TAJLANDIA – ALBUM

*

Tak się złożyło, że Tajlandia była pierwszym azjatyckim krajem, do którego miałem przyjemność zawitać. I tutaj chciałem zwrócić uwagę na słowo: „przyjemność”, bo pobyt na ziemi Tajów był przyjemnością par excellence – w żadnym innym miejscu Azji doświadczenie podróży nie sprawiało mi tak intensywnej przyjemności, jak właśnie pobyt w Tajlandii. Przy czym, aby uprzedzić wszelkie podejrzenia, iż źródłem tych rozkoszy były piękne i pełne uroku Tajki, muszę zaznaczyć, że po Tajlandii podróżowałem z moją żoną – i że pisząc o przyjemnościach mam na myśli głównie to, co ten kraj ma zaoferowania każdemu, w miarę uważnemu i otwartemu na inne, „egzotyczne” kultury turyście. Z premedytacją używam słowa „turysta”, które ostatnimi laty stało się się niemal obraźliwym epitetem (żaden szanujący się „podróżnik” wybierając się do obcego kraju nie chce być nazywany turystą, mimo że w oczach tubylców niczym się nie różni od innych zagranicznych gości, będąc – chcąc nie chcąc – częścią turystyki masowej), a przecież oznacza ono nic innego, jak człowieka, który odbywa pewną „turę” – czyli przemieszcza się z jednego miejsca do drugiego, zwiedzając i poznając nieznany sobie kraj według pewnego itinerary.

Co więc jest źródłem wszystkich tych przyjemności w Tajlandii? Można wymienić je hurtem: klimat, pogoda, słońce, woda, kultura, architektura, ludzie, jedzenie, przyroda… wszystko to, co może zaspokoić hedonistyczne skłonności – pragnienia i potrzeby – człowieka podróżującego. Ale można też je ująć bardziej subtelnie i niuansowo, z akcentem na poznanie tego, co w kulturze Tajów leży głębiej – pod powierzchnią kulturowo-obyczajowych oczywistości, za fasadowością ładnych obrazków odrestaurowanych świątyń i egzotycznych pejzaży, za słynnym (zwykle nieustającym) uśmiechem łagodnych i przyjaznych tubylców.

Pamiętam jakby trzy twarze Tajlandii: samą stolicę kraju Bangkok – wielką, rozłożoną nad brzegami rzeki Chao Phraya, azjatycką metropolię, pełną kolorów, ruchu, tętniącą życiem we dnie i w nocy, z królewskim pałacem i pysznymi świątyniami; północ kraju – z jej zabytkami pamiętającymi dawną świetność kraju, wzgórza pokryte lasami i gęstą dżunglą, w której żyją jeszcze tygrysy, małpy, rajskie ptaki i dzikie słonie… o plemionach ludów przybyłych z odległych podhimalajskich rubieży nie wspominając; no i wreszcie pełne słońca, wysp, plaż i lazurowych wód południe – prawdziwy tajski skarb przyciągający rzesze wakacjuszy z całego świata, przypominający coś w rodzaju reklamowanego w folderach biur podróży raju – z tym, że akurat tutaj raj ten okazuje się być jakby mniej fałszywy i oszukiwany, nie budzący aż tak wielkich rozczarowań, jak to ma miejsce w innych, przereklamowanych tropikalnych „rajach”.

Nie mógłbym sobie chyba tego darować, gdybym do tak fotogenicznego kraju, jakim jest Tajlandia, wybrał się bez fotograficznego aparatu, którym jednak można utrwalić niezwykłe obrazy, jakie uleciałyby zapewne z pamięci po jakimś czasie, a tak – wspomożone elektronicznym nośnikiem – pozwalają po latach delektować się całą gamą barw i przywoływać atmosferę miejsc, do których się trafiło.
Z wielu tysięcy zdjęć przywiezionych z Tajlandii wybrałem kilkaset, które uporządkowałem tworząc rodzaj albumu, gdzie poszczególne rozdziały, takie jak: Bangkok, ludzie, świątynie, plemiona wzgórz, natura… pozwalają zapoznać się z pikturalną urodą tego pięknego bez wątpienia kraju, choćby tylko wskazując na to, co warto w nim zobaczyć.
Oczywiście album ten nie ma żadnych „artystycznych” ambicji – zdaję sobie sprawę, że jest to tylko kompendium ładnych obrazków, jakimi chciałbym jednak sprawić przyjemność tym, którzy są ciekawi tajskiej egzotyki, azjatyckich akcentów i nie zamykają się na to, z czego dumni są mieszkańcy Tajlandii, a co nie zawsze pokrywa się z naszymi estetycznymi upodobaniami. Tak więc, może bajeczna kolorystyka i cukierkowość tajskich świątyń nie jest naszą cup of tea; może kapiące złotem ozdoby i mocno wystylizowane posągi Buddy nie są w stanie dostarczyć nam wysublimowanych estetycznie i duchowo wrażeń; może błękit nieba, żółte plaże i lazurowe morza odstręczają nas od tropikalnych atrakcji, przypominając nam o sztucznych rajach turystyki masowej, tudzież o banalnych pocztówkowych widoczkach… jednakże warto moim zdaniem dać szansę tej tajskiej obrazkowości, której uroda jest jednak na tyle autentyczna i bezpretensjonalna, by wykazując dobrą wolę przyjrzeć się jej bliżej, starając się dostrzec piękno w tym, co Tajowie uważają za godne pokazania całemu światu.

Oto kilka wybranych stron z albumu:

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

© ZDJĘCIA WŁASNE

PS. Album zawierający zdjęcia z Tajlandii można obejrzeć (w komplecie i znacznie większym formacie) TUTAJ.

Komentarze 34 to “TAJLANDIA – ALBUM”

  1. Ewa Says:

    Kilka tysięcy zdjęć z jednego wyjazdu. Do tego album – i to jaki.
    Poczułam się obezwładniona zapałem, systematycznością, mrówczą pracowitością. Kudy mi tam…
    Poza tym zamieściłeś zdjęcie na którym pysznią się personalne dane oraz informację, że nie jesteś kawalerem. Cuda, cuda.
    Zdjęcia piękne; choć powstały bez ‚artystycznych ambicji’ – masz talent. Trudno :)

  2. Gryffina Says:

    Od dawna śledzę Twojego bloga, ale jak ujrzałam ten album wprost zaparło mi dech :) , bo od bardzo dawna marzę o podróży do Tajlandii, ale póki co jest to dla mnie cel nieosiągalny. Świetne zdjęcia, ciekawa jestem jednak (gdyż raczej jest to niezauważalne na Twoich zdjęciach) biedniejszej strony tego kraju, ponieważ wydaje mi się, że dosyć duży odsetek społeczeństwa to jednak ludzie niezbyt zamożni ?

    • Logos Amicus Says:

      Miło mi :)
      Oczywiście, że są biedne rejony tego kraju, ale nie ma tam tak dojmującej nędzy, jaką spotkałem np. w Indiach, czy Kambodży (choć w tym ostatnim kraju też nie ma głodu). Ludzie mają zajęcie, dobry klimat i nie brakuje im żywności (a jedzenie w Tajlandii jest chyba najlepsze na świecie).

  3. czara Says:

    Chapeau bas ! Wykrzyknę tylko, bo muszę zostawić miejsce dla innych Twoich wielbicieli i ich zachwytów :) Oglądałam wczoraj, z niezwykłą przyjemnością, te zdjęcia na Twoim innym blogu. Wspaniały pomysł, żeby zebrać je w jednym miejscu i zrobić album.
    Bardzo lubię to zdjęcie z modlącą się dziewczyną i „ręką” (piszę „lubię” nie po fejsbukowsku, ale pamiętam je z innych wpisów i już wtedy zrobiło na mnie ogromne wrażenie) ale ta droga z samochodami i słoniem?! Perełka! Miałam plany dotrzeć w ubiegłym roku do Tajlandii, ale za bardzo pochłonęła mnie Malezja dlatego tym bardziej dziękuję za te zdjęcia :)
    Aha, miałam się nie rozpisywać i nie wyszło. To dodam jeszcze, a propos obraźliwego słowa „turysta”, że w zabawnym sposób pisze o tym Antonio Tabucchi w „Succede a Firenze”. Swojego głównego bohatera nazywa „Monsieur Le Touriste”, żeby pokazać, iż czuje się od innych „turystów” inny i lepszy. Na szczęście bohater uzmysławia sobie szybko, że najprawdopodobniej tak samo czuje się każdy inny, (a potem go dopada syndrom Stendhala; ale to inny temat;); Ja mówię „moi koledzy turyści”, żeby podkreślić poczucie wspólnoty ;)
    Mademoiselle la Touriste ;)

    • Logos Amicus Says:

      Mademoiselle la Touriste!
      Do Tajlandii warto w końcu dotrzeć. Jest trochę inaczej niż w Toskanii, ale też bardzo ciekawie i i może być równie przyjemnie :)
      A na koniec – aby się już wiecej nie rozpisywać – pozdrawiam moją koleżankę turystkę ;)

  4. babka filmowa Says:

    Dech mi zaparło, serce ścisnęło, szlag mnie nie trafił z zazdrości. Najbardziej lubię pejzaże oddalone od turystycznych szlaków, jest takie jedno zdjęcie z wiejską drogą i psami walęsającymi się po niej. To nie jest album na jedno przeglądnięcie, tu trzeba wracać i odpoczywać, co na pewno będę czynić.

    LA się odsłonił? Czyżby jakieś propozycje matrymonialne się pojawiły ze strony wielbicielek? Uważna czytelniczka mogła wniosek o zajętym sercu, co nie znaczy przecież, że nie otwartym, wyciągnąc już wcześniej, :)

  5. Kasia Says:

    mieszkam po sąsiedzku z tajską restauracją http://www.siamthai.ie/#/main-welcome jest to nasza ulubiona restauracja a do tego Panie Tajki w weekendy śpiewają dla gości restauracyjnych. :) I zdaję sobie sprawę, że tajskie jedzenie w Europie jest dostosowane do europejskich podniebień (zresztą w chińskich restauracjach w dublinie do dania można zamówić sobie frytki) ale ja tajskie wprost kocham. Dlatego bardzo bardzo zazdroszczę tej „turystycznej podróży” :)

    • Logos Amicus Says:

      Poza Tajlandia, tylko w jednej restauracji znalazlem tak smaczne jedzenie, jak w tym kraju. Mowie o chicagowskiej restauracji Amarind, w ktorej bylem czestym gosciem. Mala, dosc skromna, mila wlascicielka… Ostatnio troche sie jednak tam popsulo (kryzys jak wszedzie?), ale nadal maja pyszne green curry chicken.

      • Kasia Says:

        właśnie.. wszyskie mi osobiście znane osoby, który były np w Chinach czy Japonii mówią, że po takim pobycie to niby samo jedzenie nie smakuje tak samo..

        • Logos Amicus Says:

          Bo produkty, z ktorych robi sie te same (niby) potrawy sa inne.

          W Tajlandii nasza gospodyni szla po prostu do ogrodka i zrywala co jej bylo potrzebne do ugotowania obiadu, a po kurczaka popsylala do sasiada, ktory chodowal kury. W wiekszych miastach Zachodu raczej sie czegos takiego nie praktykuje – restauracje kupuja hurtowo tam gdzie sie da (czyli zwykle tam, gdzie jest taniej). Tak wiec danie tak samo sie nazywa, (niby) tak samo sie go robi, ale smakuje zupelnie inaczej.

  6. Pani Peonia Says:

    Fantastyczna przygoda. Zazdroszczę! Ale do albumu zajrzę, jak bede miała trochę czasu – zbyt ładny, by szybko przelecieć. :)

  7. sarna Says:

    W kwestii stwierdzenia braku dojmującej nędzy w Kambodży pozostaje bezradnie rozłożyć ręce – przecież to jeden z 30 najbiedniejszych krajów trzeciego świata, nędza nędzy, ludzie umierają tam śmiercia głodową :( Kto ma dostrzec problem głodu i smierci z wycieńczenia z powodu braku żywności skoro tak iteligenty człowiek jak Ty będąc w krajach dotkniętych tym problemem, twierdzi, że go tam nie ma? !

    Co do pięknych zdjęć, znam je od dawna, choćby ze stron „świata podróży”, tyle, że niektóre z nich do autorstwa których się poczuwasz i które publikujesz w albumie podpisane są przez Twoją żonę, jako ich autorkę. Niby wiem, że mąż i żona to jedno, ale chyba kłóci się to z prawami autorskimi?

    Masz rację, przedmiot fotografowany może nie trafiać w gust każdego, może wydawać się kiczowaty, może razić swoją etetyką, przerostem formy nad treścią, ale jako coś odmiennego dla mojej kultury jest interesujący, przykuwa uwagę, zwłaszcza jak jest pięknie utrwalony w kadrze. Wam z żoną udaje się to piękno uchwycić i utwalić.

    PS. Leon był strzałem w 10-kę,pozostałam mu wierna i pięknie mi się odwdzięczył, dziękuję.

    • Logos Amicus Says:

      Sarno, napisalem wyraznie: „Oczywiście, że są biedne rejony tego kraju, ale nie ma tam tak dojmującej nędzy, jaką spotkałem np. w Indiach, czy Kambodży (choć w tym ostatnim kraju też nie ma głodu).” – ale Twoj zwyczajowy juz sprzeciw wobec tego co pisze, nakazal przeczytac Ci to inaczej ;)

      Ze zdjec, ktore stanowia album, opublikowalem wczesniej niewiele, wiec nie mozesz wiekszosci z nich znac – zwlaszcza „od dawna”. I tylko kilka sposrod tych kilkuset jest autorstwa mojej zony. Gdyby wiec jej kredyt byl wiekszy, to oczywiscie nie omieszkalbym to zaznaczyc. Nie rob ze mnie jakiegos gwalciciela praw autorskich ;)
      PS. Nawet jesli od mojej zony cos egzekwuje, to na pewno nie gwaltem ;)

      • sarna Says:

        W Kambodży jest głód i to na tak olbrzymią skalę, że ONZ i FAO biją na alarm.

        To nie sprzeciw przeciw temu, co piszesz.
        Po prostu uważnie czytam, co piszesz. Jeśli się zgadzamy, to milczę, bo o czym tu pisać. Jeśli mam odmienne zdanie, to je wyrażam. Na Twoim miejscu poczytałabym sobie to za oznakę szacunku, bo nie traktuję tego co piszesz bezrefleksyjnie i nie pozostawiam bez odpowiedzi.

        A gdzie napisałam, że znam większość ze zdjęć zamieszczonych w albumie?
        A jednak nie zaprzeczysz, że je znam, skoro od razu wychwyciłam autora :)

        • Logos Amicus Says:

          To prawda, jestes chyba najbardzie wierna czytelniczka mojego bloga (i to wlasciwie od samego poczatku) – i jedna z najbardziej uwaznych. Bardzo to cenie i szanuje.
          Jednak dosc czesto zdarza sie, ze Twoje interpretacje sa zupelne inne od tego, co intencjonalnie zawarlem w swoich tekstach.

        • sarna Says:

          Zwykle, ludzie bezwiednie zakładają a priori, że ci do których mówią, są tacy jak oni sami. A przecież każdy człowiek to odrębny świat i to, co Ty intencjonalnie zawarłeś w swoich tekstach nie przez każdego musi być akurat tak właśnie odczytane, a przynajmniej nie dla każdego punkty ciężkości muszą leżeć tam, gdzie ty je dostrzegasz. Rzeczywiście, nierzadko zdarza się, że bardziej od meritum postu interesują mnie pobrzmiewające w nim niuanse, więc nawiązuję do tego co mnie intersuje, a nie do tego o czym Ty chciałbyś porozmawiać. Przykro mi, ale nie czuję z tego powodu wyrzutów sumienia :)

        • Logos Amicus Says:

          Nie ma powodow do wyrzutow sumienia ;)

          Zreszta, nigdy nie mozna tego przewidziec w jakim kierunku pojdzie rozmowa.
          W sumie – najwazniejsza chyba jest uwaga jaka sobie poswiecamy (a scislej, proba zrozumienia tego, co chcemy sobie powiedziec).

          PS. Sorry za brak polskich znakow, ale klawiatury do ktorych mam teraz (sporadyczny) dostep, nie maja polskich liter.

  8. Torlin Says:

    Czy to znaczy, że z tych zdjęć będzie normalny kartkowy album?

  9. joan Says:

    Zamiast wywoływać setki zdjeć, można teraz zrobić sobie album i wrać do niego po wielokroć. Fantastyczna pamiątka z podróży. A zdjęcia jak zwykle profesjonalne.

  10. tania Says:

    Podstoli pracuje z Tajami. Oni tu wariują. Nie dziwne… piękny kraj tam, a tu… jednak szarzyzna – zwłaszcza w zimie. Podstoli chce jechać kiedyś do Tajlandii. No może… Też bym chciała. Mhm. A albumu gratuluję. Naprawdę jest się czym pochwalić, jak również samą podróżą i tym, czego się z niej człowiek dowiedział… Myślę, że jako zawodowy chyba podróżnik i fotograf wiesz to najlepiej.

    • Logos Amicus Says:

      Swego czasu bawiłem się w pilotowanie wycieczek, ale to było kilkanaście lat temu. Teraz raczej wyjeżdżam prywatnie, więc nie uważam się za „zawodowego” podróżnika ;)
      Podobnie jak nie uważam się za „zawodowego” fotografa. To raczej amatorskie zmiłowanie, choć rzeczywiście… może nawet pasja?

      A co do Tajów w Polsce – rzeczywiście nasz kraj różni się zdecydowanie od Tajlandii (od klimatu poczynając na kulturze, ludziach i kuchni kończąc. No ale człowiek jest w stanie przystosować się do każdych warunków ;)

  11. Cane Says:

    Tajlandia i Kambodża to dwa egzotyczne miejsca na liscie moich podróży. Ale nic na gwałt, nawet jak tam się nie wybiorę to wystarczą mi takie urocze zdjęcia i sny. :)

    • Logos Amicus Says:

      Oglądanie zdjęć jest OK, ale nic jednak nie zastąpi zobaczenia wszystkiego na własne oczy – własne doświadczenie kraju, który chce się odwiedzić.
      Życzę realizacji listowych planów (i rzeczywiście: Tajlandia i Kambodża – te kraje sąsiadują ze sobą i dość praktycznie jest zwiedzić je podczas jednej azjatyckiej podróży.

  12. TAJLANDIA – ALBUM « brulion podróżny (ilustrowany) Says:

    […] poniżej karty z albumu o Tajlandii odnoszą się do wpisu pt. “TAJLANDIA – ALBUM” opublikowanego na blogu “Wizja Lokalna” […]


Co o tym myślisz?