SCENY Z ŻYCIA (POZA)MAŁŻEŃSKIEGO, czyli soft-porno w wersji feministycznej (o filmie Małgorzaty Szumowskiej „SPONSORING” )

*

Z jednej strony trudno mi jest pisać o tym filmie, bo nie dostrzegłem w nim większej głębi ani treści istotnej – brakło mi w nim artystycznej klasy oraz intelektualnej nośności (więc istnieje pokusa, by ten film po prostu zlekceważyć, dojść do wniosku, że nie wart jest on uważniejszej recenzji – a przecież nie chcę tego robić).
Z drugiej zaś, aż nadto łatwe wydaje mi się wskazanie na jego słabe strony – na to wszystko, co według mnie w „Sponsoringu” nie zadziałało, co sprawiło, że film wydał mi się nietrafiony, nieudany, niewiarygodny… po prostu zły.
Pójdę więc chyba na kompromis i wymienię pokrótce te aspekty filmu, które wydają mi się szczególnie felerne – ale po uprzednim, uważniejszym jednak wglądzie i rozważniejszej refleksji.

*

1.

Większość z reżyserów wzbrania się przed tym, by wyjawić wprost tezę, jaka kieruje nimi przy tworzeniu filmu. A przecież bez tezy nie może powstać żadne dzieło artystyczne, a tym bardziej film. (Taki film bez tezy byłby po prostu filmem bez sensu – czymś w rodzaju bełkotliwej brei.) Jednakże Szumowska (w wywiadach) swojej tezy nie ukrywała. A i na podstawie tego, co widzimy na ekranie, możemy się domyślić, jaka też ona była: reżyserce chodziło o to, by (bez oceniania – co wielokrotnie podkreślała) przedstawić portrety kobiet „sponsorowanych” czyli sprzedających swoje usługi seksualne, jako kobiety niezależne, będące – wg słów samej Szumowskiej – „u władzy”, nie będące ofiarami, a wręcz przeciwnie: lubiące to (czyli uprawianie seksu za pieniądze) robić, czerpiące z tego przyjemność…
Czy jej to się jej udało? Moim zdaniem nie – i to zdecydowanie nie.
Bo przecież ewidentne jest dla nas, że te młode kobiety uzależniają się, choćby od pieniędzy swoich sponsorów – nie wspominając o przesiąkaniu prostytucją, która staje się swego rodzaju nałogiem i to znacznie poważniejszym niż palenie papierosów (to porównanie do palenia można w filmie usłyszeć parokrotnie).
Te kobiety nie są też „u władzy” (wręcz przeciwnie – są one na swój sposób „zniewolone”, choćby przez pewne mechanizmy społeczne, przez „chory” – jak się wyraża Szumowska – system; również przez swoją sytuację materialną, przez własne konsumpcyjne wymagania… etc.)
Są jednak również ofiarami: choćby społecznego ostracyzmu, zrywanych więzów z najbliższym otoczeniem (rodzina, partnerzy), poczucia winy (bo zmuszone są kłamać), wreszcie samego gwałtu per se (jak choćby w przypadku butelki Chyry).
Trudno mi też sobie wyobrazić, że przyjemnie jest tym kobietom uprawiać seks z obcym na dobrą (a raczej złą) sprawę facetem, zwykle znacznie od niej starszym, zupełnie jednak przypadkowym. Warto tu wspomnieć, że wszyscy mężczyźni w „Sponsoringu” zachowują się raczej żenująco (są ulegli, słabowici, miękcy, mazgajowaci) – co jest oczywiście arbitralnym wyborem autora scenariusza, czyli także samej Szumowskiej. Trudno mi uwierzyć w to, że te dziewczyny cieszą się tym seksem nawet wtedy, kiedy jakiś tatuś zechce na nich oddać mocz (o słynnej butelce Chyry – wpychanej im w odbyt – litościwie już nie wspominając).

2.

(niezaspokojona seksualnie) kobieta na skraju załamania nerwowego (Juliette Binoche w filmie „Sponsoring”)

Szumowska wielokrotnie podkreślała, że nie chciała swoich bohaterek oceniać. (Osobny tekst oraz dyskusję na ten temat przeczytać można TUTAJ.) W porządku – rzeczywiście takiego obowiązku nie miała. Ale czy jednak nie mamy prawa oczekiwać od każdego twórcy czegoś w rodzaju… hm… ustalenia etycznej bazy, ustawienia pewnej aksjologicznej perspektywy? W końcu każde prawdziwe dzieło sztuki pretenduje do tego, by nieść ze sobą jakieś moralne ziarno, posiadać etyczny rdzeń, bo tylko wtedy może mieć ono dla nas wartość kulturową, czasem nawet katarktyczną. Musi być czymś w rodzaju zakamuflowanego moralitetu, przesłania, bo inaczej pozostawi nas w jakiejś cywilizacyjnej próżni, tudzież w konsternacji, bo nie będziemy w stanie przejrzeć sposobu widzenia świata (i jego interpretacji) przez twórcę (a przecież wyrażanie siebie samego na tym właśnie polega: na wzajemnej relacji między nami a światem i innymi ludźmi – na konfrontacji naszych kulturowych status quo i przyjętych przez nas wartości).
A jak możemy określić nasz stosunek wobec zachowania innych ludzi bez jego oceny? Moim zdaniem jest to niemożliwe. Nie ma moralności bez oceniania. A ocenianie wcale nie musi być moralizowaniem.

Wróćmy więc do „Sponsoringu” i deklaracji reżyserki, że ona nie chce nikogo oceniać. Szkopuł w tym, że w wywiadach Szumowska wyraziła się dosłownie i jednoznacznie: swojej córce, pomysł oddania się sponsoringowej prostytucji, wybiłaby z głowy; podobnie jak swojemu synowi wydawanie pieniędzy na seks z uniwersytutką. Dlaczego? Oczywiście dlatego, że uważa ona takie postępowanie za złe. Czyli jak to jest?: w swoim filmie pani Szumowska tego nie ocenia, ale jeśli chodzi o własną rodzinę, to uważa to za złe? Czyż nie jest to klasyczny przykład podwójnej moralności, a w konsekwencji – hipokryzji? Inne miarki przykłada się do siebie, a inne do drugiego człowieka.
Na jakim stanowisku stoi więc Szumowska? Cóż ona chce nam w swoim filmie przekazać, co udowodnić? To, że dawanie „d…y” za pieniądze to fun i coś, czego można pozazdrościć (jak zazdrości grana przez Binoche Anne dziewczynom, które to robią)? Kto się da na to nabrać oprócz tych, którzy w tę fantazyjną bajeczkę są w stanie uwierzyć?

3.

Czym jest tak naprawdę zafascynowana Anne? Co ją tak gwałtownie zmienia (w ciągu jednej doby!)? Co dobrego (albo złego) widzi ona w świecie uniwersytutek? Co ją w nim pociąga – oprócz chuci i seksu?
Trudno mi to pojąć i zrozumieć, bo sposób w jaki przedstawia ten świat Szumowska, czyni go moim zdaniem zupełnie czymś… nie tylko, że nie atrakcyjnym, co zdecydowanie wręcz odpychającym. I nie chodzi tu o to, że ta wizja jest niemoralna i że ja się przy niej oburzony i zgorszony trzęsę. Nie, to nie to. Ona jest po prostu dla mnie nieprzekonywująca. A nie jest to zarzut natury etycznej, tylko estetycznej. Prawdę mówiąc, nie przeszkadzałoby mi to, jeżeli twórca byłby libertynem (sytuacja byłaby przynajmniej jasna), albo nawet złym człowiekiem. Tutaj przeszkadza mi to, że twórca jest niestety… złym reżyserem.

Juliette Binoche stara się jak może, ale co może zrobić, skoro scenariusz wpycha ją w jałowe rozmowy (z dziewczynami) oraz w sytuacje, w których grana przez nią Anne zachowuje się co najmniej dziwnie, jeśli nie zabawnie? Czy takie naiwne pytania może zadawać rasowa, inteligentna reportażystka? Bez cienia krytycyzmu? Bez żadnej socjologicznej (ale i psychologicznej) głębi? Bez drążenia tematu? Bez chęci otrzymania odpowiedzi na pytanie: „dlaczego”? (A Anne się zachowuje tak, jakby prowadząc te wywiady, powodowana była tylko i wyłącznie voyeurystyczną ciekawością).
Poza tym: gdzie ona widzi romantyzm w tych – excuse my french – kurewskich schadzkach? (Scena, kiedy Anne wyobraża sobie, że podczas wspólnej kolacji ze znajomymi w jej domu, do stołu przysiedli się klienci uniwersytutek, jest wg mnie nader kuriozalna: to ma być ta alternatywa dla jej pustego ponoć la vie bourgeoise (Szumowska: „Ok, ja bywam mieszczańska, np. kiedy zajmuję się gotowaniem, swoim synem itd. Mam takie naleciałości, choć bardzo tego nie lubię.”) – cała ta galeria żałosnych typów, to alfonsowate panoptikum pretensjonalnych lovelasów i krypto-perwertów? (Ktoś napisał, że wszyscy ci mężczyźni są atrakcyjni… Niestety – a raczej na szczęście – nie dla mnie.)

Można zrozumieć to, że człowiek wyposzczony seksualnie (zwłaszcza jeśli posiada urodę i temperament Juliette Binoche), zdolny jest do czynienia największych głupstw, a nawet do desperacji, by głód seksu zaspokoić. Ale po co od razu dorabiać do tego jakąś wielką historię ze sponsoringiem i udawać, że się opisuje świat, którego tak naprawdę się nie zna, nie rozumie i zupełnie nie czuje?
Czy w tym wszystkim przypadkiem nie chodzi o coś całkiem innego?
Może o to, by na nośnym temacie przemycić film soft-pornograficzny – coś, co tak naprawdę zajmuje się niemal wyłącznie „d…ą Maryni”?

Seks za pieniądze – pożyteczny fun czy gra w rosyjską ruletkę? (Andrzej Chyra jako klient i Anaïs Demoustier jako żywa oferta)

4.

Dlaczego soft-porno? (Soft dlatego, że nie widzimy genitaliów aktorów, a porno?… to zaraz postaram się wyjaśnić.)
W jednym z wywiadów Szumowska rozbrajająco stwierdziła, że chciałby aby widzowie oglądający jej film w kinie, poczuli nagle chęć do tego, aby się kochać. Teraz może sobie poczytać, jakie odczucia wśród widzów oglądających jej sceny ukazujące seks przeważały: żenada, niesmak, niekiedy wręcz obrzydzenie… Ja jeszcze mogę dodać reakcję wielu widzów podczas projekcji filmu w Chicago: śmiech na sali. Być może Szumowska chciała nas sprowokować perwersją – ale wg mnie nawet ta jej perwersja jest sztuczna i aseptyczna, jak genitalia aktorów, którzy musieli przed zagraniem tych scen zakleić je jakimiś plastrami.
Swoją drogą, właśnie wtedy, kiedy kręci się film z intencją, aby przede wszystkim wzbudzić podniecenie seksualne widza, można to uznać za przesłankę do zakwalifikowania takiego obrazu jako pornograficznego. Erotyzm w kinie jest OK, ale kiedy nie angażuje naszych wyższych funkcji myślowych, to redukuje nas tylko do konsumenta pornografii, czyli do opanowanego popędem płciowym zwierzątka. To też jest (czasami) OK, ale w konsekwencji film, który to robi, musimy uznać nie za dzieło sztuki, tylko właśnie pornografii, bez jakiejś większej  intelektualnej czy duchowej wartości.
Z filmem Szumowskiej nie jest aż tak źle, ale jednak balansuje on na tej cienkiej granicy dzielącej pornografię jawną od zakamuflowanej.

5.

Tak się złożyło, że niemal w tym samym czasie co „Sponsoring”, pojawił się w kinach „Wstyd” – obraz także zajmujący się borykaniem współczesnego człowieka z seksem, ale w jakże odmienny sposób. Niestety, zestawienie obok siebie tych filmów tylko podkreśla przepaść dzielącą „Wstyd” od „Sponsoringu” – jeśli wziąć pod uwagę ich artystyczną klasę oraz zdolność potrząśnięcia wrażliwością i myśleniem widza. Także w filmie McQueena nie brakuje scen ukazujących seks w sposób „ostry” i nie zawoalowany. Jednak nie ma w nich krzty pornograficznej… nie wiem jak to nazwać… lubieżności, prostactwa – właśnie tej chęci epatowania erotyzmem dla samego efektu wzbudzenia podniecenia u widza. One są tam tylko po to, by łatwiej nam było wejść do wnętrza i psychiki bohatera – poczuć jego ból i poznać dramat człowieka, który ulegając seksualnej obsesji, niszczy siebie samego i swoje relacje ze światem. I McQueen też wcale nikogo tam nie ocenia – ale tak przedstawia sprawy, że to my oceniamy, choć też nie robimy tego wprost. Lecz oceniamy nie dlatego, że chcemy kogoś potępić za niemoralne czyny, tylko po to, by nazwać złem coś, co niszczy człowieka.
A filmie Szumowskiej? Szkoda jednak gadać. Anne też ogarnia seksualna obsesja, ale pokazuje się ją nam tylko po to, by ugloryfikować seksualne „wyzwolenie” uniwersytutek, które skądinąd dla nas widzów nie jest żadnym „wyzwoleniem”, ani tym bardziej czymś, co ma w sobie choć odrobinę glorii. To jest jednak porażka – nie tyle moralna, co właśnie artystyczna.

6.

Tytuł francuski filmu stanowi słowo „Elles”, czyli „One”. I to – nie tylko moim zdaniem – znacznie lepiej oddaje treść samego filmu, którą tak naprawdę nie jest jest zjawisko sponsoringu, lecz seksualność występujących w filmie kobiet. Moim zdaniem, jeszcze lepiej byłoby, gdyby film nosił tytuł „Ona”, bo właściwie tylko grana przez Binoche Anne stanowi centralną postać, która mogłaby uwiarygodnić dla nas cały film i to jego seksualne „halo” – gdyby tylko pozwolił jej na to scenariusz i dostarczył jej do tego kontekstu – pretekstu. Ale tak się niestety nie stało i dlatego Anne jak gdyby miotała się w pozbawionej większego sensu próżni. Szkoda mi było aktorstwa Juliette Binoche. Wydaje mi się że jej zaangażowanie w rolę wypływało nie tylko z tego, że jest ona profesjonalistką i perfekcjonistką – na pewno aktorką solidną i ponadprzeciętną – ale również z tego, że ona cały czas myślała, iż gra w lepszym filmie. A teraz, kiedy widzi gotowy efekt na ekranie, kiedy czyta w recenzjach, że wystąpiła w niewiele znaczącej wydmuszce, to może poczuć, że ktoś zawiódł jej zaufanie.
Podobnie zawiodła mnie Małgośka Szumowska, której „33 sceny z życia” rozbudziły we mnie pewne wobec niej – a właściwie wobec jej reżyserskiej kompetencji – oczekiwania. Miejmy nadzieję, że następnym razem będzie jednak lepiej.

„Sponsoring” – pusta i zimna mieszczańska wegetacja contra gorący, witalny i zmysłowy świat studenckiej prostytucji?

*

PS. Przeczytaj również poprzedni tekst nawiązujący do wywiadu z reżyserką M. Szumowską TUTAJ, a zwłaszcza dyskusję jaka się wywiązała pod tamtym wpisem.

*

*

Komentarzy 41 to “SCENY Z ŻYCIA (POZA)MAŁŻEŃSKIEGO, czyli soft-porno w wersji feministycznej (o filmie Małgorzaty Szumowskiej „SPONSORING” )”

  1. Torlin Says:

    Dyskutowaliśmy na ten temat tyle razy, że nie wiem, czy jest sens to ciągnąć. Sponsoring nie jest prostytucją, bo prostytutka nie wybiera klientów.

    • Logos Amicus Says:

      Wybacz Torlinie, ale nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek dyskutowali na ten temat.
      No i nie rozumiem tego Twojego zdania: „Sponsoring nie jest prostytucją, bo prostytutka nie wybiera klientów.”
      Mógłbyś wytłumaczyć?
      Handel seksem jest handlem seksem (czyli prostytucją) – forma transakcji, ani możliwość wyboru nie ma tu wg mnie nic do rzeczy.

      • Torlin Says:

        Przyznaję, napisałem nie sprawdziwszy. Ciebie w tej olbrzymiej dyskusji nie było. Ale ponieważ nie chcę pisać jeszcze raz tych wszystkich argumentów, zapraszam zaciekawionych i zainteresowanych, aby sobie poczytali (ostrzegam, wpis z komentarzami jest olbrzymi)
        http://torlin.wordpress.com/2008/06/18/sponsoring/

        • Logos Amicus Says:

          Prawdę powiedziawszy mój wpis nie traktuje o sponsoringu, ale o filmie Małgorzaty Szumowskiej (zatytułowanym – wg mnie niezbyt fortunnie – „Sponsoring”).
          A do „olbrzymiej” dyskusji zajrzę – rozmiary bynajmniej mnie nie przerażają, jeśli tylko była ona ciekawa.

  2. jula :D Says:

    Eksluzywna prostytutka tak, sama sobie wybiera bardzo bogatych klientów.

    Zresztą ona działa samodzielnie bez pośredników (alfonsów) ,jeżeli ma ochraniarzy , to pracują dla Niej.

    Ma kilku stałych bardzo bogatych klientów.

    Jest to kobieta piękna i wykształcona i to Ona czasami decyduje się na stały związek z jednym ze swoich klientów , inaczej sponsorów . ;)

    Ps.
    Czytałam o eksluzywnych prostytutkach i jeżeli „mafia” jej nie zgarneła, to robiła karierę , bo wychodziła za mąż , za miliardera jednego, drugiego itd… ;)

    • Logos Amicus Says:

      Ale film Szumowskiej nie traktuje o ekskluzywnych prostytutkach, ani tym bardziej o „pięknych, wykształconych kobietach”, które sprzedają swoje usługi seksualne bogatym klientom, tylko o studiujących dziewczynach, które zdecydowały się robić to samo, by zarobić na utrzymanie i „fajne życie”. To takie call-girls; tylko że – jak na razie – amatorki.

  3. jula :D Says:

    Tak z ciekawości, jakie jest Twoje zdanie Amicus ?..
    Czy jest jakaś różnica pomiędzy Ekskluzywną Prostytutką a Ikoną Seksu w dzisiejszych , bardzo wyzwolonych seksualnie czasach ?

    • Logos Amicus Says:

      Pamela Anderson jest (była) współczesną Ikoną Seksu, jednak nie przyszłoby mi do głowy, by nazwać ją prostytutką. Czym innym jest jednak wystawianie swojego ciała (publicznie) na pokaz (i czerpanie z tego materialnych korzyści), a czym innym pozwalanie, by ktoś (obcy) „penetrował” go (fizycznie) za pieniądze.

      • jula236 Says:

        czy Ty oglądasz , czy może oglądałeś seriale i czy masz jakieś ulubione ,może kultowe ?..
        Takie pytanie nasunęło mi się po zaproponowanej zabawie przez jedna z blogerek. To ,że seriale się ogląda i są oglądane nawet i przez wybitne jednostki, niech świadczy fakt ,że serial „Izaura” , czy znasz go jeszcze z Polski , oglądała nasza noblistka. Wisława Szymborska.
        Poniżej zaproszenie Ciebie do tej zabawy. Liczę na Twoje poczucie humoru ;)
        Kilka dni temu Graszka Seriale | orunia.org , zaprosiła mnie do zabawy , przyjęłam ofertę i podbijam dalej.
        Oto zasady zabawy:
        1. Opublikuj u siebie na blogu logo organizatora zabawy.
        2. Napisz, kto cię otagował.
        3. Zaproś co najmniej pięć innych blogów
        4. Wymień i opisz kilka swoich ulubionych seriali. ;)

        • Logos Amicus Says:

          Od lat praktycznie nie oglądam telewizji, a co za tym idzie – nie znam seriali, jakie tam lecą.
          Tak więc, raczej do tej zabawy się nie nadaję.

          A „Niewolnicę Izaurę” czasami oglądałem… żeby poprawić sobie humor :)
          I jak każdy z mojego pokolenia, znam „Czterech pancernych i psa”, „Stawkę większą niż życia”… itp.

  4. Onibe Says:

    obejrzę z ciekawości ten film, ale nie spodziewam się po nim nic sensownego – kolejny ślepak z tego co czytam

  5. adonae Says:

    Nie oglądałam tego filmu, ale chyba mylnie większość osób odbiera go jako traktujący o prostytucji studentek. Po obejrzeniu zwiastunów myślę, że tu w ogóle nie chodzi o samo zjawisko, tylko o historię bohaterki granej przez Binoche, która przeżywa kryzys w małżeństwie i przez rozmowy z dziewczynami odkrywa na nowo swoją seksualność. Na zwiastunach jest jasno pokazane, że dziewczyny robią to nie tylko dla pieniędzy, ale też dla jakiejś perwersyjnej przyjemności, więc nie są klasycznym przykładem prostytutek. Prostytutka sprzedaje ciało, bo musi i robi to z wieloma facetami, one same wybierają mężczyzn i przy okazji dają upust swoim żądzom.

    Jasne, wielka jest pokusa zakwalifikowania ich jako „dziwki”, bo facetom trudno jest sobie uzmysłowić, że kobieta też może czuć pożądanie i chcieć seksu dla samej fizycznej satysfakcji. Boicie się tej myśli, że tak może być, chcielibyście widzieć kobiety jedynie w roli przykładnych pań domu, które na samą myśl o seksie oblewają się dziewiczym rumieńcem, ale te czasy niestety już minęły.

    Jednak uspakajam – to jest raczej marginalne zjawisko, 90% kobiet jednak nie potrzebuje tak ekstremalnych doznań i wystarczy im samo uczucie. Co nie wyklucza faktu, że istnieją kobiety, które są wyzwolone tak samo jak mężczyźni i robią to tylko dla czystej przyjemności, adrenaliny, więc nie mogą być nazywane prostytutkami.

    • sarna Says:

      @ adonae, te 90% kobiet którym wystarcza samo uczucie brzmi budująco, ale jak się wgłębić w statystyki (troszkę rozbieżne) to ok 75% kobiet regularnie bądź sporadycznie udaje orgazm, a to już nie jest zabawne.
      Tak gwoli żartu to własnie dziś usłyszałam coś w temacie damsko-męskim: baron zniesmaczony po nocy poślubnej zaciął się w palec, wytarł go w prześcieradło i z pogardą rzucił w stronę baronowej – niech przynajmniej będą pozory. Równie zniesmaczona co baron, nocą poślubną, baronowa wysmarkała się w owe zakrwawione prześcieadło po czym rzekła – rzeczywiście, niech przynajmniej będa pozory.
      Szkoda, że miłość i seks nie zawsze chodzą w parze, zwłaszcza małżeńskiej, bo ktoś cierpi.

      • miziol Says:

        Przerazajace jest to, ze te pozostale 24 procent kobiet nawet sie nie wysila zeby udawac orgazm ….

        • sarna Says:

          Wolę wierzyć, że owe ok.25% nie musi udawać, bo nie ma z tym problemu, no i że nawet jak nie ma z tym problemu to, że jednak czuje coś równocześnie do parnera …..

        • Logos Amicus Says:

          Wg miziola tylko 1% kobiet przeżywa orgazm .

          Wychodzi na to, że jest on jakąś anomalią ;)

        • sarna Says:

          :))) chyba pozostaje po starej znajomości poprosić Miziola, żeby podciągnął się w matematyce lub byciu szrmanckim ;) No i jeszcze proszę, żeby kontynuował tą swoją książkę, bo okropnie (jakkolwiek to zabrzmi) w niej zagustowałam (to chyba brzmi okropnie). Miziole, nie wiem jakim cudem, bo czasu na wszystko mi brakuje, ale strasznie się za Tobą stęskniłam. Pozdrawiam wiosennie :)

    • Logos Amicus Says:

      adonae, nie za bardzo rozumiem, co jest „marginalnym” zjawiskiem? To, „że kobieta też może czuć pożądanie i chcieć seksu dla samej fizycznej satysfakcji”? I czy ja się tego boję? Bynajmniej. Ja mam zawsze taką nadzieję ;)

      Ale dymyślam się, że chodzi Ci o zjawisko sponsoringu. To, że dotyczy to „tylko” 20 % studentek , czy też 10% kobiet, nie oznacza, że nie można o nim mówić.
      Lecz tu właściwie chodzi o film Szumowskiej. Mimo, że go nie obejrzałaś, to słusznie zauważyłaś, że jego tematem tak naprawdę nie jest sponsoring a niepokój kobiety niezaspokojonej seksualnie i tracącej kontakt ze swoją rodziną (bo właśnie kimś takim jest bohaterka grana przez Juliette Binoche).

      sarno, pewnie że najlepiej byłoby gdyby seks szedł zawsze w parze z miłością. Nie jest jednak źle, kiedy idzie w parze choćby z namiętnością ;)

  6. Miriam Says:

    Tomasz Raczek o tym filmie napisał:
    „Opowieść o tym jak studentki sprzedają się w Paryżu, by znaleźć pieniądze na czynsz za mieszkanie w lepszej dzielnicy i ciuchy z markowych butików zaś mężczyźni grzęzną w piętrowej niewierności zaspakajając (w żałosny najczęściej sposób) swoje samcze instynkty seksualne brzmi nieźle, gdy się ją streszcza na papierze. Jak to publicystyka. Gdy jednak mamy ją poznać w trybie filmu fabularnego z ambicjami artystycznymi, natykamy się na rafy niesprawności narracyjnej, bezsilności reżyserskiej w prowadzeniu aktorów (co ciekawe najbardziej ucierpiała na tym główna gwiazda czyli Binoche) i chaosu stylistycznego.

    Skąd się to wzięło u tak zdolnej i inteligentnej osoby jak Szumowska? Nie mam pojęcia, choć coś niecoś podejrzewam. Mój instynkt podpowiada mi, że chodzi o zajętość półkuli mózgowych. Otóż jeśli u artysty pracują one na rzecz zadań menedżerskich i marketingowych, cierpi na tym ich zdolność do uważności i skupienia na dziele jako takim. W pracę nad filmem wdaje się chaos udzielający się wszystkim innym. Im bliżej są reżysera/reżyserki tym bardziej na tym cierpią. Być może dlatego Binoche pozwoliła sobie na „puste” zbliżenia z rozedrganą twarzą, która nie wie co ze sobą zrobić, a Krystyna Janda i Andrzej Chyra wypadli tak soczyście w epizodach. Bo byli na planie dalej i krócej…

    Nade wszystko zaś czułem, że podczas realizacji „Sponsoringu” Szumowska zachowywała się jak dziennikarka, nie jak artystka: myślała o tezie a nie o kunszcie opowieści. Dlatego ten film mnie rozczarował. A właściwie najpierw znudził, potem zmęczył a dopiero na końcu rozczarował. Nie miało to jednak nic wspólnego z tematem! Traktowanie seksu jako rynkowej matni, która uzależnia i z wrażliwej dziewczyny potrafi zrobić dziwkę to dobry trop, tylko trzeba nim podążać w skupieniu i na palcach a nie w szpilkach.”

    • Logos Amicus Says:

      Nie odniosłem wrażenia, że film Szumowskiej jest „publicystyką”. Raczej była to dla mnie fikcja.
      Podobnie nie odebrałem wystąpień Jandy czy Chyry jako „soczystych” (no może Chyra był jednak nieco bardziej – nomen omen – soczysty). Prawdą jest jednak, że za dużo to sobie oni w „Sponsroingu” nie pograli. W przeciwieństwie do Juliette Binoche, bez której znakomitego aktorstwa film byłby już chyba zupełnie nie do oglądania. (Przepraszam: jedna czy dwie sceny erotyczne były naprawdę nieźle zrobione.)

  7. Roma Says:

    Najpierw przeczytałam Twoje recenzje o tym filmie, Logos Amicus, bo często lubię czytać o filmie zanim na niego się wybiorę, a nawet poznać jego fabułę, jakość środków wyrazu – zupełnie mi to nie przeszkadza w późniejszym smakowaniu sztuki, gdyż w końcu to ona, ilość „sztuki” w dziele, stanowi o moim wyborze. Tym się kieruję w doborze tekstu i obrazu do przeżywania, do refleksji. Będę bronić tego filmu, bo po Twoich recenzjach mile mnie zaskoczył, a nawet zdziwiłam się, że w moim odbiorze, ten film zupełnie nie traktuje o prostytucji studentek (wbrew może nawet temu, co twierdzi M. Szumowska; żyjemy we współczesności, nie interesuje mnie zdanie autora – gruba parafraza U. Ecco). Prostytucja (po co to kanalizowanie w jakąś specyfikację, kto się prostytuuje i dlaczego, to nie jest jakiś nowy fenomen chyba czy wręcz trend…) jest tylko jaskrawym, wulgarnym, owszem, ale tłem dla rozgrywającego się dramatu mieszczańskiego związku-rodziny. Myślę, że to grająca bohaterkę Binoche, jest centrum tego świata: to jej mieszkanie i codzienność obserwujemy podczas 24 godzin, wycinanych misternie w kolażu zdjęć Macieja Englerta – stonowanych, szczerych, bez artystycznego zadęcia, tylko po prostu dobrych, artystycznych, uważnych zdjęć. To na jej zranienia i przeżycia kamera jest łapczywa, uważna, szczegółowa. Analizujemy każde jej spojrzenie, grymas twarzy, kiedy gotuje tą francuską potrawkę i rani się w palec, denerwujemy się razem z nią niedomykaniem lodówki, śledzimy jej labiryntowe (!) przemieszczanie się w mieszkaniu, widzimy jej zmaganie się ze swoją cielesnością, z starszym synem, z schłodzonym mężem…Można wyliczać nieustannie bardzo dobrze sfotografowane sceny, kiedy bohaterka filmu (dla mnie), pragnie ukazać kamerze wszystko co wie o sobie, a nawet zwłaszcza próbuje ukazać to, czego nie wie (i moim zdaniem tutaj widz ma pole do popisu). W kontraście mamy mało pogłebione sceny seksu prostytutek, ich płaskiego postrzegania świata (ciuchy, własne mieszkanie, tani szpan, brak wyrafinowania i refleksji).
    Dziwię się, że nie zwrócono na to uwagi. Prostytuacja ukazana w tym filmie jawi mi się jak kanał discovery, fakty z pilota (zresztą mamy scenę pornografii również, kiedy bohaterka odkrywa w małżeńskiej sypialni film porno na prywatnym męża laptopie). Towarzyszy jej odkryciu wzruszenie ramion ze strony męskiej, co domyka tło. Seks jest tłem w tym filmie. Prawdziwy dramat rozgrywa się w niedomówieniu, braku czułości, zamknięciu każdego z członka rodziny, w niespełnionych oczekiwaniach – „tylo żadnych feministycznych tekstów na kolacji” – mówi mąż i, niestety, brak seksu również, kiedy odrzuca żonę w kuchni. Każdy tam żyje w swoim świecie (ocena związku przez ujaranego starszego syna jest bardzo symptomatyczna). Końcowa scena wspólnego rodzinnego śniadania, gdzie wszyscy zamiatają pod dywan problemy, a jednocześnie udawadniają, iż chcą być razem, domyka tło seksu/prostytucji jako obowiązku, tematu pracy, biologii, wizji (kochankowie na kolacji), podświadomości..
    Pytajmy w tym filmie czym jest seks i związki, a nie jak M. Szumowska ocenia prostytucję studentek.

    • Logos Amicus Says:

      Ja jednak zwróciłem uwagę – zarówno w tekście, jak i w komentarzach – że ten film nie jest właściwie filmem o sponsoringu, tylko o niezaspokojonej seksualnie kobiecie, która na dodatek traci konatakt (więzi) ze swoją rodziną. Pisałem też o płyciźnie świata tych prostytuujących się dziewczyn (tak, jak to pokazała Szumowska na ekranie).
      I z tejże perspektywy w końcu ten film starałem się zrozumieć.

      Czym jest dla bohaterów tego filmu (czyli głównie dla kobiet, bo one znajdują się w centrum zainteresowania twórców filmu) seks?
      Czym jest seks dla kobiety granej przez Binoche?
      Czymś nadrzędnym? Artykułem pierwszej potrzeby. Może tylko zwykłą (czyli para-zwierzęcą) chucią? Narzędziem czy też sposobem na zdobcie materialnych środków do (wygodnego) życia?

      Ską się wzięło to, że kobieta grana przez Binoche, nie ma żadnego kontaktu ze swoimi dziećmi? (Czy nie jest to aby jej porażka w roli matki wychowującej dzieci? Swoją drogą, sporo mogą tu wyjaśnić – jeśli chodzi o postawę tej kobiety – słowa samej Szumowskiej: “Ok, ja bywam mieszczańska, np. kiedy zajmuję się gotowaniem, swoim synem itd. Mam takie naleciałości, choć bardzo tego nie lubię.”) Dalej: dlaczego wszystkie czynności związane z prowadzeniem domu wykonuje automatycznie? Dlaczego nie ma wyczucia kiedy chodzi o jej seks z mężem?
      Czy można za to obwiniać wszystkich (męża, dzieci) tylko nie ją samą?
      Może to uleciało uwadze kobiet oglądających film, ale ja zauważyłem, że kiedy mąż Binoche chciał jej okazać czułość, która być może stamowiła preludium do seksualnego zbliżenia, to ona się odsuwała, jakby był on jakimś natrętem. Z kolei – kiedy ni z gruszki ni z pietruszki, bez żadnego właśnie wyczucia i ignorując zupełnie stan emocjonalny męża, zbliża się ona ze swoimi ustami do jego rozporka (w końcu jesteśmy we Francji ;) ) – to ja się mu wcale nie dziwię, że on ją wtedy odsunął (wbrew pozorom mężczyzna też nie zawsze ma ochotę – czy też jest gotowy na seks – nawet jeśli w pobliżu jesta taka kobieta, jak Juliette Binoche).

      Niestety, wydaje mi się że Szumowska tym filmem trafiła jak kulą w płot.

      • Roma Says:

        Przepraszam, nie przeczytałam wszystkich Twoich komentarzy, istotnie, zwracałeś uwagę na to, iż film nie jest tylko o Sponsoringu.
        Film jak dla mnie stawia mnóstwo ważnych pytań, o to chyba w sztuce chodzi. To widz ma sobie odpowiedzieć na pytanie, czym dla niego jest seks. Ile ludzi, tyle odpowiedzi. Brak tezy w tym filmie świadczy o jego dojrzałości artystycznej, a nie o braku dopracowania czy pomysłu na odpowiedź. Bo czy istnieje jedna właściwa odpowiedź, czym są wiezi międzyludzkie, czym jest seks, miłość w skomplikowanym świecie ludzkich namiętności i pragnień? Ten film o to pyta, i skłania do refeleksji nad wyborami i zachowaniem bohaterów.

        Odnośnie zachowania bohaterki granej przez Binoche i utracie porozumienia z mężem, dziećmi. Czy w naszym życiu nie spotykamy takich sytuacji, nie zachowujemy się irracjonalnie, nie popełniamy błędów, nie zamykamy się w sobie? Dla mnie próba zbliżenia się męża do Binoche, a potem odwrotnie, jest dramatycznym wołaniem o czułość, uwagę, zrozumienie, ale brak szczerej rozmowy, nieumiejętność konfrontacji własnych pragnień i żalów w wspólnym dialogu, niweczy kontakt seksualny.
        Możemy tutaj pokusić się o odpowiedź, że seks z takiego punktu widzenia, to nie tylko zaspokajanie pożądania i płynące z tego korzyści (prostytucja), ale więź emocjonalna z drugim człowiekiem. Banalne, wiem, ale takie stwierdzenie mi się nasuwa.
        Dlatego mamy w filmie mowę o tym, że klienci dziewczyn opowiadają o swoim życiu, domu, pracy, o sobie – a kieruje je do nich osłabienie więzi w ich domach lub/i spotęgowana tym osłabieniem, samotność.

        • Logos Amicus Says:

          O tym, że jednak nie jest to film o sponsoringu, a właściwie o problemach kobiety (granej przez Binoche) pisałem nie tylko w komentarzach, ale przede wszystkim w moim tekście:

          „Tytuł francuski filmu stanowi słowo “Elles”, czyli “One”. I to – nie tylko moim zdaniem – znacznie lepiej oddaje treść samego filmu, którą tak naprawdę nie jest jest zjawisko sponsoringu, lecz seksualność występujących w filmie kobiet. Moim zdaniem, jeszcze lepiej byłoby, gdyby film nosił tytuł “Ona”, bo właściwie tylko grana przez Binoche Anne stanowi centralną postać, która mogłaby uwiarygodnić dla nas cały film i to jego seksualne “halo” – gdyby tylko pozwolił jej na to scenariusz i dostarczył jej do tego kontekstu – pretekstu.”

          Podobnie już w pierwszym akapicie mojej recenzji napisałem, jaka teza przyświecała Szumowskiej, kiedy kręciłe swój film:

          „Jednakże Szumowska (w wywiadach) swojej tezy nie ukrywała. A i na podstawie tego, co widzimy na ekranie, możemy się domyślić, jaka też ona była: reżyserce chodziło o to, by (bez oceniania – co wielokrotnie podkreślała) przedstawić portrety kobiet “sponsorowanych” czyli sprzedających swoje usługi seksualne, jako kobiety niezależne, będące – wg słów samej Szumowskiej – “u władzy”, nie będące ofiarami, a wręcz przeciwnie: lubiące to (czyli uprawianie seksu za pieniądze) robić, czerpiące z tego przyjemność…”

          A następnie wyraziłem moją opinię, że nie udało jej się tej tezy wiarygodnie na ekranie ukazać.

          Piszesz Romo: „To widz ma sobie odpowiedzieć na pytanie, czym dla niego jest seks.”
          No nie, ja nie chodzę do kina po to, by się tam dowiadywać tego czym dla mnie jest seks. Ja idę tam po to, by się dowiedzieć czym jest seks dla innych ludzi – chcę w ten sposób poznać drugiego człowieka. I m.in od poziomu artystycznego filmu zależy, czy będzie to dla mnie cenne doświadczenie, dostarczające mi nie tylko wiedzy, motywu do refleksji, ale i emocji, przeżyć…
          I niestety, film Szumowskiej mnie pod tym zględem zawiódł. Nie uważam więc, że jest to film „artystycznie dojrzały”. Wręcz pzeciwnie: wszystko wg mnie w nim się „rozjeżdżało” – tak jakby reżyserrka chciała iść w zbyt wielu kierunkach i w sumie trafiła donikąd.
          Ale to jest oczywiście moje zdanie – jeśli ktoś ten film odebrał inaczej, bardziej pozytywnie – to… jego wygrana (good for him/her, jak mówią aglojęzyczni ;) )

          Zgadzam się natomiast niemal ze wszystkim, co napisałaś w drugiej części swojego komentarza. Również i wg mnie seks powinien być czymś więcej niż zaspokojeniem pożądania i płciowego popędu. Dlatego warto dbać o jego stronę erotyczną (a erotyzm jest tym, co wyróżnia nas spośród zwierząt – i co związane jest z ludzką kulturą). Dlatego ważne są więzi jakie się tworzą między ludźmi będących ze sobą w seksualnej relacji.
          A wracając do filmu: ja nie jestem pewien, czy tę relację jaka zachodzi między klientem a prostytutką, można nazwać „więzią”. Moim zdaniem, to tylko jakiś tymczasowy substytut – namiastka.

  8. maria Says:

    Zostawiając ocenę filmu , każdy pewnie inaczej go odebrał. Podobały mi się pojedyncze obrazy : scena z makaronem, epizod pani Jandy, no oczywiście pani Binoche , jak dla mnie wspaniała zawsze. Natomiast recenzja pana Raczka: ‚ Traktowanie seksu jako rynkowej matni, która uzależnia i z wrażliwej dziewczyny potrafi zrobić dziwkę’ wg mnie trafia w punkt. Samo zjawisko traktowania seksu jak towaru jest smutne i rozczarowujące . Zostawiając wątek pań , które robią to, bo mają z tego fun, to jest zupełnie inny temat. Chodzi mi o sytuację , kiedy dziewczynie wydaje się , że nie ma wyboru. Jak te dziewczyny opowiadały w filmie , to było takie łatwe , mnóstwo różnych propozycji od Panów. Najpierw są pojedyncze spotkania , później spirala uzależnienia się nakręca. Nie oceniam tych dziewczyn i wcale nie uważam że jest to podwójna moralność.Czy to , że sama tego nie robię, tzn, że jestem od nich lepsza? To być może tylko tyle znaczy , że miałam możliwość dokonania innego wyboru. Podoba mi się system prawny w Skandynawii , gdzie mężczyzna jest karany za korzystanie z usług prostytutek, bo jest domniemanie , że wykorzystuje osoby chore psychicznie. Może to trochę drastyczne traktowanie , ale ewidentnie udział mężczyzny w tym zjawisku jest dużo większy. Bo przecież – do tanga trzeba dwojga.

    • Logos Amicus Says:

      To ciekawa kwestia i podejście: czy prostytutki należy traktować jak osoby chore psychicznie? (tak by sugerowało prawo w Skandynawii, do którego się odwołujesz).
      Moim zdaniem idzie to zbyt daleko.

      Tak, do tanga trzeba dwojga, a w przypadku prostutucji – jeszcze na dodatek pieniędzy ;)
      Kto ponosi winę za to, że prostytucja istnieje (i istnieć chyba będzie zawsze?). Myślę, że obwinianie za nią bardziej mężczyzn (czy też kobiet) nie ma większego sensu. Wg mnie nie można się przerzucać tutaj genderową winą – kto tu bardziej zasługuje na pręgież. Moim zdaniem – jeśli już o tym mówimy – odpowiedzialność moralna leży równo po obu stronach ludzi decydujących się na ten proceder.

      PS. Mnie również podbaly się niektóre sceny. A Juliette Bonoche naprawdę zagrała świetnie – czemu zresztą dałem wyraz w swojej recenzji z filmu.

      • maria Says:

        Nie chciałabym ciągnąć dyskusji na temat jak piszesz genderowej winy. Oczywiście odpowiedzialność moralna leży po obu stronach kiedy jest wybór. Cała ta manipulacja seksem ze strony kobiet, to wykorzystywanie władzy nad mężczyznami, jak mówi jedna z bohaterek filmu. Nie mówię, że kobiety są tylko ofiarami, one świetnie, w tę całą sytuację się wpasowują.
        Ale też są sytuacje, kiedy nie ma wyboru, np. seksturystyka w biednych krajach na całym świecie, czy tu też możemy mówić o odpowiedzialności po obu stronach?

        Ten świat Logosie jest stworzony przez mężczyzn i dla mężczyzn. Kiedy jadę samochodem i widzę te biedne, zniszczone kobiety stojące gdzieś w oczekiwaniu na klienta, mnie to najzwyklej na świecie boli. Pocieszam się tylko, że być może w przyszłości, kobiet, które będą miały wybór, będzie coraz więcej.
        P.S. Jest nowy film z Juliette Binoche – Zapiski z Toskanii. Czekam z niecierpliwością na film i Twoją może recenzję.

        • Logos Amicus Says:

          Jeśli chodzi o prostutucję, to w krajach europejskich kobiety mają wybór: nie muszą się tym zajmować (nie piszę o przypadkach skrajnych, kiedy są więzione, terroryzowane przez alfonsów, albo uzależnione nałogowo – narkomania, alkoholizm…. wtedy, do tego by ten ich problem rozwiązać, potrzeba albo policji albo lekarza).
          Nieco inaczej jest w krajach, w któch panuje bieda (np. azjatyckich), ale i tam zdecydowana ilość koboiet zajmujących się prostytucją, robi to z wolnego wyboru.
          Byłem niedawno w Kambodży i pzy tej okazji otarłem się o problem prostytucji dziecięcej: to jest rzeczywiście skandal i nikczemność, bo przyczyniają się do niej sami rodzice, ale także skorumpowane władze. Oczywiście, że te dzieci nie mają wyboru, bo po prostu nie są jeszcze w stanie o sobie decydować. A ci, ktorzy przyjeżdżają tam z bogatego Zachodu i wykorzystują tę sytuację, powinni być traktowani jak przestępcy. Ale to jest jednak inny problem, niż prostutucja – że tak powiem – „klasyczna”, z kórą zwykle mamy do czynienia na świecie, w różnych kulturach i na różnych poziomach ekonomicznych.

          Zgadzam się: reguły świata, w którym żyjemy, steworzone zostały głównie przez mężczyzn. Ale nie przesadzajmy jednak z tym męskim zniewoleniem kobiet – ich emancypacja posunęła się jednak w ciągu ostatnich paru stuleci do tego stopnia, że można jednak mówić już teraz o równych prawach (przynajmniej jeśli chodzi o kraje zachodnie).

          PS. Słyszałem o tym filmie z Juliette Binoche. Nakręcił go znany reżyser irański Abbas Kiarostami. Chciałbym go obejrzeć. Może i do nas dotrze? ;)

  9. anka Says:

    Sponsoring bywa najczęściej uzależniający. Z tego zajęcia niezwykle trudno zrezygnować a wynika to z prostej zasady, trudno nagle przystać na niższy standard życia, na to, że pozostaje się bez stałego dopływu gotówki, to, co otacza nagle staje się gorsze, skromne, tandetne, i najczęściej nie do zniesienia. W konsekwencji osoby takie zaczynają mieć sponsorów, co najmniej kilku. Żadna z pań o tym nie wspomina, ale zajmowanie się sponsoringiem wyniszcza fizycznie. Według pierwszych statystyk wystarczą dwa lata i pomimo warunków materialnych dziewczyny szarzeją i tracą świeżość szybciej, niż wskazywałby na to ich wiek metrykalny. Kolejną konsekwencją funkcjonowania w środowisku jest fakt, że sponsorzy przerzucają się na nowe, kolejne dziewczyny, a one kończą nierzadko w agencjach towarzyskich. Związki z takich relacji powstają, owszem ale rozpadają się bez szans na trwałą wspólnotę i przyszłość.
    Co zaś psychiką? Wyniki wykazały, że osoby zajmujące się prostytucją, przeżywają typowe objawy stresu pourazowego, które dotykają ludzi po gwałcie, katastrofach i innych ekstremalnych przeżyciach. Niektóre z kobiet jednak ze sponsoringu wychodzą. Zakochują się, zostają z kimś przeciętnym, niekoniecznie bogatym, a tamten czas wypierają z życia. Lecz on jest nie do zapomnienia i dopiero później, kiedy wydaje się, że to już przeszłość, płaci się za niego wysoką cenę. To zwykle cena odroczona i warto pomyśleć o tym zanim będzie za późno.

    • Logos Amicus Says:

      Bardzo rzeczowy komentarz i… taki dydaktyczny ;)
      Może dlatego brzmi tak prawdziwie – oraz może być potraktowany jako przestroga.
      Koniec końców – każdy z nas odpowiada za swoje postępowanie.
      Wszystko ma swoją cenę – zwłaszcza sponsoring ;)

  10. bolek Says:

    Brawo @Roma! Przeczytałem tony pseudo-recenzji, komentarzy i nigdzie nie poruszono istoty filmu. Jedynie tekst Łukasza Rogojsz w Newsweek-u był również na bardzo wysokim poziomie.
    Dominuje zew nienawiści (głównie do kobiet – reżyserki i aktorek), narodowe kompleksy, fatalizm, moralizatorstwo, oskarżenia o szerzenie pornografii i debaty o wyprawach krzyżowych.

  11. m. Says:

    Miło się Pana czyta. Niestety i mnie się ten film nie podobał, a jego zakończenie to już – wydało mi się – jakaś farsą. Najgorszy zarzut chyba taki, że problem istotny ale film nieprawdziwy. Ja tych historii nie czułam. Faktycznie całość dosyć obleśna i ta scena z Chyrą…Czy naprawdę była potrzebna? I szczerze mówiąc pani Binoche też mnie nie przekonała; te jej „nerwy” przed klawiaturą. Jakieś to wszystko napuszone i nieszczere.

  12. kreska Says:

    Czy film ten byl nakrecony na podstawie ksiazki o tym samym tytule?

  13. Tess Says:

    Co to jest ślub?

    :))

  14. Kagan Says:

    Prostytucja, czyli sprzedawanie a dokładniej wynajmowanie swego ciała ze specjalnym uwzględnieniem zewnętrznych narządów płciowych, ma wyraźnie podłoże ekonomiczne oraz klasowe. Po prostu olbrzymia większość kurew (nie wstydźmy się tego słowa, skoro użył je już dawno temu sam Mistrz Kochanowski w swej fraszce „Na matematyka”) nie ważne czy damskich czy też męskich albo nijakich, to są osoby bezrobotne z niższych klas społecznych. Tak więc likwidacja prostytucji możliwa jest tylko wraz z likwidacją bezrobocia oraz likwidacją niskich płac, a to ostatnie możliwe jest tylko wraz z likwidacją kapitalizmu. Niestety, ale rządy państw skandynawskich myślą wyraźnie życzeniowo i chcą reformować kapitalizm, mimo tego, że kapitalizm jest z definicji niereformowalny, albowiem zbudowany jest on na fundamencie wyzysku, a więc likwidując wyzysk, likwiduje się jednocześnie kapitalizm, a bez likwidacji wyzysku nie jest z kolei możliwe usunięcie takich negatywnych skutków kapitalizmu jak w/w bezrobocie, niskie płace oraz prostytucja.


Co o tym myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: