KOBIETY ŚWIATA

Kobiety są nie tylko solą tej ziemi, ale i niezwykle wdzięcznym tematem dla fotografa. To właśnie one uosabiają piękno zamieszkiwanych przez nie krajów. Poniżej przedstawiam mały wybór moich fotograficznych spotkań z kobietami różnych stron świata, układający się w barwny kalejdoskop kobiecych twarzy, sylwetek i charakterów.

.

Indie.

WIOSKOWA STUDNIA W RADŻASTANIE   (INDIE)

W Parku Narodowym Kaoledeo pewien tubylec zaciągnął mnie na jego skraj, by mi pokazać… catwalk! W pierwszej chwili nie zrozumiałem o co mu chodzi, spodziewając się jakichś dzikich kotów, lecz cała zagadka została wyjaśniona, kiedy wychyliliśmy się ponad otaczające park ogrodzenie: ocienioną drzewami aleją kroczyły z wielką gracją, odziane w kolorowe sari kobiety, niosąc na głowach naczynia pełne wody, którą zaczerpnęły wcześniej z głębokiej jamy w ziemi. Tam właśnie, przy studni w Bharatpur, zrozumiałem dlaczego modelki na całym świecie, ucząc się chodzić po wybiegu, muszą nosić na głowie jakiś ciężar. Jak widać większość Hindusek stąpa tak wdzięcznie i zgrabnie, gdyż ma do czynienia z podobnymi ćwiczeniami na co dzień.

greydot

.

O kobietach powiedziano już wszystko, ale i tak nie wyczerpuje to tego, co jeszcze można o nich powiedzieć. Nie wgłębiając się w intymne zwierzenia, mogę napisać tylko to, że bez kobiety nie tylko nie pojawiłbym się na tym świecie (co jest oczywiste), ale nawet gdybym się pojawił, to nie mógłbym bez  kobiet(y) żyć. Kobietom zawdzięczam zarówno największe swoje cierpienia, jak i rozkosze – to wokół nich właściwie wszystko się kręci, nawet wtedy, kiedy udajemy (my, mężczyźni) że zajmujemy się własnym tylko interesem. Podczas swoich wojaży zawsze zwracałem uwagę na kobiety, które spotykałem na swojej drodze. Z oczywistych względów, zwłaszcza wtedy, kiedy w podróży towarzyszyła mi żona, ta uwaga nie mogła być nachalna czy niedyskretna: alibi w takich momentach zawsze stanowił dla mnie fotograficzny aparat. Tak więc, to bardziej estetyka niż erotyka była miarą tych spotkań – także chęć poznania kulturowej otoczki, jaka towarzyszyła kobietom w każdym z ich krajów.

We wpisie tym prezentuję kilkanaście obrazów z kobietami w roli głównej. Każdemu z nich poświęcam krótki opis – chcąc przybliżyć chwilę, jaką zapamiętałem przy tej okazji – próbując przy tym ewokować zarówno ducha miejsca tych spotkań, jak i dotknąć materii, na której wszystko się zasadza. Starałem się uchwycić scenę w czasie i przestrzeni – utrwalić ją w lepszy sposób, niż pozwala nam na to nasza ulotna i zawodna pamięć. (Polecam obejrzenie każdego zdjęcia w jego pełnym wymiarze – bowiem dopiero wtedy przekonać się możemy o jego rzeczywistych walorach i zdolności oddania jakiegoś ciekawego – najczęściej egzotycznego dla nas – fragmentu świata.)

*  *  *

.

Tajlandia.

PŁYWAJĄCY TARG POD BANGKOKIEM   (TAJLANDIA)

Miejsce to udało mi się odwiedzić w czasie, kiedy największy i najbardziej znany w Tajlandii pływający targ Damnoen Saduak funkcjonował jeszcze jako miejsce handlu między lokalną ludnością, a nie głównie jako turystyczna atrakcja, w jaką się ponoć zamienił obecnie. Warto więc było wyruszyć przed świtem z Bangkoku, przebyć ponad godzinną drogę samochodem, wynająć prywatną łódź i wypuścić się w nią w liczne kanały, gdzie czekały już na nas pływające stragany pełne dóbr wszelakich, wśród których dominowała żywność – głównie owoce i warzywa. Poranne światło okazało się najbardziej odpowiednie do fotografowania tego niezwykłego miejsca – z refleksami na mieniącej się kolorami wodzie i fotogenicznością tajskich kobiet, sprzedających swoje towary i wiosłujących zręcznie wśród innych łodzi. Kiedy jednak z czasem zaczęło się pojawiać coraz więcej czułen z turystami, targ tracił swój autentyzm i to był dla nas znak, by się z Damnoen Saduak ewakuować. Na szczęście wracaliśmy z żoną usatysfakcjonowani, pełni wrażeń i z kartami pamięci wypełnionymi obrazami, które skądinąd szybko zaczynają znikać z naszego, uniformizującego się – coraz bardziej pragmatycznego i interesownego – świata.

greydot.

Peru.

ULICZNA POGAWĘDKA W CHIVAY   (PERU)

Położone w krainie kondorów – na wysokości ponad 3 635 m n.p.m. – miasteczko Chivay, to nie tylko doskonałe miejsce wypadowe do eksploracji słynnego Kanionu Colca (to właśnie stąd w 1981 r. wyruszyła polska ekspedycja, która jako pierwsza przepłynęła kanion, rozsławiając go na cały świat – nota bene w wyprawie tej wziął udział mój znajomy Andrzej Piętowski, który później założył tutaj szkołę języka angielskiego) ale i miejsce zetknięcia się z autentyczną peruwiańską kulturą i reprezentującymi ją ludźmi. Te przypadkowo spotkane na ulicy kobiety (o ile dobrze sobie przypominam była to główna ulica miasta, nazwana na cześć Polaków Av Polonia) zwróciły moją uwagę swoimi strojami, w których bynajmniej nie paradowały po to, by przypodobać się turystom. Tak bowiem wygląda ich ubranie powszednie: ozdobny, mieniący się wieloma kolorami, wyszywany ręcznie kubraczek i kilka, założonych „na cebulkę” spódnic, z których zewnętrzna służy za coś w rodzaju torby -nosidełka. Warto zwrócić uwagę na charakterystyczne przybranie głowy – kapelusiki, które przywdziewają swe głowy niemal wszystkie Peruwianki. Z tym, że w każdym rejonie są one inne, będąc czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego – jeśli chodzi o kastę, plemię czy społeczność danego zakątka kraju czy miejscowości. Ubranie jednej z kobiet jest już na modłę zachodnią: dres Adidasa i dżinsy, jednakże ozdobny kapelusik lokalny na głowie pozostał. Jak widać kobiety nigdzie się nie śpieszą, zatrzymały się na małą pogawędkę – ta ich leniwa swoboda zanurzona jest w atmosferze relaksu i luzu.

greydot.

Nepal.

DŹWIGAJĄC KOSZE POD HIMALAJAMI   (NEPAL)

Do tej pory nie wiem co te nepalskie wieśniaczki robiły na szczycie należącego do miasta Pokhary wzgórza Ananda, na którym pewien japoński mnich wybudował przed laty wielką Stupę Pokoju, miejsce święte dla buddystów. Nie wyglądały one bowiem na pielgrzymki, ani też nie oferowały niczego turystom, którzy po rejsie po jeziorze Fewa wdrapywali się stromą ścieżką lub schodami na Anandę, skąd rozciąga się wspaniały widok na całe miasto (drugie pod względem wielkości w Nepalu) i okoliczne imponujące pasmo Annapurny, wokół którego prowadzi jeden z najbardziej popularnych tras trekkingowych w Himalajach. Kosze wypełnione były jakimiś pakunkami i były ciężkie, o czym świadczył wysiłek z jakim kobiety starały się utrzymać je na swoich głowach za pomocą specjalnych pasów z materiału. Zauważmy, że żaden z elementów ich ubiorów się nie powtarza – każda kobieta ubrana jest „po swojemu”, mimo, że krój ich chust, spódnic i swetrów był bardzo podobny. Kiedy zrobiłem im zdjęcie (z daleka) nie zwracały na mnie żadnej uwagi, kiedy jednak podszedłem bliżej, nie przywitał mnie zwykły w tamtym rejonie Azj uśmiech, a raczej gest zniecierpliwienia, który tłumaczyłem sobie ich zmęczeniem. Wprawdzie nie widać w tle ośnieżonych himalajskich szczytów, tylko ciemne zbocze jednego z otaczających Pokharę wzgórz, to jednak strój tych kobiet, ich gesty i zachowanie dawały przedsmak autentyzmu nepalskich wiosek, znajdujących się na trasie jednego z najwspanialszych górskich szlaków świata.

greydot.

Birma.

SUSZĄC RYBY NAD ZATOKĄ BENGALSKĄ   (BIRMA)

Wszystko to dzieje się w wiosce rybackiej Gyeiktaw nad Zatoką Bengalską w Birmie. Głęboką nocą wybrałem się lokalną furgonetką z mojego hotelu z Ngapali Beach, by trafić przed świtem do wioski rybackiej, kiedy to o wschodzie słońca wracają do niej z połowu łodzie pełne ryb i owoców morza (pisałem o tym TUTAJ, zamieszczając przy okazji całą galerię zdjęć przedstawiających tę jakże egzotyczną, zwłaszcza dla Europejczyka, aktywność).  Po zakotwiczeniu przy brzegu i przeniesieniu całego (zwykle bardzo bogatego) połowu na ląd, wiejskie kobiety segregują ryby, drobnicę rozsiewając na rozłożonych na plaży plandekach, gdzie będzie się ona przez cały dzień suszyła. Pastelowe (nie pozbawione jednak wzorzystości) ubrania kobiet i  srebrzystość ryb kontrastują z intensywnym niebieskim kolorem plastikowych płacht, a wszystko skąpane jest w miękkim świetle wschodzącego słońca. Na morzu kołyszą się łodzie a powietrze klaruje się coraz bardziej. Rozwiewają się poranne mgły. Wszystko jest tu autentyczne, turystów o tej porze policzyć można na palcach jednej ręki. Te kobiety ciężko pracują, jednak nie pozbawia ich to gracji, która zapewne wynika ze zręczności ruchów, nabytej przez lata praktyki.

greydot.

Tybet.

ODPOCZYWAJĄC POD TYGRYSIĄ SKÓRĄ W LHASIE   (TYBET)

Tybetańskie seniorki spoczęły pod pomalowaną niezwykle kolorowo i wzorzyście drewnianą ścianą jednego z budynków, będącego częścią kompleksu najstarszej buddyjskiej świątyni Dżokhang w Lhasie. Starsze kobiety to jedne z wielu tysięcy pielgrzymów, którzy każdego dnia przybywają po długiej pieszej wędrówce do stolicy (obecnie chińskiego) Tybetu, by oddać hołd Buddzie w najświętszym miejscu buddyzmu tybetańskiego, jakim jest pochodząca z VIII wieku świątynia Dżokhang. Jedna z pielgrzymek trzyma w ręce modlitewny młynek, za pomocą którego odprawia się modlitwy, nie wypowiadając słowa (ich turkot słyszalny jest w każdym zakątku świątyni, którą tłum z młynkami obchodzi dookoła niczym w transie). Reszta starszych Tybetanek modli się na różańcach. Pod tygrysią skórą siedzi stara kobieta w czerwonym kapeluszu, a spoza jej ramienia łypią zielone tygrysie oczy (lepiej widoczne TUTAJ). Kobiety oddzielone są od turystyczno-pielgrzymowego tłumu rzędem donic z kwiatami. Podkreśla to specyficzną kompozycję zdjęcia. Polichromia tła kontrastuje z monochromatycznością ubioru kobiet. Scenka rodzajowa jest tu ujęta w estetyczną formę tybetańskich motywów, kolorów, zdobień i ornamentów

greydot.

Kanada.

INDIANKA W GÓRACH SKALISTYCH   (KANADA)

Piękna dziewczyna nad najpiękniejszym (nie tylko moim zdaniem) jeziorem Kanady, którym jest Moraine Lake w Parku Narodowym Banff. Czyli nie tylko kobieca uroda, ale i uroda Kanadyjskich Gór Skalistych w pełnej krasie. Po północnej stronie jeziora wznosi się wysoka na kilkadziesiąt metrów, pełna głazów i kamiennych półek, granitowa góra, z której rozciąga się wspaniały widok na całe jezioro i amfiteatr z górskich szczytów, będący doskonałym tłem dla szmaragdowej tafli jeziora. Jej kolor jest doprawdy przenikliwy, a bierze się on nie tylko z odbicia niebieskiego światła promieniującego z nieba, ale i z sedymentów, które wraz z wodą licznych strumieni spływają do jeziorowej niecki. Obraz bez młodej kobiety też byłby bardzo malowniczy, choć w swej aparycji nieco pocztówkowy, jednak dopiero obecność Indianki dopełnia go antropomorficznie, nadając mu specyficznego charakteru i akcentując niezwykłość chwili i naturalnego anturażu. Dziewczyna ubrana jest współcześnie, jednak wzorzysty koc służący jej za ponczo, przywodzi skojarzenia ze sztuką rdzennie amerykańskich ludów, co do pewnego stopnia zawłaszcza kanwę jakże spektakularnej w tym miejscu Natury. Lecz dzięki temu powstaje nowa harmonijna jakość: pierwiastek ludzki splatający się z nienaruszoną przez człowieka przyrodą, która, choć „dzika”, to jednak dostarczająca estetycznych wzruszeń. Warto zwrócić uwagę na zbiegające się perspektywicznie w centrum linie brzegu jeziora, zbocza góry i lasu, jak również rozłożonych w geście radości i chwytania słonecznego ciepła dziewczęcych ramion – jeszcze jeden przyczynek do objawienia się harmonijnej całości.

greydot.

Birma.

MNISZKI BUDDYJSKIE POD ZŁOTĄ SKAŁĄ   (BIRMA)

Udało mi się we właściwym momencie i miejscu uchwycić tę pięknie komponującą się scenę na szczycie góry, na której znajduje się Pagoda Kyaiktiyo, będąca jednym z trzech najważniejszych miejsc pielgrzymek birmańskich buddystów. Zwana jest ona także (zwłaszcza wśród zagranicznych przybyszów anglojęzycznych) Golden Rock, czyli Złotą Skałą, gdyż pokryta jest gruba warstwą złota, które – w postaci cieniutkich płatków – przyklejają do tego graniowego głazu mężczyźni. Niestety, kobiety w bezpośrednie pobliże Skały mają wstęp wzbroniony. Ważący ponad 600 ton głaz jakimś cudownym sposobem balansuje na krawędzi przepaści, opierając się na bardzo małej powierzchni (niektórzy wierni twierdzą, iż w rzeczywistości wisi on w powietrzu – tak, że można przeciągnąć pod nim włosa). Niezwykle wdzięczna grupka młodych birmańskich nowicjuszek skąpana jest w „miękkim” świetle zachodzącego słońca, które odbija się nie tylko na ich różowo-czerwonych habitach i żółtych ręcznikach, ale i na ogolonych głowach dziewcząt, co koresponduje z jajogłową, mieniącą się złotem skałą (nota bene słowo Kyaiktiyo oznacza „pagodę na głowie pustelnika”). Dziewczęta, jak widać zachowują się swobodnie, ale i z powściągliwym wdziękiem. Widzimy głównie profile ich twarzy, ale to wystarcza, byśmy dostrzegli, że każda z  nich się uśmiecha. Twarz młodej kobiety znajdującej się po prawej stronie zdjęcia, jest bardziej widoczna (mimo że jest w cieniu), dzięki czemu możemy się przekonać, jak bardzo jest ona pogodna, spokojna i miła. Magia ludzkiego ciepła i metafizycznego – wspomaganego estetyką – sacrum.

greydot.

Paryż.Francja.

PARYŻANKI W EGZOTYCZNYCH STROJACH   (FRANCJA)

Co piąty mieszkaniec Paryża jest imigrantem. Czy wszyscy czują się Paryżanami? Widoczne na zdjęciu kobiety (spotkane w okolicach Forum des Halles) zapewne czują się swobodnie – Paryż jest jednak miastem kosmopolitycznym, a ponadto szczyci się swoją tolerancyjnością. Mimo ciążenia w kierunku partii nacjonalistycznych, Francuzi są wyczuleni na rasizm – niezgodne z prawem jest nawet pytanie o pochodzenie etniczne, nie wspominając o mogącej wynikać stąd segregacji. Niewątpliwie korzenie tych czarnoskórych kobiet znajdują się gdzieś w Afryce, ewentualnie na Karaibach (żałuję, iż nie mogę wydedukować tego z ich – jakże barwnych i oryginalnych – strojów). Są one tutaj z dziećmi, wliczając w to dorastającą, kilkunastoletnią córkę, która wszak ubiera się już inaczej, niż mama i jej koleżanki – jej t-shirt, dres i spodnie nie mają już żadnej etnicznej konotacji. Być może jest to dowód na to, że młode pokolenia zakorzeniają się już gdzie indziej.

greydot.

Dominikana

.

CIESZĄC SIĘ MISIEM W MICHES   (DOMINIKANA)

Miches to mała wioska rybacka położona nad zatoką Bahía de Samaná w północno-wschodniej części Dominikany. Oddalona o kilka godzin jazdy (po różnej jakości drogach, w tym górskich) od ośrodków wypoczynkowych znajdujących się w Punta Cana i Bávaro, jest rzadko odwiedzana przez turystów. Ci wolą bezstresowo pławić się w hedonistycznym rozpasaniu wakacji all-inclusive, niż wybrać się w samodzielną wyprawę po niezagospodarowanych dla masowej turystyki, ale za to autentycznych, rubieżach Dominikany. Mimo ostrzeżeń komercyjnych agencji (chcących nam upchnąć jakiś grupowy package) przed czyhającymi ponoć na nas niebezpieczeństwami na dominikańskiej wsi, wypożyczyłem na kilka dni samochód, którym wraz z Anią objechaliśmy niemal całą wschodnią część wyspy. I tak trafiliśmy m.in. do Miches – miasteczka (wioski?) skądinąd niepozornego, z brzydką plażą, ale za to z ciepłymi i przyjaznymi ludźmi. Po karkołomnym zjeździe z gór wąską, wijąca się drogą, zatrzymaliśmy się na obrzeżach osady i wybraliśmy się na krótki spacer po uliczkach Miches. Zaskoczył nas widok malowanych domków, które – mimo, że ubogie – wyglądały bardzo ciekawie i niemal przytulnie – nie tylko za sprawą pomysłowych malowideł, ale i zamieszkujących je ludzi. Jedną z tych sympatycznych osób była widoczna na zdjęciu dziewczyna, która (mimo, że z kontuzjowaną nogą) uśmiechała się do nas miło, w czym niewątpliwie pomagał jej pluszowy miś, będący chyba pamiątką z jej minionego nie tak dawno dzieciństwa. Wprawdzie farba na ścianach jej domku już schodzi, to jednak wielkie żółte słoneczniki mają się całkiem dobrze – bez nich obrazek straciłby niewątpliwie dużą część swojego czaru.

greydot.

Laos

.

ŁAP PIŁKĘ, CZYLI W POSZUKIWANIU NARZECZONEGO   (LAOS)

Czego to ludzie nie wymyślą, by lepiej zaangażować „chemię” niezbędną do znalezienia życiowego – czy choćby tylko tymczasowego – partnera. Ostatni tydzień roku to dla grupy etnicznej Hmong  (jej członków można spotkać w każdym indochińskim kraju, również – jak w tym przypadku – w Laosie) to okazja do świętowania Festiwalu Nowego Roku, częścią którego jest zabawa z piłkami zwana pov pob, mająca na celu wzajemne poznanie się chłopców i dziewcząt (ale też starszych już „singli”). Polega ona na wzajemnym rzucaniu do siebie piłek (w dzisiejszych czasach są to piłki golfowe) między zwróconymi do siebie twarzami, ustawionymi w rządku chłopcami i dziewczętami (mężczyznami i kobietami). Jak się okazuje, już ta prosta czynność pozwala na poznanie partnera – jego zachowania, gestów, min, urody, a nawet charakteru… czyli tego wszystkiego, dzięki czemu można poczuć do kogoś „miętę”. Widoczne na zdjęciu nastolatki spotkałem w jednej z wiosek na drodze z Luang Prabang do wodospadów Kuang Si. Ubrane bardzo kolorowo w tradycyjne stroje ludowe, z pewną godnością i powagą na twarzy (ale równocześnie i z wdziękiem) rzucały piłkami w kierunku (niewidocznych tutaj) chłopców, którzy zachowywali się już bardziej swobodnie, czasem nawet wyzywająco. Było oczywiste, że każdy chce się zaprezentować z najlepszej strony – nawet jeśli objawiało się to głównie w zgrabnym rzucaniu i chwytaniu piłeczki.

greydot.

Manhattan.

PIĘKNOŚĆ NA MANHATTANIE   (STANY ZJEDNOCZONE)

Typowa Nowojorczanka nie jest to na pewno. Ale na pewno jest to piękna kobieta. Mnie uderzyła nie tylko jej wielka uroda: kruczo-czarne włosy, duże ciemne oczy, pięknie zarysowane usta i białe zęby, zgrabna kibić i ładny biust… ale i niezwykle ozdobna suknia z jedwabiu w kolorze lapis lazuli, wyszywana złotymi, srebrnymi i czerwonymi nićmi – przypominająca mi nieco suknie jakie widziałem u kobiet w indyjskim Radżastanie (gdzieś z tamtych azjatyckich rejonów pochodziły też bez wątpienia geny tej urodziwej kobiety). Myślę, że doskonałym tłem dla tego niezwykłego zjawiska są mury… Biblioteki Publicznej Nowego Jorku. Klasycyzujące, z białego marmuru, w eklektycznych wzorach – stanowią znakomity kontrast z intensywnie niebieską suknią i ewidentną królewskością tej kobiecej urody.

greydot.

Singapur

.

WESELE W HINDUSKIEJ ŚWIĄTYNI   (SINGAPUR)

Doprawdy nie spodziewałem się tego, że na najbardziej kolorowe i celebrowane z największym namaszczeniem wesele hinduskie trafię właśnie w Singapurze – i to całkiem przypadkiem. Otóż po tygodniowym pobycie w tym państwie-mieście (jednym z najbogatszych i najbardziej nowoczesnych na świecie) przyszedł dzień, w którym trzeba się było z nim pożegnać. Jednak na lotnisku (skąd leciałem do Birmy) mogłem się pojawić dopiero wieczorem, więc większość dnia postanowiłem spędzić jeszcze w mieście. Byłem już w dzielnicy Małe Indie wcześniej, jednak nie dotarłem wówczas do świątyni Sri Srinivasa Perumal, o której wszak słyszałem sporo dobrego – jako pozbawionym turystycznych hord, autentycznym miejscu, gdzie panuje prawdziwie świątynna atmosfera. Tam więc skierowałem swoje kroki. Jakaż była moja ekscytacja (fotografa), kiedy wewnątrz świątyni zastałem niezwykle kolorowy tłum Hindusów, a wśród nich ubrane bardzo strojnie, wielce urodziwe Państwo Młodych, otoczone całym pocztem drużb i druhen. Na powyższym zdjęciu widzimy oczywiście te ostatnie – nota bene towarzyszy im młoda mama trzymająca na kolanach śpiące dziecko. Całą uroczystość utrwaliłem na kilkuset zdjęciach, z których niestety – ze zrozumiałych względów – mogę tu przedstawić tylko to jedno, odnoszące się do tematu wpisu (Pan i Pani Młoda – jak również inni goście oraz udzielający ślubu kapłani – muszą poczekać na inną okazję). Bardzo ważnym elementem każdego hinduskiego wesela i ślubu są dary z żywności – stąd te misy z owocami i jadłem wszelakim na podłodze. Młode drużki siedzą swobodnie – śmiejąc się i rozmawiając (w ich rękach nie brakuje oczywiście współczesnych smartfonów) – tworząc bardzo malowniczą kompozycję z ubranych w eleganckie sari dziewczęcych ciał. W zupełnie innym nastroju jest siedząca obok matka – bardziej poważna, choć na jej twarzy nie maluje się smutek – raczej lekkie zmęczenie i wynikający z zaspokojonego, troskliwego macierzyństwa, spokój. Czyż nie piękna to scena, mimo atakującej nieco nasze oczy jaskrawej kolorystyki?

greydot..

Rio Plataforma - Brazylia.

KARNAWAŁOWY (I KOLOROWY) ZAWRÓT GŁOWY   (BRAZYLIA)

Z wszystkich zamieszczonych tutaj zdjęć, tylko na tym jednym jedynym kobiety wystroiły się po to, by zaspokoić (zwykle niezbyt wybredne) apetyty na egzotykę turystów. Mowa o Plataforma Samba Show w Rio de Janeiro. Wprawdzie nic nie zastąpi karnawałowej atmosfery paradujących po Sambodromo „szkół” samby podczas karnawału, to rewia ta potrafi rozruszać najbardziej nawet niemrawe towarzystwo. Na zdjęciu widać jedynie twarze kobiet (zagubione w szalonym – a przytłaczającym jednak mocno – przepychu pawich strojów), lecz są też i takie „numery”, gdzie na kobietach nie ma prawie skrawka materii (a z ich ubrania ostają się jedynie barwne korale). Naturalnie, że pachnie to kiczem (na pewno nie jest to estetyka, która zachwyca moje oczy) lecz mimo wszystko docenić wypada pomysłowość – a zwłaszcza pracowitość – projektantów i wykonawców tych kostiumów, z których każdy składa się z tysięcy elementów i waży kilkadziesiąt kilo. To prawda, że po takiej orgii barw, ulgi dla naszych oczów trzeba było szukać w błękicie nieba nad „boskim” Rio i w zieleni brazylijskiej dżungli.

greydot.

UWAGA: kliknij na zdjęcia, by zobaczyć je w pełnym wymiarze

.

*  *  *

Poniżej – gwoli wzbogacenia i urozmaicenia wpisu – przedstawiam mozaikę zdjęć, będących efektem moich podróży w różne zakątki świata. Utrwaliłem na nich podobizny kobiet, które spotkałem na swej drodze. Chciałbym przy tym zaznaczyć, iż zaledwie mały ułamek  tych portretów stanowią te, które związane były z jakąś turystyczną aktywnością. Innymi słowy: zdjęcia te przedstawiają kobiety w ich autentycznym, rzadko pozowanym anturażu, dzięki czemu oddają one prawdziwą, a nie sztuczną – stworzoną dla turystycznych potrzeb – rzeczywistość danego kraju. Tak się złożyło, że najwięcej jest wśród nich kobiet zamieszkujących Azję. Jednak przyczyną tego nie tylko jest to, że na ten kontynent wybierałem się najczęściej, ale również fakt, że Azjatki (zwłaszcza Induski) są chyba najbardziej fotogenicznymi kobietami świata (odnosi się to zresztą do wszystkich ludzi zamieszkujących Azję). Pod tym względem mogą się chyba z nimi równać tylko Peruwianki – te ostatnie nie tyle z uwagi na ich urodę, co przede wszystkim na malownicze stroje, w jakie się ubierają na co dzień (fotogeniczność kraju pod Andami też ma tu swoje znaczenie).  Tak więc – życzę miłego oglądania.

.

.

© ZDJĘCIA WŁASNE

.

Komentarzy 38 to “KOBIETY ŚWIATA”

  1. babkafilmowa Says:

    Wspaniały, piękny, interesujący przegląd, portret zbiorowy kobiet różnych ras, wieku, statusów społecznych. Ta piękność, kruczoczarna z Manhattanu – niesamowita. Bycie taką pięknością to przywilej, ale i w jakimś sensie przekleństwo. Poza tym, wszystkie kobiety też są piękne i wyjątkowe na swój sposób, także te spracowane staruszki, wypoczywające po trudach życia, a inne ciągle się z nim zmagające.
    Uwielbiam takie portrety, można na tych ludzi patrzeć i przenosić się w myślach do świata, w którym żyją. Nie zapomnę jednej sceny z jakiegoś filmu dokumentalnego, w którym autor zawędrował do pasterki jaków, żyjącej samotnie na stokach porośniętych trawą gór, kiedy ona zaskoczona wizytą mężczyzny spłoszona gładzi włosy, poprawia ubranie i wystraszona patrzy w obiektyw, jakby chciała powiedzieć przysłowiowe „pan tutaj, a ja taka nieuczesana”. Kobieta w każdym miejscu na ziemi i ilekolwiek liczy sobie lat – zawsze jest taka sama i ma te same odruchy. :)
    Pozdrawiam :)

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Ciekawe co miałaś na myśli pisząc, że bycie piękną kobietą to „w jakimś sensie przekleństwo” ;)
      Wprawdzie uroda kobiety mimo wszystko jest (powinna być) jej atrybutem drugorzędnym, to jednak – jeśli już – to częściej tzw. „brzydota” bywa dla kobiety przekleństwem, niż uroda.
      Zresztą – czy to ze względu na nasze poczucie taktu, czy to ze względów „poprawnościowych” – unikamy mówienia o „brzydocie” pewnych kobiet. Przejawia się to np. w powiedzeniach typu: „nie ma brzydkich kobiet, są tylko zaniedbane”, ale i tak wszyscy wiedzą, że to eufemizm.

      Koniec końców, mówienie o kobiecej urodzie, ma w sobie komponent albo erotyczny, albo estetyczny (zwykle się one ze sobą łączą, przy czym, jak mi się wydaje, może istnieć komponent estetyczny bez erotycznego, ale już odwrotnie chyba być nie może). A przecież jest ona przede wszystkim człowiekiem. Zaś istota człowieczeństwa nie opiera się ani na erotyce, ani na estetyce.

      Masz jednak rację pisząc, że wszystkie kobiety są piękne i wyjątkowe na swój sposób. Ja również widzę piękno nawet w tych starych kobietach, których twarze poryte są zmarszczkami. Kiedyś moja znajoma – komentując moje zdjęcia ludzi Peru – zwróciła uwagę m.in. na tę peruwiańską staruszkę w niebieskim, spiętym agrafką, znoszonym swetrze i na kwiatek, którym przyozdobiony był jej kapelusz. Myślę, że warto tutaj zacytować jej słowa:

      „Od zawsze fascynowała mnie ludzka twarz i dłonie. Na ich podstawie i na podstawie analizy obuwia można dużo o człowieku powiedzieć. Troszkę nijak ma się moja wiedza do ludzi kraju środka i innych egzotycznych kultur. Tu, w budowie psychoportretu obuwie jest już nie istotne, a kanony piękna, poczucia estetyki zawodzą. Wszystko jest odmienne.Odnosząc się do europejskich kanonów piękna kobieta z owieczką wydaje sie być brzydka. Tylko spódnica przeważyła pogląd co do jej płci, bo miałam poważne wątpliwości.Ale czy może być brzydkim ktoś do kogo tak ufnie lgnie zwierzę? Jakim niezwykłym musi być człowiekiem. A stara kobieta z kwiatkiem w kapeluszu. Czy można być brzydkim tylko dlatego, ze jest się starym? I pytanie czy jest starym ktoś, kto ma jeszcze potrzebę i fantazję upięcia kwiatu do kapelusza.”

      Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że Cię moja galeria zainteresowała.
      Pozdrawiam

      • Jula :D Says:

        Bardzo ciekawa galeria kobiet.
        Trochę mi to przypomina z racji ujęcia tych kobiet w ich naturalnym środowisku, świetny cykl reportaży pt. „Kobiety na krańcu świata” Martyny Wojciechowskiej.
        Dociera ona do kobiet niebanalnych, które są znane w swoich społecznościach na całym świecie i okazuje się, że pomimo takiej różnorodności, mentalnie się nie różnimy.
        :D

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Posłuchałem Martyny. Sympatyczna kobieta, miło jej się słucha, chociaż ja przywiązany jestem do starszej grupy polskich podróżników, którzy jednak reprezentowali nieco inny poziom obieżyświatów (mam tu na myśli np. Arkadego Fiedlera, Tony Halika, Ryszarda Badowskiego, Stanisława Szwarc-Bronikowskiego, Janusza Wolniewicza…
          Prawdę mówiąc to nie wiem, czy Martyna nie jest bardziej celebrytką, niż podróżniczką z krwi i kości.

          Ale warto jej posłuchać. Tutaj mówi o swoich spotkaniach z kobietami spotkanymi na „krańcu świata”:

        • Tess Says:

          Tutaj strona Martyny:

          http://martyna.pl/

          Warto zajrzeć

      • barbara Says:

        Komentarz twojej znajomej świetny, podpisuję się pod nim. Zawsze zadziwiała mnie dbałość o urodę i wygląd kobiet z afrykańskich plemion na przykład. Żyją sobie gdzieś tam na odludziu (może obecnie nie jest to już takie odludzie jak kiedyś), pies z kulawą nogą do nich nie zagląda, a jednak chcą się podobać (kolorowe szaty, bizuteria, fryzury, tatuaże i in.) także sobie. Bo przecież nie tylko o mężczyzn im chodzi.

        Dlaczego napisałam, że wielka uroda może być przekleństwem dla kobiety? Może zbyt silnego słowa użyłam – może bardziej kłopotem, ale przekleństwem? Myślę, że czasem i tak może być. Nie jestem piękna, to są tylko moje domysły, ale wydaje mi się, że do pięknych kobiet lgnie wszelkie tałatajstwo z męskiego świata. Trzeba być bardzo mądrą i uważną, by odróżnić ziarno od plew. I odporną. Poza tym, jeszcze i nawet w obecnej dobie piękna kobieta musi jeszcze udowadniać, że oprócz urody posiada jeszcze rozum (jeśli go faktycznie ma). Na szczęście jest jeszcze tzw. piękno wewnętrzne, inteligencja, duchowość bla, bla – które dodają urody i blasku także i mniej urodziwym kobietom. :)

        Tak, bardzo sobie cenię fotografię portretową, to jedna z większych sztuk, zarówno pod względem warsztatu technicznego jak i opanowania, zapanowania nad obiektem – no i wyczucia, kogo wziąć na warsztat. :)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          To ciekawe, że w świecie ptaków to samce zdecydowanie bardziej dbają o urodę, niż samice ;)
          Co decyduje o tym, że Natura „wybiera” w danym gatunku tę a nie inną płeć, do której należy zwabianie urodą swojego partnera? I jak to się ma w relacji do życiowej aktywności: podziału obowiązków, erotycznej inicjatywy, siły i sprawności fizycznej, dominacji w rodzinie? Zapewne wśród zoologów i biologów istnieją koncepcje i teorie, które próbują to wyjaśnić, a także odnieść do człowieka (bo przecież, siłą rzeczy, my również należymy do „królestwa” zwierząt – jeśli nie pod względem kulturowym, to na pewno biologicznym).

          Czy to, że wśród ludzi bardziej podkreśla się znaczenie urody u kobiet nie łączy się z tym, że (kulturowo i tradycyjnie) zawsze była kobieta mniej agresywna – jak również bardziej bierna w erotycznej inicjacji – od mężczyzny, który zazwyczaj był wojownikiem oraz stroną bardziej aktywną jeśli chodzi o seksualne awanse?

          Jednakże, jak wszyscy wiemy, kobieta stroi się nie tylko dla mężczyzn, ale i dla innych kobiet – również (może nawet przede wszystkim) dla siebie. Czy nie dlatego, by się dowartościować – nie tylko w oczach innych kobiet, ale i w swoich własnych? Może nie tyle „dowartościować” (złego określenia użyłem), co podkreślić własną wartość.

          Teraz rozumiem dlaczego napisałaś o „przekleństwie” jakim dla kobiety może być jej własna uroda.
          Ale tak pewnie bywa tylko wtedy, kiedy urodę kobieta uważa za swój największy atut i najistotniejszy atrybut. Nie dotyczy to więc kobiet mądrych (albo przynajmniej tych, które są ostrożne wobec bajerów męskiego „tałatajstwa”, jak to nazywasz ;) )

          Również bardzo lubię portrety – zresztą nie tylko w fotografii, ale i w malarstwie.
          A tak przy okazji – oto portret dziewczyny, którą spotkałem w ubiegłym tygodniu na Dominikanie.
          Czyż nie jest ona piękna?
          (Muszę wyznać, że trochę zakochałem się w jej oczach i ustach, a ogólnie – w jej młodości ;) Czy mógłbym się zakochać w niej samej? ;) )

          https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2016/05/dsc_9710abxx.jpg

  2. Onibe Says:

    świetny przewodnik – może to dobry pomysł na książkę? Atlas kobiet świata ;-). Bardzo przyjemnie się ogląda kalejdoskop kobiecej urody, upodobania modowe i – często – rozwiązania praktyczne, niejako piętnujące estetykę kobiecego wizerunku.
    Ciekawi mnie jak skonfigurowałbyś taki slajd – czy też serię slajdów – o kobietach w Polsce ;-)

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      W mojej galerii najwięcej jest Azjatek, więc jeśli już, to mógłby powstać z tego album Kobiety Azji. Do albumu Kobiety Świata brakowałoby mi fotografii kobiet z wielu krajów świata, zwłaszcza z Afryki.

      Nie jestem pewien co miałeś na myśli pisząc o „rozwiązaniach praktycznych” które „piętnują” estetykę kobiecego wizerunku?

      Będąc w Polsce robiłem zdjęcia kobiet – ale były to niemal wyłącznie kobiety z mojej rodziny, ewentualnie bliższe znajome.
      Niewątpliwie taki projekt jak „Kobiety Polskie” byłby bardzo ciekawy – i to nie tylko ze względu na urodę naszych rodaczek ;) Wymagałby jednak czasu, wysiłku, zachodu… bo trzeba by było dotrzeć do kobiet z różnych rejonów kraju i z różnych środowisk – no i oczywiście namówić je na sesje ;)
      A później jeszcze… drobiazg ;) – znaleźć wydawcę.

      Przy okazji warto podkreślić, że (nieznajome) Europejki (Polki w to wliczając) nie są już tak ufne – jeśli chodzi o przyzwolenie na zdjęcie – jak kobiety na innych kontynentach.

      • Onibe Says:

        faktycznie, w Europie fotografowanie bywa już ryzykowne… Szkoda.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Kiedy jestem w Europie, to raczej nie nastawiam się na fotografowanie ludzi. Chociaż, kiedy nadarzy się jakaś szczególna okazja, to… trudno jest mi się oprzeć ;)
          Najmilej wspominam spotkanie z pewną (naturalnie obcą) Paryżanką, która – wiedząc, że, ją fotografuje – nie tylko nie dała mi do zrozumienia, że sobie tego nie życzy, ale wręcz zaczęła mi pozować, choć nadal nie zwracając na mnie uwagi (być może dlatego, że chciała wyjść naturalnie). Byłem jej za to wdzięczny. W mojej galerii pod wpisem jest jej zdjęcie. Tutaj prezentuję nieco inne ujecie tej pani, a właściwie jaj portret:

          https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2016/04/dsc_5224xa.jpg

          Zresztą, tego samego dnia, ośmielony reakcją tej młodej kobiety, sfotografowałem kilkudziesięciu mieszkańców (nie tylko kobiet) Paryża. Część tych zdjęć można obejrzeć na moim dawnym fotograficznym blogu Światowid:

          http://swiatowid.bloog.pl/id,4637992,title,LUDZIE-PARYZA,index.html

        • Onibe Says:

          niczego sobie pani i niczego sobie portrecik ;-).
          Ja generalnie boję się kierować obiektyw na ludzi, na czym moje zdjęcia zawsze traciły… niestety.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Ja też musiałem przełamać swoją wrodzoną nieśmiałość ;)

        • Jula :D Says:

          Hmm,
          Myślę, że najelegantsze są nadal rodowite Francuski a zwłaszcza Paryżanki.
          Ta tu proszę apaszka dobrana do sukienki, płaszcz do torebki, ciekawa jestem w jakim kolorze ma buty, no i nienaganny makijaż, bardzo naturalny.
          Torebka – kuferek. Ciekawa jestem, co w niej ma. Może jest kosmetyczka albo pielęgniarka ?..
          Młoda, zadbana, dobrze obcięte włosy.
          Nie wiem co jest grane, ale te kobiety, bez klejnotów typowych dla amerykanek, styl „Coco Chanel ” – wprowadziła sztuczną biżuterię na salony, osiągają całą esencję kobiecości. :)
          Podobno Warszawianki swego czasu były takimi paryzankami Europy wschodniej. Ciekawe, że dziewczynom się chciało, żadna nie chciała wyglądać szablonowo. Teraz niestety to już przeszłość, poszłyśmy na wygodę i w szablonowość i w przesadę tak charakterystyczna dla amerykańskich. Natomiast Francuzki nadal mają swój niepowtarzalny styl.
          :D ;)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Paryżanki do dzisiaj preferują naturalność i prostotę – a przy tym są oryginalne, bo każda ma swój styl związany z osobowością. Na szczęście nie uległy pladze sztucznego „poprawiania” natury, która dotknęła Amerykanki (te wypchane usta, botoksy i sztuczne biusty wyglądają wg mnie okropnie).
          Polki (szczególnie Warszawianki) słynęły kiedyś z tego, że potrafiły się fajnie i pomysłowo ubrać. I tak było w czasach, kiedy nie było u nas zbyt wielu salonów mody, a wybór w sklepach z ubraniami był bardzo ograniczony. Wygląda na to, że Polski „zepsuło” zatrzęsienie towarów, jakie nastąpiło po tzw. „transformacji”).

          PS. A propos butów naszej Paryżanki. „Załapały” się na jednym zdjęciu, choć nie w całości.
          Ich kolor… zaskakuje ;)

          https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2016/04/dsc_5222ax.jpg

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Ta Paryżanka też jest ciekawie ubrana:

          https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2016/04/dsc_5131xa.jpg

        • Jula :D Says:

          Ta pierwsza te buty ma dopasowane do wierzchniego okrycia , nawet z tej torebki wyciąga szalik w podobnym odcieniu.
          Ta druga to ma taki bardziej uniwersalny styl ubrania , bardziej na luzie , studencki. :)

        • Jolanta W. Says:

          Każda wielka stolica ma swój klimat i charakterystyczny styl. Nowy York to ekstrawagancja, Londyn to eklektyzm z przewagą funkcjonalności, a Paryż to niepowtarzalny i niespotykany gdzie indziej styl, który nazywamy „paryskim szykiem”. Ten styl tworzony był przez setki (tak, tak..) lat, ale ostatecznie określiła go nieśmiertelna Coco Chanel. I nie chodzi tu tylko o żakieciki, perły, małą czarną czy pikowaną torebeczkę na łańcuszku, słynną 2.55 z numerem seryjnym w kieszonce. Chodzi o klimat wyzwolenia, odwagi i nonszalancji, w który wprowadziła kobiety na początku XX w. Nie mówimy, że miała styl. Ona była stylem.
          Na zjawisko paryskiego szyku składają się dziś trzy cechy, zgodnie z którymi ubierają się paryżanki. Są to wygoda, elegancja i odrobina ekstrawagancji.

          Paryżanki są z reguły szczupłe i dlatego absolutnie wszystko dobrze na nich leży. Czy ktoś widział paryżankę z grubymi nogami, albo z nadwagą? Więc odkrywają te swoje chude ciała, gdzie tylko można. Spod paryskich dekoltów wyłaniają się chude klatki piersiowe i obojczyki. Tu nikt nie przejmuje się tym, że rękawy są za luźne i widać poprzez nie trochę bielizny. W garderobie mają „góry” często za duże. Chcąc być jak paryżanka pożyczamy marynarkę, koszulę czy t-shirt od swojego mężczyzny.
          Na co dzień wskakują w dżinsy. I wszystko inne, co jest wąskie i przykrótkie, albo przeciwnie, sporo za duże. Wszystko musi być jakieś. Paryżanka nie wyjdzie na ulice nijaka, bo taka nie jest.

          A co z makijażem zapytacie? Jeśli nie macie czasu na barwy wojenne wystarczy jedno – szminka. Musi być czerwona, krwista! Podobnie jak lakier do paznokci. Inne w grę nie wchodzą. I to wystarczy. Wciągnąć szybko na siebie byle co, nie bardzo się tym przejmując i iść tak dumnie po ulicy, nie patrząc na nikogo. W myślach powtarzając sobie najważniejsze słowo paryżanki – „assumer”. Czyli po prostu – czuć się dobrze i swobodnie w czymkolwiek, co się na siebie włoży. To jest właśnie lekcja stylu. Być sobą, cokolwiek powiedzą. Takie proste, a takie trudne. Polskiej ulicy jeszcze trochę brakuje takiej odwagi, ale jesteśmy już na dobrej prostej.

          Więc bądź sobą, cokolwiek powiedzą. Au revoir.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          I tak oto komentarze zostały zdominowane przez szyk Paryżanek :)

    • Tess Says:

      jakie jesteśmy?

  3. Edyta Says:

    Staszku, powinieneś to wydać. Byłby z tego piękny album.

  4. Julka Says:

    Witam. Zdjęcia Kobiet są piękne. No i cały blog jest super! :)
    Pozdrawiam.

  5. Julka Says:

    Ja również cieszę się, że mogę sobie czytać ten znakomity blog, i coś napisać. W cyberprzestrzeni bywam rzadko, piszę na jednym forum, ale też rzadko.
    Na dobranoc jeden z moich ulubieńców – zespół Current 93.
    Pozdrawiam

  6. Beata Says:

    dzięki za tę „szczyptę” świata, fotki, które nas pięknie łączą z dalekim…
    pięknie, bo patrząc widzimy więcej, patrzymy poza nasz horyzont

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Przez to, że patrzymy na „dalekie”, w jakimś sensie staje się ono bliskie, nieprawdaż?

      • Beata Says:

        żyjemy w różnych stronach, ale każdy, każda z nas biologicznie podobna – tęsknimy, kochamy, starzejemy, wychowujemy dzieci, przechodzimy burzę hormonów, więc te nasze powłoki, kolory, zwyczaje to niuanse… mówię w kontekście zamieszczonych fotografii
        dziel się z nami tym małym – wielkim światem

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Niestety, czasem te kulturowe „niuanse” są przyczyną pewnych nieporozumień i animozji.
          Ale jestem przekonany, że różnice kulturowe między ludźmi nie tylko dodają kolorytu naszemu światu, ale niezmiernie go wzbogacają – bo przecież przekazywać możemy sobie to, co w naszych kulturach najlepsze.

  7. The Atlas of Beauty Says:

    After photographing women in more than 45 countries I can say that beauty is everywhere, and it’s not a matter of cosmetics, money, race or social status, but more about being yourself. Global trends make us look and behave the same, but we are beautiful because we are different.

    http://theatlasofbeauty.com/

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      So many beautiful portraits of women from around the world.
      Our canons of beauty differ from culture to culture our sense of beauty is the same.

      This portrait of Ethiopian woman is particularly striking to me:

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2016/05/ethiopian-woman1.jpg


Co o tym myślisz?