JAK TWARDOWSKI Z WOJACZKIEM

Dzisiaj spostrzegłem, że na mojej półce z książkami tomik wierszy Wojaczka stoi tuż obok zbioru poezji księdza Twardowskiego.

*  *  *

Ty, mój Kochany, który bożą krówkę
wynosisz pod niebiosa
a na łące spotykasz świętą Agnieszkę
I Ty, mój Jedyny,
co wyjadasz bród zza paznokci
i spijasz miesięczną krew
Mówicie do mnie jeden przez drugiego
– czasem słyszę szept a niekiedy krzyk

Strasznie jesteście podobni
w tym niepodobieństwie swoim
czasem nawet nie wiem, który z Was to mówi:
„Podaj mi rękę z gwoździami pośrodku” (T)
„Dziewczynki w sukienkach od pierwszej komunii” (W)
Albo:
„Wszystko na pysk zbity wali się bez Ciebie” (T)
„Ale ja wiem o Tobie, to znaczy, żeś jest” (W)
Choć już na pamięć znam te Wasze słowa:
„Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”
„Kochajmy się Ty wciąż na nowo śmierć mi śnij”
I wiem doskonale, które serce tak zabolało
i w czyją ranę wsączył to strach

Ty, który chciałeś ukrywać
nagość przed wzrokiem naszym
i otaczać ją milczeniem

I Ty, który kość ogonową
odrąbywałeś a nożyczkami od naskórków
wypreparowałeś srom
wyłupiłeś oczy
a na widelec ponawijałeś kiszki

Dla Was obu ciało było światynią
przypominającą dom boży i rzeźnię
I Wasz ból był podobny
choć jeden z Bogiem
a drugi bez Boga

Jeden klęczy przed ołtarzem Matki
boskiej bez wątpienia
i modli się za nami wszystkimi
Drugi ogląda wystawę z kiełbasą
swoją matką jadalną
i czuje, jak mu cieknie
ślina, krew i sperma

Obaj połączeni głodem
metafizyki, ducha…
serca, żołądka i jąder
spleceni w istnieniu
jak z bluźniercą ksiądz

Ty, mój Kochany, który pochylasz się nad cierpiącymi
chwytając się przy tym teologii za rękę
I Ty, mój Jedyny,
co wdychasz smród z włochatego łona
i ostrzysz nóż na kamieniu serca
Obaj jesteście we mnie
a ja jestem w Was

Już się nie kłócicie
o palmę pierwszeństwa i sromotny koniec
więc dobrze mi z Wami
jak podróżnemu z ogniem i wodą
jak ciału z winem i krwią
jak wieczności ze światłem i mrokiem
jak głowie z myślami, które rodzą się i mrą

Aniele stróżu
mój
Aniele zagłady
jesteście tym samym przeznaczeniem
choć różną macie postać

Prowadząc do kresu
gdzie wszystko
i nic

*  *  *

 

Ilustracja: kolaż obrazów El Greca (Cristo en la cruz) i Fantin-Latoura (Un coin de table). (Zdjęcia i kolaż własne.)

Komentarzy 31 to “JAK TWARDOWSKI Z WOJACZKIEM”

  1. Logos Amicus Says:

    Pierwotna wersja tego wiersza ukazała się jakiś czas temu na moim pierwszym blogu BRAIN GRAFFITI. W związku z tym, że wiąże się on tematycznie z poprzednim wpisem o „poetach przeklętych”, postanowiłem go tu przypomnieć. Przy okazji zamieszczam fragment wypowiedzi Sarny, która wówczas tekst ów skomentowała (bo uważam, że warto) i moje dla niej odpowiedzi:

    Sarna: Zacząłeś zwodniczo, niewinnie, bo cóż z tego, że Wojaczek obok Twardowskiego? Też mam na półkach taki miszmasz, bo lubię mieć pod ręką swoje ulubione tomiki, po które sięgam w zależności od nastroju. Ale lektura Twojego wiersza w pierwszej chwili wytrąciła mnie z równowagi, poczułam obrzydzenie. Czytałam Cię jak samego Wojaczka albo Baudelaire’a. Obłąkane wizje schizofrenika, realne ale przerysowane aż do obrzydzenia scenki naszego bytu opływającego w spermie, zgniliźnie, brzydocie. I w dodatku zestawiłeś to krzywe zwierciadło z moją ikoną wrażliwości, dobra i piękna. Bluźnierstwo! :)
    Niemniej ochłonęłam dość szybko. Właściwie dlaczego nie? Cały nasz świat zbudowany jest na zasadzie przeciwieństw. Życie i śmierć, dobro i zło, biały i czarny, prawda i fałsz, dzień i noc, przy jednym stole przyjaciele i łotr. Ale masz rację. Wojaczek i Twardowski tak naprawdę byli na swój sposób do siebie podobni. Obaj wrażliwi, indywidualiści, obaj poszukujący, tylko każdy inaczej, bo we właściwy dla siebie sposób to wyrażający.
    Wojaczek nigdy nie potrafił do mnie przemówić. Mroczny, zawiły, ziejący niezdrowym oparem jak zatęchła piwnica skrywająca zbrodnię. Pamiętam moje trudne początki z poezją Bratnego. A jednak przy Wojaczku Bratny jest słoneczny i pogodny :) Moja wrażliwość bazuje na innej poezji niż poezja Wojaczka. On sam powiedział, że „koniec poezji winien być w ciemnej sieni czynszowej, kamienicy kapustą woniejącą wychodkiem.” I dla mnie On tak pisze. Więc jego poezja, choć nagradzana przez najwyższe autorytety, w tej dziedzinie dla mnie nią nie jest. Ale porusza mnie jego historia i bunt, tak jak historia każdego nieszczęśliwego, samotnego człowieka.
    Aleksander Kumor jest autorem takiego aforyzmu: żyj według życiorysu, który chciałbyś sobie napisać. Dlaczego łatwiej się godzić być nieszczęśliwymi lub wyrażać (biernie?) swój bunt poezją niż napisać sobie taki życiorys? Wiem, wiem… :)))
    PS. Takiego jeszcze Cię nie znałam. Wiem, że lubisz prowokować, ale nie podejrzewałam, że potrafisz to robić tak perfidnie. Nie poczytuj tego „perfidnie” za naganę. Jestem pod wrażeniem Twojej przenikliwości i sposobu „czucia”. Pozdrawiam.

    LA: Daczego nie żyjemy według życiorysu, który sami chcielibyśmy sobie napisać? Bo zwykle, niemal wszyscy ludzie, godzą się z tym, że te życiorysy pisze dla nich ktoś inny.
    Niektórzy nazywają to przeznaczeniem.
    No i jest wymówka, no i jest wytłumaczenie…

    Sarna: Mądralo!, a Ty? Wg jakiego życiorysu żyjesz? Nie było w nim rzutujących na Twoje życie momentów przypadkowości i przeznaczenia? (oczywiście mówimy już o świadomym życiu, nie o chwili poczęcia :))
    PS Obawiałam się, że za Wojaczka mi się oberwie, że nazwiesz mnie wprost ignorantem :) i zastanawiam się dlaczego tego nie zrobiłeś? Mam dwie opcje: bo siĘ ze mną zgadzasz (o czym poniekąd już napisałeś w jednym z komentarzy) albo jesteś taktowny (choć wiem i doświadczyłam, że ma blogu taki nie bywasz :)

    LA: Co do Wojaczka, to się z Tobą zgadzam, choć mimo wszystko uważam, że to co on pisał, to była jednak poezja, tak jak poezją były dekadenckie „Kwiaty zła” Beaudelaire’a.
    Myślę jednak, że żyję wg życiorysu, który sam sobie napisałem… wykorzystując przypadki, okazje i możliwości, które mi się po drodze zdarzyły :)
    PS. Nie lubię dyskusji, która polega tylko na prawieniu sobie komplementów, grzeczności i unikaniu drażliwych tematów. Lubię, kiedy czasem używa się mocnych słów i konkretnych argumentów. Bardzo cenię sobie autentyzm. A często za brak taktu inni poczytują już sobie to, że ktoś inny ośmiela się mieć odmienne od nich zdanie.

    https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/09/wojaczek-twardowski.jpg

    Rafał Wojaczek (fot. archiwum) i Ks. Jan Twardowski (fot. Cz. Czapliński)

  2. liritio Says:

    Kątem oka przeczytałam u siebie w linkach tytuł Twojego wpisu jako „Twarożek z winiaczkiem”, co mną lekko wstrząsnęło :) to na pewno podświadome skojarzenie, które odwołuje się do moich traum z dzieciństwa.

    U mnie na półce Wojaczek stoi obok Baczyńskiego, a Twardowskiemu towarzyszy Iłłakowiczówna, oba sąsiedztwa są przypadkowe, ale adekwatne.
    Do poezji ks. Twardowskiego, mam wrażenie, brak mi jeszcze dojrzałości, jakby moje uznanie dla Wojaczka było dowodem, że za bardzo zależy mi jeszcze na odkrywaniu goryczy świata, za mało we mnie empatii dla ludzi, żebym mogła naprawdę docenić Twardowskiego.

    A Twój wiersz boję się komentować, nie potrafię obejmować myślą poezji. Kiepsko idzie mi nawet „wczuwanie” się w wiersze, jeżeli jakaś linijka naciśnie właściwą strunę, uważam, że coś tam w poezji dostrzegłam. A zwykle nie dostrzegam nic, chociaż staram się niektóre wiersze przełożyć w coś osobistego.
    Więc pozostaje mi jedynie wyrazić uznanie dla Ciebie i tego, co pozwala Ci na napisanie takiego tekstu.

    • Logos Amicus Says:

      „Twarożek z winiaczkiem” No, no… nieźle :)
      Ale żeby twarożek wywoływał traumę? Chociaż, właściwie… czemu nie? Ja np. pamiętam traumę tranu i… buraczków ćwikłowych, które zresztą teraz bardzo lubię :)

      W poezji ks. Twardowskiego też jest pewna gorycz, ale – jak to poniekąd zasugerowałaś – jest w niej także wiele empatii, współczucia dla ludzi i po prostu takiej zwykłej ludzkiej dobroci. Jest też melancholia, ale melancholia spokojna, stonowana, nie tak ciemna jak u ludzi, w których wiary w Boga nie ma, (a którzy mieli to nieszczęście popadnięcia w depresję).

  3. Geograf Says:

    Gospodarzu,
    wspaniały wiersz, po Miłoszowemu manichejski, a w dążeniu do uchwycenia metafizycznej jedności sprzecznych dążeń kojarzy mi się jakoś z „Who by fire” Cohena.
    Pozdrawiam!

    PS. To są tylko luźne uwagi, mój stosunek do krytyki literackiej jest dość bezwzględnie… krytyczny. Wydaje mi się nawet, że jedyną jej funkcją powinna być walka z kiczem; o dobrym dziele trudno wszak powiedzieć cokolwiek lepszego niż ono samo.

    • Logos Amicus Says:

      Geografie,
      Twoje wspomnienie o Cohenie wywołało wilka z lasu.
      Wprawdzie nie sądzę, aby mój tekst miał cohenowski klimat (ten bowiem jest dość delikatny, pełen niuansów i melancholijnej mądrości – w przeciwieństwie do ostrych i dosadnych metafor Wojaczka oraz dobrotliwości, tudzież prostoty, księdza Twardowskiego), to dzięki Tobie przypomniałem sobie kilka songów tego niezrównanego barda (unoszącego się w oparach słodko-gorzkiego smutku :)

      Ach…. i jeszcze coś! Znów wzruszyłem się niewymownie słuchając niezwykłej, moim zdaniem, wersji „Alleluja” pewnego młodego człowieka (Jeff Buckley), który, niestety, już nie żyje:

      (Lecz nie jestem pewien, czy może Ci to przypaść do gustu. Ponadto, z tego co wiem, są problemy by zobaczyć – i posłuchać – tego video-clipu w Polsce.)
      Pozdrawiam!

      • zeen Says:

        Nie wiem, co ludziska widzą w tej wersji ballady Cohena, mnie nie przypada do gustu. Znam kilka lepszych wersji i mimo wszystko Cohen wykonał to chyba najlepiej.
        A Wojaczek? Stare dzieje…
        Pozdrawiam

        • Logos Amicus Says:

          Witam zeen(ie?) w moich skromnych progach :)

          Co ludziska widzą (słyszą?) w wersji Buckey’a?
          Można to przeczytać w komentarzach pod jego klipem na Youtube :)

          A ja, jako jeden z ludzisk, mogę odpowiedzieć za siebie: nastrój, klimat, przejmującą melancholię, niezwykłe „wczucie się” Buckley’a w cohenowski utwór… Chyba nawet wolę tę wersję od oryginału (co mi się rzadko zdarza, zwłaszcza w przypadku Cohena).

  4. salina Says:

    Zastanawiam się dlaczego poeta C. Pelletan został przez Ciebie odwrócony, a tym samym zwrócony w stronę krzyża?
    Przypuszczam, że ze względów kompozycyjnych, chodziło o symetrię i być może ściślejszą zgodność z obrazem El Greca. Czy tak? :)
    Nie pierwszy raz dajesz wyraz swej fascynacji poezją Wojaczka Amicusie. Zaskoczył mnie tylko pomysł na zestawienie go z ks.Twardowskim. Chyba jednak nie powinno to dziwić zbytnio, trudno o większy kontrast, a więc wyrazistszy przekaz – bólu istnienia, strachu przed śmiercią, problemów z własną tożsamością, wiarą, uczuciami, przeznaczeniem…

    • Logos Amicus Says:

      Ja bym nie nazwał tego fascynacją. Owszem, Wojaczek mnie mocno zaintrygował, ale to było wtedy, kiedy nie miałem jeszcze 20 lat (czyli dość dawno temu :))
      Myślę, że każdy człowiek ma tę swoją ciemną stronę… i do tej mojej ciemnej strony Wojaczek potrafi przemówić. Poza tym – abstrahując od jego szokującego, skandalizującego, prowokacyjnego, turpistycznego i skatologicznego sposobu wyrażania się – uważam go mimo wszystko za naprawdę dobrego poetę (nie wspominając już o tej jego wielkiej wrażliwości).

      Swoją drogą, to myślałem, że mi się za ten tekst oberwie… zwłaszcza od Ciebie, bo przecież, jako zwolenniczce poezji litycznej i nastrojowej, np. Staffa czy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, sposób wypowiedzi Wojaczka może Ci się wydawać wręcz odrażający… (Piszę to z nadzieją, że ta odraza nie przeniosłaby się na moją osobę :)).

      Pisz śmiało, salino… Mnie nie zależy na gładkich pogaduszkach – bardziej na konkretnej, mocnej i autentycznej wymianie zdań i opinii.

      PS. A tak… tego poetę odwróciłem w stronę krzyża ze względów kompozycyjnych (w końcu to tylko taka zabawa:)
      Swoją drogą, nie jestem pewien, czy El Greco byłby tym zachwycony.

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/09/fantin-latour.jpg

      Henri Fantin-Latour, „Un coin de table” (Muzeum d’Orsay, Paryż, zdjęcie własne)

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/09/elgreco-crist.jpg

      El Greco, „Cristo en la cruz” (Luwr, Paryż, zdjęcie własne)

      • salina Says:

        Wypowiedzi Wojaczka nie wydają mi się odrażające Amicusie :) Właściwie byłam zszokowana tylko wierszem cytowanym przez Ciebie – nie znałam go wcześniej.
        Sprowokowana przez Ciebie (dzięki!:)) poczytałam go dziś trochę, mam tomik „Na nucie najwyższej”.
        Z pewnością nie jest to „liryka, tkliwa dynamika, angelologia i dal”. Nie daje wytchnienia, „za to” do skupienia zmusza.
        Ale czy Wojaczek jest tak skandalizujący?
        Wg mnie zagubiony, nie znajdujący oparcia, celu i sensu. Być może nie czytałam tego „co trzeba” i nie jestem dość kompetentna by tak kategorycznie osądzać, jednak i on sam, na dwa lata przed swoją śmiercią, napisał wprost („List do nie wiadomo kogo. Niejakiemu Wojaczkowi”):

        Mogąc mieć swoją gwiazdę i manierę własną
        I przy pewnych dochodach mieć jeszcze dość czasu
        Aby kochać miłością w dobrym tonie smutną
        Ale pożywną, jakąś dziewczynę niegłupią
        Studentkę filologii albo medycyny
        Zamożną z domu, ładną, z gustem oraz czystą –
        Ty mogłeś być poetą. Ale ciągle „nie”
        Uparcie powtarzając dziś nie wiesz, kimś jest!

        Poza tym, nie mogę się z nim identyfikować, dla mnie jest zbyt młody :)
        Nie chcę prawić komplementów, ale muszę ;) powiedzieć, że podoba mi się ten kolaż, wiersz i jednolita znaczeniowo i stylowo całość :)

        • Logos Amicus Says:

          Salino, wiem że w żaden sposób nie możesz się identyfikować z Wojaczkiem. I akurat, chyba wiek nie odgrywa tu większej roli :)
          Być może przez swoje poczucie taktu zacytowałaś słowa Wojaczkowe (o sobie), które pozbawione są zwykłej w jego przypadku skatologii i pasji szokowania.
          Bo on również pisał (też poniekąd o sobie) takie rzeczy, (których przytoczenie wszak niechaj nie będzie mi poczytane za nietakt ;) ):

          Któż to chodzi z butami po nagim ciele kobiecym
          Odpowiadam: poeta
          Gnój
          Alfons swej śmierci co ją rymuje wciąż ze śmiechem

  5. Kartka z podróży Says:

    Wódki się nieraz opiłem chodząc po Wrocławiu szlakiem Wojaczka – od knajpy do knajpy. Nawet można było sobie kogoś przygadać za kieliszek kto o nim opowiadal. Szlak Wojaczka z przewodnikiem … . Szlak satysfakcjonujący bo i ciekawy i w pewien sposób nobilitujący – człowiek pił przecież jak Wojaczek. Miałem wtedy 20 lat. Stare dzieje …
    Pozdrawiam

  6. Marta Says:

    Kiedy czytam jego wiersze, myślę: ” To przecież moje ! Tak właśnie chciałam to powiedzieć.. „.
    Wojaczek pomógł mi przetrwać wiele najgorszych dni i jeszcze gorszych nocy. Zamieszkał na mojej półce kilka lat temu i zostanie tam jeszcze długo. To głupota, że usunęli jego twórczość z kanonu szkoły średniej. Tak osobliwą, oryginalną, naznaczoną osobistym pietnem poezję.. bo jest za trudna. Nie, ona jest zbyt prawdziwa i jadowita. Ale przy tym niezwykle piękna. Mój ulubiony poeta. Wielki. Jedyny w swoim rodzaju.

  7. Miriam Says:

    ODA DO ROZPACZY

    Biedna rozpaczy
    uczciwy potworze
    strasznie ci tu dokuczają
    moraliści podstawiają nogę
    asceci kopią
    lekarze przepisują proszki zebyś sobie poszła
    nazywają cię grzechem
    a przecież bez ciebie
    byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszcz
    wpadałbym w cielęcy zachwyt
    nieludzki
    okropny jak sztuka bez człowieka
    niedorosły przed śmiercią
    sam obok siebie

    Ks. Jan Twardowski

  8. David Says:

    Ludzie napiętnowani śmiercią, zazwyczaj nie pozostawiają po sobie śladu i żyją nie dłużej, niż 25l. Takie „napietnowanie”, nie występuje często. Nie jest to związane ani z depresją czy zaburzeniami osobowości. To poprostu obciążenie genetyczne, spotegowane traumatycznymi przezyciami z okresu wczesnego i późniejszego dzieciństwa. Życie z tym „napiętnowaniem” musi zakończyć się tragicznie i życie z nim, nie ma sensu, chyba iż ktoś jest masochistą i uwielbia cierpieć. Masochizm jest dewiacją albo zaburzeniem i nikomu go nie polecam. Rafał pokazał, że można zostawić po sobie ślad, że można oszukać śmierć i nie umrzeć całkowicie. Można zostawić ślad i przeżyć chwile szczęścia, które jakże wyklucza owe „napiętnowanie”. Twórczość Rafała daje pocieszenie i ulgę tym, których życie jest skazane na całkowitą rozpacz i zagładę. Takich ludzi jest wyjątkowo mało i stąd dla nich, twórczość Rafała jest prawdziwym darem, ukojeniem i podpowiedzią. Widzą oni w Nim przyjaciela.

  9. Logos Amicus Says:

    Kartko, rzeczywiście „stare dzieje” – czasy, kiedy picie (jak Wojaczek) nobilitowało :)

    Marto, poezja Wojaczka „nie pasuje” do współczesnego kultu dobrego samopoczucia i propagandy osobistego sukcesu. Prawdę pisząc, ona nawet nie pasuje do zwykłego, „normalnego” życia. Szkopuł w tym, że nie każdemu jest dane doświadczenie „zwykłego”, „normalnego” życia – i do kogoś takiego Wojaczek potrafi przemówić, i być może, jak piszesz, jego poezja pozwala „przetrwać najgorsze dni i może jeszcze gorsze noce”, choć równie dobrze może melancholię takich dni i nocy jeszcze bardziej ściemniać i pogłębiać.

    Miriam, pięknie „wstrzeliłaś” się tym wierszem w temat powiązań między tak – zdawałoby się – diametralnie odmiennymi postaciami, jak Twardowski i Wojaczek. Tak właśnie – doświadczenie rozpaczy jest tym, co ich łączy (i na swój sposób łączy wszystkich ludzi).

    Davidzie, nie wiem ile w tym wszystkim jest genów, a ile traumy środowiskowej. Nie wiem czy od tego piętna (i bycia „przeklętym”) nie można się jakoś uwolnić i że wszystko musi zakończyć się tragicznie. Mimo wszystko podejrzewam, że i takie oswobodzenie się, wyrwanie przeklętemu losowi jest możliwe – tylko, że wtedy jest to równozanczne z wyrwaniem się „legendzie” poety przeklętego. Innymi słowy: poetą przeklętym być się przestaje :)

  10. Sadoq Says:

    Książki często o wiele zgodniej sąsiadują niż ludzie… niestety.

    • Logos Amicus Says:

      Trafne spostrzeżenie.
      Chociaż, tak sobie myślę, że gdyby los rzeczywiście zetknął ze sobą księdza Twardowskiego z Wojaczkiem, to odnieśliby się oni do siebie z szacunkiem, jeśli nie z miłością.
      Taki to podejrzewam paradoks.

  11. sarna Says:

    Davidzie, pochodzisz z Białegostoku?

  12. sarna Says:

    ;) Białystoku? (sorry)

  13. sarna Says:

    Wojaczek, by zrozumiał;) Ks Twardowski dobrotliwie zmilczał lub połajał. Nadmiar towarzystwa, wina i pizzy źle robi na szare komórki. Pozostanę jednak przy Białymstoku :)))

  14. Logos Amicus Says:

    Przypomina mi się to, jak swego czasu z poezją księdza Twardowskiego „zderzył” się (niejako) Stefan Chwin. Wprawdzie nie znam jego tekstu o Twardowskim w „Kartkach z dziennika”, (od którego wszystko się zaczęło), ale za to mam przed sobą Chwinowy „Dziennik dla dorosłych”, gdzie odpowiada on arcybiskupowi Józefowi Życińskiemu, który na łamach „Rzeczypospolitej” poddał stanowisko Chwina (wobec poezji Twardowskiego) pewnej krytyce.

    Stefan Chwin pisze:
    „W swoich uwagach o moim dzienniku zechciał Ksiądz Arcybiskup napisać, że ja mam ‚pretensje do księdza twardowskiego, że w swojej poezji nie mówi o rzeczach strasznych’ zarzucam mu, że jego ‚poetycka wizja rodzi się w lękliwym skurczu przed bólem świata’;, ponadto oskarżam go, że ‚maluje on poetyckie dekoracje z Panem Bogiem i biedronką’;, a na dodatek chcę narzucić ‚reszcie wszechświata’; ‚ideologię rozpaczy’;.
    Dziwne… Nigdy by mi nawet do głowy nie przyszło zarzucać poetom, że nie piszą o ‚rzeczach strasznych’. (…)
    Zawsze mnie tylko ciekawiło, jak mógłby wyglądać wiersz o wilku rozdzierającym jagnię, gdyby taki wiersz ksiądz Twardowski chciałby kiedykolwiek napisać. Ani mi w głowie mieć do niego pretensje, że, o ile wiem, takiego wiersza nigdy nie napisał, czy namawiać go, żeby takie wiersz koniecznie napisał. Interesuje mnie tylko to, dlaczego ksiądz Twardowski takiego wiersza dotąd nie napisał, choć mógł przecież napisać. (…)
    W moich ‚Kartkach’; nie piszę, że ksiądz Twardowski zamyka tchórzliwie oczy na ‚ból świata’, bo cierpienie, ból, nieszczęście są w jego wierszach po stokroć obecne. Ja tylko sugeruję, że on pisze tak, jak pisze, dlatego, że nie chce dopuścić do siebie pewnych bardzo strasznych myśli, jakie nam, ludziom, co jakiś czas przychodzą do głowy. (…)
    Ja się kurczę z lęku i przerażenia (…), że te myśli mogą się okazać najzupełniejszą prawdą. (…) I ksiądz Twardowski pomaga nam obornić się przed tymi strasznymi myślami właśnie dlatego, że w swojej poezji maluje obrazy dobrego Boga, stworzyciela biedronki, Boga, kóry nie ma nic wspólnego ze starotestamentowym surowym Jahwe, sprawcą potopu, ‚zabójcą’; starców, kobiet i dzieci spalontych żywcem w Sodomie i Gomorze (…)
    Ksiądz Twardowski, o czym sporo ludzi zapomina, jest nie tylko księdzem, lecz także artystą, należy więc do tej samej rodziny duchów co Baudelaire, Rimbaud (no proszę… ;) – przp. LA), Ionesco, Beckett czy Sartre (…)

    Ja cenię i podziwiam księdza Twardowskiego za to, że potrafi on w swojej poezji zbudować piękną wizję ‚świata do życia’ (…) i dziękuję losowi, że znalazł się ktoś taki (…) Co jakiś czas nurtuje mnie jednak obawa, że straszne myśli, które nam przychodzą do głowy, mogą być prawdą. I wtedy nabieram dziwnej pewności, że sztuka nie powinna o tych obawach zapominać. Że jeśli ona o tych myślach zapomina, jeśli ona je szerokim łukiem omija, to ona zdradza samą siebie. I w podobnych chwilach zwątpienia, które mi się czasem zdarzają, jak zresztą wielu ludziom żyjącym na Ziemi, ja wierszom księdza Twardowskiego po prostu nie ufam.
    Kto wie jednak, może bardziej bym im zaufał, gdyby obok franciszkańskiego wiersza o biedronce i bracie wilku, ksiądz Twardowski zechciał napisać chociaż jeden wiersz o wilku rozsdzierającym jagnię.”

    Stefan Chwin, „Dziennik dla dorosłych”, ss 178-181

    Chcę się tu powstrzymać od własnego komentarza (choć pióro się cokolwiek „wyrywa” ;) ), zwrócę tylko uwagę, że wiersze Wojaczka (i jemu podobnych poetów przeklętych) są właśnie takimi wierszami o „wilku rozdzierającym jagnię”.

  15. sarna Says:

    Za to KK napisał dla ks. Twardowskiego kartę jakiej sobie nie życzył. W dodatku opatrzył dedykacją na „wieki wieków”. Dobrotliwy ks. Twardowski chciał złożyć swoje doczesne szczątki w ziemi, którą ukochał. Myślał, że ogrzeje go słoneczko, zaszumi wiaterek, będą go odwiedzać pszczółki, biedronki i robaczki, które tak były mu bliskie za życia. Tymczasem KK, żeby przyciągnąć wiernych (zwiedzających?) do nowego przybytku, zamurował go wbrew jego ostatniej woli w betonowym bunkrze.
    Wojaczek byłby chyba bardziej dla Twardowskiego wyrozumiały i miłosierny niż KK.

    Podoba mi się myśl Sadoga. Krótka, lakoniczna i pełna treści.

    • Logos Amicus Says:

      Czasem to skaranie boskie z tym KK

    • duchomil Says:

      Jego Eminencja Prymas wprawdzie mial prawo dysponowac cialem zmarlego ksiedza, jednak nie mial zadnego prawa, by ignorowac testament zmarlego dobrego czlowieka. Sam pomysl pochowku na placu budowy jest ohydny, i chodzi tylko o egoistyczny splendor eminencji, ktory nawet chcial sprzedac Rome za grube miliony, by wybudowac sobie za czyjes pieniadze monumentalny pomnik, czyli sw. opatrznosci, bo pewnie tam kaze sie pochowac. Czy jego ostatnia wola tez bedzie olana? Zycze, zeby nastepca mial wiecej serca, niz eminencja.

  16. Logos Amicus Says:

    Aby dopełnić chromatykę obrazów „poetów przeklętych” widniejącą w naszych wyobrażeniach tudzież skojarzeniach zwiazanych z literaturą europejską, nie mogę przeoczyć tego, co o twórczości Rafała Wojaczka (jak również o nim samym) napisał w swoim eseju pt. „Alkohol powoli wypierał krew z obiegu…” krytyk literacki Jan Marx.

    Uprzedzam, że w przytoczonych tu przeze mnie fragmentach padają sformułowania, które dla apologetów twórczości Wojaczka mogą się wyda… trudne do przełknięcia:

    „Miał ambicje, a ściśle neurasteniczny kaprys, aby zostać polskim Rombaudem. (…) U Wojaczka mamy do czynienia ze zwyczajną przekorą, teatrem pozorów, a nie ze zrewoltowaną wyobraźnią. Po to, aby nadać swym ekstrawagancjom pozory nbuntu metafizycznego, Wojaczek zdziera kostium z Rombauda i rusza w nim w taniec Św. Wita po nadodrzańskich knajpach. (…) W jego pijaństwie zabrakło jednak demonizmu, choćby trochę takiego farbowanego, więc też żałosnego, jak u Przybyszewskiego. (…) Ekscesy pijackie Wojaczka były ponure, odrażające – budziły wstręt, nie śmiech.
    (…)
    Czy gest samobójczy Wojaczka jest aktem demonicznym, heroicznym, tragicznym, farsowym? (…) Może więc nie tragedia, lecz farsa? Nie krok desperacki, ale ponura błazenada? Nie w każdym samobójstwie jest świadomy akt wyboru, opcja na rzecz kirkegaardowskiej wolności negatywnej. Czasem taniec miłości i śmierci bywa tańcem chocholim. A wieńczącas go śmierć tragiczną pomyłką.
    (…)
    Żył w tłumie i był samotny. Jak każdy. To przecież reguła. Ale nie umiał znieść ciężaru samotności. Może to zresztą nie samotność, ale osamotnienie i obcośc prowadząca do rozpaczy? Wojaczek, sądząc po jego wierszach i prozie, poddawał się długotrwałemu treningowi rozpaczy. (..)
    To był tragiczny, obłąkany błazen. Jego ostatni gest stał się klęska poety. (…)
    Wojaczek był śmiertelnie poważny., niezdolny do wydobycia z siebie choćby diabelskiego chichotu. To szatan smutniejszy od Przybyszewskiego. Nawet nie szatan, ale jakiś Kusy lub Boruta. Bo mefistofelicznych cech niestety nie ma w tej liryce. Jeżeli pojawia się chichot u poety, to jest to chichot genitaliów. (…)
    Sentymentalny chłopiec z dobrego domu chce zgorszyć swego Anioła Stróża niepięknymi pejzażami miłości. A brutaloność jest przecież drugim sklrzydłem sentymentalizmu, przeciwnym czułostkowości. Takim samym kostiumem ukrywającycm prawdziwe przeżycia, uczucia, pragnienia…
    (…)
    Ostentacyjny demonizm Wojaczka niewiele ma wspólnego z sabatem czarownic, jest to raczej demonizm prywatkowy będący projekcją kompleksu Edypa. (…)
    Histeryczny Wojaczek zostawił po sobie około setki erotyków, ale nie wyszedł poza sentymentalną stylizację (…) Przy Baudelairze sprawia wrażenie niemowlaka, który się zesrał w beciku i drze się, póki go nie przewiną. (…) Miotający przekleństwa i wyrzucający z wyobraźni obsceniczne obrazy pokrywa tym jaskrawym kostiumem kompleks krótkich majtek, niedorosłości, niekompetencji intelektualnej uniemożliwiającej zmierzenie się ze swoją epoką. (…) Zachwouje się jak niemowlę, które po zejściu z nocnika z zainteresowaniem ogląda co z niego wyszło.
    (…)
    Autorzy wierszy w rodzaju wielu utworów Wojaczka, Stachury, Milczewskiego-Bruna i innych przeklętych lub po porstu nawiedzonyc smutkiem, z pietyzmem i uporem teatralizowanym zresztą w nieskończonych wariantach sentymentalizmu, od załzawionych wierszyków do brutalnych poematów, zawęzili zakres swych operacji lirycznych do swoistej introspekcji, sprowadzającej się niezadowolenia płynącego z własnych trzewi.”
    Jan Marx

    * * *

    Nie chcę tutaj określać swojego stanowiska wobec tego, co napisał autor tej krytyki. Z wieloma jego tezami się zgadzam, z niektórymi nie; widzę też w nich pewną przesadę i sądy nazbyt chyba radykalne, włącznie z użyciem epitetów dla Wojaczka niewątpliwie obraźliwych.
    Jednakże ta opinia porusza wiele istotnych wątków, o których warto sobie zdawać sprawę próbując ogarnąć bardziej kompleksowo fenomen „poète maudit”.

    I może jeszcze – tak dla ilustracji – fragment filmu Lecha Majewskiego o Wojaczku:

    • Krzysztof Says:

      W 1965 r. we Wrocławskim Szpitalu Psychiatrycznym pracował poeta i publicysta Aleksander Rozenfeld. Zauważył, że jeden z pacjentów – Rafał Wojaczek – pisze wiersze.

      „O, wiersze! – zawołałem – Ja proszę pana też próbuję pisać.
      – Odpierdol się – usłyszałem w odpowiedzi i był to mój pierwszy kontakt z Wojaczkiem” – wspominał.

  17. czara Says:

    Pamiętam, że bardzo podobał mi się ten film o Wojaczku, ale oglądając go byłam wtedy licealistką, a jak wiadomo, ten wiek sprzyja fascynacji poetami przeklętymi, zwłaszcza samobójcami ;) Jak odebrałabym go teraz? Wojaczka też już nie czytywałam od tamtego okresu…

    PS Logosie, uważaj, masz tu wnikliwych czytelników:
    „Czułam jego dotyk, ślinę, pot i spermę” (w [otwarłam się na całą tę jaskrawość] )
    A teraz:
    „i czuje, jak mu cieknie
    ślina, krew i sperma”.
    Wybacz, ale właśnie zdemaskowałam Twoją skłonność do… wydzielin? ;)

    • Logos Amicus Says:

      Czaro Droga,
      ależ ja uwielbiam, jeśli czytelnik jest wnikliwy :)

      „…właśnie zdemaskowałam Twoją skłonność do… wydzielin?”

      A kto z nas nie ma… „skłonności do wydzielin”?
      Tyle, że o tym nie mówimy, bo to temat tabu.
      (Zresztą, ja myślę, że bez tej „skłonności” długo byśmy nie pociągnęli ;) )

      I czy naprawdę zobaczyłaś w tych wierszach tylko „wydzieliny”?

      PS. Demaskuj, demaskuj… jak najbardziej jestem za!
      No właśnie: czy jeśli ktoś pisze tak otwarcie i bez ogródek, to się maskuje?
      A może jest wprost przeciwnie: ukazuje siebie bez maski, sam się niejako demaskując?

  18. kulturaonline Says:

    Bywał liryczny jak Krzysztof Kamil Baczyński, bezpardonowy niczym Andrzej Bursa, turpistyczny na wzór Stanisława Grochowiaka. Wynajdując tak krępujące odniesienia, nie można jednak zaszkodzić legendzie Rafała Wojaczka. Albowiem jego wizerunek „kaskadera literatury” pozostaje niezachwiany. Tak jak sprzeczne komunikaty śle poezja urodzonego w Mikołowie autora, tak złożona była osobowość samego pisarza. Biografie bezskutecznie próbowali rozwiązać jej zagadkę, wskazując na chorobę psychiczną, trudne relacje z rodzicami czy też ogólny klimat „gomułkowskiej” małej stabilizacji.

    Więcej: Wizyta w Sanatorium Wojaczka.


Co o tym myślisz?