ZAWSZE JEST SIĘ Z CZEGO ŚMIAĆ… (rozmowa z Anną Dymną, Krzysztofem Kolbergerem i Janem Englertem)

.

Chicagowski klub „Made in Poland” stał się miejscem, przez które przewija się ostatnio cała plejada gwiazd polskiego aktorstwa. Niedawno mogliśmy zobaczyć w nim Annę Dymną, Katarzynę Figurę, Jana Englerta, Mariusza Benoit i Krzysztofa Kolbergera w przedstawieniu „Kochajmy się”, opartym na fragmentach mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza”.

Anna Dymna: .... (zdjęcie własne)

Anna Dymna: „Są takie miasta na świecie, za którymi się tęskni, do których chciałoby się wrócić. Dla mnie takim miastem jest Kraków.” (zdjęcie własne)

 Z artystami rozmawiałem po jednym z wieczornych spektakli. Z Krzysztofem Kolbergerem zdołałem zamienić zaledwie kilka zdań, bowiem nasza rozmowa odbywała się niezbyt dogodnym do tego celu miejscu. Przez ogłuszające dźwięki muzyki z trudnością docierały do mnie wypowiedzi popularnego i lubianego aktora:

– Byłem tu w Chicago już kilkakrotnie, ale po raz pierwszy czuję się tak, jakbym nie wyjeżdżał z kraju. I zastanawiam się, dlaczego tak jest. Może już teraz czuję się tu jak u siebie? Może to na tym polega?

– Objechali państwo z „Panem Tadeuszem” całe Stany?

– Tak. Nowy Jork, Filadelfia, Los Angeles… W Kanadzie byliśmy z tym przedstawieniem w zeszłym roku. Tam zresztą była premiera. Potem był Londyn, gdzie niejako bisowaliśmy, bo byliśmy tam dwa razy.

– Ale zajmuje się pan teraz jeszcze czymś innym? Czy kręci pan aktualnie jakiś film?

– Tak. Gram w nim razem z Krystyną Jandą. Jest to historia o Angielce, która przyjeżdża z mężem Polakiem do kraju w okresie stalinizmu. Niestety, trafia na postać, którą ja gram, bardzo niesympatyczną – sekretarza partii.

– Czyli nadal są w modzie pewne tematy? A co z przyszłością polskiego teatru?

– Oczywiście stan, w jakim znajduje się teraz kraj odzwierciedla się również w położeniu naszego teatru. Ale są szanse, że tak jak wszędzie zacznie brać górę inicjatywa, i ludzie, którzy ją przejawiają. Będzie może ciężej, ale za to ciekawiej.

– Czy jednak nie będzie to negatywnie wpływać na repertuar. Czy nie stanie się on przez to np. bardziej komercyjny?

– Może przez jakiś okres – tak. Ale my\ślę, że w którymś momencie musi się znaleźć rada na to, żeby mogły mieć miejsce także artystyczne przedsięwzięcia, do których musi się dopłacać, by w ogóle zaistniały.

– Tutaj, w Stanach, też wszyscy chcą zarobić i musi się to wszystko opłacać, a i tak, mimo wszystko, mają wspaniałe artystyczne wydarzenia w teatrze.

– Uważam, że i u nas będzie podobnie.

– Jest więc pan optymistą.

– No a jak inaczej żyć?

***

Również i Annę Dymną zapytałem o to, jak bardzo jej obecne wrażenia z pobytu w Chicago, różnią się od tych sprzed kilkunastu lat, kiedy gościła tu w czasie kręcenia filmu „Kochaj albo rzuć”, jednej z części komediowej sagi o Pawlakach i Kargulach.

– Kiedy widzę siebie teraz w tym filmie, to myślę że to moja córeczka tam biegnie. Oczywiście, że czuję się tu już zupełnie inaczej. Nic mi nie jest tutaj tak obce, jak kiedyś, nic mnie tu już tak nie zaskakuje. Ale zawsze jest to dla nas wielkie przeżycie, głównie w sensie zbierania doświadczeń życiowych, co jest bardzo ważne dla aktorów, bo jeżeli chodzi o przeżycia artystyczne, to różnie z tym bywa.
Na przykład, dzisiaj przed południem graliśmy dla szkolnej publiczności. To było dla nas zupełnym szokiem. Było bardzo dużo młodzieży, lecz ich typ zachowania i reakcji, który jest nam w Europie zupełnie obcy… zaskoczył nas. Kiedy zgasło światło, to rozległy się takie gwizdy i krzyki, że myśleliśmy, że coś się stało. Bardzo spontaniczne reakcje, gumy do żucia… itp. Poza tym, jestem pewna, że oni nie rozumieją wszystkiego po polsku, więc staraliśmy się grać zupełnie inaczej.

– Wydaje mi się, że jeśliby nawet zrozumieli wszystko pod względem językowym, to z pewnością mieliby problem ze zrozumieniem tych wszystkich narodowych odniesień zawartych w dziele Mickiewicza.

– Oni tego nie rozumieją. A jednak myślę, że warto grać dla nich. Oni po prostu nie są przyzwyczajeni do chodzenia do teatru. Reagowali tak, jak na jakimś meczu rugby, albo na koncercie rockowym. Nie ukrywam, że było to dla nas niemal szokiem. Zmusiło nas też do tego, aby inaczej zagrać.

– Mimo ogromnego doświadczenia zawodowego, są sytuacje, które wam, aktorom, ciągle dają coś nowego.

– Ma pan rację, to są cenne doświadczenia dla aktorów. Mamy tu do czynienia z sytuacją, w której publiczność reżyseruje sobie aktora. Męczyliśmy się tak strasznie – to była orka, potworny wysiłek fizyczny i psychiczny. Nie mogliśmy dać się złamać, bo wtedy zaczyna się grać okropnie. Ale jesteśmy tak zwartą grupą, że się nie złamaliśmy i zagraliśmy to przedstawienie do końca. Nie wiem, czy był to sukces, czy nie, ale młodzież wytrzymała i my również. Myślę, że oni coś jednak z tego spektaklu wynieśli.

– Ale na wieczornym przedstawieniu było już zupełnie inaczej?

– Oczywiście, bez porównania.

– Bywała pani w różnych miejscach na świecie, więc zapewne ma pani jakieś porównanie, jeżeli chodzi o publiczność.

– Ja, z innym spektaklem, przejechałam pół świata, więc dokładnie wiem, jakie gdzie są publiczności. Muszę panu szczerze powiedzieć, że tu w Chicago, nie jest to publiczność najlepsza. W Kanadzie na przykład jest już zupełnie inaczej, w Australii wręcz wspaniale. Czuje się to po reakcjach widowni. Pamiętam jak w Kanadzie, po zakończeniu spektaklu, wszyscy wstali i zaśpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła”. To są dla nas przeżycia w pełni niezapomniane. W Polsce na pewno nie zdarzyłoby się nam coś takiego. To cudowne, kiedy cała sala jest wzruszona na wspomnienie kraju lat dziecinnych, ojczyzny, a my wiemy, że to nasza mała zasługa… i poezji Mickiewicza.

– A co czeka panią w kraju po powrocie? Cały czas mieszka pani w Krakowie?

– W Krakowie mieszkam od urodzenia. Jestem też nadal – od moich aktorskich początków – w Teatrze Starym.

– Nigdy nie miała pani ochoty przenieść się – np. do Warszawy?

– Kiedy byłam młodą aktorką, dość już znaną (bo wystąpiłam w bardzo wielu filmach w tamtym czasie), to Warszawa ciągnęła mnie bardzo. Ale powiedziałam sobie: nie. Poza tym, Teatr Stary w Krakowie, był podówczas bez wątpienia najlepszym pod każdym względem teatrem w Polsce. Teraz panuje regres ogólny, również w teatrach, ale ten krakowski zachował jednak swoją specyfikę. Chodzi mi zwłaszcza o atmosferę pracy, jakiej nie spotkałam gdzie indziej. Wspaniały zespół.

– A pani zdaniem, co będzie z teatrem w Polsce w związku z tymi wszystkimi zmianami społecznymi i politycznymi, które – tak na dobrą sprawę – nie wiemy w jakim kierunku zmierzają?

– Dobre teatry na pewno przeżyją wszystkie kryzysy. Prawdziwy teatr i prawdziwa sztuka zawsze się obroni, bo jest potrzebna jak tlen do życia. Choć są czasem takie momenty, w których wydaje się, że kultura nic nie produkuje, że jest może niepotrzebna. Nic bardziej błędnego!
Prawdę powiedziawszy, kryzys dotyka aktorów w bardzo bolesny sposób. Trzeba ich zwalniać, robi się bardzo duża konkurencja. Uważam jednak, że to akurat może wyjść teatrowi na dobre. Do tej pory, co roku, szkoły teatralne kończyło ze sto osób i każdemu wydawało się, że jak ma dyplom w kieszeni, to musi dostać pracę, zostać zaangażowanym i otrzymać jakąś rolę. Czegoś takiego nie ma nigdzie! Jeżeli mam dyplom, to muszę jeszcze udowodnić, że jestem dobrym aktorem, a o pracę trzeba walczyć. U nas tego nie było.
Tutaj w Stanach na przykład, to, że aktor jest kelnerem, bo nie ma z czego żyć, nie jest żadną ujmą. Ale w Polsce już kończy się to liczenie na pieszczenie. Mnie to jednak nie dotknie, bo już jestem… za stara.

– Chyba nie chce mnie pani zmuszać do tego, aby temu zaprzeczyć. Ma już pani wielkie osiągnięcia na swoim koncie, to prawda…

– Ja w tym zawodzie pracuję już ponad 20 lat! I teraz czuję się usatysfakcjonowana, bo nie czekam z założonymi rękami, ciągle coś robię. Widzi pan, koledzy z Warszawy biorą mnie sobie z Galicji, z prowincji i razem pracujemy.

– Tak a propos. Z jakim reżyserem się pani najlepiej pracowało?

– To jest trudne pytanie, dlatego że w tym zawodzie najważniejsza jest dla mnie możliwość pracowania z różnymi ludźmi. Jeżeli zaczęłabym pracować tylko z jednym reżyserem, to pewnie przy piątej pracy znienawidziłabym go, no i najprawdopodobniej zatrzymała się w miejscu. A tak, pracuję z różnymi reżyserami, każdy jest inny – za każdym razem są to więc inne doświadczenia.
Kto jest moim ulubionym reżyserem? Może to śmieszne co powiem, ponieważ grałam u tego reżysera tylko dwa razy – i to w epizodach. Jest to Tadeusz Konwicki. Pałam do niego jakąś sympatią, której nie da się niczym wytłumaczyć. Ja po prostu bardzo go lubię. Grałam u Tadeusza Konwickiego w „Dolinie Issy” wg powieści Czesława Miłosza i w „Jak daleko stąd, jak blisko”. Moi rodzice pochodzą ze Wschodu, on też, więc może stąd ta sympatia.

– Chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć panią w jakimś bardzo dobrym filmie.

– Z filmami jest wielki problem, bo robi się ich teraz coraz mniej. Poza tym z czasem nabiera się coraz większego dystansu do zawodu. Gdy byłam młodsza, to grałam w filmach, w których może nie powinnam była grać. Obecnie w wielu z nich już bym nie zagrała, bo szkoda byłoby mi czasu.

– Pani jest w tej komfortowej sytuacji, że może wybierać.

– Dlatego dość dużo scenariuszy ostatnio odrzucałam. W Polsce robi się ostatnio dużo filmów w koprodukcji z Zachodem, lecz oni przyjeżdżają najczęściej z pełnymi swoimi obsadami; dla nas zostają epizody, a ja przed tym uciekam. Można oczywiście zarobić pieniądze, zagrać epizod u boku amerykańskich, angielskich, francuskich aktorów, ale to nie dałoby mi żadnej satysfakcji.

– A co z produkcjami polskimi?

– Dostałam ostatnio wspaniałą rolę. Dużo się już nad nią napracowałam, ale do zdjęć nie doszło, ponieważ pieniądze przeznaczone na ten cel, ze względu na dewaluację, okazały się za małe i realizację odłożono na czas bliżej nieokreślony. Miał powstać film o Stanisławie Wyspiańskim w reżyserii Janusza Morgensterna, a ja miałam w nim grać rolę, po której pewnie wszyscy by mnie znienawidzili, mianowicie żonę Wyspiańskiego. Jest to fascynująca rola i gdybym ją zagrała, to zrobiłabym wszystko, żeby tę postać obronić. Ona naprawdę miała nieprawdopodobne zalety, poza tym była też potworem. To taka prosta, z ziemi wyjęta baba… taka… rzepa. Potem się rozpiła. Gdy jej mąż umierał, mówiła: „gnije, gnije i nie może zdechnąć”. Bo ona uważała, że jak cielak chory, to mu się daje w łeb, a jak człowiek umiera, to lepiej by było, żeby „zdechł”, no bo po co się ma tak męczyć. Była właśnie taka wprost i Wyspiański ją za to kochał. Wspaniała postać do grania. Ale tego nie robimy, bo nie ma pieniędzy.
A kiedy dostaję takie propozycje, żeby na przykład tyłek pokazać, to ja już czegoś takiego nie mogę przyjąć. Te tyłki to niech już inne pokazują. Ja już się dosyć napokazywałam, mnie to już nie interesuje.

– Dziękuję pani za rozmowę i naprawdę bardzo się cieszę, że spotkałem panią tu w Chicago.

– Muszę się panu przyznać, że Chicago nie jest miastem – marzeniem mojego życia. Nie tęsknię za tym miastem. Są takie miasta na świecie, za którymi się tęskni, do których chciałoby się wrócić. Dla mnie takim miastem jest Kraków. Prawdopodobnie bez tego miasta bym umarła. Dlatego ja nigdy nigdzie nie wyjadę na stałe.

***

Podziękowałem pani Ani za niezwykle miłą rozmowę i poprosiłem z kolei Jana Englerta – znakomitego i popularnego aktora, ostatnio także reżysera i rektora PWST w Warszawie – o parę zdań dla „Relax”-u.

– Czy również według pana, nadchodzą ciężkie czasy dla aktorów teatru i filmu w Polsce?

– Uważam, że narzekanie na ciężkie czasy w tej chwili nie ma większego sensu. Robi się konkurencja, a ja się konkurencji nie boję. Wprost przeciwnie. Dlatego jestem zadowolony z tego, co się dzieje.

– Słyszałem takie opinie z gdańskiego festiwalu filmów, że prezentowane tam obrazy, które mogły stać się świadectwem „pokolenia stanu wojennego”, spóźniły się o parę miesięcy, że ich „ciosy trafiają w próżnię”.

– Nic sie nie spóźniło. Prawdziwe dzieło sztuki nie musi mieć aktualiów – broni się samo. Poza tym, każde dzieło sztuki weryfikuje czas. Jeżeli film jest dobrze skonstruowany, to nieważne, czy trafia bezpośrednio, czy pośrednio, czy spóźnił się, czy nie… Wytrzymuje próbę czasu. Nie można już teraz robić karier za pomocą np. żartu, że Urban ma odstające uszy. To się już skończyło.

– Podobno nasze społeczeństwo bardzo ostatnio spoważniało. Kabarety nie mają się z czego śmiać…

– Zawsze jest się z czego śmiać. Uważam – i tu się pewnie narażę niektórym – że polski kabaret, z małymi wyjątkami, jest na bardzo niskim poziomie. Trafia w gusty najbardziej poślednie. Utrzymywał się przez wiele lat właśnie dzięki aluzjom politycznym. Natomiast w momencie, w którym skończyła się możliwość zarabiania pieniędzy za pomocą „mrugania do widza”, zaczęło się weryfikowanie umiejętności warsztatowych, aktorskich, literackich. Uważam, że poza Wojtkiem Młynarskim, który jest wysokiej klasy tekściarzem, nie ma już nikogo.

– Swego czasu bardzo popularny był kabaret Jana Pietrzaka.

– Ja nie jestem zwolennikiem tego kabaretu. Pietrzak schlebia pewnym gustom, zupełnie mi obcym.

– Nie wypada im się teraz śmiać z ludzi, których dawniej popierali.

– Ale już śmieją się z innych. To nie jest sprawa tego, co się mówi, tylko jak się mówi i do kogo się mówi. A Pietrzak mówi do grupy najliczniejszej w naszym narodzie, tzn do „średnicy”. Mówi do tej „prostej”, „niewyrobionej” publiczności. Do niej zawsze będzie trafiał ze swoim sposobem bycia i stylem. I nie ma tym nic złego, choć sam tego nie lubię.

– Dla mnie jest to oczywiste. Nie podejrzewam bowiem pana o taki egalitaryzm.

– Teraz już można o tym mówić i nie jest to wstydliwe: jestem za elitami, nie odpowiada mi egalitaryzm jako hasło. Jestem przeciwny równości i jestem za tym, żeby było zróżnicowanie, elity, podziały… itd.

– Dlatego, że jest to bardziej naturalne?

– Oczywiście! Niby naturalne, a przez 40 lat w Polsce wszyscy nauczyli się, że wszystkim się wszystko należy. Niby obalili „komunę”, ale myślą nadal w ten sposób.

– Na pewno jest pan człowiekiem bardzo zajętym.

– To prawda. Dość dużo reżyseruję, ale w teatrze i w telewizji; no i rektoruję w warszawskiej szkole teatralnej. Uważam, że dla jednego człowieka jest to wystarczająca porcja.

– Właśnie: na którym miejscu widzi pan siebie jako pedagoga – w porównani z aktorem, reżyserem?

– Na pierwszym. To moja pasja.

– A jednak! Dziękuję za rozmowę i życzę udanego pobytu w Ameryce.

***

(Wywiad opublikowany został w chicagowskim tygodniku „Relax”, 12 stycznia, 1991 r.)

Inne odcinki cyklu: TUTAJ.

Komentarzy 56 to “ZAWSZE JEST SIĘ Z CZEGO ŚMIAĆ… (rozmowa z Anną Dymną, Krzysztofem Kolbergerem i Janem Englertem)”

  1. ulotna_wiecznosc Says:

    Czytałam ostatnio w czasopiśmie wywiad z Anną Dymną.
    Dla mnie Pani Anna jest pięknym człowiekiem pod wieloma względami.

    ,,Jest takie powiedzenie – jedni mówią, że irlandzkie, inni, że chińskie – że najlepszym schronieniem dla człowieka jest drugi człowiek. I to chyba prawda. Musimy tak zrobić, żeby ci, którzy cierpią, nie byli sami. By mogli się uśmiechać. Nasz świat będzie wtedy lepszy i nam też się będzie na nim lepiej żyło. Może właśnie dlatego robię to wszystko, co robię? Dla siebie po prostu!”

    http://www.gala.pl/wywiady-i-sylwetki/anna-dymna-czasem-sobie-poplacze-7793?strona=2
    I z twojego wywiadu:

    ,,Są takie miasta na świecie, za którymi się tęskni, do których chciałoby się wrócić.”

    Tak są takie miasta, są takie miejsca i są tacy ludzie, są takie okoliczności, są takie sytuacje.:-)

    L.A. byleś w tylu pięknych miejscach wiec zadam Ci niedyskretne pytanie do których tęsknisz?

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Nie tylko pięknym, ale także dobrym i mądrym (swoją drogą ciekawe, dlaczego te ostatnie określenia człowieka wyszły z publicznego obiegu – zwłaszcza w mediach).
      To co robi Dymna, zwłaszcza przez ostatnią dekadę, budzi mój wielki szacunek do tej kobiety.
      Wydaje mi się, że dla niej działalność charytatywna jest misją, a nie stylem życia, zarobkowaniem i sposobem na „pokazanie się” (jak to jest choćby w przypadku showmana Owsiaka – celebryty).

      Kiedy z nią rozmawiałam (a było to ponad 20 lat temu), nic nie zapowiadało tego jej późniejszego poświęcenia się dla innych – ale już wtedy wyczułem w niej właśnie dobroć i mądrość, pewną klasę człowieczeństwa – i wzbudziło to we mnie szacunek dla niej. Oczywiście, oczarowała mnie także wtedy jej uroda – cieszę się, że udało mi się utrwalić ją na zdjęciu, (które nota bene trafiło na okładkę magazynu, dla którego robiłem ten wywiad).

      A za jakimi miejscami tęsknię?
      Nadal odczuwam sentyment do stron rodzinnych. Ale to jest raczej związane z przeszłością i może nie tyle jest tęsknotą, co nostalgią.
      Tęsknię też (choć też nie wiem, czy to jest dobre słowo w tym przypadku) do wędrówek po górskich szlakach amerykańskiego Zachodu i zachodnim Wybrzeżu – do tych momentów, kiedy było mi tam tak dobrze i gdzie tak intensywnie przeżywałem momenty szczęścia – radość istnienia i olśnienie urodą świata.

  2. Jula :D Says:

    Hmm. Anna Dymna sympatyczna a Jan Englert już mniej w tych rozmowach.
    Ciekawa jestem jeszcze twojej rozmowy z Katarzyna Figurą. ;D

    • sarna Says:

      Jula, wypowiedzi Englerta nie wzbudzają Twojej sympatii? – mnie są bardzo bliskie, pokrewna dusza. Mądry i odważny w wyrażaniu swoich poglądów – wielki szacun.

      Staszku, a u nas znowu obłędnie kwitnące bzy, głogi, niezapominajki i mnóstwo innego kwiecia:)

      • Jula :D Says:

        @Sarna,
        „- Teraz już można o tym mówić i nie jest to wstydliwe: jestem za elitami, nie odpowiada mi egalitaryzm jako hasło. Jestem przeciwny równości i jestem za tym, żeby było zróżnicowanie, elity, podziały… itd.”

        Ja myślę, że czasy kiedy AKTOR był guru życia, przewodnikiem dla maluczkich już minęły. Stał się znowu tylko i aż „komediantem” (stąd takie a nie inne kabarety, choć u nas jeszcze nie zadomowiły się te popularne na zachodzie „stand-upy” cz jak to się nazywa? !.. )
        J. Englert – jako aktor ma jakąś niesympatyczną aureolę. Sam twierdził, że nie jest fotogeniczny i raczej w mało filmach grał. Bardziej znany jako aktor sceny teatru. Coś w tym jest na rzeczy . Ja jakoś nie potrafię wymienić jego w jakiś znaczących rolach filmowych na przestrzeni tych lat, żeby jakąś rolą zauroczył widza. ::D..
        Mnie Jego filozofia życiowa nie odpowiada. Ja rozumiem, że ludzie są zdolni i niezdolni, że są zaradni życiowo, wręcz cwani, potrafią wykorzystać dla siebie koniunkturę, układy itd… I ci pozostali tak zwani życiowi nieudacznicy.
        I tak zawsze było, z nuworyszy tworzyli się tak zwani sponsorzy, darczyńcy . ;)
        Tyle, że teraz – w czasach wielkich korporacji i niewidocznych właścicieli, oligarchów tak na wschodzie, jak i na zachodzie naszego pięknego świata, to jakoś inaczej wybrzmiewa.
        Dla porównania jakże inaczej opisywane jest życie i filozofia w krajach skandynawskich przez Polaków, którzy się tam osiedlili. Tam próbuje się w każdym CZŁOWIEKU odnaleźć coś wartego uwagi.
        Anna Dymna tak własnie próbuje i przez swoją grę i przez swoja filozofię życiową. Ona szuka człowieczeństwa w każdym – nie dzieli. Tak myślę. Pa! :D

        • sarna Says:

          Jula, rozumiem co mówisz, ale tego nie podzielam.
          „Tam próbuje się w każdym CZŁOWIEKU odnaleźć coś wartego uwagi” – a dlaczego trzeba aż tego się w nim tego doszukiwać? Dlaczego mam „zachwycać się” kimś, kto sam nie potrafi tego z siebie wykrzesać?

        • Jula :D Says:

          @Sarna,
          „dlaczego mam „zachwycać się” kimś, kto sam nie potrafi tego z siebie wykrzesać?”
          – Dlatego się wykształciły zawody dla pośredników, którzy wyłapują „geniuszy” na każdej „niwie” i jeszcze na nich zarabiają. ::D
          Na przykład w Szwecji taką rolę ogrywa też państwo, bo to się po prostu opłaca. Tak dla państwa, jak i dla ludzi w danej społeczności. Bardzo dużo czasu i pieniędzy poświęcają dla imigrantów, zwłaszcza dla ich dzieci. Poczytaj blogi, gdzie opisują normalne życie tam. Są blogi na zakładce u mnie dziewczyn zadomowionych w Szwecji. Tam odnalazły swój „eden”. ::D

          Co do A. Dymnej – ona własnie to zrozumiała, że rywalizacja i izolacja ludzi to nie jest to, co powinno być celem naszego życia, bo to działa i przeciwko nam samym. Tak myślę. ;)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Englert sam mówi, że bardziej czuje powołanie pedagoga, niż aktora. I to się chyba zgadza z tym, co zauważyła Jula, że trudno jakoś przypomnieć sobie naprawdę wybitne kreacje aktorskie Englerta. On wg mnie należy do tego typu aktorów, którzy grają na „jednej nucie”.
          A jakim jest pedagogiem? Tego nie wiem. Nie wiem też jakim jest szefem – jako dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie (pamiętam jednak o jego konflikcie z Grażyną Szapołowską), chociaż czuję coś przez skórę, że ja takiego zwierzchnika nad sobą nie za bardzo chciałbym mieć ;)

          Wypowiedź Englerta o elitach może trochę razić, ale ja starałem się zrozumieć jego punkt widzenia. Zresztą, on mówił to na początku polskiej „transformacji” ustrojowej, a wtedy część ludzi polskiej kultury, twórców, artystów, nadrabiała nieco miną, chcąc znaleźć się w nowych warunkach konkurencji, kiedy rozsypał się mecenat państwowy PRL-u, który – co tu kryć – naszych aktorów pieścił, mimo wielu ograniczeń – w tym cenzurowych.
          Jednakże, szczerze mówiąc, mnie osobiście też nie podoba się taka „elitarność”, która patrzy na ludzi z góry, której główną racją istnienia wydaje się być poczucie wyższości… Wg mnie prawdziwa elita powinna poczuwać się do większych obowiązków, większej odpowiedzialności (z racji większych swoich możliwości) – a nie spijać tylko celebryckie mleczko i pławić się w przywilejach.

          Doszukiwanie się w każdym człowieku czegoś wartościowego, a zachwyt nad człowiekiem, to jednak dwie zupełnie inne sprawy.
          Moim zdaniem to prawda, że w każdym człowieku można się doszukać czegoś wartościowego. Przydaje się to zwłaszcza wówczas, kiedy chcemy się pozbyć stereotypów, czy też niechęci do drugiego człowieka – który jest obcy, inny, albo… stoi od nas „niżej” w społecznej hierarchii, którą podkreśla i uwypukla właśnie elitarność.

        • sarna Says:

          Jula, mnie również „podoba się” działalność pani Dymnej, tyle, że uczciwie trzeba przyznać, że nie rozpoczęła jej gdy było jej w życiu sielsko i anielsko, a dopiero jak sama zaczęła zmagać się z chorobą – ot i cała jej filozofia :( , dobrze chociaż, że przyświeca dobremu celowi. Podobnie rzecz się ma z fundacją pani Ewy Błaszczyk. Przestańcie dorabiać ideologię do starego jak świat faktu, że ludzie zaczynają rozumieć i czuć empatię zwykle dopiero, jak poczują baty na własnej skórze – zacznijcie z gospodarzem blooga, tak jak Englert, nazywać rzecz po imieniu.

          Staszku, prawo naturalne (godność człowieka jest nienaruszalna) jest podstawowym, stałym i niezmiennym prawem, co znajduje odzwierciedlenia w każdym manifeście praw człowieka – ustawy zasadnicze (mimo, że ojcowie, założyciele Stanów Zjednoczonych sami byli zagorzałymi właścicielami niewolników), Deklaracja Praw Człowieka rewolucji francuskiej. Żeby nie robić tu wykładu przypomnę, że demokracja żywi się trzema zasadami (solidarności, subsydiarności i dobra ogółu), ale każdy z dotychczas zaistniałych w cywilizacjach ziemskich systemów był wypaczany poprzez nadmierne przegięcie w którąś stronę. Szkodliwa jest zarówno nadmierna centralizacja jak i decentralizacja, szkodliwa jest znieczulica, ale nie mniej szkód przynosi nadopiekuńczość państwa, która zwalnia obywateli z myślenia, działania, odpowiedzialności za cokolwiek. Dziś w RP widzę na każdym kroku młodzież szkolną, której rzekomo uczy się empatii każąc zbierać pod byle pozorem datki dla biednych, a tak naprawdę przyzwyczaja się ich do wyciągania w przyszłości ręki po kuroniówkę w pośredniaku pracy. Już byliśmy równi i równani, mnie to nie odpowiada. Niech każdy poczuje się odpowiedzialny za swój los i nie ogląda się na resztę. Pozostałym, naprawdę pokrzywdzonym przez los, chętnie pomagam, nie znoszę natomiast ludzi (pod każdym względem) leniwych. Nie widzę nic złego w pławieniu się w przywilejach, o ile się na to uczciwie zapracowało, sam zresztą tak żyjesz, więc nie widzę powodu dla którego krytykujesz Englerta (nic jak piszesz o nim nie wiedząc).
          Sorry, możecie się święcie obruszać, czy zawstydzać mnie, ale średniactwo i bylejakość mnie nie pociąga.

        • Jula :D Says:

          @Sarna,
          „Sorry, możecie się święcie obruszać, czy zawstydzać mnie, ale średniactwo i bylejakość mnie nie pociąga.”

          A czym ty się wybiłaś szczególnym ponad przeciętność?
          Mam wrażenie, że to Torlin twoim głosem przemawia, który zaraz powie do drugiego człowieka „dlatego żeś biedny, boś głupi.”
          Co z tego, że te aktorki dopiero gdy same doznały cios od losu, to zmobilizowało je by pomagać innym. Obydwie się przyznają, że to pomaga im być, żyć i widzieć. :D
          Wielu jest takich, co po takim ciosie mszczą się na innych ludziach. A los bywa nieprzewidywalny. ;)
          W Polsce stworzyła się teraz taka sytuacja – „wyścig szczurów” i nic z tego nie ma.
          Każdy na każdego patrzy jak na rywala. Pozamykani wszyscy na jednej klatce wysokościowca, na 4 spusty.
          Ja tak mieszkam… Pełno osiedli ogrodzonych z 24 dobową ochroną, tak mieszka mój bratanek w Warszawie. A pamiętam czasy, kiedy rowery i wózki stały na klatce. Zimą sanki i narty. Klatki nie były zamykane, bo nie było takiej potrzeby. Sąsiadka potrafiła sąsiadce dziecko głodne ugościć obiadem i vice versa. :D

          W Szwecji nadal jest to zaufanie do ludzi, domów się nie zamyka na spusty. Blogerki z Polski były w szoku, gdy to zobaczyły. Ludzie tam są dla siebie sympatyczni i pomocni w każdej sytuacji. Tak było i u nas przed wiekami, teraz ludzie są skłóceni, poróżnieni i zdegradowani. Kultura bycia międzyludzka uległa degradacji. Sąsiad o sąsiedzie zza ściany nic nie wie, bo to nie jego sprawa – to obcy. :( Empatii zero, null !…

          @ Stanisław,
          „Wg mnie prawdziwa elita powinna poczuwać się do większych obowiązków, większej odpowiedzialności (z racji większych swoich możliwości) – a nie spijać tylko celebryckie mleczko i pławić się w przywilejach.”

          Coś w tym jest, że ludzie, którzy faktycznie są WIELCY, z poszanowaniem traktują ludzi innych ludzi. Wszystkich ludzi. Wystarczy poczytać biografię wielkich. Choćby naszej wielkiej Noblistki z chemii i fizyki. :D
          Oni mają cel inny niż ZYSK w postaci pieniędzy.
          Pa!:D

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Sarno,
          moim zdaniem mieszasz ze sobą pewne rzeczy.
          To, że człowiek się zmienia – zmienia swoje zachowanie i myślenie, zaczyna robić coś dla innych, uwrażliwia się na pewne sprawy… etc. – jest wartością samą w sobie i nie dyskredytuje tego to, że przyczyną może tu być jakiś egoistyczny impuls. Czyli to, że Dymna czy Błaszczyk poświęciły się działalności charytatywnej pod wpływam własnych przeżyć (choroby, czy tragedii, która dotknęła je same) nie pozbawia wartości tego, co robią teraz dla innych. To bardzo dobrze świadczy o ich charakterze – choćby o zdolności empatii, która zresztą na pewno była w nich wcześniej. Tak, jak pisze Jula: są również i tacy, którzy pod wpływem takich samych przeżyć stają się zgryźliwi, złośliwi, nienawistni, wrodzy dla innych – niejako „mszczą” się na świecie za swoje nieszczęście.

          Prawo naturalne wcale nie zapewnia tego, że godność człowieka jest nienaruszalna (natura, sama w sobie, nie ma nic wspólnego z godnością). Stanowi to dopiero prawo ludzkie (bo godność jest pojęciem ludzkim – czyli jest wytworem ludzkiej kultury). A prawo ludzkie wcale nie jest stałe i niezmienne. I dopiero my sami tworzymy jego podstawy.

          Sporo racji ma Jula w tym, kiedy pisze, że sytuacja społeczna (także ludzka mentalność) w Polsce poszła za bardzo w kierunku takiego społecznego darwinizmu – walki wszystkich ze wszystkimi. To w sumie było (i jest) prymitywne. Mam wrażenie, że zapatrzeni w kapitalistyczny Zachód, zaczęliśmy powielać jego najgorsze elementy: brak empatii, wilczą konkurencyjność, rozpychanie się łokciami… a przy tym nie pozbyliśmy się wcale postaw roszczeniowych (ja jestem najważniejszy, mnie się wszystko należy). Dochodzi do tego brak kultury, cynizm, pogarda dla innych… pomieszanie wszelkich wartości.
          Oczywiście, to wszystko są ogólniki, bo nie ma tu miejsca na jakieś głębsze społeczne analizy.

          „Niech każdy poczuje się odpowiedzialny za swój los i nie ogląda się na resztę.”
          Na „resztę” trzeba jednak się oglądać – a nie widzieć tylko czubek własnego nosa. Ale chyba jednak wiem, co miałaś na myśli pisząc to: bardziej powinno się w życiu liczyć na siebie, niż na innych. Z tym się zgadzam. Lecz przy tym, nie powinno to być jednak usprawiedliwieniem skrajnego egoizmu. Warto czuć pewną solidarność (poczucie jedności) z innymi ludźmi. To jest ten wyższy stopień życia społecznego, który jednak wcale nie jest nam niedostępny – na co zresztą daliśmy sporo dowodów w przeszłości. Szkoda jednak, że zwykle były to zrywy, a nie coś trwałego, solidnego, permanentnego.

          Ja nie krytykuję Englerta (bo, jak zaznaczyłem, nie znam go dobrze osobiście), ale odnoszę się do tego, co powiedział w moim wywiadzie.

          Nota bene
          ja wcale nie zauważam tego, że polskie państwo jest teraz nadopiekuńcze. Bardziej jest wg mnie chaotyczne i nieporządne – zaniedbuje wiele sfer życia społecznego i gospodarczego – dlatego ci „pokrzywdzeni” nie widzą często innej drogi, jak wyrywanie czegoś państwu z gardła siłą. To jest chyba jakaś polska tragedia narodowa i złośliwy chichot historii – społeczeństwo, które nie tak dawno zaimponowało światu swoją solidarnością, jest teraz tak skłócone, niesolidarne, nawzajem sobie wrogie (takie przynajmniej sprawia na mnie wrażenie).

        • sarna Says:

          Jula, gdybym zamierzała opowiadać na forum publicznym o swoich osiągnięciach, to założyłabym bloga ;)

          @ Jula, Stanisławie
          Te panie, wg Was (bo ja, przyznam się szczerze nie śledzę ich poczynań) mówią wprost dlaczego to czynią, to Wy dorabiacie im aureolę bezinteresowności.

          Jula, Torlin miałby przednią zabawę czytając, co napisałaś, swoją drogą uważasz, że regułą jest iż bogactwo bierze się z głupoty? A nieprzewidywalności losu jestem świadoma i często jej doświadczam, tak więc nie strasz mnie, jak na razie, od zawsze się z nią zmagam mimo widma kostuchy z tyłu potylicy.

          Staszku, ja nie napisałam, że prawo naturalne gwarantuje, ale że jest … wiec nie rozumiem po co tłumaczysz mi rzeczy oczywiste?
          Człowiekowi z natury przysługują określone i niezbywalne prawa, które przez nic i przez nikogo nie mogą być ograniczane. Wolne państwo może istnieć wówczas, jeśli wolność, którą zapewnia swoim obywatelom wywodzi się z moralnych wartości każdej jednostki oraz jednolitości społeczeństwa. Państwo (wolne) nie może mieszać się w osobiste przekonania swoich obywateli, ani nimi kierować, ale samo musi opierać się na wartościach, które gwarantują wolność obywatelom. Tych wartości nie można narzucić odgórnie, obywatele sami powinni mieć potrzebę życia zgodnie z nimi. Konstytucja państwa zależy od wychowania obywateli, obywateli świadomych konieczności respektowania tych zasad oraz rozumiejących, że istnieją sprawy, które nie podlegają demokratycznym głosowaniom i wdrażaniu w życie wg zasady większości głosów. Jula, w przywoływanej tu przez Ciebie po wielokroć Szwecji istnieje legalna pasywna eutanazja. Ciekawe, jak to postrzegają Panie Dymna i Błaszczyk, czy też są tak zachwycone Szwecją i jej wolnością w decydowaniu o czyimś życiu i śmierci?

          Staszku, wybacz ale pachnie mi tu hipokryzją. Wyjechałeś z kraju, w którym mierził Cię ustrój w którym wszystkim po równo, wolny rynek nie istniał, a wszelka działalność rzemieślnicza była tępiona, a jakakolwiek krytyka niedopuszczalna. Teraz żyjąc w kapitalistycznym kraju, kadzisz, że to jest be, że też chcemy prawa do wolności słowa i krytyki, konkurencji, wolnego rynku, zysku z działalności i pławienia się w luksusach. Mam się dobrze, nie wstydzę się tego, nie kradnę, płacę państwu wszystkie należne daniny, utrzymuję oświatę, bezrobotnych, chorych, emerytów i całą rzeszę instytucji i urzędników. Piszesz, że nie zauważasz nadopiekuńczości państwa polskiego. Nie zauważasz, bo nie tu żyjesz i nie tu płacisz podatki. Polscy przedsiębiorcy przenoszą fikcyjnie swoje firmy do innych państw, gdzie mają niższe podatki i lepsze emerytury, ale chcą korzystać z tu wyszkolonych specjalistów, z tutejszej służby zdrowia, etc. płacąc (lub nie) głodowe pensje swoim pracownikom. Choć o pracownikach trudno tu mówić, bo zatrudniają na czarno. Ludzie się scwanili, zobaczyli, że ciągle aktualne jest hasło „czy się stoi, czy się leży”, więc lepiej jest zarejestrować się jako bezrobotny i wylegiwać przed telewizorem, złorzecząc na złodziejskie państwo. W RP rośnie kolejne pokolenie bezrobotnych z wyboru, patologia rodzi patologię i roszczeniowe postawy. Poszukiwałam ostatnio kilku pracowników, złożyłam oferty przez biuro pracy i osobiście, ale skąd, nie za takie pieniądze. Ludzie, którzy mieli wykonywać proste i nieskomplikowane prace, nie posiadający wykształcenia ani żadnych kwalifikacji oczekiwali pensji jak dla prezesa banku, najlepiej żebym im płaciła za sam fakt podpisania listy.
          Nie sądzę by polskie społeczeństwo było inne niż wszystkie pozostałe, amerykańskiego nie pomijając, nie wiem skąd te ciągłe na nie połajanie.

          E tam, zbyt pięknie za oknem, żeby babrać się w takich tematach, mam ten luksus że mogę się dziś obijać i pławić w luksusie, szkoda dobrych chwil w życiu na mielenie jęzorem po próżnicy. Niech każdy żyje wg własnej dewizy, byleby w zgodzie z własnym sumieniem.
          pa

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Sarno,
          mylisz jednak ze sobą pewne pojęcia, jesteś też niekonsekwentna i nie we wszystkim mnie rozumiesz.

          – Ani Dymnej, ani Błaszczyk nie dorabiam żadnej aury bezinteresowności. Ale to fakt, że wierzę w szlachetność ich pobudek i postępowania (jeśli chodzi o ich działalność charytatywną).

          – To nieprawda, że człowiekowi „z natury przysługują określone i niezbywalne prawa, które przez nic i przez nikogo nie mogą być ograniczane”. Człowiekowi „z natury” przysługuje tylko życie i możliwość walki o nie. I jak to widać z historii ludzkiej cywilizacji, co rusz prawa człowieka są ograniczane (tyrani, despoci, dyktatorzy…itd.) – trzeba o nie walczyć. Żadne więc prawo nie jest dane człowiekowi a priori – w zwłaszcza nie jest mu dana sprawiedliwość.

          – Przeczysz sama sobie. Bowiem z jednej strony twierdzisz, że pewnych „wartości nie można narzucić odgórnie”, bo „obywatele sami powinni mieć potrzebę życia zgodnie z nimi”; z drugiej zaś strony piszesz, że „konstytucja państwa zależy od wychowania obywateli”.
          Nie rozumiem: jak można „wychować” obywateli, skoro „państwo (wolne) nie może mieszać się w osobiste przekonania swoich obywateli, ani nimi kierować”? Czy widzisz te sprzeczności w jakie się wikłasz? Ale nie martw się – to są sprzeczności, które immanentnie tkwią w istocie demokracji. Problem tu jest taki, że Ty sama ich nie zauważasz, a powielasz, przez co Twoja argumentacja wydaje się nieco pokrętna.

          – Wyjechałem z ustroju, w którym wcale wszyscy nie mieli po równo (to jest mit PRL-u, komunizmu i ludowego socjalizmu, że wszyscy mają po równo). Wielu tutaj można użyć argumentów. Ot, choćby, pierwszy z brzegu: uprzywilejowanie partyjnych bonzów i ich rodzin.

          – Wcale nie uważam, że to jest źle, że w Polsce ludzie chcą „prawa do wolności słowa i krytyki, konkurencji, wolnego rynku, zysku z działalności i pławienia się w luksusach.” Na jakiej podstawie tak sądzisz – podaj chociaż jedną moja wypowiedź, która by to potwierdzała. (Choć, to prawda: „pławienie się w luksusach” wcale nie uważam za jakąś godną pożądania wartość.)

          – Zdumiał mnie również to, że w jednym akapicie piszesz, że „ludzie się scwanili, zobaczyli, że ciągle aktualne jest hasło ‚czy się stoi, czy się leży’, więc lepiej jest zarejestrować się jako bezrobotny i wylegiwać przed telewizorem, złorzecząc na złodziejskie państwo. W RP rośnie kolejne pokolenie bezrobotnych z wyboru, patologia rodzi patologię i roszczeniowe postawy.”; natomiast zaraz w następnym się dziwisz: „nie wiem skąd te ciągłe na nie (społeczeństwo polskie) połajanie”. Tak więc sama wpierw (Polaków) łajesz, a następnie się dziwisz, że ktoś też może ich łajać ;)

          – Tak, wszyscy ludzie na całym świecie są podobni, ale już jednak społeczeństwa w różnych krajach od siebie się różnią (wpływ ma na to wiele czynników: inna kultura, obyczaje, religia, historia, inne położenie geopolityczne… etc.) Z tego względu społeczeństwo amerykańskie jest jednak inne, niż społeczeństwo polskie.

          – Piszesz na koniec: „niech każdy żyje wg własnej dewizy, byleby w zgodzie z własnym sumieniem”.
          No dobrze, ale czy nie ma w tym wszystkim znaczenia, jaka to jest dewiza (bo przecież czyjąś dewizą może być np.: „muszę kraść, bo jak ja nie ukradnę, to ukradną inni”), a także to, jakie człowiek ma sumienie? (Przecież są ludzie, którzy wydają się żadnego sumienia nie mieć albo mieć takie sumienie, które pozwala im być nikczemnikiem.)

        • sarna Says:

          @Stanisław
          Bywasz w teatrze, czytasz książki, uczestniczysz w innych kulturalnych imprezach, które promują pewne zachowania i wartości. Promują, a nie narzucają, właśnie tak przebiega proces wychowywania przez państwo społeczeństwa w duchu określonych wartości. Jeśli społeczeństwo akceptuje te wartości, traktuje jak własne życiowe credo to nie odbiera tego jak czegoś narzuconego odgórnie, wymuszonego. Natomiast wychowanie w duchu zrozumienia ozn., że zdrowa moralnie jednostka jest w stanie dla dobra ogółu pójść na pewne ustępstwa i stosować zasady określone przez to społeczeństwo. O jakiej więc sprzeczności mówisz?
          W kwestii prawa naturalnego zasadniczym postulatem jest ochrona życia, nie wiem dlaczego wdałeś się w polemikę ze mną, skoro mówimy o tym samym?

          @ Jula, jesteś księgową zatem wiesz, że przeinwestowanie czyli generowanie strat nie jest pożądane, a już świadome przeinwestowanie to wprost głupota. Dlaczego zatem będąc księgową namawiasz mnie do inwestowania w ludzi, którzy sami w siebie nie zainwestowali? Klienci Twojego biura czytają to, co wypisujesz w internecie?

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          A ja myślałem, że skończyliśmy z państwem, które przez książki, filmy, teatr, telewizję… „wychowuje” ludzi „w duchu określonych wartości”. Ja myślałem, że w Polsce są już twórcy niezależni, którzy piszą książkę, robią film lub teatr – nie według państwowych „wytycznych”, tylko według tego, co sami myślą – według wartości, które sami wyznają. (Chesz powiedzieć, że w Polsce nadal jest PRL?)

          Państwo nie ma zajmować się „wychowaniem” społeczeństwa, tylko sprzyjać stwarzaniu określonych warunków, w jakich społeczeństwo żyje. Wychowaniem powinni się zajmować rodzice. Szkoła też nie powinna być miejscem, gdzie narzuca się taki lub inny światopogląd, tylko miejscem gdzie zdobywa się wiedzę – a jeśli już ma propagować jakieś wartości, to niech to będą wartości „w duchu” tolerancji, humanizmu, otwarcia na innych ludzi i inne kultury.
          A niestety w naszym kraju jest pod tym względem fatalnie.

        • sarna Says:

          O ile mnie wiadomo, ale może nie jestem na bieżąco ;) w RP za resort oświaty, a więc i za programy nauczania i za odp. podręczniki ciągle jeszcze w odpowiada państwo. Ono również inwestuje utrzymanie rzeszy kulturalnych instytucji i przedsięwzięć. Skoro tak jest, to jak to jest możliwe, żeby nie miało to żadnego wpływu na promowane wartości, a te na wychowanie?

        • sarna Says:

          Nadmiar adrenaliny i tlenu najwyraźniej mi zaszkodził :) i uśpił mój analityczny umysł.
          Gdzie napisałam, że teatr, książki i imprezy kulturalne dot. RP?

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Oczywiście tzw, polityka kulturalna państwa oraz szkolnictwo, którego program ustalają instytucje państwowe (MEN) mają wpływ na wychowanie młodzieży ale nie należy tego mylić z wychowywaniem społeczeństwa – bo to kojarzy się właśnie z PRL-em, a w jeszcze gorszym przypadku – z system totalitarnym, który jak wiemy, chciał „urobić” człowieka na swoją modłę, sprawując nad nim totalną kontrolę i poddając go indoktrynacji i to nie tylko w okresie dojrzewania.
          Dzieci powinny być wychowywane przede wszystkim przez rodziców.
          Państwo nie powinno wychowywać nikogo. co najwyżej propagować pewne cywilizacyjne wartości.
          Człowiek dorosły powinien być suwerenny, jeśli chodzi o kształtowanie swojego światopoglądu.

        • sarna Says:

          Amen.
          Mówiłam, że Cię lubię? :)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Coś tam sobie przypominam ;)

        • sarna Says:

          postaram się poprawić w tym względzie ;)

  3. majsza Says:

    Annę Dymną szanuję ogromnie ze względu na Jej poczynania w związku z fundacją ‚mimo wszystko’ oraz na to, że ma w sobie tyle ciepła, mądrości i bezinteresowności.
    Niestety, nie miałam przyjemności poznać Jej osobiście, ale gdy tylko napotykam na rozmowę z Panią Anią w tv bądź radiu zawsze zatrzymuję się na chwilę, słucham i nigdy nie żałuję.

  4. alfa Says:

    W tym kraju na wszystko i na każdego znajdzie sie jakiś „hak”… nawet jak z jakiejś „zapadłej dziury” pojawi sie na salonach wykreowany przez media celebryta, zawsze znajdzie się u nas grupa, która wie o nim wszystko, mało tego, wie tylko najgorsze o nim rzeczy… bo Polska to kraina jadem płynąca… a śmiałość jaką dają fora internetowe dla wszelkiej maści zakompleksionych czynią z nas niepojętą wręcz masę narzekaczy, malkontentów, „psychologów”, doradców, mądralińskich, a z drugiej strony kryształowo czystych i uczciwych obywateli, kórzy zło widzą tylko w drugim człowieku…

  5. Jula :D Says:

    @Stanisławie
    „społeczeństwo, które nie tak dawno zaimponowało światu swoją solidarnością” – Myślę, że to nie była „solidarność” prawdziwa, to był owczy pęd raczej, choć w słusznej sprawie lecz bez zrozumienia u większości. Dlatego teraz ta „solidarność” wyłazi z każdej dziury. :(

  6. Jula :D Says:

    @Sarna,
    1.”Jula, gdybym zamierzała opowiadać na forum publicznym o swoich osiągnięciach, to założyłabym bloga ;)
    @ Jula, Stanisławie
    2.Te panie, wg Was (bo ja, przyznam się szczerze nie śledzę ich poczynań) mówią wprost dlaczego to czynią, to Wy dorabiacie im aureolę bezinteresowności.
    3.Jula, Torlin miałby przednią zabawę czytając, co napisałaś, swoją drogą uważasz, że regułą jest iż bogactwo bierze się z głupoty?”

    ad.1. Pochwal się, bo niby skąd my mamy wiedzieć, do nagrody Nobla nie byłaś jeszcze zgłoszona za swoje osiągnięcia ?…
    Ja prowadzę małe biuro księgowe, mam kilka małych firm – ludzie maja swoich zaufanych pracowników, nie zatrudniają na czarno. :D
    Pośredniak płaci tylko przez 1/2 roku. W regionach ekonomicznie gorszych przez rok, ale ten bezrobotny, by móc osiągać te minimalne dochody na przetrwanie, musi spełniać jakieś tam warunki. Być zatrudnionym legalnie przynajmniej przez rok i mieć płacony ZUS. Do tych prac, to ty zatrudnij studentów, niech sobie dorobią na czesne. ;)
    Ludzie mający rodzinę i dzieci na utrzymaniu szukają lepiej płatnej pracy. U ciebie mogą ewentualnie dorabiać po godzinach.
    Mówisz, że ludzie pracują na czarno, to kto ich zatrudnia ? … W jaki sposób pracodawcom udaje się oszukiwać ZUS i inne instytucje kontrolujące ?..

    ad.2. Pani Anna Dymna – stworzyła ośrodek dla niepełnosprawnych. Jej fundacja pomaga im żyć pełnoprawnie w Polsce, ba cieszyć się tym życiem. Pomogła ludziom, którzy z powodu swojego kalectwa skazani byli na izolację po tych transformacjach ustrojowych w Polsce. Pani Ewa Błaszczyk, w swojej fundacji „Budzik”, pomaga ludziom będących w śpiączce. Zwróciła uwagę, że ci ludzie mogą wrócić do normalności, mogą się wybudzić i żyć. Widziałam w TVP radość ich rodzin. Zwróciła uwagę na pewien problem, którym nie zajmowało NFZ. Poprzez swoją osobistą tragedię pomaga innym. Wyguglaj sobie o fundacjach tych aktorek i tam poczytaj. Może do Ciebie dotrze, że One dużo dobrego robią dla ludzi. Czy mają korzyści osobiste – nie wiem, i to mnie nie interesuje, skoro mogą pomóc przy okazji chociaż JEDNEMU CZŁOWIEKOWI.

    ad.3. Nie znasz powiedzenia starego jak świat „biedny, boś głupi”? Zdaje się, że je przekręciłaś. Torlin jest takim liberałem, który uważa, że wszystko sobie zawdzięcza, tyle, że pracuje nie na swoim, tylko w jakieś korporacji. Przypuszczam, że w jakieś sieci handlowej, „Jeromino” albo i innej. Pełno tych centrali w Warszawie. A kiedyś był urzędnikiem. Ty też pracujesz dla takich sklepów?… Co do emerytury, pociesz się, że pewne pokolenie już wymiera, a kolejne być może nie dopracują do tych 67 lat, czego Tobie absolutnie nie życzę. Wprost przeciwnie – 100 lat w dobrobycie i w zdrowiu i dużego konta na wszelki wypadek.::D

    Nie będę się wypowiadać w imieniu Stanisława, ale uważniej poczytaj te jego felietony. ::D
    Pa!

    • sarna Says:

      @ Jula @ Stanisław
      Rzeczywiście, zawsze jest się z czego pośmiać.

      dobrego dnia

    • sarna Says:

      Jula, słowo w kwestii powiedzenia „dlaczegoś biedny …”
      W ekonomii istnieje pojęcie „krzywej Laffera”. Jej twórca niemiecki profesor ds. gospodarki opierając się na swoich badaniach, potwierdzonych badaniami innych znakomitych światowej sławy ekonomistów jak np. P.M. Gutmann, doszedł do wniosku, że „Biedni nie staną się bogatymi przez to, że zuboży się bogatych”. Hasło, że wszyscy powinniśmy być równi to iluzja i nie próbuj mnie zawstydzać, że jestem taka zimna i wyrachowana, zapatrzona w czubek własnego nosa, nie szanująca innego człowieka. Z racji własnych przekonań i zainteresowań, za przedmiot pracy mgr wybrałam zagadnienie etyki w biznesie. To zagadnienie jest dla mnie bardzo istotne, wbrew temu, co o mnie sądzisz uważam człowieka za najcenniejszy zasób organizacji, ale tym zasobem jak każdym innym należy rozsądnie zarządzać. Hasło „sprawiedliwości społecznej” jest pojęciem abstrakcyjnym, bowiem nie da się z sobą pogodzić pojęcia społeczny i sprawiedliwy. Albo coś jest społeczne, albo sprawiedliwe. Można stworzyć równość obywateli wobec prawa, ale nie można stworzyć równości poprzez stwarzanie prawa – ale to bardzo zawiły temat, nie na ramy bloga.

      • Jula :D Says:

        Nikt nie che się bawić w Janosika. Jednak praktyka dowodzi, że jeżeli ludność zaczyna żyć poniżej pewnego minimum, poniżej pewnego poziomu, dochodzi do zmian, nazywanych rewolucją i wszystko wtedy staje na głowie.
        Tak w historii świata bywało, jest i może być w przyszłości !.. .
        W Historii Niemiec szczególnie, za czasów np. III Rzeszy. Niech no sobie przypomnę, komu to zabierano banki, przedsiębiorstwa, jakiej to bogatej nacji pozbywano się fizycznie?… Gdzie wymyślono holokaust ?…
        W świecie się teraz mówi, że to na terenie Polski. Co to było? Kryzys ekonomiczny?…
        Przypomnij mi – bo wojna to wcale nie czas przeszły i nie tylko może dotyczyć krajów afrykańskich czy bliskiego wschodu. Zwłaszcza jak nie ma możliwości migracji. Rozejrzyj się dookoła.
        „Dlaczego biedny boś głupi” podałam w innym znaczeniu niż Ty to interpretujesz. Ja w przeciwieństwie do Ciebie „bogactwa” nie utożsamiam tylko i wyłącznie z pieniędzmi. Ludzie, którzy w Polsce są niedocenieni, odnajdują się świetnie za granicą, dlaczego?…
        Jednak w tych skandynawskich krajach łącznie z Danią, danina bogatych jest duża i o dziwo ludzie tam generalnie nie narzekają, bo jednak summum summarum im to się opłaca.
        Popatrz w statystki i zobacz gdzie te kraje pomimo swojej „janosik-owej” polityki się plasują ?….
        Dlaczego tam tak dużo Polaków wykształconych wyjeżdża?… Ja nie pisze tylko np. o lekarzach, inżynierach ale i np. takich specjalistach, jak spawacze, hydraulicy, elektrycy, cieśle, malarze, budowlańcy.
        Pa! Miłej nocy.:D

        • sarna Says:

          Jula, zawodzi Cię pamięć, nie znasz faktów, czy może wypierasz je ze swojej świadomości?
          Cofasz się do pogromu żydów w Niemczech w czasach II w.św., a tymczasem dziś w Szwecji, w tym jak piszesz edenie dla Twoich blogowych koleżanek antysemityzm stał się problemem międzynarodowym. Ja wierzę, że dla tych koleżanek Szwecja jest edenem, bo tam redystrybucja środków z budżetu na socjal przekroczyła już granice zdrowego rozsądku, zapominasz jednak, że tam są bardzo wysokie podatki, a stopień bezrobocia jest porównywalny z Polską (szczególnie źle prognozuje dla ludzi młodych i długotrwale bezrobotnych, rośnie odsetek ludzi trwale niezdolnych do pracy tzw. wczesnych emerytów i rencistów, którzy stanowią prawie 40% populacji poza rynkiem pracy – po co wyjeżdżać z Polski? wszak mamy to u siebie). Szwecja ciągle jeszcze przejada majątki zgromadzone przez poprzednie pokolenia, ale rezerwy są poważnie uszczuplone odkąd zaczęły do niej napływać Twoje blogowe koleżanki. Zapewne termin „ława szwedzka” kojarzy ci się z czymś przy czym trudno się wygodnie zmieścić i bez problemu zjeść, zwłaszcza jak tłumnie przybywają niezapowiedziani goście. Podobnie jest z państwem szwedzkim. Tzw. „trzecia droga” państwa (nad)opiekuńczego, propagowana i rozwijana w państwach skandynawskich okazała się wielką pomyłką, rządy tych państw próbują z mizernym rezultatem uporządkować swoje finanse i już nikt nie wspomina o słynnym „szwedzkim domu dla wszystkich”. Model socjalny, który w latach powojenny odbierany był jako sukces dziś jest postrzegany jako problem (problem rządu, nie Twoich koleżanek).
          Osobiście skłaniam się ku koncepcji gospodarki rynkowej Ludwiga Erharda, który postulował „najwyższy możliwy stopień wolności – wolność do odpowiedzialności za siebie”, „kluczową kwestią jest równość szans, nie zaś sprawiedliwość podziału”, „jeżeli działania w ramach polityki społecznej koncentrują się na tym, aby zagwarantować człowiekowi już od momentu narodzin pełne bezpieczeństwo od wszelakich niedogodności, a tym samym w sposób absolutny chronić go przed zmiennymi kolejami losu, to od człowieka tak ukształtowanego nie można po prostu już wymagać wykazania się takim stopniem siły, wydajności, inicjatywy i innych najlepszych cech i wartości ludzkich, który może mieć (pozytywny) wpływ na egzystencję i przyszłość narodu”.

          „Ja w przeciwieństwie do Ciebie „bogactwa” nie utożsamiam tylko i wyłącznie z pieniędzmi” – a jednak to prawda, zawsze jest się z czego śmiać:))))

          „Ludzie, którzy w Polsce są niedocenieni, odnajdują się świetnie za granicą, dlaczego?…” – nie wiem, a czym mierzysz owe docenianie? Większym socjalem, większą kasą do której masz tak pogardliwy (dziwne jak na księgową) stosunek, a może poziomem życia, który jednak zależy od kasy? Może tam nie wymagają od nich wykształcenia i ciągłego dokształcania się, naprawdę nie wiem, oświeć mnie Jula tym co wygulasz w internecie :)

        • Jula :D Says:

          @Sarna,
          Praktycznie , to nie Skandynawowie chcą emigrować do Polski , tylko Polacy do krajów skandynawskich.. …
          Dlaczego ? , skoro według Twojej teorii u nas jest lepiej. :D
          Którzy to emeryci zasłużenie zresztą, wypoczywają w ciepłych krajach ; Polacy czy Skandynawowie?..
          „Może tam nie wymagają od nich wykształcenia i ciągłego dokształcania.” Zastanów się teraz , na których kierunkach młodzież w Polsce ciągle się dokształca, bo mi coś mówi, że na tych , które praktycznie nie wymagają większych nakładów. Głównie tych teoretycznych. Gdzie wystarczy tablica i kreda. Sami polscy uczeni, alarmują ,że mniej czasu mają na badania, bo czas zabiera im dydaktykę w licznych filiach. Dobrze ,że młodzież się uczy, tyle, że nie wszyscy mają predyspozycje być naukowcami.
          Podaj mi tak bez zastanowienia , jakie to produkty polskie zawojowały świat, jaka polska myśl technologiczna ? ..
          , a teraz – bez zastanowienia , co w domu , wokół siebie kojarzysz z wyrobami skandynawskimi. ;D
          Bo ja już podaje : tanie , świetne meble, samochód rodzinny bezpieczny , tel. komórkowe i etc.. A wcale nie śledzę tych nowinek technologicznych.
          Ponadto jadąc samochodem , z jakich stacji paliw korzystasz. W jakich między innymi , dużych sklepach w Polsce kupujesz?… Kto jest ich właścicielem ?…
          Mamy inne poglądy , spojrzenie na świat , na życie , i nie mam zamiaru wykłócać się z twoimi teoriami . :)
          Teorie mają to do siebie, że zawsze praktyka je weryfikuje. Nawet zagorzali zwolennicy „wolności”, odkrywają ,że powoli i oni zostają zniewoleni przez korporacje , których właściciele gdzieś są, którzy tworzą układy , którzy kupują rządy .Bo biznes to tylko w teorii jest czysty. Pożyjesz dłużej na tym świecie , to sama zweryfikujesz swoja teorie.
          Porozmawiajmy za jakieś 20 lat na ten temat , jak się nam uda jeszcze odnaleźć w przestrzeni wirtualnej . ;)
          Tymczasem , Bye !… ::D

        • sarna Says:

          Zastanawiam się ile kierunków studiów ukończyłaś, że masz takie dobre rozeznanie ?
          Jula, powalasz rozumowaniem, poddaje się :)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Przemawiają do mnie postulaty Ludwiga Erharda (to w ogóle ciekawa postać – przyczynił się do odbudowy ekonomicznej Niemiec po II wojnie światowej, był kanclerzem RFN w latach 60-tych…) jeśli chodzi o wolny rynek. Moim zdaniem, gdyby współczesna ekonomia trzymała się jego koncepcji, obecna sytuacja ekonomiczna (przynajmniej jeśli chodzi o świat zachodni) wyglądałaby inaczej.

          Ja zresztą myśle, że w tej dyskusji obie macie racje, tyle że uciekacie od centrum problemu, zaznaczając skrajności – dlatego się rozmijacie.

          Nie jest dobrze, kiedy państwo staje się nadopiekuńcze, chce wszystko kontrolować, ale też nie jest lepiej, kiedy państwo niczego nie reguluje, pozwalając na hulanie tzw. „wilczego” kapitalizmu, który najczęściej kończy się wykorzystywaniem i eksploatacją innych ludzi. Sztuka wg mnie polega na zachowaniu tzw. „złotego środka” – jakiś kompromis, pośrednia droga między kapitalizmem a socjalizmem – tylko taki system, moim zdaniem, może być w miarę stabilny.

          To jest zresztą strasznie rozległy temat, którego nie sposób tutaj skwitować w kilku zdaniach.

          Mnie zresztą od dawna interesuje etyczny aspekt koncepcji ekonomicznych i ich realizacji w ramach gospodarki rynkowej, liberalnej demokracji i tzw. „kapitalizmu” – z uwzględnieniem zwłaszcza ostatnich tendencji w gospodarce światowej, czyli tzw. „korporacjonizmu”, (zarówno tego na skalę lokalną, jak i globalną). Widzę bowiem w tym wszystkim wiele niepokojących trendów.

  7. Jula :D Says:

    @Sarna,
    „Jula, jesteś księgową zatem wiesz, że przeinwestowanie czyli generowanie strat nie jest pożądane, a już świadome przeinwestowanie to wprost głupota. Dlaczego zatem będąc księgową namawiasz mnie do inwestowania w ludzi, którzy sami w siebie nie zainwestowali? Klienci Twojego biura czytają to, co wypisujesz w internecie?”

    – Sarna ja nie jestem przedsiębiorcą. Ja tylko trzymam się pewnych wskaźników, analizując bilanse.
    Ręczę Ci, ludzie – to u nas najtańsze koszty i warto w nich inwestować. Przeinwestowane są z reguły środki trwałe w dzisiejszych czasach. :D
    Niedocenianie ludzi to plaga Polaków, tak to ujmę. :)
    Na blogu sportowym, dziennikarz „Barnaba” pisał o niedocenianiu Lewandowskiego – u nas grał tylko w III ligowych zespołach, nie miał siły przebicia. Dopiero go Lech zatrudnił jako zawodnika zapasowego, tam zauważyli go Niemcy.
    Gra w pierwszoligowym zespole, a nasze zespoły ?!..
    Tak jest we wszystkim. No cóż, Tusk chwali się, że mamy najtańszą siłę roboczą. :D
    Ciekawe jest, że ludzie niedocenieni tu w Polsce, za granicą dostają skrzydeł, nawet Ci którzy wykonują proste prace. Choćby stolarkę, która może być aż artystyczna. ::D … etc…

  8. Tess Says:

    Tyle lat minęło od tej rozmowy, a wydaje się jakby to było wczoraj – tylko na zdjęciach widać upływ czasu.
    Wiele z poruszanych przez Was problemów są aktualne do dzisiaj. Można sobie też uświadomić to, że nie wszystko przebiegło z naszymi nadziejami i wyobrażeniami – dużo jednak błędów zrobiliśmy po drodze.
    Niemniej jednak, te wszystkie wywiady można traktować jako dokument tamtych czasów, pomagają w pewnym sensie zrozumieć najnowszą historię naszego kraju – zwłaszcza młodszemu pokoleniu (dotyczy to oczywiście tych, co taką wiedzę i zrozumienie chcą posiadać).
    Cieszy to, że Anna Dymna i Jan Englert nadal są bardzo aktywni. Niestety, Krzysztof Kolberger zmarł kilka lat temu (od dawna borykał się z poważną chorobą) – ale zostawił po sobie spory dorobek artystyczny, zapisał się dobrze w naszej pamięci.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Również odnoszę takie wrażenie ;)
      Zdecydowałem się opublikować część moich wywiadów z tamtego okresu, bo jednak uważam, że mają one pewną wartość dokumentalną, może nawet historyczną – były bowiem przeprowadzone w momencie dla naszego kraju szczególnym – w czasie pierwszych kilku lat po tzw. „transformacji” ustrojowej, która jednak miała wielkie znaczenie dla Polski. Nie są to jakieś dokumenty wiekopomne, ale jednak…

      Przy okazji przypomnę, że owe wywiady były robione dla pism popularnych, niespecjalistycznych, więc musiałem iść na pewien kompromis – stąd takie a nie inne pytania. Bo gdybym je przeprowadzał pod kątem publikacji (np. w „KINIE” (dotyczy to zwłaszcza wywiadów z ludźmi polskiego filmu), to wyglądałyby one zupełnie inaczej.

      Zresztą, jeśli chodzi o tę rozmowę z Dymną, Kolbergerem i Englertem, to nie uważam jej za wywiad udany – z kilku względów. Akurat do tej rozmowy nie byłem przygotowany (nasze spotkanie odbyło się właściwie przypadkowo i spontanicznie), pora już była bardzo późna, wszyscy byli zmęczeni, w lokalu dudniła muzyka z dyskoteki… itp. Niemniej jednak zamieszczam ją tutaj, bo jednak poruszono w niej parę ważnych wątków (które nota bene sprowokowały nas do dyskusji w komentarzach), a poza tym… udało mi się zrobić piękne zdjęcie pani Ani Dymnej, którego aż żal byłoby nie pokazać i nadal trzymać w szufladzie ;)

      • Tess Says:

        Nie jest tak źle z tym wywiadem. Ja przeczytałam go z ciekawością.
        Zainteresowało mnie zwłaszcza to, co mówiła pani Dymna.

  9. Miriam Says:

    Warto obejrzeć – i posłuchać:

    Pozdrawiam

  10. Jula :D Says:

    Myślę, że ci aktorzy to klasa sam w sobie. Choć inny znany aktor, chyba Zapasiewicz powiedział, że obecna młodzież kończąca studia też jest tak samo zdolna i wrażliwa, po prostu inny czas. :)

    Co do mojego sporu z Sarną, polecam książkę Pauliny Wilk. Wrażeniami swoimi po przeczytaniu, podzieliła się blog-erka Jadwiga. Też niesamowita kobieta, związana mocno z polskim sportem.

    –>http://www.okiemjadwigi.pl/znaki-szczegolne-pauliny-wilk/

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Słyszałem o innej książce Pauliny Wilk, a mianowicie „Lalki w ogniu”, której tematem były Indie. Z tego co wiem, to jest młoda, bardzo zdolna młoda dziennikarka (teraz to już chyba pisarka).
      W „Znakach szczególnych” opisuje zaś Polskę, a konkretnie zmiany, jakie zachodziły w naszym kraju w ciągu ostatnich 20 – 30 lat, czyli w okresie tzw. transformacji – na które przypadało dojrzewanie jej pokolenia (Paulina Wilk to rocznik 80-ty). Z tego co pisze pani Jadwiga na swoim blogu wynika, że książka jest ciekawa – coś w rodzaju pokoleniowego świadectwa. I zauważa, że jeden system zastąpiony został drugim, coś straciliśmy i coś zyskaliśmy – za wolność trzeba było zapłacić wzrostem niepewności i konkurencją, względna stabilizacja ustąpiła miejsca walce o własne interesy.
      Ale trzeba też wziąć pod uwagę to, że autorka książki pisze to z własnej perspktywy – a więc z punktu widzenia osoby, która odniosła w tym nowym systemie sukces, i która jednak żyje w specyficznym środowisku.

      Zresztą, polecam wpis pani Jadwigi – z niego można się dowiedzieć więcej.

  11. argon (ze Szwecji) Says:

    @Sarna:

    a tymczasem dziś w Szwecji, w tym jak piszesz edenie dla Twoich blogowych koleżanek antysemityzm stał się problemem międzynarodowym. Ja wierzę, że dla tych koleżanek Szwecja jest edenem, bo tam redystrybucja środków z budżetu na socjal przekroczyła już granice zdrowego rozsądku, zapominasz jednak, że tam są bardzo wysokie podatki, a stopień bezrobocia jest porównywalny z Polską (szczególnie źle prognozuje dla ludzi młodych i długotrwale bezrobotnych, rośnie odsetek ludzi trwale niezdolnych do pracy tzw. wczesnych emerytów i rencistów, którzy stanowią prawie 40% populacji poza rynkiem pracy – po co wyjeżdżać z Polski? wszak mamy to u siebie). Szwecja ciągle jeszcze przejada majątki zgromadzone przez poprzednie pokolenia, ale rezerwy są poważnie uszczuplone odkąd zaczęły do niej napływać Twoje blogowe koleżanki. Zapewne termin „ława szwedzka” kojarzy ci się z czymś przy czym trudno się wygodnie zmieścić i bez problemu zjeść, zwłaszcza jak tłumnie przybywają niezapowiedziani goście. Podobnie jest z państwem szwedzkim. Tzw. „trzecia droga” państwa (nad)opiekuńczego, propagowana i rozwijana w państwach skandynawskich okazała się wielką pomyłką, rządy tych państw próbują z mizernym rezultatem uporządkować swoje finanse i już nikt nie wspomina o słynnym „szwedzkim domu dla wszystkich”. Model socjalny, który w latach powojenny odbierany był jako sukces dziś jest postrzegany jako problem (problem rządu, nie Twoich koleżanek).

    Mój komentarz:

    Temat szwedzkiej ”trzeciej drogi” jest bardzo ciekawy chociaz kontrowersyjny. Ja mam podejscie ewolucyjne prawie do wszystkiego i uwazam ze wszystko na swiecie dazy do rownowagi nawet gdy w danym momencie jest zupelnie nie w rownowadze (to tylko kwestia czasu gdy sie w niej znajdzie) Oczywiscie proces jest dynamiczny.
    Wracajac do Szwecji. Najpierw podatki bo to latwo sprawdzic choc diabel tkwi w szczegolach. Otóż na pierwszy rzut oka widac, ze kraje skandynawskie maja bardzo wysokie podatki. I to czuc. Przez to spoleczenstwo jest bardzo splaszczone. Nie ma bogaczy I nie ma tez biedakow. Ma to konsekwencje spoleczne – nie ma walk klasowych I przestepczosc jest na niskim poziomie.
    Problemem w Szwecji sa emigranci, glownie z krajow arabskich I afryki. W czasie wojny balkanskiej sporo ludzi przyjechalo z balkanow. Z arabami I afrykanczykami jest bardziej zlozony problem bo to islam i inna zupelnie kultura. Z afryki przyjezdzaja ludzie kompletnie nie dostosowani do zycia w warunkach europejskich i proces ich wzglednej apaptacji to conajmniej 10 lat. Ktos te koszty ponosic musi – dostaja zasilki, ktore sa porownywalne z zasilkami na bezrobocie (wysokie), poza tym czesto panstwo placi im za mieszkania. Ta polityka, choc humanitarna, budzi jednak sporo kontrowersji tutaj. Owszem panstwo socjalne dla swoich obywateli ale jesli sciaga sie duze grupy uchodzcow, ktorzy nic nie wnosza do panstwa, nie pracuja tylko wisza na utrzymaniu panstwa, to wtedy problem narasta. Jest to zwiazane z ta trzecia droga ale jednak jest to konsekwencja polityki zagranicznej Szwecji.

    Generalnie szwedzi sa nauczeni ze pracowac za duzo nie nalezy bo to sie nie oplaca. Ja to widze na co dzien i jak dlugo taki model moga ciagnac nie wiem. Jak przypuszczam, jest to kwestia osiagniecia stanu rownowagi. Widocznie osiagneli rownowage. W stanach z koleji przesadzaja z robota i nie maja czasu na zycie i na rodzine. Kasa to nie wszystko.

    Co do konjuktury I szweckiej gospodarki. BNP wzrost w 2013 byl tylko 0,9% W tym roku przewidywany to 2,5% a w przyszlym ma byc 3,5%. Szwecka gospodarka jest bardzo zalezna od handlu z zagranica – eksport jest glownym zrodlem dochodow panstwa – choc ostatnio jest tendencja spadkowa – szwecja traci rynki zbytu. W sytuacji kryzysu miedzynarodowego szwedzka gospodarka balansuje sie przez wewnetrzna konsumpcje. Jesli chodzi o zycie na co dzień to jest drogo. Szczegolnie drogie sa uslugi. Sa one czesto monopolizowane i przez to jeszcze bardziej kosztowne.

    Jednak w porownaniu z Polska – choc ja tego porownania nie moge chyba zrobic bo czasy sie jednak zmienily I Polska tez sie zmienila – szwedzi maja wszystko dobrze zaplanowane i jak juz maja plan to go realizuja. Teraz np w czasach kryzysu duzo buduja. Daja zatrudnienie calej branzy budowlanej I ona tez nakreca wewnetrzna konjukture. Buduja tez dobrze bo jak zaczynaja budowe to zaczynaja od drogi. Ilez to widzialem programow publicystycznych w Polsce gdzie miszkancy nie moga doczekac sie drogi – pobudowali domy a drogi nie ma bo to inwestycja gminy – no i jezdza po klepisku 20 lat. Tez kompletna paranoja ale w druga strone.

    Reasumujac, choc jak mowie nie jestem znawca tematu: cena publicznego spokoju sa wysokie podatki I “wyrownanie” spoleczenstwa. Szwecja sobie radzi i jakiegos szczegolnego kryzysu tu nie widac.
    Co do antysemityzmu – to nic na ten temat nie wiem. Sa troche zamknieci I dopiero po wielu latach zaczynasz odczuwac akceptacje. Duzo ludzi wypowiada sie przeciwko izraelowi ale raczej w kontekscie sprawy palestynskiej. “Czystych” takich jak w Polsce antysemitow to nie spotkalem. Problem z tzw partia szwedzkich demokratow – czytaj partia konserwatywna. Oni sa glownie przeciwni polityce emigracyjnej rzadu – dlatego sa postrzegani jako rasisci. Chca ograniczyc znacznie imigracji i zeby imigranci dostosowywali sie do szweckiej kultury a nie na odwrot. Jest w tym troche racji.
    W szwecji jest ciezko o prace na czarno, rynek pracy jest bardzo zamkniety ze nawet jakbys chcial pracowac, to ciezko ja znalezc.

    G.E.P. Box: all models are wrong, but some are useful. Sprawa roztrzygnie sie w przyszlosci – jak dalekiej, trudno mi powiedziec. Czy model socjalny zbankrutuje? Pewnie w jakims sensie zostanie skorygowany ale tendencja jest wszedzie taka, by jednak troche humanitaryzmu bylo na tym swiecie, a nie tylko rzadzila kasa. Ekonomia jest wazna, bo ona tez balansuje wszystko. Trzeba tylko znalesc w tym filozofie – czy maja jednostki zyc kosztem innych czy tez odwrotnie jak w Szwecji – czesc uboga spoleczenstwa ma zyc kosztem tej bogatej. Trzeba odpowiedziec sobie samemu. Czym sie rozni kapitalizm od feudalizmu? – arystkratow z urodzenia zastapilismy kapitalistami z pieniedzmi – czesto rowniez odziedziczonych, nie zdobytych wlasna praca. Ale jak popatrzysz na to oczami ewolucjonisty, to niestety, nawet zle rozwiazania ewolucyjne musza pozostac. Ewolucja ma to do siebie, ze dziala w dlugich przedzialach czasowych i to, co nam sie wydaje, ze jest stabilne, wcale takim moze nie jest. Byc moze jestesmy w dlugim okresie wytracenia z rownowagii I dopiero przyszlosc pokaze gdzie znajduje sie rownowaga.

  12. argon (ze Szwecji) Says:

    Moze jeszcze pare slow w temacie…

    Jesli chodzi o roznice z Polska, to musze dodac, ze wazne jest to jak sie pracuje w Szwecji i innych krajach skandynawskich – mam tez doswiadczenia z Norwegia. Otoz tutaj wazne sa socialne umiejetnosci i nawet jesli jestes bardzo dobrym fachowcem, a masz slabe socjalne umiejetnosci, to jestes niemalze tepiony (co uwazam troche za przesade). Dla przykladu: mam na wlasnym podworku problem z bardzo dobrym chirurgiem naczyniowym, na ktorego cala grupa sie uwziela bo potrafi powiedziec prawde w oczy – ja probuje wszystkimi salami go ratowac, choc roznie na tym wychodze, bo nawet on nie jest mi za to wdzieczny)
    No i slowo klucz – wspolpraca. To jest najwazniejsze. Szef ma zupelnie inna pozycje niz w Polsce. Szef ma sluzyc i nigdy sie nie wywyzszac. Jesli to robi, jest od razu przegrany. Twoje projekty jako szefa moga zostac storpedowane jesli nie uzyskasz aprobaty grupy, nawet jej najmniej istotnego czlonka. To jest mentalnosc skandynawska i to mi sie tutaj podoba choc ma tez inna strone – trudniej jest zrobic cos nowego. Musisz zainwestowac znacznie wiecej, zeby cos z twoich planow sie ziscilo.
    Zreszta, tradycyjnie jest tak, ze ludzie szybko zmieniaja sie na tych stanowiskach bo jest ciezko – nie dostajesz wiecej kasy a mase administracyjnych spraw i dIatego musisz rozwiazywac konflikty. Dlatego, w przeciwienstwie do Polski, gdzie kazdy chcial byc ordynatorem, to tutaj nikt do szefostwa sie nie pcha i najczesciej, jak tylko moze, to rezygnuje z tego.

    Wracajac do moich ewolucyjnych teorii, to biorac pod uwage historie tylko naszego gatunku siegajaca 150000 lat a dopiero ostatnie 10000 lat jest zwiazane z rozwojem cywilizacji. Rozwoj technologii i rolnictwa – to kamienie milowe, za ktorymi szly zmiany spoleczne – czy byly i sa one dobre dla nas? Coz, kwestia interpretacji. Czlowiek zawsze zyl w malych grupach – jak wilk, a rozwoj spowodowal, ze musimy zyc w ogromnych spolecznosciach. 10000 lat to dla ewolucji bardzo malo – dopiero zaczynamy raczkowac w naszym cywilizacyjnym postepie i dlatego placimy frycowe (choroby dzieciece). Z drugiej strony mamy troche malo czasu, bo cywilizacyjny rozwoj ludzkosci zaburza funkcje naszej planety, a globalna populacja moze osiagnac poziom, ktory doprowadzic moze do zaglady gatunku.

    Glownm mechanizmem ewolucji jest szukania balansu (tak ja to widze). Gdy go nie znajdujesz to giniesz. Nie wiadomo do tej pory dlaczego zginely dinozaury. Mnie sie wydaje, ze nie osiagnely rownowagi i dlatego byly – mimo sukcesu ewolucyjnego – skazane na zaglade. Mam nadzieje ze populacja ludzka te rownowage uzyska, choc nie w najblizszej przyszlosci. Mamy dziwne podejscie do wzrostu – chcemy by ekonomia tylko byla na plusie, by dzieci rodzily sie w jak najwiekszej ilosci, zeby wszyscy zyli dostatnio – nie wyglada to na jakas utopie?

  13. sarna Says:

    Argon, ja nie neguję konieczności socjalu i prymatu człowieka i człowieczeństwa w naszych społecznych relacjach. Niemniej uważam, że przede wszystkim, zanim zaczniemy wymagać od innych (zakładając, że jesteśmy w świetle prawa zdolni do czynności prawnych) musimy wymagać od siebie! i brać za siebie, wstępnych i zstępnych odpowiedzialność. Taka sama analogia musi funkcjonować pomiędzy pracodawcą i pracownikiem, nie można zapominać, że zarówno przywileje jak i obowiązki istnieją po obu stronach, w przeciwnym wypadku „dinozaury” wymierają ;) i bez znaczenia dla ich losów pozostaje na ile i co z tego zrozumieliśmy.

    „chcemy by ekonomia tylko byla na plusie, by dzieci rodzily sie w jak najwiekszej ilosci, zeby wszyscy zyli dostatnio – nie wyglada to na jakas utopie?” – każda ideologia jest utopią.

    macham

  14. sarna Says:

    Argon, piszesz rozsądnie, w oparciu o własne doświadczenia, trudno się więc z tym spierać, nawet nie zamierzam, ale gdyby to była akademicka dyskusja, wbiłabym Ci kilka szpilek;)
    Ty, zwolennik ewolucji piszesz z nutą aprobaty, że społeczeństwo jest bardzo spłaszczone, nie ma bogaczy i nie ma też biedaków. Osobiście nie uważam, by to służyło ewolucji. Takie postawy działają demoralizująco, bo tłumią inwencję, operatywność, zniechęcają tych „wyrywnych” do działania i pracy. Bo po co? skoro wszystkim po równo, jak nie masz to się nad tobą pochylą i pogłaszczą, a jak masz więcej to dostaniesz obuchem w łeb, byś zrozumiał żeś jest wróg, bo bardziej aspołeczny niż ten, co siedzi na jego garnuszku.
    Podcinanie skrzydeł sprzyja wzrostowi populacji nielotów – chyba, że się mylę i w tym względzie?

    Zastanawiam się dlaczego ludzie wyjeżdżają z kraju, skoro w kraju też mogli pielęgnować więzi rodzinne/społeczne zamiast pracować po godzinach, wszak jak piszesz pieniądze to nie wszystko. Dlaczego zatem nie potrafili być bez kasy pokorni i prospołeczni we własnym kraju?

    macham

  15. argon Says:

    Droga Sarno,
    Ewolucja wcale nie oznacza walki na kly i pazury. Czlowiek, wrecz odwrotnie, wygrywa dzieki kooperacji, wspolpracy i choc jest najwyzej na ewolucyjnej drabinie, wlasnie o dziwo jest pozbawiony klow i pazurow. Mamy glowe i to wystarczy. Domena zycia jest eksploatacja dostepnych zasobow. Tak sie sklada, ze zycie zjada zycie. My nawet nie gardzimy tak starym zyciem, z ktorego zostal tylko olej – ropa, ktora napedza nasz swiat. Kapitalizm daje nam za nasze wysilki zludna nagrode w postaci konsumpcji. Poniekad odmiane eksploatacji. Podstawą ekonomii jest kwantyfikacja. Przydaje sie w kazdej dziedzinie. W medycynie np glowny postep odbywa sie w informacji. Podam proste przyklady, zeby nie wchodzic w niepotrzebne szczegoly. Dla hematologa informacja o hematokrycie jest kluczowa – musi wiedziec czy jest niedobor hemoglobiny czy nadmiar.
    Zyjemy w swiecie liczb. Ciagle nam mowia wiecej, wydajniej. Zerujemy juz nie tylko na naszej ziemi, ale na sobie. Im wiecej nas, tym lepiej – naglasnia sie, ze mamy problemy demograficzne, rodzi sie za malo dzieci, a dostojnicy koscielni chetnie by nam zabronili antykoncepcji. Obejzyj film „Critical mass” Mike’a Freedmana – daje do myslenia.

    Ale czy wartosci da sie skwantyfikowac? Czy chciwosc, zaborczosc, agresja i nienawisc to konkretne liczby? Czy milosc, szczescie, respekt to tez sa liczby? Mozna im (jak kto chce) tylko dopisac wartosci: dodatnie lub ujemne. W matematyce te liczby/wartosci ida w nieskonczonosc po jednej i po drugiej stronie. Matematyka osiagnela balans. My chyba niestety nie, bo zycie to ciagle poszukiwanie balansu ale niekoniecznie jego osiagniecie.

    Ale oderwijmy sie od teoretyzowania. Najlepiej jest popatrzec na sprawy tak, jak sie one maja w zyciu codziennym. Rzeczywiscie w Szwecji jest zauwazalne, ze to splaszczenie powoduje pewne anomalie. Szwedzi maja tendencje do rownania w dol. Rownanie w dol – to ze ci, jak to okreslilas ”wyrywni”, dostaja tu po nosie. Jak za duzo pracujesz dadza Ci domiar podatkowy. Ale to juz chyba pisalem. Natomiast zastanowic sie trzeba inaczej – czy to co dobre dla tych wyrywnych jest dobre dla calej grupy? I tu mozemy dojsc do rozbieznosci. Pomysl sama. Jednostka kieruje sie swoim dobrem. Wygrywaja w sumie Ci, co wspolpracuja. Problem w tym, by wszyscy ci bardziej zdolni i ci mniej znalezli swoje miejsce. Przekonuje nas sie, ze egoistyczne postawy sa dobre, bo to sprzyja kompetycji. Wiadomo, ze wspolzawodnictwo mamy poniekad we krwi ale sukces osiognelismy dzieki wspolpracy. Piramidy nie wybudowaly jednostki – wybudowala je grupa (niezaleznie od tego czym byla motywowana). Motywacja pieniadzem to jedna z form motywacji. Jest caly wachlarz innych.

    Kapitalisci przekonuja nas, ze to co dobre dla kapitalisty jest dobre dla wszystkich. Wiesz, mam watpliwosci. Watpie w to, bo widze w jakim tempie zjadamy nasza ziemie i co zostawimy przyszlym pokoleniom. Wmawia nam sie, ze nieograniczony wzrost i nieograniczona konsumpcja to wspaniala przyszlosc dla ciebie i twojej rodziny i calego spoleczenstwa. Czy wszyscy musza wygrywac? – czy ta cywilizacja ”wygranych” celebrytow, bogaczy i tych „wyrywnych” to jest to, co jest nam potrzebne do zycia?
    Czy moze dziala to demoralizujaco? Owszem – na niektorych. Ale zawsze w spoleczenstwie znajda sie tacy. Wiesz ile morderstw z broni palnej dokonuje sie w USA, a ile w Szwecji? Jaka jest przestepczosc w tym krajach ”mniej zdemoralizowanych” przez zasilki dla ubogich?
    Z drugiej strony to masz racje – moja zona to nazywa tzw szwedzkim vacum. Osiagaja taki stan, ze wszystko jakby plynie na zwolnionym filmie. Stan zawieszenia. Czasem sie na to wkurzam ale czasem odkrywam w tym i dobre strony. Uklad musi dojrzec do zmiany. To tak, jak przespac sie z jakąs decyzja. Niby sen teoretycznie nic ci nie daje a jednak – ja niegdy nie rezygnuje z drzemki przed wazna decyzja.

    Odpowiadajac na twoja wypowiedz o relacjach miedzy pracownikiem a pracodawca. Owszem w 100% zgadzam sie, ze przywileje i obowiazki sa po obu stronach. Jak osiagniemy nierwane, to bedzie OK, ale jak na razie chyba nigdzie jej nie osiagnieto. Choc zagadka dinozaurow pozostaje ciagle w sferze domyslow, to nawet biorac pod uwage kosmiczna katastrofe – jak podaja niektore zrodla – to jednak ssaki przezyly, i inne zwierzeta rowniez, z czego wynika, ze dinozaury byly nieprzystosowane do naglych zmian srodowiska – dlatego, choc osiagnely szczyty, zostaly z niego usuniete. To tylko taka analogia, ktora wykorzystalem bysmy nie byli zbytnio zadufani, ze oto jestesmy na szczycie Olimpu. Byc moze nie jestesmy tacy swietni, jak nam sie wydaje. A mam tu na mysli nie tylko Szwecji, Polske lecz cala nasza cywilizacje.

    Czy emigracja to zawsze kasa? Masz chyba mylne pojecie o emigracji. Sama kasa nigdy nie jest kluczowa w lancuchu decyzyjnym. Ci, ktorzy jada za kasa to emigracja krotkotrwala, sezonowa. Jej tez nie nalezy lekcewazyc, bo podroze, jak mowia, ksztalca. Natomiast emigracja na stale to zupelnie cos innego. Raczej chodzi o nowe wyzwania, mozliwosci. Jesli dusisz sie we wlasnym grajdolku i masz ciagly egzystencjalny stress to podejmujesz decyzje, by ratowac zycie a nie myslisz o kasie. Poza tym emigracja na stale wymaga odwagi. Musisz pokonac wiele, by zostac zaakceptowanym w nowym spoleczenstwie.

    Wracajac do balansu – nie twierdze tez, ze kasa nie jest wazna – wlasnie musisz jej miec wystarczajaco, by godnie zyc. Jesli zyjesz tylko tym by zarobic, to cos jest nie tak z twoim zyciem.
    Przyklad: w Szwecji w szpitalu uniwersyteckim pensje sa nawet 8-10% nizsze niz w rejonowym szpitalu. Dlaczego? Uwazaja, ze to zaszczyt pracowac tam. Poniekad maja racje. Czy to tez burzy twoj poglad na wyscig szczurow? Inwalidzi w Szwecji maja zycie niespotykane gdzie indziej. Panstwo (tez z moich wysokich podatkow) zapewnia im wszystko – nawet rozrywke. Najlepsze miejsca na meczu hokejowym sa zarezerwowane dla ludzi na wozkach. Miarą spoleczenstwa jest to jak traktuje ono wykluczonych. Zapytaj Staszka jak traktuje Ameryka swoich weteranow? Wiezniowie z Guantanamo maja lepsza opieke medyczna, niz weterani wojenni armii Stanow Zjednoczonych.
    Czy o taki kapitalizm nam chodzilo?

    Tak na marginesie: wyczulem nute goryczy w twoich pogladach na emigracje. Czy ktos cie opuscil? Czy czujesz, ze opuscili cie cenni rodacy? Czy myslisz, ze lepiej by nas wykorzystano w naszym wlasnym kraju? Czy dano nam cos, by spelnic nasze marzenia? Czemu wyjezdzaja ludzie z Ukrainy? Myslisz, ze tylko za kasa? (moze to w sumie zly przyklad). Go west young man – to nie tylko czysty frazes. To zawsze bylo wyzwanie, sprawdzenie sie w innych warunkach. Dalej bylo: …and grow up with the country. Dzis mamy globalizacje wiec country mozna zamienic na world. Jestem emigrantem i jestem z tego dumny. Tak jak jestem dumny z Polakow ktorzy zostali w kraju.

    Troche poszarpane mysli, ale to tak na biezaco mi przychodzilo do glowy, kiedy czytalem Twoje watki.
    Pozdrawiam

  16. sarna Says:

    @ Argon, w zamian również trochę poszarpane myśli, z uwagi na fakt wpisywania tego, co akurat na bieżąco przychodziło mi do głowy podczas czytania Twoich wątków.
    Jak już wcześniej zaznaczyłam nie zamierzam dyskutować z Twoimi odczuciami opartymi o autopsję, zatem poprzestanę na kilku uwagach natury ogólnej.

    „Ewolucja wcale nie oznacza walki na kły i pazury” – oczywiście że nie, chyba dla każdego w miarę rozgarniętego człowieka to pojęcie kojarzy się z pojęciem „proces”, który zachodzi w dłuższym przedziale czasu. „Mamy głowę i to wystarczy ”– nie wystarczy ;) powinieneś wiedzieć jako neurolog, że dla mózgu lenistwo jest zabójcze, należy go używać i ćwiczyć. Nie tylko w medycynie informacja zyskuje na znaczeniu. W ekonomii informacja została uznana za kolejny zasób obok pracy, kapitału i ziemi i przy świadomości ograniczoności zasobów wysuwa się jako zasób na miejsce pierwsze. Ktoś (nie pamiętam nazwiska, Niemiec) powiedział, że kiedyś kwestia społeczna była konfliktem pomiędzy pracą a kapitałem, dziś – między wiedzą a niewiedzą.

    „Piramidy nie wybudowaly jednostki – wybudowala je grupa (niezaleznie od tego czym byla motywowana). Motywacja pieniadzem to jedna z form motywacji. Jest caly wachlarz innych” – np. batog ;) Racz zauważyć, że dla widzimisię władcy poświecono tysiące istnień ludzkich, wcześniej narażono je na niewyobrażalne męki i kalectwo. Wszystkie najwspanialsze budowle świata zostały okupione zdrowiem i życiem milionów istnień ludzkich, cel uświecał środki, ale kto by sobie tym dziś zawracał głowę pstrykając wakacyjną fotkę. Wiem, wiem doskonale co chcesz powiedzieć przywołując przykład piramid, ale nie toleruję takiego podrasowywania faktów pod dyskusję. Gdyby nad tymi pracownikami nie było nadzorcy nie oglądałbyś dziś tych budowli, piramidy podzieliłyby losy wieży Babel, bo ta współpraca była wymuszona i nie ma nic wspólnego z tym do czego próbujesz mnie zupełnie zbędnie przekonać, bo mam akurat takie samo podejście w kwestii współpracy i przewodnictwa autorytetu. Nie da się jednak zaprzeczyć uwadze angielskiego filozofa, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie.

    – dinozaury „choc osiagnely szczyty, zostaly z niego (środowiska) usuniete. To tylko taka analogia, ktora wykorzystalem bysmy nie byli zbytnio zadufani, ze oto jestesmy na szczycie Olimpu” – i o ironio owe zadufanie nie przeszkadza nam z zamiłowaniem babrać się w dinozaurzym łajnie;)

    „Czy to tez burzy twoj poglad na wyscig szczurow?” – nie kibicuję im, wiec mnie to nie martwi, ale jeśli już pytasz, to nie dziwi mnie potrzeba zaspokojenia więzi społecznych, w ekonomii znany jest eksperyment Mayo, który doskonale tłumaczy to zjawisko.

    – Piszesz „Czy dano nam cos, by spelnic nasze marzenia?”. Czy nam dano? – a dlaczego miano dać? Jak słyszę takie argumenty automatycznie w głowie odtwarza mi się fantastyczna scena z filmu Nad Niemnem, gdzie młody Zygmuś Korczyński pełen pretensji mówi do matki „Stąd płynie melancholia, qui me monte á la gorge i dławi mię jak globus histericus tę biedną panią Benedyktową…”

    – Piszesz, że mam wypaczone poglądy na emigrację – być może, ale to dlatego że zawsze, ale to zawsze kojarzy mi się ona z ucieczką (przed czymś, od czegoś), a ja nie lubię takiej postawy, podziwiam ludzi, którzy mają odwagę stanąć w szranki. Piszesz, że emigracja to ciężki kawałek chleba – jak każdy inny, i jak każdy wybór ma swoje konsekwencje i cenę. Gdzieś przeczytałam, że jak się chce mieć lojalnego lokaja to należy go dobrze opłacać. Jak sam napisałeś motywacja ma różne formy, które zaspokajają bezpośrednio lub pośrednio potrzeby homo oeconomicus, więc nie kreujmy się na świętoszków i idealistów.

    „Czy myslisz, ze lepiej by nas wykorzystano w naszym wlasnym kraju?” – najlepiej by was tam nie wykorzystywano, a wykorzystywano potencjał w was tkwiący.
    Wg OECD jeszcze w 2012 r. Polska miała największą dynamikę wzrostu gospodarczego w porównaniu z najbardziej rozwiniętymi krajami świata, co by znaczyło, że z kraju nie wyjechały najwybitniejsze jednostki, niestety nie mamy ich zbyt wiele w polityce, stąd efekty wzrostu gospodarczego są marnotrawione i nie przekładają się na dochody mieszkańców :(

    – Nie lubię pisać na forum o życiu prywatnym, ale skoro tak Cię to interesuje, to w drodze wyjątku napiszę, że nie mam za sobą traumy emigracyjnej. Wszystkich mi bliskich, w tym mężczyznę, miłość mojego życia, takiego „od zawsze i na zawsze” mam, że się tak wyrażę, na wyciągniecie ręki.

    – Jeżeli zamierzasz mi napisać, że jestem zołza, to uprzedzam, że wiem i że bardzo się starałam by tak to tu zabrzmiało;)

    pozdrawiam

    • argon Says:

      Uwaga o ewolucji byla zwiazana z Twoja uwaga na temat ”splaszczenia” spoleczenstwa i braku wspolzawodnictwa w takim spoleczenstwie. Wydaje sie, ze widzisz proces ewolucji tylko jako wspolzawodnictwo, a tak do konca to nie jest. Problem jak zwykle jest bardziej zlozony. I nie wiem czy nam starczy czasu by go tu roztrzasac. Uzywanie mozgu wcale nie oznacza, ze mamy sie wykanczac w wyscigu szczurow, tylko oznacza przede wszystkim szukanie rownowagi i dopasowania. W przyrodzie generalnie selekcja oparta jest na dopuszczaniu do rozrodu. Ten osobnik wygra, ktory przekaze swoje geny. Jesli zginie za mlodu, albo nie jest atrakcyjny/atrakcyjna dla partnera z tego samego gatunku, reprodukcji nie bedzie. Proste. Natomiast juz bardziej zlozone jest wg jakich kryteriow samica wybierze samca. Przyklad pawia, ktory stroszy piorka – pewnie w naturze te jego piora sciagaja na niego uwage drapieznikow i sa one (piora) na pierwszy rzut oka nielogiczne. Ale jak spojrzymy na to z tej strony, ze moze wlasnie dlatego, ze sie naraza, a mimo to przezywa – jest dlatego atrakcyjny, bo pokazal, ze mimo zagrozenia przyzyl i ma dobre geny. Przykladow jest mnostwo ale nie bedziemy dyskutowac o ewolucji, bo to tez temat rzeka.

      Skad sie wzielo to “lenistwo”? To, ze w Szwecji nie oplaca sie za duzo pracowac, nie oznacza wcale lenistwa. Czemu mamy pracowac 24 godziny na dobe? To nie jest zdrowe i dla ciala i dla mozgu. Statystyki podaja, ze Szwecja jest na pierwszym miejscu wsrod kreatywnych krajow (USA na drugim miejscu, Niemcy na 15) Polski nie ma w pierwszej 15 (zrodlo: business Insider – USA).

      Jesli chodzi o informacje – to dalem tylko przyklad kwantyzacji a nie informacji jako takiej. Nie bardzo rozumiem w czym tkwi zarzut? Info broker to fajny zawod. Zreszta nie zamiarzam tu pisac o roli informacji we wspolczesnym swiecie, bo zejdziemy na manowce.

      Piramidy, cywilizacja, motywacja – nastepny punkt sporny czy tylko uzupelnienie moich poszarpanych mysli? Motywacja wcale nie musi oznaczac pozytywnego procesu – batog to, jak uprzejmie zauwazylas, to tez motywacja. Ktos powiedzial, ze wszystko co dobre rodzi sie w bolu. Co nie oznacza, ze nie ma na koniec satysfakcji. Nie chce wchodzic niepotrzebnie w polemike ile ludzi zginelo przy budowie pyramid czy np koleji transsyberyjskiej. Wiadomo, ze najlepiej by wszyscy, ktorzy cos tworza byli dobrze wynagradzani i mieli satysfakcje z tego co robia. To nie podlega dyskusji. Zreszta im wiecej napisze to bedzie wiecej rzeczy, do ktorych sie bedzie mozna przyczepic. W latach 60 powstawaly komuny (wspolnoty) ludzi chcacych zyc poza oficjalnym spoleczenstwem. Wiesz, ze jedyna prosperujaca komuna w Europie jest w Kopenhadze – slynna Christiania. Pisze o tym dlatego, ze bardzo lubie Kopenhage i ostatnio ogladalem interesujacy film o kulturze alternatywnej i hipisowwskich komunach. Ostaly sie jedynie te, ktore zaoferowaly cos wiecej niz wolny seks i wspolne zycie. Ale to tez osobny temat, ktory jednak potwierdza, ze wspolpraca, uzywanie glowy – a niekoniecznie pieniadz i wspolzawodnictwo – sa nam potrzebne do zycia.

      Co do watku emigracyjnego:

      Dalej odnosze wrazenie, ze masz do niej stosunek negatywny i troche z tego wynika Twoja nadinterpretacja moich slow. Polska zapewne bardzo sie zmienila i rozwinela. W pewnym momencie zycia mozesz jednak uznac (i wielu tak uznalo) ze zycie mamy jedno i oczywiscie mozna poczekac az przyjdzie “lepszy” czas, “lepszy” szef, dostaniesz “lepsza” prace. Ale gdy to nie przychodzi mimo twoich staran i czujesz, ze zycie ci ucieka, to podejmujesz czasem decyzje o wyjezdzie. Czy to ucieczka? Moze. Ale jak czujesz sie jak w wiezieniu, to czy nie pozostaje ci ucieczka? Upraszczanie tego do kasy jest wg mnie wypaczeniem. Byc moze Twoja i innych sytuacja byla inna – nie czulas potrzeby zmiany albo czulas ze zmiana (twojej sytuacji) zalezy od Ciebie. Niestety takie poczucie nie zawsze jest mozliwe. Byc moze inny na moim miejscu by stwierdzil, ze jest calkiem niezle i nie zrobilby nic.

      Martwi mnie tylko to, ze czesto kiedy czytam opinie Polakow w kraju, to widac ten negatywny stosunek do emigracji czego np nie widac tutaj w Szwecji. Pokazuja chetnie Szwedow, ktorym sie powiodlo za granica.

      Globus histericus a spelnienie marzen? Nie bardzo rozumiem. Czy dano czy nie dano? Raczej wskazywalem na ograniczenia a nie na psychosomatyczne objawy.

      Czy robie z siebie swietoszka i idealiste? – hohoho – chyba mnie nie znasz. Ale Twoja uwaga tylko potwierdza moja opinie, ze nie lubisz emigrantow (choc pewnie – jak mowia niektorzy politycy – dzieki nam macie nizszy wskaznik bezrobocia) lub jak patrzyc na statystyki, polski budget dostaje corocznie, liczac od 2006 roku, ponad 17 mld zlotych od polskich emigrantow. Od czasu wejscia do Uni Polacy przyslali do kraju 166 mld zl. Czy nie wspieralismy sukcesu Polski? Ocenia sie, ze gdyby nie fala emigracji, zamiast 2,2 mln bezrobotnych mielibysmy 4 mln osob bez zajecia (zrodlo – gazeta prawna).

      Na koniec – wcale nie uwazam, zes zolza. Widocznie musialem Cie czyms wkurzyc. Na pewno jestes mila, swietna dziewczyna, ktora lubi otwarcie powiedziec to co mysli. Jak piszesz – masz na wyciagniecie reki wsparcie od rodziny i przyjaciol – i tego tylko zazdroscic. Pozdrawiam serdecznie.

      • sarna Says:

        Słuszna uwaga Argonie, i o tym, że „wydaje się”, i o tym że nic do końca nie jest takie jednoznaczne, i że tematy rzeka a ramy bloga wąziutkie – obawiam się, że w końcu nas Staszek ofuknie.
        Co do kreatywności krajów, kraje które przewodzą w przywołanym przez Ciebie rankingu cechuje je znaczy odsetek ludności napływowej tzw. mniejszości etnicznych, więc być może to nawet polscy emigranci poprawiają im statystyki.
        W kwestii motywacji napisałeś „coś” interesującego, zapomniałam już, że tak też można to postrzegać, dzięki.
        „Zreszta im wiecej napisze to bedzie wiecej rzeczy, do ktorych sie bedzie mozna przyczepic.” – i słusznie kombinujesz :)))
        Paradoksem jest to, że większe bezrobocie, ma swoje plusy, bo wiąże się z dłuższym okresem pobierania zasiłku, zapewne znajdą się w kraju pośród bezrobotnych tacy, którzy nie docenią wkładu emigrantów w zmniejszanie stopy bezrobocia. Słusznie zauważyłeś, że emigracja sprzyja napływowi do Polski pieniędzy/wynagrodzeń, ale te pieniądze niestety nie są przeznaczane na inwestycje i tworzenie nowych miejsc pracy, a na konsumpcję (która pośrednio też nakręca koniunkturę), ale to już autonomiczne decyzje emigrantów. Dobre i to, ale jak sam piszesz pieniądze to nie wszystko, rośnie problem tzw. eurosierot.
        Cytowanie „gazety prawnej” w kraju nie nobilituje :), ale też ją czytam.
        „hohoho – chyba mnie nie znasz” – hohoho, wygląda na to, że masz poczucie humoru.
        Nie jestem zołza? a tak się starałam :(
        W „innej kwestii” – masz intuicję.

        macham

  17. Jula :D Says:

    Na szczęście w Polsce mamy na razie wybór, kto chce zostaje lub – jeżeli chce, czy musi – może emigrować.
    W końcu takiej wolności chcieliśmy, że – parafrazując L. Wałęse – „O take Polskę walczyłem”, czyż nie ?…
    Należymy do UE. Na szczęście możliwy jest swobodny przepływ ludzi. Fakt, że bilans wychodzi ujemnie, bo jednak większość młodych i nie tylko, wyjeżdża z kraju.
    Może to ta wszechobecna religia w Polsce, te wpływy kk na nasze życie na każdym kroku. Nawet Włosi nie mają obecnie religii w szkołach publicznych i to odwrotnie niż u nas, bo własnie dzięki JPII. ::D
    (Jak można pogodzić ustój feudalny z demokracja?, kłóci się.)
    Po zmianach ustrojowych pozbyliśmy się rodzimego przemysłu. Ludzie z pomysłem są w Polsce niedoceniani. Zresztą można prześledzić, statystyki patentów, jak Polska się plasuje wśród innych krajów?, które umieją je w gospodarce wykorzystać. :)
    W dzisiejszych czasach, kiedy poza instytucjami budżetowymi i drobnymi przedsiębiorstwami, które są niwelowane z rynku przez gigantów, mam na myśli wszelkiego rodzaju korporacje biznesowe, systemy bankowe komercyjne ponadpaństwowe etc… Przykład: u wschodniego sąsiada, bo akurat tym jestem zainteresowana.

    http://wiadomosci.onet.pl/swiat/syn-wiceprezydenta-usa-w-zarzadzie-ukrainskiej-spolki-gazowej/0q4v6

    Większość z nas jest tylko pracownikami najemnymi na terenie Polski, ale cały zarząd i akcjonariat, mieści się już poza jej terenem.

    Bratanek pracował w polskiej firmie i na terenie Polski. Teraz firma jest przejęta przez firmę zagraniczna i na szkolenia i rozmowy kwalifikacyjne jeździ poza granice naszego kraju. Jest inżynierem, lubi swoją pracę i dobry jest w tym co robi, jeżeli firma wyjdzie z Polski będzie musiał z kraju wyjechać. :D

    PS 1: Bardzo ciekawie napisał Stanisław kilka wpisów dalej, a zaczyna się tak „Co poniektórzy twierdzą już dzisiaj, że międzynarodowa bajka o demokracji się skończyła. Tylko czy ta bajka była kiedykolwiek prawdziwa? Niestety, wszystko wskazuje na to, że powoli rojenia o demokracji i sprawiedliwości społecznej, tudzież o poszanowaniu międzynarodowego prawa, między bajki możemy wkładać. To jest ciekawe, bo dzieje się to w dobie ogólnego dostępu do informacji i bez widocznego ograniczania swobód obywatelskich (przynajmniej jeśli chodzi o państwa zachodnie).”

    PS 2: Ja z kolei myślę, że te małe państwa i biedniejsze będą coraz bardziej wchłaniane przez większe. W końcu świat zmierza do globalizacji. Już w Polsce, na konkursie polskiej piosenki, młodzi artyści śpiewają po angielsku (sic)!…
    Jeszcze trochę i językiem urzędowym obok polskiego będzie obowiązkowo j. angielski.

    PS 3: Ciekawa jestem, jak się rozłoży w czasie, rywalizacja o wpływy na świecie pomiędzy Rosją, (o której już w XIX wieku pisali, że się kończy) i USA – choć tam też jest różnie, jak pisze Stanisław – a Chinami, które wypracowały jeszcze inny model, który ich pcha do przodu. Chyba, że jak „argon ” sugeruje, sami się wyeliminujemy z gry na planecie Ziemia (mam na myśli cywilizacje ludzka) a po nas nastąpi nowa epopeja już bez nas.
    W końcu, faktycznie, kiedyś ten świat był światem dinozaurów. Pa!
    Kto po nas?.. ;D)))

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Wiele słusznych uwag.
      Je jestem za integracją z Europa, ale widzę, że jednak nie idzie to w dobrym kierunku. Może to jest normalny proces, ale wydaje mi się, że słabsze gospodarki europejskie coraz bardziej uzależniają się od tych silniejszych, które zaczynają dyktować swoje warunki i de facto powstrzymują rozwój słabszych państw. Możemy mieć wrażenie, iż te państwa z drugiej ligi korzystają na współpracy z ligą pierwszą, ale tak naprawdę są jakby „przytrzymywane” w tyle – jakby komuś zależało na tym, by nie stały się one równoprawnymi partnerami, a tym samym nie zrobiły się konkurencyjne.
      Ponadto, czasem mi się wydaje, że UE tymi swoimi grantami (wbrew pozorom) psuje Polskę – to jest właśnie jakaś kolejna forma podporządkowywania sobie słabszych partnerów, może nawet korumpowania… Nie wspominając już o tym, że duża część tych funduszów unijnych wraca pośrednio tam, skąd wyszła, wzmacniając tamtejszy biznes i gospodarkę.

      Ale to są tylko takie moje przypuszczenia, bo znawcą tego tematu nie jestem.

  18. Jula :D Says:

    CD.
    żeby nie być gołosłowną. ;)
    PS4: Pod względem innowacji i zastosowania osiągnięć nauki w gospodarce zajmujemy jedno z ostatnich miejsc w OECD – w grupie najbardziej rozwiniętych państw na świecie.
    Wśród 27 państw Unii mamy zaledwie 24. miejsce – za nami są tylko Łotwa, Rumunia i Bułgaria.

    całość tu –> http://www.forbes.pl/nauka-w-polsce-duzo-patentow-za-male-pieniadze,artykuly,161816,1,1.html

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Dzieje się tak bynajmniej nie dlatego, że brak nam pomysłów (wręcz przeciwnie: pod względem zgłoszeń patentowych Polska jest w czołówce krajów rozwiniętych), ale dlatego, że jesteśmy niejako „niewoleni” przez zachodnią technologię, którą stosuje się w naszym kraju na zasadzie umowy – nasza rola ogranicza się do realizacji projektów zagranicznych. Polska myśl inżynieryjna przestała się rozwijać – powoli stajemy się jedną wielką montażownią, gdzie zatrudnia się (tańszą niż na Zachodzie) polską siłę roboczą.

      Przynajmniej ja to tak widzę. Mogę się jednak mylić, bo nie mam bliskiego wglądu w polską gospodarkę, technologię i przemysł, no i nie mieszkam w kraju.


Co o tym myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: