Dzisiaj spostrzegłem, że na mojej półce z książkami tomik wierszy Wojaczka stoi tuż obok zbioru poezji księdza Twardowskiego.
* * *
Ty, mój Kochany, który bożą krówkę
wynosisz pod niebiosa
a na łące spotykasz świętą Agnieszkę
I Ty, mój Jedyny,
co wyjadasz bród zza paznokci
i spijasz miesięczną krew
Mówicie do mnie jeden przez drugiego
– czasem słyszę szept a niekiedy krzyk
Strasznie jesteście podobni
w tym niepodobieństwie swoim
czasem nawet nie wiem, który z Was to mówi:
„Podaj mi rękę z gwoździami pośrodku” (T)
„Dziewczynki w sukienkach od pierwszej komunii” (W)
Albo:
„Wszystko na pysk zbity wali się bez Ciebie” (T)
„Ale ja wiem o Tobie, to znaczy, żeś jest” (W)
Choć już na pamięć znam te Wasze słowa:
„Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”
„Kochajmy się Ty wciąż na nowo śmierć mi śnij”
I wiem doskonale, które serce tak zabolało
i w czyją ranę wsączył to strach
Ty, który chciałeś ukrywać
nagość przed wzrokiem naszym
i otaczać ją milczeniem
I Ty, który kość ogonową
odrąbywałeś a nożyczkami od naskórków
wypreparowałeś srom
wyłupiłeś oczy
a na widelec ponawijałeś kiszki
Dla Was obu ciało było światynią
przypominającą dom boży i rzeźnię
I Wasz ból był podobny
choć jeden z Bogiem
a drugi bez Boga
Jeden klęczy przed ołtarzem Matki
boskiej bez wątpienia
i modli się za nami wszystkimi
Drugi ogląda wystawę z kiełbasą
swoją matką jadalną
i czuje, jak mu cieknie
ślina, krew i sperma
Obaj połączeni głodem
metafizyki, ducha…
serca, żołądka i jąder
spleceni w istnieniu
jak z bluźniercą ksiądz
Ty, mój Kochany, który pochylasz się nad cierpiącymi
chwytając się przy tym teologii za rękę
I Ty, mój Jedyny,
co wdychasz smród z włochatego łona
i ostrzysz nóż na kamieniu serca
Obaj jesteście we mnie
a ja jestem w Was
Już się nie kłócicie
o palmę pierwszeństwa i sromotny koniec
więc dobrze mi z Wami
jak podróżnemu z ogniem i wodą
jak ciału z winem i krwią
jak wieczności ze światłem i mrokiem
jak głowie z myślami, które rodzą się i mrą
Aniele stróżu
mój
Aniele zagłady
jesteście tym samym przeznaczeniem
choć różną macie postać
Prowadząc do kresu
gdzie wszystko
i nic
* * *
Ilustracja: kolaż obrazów El Greca (Cristo en la cruz) i Fantin-Latoura (Un coin de table). (Zdjęcia i kolaż własne.)
14 września, 2010 o 7:52 pm
Pierwotna wersja tego wiersza ukazała się jakiś czas temu na moim pierwszym blogu BRAIN GRAFFITI. W związku z tym, że wiąże się on tematycznie z poprzednim wpisem o „poetach przeklętych”, postanowiłem go tu przypomnieć. Przy okazji zamieszczam fragment wypowiedzi Sarny, która wówczas tekst ów skomentowała (bo uważam, że warto) i moje dla niej odpowiedzi:
18 września, 2010 o 11:12 am
Kątem oka przeczytałam u siebie w linkach tytuł Twojego wpisu jako „Twarożek z winiaczkiem”, co mną lekko wstrząsnęło :) to na pewno podświadome skojarzenie, które odwołuje się do moich traum z dzieciństwa.
U mnie na półce Wojaczek stoi obok Baczyńskiego, a Twardowskiemu towarzyszy Iłłakowiczówna, oba sąsiedztwa są przypadkowe, ale adekwatne.
Do poezji ks. Twardowskiego, mam wrażenie, brak mi jeszcze dojrzałości, jakby moje uznanie dla Wojaczka było dowodem, że za bardzo zależy mi jeszcze na odkrywaniu goryczy świata, za mało we mnie empatii dla ludzi, żebym mogła naprawdę docenić Twardowskiego.
A Twój wiersz boję się komentować, nie potrafię obejmować myślą poezji. Kiepsko idzie mi nawet „wczuwanie” się w wiersze, jeżeli jakaś linijka naciśnie właściwą strunę, uważam, że coś tam w poezji dostrzegłam. A zwykle nie dostrzegam nic, chociaż staram się niektóre wiersze przełożyć w coś osobistego.
Więc pozostaje mi jedynie wyrazić uznanie dla Ciebie i tego, co pozwala Ci na napisanie takiego tekstu.
18 września, 2010 o 12:00 pm
„Twarożek z winiaczkiem” No, no… nieźle :)
Ale żeby twarożek wywoływał traumę? Chociaż, właściwie… czemu nie? Ja np. pamiętam traumę tranu i… buraczków ćwikłowych, które zresztą teraz bardzo lubię :)
W poezji ks. Twardowskiego też jest pewna gorycz, ale – jak to poniekąd zasugerowałaś – jest w niej także wiele empatii, współczucia dla ludzi i po prostu takiej zwykłej ludzkiej dobroci. Jest też melancholia, ale melancholia spokojna, stonowana, nie tak ciemna jak u ludzi, w których wiary w Boga nie ma, (a którzy mieli to nieszczęście popadnięcia w depresję).
18 września, 2010 o 12:07 pm
Gospodarzu,
wspaniały wiersz, po Miłoszowemu manichejski, a w dążeniu do uchwycenia metafizycznej jedności sprzecznych dążeń kojarzy mi się jakoś z „Who by fire” Cohena.
Pozdrawiam!
PS. To są tylko luźne uwagi, mój stosunek do krytyki literackiej jest dość bezwzględnie… krytyczny. Wydaje mi się nawet, że jedyną jej funkcją powinna być walka z kiczem; o dobrym dziele trudno wszak powiedzieć cokolwiek lepszego niż ono samo.
18 września, 2010 o 12:08 pm
Geografie,
Twoje wspomnienie o Cohenie wywołało wilka z lasu.
Wprawdzie nie sądzę, aby mój tekst miał cohenowski klimat (ten bowiem jest dość delikatny, pełen niuansów i melancholijnej mądrości – w przeciwieństwie do ostrych i dosadnych metafor Wojaczka oraz dobrotliwości, tudzież prostoty, księdza Twardowskiego), to dzięki Tobie przypomniałem sobie kilka songów tego niezrównanego barda (unoszącego się w oparach słodko-gorzkiego smutku :)
Ach…. i jeszcze coś! Znów wzruszyłem się niewymownie słuchając niezwykłej, moim zdaniem, wersji „Alleluja” pewnego młodego człowieka (Jeff Buckley), który, niestety, już nie żyje:
(Lecz nie jestem pewien, czy może Ci to przypaść do gustu. Ponadto, z tego co wiem, są problemy by zobaczyć – i posłuchać – tego video-clipu w Polsce.)
Pozdrawiam!
19 września, 2010 o 2:41 pm
Nie wiem, co ludziska widzą w tej wersji ballady Cohena, mnie nie przypada do gustu. Znam kilka lepszych wersji i mimo wszystko Cohen wykonał to chyba najlepiej.
A Wojaczek? Stare dzieje…
Pozdrawiam
19 września, 2010 o 2:50 pm
Witam zeen(ie?) w moich skromnych progach :)
Co ludziska widzą (słyszą?) w wersji Buckey’a?
Można to przeczytać w komentarzach pod jego klipem na Youtube :)
A ja, jako jeden z ludzisk, mogę odpowiedzieć za siebie: nastrój, klimat, przejmującą melancholię, niezwykłe „wczucie się” Buckley’a w cohenowski utwór… Chyba nawet wolę tę wersję od oryginału (co mi się rzadko zdarza, zwłaszcza w przypadku Cohena).
18 września, 2010 o 12:09 pm
Zastanawiam się dlaczego poeta C. Pelletan został przez Ciebie odwrócony, a tym samym zwrócony w stronę krzyża?
Przypuszczam, że ze względów kompozycyjnych, chodziło o symetrię i być może ściślejszą zgodność z obrazem El Greca. Czy tak? :)
Nie pierwszy raz dajesz wyraz swej fascynacji poezją Wojaczka Amicusie. Zaskoczył mnie tylko pomysł na zestawienie go z ks.Twardowskim. Chyba jednak nie powinno to dziwić zbytnio, trudno o większy kontrast, a więc wyrazistszy przekaz – bólu istnienia, strachu przed śmiercią, problemów z własną tożsamością, wiarą, uczuciami, przeznaczeniem…
18 września, 2010 o 2:42 pm
Ja bym nie nazwał tego fascynacją. Owszem, Wojaczek mnie mocno zaintrygował, ale to było wtedy, kiedy nie miałem jeszcze 20 lat (czyli dość dawno temu :))
Myślę, że każdy człowiek ma tę swoją ciemną stronę… i do tej mojej ciemnej strony Wojaczek potrafi przemówić. Poza tym – abstrahując od jego szokującego, skandalizującego, prowokacyjnego, turpistycznego i skatologicznego sposobu wyrażania się – uważam go mimo wszystko za naprawdę dobrego poetę (nie wspominając już o tej jego wielkiej wrażliwości).
Swoją drogą, to myślałem, że mi się za ten tekst oberwie… zwłaszcza od Ciebie, bo przecież, jako zwolenniczce poezji litycznej i nastrojowej, np. Staffa czy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, sposób wypowiedzi Wojaczka może Ci się wydawać wręcz odrażający… (Piszę to z nadzieją, że ta odraza nie przeniosłaby się na moją osobę :)).
Pisz śmiało, salino… Mnie nie zależy na gładkich pogaduszkach – bardziej na konkretnej, mocnej i autentycznej wymianie zdań i opinii.
PS. A tak… tego poetę odwróciłem w stronę krzyża ze względów kompozycyjnych (w końcu to tylko taka zabawa:)
Swoją drogą, nie jestem pewien, czy El Greco byłby tym zachwycony.
–
Henri Fantin-Latour, „Un coin de table” (Muzeum d’Orsay, Paryż, zdjęcie własne)
–
El Greco, „Cristo en la cruz” (Luwr, Paryż, zdjęcie własne)
18 września, 2010 o 4:03 pm
Wypowiedzi Wojaczka nie wydają mi się odrażające Amicusie :) Właściwie byłam zszokowana tylko wierszem cytowanym przez Ciebie – nie znałam go wcześniej.
Sprowokowana przez Ciebie (dzięki!:)) poczytałam go dziś trochę, mam tomik „Na nucie najwyższej”.
Z pewnością nie jest to „liryka, tkliwa dynamika, angelologia i dal”. Nie daje wytchnienia, „za to” do skupienia zmusza.
Ale czy Wojaczek jest tak skandalizujący?
Wg mnie zagubiony, nie znajdujący oparcia, celu i sensu. Być może nie czytałam tego „co trzeba” i nie jestem dość kompetentna by tak kategorycznie osądzać, jednak i on sam, na dwa lata przed swoją śmiercią, napisał wprost („List do nie wiadomo kogo. Niejakiemu Wojaczkowi”):
Poza tym, nie mogę się z nim identyfikować, dla mnie jest zbyt młody :)
Nie chcę prawić komplementów, ale muszę ;) powiedzieć, że podoba mi się ten kolaż, wiersz i jednolita znaczeniowo i stylowo całość :)
19 września, 2010 o 3:06 pm
Salino, wiem że w żaden sposób nie możesz się identyfikować z Wojaczkiem. I akurat, chyba wiek nie odgrywa tu większej roli :)
Być może przez swoje poczucie taktu zacytowałaś słowa Wojaczkowe (o sobie), które pozbawione są zwykłej w jego przypadku skatologii i pasji szokowania.
Bo on również pisał (też poniekąd o sobie) takie rzeczy, (których przytoczenie wszak niechaj nie będzie mi poczytane za nietakt ;) ):
19 września, 2010 o 1:25 pm
Wódki się nieraz opiłem chodząc po Wrocławiu szlakiem Wojaczka – od knajpy do knajpy. Nawet można było sobie kogoś przygadać za kieliszek kto o nim opowiadal. Szlak Wojaczka z przewodnikiem … . Szlak satysfakcjonujący bo i ciekawy i w pewien sposób nobilitujący – człowiek pił przecież jak Wojaczek. Miałem wtedy 20 lat. Stare dzieje …
Pozdrawiam
19 września, 2010 o 3:14 pm
Kiedy czytam jego wiersze, myślę: ” To przecież moje ! Tak właśnie chciałam to powiedzieć.. „.
Wojaczek pomógł mi przetrwać wiele najgorszych dni i jeszcze gorszych nocy. Zamieszkał na mojej półce kilka lat temu i zostanie tam jeszcze długo. To głupota, że usunęli jego twórczość z kanonu szkoły średniej. Tak osobliwą, oryginalną, naznaczoną osobistym pietnem poezję.. bo jest za trudna. Nie, ona jest zbyt prawdziwa i jadowita. Ale przy tym niezwykle piękna. Mój ulubiony poeta. Wielki. Jedyny w swoim rodzaju.
19 września, 2010 o 3:51 pm
ODA DO ROZPACZY
Biedna rozpaczy
uczciwy potworze
strasznie ci tu dokuczają
moraliści podstawiają nogę
asceci kopią
lekarze przepisują proszki zebyś sobie poszła
nazywają cię grzechem
a przecież bez ciebie
byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz
wpadałbym w cielęcy zachwyt
nieludzki
okropny jak sztuka bez człowieka
niedorosły przed śmiercią
sam obok siebie
Ks. Jan Twardowski
20 września, 2010 o 5:25 pm
Ludzie napiętnowani śmiercią, zazwyczaj nie pozostawiają po sobie śladu i żyją nie dłużej, niż 25l. Takie „napietnowanie”, nie występuje często. Nie jest to związane ani z depresją czy zaburzeniami osobowości. To poprostu obciążenie genetyczne, spotegowane traumatycznymi przezyciami z okresu wczesnego i późniejszego dzieciństwa. Życie z tym „napiętnowaniem” musi zakończyć się tragicznie i życie z nim, nie ma sensu, chyba iż ktoś jest masochistą i uwielbia cierpieć. Masochizm jest dewiacją albo zaburzeniem i nikomu go nie polecam. Rafał pokazał, że można zostawić po sobie ślad, że można oszukać śmierć i nie umrzeć całkowicie. Można zostawić ślad i przeżyć chwile szczęścia, które jakże wyklucza owe „napiętnowanie”. Twórczość Rafała daje pocieszenie i ulgę tym, których życie jest skazane na całkowitą rozpacz i zagładę. Takich ludzi jest wyjątkowo mało i stąd dla nich, twórczość Rafała jest prawdziwym darem, ukojeniem i podpowiedzią. Widzą oni w Nim przyjaciela.
20 września, 2010 o 5:26 pm
Kartko, rzeczywiście „stare dzieje” – czasy, kiedy picie (jak Wojaczek) nobilitowało :)
Marto, poezja Wojaczka „nie pasuje” do współczesnego kultu dobrego samopoczucia i propagandy osobistego sukcesu. Prawdę pisząc, ona nawet nie pasuje do zwykłego, „normalnego” życia. Szkopuł w tym, że nie każdemu jest dane doświadczenie „zwykłego”, „normalnego” życia – i do kogoś takiego Wojaczek potrafi przemówić, i być może, jak piszesz, jego poezja pozwala „przetrwać najgorsze dni i może jeszcze gorsze noce”, choć równie dobrze może melancholię takich dni i nocy jeszcze bardziej ściemniać i pogłębiać.
Miriam, pięknie „wstrzeliłaś” się tym wierszem w temat powiązań między tak – zdawałoby się – diametralnie odmiennymi postaciami, jak Twardowski i Wojaczek. Tak właśnie – doświadczenie rozpaczy jest tym, co ich łączy (i na swój sposób łączy wszystkich ludzi).
Davidzie, nie wiem ile w tym wszystkim jest genów, a ile traumy środowiskowej. Nie wiem czy od tego piętna (i bycia „przeklętym”) nie można się jakoś uwolnić i że wszystko musi zakończyć się tragicznie. Mimo wszystko podejrzewam, że i takie oswobodzenie się, wyrwanie przeklętemu losowi jest możliwe – tylko, że wtedy jest to równozanczne z wyrwaniem się „legendzie” poety przeklętego. Innymi słowy: poetą przeklętym być się przestaje :)
21 września, 2010 o 8:15 am
Książki często o wiele zgodniej sąsiadują niż ludzie… niestety.
21 września, 2010 o 8:31 am
Trafne spostrzeżenie.
Chociaż, tak sobie myślę, że gdyby los rzeczywiście zetknął ze sobą księdza Twardowskiego z Wojaczkiem, to odnieśliby się oni do siebie z szacunkiem, jeśli nie z miłością.
Taki to podejrzewam paradoks.
21 września, 2010 o 11:07 am
Davidzie, pochodzisz z Białegostoku?
21 września, 2010 o 11:09 am
;) Białystoku? (sorry)
21 września, 2010 o 11:14 am
Wojaczek, by zrozumiał;) Ks Twardowski dobrotliwie zmilczał lub połajał. Nadmiar towarzystwa, wina i pizzy źle robi na szare komórki. Pozostanę jednak przy Białymstoku :)))
21 września, 2010 o 3:37 pm
Przypomina mi się to, jak swego czasu z poezją księdza Twardowskiego „zderzył” się (niejako) Stefan Chwin. Wprawdzie nie znam jego tekstu o Twardowskim w „Kartkach z dziennika”, (od którego wszystko się zaczęło), ale za to mam przed sobą Chwinowy „Dziennik dla dorosłych”, gdzie odpowiada on arcybiskupowi Józefowi Życińskiemu, który na łamach „Rzeczypospolitej” poddał stanowisko Chwina (wobec poezji Twardowskiego) pewnej krytyce.
Chcę się tu powstrzymać od własnego komentarza (choć pióro się cokolwiek „wyrywa” ;) ), zwrócę tylko uwagę, że wiersze Wojaczka (i jemu podobnych poetów przeklętych) są właśnie takimi wierszami o „wilku rozdzierającym jagnię”.
21 września, 2010 o 5:29 pm
Za to KK napisał dla ks. Twardowskiego kartę jakiej sobie nie życzył. W dodatku opatrzył dedykacją na „wieki wieków”. Dobrotliwy ks. Twardowski chciał złożyć swoje doczesne szczątki w ziemi, którą ukochał. Myślał, że ogrzeje go słoneczko, zaszumi wiaterek, będą go odwiedzać pszczółki, biedronki i robaczki, które tak były mu bliskie za życia. Tymczasem KK, żeby przyciągnąć wiernych (zwiedzających?) do nowego przybytku, zamurował go wbrew jego ostatniej woli w betonowym bunkrze.
Wojaczek byłby chyba bardziej dla Twardowskiego wyrozumiały i miłosierny niż KK.
Podoba mi się myśl Sadoga. Krótka, lakoniczna i pełna treści.
21 września, 2010 o 5:34 pm
Czasem to skaranie boskie z tym KK
21 września, 2010 o 6:25 pm
Jego Eminencja Prymas wprawdzie mial prawo dysponowac cialem zmarlego ksiedza, jednak nie mial zadnego prawa, by ignorowac testament zmarlego dobrego czlowieka. Sam pomysl pochowku na placu budowy jest ohydny, i chodzi tylko o egoistyczny splendor eminencji, ktory nawet chcial sprzedac Rome za grube miliony, by wybudowac sobie za czyjes pieniadze monumentalny pomnik, czyli sw. opatrznosci, bo pewnie tam kaze sie pochowac. Czy jego ostatnia wola tez bedzie olana? Zycze, zeby nastepca mial wiecej serca, niz eminencja.
21 września, 2010 o 8:28 pm
22 września, 2010 o 10:52 am
Aby dopełnić chromatykę obrazów „poetów przeklętych” widniejącą w naszych wyobrażeniach tudzież skojarzeniach zwiazanych z literaturą europejską, nie mogę przeoczyć tego, co o twórczości Rafała Wojaczka (jak również o nim samym) napisał w swoim eseju pt. „Alkohol powoli wypierał krew z obiegu…” krytyk literacki Jan Marx.
Uprzedzam, że w przytoczonych tu przeze mnie fragmentach padają sformułowania, które dla apologetów twórczości Wojaczka mogą się wyda… trudne do przełknięcia:
Nie chcę tutaj określać swojego stanowiska wobec tego, co napisał autor tej krytyki. Z wieloma jego tezami się zgadzam, z niektórymi nie; widzę też w nich pewną przesadę i sądy nazbyt chyba radykalne, włącznie z użyciem epitetów dla Wojaczka niewątpliwie obraźliwych.
Jednakże ta opinia porusza wiele istotnych wątków, o których warto sobie zdawać sprawę próbując ogarnąć bardziej kompleksowo fenomen „poète maudit”.
I może jeszcze – tak dla ilustracji – fragment filmu Lecha Majewskiego o Wojaczku:
9 grudnia, 2010 o 2:38 pm
W 1965 r. we Wrocławskim Szpitalu Psychiatrycznym pracował poeta i publicysta Aleksander Rozenfeld. Zauważył, że jeden z pacjentów – Rafał Wojaczek – pisze wiersze.
„O, wiersze! – zawołałem – Ja proszę pana też próbuję pisać.
– Odpierdol się – usłyszałem w odpowiedzi i był to mój pierwszy kontakt z Wojaczkiem” – wspominał.
23 września, 2010 o 10:54 am
Pamiętam, że bardzo podobał mi się ten film o Wojaczku, ale oglądając go byłam wtedy licealistką, a jak wiadomo, ten wiek sprzyja fascynacji poetami przeklętymi, zwłaszcza samobójcami ;) Jak odebrałabym go teraz? Wojaczka też już nie czytywałam od tamtego okresu…
PS Logosie, uważaj, masz tu wnikliwych czytelników:
„Czułam jego dotyk, ślinę, pot i spermę” (w [otwarłam się na całą tę jaskrawość] )
A teraz:
„i czuje, jak mu cieknie
ślina, krew i sperma”.
Wybacz, ale właśnie zdemaskowałam Twoją skłonność do… wydzielin? ;)
23 września, 2010 o 11:21 am
Czaro Droga,
ależ ja uwielbiam, jeśli czytelnik jest wnikliwy :)
„…właśnie zdemaskowałam Twoją skłonność do… wydzielin?”
A kto z nas nie ma… „skłonności do wydzielin”?
Tyle, że o tym nie mówimy, bo to temat tabu.
(Zresztą, ja myślę, że bez tej „skłonności” długo byśmy nie pociągnęli ;) )
I czy naprawdę zobaczyłaś w tych wierszach tylko „wydzieliny”?
PS. Demaskuj, demaskuj… jak najbardziej jestem za!
No właśnie: czy jeśli ktoś pisze tak otwarcie i bez ogródek, to się maskuje?
A może jest wprost przeciwnie: ukazuje siebie bez maski, sam się niejako demaskując?
11 grudnia, 2010 o 9:58 am
Bywał liryczny jak Krzysztof Kamil Baczyński, bezpardonowy niczym Andrzej Bursa, turpistyczny na wzór Stanisława Grochowiaka. Wynajdując tak krępujące odniesienia, nie można jednak zaszkodzić legendzie Rafała Wojaczka. Albowiem jego wizerunek „kaskadera literatury” pozostaje niezachwiany. Tak jak sprzeczne komunikaty śle poezja urodzonego w Mikołowie autora, tak złożona była osobowość samego pisarza. Biografie bezskutecznie próbowali rozwiązać jej zagadkę, wskazując na chorobę psychiczną, trudne relacje z rodzicami czy też ogólny klimat „gomułkowskiej” małej stabilizacji.
Więcej: Wizyta w Sanatorium Wojaczka.