WŁADZA

.

.

        Władza nie istnieje bez posłuszeństwa. Innymi słowy, zakres władzy jest określony naszym posłuszeństwem: czyli im bardziej jesteśmy posłuszni swoim władcom, tym bardziej oni nami rządzą.

*

       Poddanie się władzy jest ceną, którą płaci człowiek za możliwość funkcjonowania w jakiejkolwiek ludzkiej zbiorowości.

*

       Najbardziej skutecznie – i radykalnie – może działać władza wśród ludzi ogarniętych strachem. Z kolei najbardziej skutecznym narzędziem władzy jest przekupstwo.

*

       Poczucie bezpieczeństwa, dla którego poddajemy się władzy, zawsze wiąże się z poczuciem zagrożenia, (którego źródłem, paradoksalnie, może być też sama władza).

*

       Każda władza twierdzi, że działa dla dobra ludzi, którymi rządzi. Zwłaszcza wtedy, kiedy dąży do poszerzenia swojej władzy. A to staje się dla niej (z czasem lub od samego początku) najważniejsze.

*

       Ludzie wielkość swojego władcy nie oceniają na podstawie tego, czy jest on dobry, czy zły, okrutny czy litościwy, mądry czy głupi – tylko czy jest skuteczny w osiągnięciu jakiegoś celu, który oni wiążą ze swoją korzyścią (co często jest iluzją podsycaną przez władze).

*

       Dla większości społeczeństw władza jest substytutem Boga. (Opozycja to po prostu innowiercy).

*

       Rządzący nie mogą się obejść bez wiedzy, zaś rządzeni – bez wiary.

*

       Każda władza jest fikcją.

Co ciekawe, jest fikcją, którą uwiarygadniamy zarówno wtedy, kiedy się tej władzy podporządkowujemy, jak i wtedy, kiedy się jej sprzeciwiamy.

*

       Każda władza opiera się na fikcji, dlatego potrzebuje ceremoniału, czyli teatru, który ma na celu uwierzytelnienie tej fikcji.

*

       Niestety, nawet jeśli coś jest fikcją, to może być też źródłem tego, co jest nas w stanie zniewolić, a nawet zabić.

*

       Cechą każdej władzy – i to nie tylko autorytarnej – jest przekonanie, że zawsze ma rację.

*

       Każda władza uważa się siebie za mądrą, natomiast lud, którym rządzi, za głupi. (A tymczasem głupotą skażeni są wszyscy.)

*

       Zasada „dziel i rządź” ma swoją granicę. Za tą granicą jest albo anarchia (nierządność), albo rewolucja – czyli koniec tych, co rządzili do tej pory.

*

       Partie polityczne (zwłaszcza w ostatnich czasach) bardziej społeczeństwa dzielą, niż solidaryzują. Do tego stopnia, że ich walka o władzę przybiera cechy walk plemiennych – często w obrębie tego samego plemienia.

*

       Każda władza ustala swój porządek. Ale zawsze jest on pojmowany inaczej przez rządzących, a inaczej przez rządzonych. (Innymi słowy: porządek rządzących nie jest porządkiem rządzonych).

*

       W porządku ustalanym przez władze zawsze jest element opresji. Im ktoś jest niżej w hierarchii społecznej, tym bardziej jest wobec władzy bezbronny.

*

       Nie ma nic bardziej słodszego i afirmującego dla władzy, jak dobrowolna rezygnacja z własnej wolności przez ludzi, którzy są przekonani (albo których przekonano), że dzieje się tak dla ich bezpieczeństwa i dobra.

*

       Żadna władza nie odda (dobrowolnie) żadnego przyczółka, który już zdobyła.

*

       Im większym restrykcjom podporządkowuje się społeczeństwo, tym większe przekonanie władzy o swojej sile.

*

       Każda władza jest pewną formą wyalienowania ze społeczeństwa tych, którzy ją posiadają. Im większy zakres tej władzy, tym wyższy stopień alienacji. (To dlatego władza i społeczeństwo zawsze stoją po przeciwnych stronach.)

*

       Wszystkie władze działają na tej samej zasadzie oraz mają podobne cechy, jednak różnią się stopniem represyjności, ingerencji w życie człowieka i jego humanitarnym poszanowaniem. Od naszej wrażliwości etycznej – przyzwoitości i odwagi – zależy to, jakiej władzy – i w czym – należy się przeciwstawić.

*

       Inaczej traktujemy władzę, do której doszli politycy, na jakich głosowaliśmy, niż tę sprawowaną przez polityków, na których nie głosowaliśmy – nawet jeśli obie władze są tak samo opresyjne, skorumpowane czy niekompetentne.

*

       Żadna władza nie jest godna zaufania.

.

* * *

Ilustracja: Alexander Mosaic (c. 100 BC), ancient Roman floor mosaic from the House of the Faun in Pompeii showing Alexander fighting king Darius III of Persia in the Battle of Issus
Źródło: tutaj

.

Komentarze 43 to “WŁADZA”

  1. Stanisław Błaszczyna Says:

    No i tak: tym, którzy akurat popierają władzę w danym kraju, mój wpis się nie spodoba. Natomiast tym, którzy są jej przeciwni – spodoba.
    Gdyby doszło do zmiany władzy, to wtedy tym pierwszym to, co napisałem o władzy by się spodobało, natomiast tym drugim – nie spodobało.

    PS. Mój wpis dotyczy uniwersalnych mechanizmów władzy i nie był pisany z myślą o żadnej konkretnej władzy, która obecnie sprawuje rządy w jakimś kraju. A że okazuje się adekwatny do obecnej sytuacji panującej na całym świecie? Cóż, dzięki niej te mechanizmy władzy stają się jeszcze bardziej widoczne.

    • małgosia Says:

      To mi przypomina takie zdarzenie sprzed kilku lat; idę ulicą i słyszę, jak jedna Pani tłumaczy drugiej (obie zbierają podpisy pod jakimś protestem), że ona nigdy nie interesowała się polityką, że to jest bagno, że zawsze była daleko, ale to co się teraz dzieje nie pozwala jej spokojnie na to patrzeć, i czuje, że musi zareagować, dlatego zbiera te podpisy. Głośna była wówczas pewna sprawa bulwersująca społeczeństwo. Pomyślałam, że zgadzam się z tą panią stuprocentowo. Też uważam, że nie można siedzieć cicho i trzeba zdobyć się chociażby na taki mały gest, aby móc spojrzeć sobie w twarz w lustrze (to też powtarzała ta kobieta). Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam, że pani optuje przeciwko temu, co dla mnie było (i jest) święte i dlaczego ja osoba apolityczna, trzymająca się z daleka od wszelkich ruchów zaczęłam uczestniczyć w manifestacjach. A zmierzam do tego, że obie uzasadniałyśmy dokładnie tymi samymi argumentami swoje przekonania, które były skrajnie odmienne. Pozdrawiam

      • Stanisław Błaszczyna Says:

        Niestety, podobnie jak władza, polityka korumpuje… nie mówiąc już o tym, że wielu ludziom rozum odbiera.

        Nie lubię być w tłumie, zwłaszcza w tłumie przenikniętym, czy też opanowanym przez jakąś ideę polityczną (zwykle „jedynie słuszną”) – gdzie hasła (odpowiedniki internetowych memów) zwykle zastępują ludziom myślenie.

        Generalnie nie ufam politykom, więc nie chcę (zwłaszcza manifestująco) głosić poparcia dla jakiejkolwiek partii politycznej, (za którą wcześniej czy później trzeba świecić oczami).

        W tym wszystkim rola obserwatora najbardziej mi odpowiada – zwłaszcza jeśli chodzi o kraj/kraje, w których nie mieszkam.
        (Niestety, jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, to już od dawna nie mam na kogo głosować.)

        • małgosia Says:

          Gdybyś wiedział, jak ja nie lubię tłumów, nienawidzę tego skandowania, tych wszystkich hałaśliwych urządzeń, a jednak jakieś sprzeczne zawładnęły mną uczucia, które nie pozwalały na bierność. Ja w moim kraju od dawna niestety nie głosuję za … ale przeciwko, bo jedna formacja wydaje mi się bardziej nieakceptowalna niż druga, choć o polityce zdanie mam tożsame, jak Twoje, o władzy też. Pozdrawiam

      • Anna Kołodziejska Says:

        Pani Małgosiu, bardzo ważną obserwację Pani poczyniła!!! Najważniejszą, bo od znalezienia wytłumaczenia tego fenomenu zależy to, czy kiedykolwiek jako cywilizacja wyjdziemy z powtarzania koszmarnego „dnia świstaka”. Dopóki nie zobaczymy, że po obu stronach sporu czy barykady, czy lufy stoją sami dobrzy, prawi, skrzywdzeni ludzie, którzy mają rację i nie mają już innego wyjścia niż bronić się, dopóty nie posuniemy się naprzód. Nie ma takiej potworności, której nie dopuści się dobry człowiek w imię dobra, prawdy, miłości i bezpieczeństwa. Jako psycholog zadałam sobie pytanie – JAK TO MOŻLIWE? i nie zadowala mnie odpowiedź „bo tacy są ludzie”. Żeby znaleźć odpowiedzi musiałam wyjść poza siebie i swoje poczucie krzywdy i racji. Nie sposób w tej ograniczonej formie komentarza wyjaśnić tego tak, aby nie strywializować, ale proszę – na potrzeby tego eksperymentu myślowego – przez chwilę założyć, że jedna wspólna rzeczywistość nie istnieje, natomiast łączy nas złudzenie, że wszyscy w niej uczestniczymy, tymczasem de facto każdy człowiek śni swoją indywidualną halucynację i jest nią tak zajęty, że nie jest zdolny zobaczyć nic więcej. Proszę na chwilę przyjąć taką przesłankę w rozumowaniu i sprawdzić, czy to szaleństwo masowe wokół nie stanie się trochę bardziej wytłumaczalne. Żeby posunąć się dalej, trzeba zapytać – od czego zależy treść indywidualnej halucynacji? Człowiek kreuje swoje wewnętrzne doświadczenie w procesie percepcji i ocen… te z kolei są determinowane przekonaniami, definicjami, tym co uznaliśmy za prawdziwe. Dużej części naszych przekonań nawet sami nie wybraliśmy… Proszę poczytać o Trójkącie Dramatycznym Karpmana – jest to podstawowy program wgrany nam w tej cywilizacji. Każda bajka, film, powieść, historia, relacja jest oparta na tym schemacie i jeszcze jednym – idei dobra i zła. Nie wiem, czy starczy Pani odwagi, aby wyciągnąć wnioski… ale to jest klucz do wybudzenia i uwolnienia się z cierpienia. Pozdrawiam serdecznie :)

        • Tess Says:

          Instynkt stada i myślenie grupowe odpowiada nie tylko za wiele zjawisk społecznych, ale i być może za kształt współczesnego państwa.

  2. Bogdan Kwiatek Says:

    W sprawie władzy?
    Jak mawiał poeta:
    „Na władze
    – nie poradzę!”

    Żyje już trochę. Parę partii i władz już przeżyłem, wiec pewnie miałbym coś do powiedzenia.
    Ale czy kogoś to obchodzi? (Poza Twoim wywołaniem do tablicy…)
    Myślę, ze w każdym przypadku, to kwestia ludzi. Jeśli są mądrzy i dobrzy, to niech rządzą choćby i całe życie. Ale z faktu, ze tacy są na początku – nie znaczy, ze będą przez cały ten czas. Dlatego w demokracji zwykle to jest dobre, że władza zwykle (no bo taka Rosja odstaje, albo post factum widać, jaka tam demokracja), jeśli co +/- 5 lat się wymienia. Albo weryfikuje. I to jest dobre!

    Choć jeśli weryfikować władze, ma tzw. lud niekoniecznie Boży, który:
    1/ mało się interesuje polityką i politykami, czyli nie ma zdania
    2/ ma mózg/i wyprane medialnym szumem, albo medialną propagandą
    3/ nie ma kary za brak udziału w głosowaniu
    == to czy jest dobrym „sędzią” w skądinąd swojej sprawie?!

    To tak na gorąco, by odbić piłeczkę. I coś powiedzieć pod tablicą!

    BTW Tak zwani „Wielcy” królowie – tez mieli „za uszami”. Vide Kazimierz Wielki, czy Konstantyn Wielki… aaa i Aleksander Wielki tez.
    Zwykle kilka kwestii (węzłów!) rozwiązali – jak na swoje czasy – świetnie, ale za kilka powinni mieć pewnie trybunały i dożywocia. Na pewno nie zrobili tego pokojowo. Ergo lepiej zmienić Wielki na Mocny…

    Stety lub niestety – jako jednak z wykształcenia filozof (choć wole o sobie mówić/pisać: historyk filozofii //starożytnej i średniowiecznej//)
    1/ unikam tłumów
    2/ jestem w materii polityki sceptykiem (realistą!) i minimalistą…
    3/ generalnie z zasady na tzw. (wirtualnych) platformach społecznościowych” na tematy polityczne W OGÓLE SIĘ NIE WYPOWIADAM!
    3b/ podobnie religijne
    3c/ podobnie rodzinne
    == jedynie podróżniczo – zawodowe.
    By pokazać piękno tego świata!

    Tak więc raczej tyle na ten temat…
    Serdeczności! –
    Jak zwykle
    Zdrowia – jak ostatnio!

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Jak widzę, jeśli chodzi o władzę/politykę, podzielamy sceptycyzm, bo jak sam to zaznaczyłeś, bliższe jest to realizmowi Jako filozof historii powinieneś też wiedzieć, że historia jest głównie (w swoim najistotniejszym zrębie) zbiorem mitów (domysłów/wymysłów/interpretacji/fikcji), które ewokuje taka a nie inna narracja. (Innymi słowy: fakty są podporządkowane narracji). Dotyczy to również (może nawet przede wszystkim ) władzy i władców. Wszyscy bujamy w obłokach/mgle mitów/fikcji, które sami sami sobie wymyślamy i wyobrażany (na co jesteśmy skazani nie mogąc ogarnąć wszystkiego, co nas otacza – o pewnej odpowiedz na klasyczny dylemat „D’où Venons Nous / Que Sommes Nous / Où Allons Nous” nie wspominając.

      https://wizjalokalna.wordpress.com/2014/02/08/mit-prawda-i-zmyslenie/

      • Bogdan Kwiatek Says:

        Chyba wiem i pamiętam, że historię zwykle piszą… zwycięzcy! A przez to jest ona po prostu jednostronna!
        20+ wieków to szmat czasu i mnóstwo wydarzeń, niekoniecznie dobrze wtedy udokumentowanych, przechowany do dziś. A już sam taki XX wiek – nawet tu do dziś chyba nie ma jakiegoś międzynarodowego kanonu wiedzy historycznej, przyjętej przez choćby 180 państw należących do ONZ w kwestii zdarzeń minionych. A z tych państw po 100 autorytetow…
        Skoro taki Putin w 2020 roku jest w stanie na forum międzynarodowym snuć nowe teorie nt. początków i przyczyn II WŚ!
        Czy już każdy może gadać co chce?!Papier jak wiadomo, ale i matryca bitowa również, a może jeszcze bardziej, bo za mniejsze pieniądze PRZYJMĄ WSZYSTKO!

        Ile z naszego tu rozważania zostanie za rok, 10 lat, albo… 80?! Kto to będzie chciał podnieść i ponieść? I dlaczego?
        To może inaczej.
        Czy widziałeś jakikolwiek film Apolonii Chalupec?
        A przecież ona zmarła w… bodaj 1996 (albo w 1986!)
        Nie żeby to był wyrzut! Sam nie oglądałem! A przecież była boginią (jak to ktoś gdzieś ładnie napisał 5 takich Scarlett Johansson) z ooo i tu lepiej, wszak polskiego pochodzenia: Natalią Portman. Wczoraj o niej czytałem na marginesie odnośników do życiorysu Heleny tzw. Modrzejewskiej (po tzw. Adolphie von Modrzejewskim). Swoją drogą, czy jest jakiś ruchomy obraz naszej najsłynniejszej aktorki przed.przedwojennej (znaczy przed I WS) coś jest w ogóle?! Choćby krótkie: „być albo nie być”
        A dziś mamy niepodzielnie lepsze narzędzia do szukania, a wcześniej dygitalizowania takich materiałów. Wszystko ku zbieraniu materiałów – dziś już historycznych.
        Mówiłem Ci, że jakiś czas temu oglądałem… egzekucję Leona Czołgosza na krześle elektrycznym (po zabójstwie prezydenta McKinleya). //ponoć pierwsza taka nagrana egzekucja! {{słaby obraz, daleko mu do „Oto Ameryka” z bodaj 1985+…}}//))

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Są ludzie, którzy zapisali się w historii i nawet jeśli się o nich zapomni, to będzie można dotrzeć do informacji o nich. Ale to jest taka maleńka garstka z tych, którzy żyli… Niestety, było wielu takich, którzy powinni być utrwaleni w historycznych annałach, ale ich nie tam zapisano i wszyscy o nich zapomnieli. Z kolei, znaleźli się tam tacy, którzy na to nie zasługiwali. Zapis historyczny niewiele ma wspólnego ze sprawiedliwością, a co gorsze: często nie ma wiele wspólnego z prawdą.

        • Bogdan Kwiatek Says:

          To drugie jest niestety bardziej… bolesne?
          I chyba każdy miał taką „lekcję” (oby nie była ostatnią i tą przy przejściu na inny etap), by wyciągnąć z niej naukę. Czy zrobił to? I czy innych widzi w ten sposób?
          Ano każdy jest na jakimś innym etapie percepcji rzeczywistości, jej oceny i dalszych działań.
          Choć każdy z tych etapów jest krokiem do dalszego i w jakiś sposób jednak obiektywnie ocenialny… dany pod ocenę.
          Być może tak jak człowiek stworzył różne miary i wagi
          Może należałoby przywrócić jakieś poczucie sensowności i bezsensu. Jakiegoś – najlepiej właściwego rzeczy – porządku, a mam wrażenie jakbyśmy od iluś lat byli w trakcie takiego przewartościowania rzeczy! /jak nie przymierzając teoretyczne przebiegunowanie Ziemi!/
          I wracając do polityki – kiedy wreszcie polityk jeden z drugim przyłapany na kłamstwie, oszustwie, draństwie – przykładem ludzi honoru sprzed lat – „odda klucze” /ze nie powiem dosadniej!/
          Kiedy?

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          – Czy wyciągamy naukę z historii? Sprawa dyskusyjna. Człowiek ma tendencję do powtarzania tych samych błędów – być może dlatego, że jego natura pozostaje w zasadzie niezmienna (co jest związane z genami – uwarunkowaniami psychologicznymi, neurobiologicznymi…)

          – Nasza percepcja rzeczywistości jest chyba (nadal) bardziej jej interpretacją, niż poznaniem. Jestem sceptyczny wobec ludzkiej zdolności stworzenia tzw. Teorii Wszystkiego. Innymi słowy: człowiek nie jest w stanie ogarnąć swoim umysłem tego wszystkiego co go otacza (Universum, Kosmosu, Absolutu, Boga…)

          – Wydaje mi się, że trudność poznania/uznania/poczucia Sensu związana jest z ludzkim ograniczeniem, o którym napisałem powyżej. Przy czym, mniej więcej do czasów tzw. „Oświecenia” (muszę przyznać, że z czasem ta nazwa zaczęła mi się wydawać coraz bardziej ironiczna ) człowiek znajdował Sens w porządku metafizycznym (czyli poza sobą); w miarę tzw. „postępu” cywilizacyjnego (nastanie epoki przemysłowej) pojawił się odrzucający metafizykę (również Boga) materializm, i wtedy Sens stał się czymś bardziej „przyziemnym” (rozwój ekonomiczny, w którym miejsce Boga zastąpiono kapitalistycznym Zyskiem; dalej: konsumpcja, hedonizm… czyli próba znalezienia tego Sensu w sobie). Tak więc nastąpiło „przebiegunowanie” (aksjologiczne) Ziemi, ale czy to jest ten „właściwy” porządek rzeczy? Czy w ogóle Rzecz może nam dostarczyć Sensu? Ja w to wątpię.

          – Honor, czy też poczucie wstydu wśród polityków, to niezwykle rzadki ptak.

        • Bogdan Kwiatek Says:

          Znów (niestety?) pełna zgoda!
          Choć powinienem się nie zgodzić z czymś, by dialog i wymiana myśli miała sens… przez małe „s”.
          Przy różnych podsumowaniach zapominamy o naszej ułomności ogarniania wszystkiego. I bardzo często stosujemy klasyczny błąd: „pars pro toro” zastąpienie całości częścią…
          Żeby uzmysłowić znaczenie tego błędu na przykładzie geograficznym (z Twojego podwórka):
          Zdanie: „byłem w Chicago” – jest prawdziwe. Ale ono suponuje, że „znam Chicago”. Ale zarazem może powinienem dla jasności dodać: „znam w 10% Chicago”
          Albo w związku z dynamiką tematu: „znałem kiedyś Chicago”, a ono (to Twoje miasto) wszak jak wszystko się zmienia! (Choć można pogłębiać wiedze historyczną różnych detali /ostatnio czytałem o Targach EXPO z 1893 i przełomowych zdarzeniach!).

          A przecież historia 2000 lat całego świata jest nieporównywalnie większa i bogatsza! I do niej trzeba byłoby stosować te terminy:
          „Znam 0,01% historii świata”, albo „część przekazów o niej” może dosłownie pare mitów, bo czy one (te historie są obiektywnie prawdziwe, albo chociaż prawdopodobne?) to pewności nie mamy i być może nie będziemy mieć! I powinniśmy nauczyć się żyć z poczuciem „niewiedzy wszystkiego, pomimo postępu wiedzy w każdym zakresie”… ???
          Choć ciekawe są różne badania porównawcze, poczynając od tych o uniwersum – gdzie fizycy teoretyczni pokazują na modelach (czyli podają prawdopodobieństwo i spójność modelową) tego, co się zdarzyło ułamki sekund po Wielkim Wybuchu!
          Badania dendrologiczne, badania organizmów metodą aktywnego węgla, nowych źródeł (właśnie odnaleziono nowelę matki Sienkiewicza nt. mody i moralności połowy XIX w. /chyba tytuł: „Jedynaczka”).

          Czy to wszystko (a pewnie i więcej!) tworzy jakąś zbiorową świadomość? Z której powinniśmy czerpać? I jakieś gremium/autorytet/algorytm/skala / aplikacja…
          mogłaby opisać – jak analityka krwi – że mamy np. 25% człowieczeństwa w sobie?

  3. Mike Sikora Says:

    @Bogdan Kwiatek – Jednym słowem, z wiekiem dochodzimy do wniosku:
    „wiem, ze nic nie wiem.”

    • Bogdan Kwiatek Says:

      Rzekłbym nieco inaczej:
      Ucząc się /czytając klasyków – dowiadujemy się, że był taki filozof (ojciec etyki), który rzekł „scio nescio” (choć po grecku to raczej: Ξέρω ότι δεν ξέρω 🙂 ).
      A z wiekiem przekonuję się/może i my przekonujemy się, ze… miał racje.

      Innymi słowy: pokora epistemologiczna nigdy nikomu nie zaszkodziła. Metodologicznie dobrze jest powiedzieć, że to co widzę i uznaję swoimi zmysłami – i przetwarzam swoim umysłem – jest z jakiegoś „punktu widzenia”, a nie koniecznie ze wszystkich.
      Chyba, że to jest proste równanie matematyczne i raczej z każdego punktu odniesienia 2+2 jest zawsze 4! 😉

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      @Mike Sikora: „Jednym słowem, z wiekiem dochodzimy do wniosku: ‚wiem, że nic nie wiem.'”

      Można też inaczej: im więcej wiemy, tym bardziej się przekonujemy, że nic nie wiemy 😉

      Albo jeszcze inaczej: im więcej wiemy, tym bardziej uświadamiamy sobie to, jak (dzięki temu) poszerza się zakres naszej niewiedzy.

      To wygląda na paradoks, a tak naprawdę jest po prostu przyznaniem się do naszej niewiedzy.

  4. Stanisław Błaszczyna Says:

    @Bogdan Kwiatek – Ludzkość osiągnęła sukces cywilizacyjny (choć samo określenie „sukces” można tu poddać dyskusji) m.in. dzięki kumulacji – i wykorzystaniu – wiedzy posiadanej przez poszczególnych ludzi – i w jakimś sensie ta wiedza zbiorowa jest jednym ze składników czegoś, co można nazwać świadomością zbiorową.

    Jednak najważniejszą cechą tej świadomości nie jest wiedza, a wyobrażenie – coś, co pozwoliło ludziom tworzyć coraz większe społeczności/plemiona/narody za pomocą fikcji, którą te grupy wygenerowały, rozpowszechniły, przyjęły – i w którą to fikcję gromadnie uwierzono – i się jej podporządkowano. Innymi słowy: największym i najskuteczniejszym spoiwem ludzkiej cywilizacji okazała się fikcja, rozumiana tutaj jako coś wyobrażonego/wymyślonego – ale (co należy podkreślić) niekoniecznie fałszywego.
    Innymi słowy: mitologizacja – wraz ze stworzeniem struktur wyobrażonych – okazała się niezbędnym warunkiem powstania i rozwoju ludzkiej cywilizacji i kultury. (Sama kultura jest per se „maszyną” służącą do generowania mitów).

    Ten mechanizm rozwoju (tworzenia się i spajania) cywilizacyjnego trwa do dzisiaj. Nadal tworzymy, wierzymy i poddajemy się fikcji (czyli czemuś przez nas wyobrażonemu/wymyślonemu), do czego można zaliczyć nie tylko wszelkie ideologie i religie, ale i takie twory ludzkiego umysłu, jak ustroje państwowe (państwo, władza), systemy ekonomiczne (wliczając w to pieniądze, kapitał i banki), systemy etyczne czy prawo.

    A jeśli chodzi o wiedzę? Nastąpiła bardzo wysoka specjalizacja – i wiedza w każdej dziedzinie niebywale się rozrosła. Żaden (indywidualny) ludzki mózg nie jest w stanie tego przyswoić i ogarnąć, ale ludzka zdolność do współpracy i dzielenia się tą wiedzą pozwala na spektakularny pęd do przodu (rozwój przeróżnych technologii, systemów komunikacyjnych, cybernetyki, genetyki, bioinżynierii… etc).

    Z tym, że nadal nie wiemy, GDZIE tak pędzimy… i PO CO?
    Nadal nie mamy pojęcia jakie łóżko sobie ścielimy.
    Czy na pewno ten – stworzony przez nas w przyszłości – Nowy Świat będzie taki Wspaniały?
    Niestety, bardzo w to wątpię.

    • Bogdan Kwiatek Says:

      Poruszasz kilka i różnych kwestii. Trudno odpowiedzieć na nie w sposób cokolwiek wyczerpujący.

      1/ Fikcja. Czym ona jest? Modelem jakiegoś wycinka rzeczywistości, do którego dążymy?
      Czy nie przeciwieństwem prawdy? Tym jest generalnie fałsz.

      Prawda dotyczy teraźniejszości i przeszłości. Fikcja zasadniczo przyszłości. A to jakoś rozdzielne światy. Nie można za bardzo orzekać prawdy o przyszłości. Może być tylko prawdopodobieństwo. Nawet proste zdanie, ze „ludziom wyrosną skrzydła” no nie jest generalnie do zaprzeczenia i potwierdzenia. To że nikomu (chyba?) nie wyrosły, nie znaczy, ze to się nie stanie.

      2/ IMHO prawo w sensie „kodeks prawny” ma swój źródłosłów w słowie prawda. (Bo niekoniecznie chodzi o prawo-lewo!)

      I ta świadomość zbiorowa – o której piszesz – to raczej jest kanon prawd i zasad, które fundują /stanowią szeroki fundament jakiejś społeczności. Czyli suma zasad i prawd doświadczanych w przeszłości i rzutujących na przyszłość.

      1b/ Fikcja… jest tym planem, który wyrasta z tej podstawy i ją przekracza.
      Te wszystkie modele, wizje, fikcje wylatują daleko poza podstawę (jeśli jest płaszczyzną) jak materia wyrzucana podczas wybuchu (może i Wielkiego Wybuchu).

      2b/ dopóty budynek stoi, dopóki środek ciężkości nie pada poza podstawę (była taka zasada). Ale biorąc pod uwagę dodatkowe siły nacisku (jakiś permanentny napór wiatru, albo fal morskich) można wyobrazić taki obiekt zbudowany inaczej, gdzie jednak ta zasada (może z ruchomym środkiem ciężkości) nadal obowiązuje.

      3/ czasami trzeba się oddalić, by z większego dystansu zobaczyć obowiązywanie zasad.

      4/ ale łamanie zasad, albo ich fałszowanie – to IMHO zawsze sprowadzanie sobie na głowę nieszczęścia… jak na przykład: budowanie domu na skarpie w Kalifornii. To tylko kwestia czasu, gdy będzie podobny do „kościoła” w Trzęsaczu…

      W ramach jeszcze definiowania pojęć: „wiedza” i „fikcja”, bo dobrze się zawsze poruszać w zdefiniowanym obszarze…
      Chyba „fikcja” tez może dotyczyć przeszłości.
      Myślenie w stylu: „co by było, gdyby” to właśnie taka fikcja dotycząca przeszłości.
      A przeszłość w przeróżny sposób tez można fałszować. Przemilczając źródła, modyfikując je. Zaprzeczając im. Wymyślając nowe…

      Fałsz (i fikcja) ma mnóstwo metod i narzędzi. Spróbuj podać dystynkcje obu tych – jakby nie patrzeć – synonimów: fikcja i fałsz.
      A prawda?
      Albo jest, albo jej nie ma.

      • Stanisław Błaszczyna Says:

        Dzięki za komentarz. Postaram się odpowiedzieć na niego szerzej, ale na razie chciałbym napisać, co ja rozumiem (w tym moim poście) przez fikcję. Otóż niekoniecznie jest ona fałszem (nieprawdą), jest natomiast tym, co jest wymyślone – coś co powstało w ludzkiej wyobraźni (i oczywiście: możliwe, że dotyka – lub zawiera w sobie elementy – Prawdy).

        W tym sensie/rozumieniu fikcją są dla mnie „wszelkie ideologie i religie, jak również takie twory ludzkiego umysłu, jak ustroje państwowe (państwo, władza), systemy ekonomiczne (wliczając w to pieniądze, kapitał i banki), systemy etyczne czy prawo.”

        Tom jest ważne dla zrozumienia tego, co napisałem.

        UZUPEŁNIENIE:

        Jak pojmuję fikcję?
        W moim rozumieniu wracam do źródeł/korzeni tego słowa: fingo (język łaciński);
        czasownik, znaczenia:

        (1.1) tworzyć, kształtować[1]
        (1.2) myśleć, przedstawiać[1]

        Czyli niekoniecznie fałszować, kłamać, odrzucać prawdę, tworzyć złudę…
        Czyli w moim rozumieniu fikcja jest kreacją wyobraźni (i nie uważam jej za coś pejoratywnego… wręcz przeciwnie.

        Od dawna zresztą doceniam (uznaję) znaczenie mitu w ludzkiej kulturze:
        https://wizjalokalna.wordpress.com/2014/02/08/mit-prawda-i-zmyslenie/

        • Bogdan Kwiatek Says:

          Myśle tu – może tego nie powiedziałem wprost – ale o pladze współczesnych czasów /takiej – tu ukuwam nowe pojęcie: „Najnowożytności” / liczonej/liczonych od początku XXI wieku (może od 9/11), gdzie fake newsy zaczynają królować w poważnych nie bulwarowych, brukowych czy tabloidalnych mediach.
          Zaczynamy żywić się fikcją i fałszem.

          A mamy ze 3 duże i podstawowe zagadnienia związane bezpośrednio z egzystencją gatunku ludzkiego:

          1/ wirusy, a szczepionki
          2/ 5G i moc nadajników, a wpływ na występującą w ich zasięgu populację.
          3/ wojny ekonomiczne o strefy wpływów (i ich bitwy jak chirurgiczne operacje)

          Wszystko w sosie teorii spiskowych (fikcyjnych do czasu przyjęcia za prawdę!) /czyją prawdę? Jak powszechna? Jakim autorytetem potwierdzoną?

          I cała masa opcji i możliwości?
          Badania przeszłości, w kierunku rozwiązania przyszłości:

          Być może kiedyś szczepionki były „czyste” na miarę wiedzy ówczesnych czasów. Ale, gdy zbadano ich skutki uboczne, może ktoś doszedł do wniosku, ze mamy świetne narzędzie do… kontroli społeczeństwa?
          Fikcja czy… możliwość?

          Wirus COVID-19 wylał się „naturalnie” z bazaru Wuhan, czy „sztucznie” z laboratorium w Wuhan?
          To dość ważne pytania…

          W filozofii czy epistemologii, każdy byt/zdarzenie można, a nawet trzeba było opisać wg zasady: geneza – struktura – funkcje.
          I to pomaga/ło zrozumieć istotę danej rzeczy.
          A my, w przekazie medialnym (papce?) co dostajemy?!?
          Hipotezy?…
          Fikcje
          Fake newsy?

          Jeżeli można zafałszować fakty: słowa, obrazy, dźwięki! To w którym miejscu rozwoju cywilizacji jesteśmy?
          Za kradzież chleba Irlandczyków wysyłano w XIX w. do Australii.
          Dokąd wysłać tych, co kradną prawdę?!?!

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Na razie tylko jedna taka myśl: właśnie to, że genetycznie jesteśmy zaprogramowani tak, by wierzyć w fikcje (co było ważne i chyba niezbędne do stworzenia i rozwoju ludzkiej cywilizacji) powoduje, że ludzie wierzą teraz w największe bzdury, teorie spiskowe, wymysły chorych umysłów i różnych cwaniaków manipulującymi ludzkimi umysłami w celu osiągnięcia pewnych celów – albo choćby tylko po to by zamieszać, wzniecić chaos, rozsiać dezinformację… – co też jest doskonale widoczne na tym naszym kochanym Fejsbuczku.

        • Bogdan Kwiatek Says:

          Genetycznie to znaczy jak?
          Żebyśmy tu nie mitologizowali! Że to niby jakiś aksjomat i algorytm, że coś musimy?

          Już starożytni…
          Sokrates głosił intelektualizm etyczny – czyli, że jeśli wiem, co jest dobre (czym jest dobro, a nawet CO JEST DOBREM WSPÓLNYM!) to jesteśmy zobligowani, by je (to dobro) czynić.
          Gdy tymczasem z kolei Owidiusz był bliżej prawdy, mówiąc swoje: „video meliora…” „widzę, co jest dobre, a podążam za złem /czymś gorszym („deteriora”)

          FB jako firma prywatna robi co chce i jak chce. Niekoniecznie licząc się ze zdaniem swoich userow. Raczej ze słupkami i mitycznymi trendseterami i tajnymi sponsorami, którzy maja szerszy dostęp do naszych danych (podając na talerzu rożnym służbom itp).

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Genetycznie jest zaprogramowany nasz mózg – czyli niejako zaprogramowany jest sposób w jaki ten mózg funkcjonuje. Tak więc, zdolność do wiary w fikcję (świat wymyślony/wyobrażony) jest dziedziczona tak samo, jak np. instynkty. Tak mi się wydaje. Zważ, że dziecko uczy się świata właśnie dzięki (tworzącej fikcje) wyobraźni – bawiąc się, odtwarzając różne role, przeżywając bajki… etc. Ta właściwość w pewnym sensie zostaje z nami przez całe życie dorosłe. (stajemy się po porostu dużymi dziećmi 😉) Funkcje bajek pełnią dla nas wtedy np. literatura czy filmy, jak również wierzenia religijne, czy ideologie… albo np. teorie spiskowe czy astrologia 😉. (Nie chcę tu jednak urażać osób wierzących, więc niech takie osoby, zamiast o swojej religii, pomyślą np. o wierzeniach religijnych, których one nie podzielają – np. Indusów, plemion afrykańskich, Indian czy Aborygenów).

          Moim zdaniem rację miał zarówno Owidiusz, jak i Sokrates: jesteśmy zobligowani, by czynić dobro (jeśli wiemy czym ono jest; ja bym dodał: albo kiedy sami uznajemy, że coś jest dobrem), ale często tego dobra nie czynimy – z różnych powodów (ze słabości, lenistwa, strachu, zaniechania, chęci osiągnięcia własnej korzyści kosztem innych… etc.)
          Zawsze to możemy „zwalić’ na naszą niedoskonałość 😉.

  5. Bogdan Kwiatek Says:

    Otóż myślę, że między kreacją a fałszem istotną różnicą jest… intencja.
    Jeśli tworzyłbym kopię oryginału „Mony Lisy”, by ją traktować jak oryginał i sprzedać po cenie oryginału, to taka fikcja / takie fałszerstwo jest kłamstwem!

    A jak oceniać codzienne wiadomości różnych mediów, które są manipulacjami?
    Coś przemilczają… Coś przedstawiają w innym świetle…
    Coś i po coś! Jest w tym jakiś cel.

    Na marginesie:
    Trudno z Tobą polemizować! Na każde hasło lub zdanie masz całe rozdziały napisanych wcześniej tekstów
    I jedna odpowiedz mnoży następne pytania i kwestie…
    Neverending story!
    Ale mam nadzieje, ze przybliżamy się do… prawdy

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Jednym z warunków przybliżenia się do prawdy (nie wspominając już o jej poznaniu) jest porządkowanie swoich myśli – a tym właśnie jest (co zauważył choćby Schopenhauer) rozmowa (ja nazwałbym ją też „czesaniem myśli” ;))

      • Bogdan Kwiatek Says:

        Pełna zgoda! W skrócie: PZ!
        Chyba trzeba zacząć każdą kwestię od definiowania, ale i od wprowadzania skrótów, a może i numerów. A i je nazywać. Byśmy mieli i grzywkę i dookoła uszu ładnie obrobione
        Q = questio
        D = dylemat
        Itp.

        Taki Arystoteles, ale i Tomasz z Akwinu mieli swego rodzaju metodę w pisaniu traktatów „De… np. anima”, gdzie
        Rozmawiali / prowadzili dialog – sami ze sobą i/lub patrzyli z kilku punktów widzenia, czym uprawdopodobniali rozwiązanie zagadnienia…
        Sed contra
        Sed etiam

        Ps. Bliżsi mnie są filozofowie geograficznie i czasowo odleglejsi niż ci „bliżsi”…

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      To wszystko napisałem wczoraj, ale dochodzenie do tych myśli trwało oczywiście znacznie dłużej, w miarę jak coraz bliżej przyglądałem się różnym mechanizmom władzy.

      • Marek Marcin Grudzień Says:

        Wydaje mi się, że pański wpis, opinia, odnosi się do takiej sytuacji, gdy władza jest po jednej stronie, a społeczeństwo po drugiej.
        Tak jednak nie jest w przypadku tzw. demokracji zachodniej.
        Tutaj zawsze część społeczeństwa opowiada się za władzą, a część jest przeciw.
        Raz władza ma dużą przewagę, a raz minimalną (jak obecnie w Polsce).
        Dlatego chyba nie do końca uzasadniona jest taka generalizacja.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Myślę, że ZAWSZE władza jest po jednej stronie, a społeczeństwo – po drugiej, nawet w przypadku demokracji zachodniej. (Świadczy o tym choćby oczywisty podział na tych, którzy rządzą i na tych, którzy są rządzeni – te grupy nigdy nie są tożsame, nawet w tzw. „demokracji” zachodniej).
          I ten podział zawsze z czasem coraz bardziej się wyostrza i pogłębia. A kiedy tak się dzieje, to – jeśli działają mechanizmy demokratyczne – społeczeństwo jest w stanie taką grupę/rząd wymienić (Dokładnie po to – i dlatego, że tak się dzieje – taki mechanizm został stworzony).
          Rzeczywiście – w demokracjach zachodnich jest to (ciągle) łatwiejsze, niż w przypadku rządów autorytarnych – dlatego moim zdaniem demokracja jest ustrojem lepszym, choć oczywiście podatnym na erozję i niedoskonałym.
          PS.
          Nie wiem co Pan ma na myśli, pisząc, że „nie do końca uzasadniona jest taka generalizacja”.
          Do którego mojego stwierdzenia to się odnosi, bo jest ich kilkanaście i dotyczą one różnych spraw i tematów.

        • Marek Marcin Grudzień Says:

          Generalizacja jest to stanowisko, które stawia – zawsze – władzę i społeczeństwo po dwóch stronach.
          Tak nie jest, gdyż władza posiada swoich nie tylko i nie tyle wyborców, co zagorzałych fanów, żeby nie powiedzieć fanatyków.
          W konkretnym czasie historycznym, raz jeden obóz sprawuje władzę, a raz drugi.
          Z tym, że przez obóz polityczny rozumiem partię lub koalicję dzierżącą rządy, wraz z ich „wyznawcami”, czyli częścią społeczeństwa.
          Ci wyznawcy będą stali za swoją władzą wbrew wszelkim okolicznościom i faktom.
          Tak wygląda model sekciarski, czyli model partyjny.
          Dlatego wobec tej rzeczywistości, nie jest uzasadnionym stawianie władzy naprzeciwko społeczeństwa.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          – Fani władzy nie stanowią władzy

          – Czym innym jest obóz polityczny (partia, koalicja) wraz z ich „wyznawcami”, a czym innym są władze, czy też raczej rząd, który sprawuje władzę.

          – Nawet w obrębie tej samej partii („sprawującej władzę”) są ludzie, którzy mają władzę (czyli rządzący) i ci, którzy są tylko członkami partii, bez większego wpływu na decyzje rządu czy tzw. partyjnej wierchuszki. Zapewne zna Pan sposób w jaki funkcjonował system władzy w PRL-u, o obecnych Chinach nie wspominając – a to tylko jaskrawe przykłady tego, że komitet partyjny (czyli władza) zawsze stoi po innej stronie, niż szeregowi członkowie partii, którzy mogą się z decyzjami komitetu partyjnego zgadzać, albo i nie – jednak rzadko mają wpływ na jego decyzje.

          – Te argumenty, które Pan podaje jeszcze mocniej potwierdzają moją tezę, że władza i społeczeństwo zawsze stoją po innych stronach (zwłaszcza władza „partyjna”, która ma swoich fanatyków, jest rodzajem sekty – z jednej strony; i reszta społeczeństwa, która owego sekciarstwa nie podziela, jak również większość społeczeństwa, która nie jest „partyjna” – z drugiej).

  6. Ela Says:

    Jakiś czas temu natknęłam się na którymś z blogów na ciekawą myśl, być może powiedział to któryś z Was obu. Cytuję „Dno, do którego dotarła zachodnia cywilizacja, jest tak grząskie, że nawet nie ma się jak od niego odbić. Pozostaje nam jedynie stanąć na wzgórzu i patrzeć na tę piękną katastrofę. Dostąpiliśmy zaszczytu obejrzenia jedynego w swoim rodzaju spektaklu – wielkiego finału, którego klamrą spinającą jest SŁOWO. Ono zapoczątkowało nasz świat i – zmanipulowane – doprowadza go do końca.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Nie, to nie był nikt z nas. To jest wypowiedź Bogusława Jeznacha, który zresztą kończy swój tekst tak:
      „A może jednak nie? Może uda nam się uwolnić słowa z więzów zakłamania i przywrócić im ich pierwotne znaczenia? Jest taka nadzieja, jeśli tylko się postaramy i zaczniemy od tego, co sami mówimy i piszemy. Bo – jak powiedział Mahatma Gandhi – to my sami powinniśmy być zmianą, którą pragniemy ujrzeć w świecie.”
      Brzmi to trochę idealistycznie, ale mimo to prawdziwie, bo przecież, jak ktoś powiedział „Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od pościelenia swojego łóżka”.
      Szkoda tylko, że nawet takie mądrości (dość praktyczne zresztą, proste i przyziemne) stają się w dzisiejszym świecie internetowym memami, które jednak – poprzez swój automatyzm i papugową powtarzalność – są zaprzeczeniem jakiejkolwiek głębszej refleksji.

  7. BEZ SZUMU HUSARSKICH SKRZYDEŁ – o książce Adama Leszczyńskiego „LUDOWA HISTORIA POLSKI” | WIZJA LOKALNA Says:

    […] tych oto przemyśleń, podgrzewając moje zainteresowanie przeszłością i mechanizmami działania władzy, której przecież – i to bez względu na jej formę i osadzenie w czasie – nigdy nie byłem […]

  8. KIEDY RZĄD JEST TWOIM WROGIEM – o książce Howarda Zinna „Ludowa historia Stanów Zjednoczonych” | WIZJA LOKALNA Says:

    […] warunków pracy, prawa kobiet… Sam nienawidzę wojny, darzę głęboką niechęcią militaryzm, żywię podejrzenia wobec każdej władzy, odrzucam akceptację imperializmu i kolonializmu, uważam za zbrodnię podbój innych państw i […]

  9. PEŁZAJĄCY TOTALITARYZM | WIZJA LOKALNA Says:

    […] stadną tudzież samą naturę władzy (tutaj polecam to, co kiedyś na ten temat napisałem: TUTAJ), coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że prędzej czy później ludzkość opanuje […]

  10. Krystyna Arthur Says:

    Hmm. Władza która nie ma respektu, czyli oparta na przemocy, nie na prestiżu I autorytecie… podział na my i oni, korupcja, propaganda, oraz powoływanie się na nadprzyrodzone źródło praw do rządzenia poddanymi… Ale jak się tak przyjrzeć stadnym/społecznym zwierzętom… no cóż… najsilniejszy, agresywny samiec podporządkowuje sobie siłą resztę stada.

    Ale jest nadzieja. Zaobserwowano wśród szympansów i pawianów niedawno temu, że kiedy agresywny Alfa samiec zginie, najstarsza rangą samica przejmuje pozycję przywódcy grupy. I już nie dopuszczają żadnego samca do władzy. U pawianów zaobserwowano grupę spuszczająca solidne lanie brutalnemu samcowi, po czym był on zdetronizowany, odsunięty na ubocze.
    Wygląda na to, że również sarny odmawiają posłuszeństwa, kiedy zachowania jeleni są zbyt agresywne.
    PBS miało dokumentalny serial o losach takiego stada saren. Najstarsza rangą sarna zdetronizowała jelenia Alfa… Taki matriarchat jest bezpieczniejszy dla małych i młodych zwierząt. Incydenty poważnych obrażeń i śmiertelność noworodków spadła poniżej 50 % i zwierzęta żyły o wiele dłużej …
    A zatem przywódcy będący autorytetem i cieszący się prestiżem obdarzani są zaufaniem I poparciem społeczeństwa. Chociażby, dla przykładu. królowa Elżbieta… 70 lat na tronie.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Właśnie, to jest ciekawe w jakiej relacji nasze zwierzęce instynkty i zachowania są z wypracowaną przez nas kulturą, etyką i hierarchią wartości. I jak potoczyłaby się nasza historia -(czyli jak przebiegał rozwój cywilizacji) gdyby we władzach dominowały kobiety? Czy byłoby po prostu lepiej? (Lubię kobiety więc skłaniałbym się ku odpowiedzi twierdzącej.

      • Krystyna Arthur Says:

        MATRIARCHAT podobno,panował przez tysiące lat… tzw. animal husbandry, czyli hodowcy udomowionych zwierząt, dal początek patriarchatu… w Ameryce. Pueblo Indianie żyli w,matriarchacie, a Indianie prerii, wojownicze plemiona… patriarchat.
        Ale Indianie rejonie wielkich jezior żyli w tzw. Długich Domach, przez stulecia i decyzje były podejmowane przez radę starszych kobiet…
        Tak że wiemy, lub myślimy że wiemy jak to jest…

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Raczej „podobno” i „myślimy, że wiemy jak to jest [było]”.

          W większości przypadków możemy tylko przypuszczać, jak wyglądały systemy (ustroje) społeczne w przeszłości, zwłaszcza jeśli nie ma żadnych przekazów pisanych czy dostatecznej ilości artefaktów archeologicznych – rzeczy, które przetrwały do naszych czasów – pozostałości po dawnych cywilizacjach czy społecznościach, w jakich żył człowiek.
          Tak wiec, w większości to są hipotezy. Tak jest zwłaszcza w przypadku matriarchatu, który błądzi obecnie w naszych głowach bardziej w sferze mitów, niż jest domeną solidnej naukowej wiedzy. I nie chodzi mi tu tylko o Amazonki 😉

          W naszych współczesnych wyobrażeniach matriarchatu sporo jest romantyzmu, wpływ na to wyobrażenie mają także ideologie (np. feminizm), nie mówiąc o subiektywnych widzimisiach historyków i naukowców, którzy to badają.

          To prawda, że wiele możemy wywnioskować z tego, co przetrwało do naszych czasów (vide: kultura/obyczaje/struktura społeczna rdzennej ludności, która przetrwała na różnych kontynentach – w różnym zresztą stopniu – zderzenie z naszą zachodnią cywilizacją) ale im dalej w przeszłość, tym więcej niewiadomych.


Co o tym myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: