to osiągnąć bez żadnych ustępstw, gdy nie ma równości i gdy króluje zaciekłość?
Prezydent Szymon Peres, (również wieloletni minister spraw zagranicznych Izraela) – człowiek, z którego opinią wszyscy się liczą – stwierdził swego czasu, że konflikt palestyńsko-izraelski jest zderzeniem cywilizacji, ale bynajmniej nie religijnych, a raczej świata biednego i zacofanego ze światem bogatym i rozwiniętym. Proponował on skoncentrowanie się na reformach rynkowych, rozwoju technologicznym, gospodarczym postępie. Lecz to słowa, które jak na razie pozostają bez konsekwencji; słowa, które niczego nie rozwiązują… No i łatwo je wypowiadać, bo nic nie kosztują. A w świecie arabskim wzbudzają nawet pewien niepokój, gdyż odbierane są jako dążenie do ekonomicznej hegemonii Izraela na Bliskim Wschodzie; dominacji, która oznacza wyzysk, a więc pogłębianie się materialnej nierówności.
Kolejne błędne koło.

KIEDY GINĄ DZIECI

Palestyńczycy mają prawo do własnego suwerennego państwa, a więc i do walki o niepodległość. Jednak prawdziwą hańbą i antyhumanitarnym skandalem jest uwikłanie w ten morderczy konflikt dzieci, których od wybuchu ostatniego powstania zginęło parę tysięcy. Arabowie ten udział nieletnich w wojnie usprawiedliwiają, a sam Arafat nazwał ponoć walczących chłopców „małymi generałami”.
Młodzież arabska nie widzi dla siebie żadnej przyszłości, stąd ich desperacja, która w ekstremalnych przypadkach sprowadza się do poświęcania własnego życia – do pragnienia zostania „męczennikiem”. W ten sposób karmi się fanatyzm. A ten jest niczym innym jak odbiciem narcyzmu grupy, która czuje się zdegradowana, prześladowana i poniżona.
Warto w tym miejscu podkreślić, że niedopuszczalne jest tu także usprawiedliwianie terroryzmu – zamachów, w których giną niewinni i przypadkowi ludzie; wysadzanie w powietrze autobusów z cywilami i tym podobne zbrodnicze akty.

Gwoli historycznej ścisłości, trzeba tu zaznaczyć, że terroryzm był zapoczątkowany w Palestynie w latach 20. i 30. XX wieku przez Syjonistów, którzy urządzali masakry na arabskich rynkach i podkładaniem bomb nękali Brytyjczyków, by przyśpieszyć ich wycofanie się z Palestyny.
Dzisiaj, dla Palestyńczyków, wymierzone w Żydów zamachy bombowe wydają się być jedyną dostępną bronią słabych i uciśnionych. Samobójcza desperacja postrzegana jest jako środek mogący dorównać skuteczności zniszczeń dokonywanych przez uzbrojoną po zęby izraelską armię – czołgi, helikoptery czy też używane do morderczych ataków amerykańskie myśliwce F-16.

Jest sporo prawdy w słowach Goldy Meir, która zapytana o to, kiedy między dwoma narodami nastanie pokój, odpowiedziała: „Kiedy będą bardziej swoje dzieci kochać, niż nas nienawidzić”. To samo można powiedzieć Żydom: nie zapanuje u was pokój, dopóki interesy własne i zaborczość będzie stawiana wyżej niż życie człowieka i uznanie ludzkiej godności waszych sąsiadów.

Ciała Izraelczyków zabitych przez bojowników Hamasu we wrześniu 2010 roku na Zachodnim Brzegu Jordanu (Photo: Baz Ratner/Reuters)

*

SAMI TWORZYMY RZECZYWISTOŚĆ

Lobby żydowskie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, usilnie propaguje pro-izraelski punkt widzenia. Stąd wynika stronniczość wielu amerykańskich środków masowego przekazu w przedstawianiu konfliktu między Arabami a Żydami. Docenia się tu znaczenie „drugiej władzy”: wygrana bitwa w mediach oznaczać może wygraną wojnę na Bliskim Wschodzie.
Mimo, że zdecydowana większość z nas nie ma żadnego wpływu na tę sytuację, to jednak warto jest określić naszą wobec niej postawę. Jeśli bowiem uznamy i zgodzimy się z tym, że światem rządzi przede wszystkim siła i pieniądz – to nie mamy żadnych moralnych podstaw do krytykowania Izraela, jego dążeń i poczynań.
Czy chcielibyśmy przystać na dyktaturę siły i pieniądza? Czy nie powinny ponad tym wszystkim stanąć wartości wyższe, takie choćby jak wolność, sprawiedliwość czy ludzkie życie? Warto sobie uzmysłowić, iż to co się wybierze, ma jednak ogromne znaczenie, gdyż zdolne jest konstytuować naszą rzeczywistość.
Taki mamy świat i taką cywilizację, na jaką sobie zasługujemy… tworząc własną hierarchię wartości.

MEMENTO (PO PROSTU I BEZ PATOSU)

Jeśli istnieć ma cywilizacyjny postęp wyrażający dążenie człowieka do nieagresywnego rozwiązywania międzynarodowych sporów i konfliktów, musi dojść do consensusu wysoko rozwiniętych państw świata, polegającego na konsekwentnym przestrzeganiu międzynarodowych umów i norm odrzucających przemoc. W imię tego postępu powojenny świat Zachodu nie może dziś – mimo swej agresywnej przeszłości i kolonizacyjnych grzechów – akceptować siłowej ekspansji terytorialnej jakiegokolwiek państwa, gdyż oznaczałoby to legitymizację przemocy, jako funkcjonującego do dzisiaj sposobu podporządkowywania sobie słabszych przez silniejszych, czyli przyzwolenie na dominację wykorzystującą gwałt i przemoc.
A na to, w XXI wieku, cywilizowana i dysponująca nieograniczonymi środkami zniszczenia ludzkość, nie może sobie pozwolić… Jeśli oczywiście chcemy jeszcze przez jakiś czas egzystować na tej planecie.

*  *  *

Powyższy artykuł napisałem w czasie, kiedy w Palestynie trwała tzw. druga intifada. Opublikowany on został na łamach wydawanego w Chicago „Dziennika Związkowego” w dniu 8 czerwca 2001 r. Tu warto wspomnieć o pewnym znaczącym incydencie, kiedy to w „Dz. Zw.” pojawił się mój tekst o Arielu Sharonie („Jastrząb z gałązką oliwną w dziobie”), krytykujący ówczesne (i wcześniejsze), graniczące ze zbrodnią wojenną, poczynania tego polityka i wojskowego, którego laureat nagrody Nobla Gabriel Garcia Marquez określił kiedyś mianem „zawodowego mordercy”. Wydawcą „Dz. Zw.” jest Związek Narodowy Polski, którego prezesem był wówczas Edward Moskal. Otóż Moskal, pełniący także funkcję prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej, mając zaproszenie do Waszyngtonu na jedną z sesji amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa, po przybyciu na miejsce został powiadomiony, że jednak jest personą non grata. Było oczywiste, że przyczyną zamknięcia waszyngtońskich drzwi przed nosem Moskala, był wspomniany artykuł o Sharonie, który ukazał się w wydaniu weekendowym „Dz. Zw.” dzień wcześniej.

Konflikt na Bliskim Wschodzie jest tematem, który zawsze mnie bulwersował i obok którego nigdy nie mogłem przejść obojętnie (jak zresztą obok wszystkiego, co dotyczy ludzkiej agresji i ludobójstwa). Tak więc, kiedy podczas mojego pobytu na Kostaryce parę lat temu dotarły do mnie wieści o akcji izraelskiej armii „Płynny Ołów” w strefie Gazy, to musiałem wyrzucić z siebie myśli, które wówczas cisnęły mi się do głowy. Część notatek, jakie wtedy powstały, pozwalam sobie przedstawić poniżej.

*

Podczas trwającej trzy tygodnie operacji wojska izraelskiego w Gazie zwanej „Płynny Ołów”, zabito około 1400 Palestyńczyków (Photo: NBI)

*

SZOK NAD PACUARE

Nie spodziewałem się, że kwestia ta dopadnie mnie nad rzeką Pacuare w Kostaryce – w bez wątpienia jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. Co prawda, podczas podróży po Ameryce Środkowej, przypadkowo, co jakiś czas, docierały do mnie słowa i obrazy tego, co dzieje się teraz na Bliskim Wschodzie, to jednak zaraz absorbowały mnie bieżące sprawy związane z naszą włóczęgą – również dolegliwy ból, jaki towarzyszył mi przez kilka dni po mojej motocyklowej kraksie (dwa pęknięte żebra i mocno potłuczona stopa) na wyspie Ometepe w Nikaragui.
Doszło do tego silne trzęsienie ziemi, jakie przeżyliśmy wczoraj. Pacuare Lodge oddalona jest od wulkanu Poas – czyli od miejsca, gdzie było epicentrum – o dobre sto kilometrów, więc nie wydarzyło się tu nic tragicznego ani dewastującego, niemniej jednak naszym bungalowem zatrzęsło mocno, a ja zrazu myślałem, że po dachu biegnie stado małp.

REFLEKSJE W DŻUNGLI

Oto siedzę teraz na bajecznym tarasie Pacuare Lodge i zamiast kontemplować naturalne piękno przyrody, tudzież ożywczą dzikość otaczającej mnie puszczy, rozpamiętuję wieści, jakie dotarły do mnie ostatnio z ogarniętej płomieniami Gazy, przeglądam internetowe strony…
Nie chcę tutaj silić się na tanią dramatyzację, ale wszystko to wtrąciło mnie dosłownie w inny stan świadomości – przeniosło w pewien wymiar, który znajduje się gdzieś w moim mózgu – w sąsiedztwie „Jądra ciemności”, „Czasu Apokalipsy”, obrazów skąpanej w ogniowym napalmie dżungli…
Mimo to, wydaje mi się, że mój ogląd tego co dzieje się teraz w Gazie jest dość jasny, ostry i racjonalny. Daleki od jakichś mitologicznych, literacko – metaforycznych czy też technikolorowych wizji wojennego piekła, tudzież quasi-religijnego doświadczenia Dies Irae – gniewu bogów.
Wydaje mi się, że jak na dłoni widzę ludzką manipulację faktami, przyginanie ich do własnych wyobrażeń, kreowanie własnej wersji rzeczywistości – bezwiednie i wiednie – w aktach bardziej lub mniej świadomych, wynikających z cynizmu lub ignorancji.

ZBRODNIA

Nie mam wątpliwości co do tego, że w Gazie odbywa się właśnie – i to na naszych oczach – zbiorowy mord.
Jest to tragiczne w kilku wymiarach.
Po pierwsze – w wymiarze humanitarnym i eschatologicznym: to niewyobrażalne cierpienie umierających w tej chwili ludzi. Ludzi umierających najgorszym rodzajem śmierci – w bólu, opuszczeniu i braku godności.
Po drugie – dzieje się to wszystko przy obojętności (choć również i bezsilności) tzw. cywilizowanego świata, chlubiącego się wartościami kultury judeo-chrześcijańskiej, który, niestety, czasem wydaje się być również jakimś (po)tworem z gębą pełną humanitarnych frazesów.
Po trzecie – wszystko to oddala pokój na Bliskim Wschodzie, będąc kolejną kontrybucją składaną, wymyślonym zresztą przez nas, bogom wojny.
A wyrażając się inaczej: te akty gwałtu cofają nas w ewolucyjnym postępie ludzkości dążącej ku rzeczywistości bez wojen i masowego ludobójstwa – ku cywilizacji, w której brutalna przemoc będzie niczym innym jak szczątkowym, niemalże kopalnym, atawizmem. (Ale czy taka kiedykolwiek nastąpi?)

OKO ZA OKO ?

Uderza mnie pewna oczywistość, która, jak widzę, nie jest oczywistością w zachodnim świecie mediów, zwłaszcza amerykańskich: agresja Izraela, impet uderzenia i użyte środki w ataku na Gazę są niewspółmierne zarówno do odniesionych przez Izrael strat, jak i do rzeczywistego zagrożenia ze strony Palestyńczyków, a konkretnie – w tym przypadku – organizacji Hamas.
Weźmy tylko pod uwagę to jedno zestawienie: w ciągu 8 lat palestyńskie rakiety spowodowały śmierć około 18 Żydów. W tym czasie izraelskie naloty bombowe zabiły około 1290 Palestyńczyków. Do tej ostatniej liczby trzeba jeszcze teraz dodać ponad 900 śmiertelnych ofiar, jakie ponieśli Palestyńczycy tylko w ciągu ostatnich paru tygodni po rozpoczęciu bombardowań i wkroczeniu wojsk izraelskich do Gazy. (Avi Shlaim, jeden z profesorów Oxfordu, sam będący Żydem, który w latach 60-tych służył w izraelskiej armii, uznał to za korupcję biblijnej zasady, używając określenia: „oko za rzęsę” .)
Już nie piszę o dysproporcji użytej broni: chałupniczo wyprodukowane rakiety Hamasu vs. super nowoczesny sprzęt izraelskiej armii.

CYNIZM I UROJENIA

Nie znoszę wszelkiej propagandy, zaś szczególnie obrzydliwa jest dla mnie propaganda wojenna – te wszystkie kłamstwa i manipulacje w rzeczywistości, w której usprawiedliwia się gwałt i zabijanie.
Dzięki temu żadna ze stron nie ma prawdziwego obrazu wydarzeń; dzięki temu każda ze stron może działać według własnego planu, posiłkując się bardziej lub mniej urojonymi przesłankami.
Dzięki temu istnieje przyzwolenie na mord.

(Całość można przeczytać TUTAJ.)

*  *  *

Gwoli uzupełnienia, pozwolę sobie jeszcze dodać kilka zdań, które napisałem w styczniu 2009 roku, kiedy napad wojsk izraelskich na Palestynę był w toku:

– Prawdziwy obraz tego, co się dzieje teraz w Gazie jest zakryty, nie tylko ze względu na blokadę, jaką zastosował Izrael wobec zagranicznych dziennikarzy i korespondentów, ale również na manipulacje jakie stosują media i politycy poszczególnych krajów.
Swoją drogą to skandal: jakim prawem można zabronić komuś wstępu na terytorium obcego państwa?
Jak myślicie: dlaczego Izrael nie chce mieć świadków tego, co się dzieje obecnie w Gazie?

– Cel, jaki sobie postawili (oficjalnie) izraelscy wojskowi (przerwać obstrzał terytorium Izraela przez rakiety Hamas, fizyczna likwidacja członków organizacji), jest nierealny do wykonania. Skutek będzie przeciwny do zamierzonego: agresja izraelska w strefie Gazy doprowadzi jedynie do eskalacji przemocy w rejonie – do wzrostu nienawiści w świecie arabskim wobec Żydów. Nie mogę tego tłumaczyć inaczej, jak militarystyczną głupotą. (…)

– Bush zachował się tak, jak przewidywałem, racząc wszystkich nic nie mówiącym frazesem, że „rakiety muszą przestać spadać na Izrael” i że „wszystko zależy od Hamasu”. (Nieraz się zastanawiałem: ile w podobnych wypowiedziach Busha jest cynizmu, a na ile wynikają one z niemożliwości ogarnięcia przez niego prawdziwego obrazu rzeczywistości i w konsekwencji – pławienia się w świecie urojonym.) Obama wypowiada się ostrożnie (…).

*  *  *

Ofiary izraelskiej agresji na Gazę w styczniu 2009 r. (Photo: NBI)

*

Komentarzy 114 to “CZY BOGOWIE DOMAGAJĄ SIĘ KRWI?”

  1. Logos Amicus Says:

    Pozwolę sobie zacytować jeszcze fragment rozmowy, jaką z profesorem Zygmuntem Baumanem przeprowadził Artur Domosławski. Opublikowana ona została w „Polityce” z 16 sierpnia tego roku pod znamiennym tytułem: „GASZENIE POŻARU BENZYNĄ. Prof. Bauman o bezecności polityki Izraela wobec Palestyny i demokratycznej zgodzie na zamordyzm.”:

    Zygmunt Bauman: …Izrael staje się „wojowniczo nietolerancyjnym, przez ideologię napędzanym państwem etnicznym”, że bliskowschodni „proces pokojowy” skończył się – „nie umarł, lecz został zamordowany”. Wyrażałem podobne myśli niemal 40 lat wcześniej, w izraelskim dzienniku „Haaretz”, opuszczając Izrael w 1971 r. Moje obawy dotyczyły żrąco-trujących właściwości okupacji, jej rozkładowego wpływu na etykę i skrupuły moralne okupantów.
    (…)
    Podzielam też obawy, co do wyzyskiwania Zagłady przez rządców Izraela jako glejtu na własne bezecności i rozgrzeszenia z własnych grzechów, tych już popełnionych, jak i tych, do jakich popełnienia się sposobią.
    (…)
    Niestety nie jest to jedyna lekcja, jaką się z Zagłady wyciąga. Jest także i taka, że kto pierwszy cios zadaje, ten na wierzchu, a im bardziej żelazną ma pięść, tym dłużej mu to będzie uchodziło na sucho. Wprawdzie nie tylko rządcy Izraela tę właśnie złowieszczą lekcję wyciągają i nagłaśniają, i nie tylko do nich mieć trzeba pretensję o ten triumf pośmiertny Hitlera… Ale jeśli to czyni Izrael, uważający się za dziedzica żydowskich losów, to fakt ów szokuje jeszcze bardziej niż w innych przypadkach.
    (…)

    Artur Domosławski: „Wyjechał pan z żoną i córkami do Izraela, objął katedrę na uniwersytecie, ale po trzech latach wyjechaliście do Wielkiej Brytanii. Janina Bauman pisze we wspomnieniach, że w Izraelu nie czuliście się dobrze w roli uprzywilejowanej większości; „nie po to uciekliśmy przed polskim nacjonalizmem, żeby zaakceptować nacjonalizm żydowski”. Jaki Izrael pan zobaczył?”

    Zygmunt Bauman: Jasia, jak to u niej w zwyczaju, trafiła w sedno rzeczy, a nadto potrafiła to sedno lakonicznie a jędrnie wyrazić. (…) Co do moich przekonań, odpowiadanie nacjonalizmem na nacjonalizm równa się gaszeniu pożaru benzyną; no i wiedzie nieuchronnie do owej szczególnie niemoralnej odmiany moralności, jaką Sienkiewicz, z typowo kolonialistyczną mieszaniną pychy (z siebie) i pogardy (dla tubylców), przypisał Kalemu – o sobie i o wielu innych Europejczykach zapominając. (…) Byłem, i pozostałem, podejrzliwy wobec polityki tożsamościowej we wszystkich jej postaciach, w żydowskiej nade wszystko”. Nade wszystko – no bo w moim (gdybym w Izraelu pozostał), wymagano by, abym to ja stał się nacjonalistą i uprawiał „politykę tożsamościową”. Z dwojga złego wolę już być ofiarą nacjonalizmu niż jego nosicielem i praktykantem.

    Artur Domosławski: „Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej wobec Palestyńczyków, burzenie domów, osadnictwo żydowskie na terenach Autonomii Palestyńskiej, karykaturalne sądy, tortury, a przede wszystkim zbrodnie wojenne – jak te w Gazie w czasie operacji Płynny Ołów, kiedy zabito 1,4 tys. Palestyńczyków… Znajduje pan jakieś argumenty, by bronić czy choćby rozumieć taką politykę?”

    Zygmunt Bauman: Nie, nie wiem, gdzie je znaleźć. Ale też ich nie szukam. Wierzę, że szukanie jest bezcelowe, boć „nieludzkości” człowiek nie może uzasadnić, nie tracąc człowieczeństwa, choć wiem też, że apelowanie o jej zaprzestanie jest beznadziejne. Wszak zawsze znajdzie się wielu takich, co to piętrzyć będą racjonalne, a więc z definicji „nie do odparcia” i „absolutnie przekonujące” argumenty na rzecz tych okropieństw.

    Całość rozmowy przeczytać można TUTAJ.

  2. Torlin Says:

    No cóż Logosie, teatr bliskowschodni porusza wielu ludzi, ale też większość ma ustalone poglądy. Ty, widać wyraźnie, jesteś po stronie Palestyńczyków, masz do tego prawo. Ja zaś twierdzę, że Arabowie sami nie chcą państwa palestyńskiego. To właśnie w innych krajach arabskich Palestyńczycy są bardziej prześladowani niż w Izraelu, a jakakolwiek propozycja rozmów ze strony Izraela, misji niepodległościowych USA – kończą się natychmiast ostrzałem rakietowym Izraela, tak jakby Hezbollah czy Hamas za wszelką cenę nie chcieliby dopuścić do powstania niepodległego państwa Palestyny.

    • Logos Amicus Says:

      To bardzo źle, Torlinie, że większość ma ustalone poglądy. To właśnie ta sztywność powoduje, że cały czas mamy coś w rodzaju (krwawego) pata na Bliskim Wschodzie.
      Być może się zdziwisz, ale ja – jeśli chodzi o ten konflikt – staram się być neutralny. Jeśli Palestyńczycy zaatakowaliby Izrael tak, jak ostatnio Izraelczycy Gazę, to także bym napisał, że jest to zbrodnia. Ja nie jestem przeciw Izraelowi. Ja jestem przeciw ahumanitarnym pełnym zbrojnej przemocy (i często właśnie zbrodniczym) posunięciom Izraela wobec Palestyńczyków. I jestem za postrzeganiem wszystkiego we właściwych proporcjach.
      Stronniczość polega na tym, że widzi się argumenty tylko jednej strony, usprawiedliwiając tym samym jej posunięcia, a jednocześnie nie zauważa się potworności, jakich się ta strona dopuszcza.
      Czy nie masz nic do powiedzenia na temat brutalności stosowanej przez Izrael? Czy to, co mówi prof. Bauman (który sam przecież jest Żydem), nie daje Ci do myślenia?

      Nie rozumiem też Twojego stwierdzenia, że „w krajach arabskich Palestyńczycy są bardziej prześladowani, niż w Izraelu”.
      Ja nie przypominam sobie, żeby gdziekolwiek urządzono im taką krwawą łaźnię, jak to zrobił niedawno Izrael napadając na Gazę, czy też systematycznie rugując ich z własnej ziemi (niszcząc przy okazji domy Palestyńczyków buldożerami), by zrobić „Lebensraum” pod budowę coraz to nowych żydowskich osiedli.

  3. Jula Says:

    DZIWNIE MI BRZMI W USZACH , GDY TAKĄ TRAGEDIĘ LUDZKĄ nazywa się teatrem ?…

    Jak to miło być obserwatorem z daleka a nie być uczestnikiem tragedii.
    W konteście tego, doskonale rozumiem, naszą tragedię w przeszłości wczasie II Wojny Światowej i nie mogę pojąć , zaangażowanie polityczne i nie tylko naszego państwa tak w wojnie w Iraku (roli okupanta) , jak i w Afganistanie.

    Z tego co wiem, to nasze wojska również przebywaja w Izraleu jako sojusznicy … :(

    ps.
    Mocni ekonomicznie pogardzaja tymi słabszymi, tak indywidualnie , jak i instytucjonalnie ( państwa , nacje i etc..)
    Tylko,że to wkońcu obraca się przeciwko nim samym, czy naród można unicestwić, już ktoś próbował to zrobic w historii?…
    Dwa państwa na jednej Ziemi , to raczej nie do pogodzenia ?…

    U nas w kraju w Polsce, kolejne pokolenia chowane są , moim zdaniem w irracjonalnej nienawiści do Rosjan .Tak historia i religia ku temu wykorzystywana może polasować w mózgu :!: :(

    • Logos Amicus Says:

      „Teatr” to przenośnia. Mówi się nawet np. o „teatrze” wojennym.
      No nie wiem, Jula, czy „miło” mi jest to obserwować z daleka. Raczej nie. Ale z bliska byłoby jeszcze gorzej.

      Polska zaangażowała się w wojnę w Iraku i w Afganistanie, bo polski rząd myślał, że jest to w interesie naszego kraju. Ponadto, Polska jest członkiem NATO i sojusznikiem USA. W tej decyzji odegrały więc rolę względy polityczne a nie moralne.

      Narodu palestyńskiego nie da się unicestwić.
      Palestyńczycy i Żydzi skazani są na życie obok siebie. Jak na razie, wydaje się to być ich przekleństwem.
      Większość Palestyńczyków i Żydów chce bez wątpienia żyć w pokoju. I być może to jest nadzieją na to, że na Bliskim Wschodzie kiedyś ten pokój zapanuje.

  4. Mazin Says:

    Nazywam się Mazin. Jestem chrześcijaninem, obywatelem polskim (od prawie 20 lat).
    Izrael zabrał mi dzieciństwo i młodość. Wyrzucił mnie z bratem i rodzicami z odwiecznego domu w Hajfie i Gazie. W Polsce mieszkam blisko Treblinki.
    Nie rozumiem poparcia USA dla zbrodniarzy z Izraela.
    Jak świat i Polska mało wie o naszym narodzie.

  5. Ronin Says:

    Palestyńczycy, którzy żyją w Gazie, na Zachodnim Brzegu i częściowo we wschodniej Jerozolimie nie mają obywatelstwa izraelskiego. Są natomiast poddani izraelskiemu prawu i mają dowody tożsamości wydawane przez Autonomię Palestyńska – za zgodą władz izraelskich. Nie mają rzecz jasna prawa głosowania, nie mają prawa swobodnego poruszania się. W praktyce żyją w zamkniętych gettach i enklawach, które ustanowiło państwo Izrael (na zachodnim Brzegu – Północ, Centrum, Południe. Dolina Jordanu, północne Morze Martwe). Aby gdziekolwiek pojechać, muszą się starać o specjalne przepustki, ale i tak obawiają się wyjechać, bo za każdym razem są zdani na łaskę dowódcy na punkcie kontrolnym, od którego decyzji nie ma odwołania i który ma prawo zatrzymania nawet na wiele godzin bez podania przyczyn. Przyczyną zazwyczaj jest to samo – względy bezpieczeństwa. Na drodze zawsze może stanąć tzw. latający punkt kontrolny, droga dotąd przejezdna może stać się nieprzejezdna, ponieważ na jej środku wojsko postawi parotonowy betonowy blok.

    W 2005 roku IDF zabroniło Palestyńczkom korzystania z głównej drogi Zachodniego Brzegu. Blokada się rozszerza i w tej chwili nie można korzystać z większości dróg, bo są one przeznaczone dla Izraelczyków. B’tselem, izraelska organizacja obrony praw człowieka opisała to jako „totalny sytem drogowego apartheidu“.

    System utrudnień biurokratycznych związanych z poruszaniem się oraz blokada dróg skutecznie hamują wszelką aktywość – zarówno tą związaną z handlem i pracą, jak dostępem do szpitali i przychodni, szkół, uniwersytetów, ośrodków kultury. Problemem stają się nawet odwiedziny przyjaciół i krewnych. Między Zachodnim Brzegiem a Stefą Gazy nie ma żadnej komunikacji. Podróżowanie za granicę jest nieomal niemożliwe. Nie ma takiej sfery ludzkiej aktywności, która nie byłaby kontrolowana przez Izrael. Jest to poczucie totalnej dominacji, tak wielkiej, że kiedy w wywiadach z młodymi chłopcami w obozie dla uchodźców w Jenin pytałam gdzie jest Izrael odpowiadali – nigdzie, żeby zaraz potem dodać – wszędzie, również tu – i pokazywali swój dom.

    W 2002 Izrael rozpoczął budowę muru wokół Zachodniego Brzegu i Gazy, który jest najbardziej widomym znakiem odgrodzenia obu społeczności. Podobnie jak w przypadku blokady dróg, B’tselem zaprostestowała.
    Zamknięte przez Izraelczyków arabskie sklepy w Hebronie

    Uri Davis, określający siebie mianem palestyńskiego Hebrajczyka, urodzony w żydowskiej rodzinie w Jerozolimie aktywista, autor książek o apartheidzie i demokracji w Izraelu i na Bliskim Wschodzie, napisał w 1987 roku, że apartheid jest w Izraelu rzeczywistością prawną, mimo, że ma inną strukturę prawną niż w RPA. Davis twierdzi, że podczas gdy w RPA oficjalnym, przyjętym przez prawo kluczowym rozróżnieniem był podział na „białych“, „kolorowych“, „Hindusów“ i „czarnych“, to Izrael ma przyjęty oficjalnie system syjonistycznych wartości i kluczowym prawnym rozróżnieniem jest „Żyd“ i „nie-Żyd“.

    Zawsze sądziłam, że bycie Żydówką, Żydem to pewna kondycja psychiczna, rodzaj czujności, wrażliwość na przemoc dokonywaną na innych. W Warszawie wielu moich znajomych, nierzadko świeżych konwertytów pełnych neofickiego zapału wybrało opcję ślepej akceptacji strategii politycznej państwa Izrael, w tym – ataku na Gazę. Może nie zdają sobie sprawy, że wewnątrz Izraela rośnie opozycja tych, którzy nie stracili owej czujności, otwarcie protestują i próbują ratować to państwo przed własnym unicestwieniem. Ja protestując mam w pamięci wszystkie praktyki segregacji i represji stosowane przez Polaków wobec Żydów, nieudane 600-letnie warsztaty współżycia obu narodowości, krótko mówiąc naszą wobec Żydów winę. I boję się, że w jakiejs spotworniałej formie wszystkie te praktyki są replikowane teraz w państwie Izrael.
    (Joanna Rejkowska)

    http://www.rajkowska.com/pl/inne/200

  6. Kartka z podróży Says:

    Logosie, czasem gdy pali się las nie warto próbować go gasić, bo to nic nie przyniesie. Strażacy wręcz rozniecają nowe ogniska pożaru równocześnie oddzielając płonący teren od świata. W Europie takim płonącym terenem jeszcze niedawno były Bałkany – to też przeklęta ziemia. Wiele mówiono o bezradności Europy wobec tamtejszej wojny ale myślę, że na tę bezczynność wpływ miało europejskie doświadczenie. Myślę, że przywódcy wiedzieli, że wojna na Bałkanach się musi wypalić a spokój wszystkich zaangażowanych w konflikt stron może zapewnić tylko traumatyczne doświadczenie tragedii.
    Chyba podobnie jest z Palestyną i Izraelem. Ten konflikt musi się tragicznie wypalić. Musi na tyle doświadczyć Żydów i Palestyńczyków by zaczęli inaczej myśleć. Jak widać jeszcze do tego nie doszło. Mam wrażenie, że mimo wstrząsających relacji (zdjęcia!) świat wobec tego konfliktu nie ma nic do powiedzenia. I to nie jest postawa bezradna tylko takie są realia. Sytuacja tam jeszcze nie dojrzała do rozwiązania.
    Pozdrawiam

    • Logos Amicus Says:

      No tak, ale gdy płoną lasy, to jednak nie to samo, kiedy zabijani są ludzie.
      To jest obrazowa metafora, tylko że w dzisiejszym świecie wszystko ze sobą jest połączone, i trudno jest zachować pełną neutralność, a co się z tym wiąże – obojętność.
      To, że kwestia uznania Palestyny trafia teraz na wokandę ONZ, mówi samo za siebie. To nie jest tylko sprawa między Palestyńczykami a Żydami.

      Co rozumiesz Kartko, pisząc, że „świat wobec tego konfliktu nie ma nic do powiedzenia”?
      Świat nie jest obojętny wobec tego konfliktu od jego zarania. I każdy ma na jego temat coś do powiedzenia. Stąd choćby np. ta ostatnia polemika w „Polityce”, która zaczęła się od bardzo kontrowersyjnego wywiadu z profesorem Baumanem. Stąd obecność tego tematu w mediach na całym świecie.
      Bowiem świat jak najbardziej jest zainteresowany rozwojem sytuacji na Bliskim Wschodzie. Gdyby nie ten konflikt, to nie byłoby najprawdopodobniej ataków na Amerykę 11 września, ani wojny w Iraku i w Afganistanie.

      Kartko, nie starcza nam wyobraźni. Na szczęście. Bowiem gdybyśmy zdołali sobie tak naprawdę wyobrazić potworności, jakie działy się podczas wojen – nie tylko na Bliskim Wschodzie – to nie dałoby się dłużej żyć.
      Majaczymy tylko. I tylko dzięki temu, możemy żyć dalej, unikając losu tych, którzy zwariowali albo strzelili sobie w łeb.

      • Iżyk Says:

        Jezusmaria Kartku… Płomienie twojego porównania osmaliły mi przy czytaniu rzęsy…

      • Kartka z podróży Says:

        Logosie, przyznaję, że metafora o płonących lasach nie oddaje bólu ludzkiego, ale trudno to inaczej ująć. Mam wyobraźnie więc potrafię to wewnętrznie przeżyć ale nie potrafię opisać.
        Nie pierwszy raz sprawa Palestyny trafia pod obrady ONZ. No ale ONZ może pomóc tylko wtedy gdy jest elementarna wola stron do porozumienia. A tej woli nie ma – sam o tym piszesz.
        Ani Bauman ani ktokolwiek inny nie pomoże radykalnie zanim ten konflikt sam nie zacznie się wypalać. Myślę, że najtrudniejsze chwile przed nami (świat powiązany), bo w pewnym sensie żywiołowo zmienia się sytuacja na Bliskim Wschodzie. Jak zauważam rośnie również dystans USA i jego sojuszników wobec polityki izraelskiej. Mam pewność, że ruch jest po stronie Izraela. To Żydzi muszą podjąć decyzję o zmianie swej polityki. Muszą tę zmianę sobie przekalkulować. To brzydkie słowo w kontekście tego konfliktu ale piszemy o zimnej polityce.
        Bez względu na straszliwe ludzkie doświadczenia i nacisk świata, ten konflikt musi sam dojrzeć do rozwiązania. Tak jak przed laty konflikt w RPA („płynny ołów” – „płonące na szyjach opony”) czy na Bałkanach, o których wspomniałem nocą. Ważne by zachować kontrolę nad tym ogniem.
        Pozdrawiam

        • Jula Says:

          TO SIĘ SAMO NIE WYPALI :( ..
          tO JEST KONFLIKT INTERESÓW, w tej chwili nie do przeskoczenia.
          W byłej Jugosławii nastąpiło podzielenie kraju na mniejsze kraje.
          W Czechosłowacji nastąpiło to na drodze pokojowej.
          Nic samo się nie ugasi, bo ten konflikt sam z siebie nie będzie rozwiązany :(… Bo jak może pokojowo nastąpić podział jednego terytorium ?…
          Ta historia sięga aż czasów starożytnych !…

        • Logos Amicus Says:

          Kartko, tam właściwie nie ma pożaru. Są natomiast bez przerwy rozpalane jakieś ogniska – zarówno przez jedną, jak i drugą stronę. Zawsze jednak istniało (istnieje?) niebezpieczeństwo, że ten ogień przeniesie się na inne kraje – nie tylko ościenne, ale i dalsze (w pewnym sensie to zarzewie dotarło nawet do Ameryki, kiedy zapłonęły wieże WTC).
          Dlatego ważnie jest stanowisko (i zachowanie) świata wobec tego konfliktu.
          NZ są organizacją zbyt słabą, by cokolwiek istotnego zmienić (w zasadzie większość rezolucji ONZ była przez uczestników obu stron ignorowana). Także to najbliższe głosowanie nad uznaniem Palestyny za państwo, (któremu nota bene sprzeciwia się Hamas) jest właściwie tylko symbolicznym gestem.

          Masz rację pisząc, że tylko strona silniejsza (a więc Izrael) jest zdolna do radykalnej zmiany sytuacji – i w końcu do zażegnania tego konfliktu. Dlatego Izrael powinien odczuwać presję (a to oznacza, że świat nie może pozostawać wobec tego problemu obojętny.)

  7. Iżyk Says:

    LA – podzielam itd. ale zgodzisz się (zgodzisz?), że podpis pod zdjęciem „Ofiary izraelskiej agresji na Gazę w styczniu 2009 r. (Photo: NBI)” zawiera i przesądza: 1. ofiary, 2. agresja, a to coś więcej, niż dystans do obrazka, na którym widzę mundury (mundury?).
    teraz się nadmę – ciarki, to te zdjęcia ojca z synem i leciałbym zaraz zabijać.
    Raz już tak kiedyś leciałem…
    a potem się dowiedziałem, jak to było i już taki lotny nie jestem…

    Lotny już taki nie jestem ale żeby miało się samo wypalić? To ile to, Kartku, potrwa? Ilu ojców nie zasłoni swoich chłopaczków ręką, nogą, udem, miednicą i brzuchem?

    • Logos Amicus Says:

      Wybacz Iżyku,
      ale jeśli chodzi o ten podpis pod zdjęciem („Ofiary izraelskiej agresji na Gazę w styczniu 2009 r.”), to sam powiedz, czy to co widzimy na zdjęciu nie jest skutkiem izraelskiej agresji? I czy te ciała, które widzimy, oraz ten zraniony mężczyzna, to nie są ofiary tej agresji?

      Dlaczego pozwalamy aby słowa zawsze rozmywały istotę rzeczy? Bo są magiczne? Bo potrafią zmienić fakty? Czy może nasze nastawienie do faktów?
      Okazuje się, że chyba częściej używamy słów po to, by mydlić sobie wzajem oczy, niż po to aby trafić w sedno, określić istotę rzeczy. Może dzieje się tak bo tzw. „sedno” czy „istota” są poza zasięgiem naszego pojmowania i dlatego zazwyczaj trafiamy w pudło?

      To zdjęcie, które zamieściłem przedstawia zabitych i zranionych palestyńskich policjantów. Dlatego ci mężczyźni są w mundurach. Równie dobrze mógłbym zamieścić zdjęcia zabitych wówczas dzieci (a więcej było cywilnych ofiar tej napaści, niż para-militarnych – a piszę „para-militarnych”, bo Palestyńczycy nawet nie mają swojego wojska). Ale na to już nie mogłem się zdobyć.
      Zauważ jak jesteśmy jednak zmanipulowani (i skorumpowani) przez nasze stereotypy, wyobrażenia i przyzwyczajenia. Twoje przypomnienie, że ci zabici są w mundurach, zakłada supozycję, że to są żołnierze, i przez to ich zabicie mogło być usprawiedliwione. (Bez względu na to, jakiego rodzaju to był napad?)

      Znam historię tego zdjęcia z Sajgonu.
      Czy uważasz, że pierwsza ludzka reakcja na nie – przerażenie horrorem wojennego zabijania, sprzeciw wobec strzelenia komuś w skroń – nie jest jednak najwłaściwsza?
      A że później poznajemy okoliczności tego zajścia, i okazuje się np. że ten zabijany mężczyzna wcześniej zabił kogoś, kto był po stronie tego, co teraz zabija?
      No i co z tego? Czy to cokolwiek istotnego zmienia? Nie. Właściwie w ten sposób zaczyna się to nasze „rozmydlanie”, „relatywizacja”, „usprawiedliwianie” zabijania.

      Podobnie próbowano rozmydlić efekt tych zdjęć, które zamieściłem w moim wpisie, przedstawiających moment zastrzelenia palestyńskiego chłopca przez izraelskich żołnierzy. Posunięto się do tego, że Żydzi oskarżyli Palestyńczyków o to, ze całe zajście było sfingowane, a chłopca zastrzelili sami Palestyńczycy. Obrzydliwość.

  8. Kartka z podróży Says:

    Problemem tego eseju jest to, że dotyczy zarówno polityki czyli zimnej gry interesów jak i gorącego cierpienia – i tych rozszarpywanych w wysadzanych autobusach przez dzieciaki jak i tych atakowanych rakietami z modeli infantylnych samolocików. Mimo, że mogę pisać o jednym i o drugim to jednak wolę te sprawy rozdzielać. Nie mam ochoty wdawać się w dyskusje, że ktoś bardziej cierpi bo jakaś polityczna racja jest po jego stronie. Albo, że rozwalone zwłoki atakowanych na zdjęciach są prawdziwsze od zwłok agresorów… . Tak więc powtórzę – jeśli chodzi o polityczna stronę konfliktu to myślę, że wygaśnie gdy życie ludzi – Żydów i Palestyńczyków – na tym skrawku ziemi stanie się na prawdę nie do zniesienia – gdy zamienią swoje życie w piekło. Wtedy gdy nie pozostanie im nic innego niż lizanie ran.
    Jeśli zaś chodzi o cierpienie, to ma ono charakter uniwersalny. Tak samo cierpi Palestyńczyk i Żyd. W tym przypadku mówmy więc o ludzkim, egzystencjalnym cierpieniu a nie o polityce.
    Nie stanę więc po żadnej stronie tego konfliktu. Nie chcę nawet komentarzami tego rozgrzewać.

    • Logos Amicus Says:

      Ale czy można rozdzielać „zimną grę interesów” od „gorącego cierpienia”, skoro zimna gra interesów powoduje to cierpienie? Moim zdaniem należy to widzieć w pełnym wymiarze.

      Piszesz Kartko: „nie stanę po żadnej stronie tego konfliktu”.
      Ale czy już nie staniesz po stronie tych żydowskich dzieci, których zabiła bomba zdetonowana przez palestyńskiego fanatyka? Albo po stronie tych palestyńskich dzieci, które zostały spalone lub poparzone przez izraelski biały fosfor?

      Kartko, tu nie chodzi o zadeklarowanie się po czyjejkolwiek stronie (i ja takiego sporu nie chcę prowadzić). Tu chodzi o uświadomienie sobie nieludzkich skutków właśnie owej zimnej gry interesów i polityki. Czy o tym też nie chcesz rozmawiać? Czy też raczej nie chcesz, żeby do Twojej świadomości dotarły pewne twarde i okrutne prawdy o wzajemnym traktowaniu się ludzi?

      Wsadźmy więc głowę w piasek.

      • sarna Says:

        „Ale czy już nie staniesz po stronie tych żydowskich dzieci, których zabiła bomba zdetonowana przez palestyńskiego fanatyka?” (należałoby dodać): albo po stronie japońskich dzieci, które zabiła amerykańskie bomby zrzucone nad Hiroszimą i Nagasaki? Nieważne, że zrzucono je już po czasie i ich zrzucenie niczemu nie służyło. Losy wojny już były przesądzone, ale co szkodziło na koniec dobrze się zabawić … ?

        • Logos Amicus Says:

          Tak, chodzi także o dzieci japońskie, które zabiły amerykańskie bomby atomowe zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki.
          Także o dzieci wietnamskie czy koreańskie spalone amerykańskim napalmem, afgańskich cywilów, które zabija CIA, ludność Drezna, która zginęła podczas morderczego bombardowania przez aliantów podczas II wojny światowej, ponad milion ofiar reżimu Czerwonych Khmerów; Ormianie, Tutsi, Hutu, Indianie… lista jest długa.

      • Kartka z podróży Says:

        Logosie, ale ja rozumiem te cierpienia choć nie mam na nie wpływu. Ci ludzie chcą cierpieć. Oni nie dojrzeli jeszcze do tego by się z tej tragedii wywikłać. Może sobie w końcu jasno powiemy, że zarówno Żydzi jak Palestyńczycy nie chcą pokoju i normalnego życia. To co do nas do nas dociera to puste deklaracje. Oni ugrzęźli w beznadziejnej sytuacji, którą chyba traktują już jak normalną. Zaadaptowali się do okrucieństwa tej niekończącej się wojny. Ludzie to też potrafią.

        Czuję w tych komentarzach chęć opowiedzenia się po którejś stronie konfliktu albo uszczęśliwienia ich na siłę pokojem. To zrozumiałe, bo wszyscy szukamy w takich sytuacjach jakiegoś znanego nam porządku. Ale tym konfliktem rządzi inna logika. Tam pokój się nie uda póki nie będą go chcieli. To dla mnie jest oczywiste.

        • Logos Amicus Says:

          Zgadzam się w pełni z Twoim ostatnim zdaniem: jeśli ktoś nie chce pokoju, to go miał nie będzie.

          Niestety, wcześniej piszesz tak: „Może sobie w końcu jasno powiemy, że zarówno Żydzi jak Palestyńczycy nie chcą pokoju i normalnego życia.”
          I co gorsza: „Niestety ci ludzie chcą cierpieć”.

          Jacy Palestyńczycy, jacy Żydzi?
          Jestem głęboko przekonany, że tzw. zwykli (czyli nie związani ani z polityką, ani z organizacjami typu Hamas) ludzie (a takich jest zdecydowana większość) chcą pokoju i normalnego życia. I na pewno nie chcą cierpieć (nie wierzę, że większość ludzi to masochiści).
          Wydaje mi się, że powtarzasz opinię prof. Baumana o tym, że obie strony chcą wojny, bo bez niej żyć nie mogą. Ale on to powiedział o pewnych (niestety dotychczas decyzyjnych) grupach ludzi:
          „między ekstremistami izraelskimi i palestyńskimi istnieje sprzężenie zwrotne. Potrzebują się nawzajem dla przetrwania, żyć by bez siebie nie mogli.”
          A jeśli rozciąga to na szerokie rzesze ludzi, to ja się z tym nie zgadzam.

          Może pora, by poprzeć zwykłych ludzi?
          Nie chodzi więc o uszczęśliwianie „tych ludzi” na siłę pokojem (jakich ludzi?) Chodzi o to, by zapewnić tym ludziom, którzy chcą żyć w pokoju (a nie mają większego wpływu na to, co się teraz dzieje) – a jestem pewien że takich jest zdecydowana większość – życie w pokoju. Jak? Właśnie poprzez to, by przestać się opowiadać po którejkolwiek stronie (a pisząc „strona” mam na myśli owych polityków i ekstremistów, którzy podniecają ogień tego konfliktu). Wypadałoby ich wszystkich przepędzić na cztery wiatry (może zapowiada to coraz bardziej powściągliwy stosunek Stanów Zjednoczonych do obecnej elity rządzącej w Izraelu?) a jeśli nie to, to przynajmniej nie udawać, że mamy do czynienia z mężami stanu i politykami, którym można ufać i których można popierać.

          Stwierdzając, że „ci ludzie nie chcą pokoju” albo że oni „chcą cierpieć”, usprawiedliwiamy naszą obojętność i umywamy niejako ręce (nie chcąc mieć z tym cokolwiek wspólnego).

        • Kartka z podróży Says:

          Logosie przepraszam, ale znów wrócę do wątku infantylizmu. Czy czasem nie robisz z Palestyńczyków i Żydów dzieci jak z „Władcy much” Goldinga? Jakieś upośledzone, niedojrzałe dzieci bawią się w okrutne zabijanie wsparte pierwotną dziką nienawiścią jak ze „Starego Testamentu” więc my, wspólnota międzynarodowa, zmotywowana obrazem rzezi mamy ich do pokoju nakłaniać. No ale po raz kolejny powtarzam, że oni tego nie chcą. Nie dojrzeli jeszcze do pokoju. Wyrazem ich dojrzalości byłoby wpłynięcie na swoje władze by ten pokój zapewniły. Żydzi na większości terytorium Izraela dzięki policyjnym i wojskowym represjom wobec Palestyńczyków moga życ spokojnie. Ta wojna ma dla nich wymiar ograniczony. Na ostrzał rakiet Hezbollahu wystawiaja sie ci, którzy tego pragną – najbardziej fanatyczni. Palestyńczycy w wiekszości żyja podobnie. Ci którzy chcą normalnie egzystować są na emigracji. W strefie wojennej żyją fanatycy i nieszczęsnicy pilnujący tych gruzowisk.
          Ten konflikt jest jak cebula. Obieramy go płacząc, warstwa po warstwie. I z tej roboty tylko łzy pozostają – nie ma konkretów i jakiegokolwiek punktu zaczepiania. Za wcześnie jest by pomagać Izraelowi i Palestynie. Jak pisałem oni do tego jeszcze nie dojrzeli.
          Pozdrawiam

        • Logos Amicus Says:

          Dzieci na wyspie z „Władcy much” nie bawiły się w zabijanie. One walczyły o przetrwanie, cofając się coraz bardziej do swoich pierwotnych instynktów, burząc w końcu całą kulturę, wśród której zostali wychowani (co, jak się okazało, na nic się zdało).
          Jestem skłonny uważać, że każda wojna cofa nas do takiego pierwotnego stanu, gdzie górę nad nami biorą atawizmy – kultura okazuje się bezsilna, jest niszczona.
          I jeszcze jedno: problem w tym, że dzieci z „Władcy much” nie były upośledzone (jeśli chodzi o intelekt). I musiały bardzo szybko „dojrzeć”, aby sobie poradzić ze śmiertelnym zagrożeniem.

          Kartko, ja nie przyrównuję Palestyńczyków i Żydów do dzieci (zwłaszcza do dzieci „upośledzonych” i „niedojrzałych”). Robisz to Ty, pisząc: „nie dojrzeli jeszcze do pokoju”, „nie dojrzeli jeszcze do tego by się z tej tragedii wywikłać”… etc.
          Co to w ogóle znaczy „dojrzeć” w tym przypadku? Przypominam, że Semici (a narodami semickim są zarówno Żydzi, jak i Palestyńczycy) reprezentują cywilizację, która ma już wiele tysięcy lat. Więc jak długo jeszcze mają oni „dojrzewać”? (my, Słowianie, w porównaniu z nimi, jesteśmy jeszcze oseskami).

          Wikłasz się w jeszcze inne nielogiczności, Kartko.
          Oto piszesz, że „Żydzi na większości terytorium Izraela dzięki policyjnym i wojskowym represjom wobec Palestyńczyków mogą żyć spokojnie” oraz: „Palestyńczycy w większość żyją podobnie”, by za chwilę (dosłownie w następnym zdaniu) stwierdzić: „Ci, którzy chcą normalnie egzystować są na emigracji. W strefie wojennej żyją fanatycy i nieszczęśnicy pilnujący tych gruzowisk.”

          A może wniosek jaki można z tego wyciągnąć jest taki, że ludzie w ogóle nie zasługują na pokój? Zwłaszcza w rejonie, gdzie walka trwa już od ponad 60 lat? Bo gdyby na ten pokój zasługiwali, to już dawno znaleźliby sposób by zażegnać tę wojnę i żyć w pokoju?

          Podobnie jak my nie zasługiwaliśmy na pokój w Europie, gdzie rozpętaliśmy w pierwszej połowie XX-go wieku dwie mordercze wojny.

        • Kartka z podróży Says:

          Logosie, szukasz nielogiczności w moim komentarzu. Być może używam nieprecyzyjnych określeń ale moje wnioski są jasne. Tam nie ma woli do wygaszenia konfliktu. Dziesiątki inicjatyw pokojowych wspólnoty międzynarodowej (oczywiście ułomnych przez ograniczenia polityczne) torpedowali bądź Żydzi bądź Palestyńczycy. Powtarzam – oni nie dojrzeli do pokoju. Powtarzam, najwyraźniej to czego doświadczyli to było za mało. Druga Wojna o której wspominamy na marginesie tej dyskusji była na tyle silną traumą dla Europy, że od kilkudziesięciu lat nie mieliśmy tu konfliktów zbrojnych – nie licząc Bałkanów, ale to inna sprawa. No ale ponieważ w sposób naturalny wymierają ludzie mający wojnę w pamięci możemy nowej oczekiwać.
          W dyskusjach o tym konflikcie zwykle wypowiadają się stronnicy, którejś ze stron – są rzecznicy USA, Izraela, Palestyny. Zwykle nie chodzi im o zamknięcie, wygaszenie tej rzezi, tylko o interesy którejś ze stron – o jej zwycięstwo. To też jest jakaś przesłanka, że nie ma klimatu dla pokoju – nawet zewnętrznego – na tym terenie.
          Nie ma czegoś takiego jak „zasłużenie sobie na pokój”. Pokój jest decyzją walczących stron w momencie pojęcia bezsensu dalszej walki. A dla nich ta walka ma sens.
          Zatytułowałeś esej „Czy Bogowie domagają się krwi?”. Ja to potwierdzam – Tak domagają się jeszcze krwi. I jak na razie jesteśmy wobec tego bezradni.
          Pozdrawiam

        • Logos Amicus Says:

          W ogólnych zarysach zgadzam się z Twoją opinią – gdyby sytuacja na Bliskim Wschodzie „dojrzała” do tego, by zapanował tam pokój, to ludzie już od dawna żyliby tam w pokoju.
          A większość Żydów i Palestyńczyków (nadal twierdzę, że ta większość chce jednak żyć normalnie, bez wojennego stresu, czyli w pokoju) o tyle jest odpowiedzialna za przedłużanie tego konfliktu, że nie odsuwa od władzy tych, którzy teraz rządzą (i są bezpośrednio odpowiedzialni za obecną sytuację) oraz pozwala na nadawanie ogólnego tonu ekstremistom.

          Podoba mi się to, że nie opowiedziałeś się za jakąkolwiek ze stron w tym konflikcie. Ale z drugiej strony, to co pisałeś sprawiało wrażenie, jakbyś nabierał wody w usta i nie chciał komentować zbrodniczych posunięć zarówno z jednej, jak i z drugiej strony (a nie zauważam takiej powściągliwości, kiedy np. krytykujesz… choćby państwo polskie, choć przecież państwo polskie jak na razie nie zrzuca białego fosforu na swoich sąsiadów).
          Mój tekst może sprawiać wrażenie, że jestem po stronie Palestyńczyków, ale to dlatego, że poczułem gwałtowny sprzeciw wobec agresywnej, militarystycznej polityce Izraela w stosunku do swoich sąsiadów, skutkującej w posunięciach, które bez wątpienia nazwać można wojennymi zbrodniami. Uderzenia armii izraelskiej stoją przy tym w rażącej dysproporcji wobec środków i możliwości, jakimi dysponują (zarówno jeśli chodzi i o atak, jak i obronę) Palestyńczycy.
          Tak jak już wspomniałem, dalszy rozwój sytuacji bardziej zależy od decyzji (postępowania) Izraela (choćby dlatego, że jest w tym konflikcie stroną silniejszą). A za to odpowiedzialna jest obecna izraelska elita rządząca, która rzeczywiście sprawia wrażenie, jakby ten konflikt chciała jeszcze bardziej zaognić (rugując np. Palestyńczyków z ich ziemi i budując coraz to nowe żydowskie osiedla). Ciągle nastawiona jest na konfrontację. Ale to się chyba będzie zmieniać, o czym mogą świadczyć choćby ostatnie manifestacje izraelskiej młodzieży, która zaczyna mieć dosyć obecnej ekipy rządzącej (co, jak podejrzewam, spotyka się z Twoją sympatią ;) Z moją też.)

          Zgadzam się natomiast w zupełności z Twoim stwierdzeniem: „W dyskusjach o tym konflikcie zwykle wypowiadają się stronnicy, którejś ze stron – są rzecznicy USA, Izraela, Palestyny. Zwykle nie chodzi im o zamknięcie, wygaszenie tej rzezi, tylko o interesy którejś ze stron – o jej zwycięstwo.”
          Na tym polega nie tylko głupota reakcji świata, ale i jej niegodziwość.

        • Kartka z podróży Says:

          Logosie, krytykuję RP, bo wciąż mam wrażenie, że na państwo polskie mam wpływ. Choć momentami je tracę. Nie ukrywam, że zajadłość konfliktu w Polsce czasem budzi mój lęk. No ale jakoś to wszystko wraca do normy. Na pewno gdybym doszedł do wniosku, że konflikt polityczny w Polsce nabrał już niezależnej ode mnie, własnej dynamiki podszedł bym do niego tak jak do konfliktu Palestyńsko – Izraelskiego. Przestałbym jazgotać alarmistycznie na blogach i czekał aż przyjdzie otrzeźwienie. Czasem tak bywało, że milkłem.
          To jest tak jak mieć przyjaciela alkoholika. Chcesz mu pomóc, serce ci pęka gdy patrzysz na jego tragedię, ale on tej pomocy nie chce. Buja cię, zapewnia o trzeźwości ale myśli tylko o piciu. No i rozsądek nakazuje czekać by sięgnął dna i w końcu podjął decyzję by się z tego mentalnego wyzwolił wyzwolił. Wtedy dopiero należy pomóc i to nie jest żadna łaska. To jest racjonalność naszych działań. Można pomagać szukającym wolności ludziom. W przypadku niewolników swych pokręconych np politycznych emocji – idei – to nie ma sensu. To tylko udawanie.
          Pozdrawiam

        • Logos Amicus Says:

          Mam nadzieję, że nie „jazgotałem alarmująco” na moim blogu, nawiązując tu do tego konfliktu.

          To prawda, że nasz wpływ na sprawy bliskowschodnie jest żaden. Choć, kiedy publikowałem ten artykuł na łamach polonijnej prasy 10 lat temu, to można to było uznać za dość konkretny głos, usiłujący zachować równowagę zaburzoną wówczas przez gremialne poparcie dla Izraela przez amerykańskie media, w dużej części podległe wpływom żydowskiego lobby – np. jeden z największych dzienników, i to w skali światowej, „Chicago Sun-Times” jest własnością obywatela Izraela. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że stosując taką a nie inna optykę, stanę się „antysemitą”, podobnie jak „antysemitą” stałem się po opublikowaniu mojej recenzji z „Listy Schindlera” w „Polityce”.

          Pozdrawiam i dziękuję za ciekawą dyskusję

        • Kartka z podróży Says:

          Logosie, nie szukaj w mich słowach podtekstów. Czasem piszę zmęczony, po nocy i używam uproszczeń. Też nieraz byłem atakowany za rzekomy antysemityzm. Niewiele sobie z tego robiłem bo nie jestem nim. Tak zresztą jak Ty. Po prostu naruszamy pewną poprawność. To wszystko
          Również dziękuję za dyskusję.
          Pozdrawiam

    • Jula Says:

      Kartka: „rakietami z modeli infantylnych samolocików” ?
      Zapraszam na pokazy samolotowe i nie tylko, w Radomiu, to zobaczyłbyś z bliska te „infantylne samolociki”, ktore kosztują krocie i są bardzo mile widziane w uzbrojeniu każdego państwa” ….
      Najszybszy samolot posiadał na tych pokazach Izrael!…

      • Kartka z podróży Says:

        Jula, wiem, że to są technologiczne cuda. Ale przedstawia się je jak modeliki dla chłopców a żołnierzy ich obsługujących jak poczciwych modelarzy.

      • R Says:

        Julciu, z pewnością wiesz, że szybkość samolotu to nie wszystko.
        Jeżeli istnieje duża dysproporcja sił, wojna wkracza w, popularny obecnie termin, „wojny asymetrycznej”. To jest powód czemu konflikt na bliskim wschodzie trwa tyle dekad. Pewnie wkrótce zobaczymy opuszczanie Afganistanu przez siły US, jakże historia lubi się powtarzać, CCCP też się ewakuowało z tamtego państwa z podwiniętym ogonem.

        • jula Says:

          Tak sobie myślę, że gdyby nie pewność, że tak Pakistan, jak i Indie maja broń nuklearną. To już dawno w ten rejon taka, by została zrzucona. :( …

  9. sarna Says:

    „to skandal: jakim prawem można zabronić komuś wstępu na terytorium obcego państwa?”
    dobre, bardzo dobre :)

  10. sarna Says:

    nie : nie widziałam :))

    • sarna Says:

      Zbigniew Lew_Starowicz twierdzi, że „mężczyźni działają na zasadzie prymitywnej agresji, takiej złości, która jest wpisana w ich płeć” – Ciebie też to dotyczy, czy też nie jesteś mężczyzną ;)

      • sarna Says:

        Cóż za okropne fo-pa z mojej strony. Wybacz, komentarz był dla innego adresata, a ten dla Ciebie brzmiał: Też się cieszę, że udało mi się przeżyć, choć żal, że okres wakacji dobiega końca.
        Minka emontikonka mnie cieszy, jeszcze raz przepraszam.

  11. R Says:

    Każde słowa, które zostaną wypowiedziane nie są w stanie ująć przyczyn agresji ludzkiej. Iżyk pokazał zdjęcie i wypowiedź fotografa, to zdjęcie zmieniło nastawienie całego narodu do wojny. To co widzimy w konfliktach, byłych i obecnych, to „zdjęcia”, które burzą, bądź przekonują nas w przekonaniach. Parę miesięcy temu usłyszałem historię tego zdjęcia i wstrząsnęło to mną, że fotografia nie jest idealnym medium, a co jest idealnym medium? Co nam powie prawdę by być sprawiedliwym w ocenie? By określić się po słusznej stronie konfliktu?
    Odpowiedź jest prosta ale realizacja bardzo ciężka – empatia. Jej brak powoduje konflikty i nie potrzeba do niej biedy. Spójrzcie na Belgię – czego im brakuje? Chyba właśnie empatii.

    • Logos Amicus Says:

      „Co nam powie prawdę by być sprawiedliwym w ocenie?”

      To nie tylko empatia.
      Przede wszystkim jednak system etyczny, na którym powinniśmy opierać nasze oceny i wybory.

      • R Says:

        A czy można ocenić bez zrozumienia?

        • Logos Amicus Says:

          Czy pisząc zrozumienie masz na myśli współczucie? (czyli empatię?)

          Tak, jeśli respektuje się jakiś system etyczny, to można ocenić konkretny czyn, i niekoniecznie musi się to wiązać ze współczuciem.

        • R Says:

          Empatia to nie współczucie, to coś innego. To zdolność do zrozumienia postaw, odczuć. Niestety, nawet idealne prawo i system norm nie jest idealny stąd tak ważne jest zrozumienie.

        • Logos Amicus Says:

          Empatia znaczy dosłownie „cierpienie” i oznacza przede wszystkim zdolność do współodczuwania z drugim człowiekiem – „wczucia” się w jego stan emocjonalny – i wiąże się to najczęściej ze współczuciem.
          Ale rzeczywiście. Oprócz empatii emocjonalnej, jest też tzw. „empatia poznawcza”, dzięki której potrafimy zrozumieć motywy postępowania innych, spojrzeć z ich perspektywy widzenia.

          Zgadzam się – zrozumienie jest bardzo ważne. Dlatego próbujemy to tutaj robić – próbujemy zrozumieć ten konflikt i poznać jego rzeczywiste przyczyny.

  12. Jula Says:

    Morderstwo jest moim zdaniem tylko morderstwem i nic i nikt go nie może usprawiedliwić. Dlatego ci „żołnierze” w większości po takich wojennych przezyciach (ludobójstwach) nie mogą dojśc do normalności i żadna etyka, która w ich przypadku została wypaczona nic nie da. :(
    z reguły są to juz najemnicy , zimne maszyny do zabijania, tak mich szkolono i w zyciu cywilów służą mafiozom, nawet i w Polsce :(

    Sa to ludzie o tak wypaczonej hierarchii wartości, poczucia dobra i zła.
    Bo takie stwierdzenie, rozumiem ,że niektórych usprawiedliwia, że On zabił , to ja też mam prawo zabić ?…
    A czym ja wobec tego róznie sie od niego. O wiele łatwiej jest użyc „samolociku” , a pro po jest to kunszt techniki , widziałam to cacko w działaniu na pokazach , niż własne dziecko :(…
    A Polacy kogo użyli w powstaniu w Warszawie. …
    A kim są ci młodzi żołnierze na frontach .to mięso armatnie, to dzieci. To młodzi chłopcy bez przyszłości , na cmentarzach o ile sa pochowani to ich wiek to 16, 17 lat !….

    • R Says:

      Czy to mięso armatnie możemy nazwać mordercami?

      • jula Says:

        Specjalnie przeszkoleni żołnierze , takimi się stają.
        Dawniej, w czasach zawieruchy wojennej w całej Europie, młodzież uczestnicząca wbrew sobie w wojnie, była i po stronie ofiar i po stronie zabójców . Bo to w większości już tylko pionki na szachownicy.
        Politycy decydują o wojnie , a żołnierze ja realizują na rozkaz. :(

  13. iwona Says:

    Religia i testosteron – zrodlo problemow.

  14. Torlin Says:

    Tak sobie poczytałem wszystkie komentarze, i dzielą się jak zwykle na dwie części, ludzi, którzy usiłują zrozumieć nie tylko nienawiść ludzką, ale i grę interesów, i na tych, którym poglądy „kochajmy wszystkich” zaburzają proces widzenia. Bo jak widzę tekst o dzieciach japońskich i o tym, że już właściwie się wojna skończyła i po co było zrzucać te bomby, tobym zaproponował najpierw zapoznanie się z tematem, z historią zdobycia Okinawy, z tekstami japońskiego dowództwa.
    Na arenie bliskowschodniej obydwie strony nie chcą pokoju, rzecz cała jest w nienawiści nie tylko narodowościowej, ale i religijnej. Państwa muzułmańskie nie mogą zgodzić się na istnienie Izraela, stąd jakiekolwiek propozycje uregulowania sprawy Palestyny kończą się natychmiast ostrzeliwaniem strony izraelskiej. Ten wrzący kocioł jest potrzebny również wielkim graczom jak Syrii i Teheranowi – „Izrael trzeba zniszczyć” brzmi tak często jak „Kartagina winna być zburzona”.

    • Logos Amicus Says:

      Torlinie, Izrael już istnieje i wszystkie państwa muzułmańskie się z tym faktem zgadzają. (Bo jakże można zaprzeczyć istnieniu państwa Izrael? Co najwyżej nie można się z tym pogodzić – a takie stanowisko reprezentuje właściwie tylko Iran, ze swoim „wystrzałowym” Ahmadineżadem).
      Czy rzeczywiście uważasz, że Syria jest „wielkim graczem”? Na Bliskim Wschodzie obecnie każdy gracz – z wyjątkiem Izraela – jest słaby, czyli mały. Potencjalną siłę stanowią Egipt i Iran, ale ten pierwszy ma teraz swoje własne kłopoty, a drugi – wcale jednak nie pali się do konfrontacji i jeśli Izrael nie zbombarduje jego atomowych laboratoriów, to Iran nie będzie nikogo atakował, co najwyżej nadal wspierał bojowników Hamasu.

      Torlinie, to nie chodzi o to, aby „wszystkich kochać” – tu chodzi o niezgodę na ludobójstwo. (Zauważasz tę „subtelną” różnicę?). Zrzucenie amerykańskich bomb atomowych na Japonię nie jest takie etycznie jednoznaczne.
      Przede wszystkim, Amerykanie zdecydowali się to zrobić aby zademonstrować swoją siłę, by zyskać na czasie, no i – last but not the least – by ponieść mniejsze koszty własne, które byłyby wielkie, gdyby musiano dokonać lądowej inwazji na Japonię.
      Pytanie: czy to wszystko usprawiedliwiało zagładę setek tysięcy cywilów? – pozostaje otwarte.

      • Torlin Says:

        Oczywiście, że się nie zgadzam. Egipt przepuszcza teraz świadomie bojówki palestyńskie, aby atakowały cywilne cele w Izraelu. Kto się zgadza? Bo ja nie dalej jak wczoraj słuchałem, jak przy zgłoszeniu do ONZ istnienia państwa izraelskiego wyraźnie było powiedziane, że Hamas nie uznaje istnienia tego państwa.
        Ja nie widzę nic nieetycznego w działaniach Amerykanów w Japonii. To Japończycy wywołali wojnę, z ich strony nieprawdopodobnie okrutną, to co okupanci wyczyniali w Chinach, to się w głowie nie mieści. Amerykanie przy zdobywaniu Okinawy ponieśli straszne straty i wiedzieli, że nie dadzą rady bez straty kilku milionów żołnierzy zdobyć wysp. Japończycy postanowili się bronić do ostatniego domu, do ostatniego żołnierza. I nawet Hiroszima nie zmusiła ich do poddania, musiało być Nagasaki. Jak chcieliście inaczej zdobyć wyspy?

        • Logos Amicus Says:

          „Ja nie widzę nic nieetycznego w działaniach Amerykanów w Japonii.”

          Wojna i etyka?
          Śmiechu warte!

          Łudzimy się sądząc, że uduszenie kogoś w białych rękawiczkach jest bardziej etyczne od rozwalenia komuś łba maczugą.

  15. Jarek Says:

    Zauważam pewną dysproporcję – zdecydowanie częściej mówi się o ofiarach wśród ludności palestyńskiej, niż żydowskiej. I to, że inne przypadki ludobójstwa często zbywane są milczeniem, podczas gdy pełne oburzenie wybucha, kiedy zabijani są Palestyńczycy w konflikcie z Izraelem.

    • Logos Amicus Says:

      Zdecydowanie częściej mówi się o ofiarach wśród Palestyńczyków, ponieważ tych ofiar jest niewspółmiernie więcej, niż po stronie izraelskiej.

      Nie ma też sensu wytykanie komuś tego, że przecież od lat w innych rejonach świata dzieją się zbrodnie i giną ludzie, a dopiero ktoś się oburza wtedy, gdy Żydzi zabijają Palestyńczyków.
      Jeśli to jest zbrodnia (a moim zdaniem w przypadku agresji na Gazę tak było), to trzeba o tym mówić i pisać.
      Narodowość, skala ludobójstwa, rejon świata nie powinien mieć tutaj jakiegokolwiek znaczenia (bo wszystko inne jest polityką).

      O tym, jak polityka wpływa na nasze moralne oceny, a nawet na to, czy potępimy jakąś zbrodnię, czy nie, świadczy choćby taki oto „epizod” z tamtego czasu, który pewne media nazwały nawet „przełomem” w stosunku USA wobec konfliktu na Bliskim Wschodzie.
      Otóż zauważono, że Hilary Clinton w JEDNYM ZDANIU powiedziała o cierpieniu Palestyńczyków i Żydów.
      Dotychczas było to nie do pomyślenia, by na tak wysokim szczeblu mówić o cierpieniu kogokolwiek innego, niż Żydów.

      To jest właśnie ta cholerna stronniczość czy też wybiórczość dotychczasowych amerykańskich rządów, relatywizacja wszystkiego – nawet jeśli chodzi o łamanie praw człowieka – pod pretekstem obrony tzw. „interesu własnego”, (który, moim zdaniem – jeśli chodzi o interes USA – stał się na Bliskim Wschodzie dość problematyczny).

      • Torlin Says:

        „Jeśli to jest zbrodnia (a moim zdaniem w przypadku agresji na Gazę tak było)”,

        to chciałem się spytać:

        1. z jakiego powodu Izrael wszedł do Gazy?
        2. czy zbrodnią jest również wystrzeliwanie rakiet?

        • Logos Amicus Says:

          1. Zabicie 1400 ludzi w ciągu kilku tygodni nazywasz „wejściem do Gazy”? (Powody są znane, ale moim zdaniem nie usprawiedliwiają metody, srodków i skali tego „wejścia”)
          2. To zależy od sytuacji.

          PS. Torlinie, przeczytaj sobie jeszcze raz mój tekst, a zwłaszcza to, co ja tam piszę o dysproporcji użytych (przez armię Izraela) środków w stosunku do rzeczywistego zagrożenia Izraela ze strony Hamasu.
          Szkoda, że nie znasz języka angielskiego, bo dałbym Ci do przeczytania to, co sami Izraelczycy mówili o tej agresji na Gazę – a jest tego w internecie całkiem sporo.
          Ja myślę, że każdy przyzwoity człowiek w Izraelu widział, że akcja „Płynny ołów” była zbrodnicza i odrażająca (widać to choćby z tych materiałów). No ale przyzwoici ludzie raczej nie mają dużo do powiedzenia w polityce (zwłaszcza w polityce rządu, który decyduje się na taki bezwzględny i brutalny napad).

          Może tylko mały załącznik (strona redagowana przez izraelską organizację obrony praw człowieka):

          http://gazaeng.blogspot.com/

          Ale myślę, że sporo jest jednak opisów tego, co się działo w Gazie, dostępnych w języku polskim.

          Choćby to:
          http://www.kampania-palestyna.pl/index.php/tag/operacja-plynny-olow/

          albo to:
          Roman Frister – „Rozlany ołów” (POLITYKA)

          No ale jeśli ktoś nie chce widzieć, to nie zobaczy.

    • Torlin Says:

      Więcej nie będę na ten temat pisał, bo to nie ma sensu. Ale filmik ten wspaniale pokazuje, jak można pokazać całą sprawę tendencyjnie tylko z jednej strony. I to jest podstawowa wada obrońców praw Palestyńczyków – nieobiektywizm.

      • Logos Amicus Says:

        To jest dokument – reportaż ukazujący sytuację w oblężonej, zaatakowanej przez Izrael, odciętej od świata Gazie. A nie analiza całego konfliktu.
        Dziecko spalone białym fosforem pozostanie dzieckiem spalonym białym fosforem (a użycie białego fosforu podczas wojny prawo międzynarodowe uznaje za zbrodnię). Stwierdzenie tego faktu nie ma nic wspólnego z „nieobiektywizmem”.

        Wątpię też, że obejrzałeś cały film (a trwa on ponad 2 godziny). Dlaczego więc wypowiadasz się o nim w sposób tak radykalny (deprecjonując go na dodatek określeniem „filmik”)?
        Torlinie, rozmowa z Tobą jest trudna, bo uważasz, że tylko ci, którzy zgadzają się z Twoim zdaniem, są „obiektywni”. A cała reszta się myli, (i jest „nieobiektywna”).

  16. maga Says:

    Mnie ciekawi co dalej. Palestyńczycy i Izraelczycy tłuką się dla mnie niejako zastępczo.Jedni są zakładnikami pieniędzy arabskich szejków, którzy ze swoją kasą w strefie Gazy mogliby zrobić raj,ale wolą kupować im broń, jednak za słabą żeby mogli wygrać, bo co potem z nimi , uzbrojonymi zrobić. Izraelczycy jak idioci strzegą amerykańskiej kasy i tkz. równowagi w miejscu gdzie jest najwięcej ropy na świecie.Tego konfliktu tak naprawdę nikt nie chce rozwiązać

  17. KrzysztofUW Says:

    Logosie,
    ponad 20 wieków historii jasno pokazują, że nie ma co liczyć na pomyślne rozwiązanie sytuacji w regionie. Ekumenizm to tylko puste słowo, podobnie jak religia – zarówno dla Palestyńczyków, jak i Żydów. Szkoda…
    Jedni uprawiają terroryzm klasyczny, drudzy terroryzm państwowy. Jest to przerażające, choć coraz częściej udziela mi się… porażający absurd… z tych ziem wywodzą się podobno „przedstawiciele” największych religii świata, którzy przez całe swoje (krótkie) życia mówili o pokoju i tolerancji…

    • Logos Amicus Says:

      Ja wierzę, że takie rozwiązanie istnieje. To nie jest konflikt religijny, tylko narodowościowy – ludzie jednego narodu nienawidzą ludzi drugiego narodu, walczą o „swoją” ziemię. Pogłębiają tę walkę dzielące ich różnice kulturowe, a jeszcze bardziej ekonomiczne. I nieprzejednani politycy – zarówno z jednej, jak i drugiej strony.

      Nie wydaje mi się, żeby w porządku starotestamentowym mówiło się dużo o pokoju i tolerancji (w Biblii przecież aż czerwono od krwi, w wielu miejscach przypomina wręcz ona jakiś almanach ludzkiej nikczemności; Koran też niestety jest miejscami wojowniczy i nieprzejednany wobec innowierców/niewiernych.) Pokój, miłość bliźniego, współczucie i miłosierdzie głosił na tych ziemiach Jezus Chrystus – no ale wiemy co się z nim stało.

      Trafne spostrzeżenie o terrorystycznym charakterze tej wojny – istnieje terroryzm wojskowy ze strony Izraela i terroryzm desperacki (także samobójczy) ze strony Palestyńczyków. Oba terroryzmy to sposób na podsycanie tej wojny, a nie jej zażegnanie.

  18. marta Says:

    W calym artykule poza tytulem tak malo piszesz Logosie o Bogu. Moze od interpretacji Jego woli nalezaloby rozpoczac stopowanie przyjazdow potencjalnych przyszlych obywateli Izraela, dla ktorych wlasnie poszerza sie w bestialski sposob granice?
    Czytajac wywiad z polskim profesorem o jego wyjezdzie z Izraela chcialabym mu zadac dodatkowo kilka pytan – po jaka cholere on tam pojechal? Dlaczego nie wiedzial, ze aby go przyjac beda burzone domy Palestynczykow, a pozniej dla jego bezpieczenstwa beda trwaly walki na ulicach?
    Moze wiec od Interpretacji Woli Boga nalezaloby zatrzymac ludzi, bo jak i z dyskusji wynika, nie poprzez opisy zbrodni mozna cokolwiek zmienic.

    • Logos Amicus Says:

      Nie piszę Marto w tym artykule o Bogu, bo to jest konflikt ludzki a nie boski. Zwalczający się tu ludzie czasem wykorzystują w tej walce imię Boga, powołują się na Niego – ale moim zdaniem jest to manipulacja i nadużycie.
      Wg mnie nie możemy interpretować Woli Boga, bo tej woli nie znamy. Każda więc próba interpretacji „Woli Boga” jest najczęściej przywłaszczeniem sobie monopolu na Jego przychylność przez każdą ze stron – czyli staje się manipulacją i nadużyciem właśnie.

      Dlaczego profesor Bauman wyjechał z Polski do Izraela? Bo w Polsce rozpętała się wówczas antysemicka nagonka i Izrael wydawał się najbardziej oczywistym miejscem na emigrację.
      Po jaką cholerę on tam jechał? – pytasz.
      Aby sobie ułożyć na nowo życie. To były lata 60-te, a więc sytuacja na Bliskim Wschodzie wyglądała nieco inaczej, niż teraz. Może liczył, że jakoś to wszystko się unormuje? No ale na miejscu zorientował się (dość szybko), że nie może jednak znieść izraelskiego nacjonalizmu i polityki Izraela wobec swoich sąsiadów (między innymi tego, o czym wspominasz) i Izrael opuścił. A że był człowiekiem wybitnym, to raczej nie miał problemu ze znalezieniem sobie miejsca wśród intelektualnej elity Zachodu.

      • marta Says:

        Ewolucja liczby ludnosci w Izraelu nie jest wytlumaczlana nawet bardzo wysokim przyrostem naturalnym (tzw wojna demograficzna to juz odrebny temat http://www.gecodia.fr/Population-Israel–Statistiques-demographiques-israeliennes–Nombre-d-habitants-Israel_a1594.html )
        Pytanie po cholere jada na ziemie izraelskie kolonisci nie jest takie bezsensowne wedlug mnie, gdyz to przyjezdzajacy kolonisci sa winni chorobliwej gotowosci poszerzania granic przez rzad. Kazdego dnia z calego swiata przyjezdzaja rodziny oczekujac przydzialu na mieszkanie w zamian za spelnienie tego Swietego Obowiazku wobec Boga. Ten proces nie jest w zaden sposob kierowany , dyktowany radosnym i spontanicznym decyzjom kazdego wiernego. Bylo to mozliwe gdy Izrael potrzebowal „mieszkancow”, dzisiaj nie jest to juz mozlwie i szalenswtem jest pozwalanie na przyjazd kolonistom… no ale przeciez w imie Boga itd. Szacuje sie, ze liczba mieszkancow zwiekszy sie podwojnie biorac pod uwage lata 2010 – 2020. Z przerazeniem dowiaduje sie, ze od sierpnia tego roku kolonisci przechodza juz szkolenia wojskowe na okupowanych terenach, a w nastepnym etapie program przewiduje wyposazenie przeszkolonych mieszkancow w granaty lzawiace i inna bron wojenna. Wyglada na to, ze dopoki w imie Woli Boskiej beda przyjezdzali kolonisci, dopoty problem bedzie sie powiekszal. Egipt byc moze nie bez przyczyny boi sie Izraela, bo przeciez pewnego dnia moze nie wystarczyc ziemi nawet jezeli cala Palestyna bedzie zrownana z ziemia pod budowe nowych osiedli dla kolonistow, ktorzy gorliwie tak pieknie spelniaja Wole Boska. Osobiscie od zrewizowania interpretacji tych swietych Obowiazkow w diasporze oczekiwalabym zastopowania procesu wojennego.

        • Logos Amicus Says:

          Nie mieszałbym do tego „Woli Boskiej”. Nowe osiedla żydowskie budowane są po to, by wzmocnić pozycję Żydów na terenie Palestyny – także populacyjną.
          Rosnąca liczba ludności na Bliskim Wschodzie (zarówno Arabów, jak i Żydów) niewątpliwie czyni ten konflikt coraz trudniejszym do rozwiązania.

  19. jula Says:

    „- Dyplomatyczna głupota rządu Benjamina Netanjahu w sprawie palestyńskiej szkodzi Izraelowi i spycha do narożnika największego sojusznika, jakim są Stany Zjednoczone – oświadczyła w Knesecie liderka opozycji Cipi Livni”

    Specjalnie zacytowałam fragment z artykułu. Bo ludzie w Izraelu, niekoniecznie zgadzają się z rządzącymi politykami, co sugerował Torlin.
    W Polsce, tez niekoniecznie się zgadzamy z poglądami naszych polityków,
    fakt wina jest nasza w tym, że dajemy tym impertynentom nami rządzić. :( (przypuszczam, że to te złe ustawy , po zmianie ustroju , zła ordynacja itd… )

    Tutaj link do ciekawego fragmentu artykułu dla wszystkich zainteresowanych, jest krótki . :D

    –>Opozycja gromi izraelskie władze za Palestynę !

    http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105226,10317667,Opozycja_gromi_izraelskie_wladze_za_Palestyne.html

    • Logos Amicus Says:

      Opozycja będzie wykorzystywać każdą sytuację dla wzmocnienia swojej pozycji i zaszkodzenia politycznym przeciwnikom. Niekoniecznie to musi pokrywać się z intencją rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami.
      Swoją drogą, to okropne, że decyzje dotyczące militarnego ataku na Palestynę są podejmowane przez tak skorumpowane rządy (jak to miało miejsce z napaścią na Gazę w 2008 roku), kiedy to wyszły na jaw oszustwa i malwersacje premiera Ehuda Olmerta (kto wie, czy operacja „Płynny ołów” nie miała też na celu odwrócenie uwagi od tych oskarżeń?)
      Niestety, skorumpowani są także ci, którzy chcą przewodzić Palestyńczykom (znane są/były powiązania biznesowe członków OWP z obywatelami Izraela – powiązania mające charakter niemalże mafijny).

      • Torlin Says:

        Widzisz Logosie, właśnie mi o to chodzi. Ja nie broni złych czynów izraelskich, o co mnie podejrzewasz, ja bronię równowagi, bo tej nie ma. Sam popatrz na swój ostatni komentarz, do pokazania jak obrazek:
        Kto atakował Gazę? „Skorumpowane rządy”, „oszustwa i malwersacje”, a ze strony Palestyńczyków oczywiście mafijna współpraca – z kim? Oczywiście z Izraelczykami.
        Tymczasem obok prawdy o Izraelu należałoby dodać, że mafia/sekta rządzi Gazą, wszystkie dostarczane pieniądze przez Unię były defraudowane, rządzący świadomie zaogniają konflikt z Izraelem poprzez wypuszczanie rakiet, jakoś nie przejmując się zbytnio głodującą ludnością.

        • Logos Amicus Says:

          No przecież napisałem, że w mafijne konszachty zamieszani są/byli Palestyńczycy (miałem głównie na myśli OWP, i to jeszcze za czasów Arafata, a nie Hamas).
          To, że pieniądze są defraudowane, to oczywiste. Ale nie wszystkie, jak piszesz.
          Hamas jest uznany na arenie międzynarodowej za organizację terrorystyczną, a więc przestępczą. Jeśli tak, jej członkowie powinni być ścigani i ukarani. Podobnie jak ci, odpowiedzialni za izraelskie zbrodnie wojenne podczas napadu na Gazę.
          Nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej – i obwiniać całe społeczeństwo palestyńskie za te wszystkie przekręty, jak również za wystrzeliwanie rakiet na żydowskie miasta.
          I spuszczać „płynny ołów” na całą Gazę, zabijając kogo popadnie.

  20. geo_graf Says:

    Rozmyślając o ostatnich wydarzeniach w Gazie, chciałbym uniknąć powtarzania argumentów już przez Ciebie użytych, skądinąd niewątpliwie słusznych. Myślę, że problem często pomijany w rozważaniach o konflikcie izraelsko – palestyńskim to kwestia przemian politycznych zarówno w Izraelu, jak i we wszystkich krajach arabskich.

    Gdy konflikt arabsko – żydowski nabierał impetu przed 60 laty, stawały przeciwko sobie dwie świeckie ideologie (syjonizm i panarabski socjalizm), deklarujące się jako równocześnie postępowe i nacjonalistyczne. Sam konflikt tyczył się wówczas ziemi i dostępu do wody; miał więc wymiar bardzo praktyczny. Rzeczą fatalną stało się jego wtórne uideologicznienie i wprzęgnięcie religii w służbę wojny. Wyrazem tego stało się – ze strony izraelskiej – przejęcie władzy przez prawicę w latach ’70-tych i rozwój religijnie motywowanego syjonizmu (włącznie z „dzikim osadnictwem”). Odpowiednikiem po stronie palestyńskiej był upadek znaczenia OWP i bujny rozwój Hamasu, aż po rozpad quasi-niepodległej Palestyny na dwa organizmy państwopodobne.

    Jest więc, paradoksalnie, gorzej niż było na początku, zaś obie strony zdają się liczyć na to, że czas gra na ich korzyść. Ze strony prawicy izraelskiej, jest to zakładanie, że po jakimś czasie osiedla żydowskie na Zachodnim Brzegu zostaną międzynarodowo „zalegalizowane” na zasadzie „wejścia w posiadanie przez zasiedzenie”. Fanatycy palestyńscy zdają się z kolei liczyć na to, że dysproporcje w przyroście naturalnym, wraz ze słabnięciem roli USA, przechylą szalę na ich korzyść.

    Więc lepiej nie będzie.

    • Logos Amicus Says:

      geo_grafie,
      ja nie uważam że moje argumenty są „niewątpliwie słuszne”.
      Piszę tylko to, co dyktuje mi rozum i serce – że się tak po staroświecku wyrażę.
      Myślę jednak, że mam dzięki temu przewagę nad tymi wszystkimi, którzy o konflikcie palestyńsko – izraelskim piszą pod egidą/szyldem jakiejś agencji prasowej, danego medium, albo też są związani z jakąś partią, opcją polityczną, lub też zobligowani zajmowanym oficjalnie stanowiskiem.
      Mam ten komfort, że już nade mną takie ograniczenia nie wiszą i dzięki temu mogę pisać to, co naprawdę myślę.
      Jednak, oczywiście, nie uważam, że posiadam jakikolwiek monopol na prawdę.
      Jak wszyscy, mogę się mylić.
      Pozdrawiam.

    • s... Says:

      @ geo_graf, strasznie pokrętny jest Twój sposób myślenia usprawiedliwiający zło, bo potem jego konsekwencją są pozytywne skutki. Otóż nie musielibyśmy cieszyć się z odzyskania niepodległości gdyby nie było przemocy i wojen, bo byśmy tej niepodległości nigdy nie utracili. To jest błędne koło i stwierdzenie, że przemoc rodzi przemoc jest jak najbardziej słuszne.
      Żaden argument nie może być usprawiedliwieniem dla wojen.
      A w kwestii wojny jako najniższego kręgu piekła mogę jedynie powiedzieć, że jest to może czasami nie tyle kusząca perspektywa, co brak możliwości wyboru, albo nieumiejętność jego dokonania, albo zwykły ludzki strach. Herbert ustami Pana Cogito mówi o kuszeniu tj. naciskom i przekupstwie systemu totalitarnego który jawi się jako piekło. Miejsce luksusowe, dla wybranych, gdzie ukochani przez szatana artyści wiodą swój hedonistyczny żywot. Też możesz tam dołączyć ze swoją filozofią. Coś za coś. Ty optujesz za „czymś”, nawet za niewyobrażalną cenę. Ja mówię „nie”.

      Amicusie może gdybyś nie zamieścił zdjęcia zakrwawionego mężczyzny, z całym tym dramatycznym tłem,może łatwiej by było pokusić się o komentarz Słowa,słowa ….. i cóż po nich? Choćby najmądrzejsze, najtrafniej oddające całą potworność tego, co się dzieje, ale cóż po nich skoro trafiają w próżnię. Ktoś w radiowej debacie zauważył, że istnieje prawdopodobieństwo zażegnania konfliktu, ale to wymaga wymiany całego pokolenia. Myślę, że to nierealne. Przemoc rodzi przemoc i obowiązek lub uczucie potrzeby odwetu przenoszą się na nowe pokolenia. Nie wierzę, że ten mężczyzna jeżeli przeżyje, lub jego rodzina jeżeli on umrze zakopią topór wojenny.
      Choć może właśnie dlatego, że byli świadkami tej zbrodni, doświadczyli jej dramatu powinni zrobić wszystko by już nikt inny nie musiał tak cierpieć jak oni.

  21. antar Says:

    choćbyśmy pióra do obsadki zdarli niczego, nawet w najmniejszym, stopniu nie zmienimy.
    Wzniosłe filmy, reportaże i pouczające rozmowy. To dla nas. A ci którzy tego wszystkiego NIE oglądają – rządzą i robią majątki.

  22. Logos Amicus Says:

    To, że nie mamy żadnego wpływu na sytuację na Bliskim Wschodzie, czy też gdziekolwiek tam, gdzie dzieje się coś ważnego, nie oznacza, że nie możemy o tym pisać, czy też mieć na ten temat wyrobionego zdania. Dzięki temu możemy żyć bardziej świadomie, zdawać sobie lepiej sprawę z tego, jaki jest świat, co się w nim dzieje, jakie jest nasze w nim miejsce.
    A jednak czasem przychodzi zwątpienie w sensowność tego naszego zaangażowania myśli, jeśli nie może to pociągnąć za sobą jakiegoś konkretnego czynu.
    Może to będzie niezbyt optymistyczne zakończenie tej dyskusji, ale pozwolę sobie tu przytoczyć jeden z moich komentarzy, jaki zamieściłem pod wpisem red. Szostkiewicza pt. „Getto Gaza”, pochodzącym z okresu, kiedy trwała operacja „Płynny ołów”.

    Wiele mądrych słów tu padło, tudzież słów mądrych jakby mniej.
    Niestety, są to tylko słowa wystukiwane na plastiku i wymyślone przed ekranem monitora.
    Jaki jest wpływ tego, co tutaj wypisujemy, na to co się teraz dzieje w strefie Gazy?
    Na ile te wszystkie komentarze są rzeczywistym przejęciem się humanitarną tragedią, a na ile okazją do gimnastyki własnej inteligencji, erudycji i eksponowaniem wiedzy – wykazywaniem naszych jedynie słusznych racji i przemądrzałych sądów?

    Popiszemy sobie, pospieramy się, opowiemy po tej lub po innej stronie, pozarzucamy sobie ignorancję i głupotę… i zaraz przejdziemy do innego tematu, który zaproponuje Gospodarz.
    I znów wszystko zacznie się od nowa.
    A ludzie w Gazie zostaną sami ze swoim nieszczęściem.
    I myślę sobie – skąd wyrasta nasze przekonanie o własnej mądrości, nieomylności, wszechwiedzy…

    Każdy z nas pisałby inaczej, gdyby był na miejscu – tam i teraz. Gdyby zobaczył na własne oczy umierającego człowieka – krew i strzępy ludzkich ciał rozszarpywanych przez pociski, rakiety, bomby…
    Gdyby poczuł na własnym karku oddech śmierci.

  23. Miriam Says:

    Ryszard Kapuściński w książce „Chrystus z karabinem na ramieniu” pisał:

    „Rashidyia to jeden z obozów palestyńskich w Libanie, a obozy palestyńskie to najsmutniejsza rzecz, jaką można zobaczyć na Bliskim Wschodzie. Jeżeli jedziecie gdzieś przez Syrię, Jordanię czy Liban i jest pięknie, i wszystko jest w porządku, a nagle zobaczycie coś szokującego, coś, co będzie wyglądać jak wielki i nędzny plaster zlepiony z gliny, z zardzewiałych blach, ze starych szmat i połamanych żerdzi i z każdym powiewem wiatru będą wzbijać się nad tym plastrem tumany rozpalonego kurzu i pyłu, a wewnątrz piastra będą roić się gromady półnagich dzieci, szalejących much i wychudłych psów, a mężczyźni będą siedzieć pod ściana mi, czekając nie wiadomo na co, czekając na cokolwiek – to właśnie będzie obóz palestyński.

    Wąskie uliczki Rashidyi schodzą łagodnym skłonem do morza. Ten wczorajszy atak nastąpił od morza. Po południu podpłynęły cztery izraelskie kanonierki i przez godzinę ostrzeliwały Rashidyię. Liban nie ma marynarki wojennej, kanonierki więc mogły strzelać bezkarnie. Mogłyby tak strzelać przez cały dzień, ale rozmiary takiego ataku są limitowane przez politykę: zabić tylu, żeby popamiętali, ale nie zabić zbyt wielu, bo zrobi to szum na świecie. Co jest granicą, która określa ilość ofiar, jaką strawi świat ? dokładnie nie wiadomo. W Rashidyi zginęło dwanaście osób. To w porządku. A gdyby zginęło dwieście? To może byłoby za dużo. Taki dowódca kanonierki gra w ciemne karty, bo przecież on nie widzi, ilu zabija, czy zabija tylu, żeby było w porządku, czy zabija tylu, że będzie szum. Ale o tych szczegółach dowie się później z gazet.

    Akcje robi się w tych wioskach, z których zostali wypędzeni Palestyńczycy po to, żeby mogli się w nich osiedlić Izraelczycy i uprawiać Ziemię arabską. Milion Palestyńczyków musiało opuścić swoją ojczyznę. Milion ludzi tuła się przez ponad 25 lat. Od lat przenoszą się z miejsca na miejsce. Pod Ammanem jest obóz, w którym mieszka 50 tysięcy Palestyńczyków:
    – w 47 zostali wypędzeni z Samarii do Gazy.
    – w 56 z Gazy na Zachodni Brzeg Jordanu.
    – w 67 z Zachodniego Brzegu na Brzeg Wschodni.
    – w 69 Izraelczycy zaczęli atakować obozy w dolinie Jordanu i wtedy uchodźcy musieli przenieść się pod Amman. Fedaini wspominają, że po każdej wojnie ruszała wielka fala palestyńskiej emigracji. Ludzie uciekali przed armią Izraela w tym, co mieli na sobie, a w tutejszym klimacie człowiek ma na sobie koszulę i spodnie. Czasem ? buty. Od 25 lat ci ludzie żyją z tego, co da im ONZ. Dwie garście ryżu, garść mąki i łyżka soli dziennie.”

    • sarna Says:

      R.Kapuściński wg tego, co napisał o Nim A. Domosławki w książce „Kapuściński non-fiction miał jeszcze inne, intrygujące spojrzenie na wojny i ich wojowników. Mnie ono również często dopada, nawet kiedyś oberwało się mnie za nie od Amicusa :) ale o tym może po niedzieli, bo złota, polska jesień jest tak cudna, że kompek idzie w kąt.
      Wszystkim wspaniałego wypoczynku, poprzez wysiłek oczywiście ;)

  24. Onibe Says:

    na początek przeproszę, że nie przeczytałem komentarzy – może nadrobię to później, ale jest ich sporo…

    nie jestem przekonany, czy problem leży tylko w głowie, czy nawet głównie w głowie. Owszem, jest tam zlokalizowany z pewnością choćby w tym sensie, że w głowie zakotwiczyła się ludzka psyche, a więc ten komputer, który decyduje o wszystkim, co się z nami dzieje. Jednak źródło problemu jest poza-głowowe. I jest nim ziemia. Oraz to wszystko, co jest z nią związane.

    Analizowałem kiedyś długą historię polskich walk o niepodległość. Na ogół ścierają się dwa podejścia do tego problemu: hurra-patriotyczne i hurra-negacyjne. Z jednej strony świętość, nietykalne bohaterstwo, cierpiętnictwo, męczennictwo, poświęcenie. Z drugiej stos wątpliwości: po co to, na co to, komu, czemu. Bywa, że powstania określane są mianem głupoty, choć zgodnie z logiką, tylko te przegrane (czyli większość). Aby zrozumieć czemu Żydzi i Palestyńczycy walczą o ten jałowy kawałek ziemi, który nazywają ojczyzną, musielibyśmy najpierw odpowiedzieć na pytania o nasze zaangażowanie w obronę własnej ziemi. A to ciągle leży gdzieś za nami, nieuporządkowane.

    Problem z uporządkowaniem tematu wiąże się z przekonaniem obu stron co do własnej racji. Palestyńczycy sądzą, że są na swoim. Gdyby nie brytyjczycy, nadal żyliby w swoim państwie, chyba że w międzyczasie ktoś by ich najechał, podbił i wyrżnął, co jest również możliwe. Niestety, tak się nie stało. Stał się natomiast Balfour, który w zaciszu swojego gabinetu postanowił przesunąć dwa narody – czy wypada się dziwić, że w głowach tychże narodów pojawił się drut kolczasty? Nam nie wystarczyła autonomia w ramach Imperium Rosyjskiego, trudno spodziewać się, by Palestyńczykom wystarczyła ranga obywateli drugiej rangi na własnej ziemi – już nie własnej – z kolei trudno się spodziewać by Żydzi kochali ludzi, którym zawłaszczyli ziemię, ale nie na podstawie własnej decyzji lecz tzw. polityki światowej, ludzi, którzy gotowi są ich zabijać i na różne sposoby tępić.

    W pewnych okolicznościach moralność i etyka zakładają zabijanie. Zauważ, że w czasie drugiej wojny światowej dobre byłoby strzelanie do Niemców, złe było nie uczestniczenie w akcjach podziemia. Nie można było po prostu powiedzieć sobie: jestem pacyfistą, nikomu nie życzę źle, bo totalny konflikt mielił wszystkich niezdecydowanych niczym ziarno w młynie. Można było zabijać lub być zabijanym. Sytuacja Palestyny jest nieco prostsza – nie ma tam mowy o wojnie totalnej, jest wojna podjazdowa. Są pozory normalności, są struktury państwowe, są światowi obserwatorzy którzy nie pozwalają na wszystko, choć pozwalają na wiele. Ale wojna toczy się mimo wszystko, a jej oprawa moralno/etyczna jest jednoznaczna: opór i walka są cenione wyżej niż stanie z boku. W tym ujęciu masz rację, że kłopot leży w głowie, ale jest to jednak środkowy odcinek kłopotu. Początek jest poza głową.

    Przeraża skala morderstw, które tam się dzieją. Nie ma i nie może być zrozumienia dla izraelskich żołnierzy, którzy zabijają niewinnych ludzi – mimo braku jakichkolwiek podstaw. Sprawa kierowcy ambulansu czy tego ojca z dzieckiem… przerażające. Ale żołnierz który naciskał spust miał pewnie coś konkretnego na myśli. Może się mścił za dziewczynę, która zginęła w restauracji? Piła kawę i nagle bum, bomba. Jedna i druga strona rozmyślnie przeniosły konflikt w strefę, która powinna być z niego wyłączona. Gdyby zabijali się tylko żołnierze, cywile mogliby jeszcze podać sobie ręce, ale ta spirala nienawiści już to wyklucza. Zbyt wiele ofiar jest niepomszczonych, a zemsta jest zawsze ostatnią powinnością człowieka, który stracił wszystko. Jak sam piszesz, na Bliskim Wschodzie nie brakuje ludzi, którzy stracili wszystko…

    Wydaje mi się, że gdyby zostawić Izrael i Palestynę samych sobie, to mogliby się dogadać. Co przez to rozumiem: odciąć teren bitwy od wszystkich krajów, które w ten lub inny sposób wspomagają walczących, a więc przede wszystkim od USA. Polityka USA wobec Izraela to szczególny przykład wykorzystanego lobbingu i nakierowanie potęgi mocarstwa na korzyść nielicznych beneficjentów. Gdyby nie ta pomoc, Izrael mógłby mieć większą skłonność do szukania kompromisu. Warunkiem jednak jest, że np. Iran nie angażowałby się po drugiej stronie barykady. Do tego dodajmy jeszcze embargo na import broni oraz korzystne umowy handlowe zawarte z oboma państwami. Oraz całkowity zakaz imigracji o charakterze stałym i masowym, aby odciąć sporne tereny od dopływu świeżej krwi, która przybywa z oczekiwaniami i gniewem, ale nie jest jeszcze w tą ziemie wtopiona.

    Z drugiej strony, zostawienie ich samych sobie mogłoby doprowadzić do hekatomby, przy której tych kilka tysięcy dotychczasowych (niedawnych) ofiar o których piszesz byłoby po prostu błędem statystycznym.

    Izrael stawia na rozwój nowoczesnych technologii – to dla nich jedyna szansa na utrzymanie się w czołówce cywilizacyjnej bez dostępu do surowców i bez wielkiego terytorium. Na co jednak mogą postawić Palestyńczycy? Nawet w najbogatszych państwach arabskich edukacja kuleje. W Emiratach dzieci kształci się dla picu, studiowanie jest sposobem na poznanie ludzi na słynnych uniwersytetach, zadzierżgnięcie przyjaźni. Do specjalistycznych prac najmuje się Europejczyków czy Amerykanów. Do niewyrafinowanych i ciężkich prac: choćby Palestyńczyków ale i Hindusów, których bardzo wielu jest na tym rynku pracy. Arabowie nie mają przekonania do edukacji i chyba nic tego nie zmieni. Co mogą zatem zdziałać palestyńczycy? Nawet zakładając, że nie przeszkadzaliby im Żydzi?

    Albo opcja druga: zaangażowanie sił zewnętrznych w wyrównanie szans, tzn. wspomożenie Palestyńczyków. Jak tego dokonać? Nie mam pojęcia. Uwzględniając wszystkie przewały jakie tam się dzieją choćby z dystrybucją żywności a nawet wody, to jestem przekonany, że każda pomoc międzynarodowa jedynie w 25% trafi do potrzebujących, a w reszcie zasili konta partii prowojennych. A więc, de facto, odniesie odwrotny skutek od zamierzonego. Problem z zachodnią pomocą jest zawsze taki, że ma ona oficjalny charakter. Ani USA ani Europa nie interesują się taktyką pomocy. Dla świętego sumienia wystarcza przesunąć odpowiednie fundusze z konta na konto i zbożne dzieło dokonane. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Jak zwykle.

    • Logos Amicus Says:

      Z zainteresowaniem przeczytałem Twój komentarz.
      Widzę, że starasz się wyrazić wyważoną opinię. Być może w jakimś stopniu Cię przekonałem, a przynajmniej zasygnalizowałem Ci pewne problemy, dlatego dziś już pewnie byś nie napisał tego, co napisałeś wczoraj:
      „Humanizm to wspaniała rzecz, ale pojawiają się sytuacje, w których jedyny wybór to życie i śmierć. Lub życie Twoich bliskich lub obcych bliskich. Myślę, że Izraelici działają pod presją takiej właśnie sytuacji. Stąd robią to co robią.”
      A co z presją, pod jaką działają Palestyńczycy? Tym bardziej, że ich pole manewru jest zdecydowanie bardziej ograniczone? (Choćby dlatego, że są słabsi ekonomicznie i militarnie.)
      Chcę podkreślić, że wojna jaką prowadzą Palestyńczycy z Żydami jest wojną wyzwoleńczą. Dlatego sądzę, że racja moralna jest po ich stronie.
      To nieprawda, że przyczyny, dla której Żydzi osiedlili się w Palestynie i założyli tam państwo, były „zewnętrzne”. Nawet jeśli warunki zewnętrzne do tego doprowadziły, to nie zwalniają w żadnym stopniu Izraelitów z odpowiedzialności za swoje czyny i decyzje – nie można się dziwić konsekwencjom jakie ponoszą (że przez Arabów traktowani są jak okupanci, a tym samym – agresorzy). Zgadzam się – to jest węzeł gordyjski, może nawet ślepe koło. Bo przecież nie można teraz tak po prostu zlikwidować państwa izraelskiego i wysłać wszystkich jego mieszkańców na Księżyc czy też Madagaskar.
      Problemem jest nieprzejednanie obu stron (które sprawiają wrażenie, jakby nie chciały znaleźć jakiegoś sensownego rozwiązania). Ale, myślę jednak że największą przyczyną, dla które tej konflikt jest tak gwałtowny i krwawy, jest agresywna postawa (polityka) izraelskiego państwa, w której nie brakuje elementów nacjonalistycznej nienawiści wobec sąsiada (a właściwie ofiary własnej okupacji).
      Polecam to, co na ten temat powiedział niedawno prof. Bauman (który nota bene sam jest Żydem i mieszkał jakiś czas w Izraelu.
      Fragmenty jego wypowiedzi można znaleźć powyżej – w pierwszym komentarzu do mojego tekstu:

      https://wizjalokalna.wordpress.com/2011/09/14/palestyna-i-zydzi/#comment-4485

    • Onibe Says:

      wbrew pozorom jestem zrównoważony. I wyważony ;-). Moje wypowiedzi jednak się nie wykluczają, wręcz przeciwnie: uważam, że każdy ma obowiązek wykorzystać do maksimum wszelkie szanse pozwalające rozładować kryzys bez sięgania po środki ostateczne. Ale kiedy kończą się alternatywy, pozostaje mordowanie. Nie zrozum mnie źle: nigdy mnie nie ciągnęło do zabijania, nawet do bicia. W całym swoim życiu chyba stoczyłem ze dwie bójki, z czego jedną wygrałem i to raczej przypadkiem. A przecież moi kumple tłukli się non stop – ja natomiast będąc z nimi pozostawałem z boku i dało się przetrwać. Na ogół da się przetrwać bez przemocy. A jednak, kiedy np. ktoś atakuje bez pardonu, grozi mojej rodzinie, mnie, sąsiadom, bliskim, to mam obowiązek – tak przynajmniej uważam – porzucić dywagacje filozoficzne i stanąć do walki. Bo filozofia, jakkolwiek dobra i poprawna by nie była, nie uratowała jeszcze nikomu życia. A jeśli uratowała, to na pewno żadnego nie zwróciła. Dlatego właśnie uważam, że jeśli Żydzi i Palestyńczycy nie mają racji, to mają jakieś moralne prawo się zabijać, bo dla większości z nich to nie jest polityka, ale właśnie obrona rodzin, bliskich, ziemi.

      co do przyczyn osiedlenia Żydów w Izraelu – owszem, oni też nie są bez winy, ale zauważ, że ten konkretny ruch był jedną z ostatnich, przedśmiertnych drgawek ancien regime dawnej polityki mocarstwowej. Do połowy dwudziestego wieku tak to właśnie wyglądało: państwa były kolorowymi polami na planszach, wojska figurkami, narody… narodów nie było, przynajmniej w świadomości decydentów. I gdyby nic się nie zmieniło, to pewnie i ten manewr by się udał, ale w międzyczasie państwowość uległa modyfikacji. Nasiliły się tendencje nacjonalistyczne. Dzisiaj nie jest możliwe Królestwo Żydowsko – Palestyńskie, ale i nie dałaby rady Rzeczypospolita Obojga Narodów, tak jak de facto wymiękły Austro-Węgry czy znacznie później Jugosławia lub Czechosłowacja, o ZSRR nie wspominając. Choć, z tych wszystkich przykładów, to właśnie ZSRR i Jugosławia najbardziej odpowiadają możliwym w Palestynie wariantom: państwo wielonarodowe ale trzymane silną ręką, zmilitaryzowane, kontrolowane za pomocą specsłużb, niespołeczne.

      co do wywiadu – ciekawy, interesujące spostrzeżenia, ale nie każdy preferuje bycie ofiarą. Zwłaszcza, że ofiara ofierze nie równa. Czy gdyby ten człowiek stracił lub mógł stracić swoją żonę, miałby takie samo podejście do tematu? Dla jednych nacjonalizm to hasła na murze i krzywe spojrzenia, dla innych… kula w łeb. Tak jak cenić należy postawy racjonalne i pacyfistyczne, tak i musimy za wszelka cenę zrozumieć tych, którzy od pacyfizmu się odżegnują i gotowi są agresją gasić agresję. To ci ludzie są kluczem do rozwiązania problemu, nie pacyfiści.

      jeszcze jedno – daleki jestem od hierarchizowania cierpień. Nie przeczę, że Palestyńczycy mają źle, po prostu celowo nie chcę powiedzieć, że mają gorzej.

      • Logos Amicus Says:

        „Ale kiedy kończą się alternatywy, pozostaje mordowanie.”
        (…)
        „… porzucić dywagacje filozoficzne i stanąć do walki”
        (…)
        „Dlatego właśnie uważam, że jeśli Żydzi i Palestyńczycy nie mają racji, to mają jakieś moralne prawo się zabijać.”
        (…)
        „Tak jak cenić należy postawy racjonalne i pacyfistyczne, tak i musimy za wszelka cenę zrozumieć tych, którzy od pacyfizmu się odżegnują i gotowi są agresją gasić agresję. To ci ludzie są kluczem do rozwiązania problemu, nie pacyfiści.”

        Wybrane cytaty z Twojego komentarza świadczą właśnie o tym, że – jak napisałem gdzieś niedawno – ludzkość nadal stoi na żałosnym stopniu rozwoju cywilizacyjnego – bo poglądy jakie wyraziłeś są poglądami większości (tak mi się wydaje) ludzi, a zwłaszcza tych co decydują się na agresywne działanie.
        Dla mnie to jest błędne koło.
        I tak, jak powiedział Bauman: jest to „gaszenie pożaru benzyną” – odnosi się to jak najbardziej do konfliktu blisko-wschodniego.

        Onibe, „ten człowiek” to Zygmunt Bauman, jeden z największych współczesnych socjologów i filozofów. Mądry człowiek (i doświadczony). Temu, co mówi, należy się uwaga. Może więc na koniec przytoczę takie jego zdanie:

        „Wszak zawsze znajdzie się wielu takich, co to piętrzyć będą racjonalne, a więc z definicji „nie do odparcia” i „absolutnie przekonujące” argumenty na rzecz tych okropieństw.”

        • Onibe Says:

          zadałem Ci pytanie i strategicznie na nie nie odpowiedziałeś ;-). Zadam je raz jeszcze: w przypadku kiedy ktoś chce zrobić krzywdę Twoim bliskim (matce, żonie, córce, bratu sąsiadowi) i zawodzą wszystkie sposoby poza chwyceniem w garść breszki, co uważasz za stosowne zrobić? Na razie dość dokładnie ustaliliśmy co Twoim zdaniem nie powinno być robione ;-)

        • Logos Amicus Says:

          „Na razie dość dokładnie ustaliliśmy co Twoim zdaniem nie powinno być robione”

          Naprawdę? A co konkretnie „ustaliliśmy co moim zdaniem nie powinno być robione”?

          Moja reakcja nie musi mieć cokolwiek wspólnego z tym, jak funkcjonuje prawo, państwo – jak powinny wyglądać stosunki międzynarodowe.
          Gdybym np. zastrzelił człowieka, który zabił moją żonę i córkę, nie oznaczałoby tego, że jestem zwolennikiem kary śmierci.
          Czym innym jest zachowanie na poziomie jednostkowym człowieka, a czym innym na poziomie społecznym, międzynarodowym (choćby tylko dlatego, że to pierwsze odnosi się do jednej lub kilku osób, a to drugie do milionów).

        • Onibe Says:

          nie jestem przekonany, czy to prawo nakazuje konstruować bomby albo strzelać do dzieci. To ludzie, jednostki tak robią. Czasami polityka społeczna jest efektem działania wielu jednostek, czasami na odwrót. Zastanawiam się czy w Izrealskiej konstytucji jest mowa o zabijaniu Palestyńczyków. Państwo jest bezpieczne – zarówno jedno jak i drugie. To jednostki są przyparte do muru. To jednostki cierpią i reagują. Tak ja to widzę, nie twierdzę że słusznie.

          dopuszczasz sytuację w której możesz zabić mordercę swoich bliskich – a czy dopuszczasz sytuację w której to KTOŚ zabija mordercę swoich bliskich? W obu przypadkach nie stajemy się zwolennikami kary śmierci…

        • Logos Amicus Says:

          „czy dopuszczasz sytuację w której to KTOŚ zabija mordercę swoich bliskich?”

          Ani nie dopuszczam, ani nie nie dopuszczam.
          Do czego ja mam dopuszczać (albo nie dopuszczać) w takiej sytuacji?
          Być może, gdybym miał taką możliwość, to nie dopuściłbym do zabicia tego mordercy (jeśli, oczywiście wcześniej nie miałbym możliwości zapobiec morderstwu, którego się on dopuścił). Ale tylko dlatego, żeby zapobiec kolejnemu zabójstwu człowieka – i oczywiście dlatego, że ludźmi których on zabił nie byli moim bliskimi – bo miałbym ten „komfort” nie osobistego, nie atawistycznego (zemsta krwi) zaangażowania się w ten tragiczny przypadek.

          PS. Prawo jak najbardziej dopuszcza (niestety) konstruowanie bomb (przemysł zbrojeniowy). I dopuszcza atak zbrojny na terytorium „wroga” (co ZAWSZE wiąże się z zabijaniem cywilów, w tym i dzieci).

          PS2. Nota bene prawo międzynarodowe zostało wielokrotnie pogwałcone podczas ostatniego napadu wojska izraelskiego na Gazę. I według tego prawa (które uznaje także Polska) napaść ta była zbrodnią wojenną (ludobójstwem).

  25. Onibe Says:

    trochę nam się rozjechała dyskusja ;-)

    przyznam, że tracę powoli kontakt z głównym wątkiem, a i obawiam się, że – przynajmniej w moim przypadku – coraz trudniej kontrolować emocje. Pozwól więc, że na razie się wycofam z dyskusji. Może później, na spokojnie, jeszcze coś mi przyjdzie do głowy. Jeśli to będzie wartościowe, to się podzielę. Teraz już zaczynamy mielić po raz trzeci te same myśli, za chwilę się niepotrzebnie pogryziemy ;-). Takie dyskusje najlepiej urządzać w tzw. realu. W swoim czasie wiele herbat i ciasteczek zjadłem a propos podobnych dywagacji, zawsze bardzo się ceniąc i szanując z dyskutantami. Kto wie, może kiedyś i nas zetknie los i dokończymy w kulturniejszych warunkach? Trochę mi doskwiera netowa anonimowość, niestety. Ma ona pewien wpływ na odbiór przekazu.

    pozdrawiam i dzięki za zaangażowany dialog!

    • Logos Amicus Says:

      Ja nie kryję swojej tożsamości (za nickiem).
      Kto jest dociekliwy – i chce się tego dowiedzieć – w ciągu minuty może poznać moje nazwisko (wchodząc na stronę „O MNIE”, później na „informacje o autorze”, no i w końcu na wizytówkę ze Świata Podróży ;) ).

      Poza tym, znaleźć mój profil można na Facebooku:

      http://www.facebook.com/logosamicus

      Pozdrawiam
      i również dziękuję za dyskusję

      • Onibe Says:

        o anonimowości nie pisałem w nawiązaniu do Twojej osoby – chodzi mi ogólnie o fakt, że dyskusje pomiędzy osobami przez internet bywają zabawne, a czasami nawet nie zabawne ;-). Ja u siebie zauważyłem dziwną skłonność do szybszego tracenia cierpliwości właśnie przy gadkach netowych – to oznacza, że moja wirtualna charakterystyka jest jednak nieco skrzywiona. A ile o sobie nie wiem jeszcze? Hehe ;-)

        pozdrawiam

        • Logos Amicus Says:

          Cierpliwość można tracić wtedy, kiedy się orientujemy, że umysł (poglądy) osoby, z którą prowadzimy dyskusję jest zamknięty i nie przejawia ona żadnej ochoty – czy też nie podejmuje wysiłku – by zrozumieć twoje racje, zapoznać się bliżej z Twoim punktem widzenia i argumentacją.
          (Czego raczej nie doświadczam podczas rozmów z Tobą ;) )

        • Onibe Says:

          to fakt, tutaj bezsprzecznie nie zachodzi sytuacja rozmowy ze ścianą czy kamieniem. Ale jest jeszcze kwestia szerokości kanału komunikacyjnego – nie można spojrzec w oczy, czytac mimiki ani nawet wspomóc tyrady machaniem rękami ;-D

        • Logos Amicus Says:

          Tyrady nie powinno się wspomagać machaniem rękami… Zwłaszcza czyjejś ;)

  26. Bogdan Says:

    Zeby „odczytać” treść konfliktu, wystarczy porównać niezbyt uczciwie podawane dane… Jednak hekatombe widać gołymi oczami…
    Dzis w jakimś radiu usłyszałem proporcje ostatniej „eskalacji”… Kilkaset zabitych i wielokrotna ilośc rannych do :: … 20+ rannych…

    Nie mam wiecej wątpliwości!

  27. Hestoryk Says:

    1) Syjonistyczna kolonia powstała dzięki użyciu XIX – wiecznych metod kolonialnych, anachronicznych w połowie XX w., a to podboju, grabieży ziemi i zasobów naturalnych, czystki etnicznej autochtonów, okupacji.

    2) Syjonistyczna kolonia nie posiada głębi strategicznej, obszaru, ludności i zasobów naturalnych, które umożliwiłyby jej samodzielne przetrwanie we wrogim środowisku, bez pomocy supermocarstwa, na którym pasożytuje i bez pomocy i poparcia znacznej części „diaspory” ogarniętej quasi-religijnym syjonistycznym szowinizmem.

    3) Żaden mały czy nawet średni kraj nie może zapewnić sobie trwałego bezpieczeństwa bez ułożenia opartych na wzajemnym respekcie i równowadze zysków i strat stosunków z sąsiadami. Próby oparcia takiego bezpieczeństwa na bezwzględnej przewadze wojskowej nad krajami sąsiednimi, na zastraszaniu bronią atomową, na powtarzanych najazdach, bombardowaniach, atakach, masakrach, mordach pozasądowych, a wreszcie na naciskach ”zaprzyjaźnionego” mocarstwa są skazane na wcześniejszą lub późniejszą, ale nieuchronną klęskę.

    4) Syjonistyczna kolonia jest ostatnią kolonią na świecie i jako taka jest i zawsze będzie niemożliwa do zaakceptowania przez obcy jej cywilizacyjnie region, zwłaszcza biorąc pod uwagę sposób jej powstania, późniejsze zachowanie i traktowanie autochtonów. Nie zmieni tego ani obecna przewaga militarna, ani ciągłe terrorystyczne z natury wojny i ataki na wszystkie potencjalne zagrożenia, ani całkowita kolonizacja terenów okupowanych, ani efemeryczna z natury, za pośrednictwem USA, kontrola nad dyktatorskimi reżymami w sąsiedztwie.

    5) Właśnie zaczął się nieodwracalny upadek ustanowionego po 1918 r., przez imperia kolonialne, w ich własnym interesie, porządku na Bliskim Wschodzie opartego na sztucznych granicach i sponsorowanych reżymach. Jest to drastyczny wzrost zagrożenia dla syjonistycznej kolonii, która jest z natury rzeczy elementem tego starego porządku.

    6) Stany Zjednoczone, główny filar wspierający syjonistyczną kolonię, weszły w fazę schyłkową, ich system polityczny ulega rosnącemu i coraz szybszemu rozkładowi, co musi prędzej czy później prowadzić do co najmniej do znacznego osłabienia, albo nawet upadku światowej hegemonii, tym bardziej, że krystalizują się coraz prędzej konkurencyjne ośrodki potęgi.

    7) Quasi-demokratyczny system polityczny syjonistycznej kolonii ulega przyśpieszonej erozji pod wpływem ciągłych wojen, nagminnego łamania własnego prawa, prawa międzynarodowego, praw człowieka przez wojska okupujące. Równocześnie narasta faszyzacja i paranoja prześladowcza wciąż większej części jej społeczeństwa.

    8) Syjonistyczna kolonia nie ma prawdziwych przyjaciół, ani sojuszników, NIKT jej naprawdę nie popiera, poza Syjonistami wśród żydowskiej “diaspory”, dla których stała się religią, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Przytłaczającej większości świata wisi i powiewa. Zachodni politycy i media głównego nurtu wciąż gorąco zapewniają o niezłomnym poparciu dla niej, ale jest to czysto koniunkturalne i spowodowane wpływami syjonistycznych grup nacisku i narzuconej przez nie “politycznej poprawności”. Jednak pod wpływem wciąż gorszych syjonistycznych zbrodni coraz więcej pęknięć pojawia się w tym poparciu i tama może któregoś dnia pęknąć.

    9) Głównym celem powstania syjonistycznej kolonii było stworzenie dla żydów miejsca gdzie byliby “u siebie”, bezpieczni od prześladowań. Syjonistyczna kolonia jest jednak zaprzeczeniem tego celu, gdyż jest najbardziej niebezpiecznym dla żydów miejscem na ziemi, gdzie grożą im ciągłe ataki i nieustanna perspektywa katastrofalnej klęski.

    Taka jest bezlitosna rzeczywistość, której nie może zmienić odwoływanie się do boskiego nadania ziemi przez księgi święte, powoływanie się na status sprzed 2000 lat, usprawiedliwianie się poniesionymi krzywdami i prześladowaniami, kłamstwa propagandowe, wyzwiska i insynuacje, dęcie się na jedyną demokrację w regionie, tym głośniejsze im jest to coraz bardziej “demokracja”. Nie może jej też trwale zmienić państwowy terroryzm – agresywne wojny, ataki, bombardowania, prześladowania i masakry podbitej ludności.
    Wyciągnięcie wniosków pozostawiam wszystkim racjonalnie myślącym, niezaślepionym fałszywym „patriotyzmem”, paranoją prześladowczą, przejściami rodzinnymi, czy stypendiami ministerstwa SZ czy Integracji.

    Moje własne to: syjonistyczny eksperyment okazuje się zabójczą pułapką, która prawie na pewno skończy się tragicznie, zarówno dla Syjonistów, którzy od 70 lat sieją wiatr, jak i prawdopodobnie dla wszystkich żydów niestety, którzy zbiorą burzę. Doskonale pasuje do sytuacji chińska przypowieść o maleńkim twardym kamyku i wielkiej miękkiej skale, w której tenże kamyk długo robił bruzdy, aż starł się na proszek, mimo swej twardości.

    Izrael może masakrować Gazę raz po raz, zabić w mordzie pozasądowym “mózg Hamasu”, otruć kogoś w Emiratach, napaść znów na Liban, zbudować 100 nowych “osiedli”, dokonywać kolejnych zamachów terrorystycznych na irańskich naukowców, dostawać kolejne miliardy od “dobrego wujka”. Rzeczywistości i nieuniknionej przyszłości to nie zmieni…”

  28. renegat Says:

    John Swinton, amerykański dziennikarz znanej gazety ”The New York Times”, w dzień odejścia na emeryturę nie wytrzymał i powiedział prosto z mostu to, co mu od dawna leżało na sercu, szokując przy tym Amerykanów:

    ”Każdy z obecnych tutaj wie, że niezależna prasa nie istnieje. Wy to wiecie i ja to wiem: żaden z was nie ośmieliłby się ogłosić na łamach gazety swoich własnych opinii; a gdyby nawet się ośmielił, zdajecie sobie sprawę z tego, że nie zostałyby one nigdy wydrukowane. Dostaję ileś dolarów tygodniowo za to, żebym powstrzymywał się od wyrażania własnych poglądów i opinii w gazecie, w której pracuję. Wielu tu obecnych otrzymuje podobną zapłatę na identycznych zasadach.
    Gdyby ktoś z was był na tyle szalony, by uczciwie opisać sprawy, znalazłby się natychmiast na bruku !
    Gdybym dopuścił, by moje prawdziwe opinie zostały opublikowane w którymkolwiek numerze gazety, straciłbym pracę w niecałe 24 godziny !
    Praca dziennikarza polega na niszczeniu prawdy, łganiu na potęgę, deprawowaniu, zohydzaniu, czołganiu się u stóp mamony, sprzedawaniu siebie, sprzedawaniu swojego kraju i swojego Narodu w zamian za chleb swój powszedni, czy też – co sprowadza do tego samego – za swoją pensję. Wiecie to wy i wiem to ja.
    Cóż to więc szaleństwo, wznosić toast za niezależną prasę! My, dziennikarze jesteśmy wasalami, instrumentami w rękach bogaczy, którzy potajemnie spiskują i kierują wszystkim zza kulis! My jesteśmy ich marionetkami! To oni pociągają za sznurki, a my tańczymy! Nasz czas, nasz potencjał i nasze talenty są w rękach tych ludzi. Jesteśmy intelektualnymi prostytutkami!”

  29. El Sol Says:

    Tak. Jest taki Bóg co domaga się krwi. Kult boga krwi wcale nie zniknął wraz z upadkiem Babilonu. Obecnie (od 1954 roku) ten kult włada nawet Watykanem. Bóg krwi ma wiele imion, choć zwykle nazywa się Baal, a jego wizerunkiem jest Sowa. Obecnie Bóg Krwi ukrywa się pod przykrywką Talmudu Babilońskiego. Tu widać Baala dokładnie: https://www.youtube.com/watch?v=rNL5y3IgaXU a tu jest cały dokument: https://www.youtube.com/watch?v=FpKdSvwYsrE Jak się okazuje składanie ofiar z ludzi w 21 wieku ma miejsce…


Co o tym myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: