TOPKAPI – skarby, harem, relikwie i cała reszta

.

Fot. Stanisław Błaszczyna

Pałac Topkapi – połączenie niewymuszonej elegancji i artystycznego wyrafinowania. Na zdjęciu: portyk przed wejściem do siedziby Rady Imperialnej.

.

       Obok Hagia Sophia, pałac Topkapi jest najbardziej obleganym przez turystów miejscem w Stambule. Ale ze wszech miar warto go zobaczyć, ponieważ to, co sobą reprezentuje, jest fascynujące – zarówno jeśli chodzi o historię Imperium Osmańskiego, jak i jego kulturę, architekturę i sztukę… o zwyczajach, obyczajowości i zasadach panujących na sułtańskim dworze nie wspominając. Tak więc, niech nas słowo „oblegany” nie wystraszy, tym bardziej, że na tłum (który przecież sami często tworzymy) można jednak znaleźć jakieś antidotum, czy to unikając go poprzez wybranie odpowiedniej pory na zwiedzanie, czy też po prostu ciżbę ignorując.

       Słowo „pałac” jest poniekąd mylące, bo Topkapi w ogóle nie przypomina żadnego ze znanych nam europejskich pałaców i królewskich dworów. Gdyż tak naprawdę jest niezwykle rozległym obszarowo (70 ha) kompleksem wielu budynków, pawilonów, bram, dziedzińców, ogrodów, tarasów, komnat, sal i pasaży, będąc przy tym szczytowym osiągnięciem architektury islamskiej – ze stosunkowo niewielką domieszką stylów „europejskich”, jak np. rokoko czy barok, zaś jedna z głównych bram przypomina średniowieczny zamek. Po Bizancjum niewiele tu zostało, chociaż górująca nad Topkapi ogromna bryła liczącego półtora tysiąca lat kościoła Bożego Pokoju (Hagia Eirene) robi wrażenie, w przeciwieństwie do jego wnętrza, gdzie zachowały się już tylko „gołe” surowe ściany i wielki krzyż w apsydzie (nic dziwnego, skoro przez wieki kościół ten służył Osmanom jako zbrojownia i arsenał).

       Jeśli chodzi o architekturę, to Topkapi wydaje się nam unikalny z kilku powodów. Uderza nas asymetryczność całego kompleksu (która jest cechą charakterystyczne niemal wszystkich pałaców europejskich), jak również brak monumentalności i jego niska zabudowa (najwyższym budynkiem jest Wieża Sprawiedliwości, wysoka raptem na 45 merów, jednakże widoczna już z daleka, nawet z tych najbardziej odległych dzielnic Stambułu i oczywiście z morza i Bosforu). Główne dziedzińce – a jest ich aż cztery – bardziej przypominają parki i ogrody, niż znane nam z Europy pałacowo-zamkowe podwórce, zwykle wybrukowane lub wyłożone kamiennymi płytami. Co ciekawe, układ ten zachował się niemalże w niezmienionym stanie od czasów, kiedy na wybudowanie swojej nowej siedziby zdecydował się Mehmed II Zdobywca, w kilka lat po zdobyciu Konstantynopola w 1453 roku.

       Nie mógł chyba wybrać lepszej lokalizacji: górujące nad całą okolicą wzgórze, położone na lądowym cyplu u zbiegu Bosforu, zatoki Złoty Róg i morza Marmara. Co prawda, na podobny pomysł wpadli wcześniej zajmujący te tereny Grecy i Rzymianie, bowiem trudno przecenić strategiczne położenie Pałacowego Przylądka, jak czasami nazywa się to miejsce. Wypada dodać, że „topkapi” znaczy dosłownie „armatnia brama” i jako nazwa pałacu funkcjonuje dopiero od połowy XIX wieku. Wcześniej używano innej, a mianowicie „Saray-i Cedid-i Amire„, co w języku osmańskotureckim oznacza Imperialny Nowy Pałac, lub po prostu Seraglio (od słowa sarāy, które w języku perskim znaczy pałac.)

Fot. Stanisław Błaszczyna

Sala Imperialna w haremie – harmonijna prostota form i ornamentalny przesyt

.

       Przez prawie 400 lat (1478 – 1856) Seraglio był nie tylko rezydencją 30 sułtanów, ich rodzin i dworu, ale stanowił też centrum administracyjne Imperium Osmańskiego, w czasach swojej świetności rozciągającego się na trzy kontynenty. Liczba mieszkańców tego pałacowego kompleksu sięgała 4000 osób, wliczając to kilkusetosobowy harem. Tak było aż do połowy XIX wieku, kiedy to sułtan Abdülmecid I przeniósł – naturalnie wraz z haremem! – cały ten imperialny majdan do (zupełnie już „europejskiego” w stylu) pałacu Dolmabahçe nad Bosforem. W 1924 roku, czyli w rok po proklamowaniu Republiki Turcji, z Topkapi uczyniono muzeum, odwiedzane dzisiaj przez miliony ludzi.

       Popularność Topkapi nie dziwi, gdyż – oprócz pereł architektury i sztuki – znajdują się w nim prawdziwe skarby, i to nie tylko te, posiadające bezcenną wartość artystyczną i materialną (ponoć zgromadzono tu blisko 200 tys. artefaktów, w tym setki niezwykle rzadkich ksiąg i manuskryptów, z unikatowymi egzemplarzami świętego Koranem na czele), ale i religijną: wielu muzułmanów pielgrzymuje do Topkapi głównie po to, by na własne oczy zobaczyć znajdujące się tu relikwie Mahometa oraz innych, obdarzanych wielką rewerencją, historycznych postaci ważnych dla islamu. Tutejszy Imperialny Skarbiec jest jednym z najbogatszych na świecie, zawierając m.in. takie rarytasy, jak np. Sztylet Topkapi, czy Diament Łyżkarza.

Topkapi - The Spoonmaker Diamond (fot. Stanisław Błaszczyna)

Diament Łyżkarza

      Zwiedzając Topkapi przechodzimy kolejno przez trzy bramy i cztery dziedzińce, z których każdy pełnił w przeszłości różne funkcje. Różniły się one także stopniem dostępności: im bliżej komnat sułtana, tym większym restrykcjom poddawano pałacowych gości, przez co ich grono było coraz węższe. Jak możemy się domyślać, dzisiaj ten porządek już nie istnieje i im dalej jesteśmy w Topkapi, tym więcej ludzi – i z tym coraz większym tłumem musimy się jakoś uporać. A jednak – jak już pisałem – jest to możliwe, wymaga tylko pewnych umiejętności manewrowych i przyjęcia określonej strategii zwiedzania.

        Główną bramą oddzielającą Topkapi od reszty miasta jest pochodząca jeszcze z XV wieku Brama Imperialna. Wybudowana została w 1458 r. przez Mehmeda Zdobywcę, należy więc do najstarszych budowli kompleksu, choć z czasem – jak zresztą wszystkie obiekty Topkapi – poddawana była różnym przeróbkom i renowacji. Obecnie wydaje się nam, iż – mimo swej wielkości i masywności – ma ona w sobie pewną elegancję, co zawdzięcza marmurowym płytom, którymi obłożono bramę w XIX wieku. Po raz pierwszy spotykamy się tutaj z tym, co tak bardzo będzie się nam rzucać w oczy podczas naszej bytności w pałacu. Chodzi o złocone osmańskie inskrypcje – kaligraficznie, z niebywałym pietyzmem rozpisane wersety z Koranu, tugry (sułtańskie podpisy lub pieczęcie) tudzież słowa wynoszące pod niebiosa władców (tutaj Mehmeda II Zdobywcę). Niech mi będzie wybaczone to, że przytoczę je tutaj w swoim tłumaczeniu (bowiem jest ten fragment dość istotny dla uświadomienia sobie pozycji, jaką miał w Imperium Osmańskim sułtan): „Pan Ziem i Imperator Mórz, Cień Boga rozciągający się na ludzi i dżinów, Zastępca Boga na Wschodzie i Zachodzie, Mistrz Wody i Ziemi, Zdobywca Konstantynopola i Ojciec tego podboju, Sułtan Mehmed – niech Bóg uczyni Jego panowanie wiecznym, a Jego siedzibę wyniesie ponad najwyższe gwiazdy na firmamencie Nieba.” (Musimy przyznać, że jest w tej nieumiarkowanej górnolotności i bałwochwalczych pochlebstwach pewna poezja.)

Imperial Gate - źródło: Wikipedia Commons (public domain)

Brama Imperialna

.

       Bramą Imperialną wchodzimy na pierwszy dziedziniec zwany Dziedzińcem Janczarów. To właśnie tutaj janczarzy, czyli żołnierze elitarnych oddziałów będących przyboczną gwardią sułtana, organizowali swoje parady; to również tutaj w czasie świąt państwowych odbywały się zgromadzenia ludu i procesje. Dziedziniec ten, z wszystkich czterech największy, otoczony został wysokimi murami obronnymi, lecz był dostępny dla wszystkich. Nie można było jednak zachowywać się na nim hałaśliwie, a w tarabany mogli bić tylko janczarzy. Za czasów osmańskich mieściły się tutaj ministerstwo finansów, szpital i królewska piekarnia, ale nic z tego do naszych czasów nie przetrwało, z wyjątkiem budynków, w których znajdowała się państwowa mennica. Na obrzeżach tego dziedzińca znajduje się też wspomniany już kościół Bożego Pokoju. Tutaj też można w naszych czasach kupić bilety wstępu do dalszych części pałacu.

Topkapi - Brama Pozdrowień - fot. Stanisław Błaszczyna

Brama Pozdrowień

       Na następny dziedziniec wchodzi się przez Bramę Pozdrowień, która dzięki charakterystycznym wieżom po obu jej stronach przypomina średniowieczny zamek. Nad wejściem znajdują się religijne inskrypcje i monogramy sułtana. Bramą tą, oprócz służących, pracowników administracji i członków Dywanu (rada doradcza sułtana), przechodzili również ci, którzy mieli coś do załatwienia na sułtańskim dworze. Wszyscy – po sprawdzeniu tego, czy nie mają broni – przekraczali ją na piechotę, bowiem tylko sułtan (i bodajże jego matka) mogli przejechać tą bramą na koniu. Jej nazwa pochodzi od zwyczaju pozdrawiania sułtana przez każdego, kto wchodził na Drugi Dziedziniec. Nazywa się ją także Bramą Środkową, a stanowi ona faktycznie główne wejście do „właściwego” pałacu Topkapi.

       Mowa jest oczywiście o Drugim Dziedzińcu zwanym inaczej Placem Dywanu, gdyż właśnie tutaj mieści się budynek Rady Imperialnej, która zbierała się w tzw. Izbie pod Kopułą i omawiała najważniejsze sprawy Imperium. Sułtan nie brał w tym udziału, ale w każdej chwili mógł podsłuchiwać swoich doradców zza specjalnej kraty z zasłoną – sam będąc niewidoczny dla obradujących wezyrów – a później porównywać z tym, co mówili oni w jego obecności. Nad budynkiem Rady góruje wspomniana już Wieża Sprawiedliwości, obok znajduje się też wejście do haremu, któremu wypada poświęcić więcej miejsca, co zrobię poniżej. Po przeciwległej stronie, za portykiem, przy biegnącej wzdłuż dziedzińca wewnętrznej uliczce, mieszczą się królewskie kuchnie (już z daleka widoczne są ich charakterystyczne kominy). To był prawdziwy kulinarny behemot, gdyż w czasach, kiedy dwór był najliczniejszy, w kuchniach zatrudnionych było aż 800 osób. Ta liczba nie powinna nas dziwić, bo przecież każdego dnia kucharze i ich pomocnicy mieli około 4000 gąb do wykarmienia. Radzę, aby tych kuchennych budynków nie przegapić, bo wprawdzie nie znajdziemy tam już nic do zjedzenia, lecz zamiast tego obejrzymy jeden z najwspanialszych – i największych – zbiorów zastaw stołowych, sreber, naczyń i chińskiej porcelany (tylko tej ostatniej jest tutaj blisko 11 tysięcy sztuk, jeśli zaś chodzi o europejską, to doliczono się ich 5 tysięcy). Oczywiście nikt od nas nie wymaga, żebyśmy cmokali nad każdym czajniczkiem, wazą, tależem, łyżką, widelcem czy filiżanką, choć rzeczywiście są to cacka).
W czasach świetności Imperium – zwłaszcza w tzw. Wspaniałym Stuleciu, kiedy władzę w nim sprawował Sulejman I Wspaniały – Drugi Dziedziniec był miejscem gdzie dworskie życie tętniło najbardziej. Po trawnikach spacerowały pawie i gazele, a pod ziemią (tam bowiem znajdowały się powozownia i stajnie) rżały sułtańskie rumaki. Pod dziedzińcem znajdowały się także bizantyjskie cysterny (ich, będące na poziomie trawnika, ceglaste sklepienie, można nawet zobaczyć w jednym z zakątków dziedzińca), gdzie gromadzono wodę na wypadek oblężenia pałacu przez najeźdźców.

Topkapi - Rada Imperialna (fot. Stanisław Błaszczyna)

Wejście do siedziby Rady Imperialnej

       Brama Szczęśliwości stanowi granicę między dworem zewnętrznym i wewnętrznym pałacu Topkapi. Wchodzi się nią na Trzeci Dziedziniec, gdzie znajdowały się prywatne rezydencje sułtana i wąskiej grupy jego dworzan, jak również pałacowy uniwersytet i biblioteka. Nikt nie mógł jej przekroczyć bez autoryzacji samego padyszacha. Pilnowana była przez białych eunuchów, którzy po wpuszczeniu do wewnętrznego pałacu petentów i gości, baczyli na nich w czasie audiencji, jakiej udzielał im władca. Miała ona miejsce w znajdującej tuż za bramą Sali Audiencyjnej. Jednak przy ważnych dla państwa okazjach sułtan siadał na swoim tronie przez bramą, przyjmując hołdy składane mu przez imperialnych VIP-ów. I wiedziano, że kiedy sułtan był szczęśliwy, to wszyscy inni byli (powinni być) szczęśliwi – stąd podobno wzięła się nazwa bramy. Nie wiem ile w tym niezamierzonej ironii, ale w tym samym miejscu odbywały się również pogrzeby sułtanów.

       Poza haremem, Trzeci Dziedziniec okazał się miejscem, gdzie spędziłem najwięcej czasu, gdyż podziwiać tu można przebogate zbiory sułtańskiego skarbca oraz sale, w których zgromadzono liczne święte relikwie. Tutaj też znajduje się wspomniana już Sala Audiencyjna – budynek (köşk) chyba najważniejszy w całym Topkapi, jako że mieściła się w nim sala tronowa, gdzie sułtan przyjmował swoich wysoko postawionych urzędników i poddanych oraz podejmował decyzje wagi państwowej. Zasady obowiązujące w czasie audiencji były egzekwowane bardzo rygorystycznie. Uczestniczącym w nich nie wolno było podnosić głów i patrzeć na władcę. Najbardziej pożądana była cisza, przez którą zresztą manifestował się sułtański majestat. Wszystko, o czym tutaj się mówiło, było tajne i nie mogło się przedostać do niepowołanych indywiduów. To dlatego asystujący temu całemu towarzystwu giermkowie byli głusi. (Podobno niektórym pomagano w niesłyszeniu, przekłuwając im w uszach bębenki.) Dzięki panującej na dworze obsesji sekretności tudzież dużej liczby ludzi głuchoniemych (w pewnych okresach, tylko samych niesłyszących giermków było 40, o głuchych eunuchach nie wspominając) wykształcono język migowy, stosowany na dworze nawet przez tych, którzy mówili i słyszeli (posługiwali się nim np. uwięzieni w tzw. „złotych klatkach” bracia sułtana, by porozumiewać się ze swoimi strażnikami).

       W niewielkiej odległości za Salą Audiencyjną, w centrum dziedzińca, położona jest Biblioteka Ahmeda III, sułtana „oświeconego”, który sam podobno był zdolnym kaligrafem, erudytą i bibliofilem, przyczyniając się do rozkwitu sztuki i literatury w Imperium. Obecnie najpiękniejsze sale biblioteki są puste, gdyż w ubiegłym stuleciu wszystkie cenne książki i manuskrypty z całego pałacu przeniesiono do leżącego w bliskim sąsiedztwie meczetu. Mimo tego warto pawilon biblioteki odwiedzić ze względu na jego architekturę i zdobienia. Jednakże to, co obecnie wzbudza największe zainteresowanie pałacowych gości znajduje się w położonych po obu stronach Trzeciego Dziedzińca pokaźnych budynkach. Idąc od Bramy Szczęśliwości na prawo, trafimy do tzw. Dormitorium Sił Ekspedycyjnych, który zawiera wspaniałą kolekcję sułtańskich szat i innych ciekawych eksponatów, choć pod względem atrakcyjności wszystko to przebija znajdujący się nieco dalej – w tzw. Pawilonie Zdobywców – imperialny skarbiec, któremu też należy się osobne miejsce w tym artykule, podobnie jak salom, gdzie przechowuje się święte relikwie. Przeciwległą do dormitorium flankę dziedzińca stanowi gęsta zabudowa haremu (do którego można wejść tylko od drugiego dziedzińca). Na uwagę zasługuje także Galeria Miniatur i Portretów, w której oprócz obrazów (wśród nich znalazło się nawet ukazujące Mehmeda II dzieło Wenecjanina Belliniego), wspaniałej kaligrafii, napisanej po arabsku Biblii z IV w. i pięknie zdobionych, pisanych ręcznie egzemplarzy Koranu, znajduje się też pierwsza mapa świata.

Topkapi - Pawilon Erewański (fot. Stanisław Błaszczyna)

Wnętrze Pawilonu Erewańskiego z tronem sułtana Ahmeda I

 .     

       Między trzecim dziedzińcem a czwartym nie ma już żadnej bramy. Ten podział na dwa osobne dziedzińce jest bardziej umowny, niż tradycyjny – w czasach osmańskich to rozróżnienie nie istniało i zostało wprowadzone później, dla lepszej orientacji i podkreślenia odrębnych charakterów tych dwóch pałacowych części. A Czwarty Dziedziniec wyróżnia się choćby tym, że zabudowa tego miejsca jest luźna, wielopoziomowa, no i przede wszystkim większość jego powierzchni zajmują ogrody, w których wypoczywał sułtan – i nikt nie śmiał mu w tym przeszkadzać. To właśnie tutaj kwitły – i nadal kwitną w maju – słynne tureckie tulipany, które swego czasu tak zawładnęły wyobraźnią Holendrów. W obrębie dziedzińca znajduje się kilka architektonicznych perełek, do których bez wątpienia można zaliczyć Pawilon Bagdadzki, wybudowany w połowie XVII w. z okazji wyprawy sułtana Murada IV na podbój Bagdadu (niestety biedak nie doczekał jego ukończenia). Dekoracja wnętrza to istne rozpasanie wzorów z płytkami Iznik i niesamowita gra świateł w kolorowych witrażach. Niedawno wstawiono tu jeden z sułtańskich tronów, choć przez ostatnie 250 lat pawilon ten służył jako prywatna biblioteka i czytelnia władcy. Notabene Murad IV, na dwa lata przed wyprawą na Bagdad, a po zdobyciu Erewania w 1636 r., wybudował sobie nieopodal jeszcze jeden pawilon, który nazwano – jak się domyślamy – Pawilonem Erewańskim, chyba jeszcze pyszniej udekorowany, niż Pawilon Bagdadzki.

       Ta część pałacu Topkapi jest znakomicie położona: z jej marmurowych tarasów, patiów i pawilonów rozciąga się wspaniały widok na miasto i okalające go wody. Każdy chce zrobić sobie zdjęcie w pokrytym złotem, ale w sumie skromnym Iftariye – baldachimowym gazebo z mieniącym się na szczycie złotym tulipanem. Stąd, na horyzoncie, za cieśniną Złotego Rogu, widać stambulską dzielnicę Galata ze słynną wieżą o tej samej nazwie. Wypada wspomnieć, że to właśnie pod baldachimem Iftariye jadał wieczorny posiłek sułtan, przerywając swój dzienny post w czasie Ramadanu.
Miałem to szczęście, że niedługo przed moją wizytą w Topkapi, otwarto dla zwiedzających – również należący do Czwartego Dziedzińca – Pawilon Mecidiye, który przez długi czas był poddawany renowacji. Jego styl okazał się jednak na wskroś europejski – znany mi z dziesiątków podobnych miejsc w Europie – więc przez te skądinąd eleganckie salony Mecidiye przeszedłem bez większej ekscytacji.

* * *

Topkapi - Komnata Świętych Relikwii - fot. Stanisław Błaszczyna

Jedna z komnat, w których przechowuje się święte relikwie, w tym najbardziej czczony Płaszcz Proroka Mahometa

.

RELIKWIE

       Nie mogę powiedzieć, że spotkanie z relikwiami, jakie przez wieki zgromadzono w pałacu Topkapi, było dla mnie doświadczeniem religijnym, ale na pewno z wielką ciekawością przekraczałem główne drzwi pierwszej z czterech komnat, gdzie się one znajdują. Prawdę mówiąc, to zagadką było dla mnie również to, czy z nabożnym przejęciem oglądali te relikwie sami muzułmanie. Ale pewnie tak – co mogłem wyczytać z niektórych twarzy, i co znalazło potwierdzenie w relacjach, jakie znalazłem później w Internecie.
Relikwie to jeszcze jeden z tematów-rzek związanych z Topkapi, jednak nie mogę się oprzeć temu, by choć w skrócie go tutaj przedstawić. Wszystkich relikwii jest podobno aż 765, ale wymienię tylko te najważniejsze. Największą czcią otaczany jest Płaszcz Proroka Mahometa i Chorągiew z jego czasów, którą notabene wyprowadzano z wielką pompą z pałacu, kiedy tylko wojska osmańskie wyruszały na kolejne, jakże liczne podboje.

       Płaszcz i Chorągiew rzadko kiedy są wystawiane na pokaz, jednakże w czterech Komnatach Świętych Relikwii (kiedyś należały one do prywatnych apartamentów sułtana) można zobaczyć: ząb, jaki utracił Mahomet podczas jednej z bitew, włos z jego brody, odcisk stopy, sandały, miecze, łuk i strzały Wielkiego Proroka, pieczęć, jakiej używał, jak również podpisany przez niego list (chyba najbardziej autentyczna rzecz w całym tym zbiorze). Oczywiście znalazły się tutaj relikwie nie związane jedynie z Mahometem, ale przedmioty w jakiś sposób ważne dla islamu, jak np. miska Abrahama, turban proroka Yusufa, laska Mojżesza, miecz króla Dawida, klucze do meczetu Kaaba… Ku mojemu zdziwieniu w jednej z sal natrafiłem też na oprawioną w złoto… prawą dłoń św. Jana Baptysty, którą ochrzcił on Jezusa Chrystusa. (Żeby nie było niedomówień: moje zdziwienie wynikało z faktu, że swego czasu w jednaj z kaplic sieneńskej katedry również widziałem prawą rękę św. Jana Chrzciciela. A jeszcze bardziej ciekawe jest to, że – biorąc pod uwagę inne jego otoczone czcią relikwie – posiadał on też kilka głów.)

Topkapi - relikwie (fot. Stanisław Błaszczyna)

Oprawiona w złoto dłoń św. Jana Chrzciciela – jedna z wielu relikwii, jakie zgromadzono w pałacu Topkapi

       Niech mi ten niezamierzony sarkazm będzie wybaczony, bo jednak nie zamierzam tu natrząsać się z czyjejkolwiek wiary – tak długo, jak fanatyzm nie jest źródłem zła czynionego innym. A że siedzący we mnie racjonalista bije się teraz z kimś tolerancyjnym, to rezultatem tego jest poczucie pewnego absurdu, który wszak próbuję zwalczyć ironią. Bo czy te relikwie są autentyczne? Odpowiem tak: były autentyczne dla tych, którzy uważali je – zwykle przez wieki – za autentyczne. Trafiły do Stambułu różnymi drogami: niekiedy jako dar dla sułtana, który właśnie podbił czyjeś ziemie i ich przegrani władcy chcieli się wkupić tym sposobem w łaski nowego pana; ewentualnie zostały przez wojska osmańskie zagrabione. Wiele z nich pochodzi z Egiptu i zostały przeniesione do Stambułu po wygranej wojnie z Sułtanatem Memeluków na początku XVI w. Jak by na to nie patrzeć, relikwie Topkapi stanowią pewne dziedzictwo historyczne, mają wartość kulturową i w dalszym ciągu są obiektem rewerencji – a tym samym przeżyć duchowych – dla wielu ludzi wyznających islam. Kto wie, czy nie przetrwały one właśnie dlatego, że zostały zgromadzone w jednym miejscu przez Osmanów i są od wielu stuleci tak pilnie strzeżone?

SKARBIEC

       W czterech pokojach tzw. Pawilonu Zwycięzców czekają na nas skarby będące własnością dynastii Osmanów, jednego z najpotężniejszego rodu władców imperium obejmującego niemal cały Bliski Wschód, północną Afrykę oraz Europę południowo-wschodnią. Ponadto sułtanowie byli na tronie przez 700 lat, mieli więc czas i sposobność na stworzenie jednego z najbogatszych skarbców świata. W Topkapi można zobaczyć tylko część zgromadzonych w nim bezcennych przedmiotów, ale i to wystarcza, byśmy prawie oniemieli z wrażenia. Na zdjęciach załączonych do tego tekstu pokazuję niektóre z nich, ale tak naprawdę nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z tą przepyszną demonstracją bogactwa i kunsztu, nawet jeśli skarby te znajdują się za kuloodporna szybą.
W sumie każdy z tych artefaktów można uznać nie tylko za dzieło sztuki reprezentującej różne rodzaje rzemiosła produkującego piękne przedmioty niecodziennego użytku, ale i za świadectwo oraz przypomnienie pewnej historii związanej z każdym z nich. Oczywiście większość z tych rzeczy była – i nadal jest – piekielnie droga, będąc nie tylko manifestacją władzy, pozycji i bogactwa, ale też świadczy o zamiłowaniu do piękna. W zasadzie, czasami trudno jest określić gdzie kończy się estetyczne wyrafinowanie, a zaczyna zbytek. Podobnie jest z próżnością, której często zawdzięczamy coś, co jest naprawdę wartościowe i piękne.

       W dawnych czasach wchodzono do skarbca rzadko, przy specjalnych okazjach – a towarzyszyła temu cała, ustalona ścisłym protokołem, ceremonia. O masie skarbów jakie znajdowały się w skarbcu świadczy choćby fakt, że – za panowania różnych sułtanów – samych skarbników było kilkudziesięciu, a strzegła go cała horda uzbrojonych strażników. Przez setki lat drogocenne przedmioty przechowywane były w specjalnych szafach i skrzyniach, a na widok publiczny wystawione zostały stosunkowo niedawno. Dziś miliony ludzi może je oglądać, a od niedawna można nawet robić im zdjęcia – dzięki czemu w mojej galerii można zobaczyć, jak wyglądają niektóre z nich.

Sztylet Topkapi (fot. Stanisław Błaszczyna)

Sztylet Topkapi

      Skarby na dwór sułtański trafiały różnymi drogami. Większość z nich stanowiły dary, jakie sułtanom składali w imieniu swych królów ambasadorowie i różni dygnitarze – czy to wkradając się w jego łaski, czy to z okazji koronacji. Wiele było darami, jakie Osmanowie wysyłali do ziemi Mahometa, czyli do Mekki i Medyny (sprowadzono je z powrotem do Stambułu, kiedy władzę przejęli tam Saudowie). Niektóre z nich  zamówił sułtan, który sam chciał chciał sprezentować sobie jakieś cacko. Wreszcie sporo pochodziło z wojennych łupów.
Jak już wspomniałem, dawniej cały ten bezcenny kram był ukryty w przepastnym skarbcu, dzisiaj najbardziej ciekawą i najważniejszą jego część można podziwiać w czterech salach pałacu Topkapi. I doprawdy jest co oglądać, choć po jakimś czasie można odczuć kolorowy zawrót głowy – tym bardziej, że wnętrza tych pomieszczeń zaprojektowano w dość niesamowity sposób, który jeszcze bardziej eksponuje i podkreśla unikalny charakter eksponatów i ich olśniewający wygląd.

       Oczywiście nawet nie próbuję zaczynać wyliczanki wszystkiego, co znajduje się w tej niesamowitej kolekcji, jednak muszę wspomnieć o najsłynniejszych bodajże obiektach, które się w niej znalazły. Pierwszy to tzw. Diament Łyżkarza, jeden z największych i najcenniejszych na świecie: 86-karatowy klejnot – stworzony przez naturę, ale obrobiony przez człowieka – otoczony podwójnym łańcuszkiem składającym się z 49 diamencików; drugi to Sztylet Topkapi – oprawiony w złoto i bogato udekorowany całym mnóstwem szlachetnych kamieni (największy podziw budzą jego cztery olbrzymie szmaragdy) – nóż, którym na szczęście nikogo nie zadźgano, ani nawet niczego nie pokrojono.
Intryguje nazwa Diamentu Łyżkarza. Fama głosi, że znalazł go w śmieciach jakiś biedak i zaniósł go do człowieka wyrabiającego łyżki, choć uważającego się też za jubilera. Ten powiedział mu, że jest to nic niewarte szkiełko. Łyżkarz dał biedakowi za fatygę dwie łyżki, a diament sprzedał sułtanowi (to się dopiero nazywa interes!) Tako rzecze legenda, którą z uporem powtarzają nie tylko przewodnicy, ale i nawet tureccy uczeni. Prawda zaś jest o wiele mniej romantyczna, a nawet brutalna: sułtan bowiem wszedł w posiadanie diamentu po tym, jak zgładził jednego ze swoich urzędników, do którego ów szlachetny kryształ należał.
Sztylet Topkapi rozsławiła chyba najbardziej filmowa komedia sensacyjna z 1964 roku, w której planuje się wykradzenie sztyletu z pałacu sułtanów. (Nawiasem mówiąc przypomniałem sobie teraz ten film – w jego znakomitej obsadzie znaleźli się m.in. Melina Mercouri i znakomity Peter Ustinow, który nawet dostał za swoją rolę Oskara.) Sztylet miał być darem sułtana Mahmuda I dla jednego z irańskich szachów, ale niestety, zanim ten go otrzymał, to sam został zasztyletowany.

Topkapi - zbroja Mustafy III (fot. Stanisław Błaszczyna)

Zbroja Mustafy III

       Lecz wróćmy jeszcze na chwilę do skarbca. Uwagę przykuwają w nim zwłaszcza sułtańskie trony. Jak się zorientowałem, kilka z nich przeniesiono do pawilonów znajdujących się na czwartym dziedzińcu. Pozostały jednak: pokryty w całości płytkami ze złota i wysadzony perydotami tron Murata III (to właśnie na nim zasiadali sułtani przez Bramą Szczęśliwości); ozdobiony tysiącami klejnotów tron Mahmuda I (dar szacha irańskiego Nadira Shah Afszara); wreszcie bogato inkrustowany, pokryty masą perłową tron Murata IV. Jest jeszcze przepiękna zbroja (o ile coś, co ma służyć wojnie może być przepiękne) Mustafy III, chroniąca sułtana od stóp do głowy dzięki misternej stalowej kolczudze – zwracają także uwagę hełm, miecz i tarcza, które same wyglądają jak wielkiego gabarytu biżuteria.
Poza tym są jeszcze w skarbcu setki innych drogocennych przedmiotów: oprawione w złoto i szlachetne kamienie Korany, naczynia, wazy, dzbany, pierścienie, złote kołyski i kołczany, broń wszelaka, ozdoby turbanów i brosze, przeróżne wisiorki, sznury pereł i łańcuchy ze złota, pełne klejnotów szkatuły i pozytywki; pióropusze, kandelabry i świeczniki (są wśród nich dwa ogromne, wykonane ze szczerego złota, ważące prawie 50 kg każdy i pokryte na dodatek setkami diamentów)… Czyli, gdzie tylko się nie spojrzy tam złoto, rubiny, perły i diamenty – zwłaszcza szmaragdów jest całe zatrzęsienie, jako że zielony był ulubionym kolorem Mahometa i dlatego kojarzony jest od dawna z islamem. Można się temu przyjrzeć z bliska i dość dokładnie, bo zwiedzających przegania się tylko sprzed gabloty z Diamentem Łyżkarza. Doprawdy, Imperialny Skarbiec jest miejscem nader wyjątkowym – dostarcza wielkich wrażeń i na długo pozostaje w pamięci.

HAREM

        Relikwie relikwiami, skarby skarbami, ale i tak największą popularnością pałacowych gości Topkapi cieszy się dzisiaj tamtejszy harem. O tym przybytku można by napisać książkę, jednak tutaj, ze zrozumiałych względów, mogę przekazać tylko jakąś esencję informacji dotyczących miejsca, wokół którego – zwłaszcza w obrębie naszej kultury zachodniej – narosło wiele mitów. Jeśli więc ktoś wyobraża sobie harem, jako luksusowe siedlisko nałożnic sułtana, które wykorzystywał on seksualnie, kiedy tylko miał na to ochotę, to… cóż… ten obraz odbiega dość daleko od rzeczywistości. W haremie bowiem obowiązywały ścisłe reguły i etykieta, był on zorganizowany hierarchicznie, władzę nad nim sprawowała zwykle Królowa Matka, czyli Walida (a nawet największy tyran musiał się liczyć z głosem swojej mamy). Następny w hierarchii był Naczelnik czarnych eunuchów. Ci ostatni zresztą byli fundamentem haremowej organizacji, gdyż od nich właściwie zależało funkcjonowanie całego haremu. Żaden mężczyzna spoza rodziny królewskiej nie miał tutaj wstępu (oczywiście eunuchowie nie byli uważani za mężczyzn).
Wyraz „harem” ma kilka znaczeń. Jego źródłem jest arabskie słowo ḥarīm, oznaczające miejsce chronione i niedostępne (zarezerwowane dla kobiet w domu muzułmańskiej rodziny), ale także samą kobietę, czy kobiety. Spokrewniony jest ze słowem haram (zakazany).
Oczywiście harem w Topkapi był nie tylko miejscem, w którym uwięzione były konkubiny (piszę „uwięzione” ponieważ dla tych kobiet było ono przede wszystkim więzieniem), ale gdzie, w jego licznych pokojach (jest ich ponad 100, choć często spotykałem się z liczbą 300, zapewne mocno przesadzoną) mieszkały – oprócz konkubin i eunuchów – faworyty i małżonki sułtana, jego matka, siostry, bracia i dzieci, a także sam sułtan. Można więc powiedzieć, że pałacowy harem był niczym innym, jak domem sułtańskiej rodziny z przybudówką, w której żyli niewolnicy (czyli konkubiny i wykastrowani mężczyźni).

Topkapi - konkubina (fot. Stanisław Błaszczyna)

Turystka (odpowiednio ubrana) na Dziedzińcu Eunuchów w haremie

       Gro konkubin stanowiły młode dziewczyny dostarczone sułtanowi przez handlarzy niewolników lub brane w jasyr podczas osmańskich podbojów. Zazwyczaj były chrześcijankami i pochodziły z obszarów leżących na północ od Morza Czarnego. Było więc wśród nich sporo Słowianek, które już wówczas słynęły z wielkiej urody. W haremie poddawano je specyficznemu wychowaniu, ale też i wykształceniu: uczyły się tam bowiem nie tylko manier i uległości, ale także sztuki pisania i czytania (oczywiście w języku, jakim posługiwali się Osmanowie), jak również podstaw islamu. Czas zajmowały im głównie robótki ręczne i plotkowanie. Zdecydowana większość z nich widziała sułtana bardzo rzadko, a jeszcze rzadziej była dopuszczana do jego łoża (zwykle decydowała o tym Walida albo ci, którzy dobrze poznali konkubiny, zajmując się ich edukacją). Notabene zostanie nałożnicą swego pana i władcy było uważane za wielki awans, gdyż wiązało się z możliwością stania się faworytą sułtana, a może nawet matką jego dzieci. A to z kolei oznaczało różne przywileje i życie w znacznie lepszych warunkach. Mało tego: to właśnie z konkubin, które stały się kochanicą sułtana, wywodziły się kobiety de facto rządzące całym Imperium Osmańskim (trwający blisko 150 lat okres tzw. Sułtanatu Kobiet), czy to z racji ich wpływu na sułtana, czy też z powodu jego niepełnoletności lub po prostu niekompetencji. Wypada tutaj zaznaczyć, że oczywiście nie były to muzułmanki – te bowiem, zgodnie z prawem koranicznym, nie mogły być niewolnicami. Tak więc, znalazły się wśród nich: Rusinka (słynna Roksolana vel Hürrem, żona Sulejmana Wspaniałego), Żydówka, Greczynka (Kösem), Bośniaczka, Czerkieska i Albanka. Przy okazji stały się one oszałamiająco bogate, jako że przysługiwała im kolosalna pensja.

      Jeśli chodzi o eunuchów, to także nie było wśród nich muzułmanów. Koran zakazywał nie tylko niewolenia wyznawców islamu, ale i ich kastracji. Skąd więc ich brano? Otóż głównie z Egiptu, Abisynii i Sudanu. Posiadali ciemną karnację skóry – stąd nazwa czarni eunuchowie. Kastracji dokonywano poza granicami Imperium (robili to najczęściej żydzi lub chrześcijanie) – a młodych chłopców, którzy to przeżyli (wierzcie mi: nie chcecie, abym tu opisał jak ten zabieg wyglądał) sprzedawano sułtańskim władcom. Najdrożsi byli ci, którzy pozbawieni byli nie tylko jąder, ale i penisa.

       Myślę, że to, co powyżej napisałem – mimo, że wydaje się ponad miarę obszerne, zwłaszcza w naszych czasach, w których wielu z nas cierpi na short attention span – jest ważne do tego, byśmy sobie uświadomili, czym naprawdę był harem. I byśmy – kiedy już zdarzy się nam odwiedzić Topkapi – nie patrzyli na to, co się tam znajduje, jak wół na malowane wrota.

Sufit Sali Imperialnej – najbardziej reprezentacyjnej w całym haremie i posiadającej największą kopułę w Topkapi

   .

       A w haremie jest na co popatrzeć. Wewnątrz przypomina on labirynt wąskich pasaży i wyłożonych kamiennymi mozaikami dróżek łączących liczne kwatery, dziedzińce, krużganki i patia. Z kilkuset pomieszczeń udostępnia się zwiedzającym te najważniejsze, więc jesteśmy w stanie zobaczyć najwspanialsze wnętrza, które swoje piękno zawdzięczają przede wszystkim setkom tysięcy ceramicznych płytek, jakimi pokryte są tam ściany, sufity i korytarze. Architektura ta jest intrygująca, bo nasze oko nie jest nawykłe do tak wzorzystego splendoru. Nie brak złoceń, fryzów, sztukaterii, żyrandoli i ozdób wszelakich. W dwóch meczetach znajdujących się w obrębie haremu też jest ciekawie, ale największe wrażenie robi Sala Imperialna – wielka komnata, w której odbywały się nie tylko przedstawienia i koncerty zabawiające siedzącego tam na tronie sułtana i jego rodzinę, ale i wesela. Jej sklepienie stanowi największa w Topkapi kopuła. Stąd wchodzi się do prywatnych apartamentów padyszachów, z których każdy ozdabiał je po swojemu, czego rezultatem jest jakże ciekawy wystrój komnat Murata III, Ahmeda I, czy – bodajże najbardziej niezwykły i malowniczy w tym zespole  – Pokój Owocowy Ahmeda III. Bardziej europejski wystrój mają pokoje należące do Walidy – ich ściany pokrywają bowiem rokokowe freski przedstawiające pejzaże, rzecz w Topkapi raczej niespotykana. Bardziej przestronniej jest na Dziedzińcu Faworyt (rozciąga się stąd widok aż poza Złoty Róg, na dalekie dzielnice Stambułu), przy którym, obok kwater wybranych konkubin, znajdują się też „złote klatki”, gdzie więzieni byli książęta i bracia sułtana (niektórzy z nich spędzili w nich pona 30 lat) – tylko z racji tego, że byli braćmi władcy. Wcześniej ich po prostu mordowano (rekord pobił Mehmed III, który polecił zadusić 19 swoich braci) zgodnie zresztą z prawem ustalonym przez Mehmeda Zdobywcę.

       Muszę się przyznać, że w haremie odczuwałem pewną ciasnotę, spowodowaną nie tyle wielką liczbą zwiedzających, co właśnie jego gęsto upakowaną zabudową. Przemierzałem ten labirynt przejść, krużganków i pomieszczeń, próbując sobie uświadomić, jak wyglądało tutaj życie. Patrzyłem na niezliczone drzwi i okna pokoi, które zapewne przypominają cele – tak tylko mogłem przypuszczać, bo nie ma do nich wstępu. Trzeba pamiętać, że gdzieś te setki, może nawet tysiące mieszkańców haremu musiały się pomieścić, a rzadko kto mógł żyć w miarę komfortowych komnatach. Wyobrażałem sobie również, że generalnie było tu ciemno i wilgotno, a zimą panowała nieznośna zimnica – harem był bowiem bardzo słabo ogrzewany. Nic dziwnego, że śmierć zaglądała tu często – wielkie żniwo zbierała zwłaszcza gruźlica. Tak, tak… niewiele to wszystko miało wspólnego z romantycznymi, pełnymi przepychu obrazami półnagich odalisek europejskich malarzy.

       Koniec końców, kiedy wychodziłem z haremu na pałacowy dziedziniec, targały mną mieszane uczucia. Z jednej strony miałem satysfakcję z tego, że wreszcie udało mi się na własne oczy zobaczyć słynne miejsce, o istnieniu którego wiedziałem od dziecka, z drugiej jednak czułem, jak moje serce i mózg zaczyna ogarniać coś w rodzaju melancholii spełnienia.

Topkapi - harem - płytki (fot. Stanisław Błaszczyna)

Ściany komnat, dziedzińców i korytarzy w haremie udekorowane są tysiącami bajecznie wzorzystych płytkek

* * *

G   A   L   E   R   I   A

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

Pałacowa kuchnia musiała wyżywić tysiące ludzi

.

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

W haremie znajdowały się również komnaty matki sułtana, Walidy

.

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

Biblioteka Ahmeda III

.

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

Znajdujący się w skarbcu złoty tron Murada III

.

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

Pawilon, w którym obradował Dywan, czyli rada doradcza sułtana. (Ponad nim widoczny jest fragment Wieży Sprawiedliwości.)

.

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

Fragment bogato ozdobionego wejścia do budynku, w którym znajdują się Pokoje Świętych Relikwii

.

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

Jedna z sal, w których przechowuje się relikwie

.

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

Dziedziniec Faworyt w haremie. Po lewej widoczny jest fragment bliźniaczego pawilonu książąt.

.

.

Topkapi - fot. Stanisław Błaszczyna

Tron Mahmuda II w Pawilonie Bagdadzkim

.

.

Jedna z komnat w niedawno odrestaurowanym Pawilonie Mecidiye, przypomina wnętrza europejskich pałaców

.

.

Topkapi - Brama Szczęśliwości (fot. Stanisław Błaszczyna)

Brama Szczęśliwości

* * *

.

* * *

.

HAREM

Topkapi - harem (fot. Stanisław Błaszczyna)

Jeden z pasaży w haremie, ozdobiony kolorowymi płytkami, oszałamiająco wzorzystymi. Pośrodku biegnie posadzka mozaikowa – droga, którą jeździł na koniu sułtan.

.

.

RELIKWIE

Topkapi - relikwie (fot. Anna Błaszczyna)

Zwiedzający i relikwie

.

.

SKARBIEC

Topkapi - tron Mahmuda I (fot. Stanisław Błaszczyna)

Tron Mahmuda I

.

© ZDJĘCIA WŁASNE

.

Komentarze 24 to “TOPKAPI – skarby, harem, relikwie i cała reszta”

  1. Jula :D Says:

    Bardzo ciekawie poprowadziłeś nas po tym pałacu. Byłam tam też, jako że byłam na krótkiej wycieczce w Stambule.
    Niestety tempo było narzucone i bałam się, żeby się nie zgubić. Czyli pewne pomieszczenia przeleciałam, pominęłam. Rzuciły mi się w oczy jeszcze łazienki, świetnie wyposażone. I tu na korzyść Sułtana, porównując wyposażenie podobnych miejsc w pałacach europejskich. Odnośnie haremu podobne spostrzeżenie.
    W Polsce leciał wówczas serial turecki pt. 100 wieków Sulejmana, czy jakoś tak.
    Tak, że konfrontację miałam filmu z historią.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Topkapi można „przelecieć”, ale to według mnie nie ma sensu. Ja byłbym wielce niepocieszony, gdybym był na miejscu kogoś z wycieczki i zostałbym przez ten pałac „przegoniony”. Choć, niestety – muszę się uderzyć w piersi – kiedy zdarzało mi się prowadzić czasami jakąś grupę (miałem w swoim życiu takie epizody), to też musiałem trzymać się planu wycieczki i często brakowało mi czasu, żeby ludziom wszystko pokazać. Ale zawsze starałem się im jak najwięcej wiedzy przekazać.

      Ja również, kiedy dowiadywałem się, jak bardzo ważna była higiena na dworze sułtana, to pomyślałem o brudzie jaki panował choćby w Wersalu, o królewskich zamkach średniowiecznych nie wspominając. To, żeby konkubiny w haremie utrzymywały czystość, było ponoć wręcz obsesją tych, którzy sprawowali nad nimi pieczę – czy to były wyżej postawione od nich kobiety, czy nawet sami eunuchowie.

      Ten serial miał tytuł „Wspaniałe stulecie” i głównuie rozgrywał się właśnie w Topkapi. Obejrzałem nawet niedawno z ciekawości parę odcinków.

  2. Andrzej Nowak Says:

    Bardzo ciekawe. Teraz się tym interesuje. W co ciężko uwierzyć, to sprawa braci sułtanów. Nie było litości.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Litość może była, ale i tak to nic nie dało. To okrutne prawo obowiązywało ponad sto lat, ale poddani okazali się mądrzejsi i dali do zrozumienia, jak bardzo im nie podobają się im trumny wynoszone na pokaz z pałacu.

      Przy okazji pisania tego artykułu przypomniałem sobie historię sułtanów i Imperium Osmańskiego. Ta jest zarazem fascynująca, jak i (miejscami) przerażająca. Ale, jak to ktoś powiedział: „The past is a foreign country” – i podobno nie można jej mierzyć naszymi miarami. Ale przecież my sami żyjemy w takich, jak nie innych czasach, wyznajemy takie, a nie inne wartości… Nie da się jednak wejść w buty ludzi, którzy żyli przed wiekami i na ich życie patrzymy z naszej perspektywy.

      A Topkapi to niesamowicie interesujące miejsce. Mieliśmy tam spędzić 2 -3 godziny, a byliśmy prawie cały dzień. Moim zdaniem nie warto tam wchodzić, jeśli mamy tylko się przejść przez pałacowe dziedzińce, nie mając pojęcia na co patrzymy. Potrzebna jest jednak wiedza – i co najmniej pół dnia.

      • Andrzej Nowak Says:

        To prawda. Wiedza to podstawa. Dawniej jak nie było internetu, człowiek się przygotowywał miesiącami. Książek Pascala i lonely planet nazbierałem setki. A teraz sam sie na tym łapię że telefon nie wszystko powie. Ty jesteś dziennikarzem, świetnie to wszystko opisujesz. Dziękuję.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Dziennikarz… to stare dzieje. Od dawna się tym nie zajmuję. Teraz podróżuję i staram się po prostu pisać o zwiedzanych przeze mnie miejscach, ilustrując to moimi zdjęciami.

          Swego czasu zajmowałem się przewodnictwem turystycznym (niedawno nawet do tego na chwilę wróciłem – ale tylko po to, żeby się sprawdzić, czy jeszcze potrafię to robić ;)) Od dość dawna podróżuję sam, albo – najczęściej – z moją żoną.

          Masz rację, kiedy byłem przewodnikiem, to jeszcze nie było Internetu i trzeba było korzystać z przewodników i materiałów pisanych. Też mam tego całą bibliotekę i czasem nawet z niej korzystam, choć najwięcej informacji można teraz znaleźć w sieci.

  3. Anna Poszepczyńska Says:

    Ile czasu poświęcił Pan na zwiedzenie tego interesującego obiektu?

  4. Stanisław Błaszczyna Says:

    Swego czasu, na całym niemal świecie – również w Polsce – bardzo popularny był serial „Wspaniałe stulecie” z akcją osadzoną w czasach Sulejmana Wspaniałego i jego żony Roksolany którą, jako młodą dziewczynę, porwali w Królestwie Polskim Tatarzy i sprzedali sułtanowi. Ten się naprawdę w niej zakochał, wziął ją za żonę i przez przez kilkadziesiąt lat razem rządzili Imperium Osmańskim (ona sama otrzymała tytuł sułtanki). Akcja serialu dzieje się głównie właśnie w Topkapi i jest on ściśle oparty na faktach historycznych. Gdybyśmy o tym nie wiedzieli, to moglibyśmy pomyśleć, że jego scenariusz jest produktem jakiejś szalonej fantazji – tak niewiarygodne opisuje perypetie i wydarzenia.

    • Anna Poszepczyńska Says:

      A propos „Wspaniałego stulecia” to nigdy nie oglądałam tego serialu będąc w Polsce w odwiedzinach u mojej świętej pamięci Mamy, która siedziała przed telewizorem, jak przyklejona do ekranu.
      Gdybym wiedziała wtedy to co wiem dziś na temat Roksolany, przyłączyła bym się do wspólnego oglądania tego serialu z Mamą. Szkoda.

  5. Torlin Says:

    Byłem cztery razy w Turcji, ale za każdym razem „turnusowo” na wybrzeżu Morza Egejskiego. Ze zwiedzań najważniejsze były ruiny Efezu i … zwiedzenie Kos i Rodos. W Stambule nie byłem.
    Z tym związana jest moja irracjonalna (zapewne) obawa przed samodzielnym włóczeniem się po państwach muzułmańskich. Ale ze względu na wiek i niemożność już dźwigania plecaka sprawa nie będzie nigdy rozstrzygnięta.
    Z wielkich estetycznych zwiedzań, jeżeli chodzi o kraj muzułmański, to byłem w tym roku w Szardży (jednym z emiratów ZEA) w Muzeum Cywilizacji Islamu. Sam budynek jest nowoczesny, ale jak zobaczyłem globus nieba zrobiony ze złota, to mi się nogi ugięły.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Ja natomiast czułem się w Turcji bardzo bezpiecznie – byłem zaskoczony życzliwością i usłużnością ludzi – ich gotowością do pomocy. Stambuł jest bardzo ciekawy. Wypożyczyłem tam samochód i przejechaliśmy się po całej Turcji – zrobiliśmy w sumie kilka tysięcy kilometrów, przemierzając kraj wzdłuż i wszerz. Nie było to trudne, bo drogi – a zwłaszcza autostrady – mają bardzo dobre.
      Kraje muzułmańskie mnie ciekawią – ale te, w których dominuje buddyzm, także. W ubiegłym roku udało mi się wreszcie odwiedzić Maroko – i muszę Ci powiedzieć, że również tam czułem się dobrze, mimo, że przecież wychowałem się w zupełnie innej kulturze. Jeżdżąc po świecie zawsze staram się wydobyć z odwiedzanego kraju to, co najlepsze – ale też nie jest tak, że zamykam oczy na to, co jest tam złe.

      • Jula :D Says:

        Też planuje Maroko. Teraz jadę na objazdówkę pt. Cesarskie miasta. Zawsze w wolnym czasie pędzę na bazar. Turcy to lingwiści. Na bazarze spokojnie po polsku z nimi gadałam. Dużo tam Polaków swego czasu jeździło na handel. I faktycznie mili ludzie , choć targować z nimi trzeba się umieć ale zabawa super. Dużo udawania.. śmialiśmy wspólnie .

        • Jula :D Says:

          Poligloci ,i jak szybko się uczą w prze iwienstwie do mnie. Długo łapałam ,jak po turecku dzień dobry, czy dziękuję..

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Pewnie dlatego Turcy mają większe zdolności językowe, niż my, gdyż zawsze – w stopniu znacznie większym, niż Polacy – stykali się z ludźmi pochodzącymi z różnych kręgów kulturowych. Poza tym, nie zapominajmy, że kiedyś Imperium Osmańskie rozciągało się aż na trzy kontynenty, obejmując ziemie, gdzie ludzi mówili setkami różnych języków. No i trzeba się było z nimi jakoś porozumieć. Podobnie jak z tym, którzy z różnych krajów, np. z Polski ;), jechali do Stambułu, by handlować z nimi na Wielkim Bazarze ;)

  6. Mike Sikora Says:

    Awesome pictures!
    Również mile wspominamy to miejsce z naszego pobytu w Istambule.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      To marzenie można bardzo łatwo zrealizować, zwłaszcza jeśli się mieszka w Polsce. Do Stambułu jest stamtąd blisko, a Turcja naprawdę nie jest (jeszcze) tak droga. Bardzo polecam, aby tam się wybrać. Służę ewentualnie radą.

      • Małgorzata Pietrusewicz Says:

        Panie Stanisławie z pewnością tam pojedziemy. Byliśmy w Pamukkale i w Efezie. Widzieliśmy zamek w Burgas i cudowną Kapadocję ale Stambuł to odrębna wyprawa. Pozdrawiam Pana serdecznie z Salalah w Omanie. 🙂💕 Specjalne ukłony dla małżonki .

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Dziękuję za pozdrowienia, również w imieniu Ani.
          Ma Pani rację, Stambuł to odrębna wyprawa. Najlepiej wybrać się tam co najmniej na tydzień.
          Powodzenia w Omanie – udanej podróży życzymy.


Co o tym myślisz?