„BOŻE CIAŁO”, albo o tym czy można mieć diabła za skórą i anioła w sercu

W repertuarze 31. Festiwalu Filmu Polskiego w Chicago znalazł się również najnowszy film Jana Komasy „Boże Ciało”, ciesząc się największym zainteresowaniem chicagowskiej publiczności.  Mówi się, że jest to najlepszy polski film roku – i jest to opinia zarówno widzów, jak i krytyków. Grający główną rolę Bartosz Bielenia uznany został za objawienie. Wspomina się też o szansach tego filmu na Oscara. Jakie było moje z nim spotkanie?

.

I te oczy – oczy, w których widać same skrajności: obłęd i siłę, strach i determinację, wściekłość i tkliwość, ekstazę i rozpacz, anioła i szatana… (Bartosz Bielenia w filmie „Boże Ciało”)

.

       Tyle już dobrych rzeczy napisano o filmie Jana Komasy „Boże Ciało”, że jeśli zacząłbym pisać o jego zaletach, to pewnie powieliłbym (choć raczej nieświadomie) większość z tych superlatyw i opinii, które dość często były wręcz entuzjastyczne. Fenomen tego filmu polega już choćby na tym, że równie pozytywnie wyrażają się o nim obie strony polskiego podziału i sporu – zarówno środowiska liberalno-lewicowe, jak i konserwatywno-narodowe – zarówno ci, którzy Kościół krytykują, jak i ci, którzy go bronią.
Wydaje mi się, że jedną z przyczyn było to, że Komasa nie podszedł do tego filmu z pozycji anty-klerykalnych i anty-kościelnych (czyli tak, jak to zrobił np. Smarzowski w „Klerze”), ale przede wszystkim z pozycji humanitarnych, które w swojej istocie pokrywają się z duchem Chrześcijaństwa – w tym jego pierwotnym znaczeniu. Chodzi głównie o przebaczenie i wzajemne pojednanie, o miłosierdzie i łaskę, o spojenie ludzkiej wspólnoty miłością (czy choćby tylko o wyzbycie się nienawiści), o wstawienie się za wykluczonymi i pokrzywdzonymi… Takie wydają się być postulaty, wymowa i przesłanie „Bożego Ciała”.
Szczególną właściwością tego filmu jest to, że w wielu widzach wyzwala on ogromne emocje, a to możliwe jest tylko wtedy, kiedy porusza się w człowieku wrażliwą strunę, wnikając głęboko do jego wnętrza – docierając do czegoś bardzo dla niego istotnego.
Czym jest to „coś”?
Może po prostu potrzebą miłości? Potrzebą prawdy – bardziej ludzkiej niż tej „boskiej”? Potrzebą szczerości, zrzucenia ciężaru i winy – pragnieniem łaski, oczyszczenia i ekspiacji? Otwarcia się i wyzwolenia?

       To jest film paradoksalny, bo mimo że dość przewrotnie traktuje dobro i zło („złoczyńca”, który czyni dobro; ktoś, kto udaje, okazuje się być najbardziej szczerym człowiekiem; „fałszywy” ksiądz, który mówi prawdę i postępuje bardziej po chrześcijańsku, niż niejeden ksiądz „prawdziwy” …etc.) to jednak wyzwala w nas dobroć.
„Boże Ciało” można było łatwo „położyć” – jest w tym filmie kilka takich momentów, kiedy mógł się on „wysypać”. Tym bardziej, że Komasa zaryzykował i obsadził w kluczowych rolach aktorów, których wybór nie był wcale taki oczywisty, bo kojarzeni byli oni do tej pory z innym emploi. Zadziałała więc intuicja. Jak zdradził na spotkaniu z publicznością sam reżyser, Bartosz Bielenia w czasie castingu nie wypadł za dobrze w obu próbach, (poza tym miał długie włosy, więc choćby dlatego trudno go było sobie wyobrazić w roli księdza) ale Komasa od razu wiedział, że to on musi zagrać w „Bożym Ciele”. I trafił w dziesiątkę, bo Bielenia to ogromny atut tego filmu – to, że tak mocno wszystko przeżywamy – i wydaje się nam to prawdziwe – jest głównie jego zasługą. Odnosiłem wrażenie, że momentami wpada on w pewien rodzaj transu, przepoczwarzając się i wnikając w coś, co dotyka sedna – a to jest możliwe tylko wtedy, kiedy się ma charyzmę. I takie oczy jak on – oczy, w których widać same skrajności: obłęd i siłę, strach i determinację, wściekłość i tkliwość, ekstazę i rozpacz, anioła i szatana…
(Nota na marginesie: Miałem tę przyjemność być z Janem Komasą w momencie, kiedy dowiedział się o tym, że Bartosz Bielenia został uznany za najlepszego aktora na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Chicago. Dokładnie takie samo wyróżnienie spotkało go na festiwalu w Sztokholmie. Moje spotkanie z reżyserem zaowocowało wywiadem, który można przeczytać TUTAJ.)

       Czy film do końca ustrzega się stereotypów? Wydawać by się mogło, że w takim przewrotnym, świeżym i oryginalnym obrazie na żadne stereotypy nie powinno być już miejsca. A jednak…
Z tego co wiem, twórcom „Bożego Ciała” zależało na tym, aby w każdej postaci jaka pojawia się na ekranie ukazać człowieka, innymi słowy: dotrzeć do jej człowieczeństwa. Ale mnie raziło nieco to, że ludzie z tej wioski/miasteczka (nie mówię o osobach, którym dano „głos”) są trochę takimi postaciami z kartonu: np. stoją przed zdjęciami ofiar wypadku niczym zombies. Ich niemota i klepanie pacierzy to jakiś rodzaj tępej dewocji i biernej histerii, która zamienia się w czynną, kiedy pod przewodem Daniela wszyscy zaczynają krzyczeć a jeden z nieogolonych i marnie ubranych facetów wydziera się, po wielokroć wyrzucając z siebie słowo „kurwa!”. No nie wiem, czy to jest bardzo realistycznie ukazanie przedstawicieli polskiej prowincji. Ale też wiem, że nie było w tym żadnej złośliwości, a właśnie chyba stereotyp. Co ciekawe, Małgorzata Szumowska, która nota bene nagrywała swoją „Twarz” w tej samej miejscowości, co Komasa „Boże Ciało” (podkarpackie Jaśliska), mimo że jej obraz mieszkańców wsi był zdecydowanie bardziej negatywny, to jednak pokazała ich bardziej kompleksowo i pełnie. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie.

       I czy aby na pewno obaj prawdziwi księża ukazani w filmie są ok? (jak powiedziała jedna z moich znajomych) Ten, grany przez Simlata, rzeczywiście jest ok, ale czy proboszcz, który jest alkoholikiem, nie panuje nad swoją parafią, ucieka na „urlop”, nie powiadamiając swoich zwierzchników i przyjmując na zastępstwo chłopaka podającego się za księdza, rzeczywiście jest ok?
Czy można wszak utożsamiać to z krytyką Kościoła i księży? Oczywiście, że nie, ale pewne głosy, jakie tu i ówdzie słyszałem (jeden z przykładów podał nawet sam Komasa) mówiły, że jest to jednak przedstawianie Kościoła w złym świetle. (Swoją drogą ja się żadnej uzasadnionej krytyce Kościoła nie dziwię. Nie zamierzam też kwestionować tego, jakimi postaciami obsadzili film scenarzysta i reżyser).
Być może za dużo napisałem o moich zastrzeżeniach, ale to tylko mała łyżka dziegciu w beczce, która pełna jest dobroci.

       Na koniec może jeszcze wspomnę o czymś, co jest jednak dla filmu istotne. „Boże Ciało” wbrew pozorom nie jest filmem religijnym. Nie wydaje mi się, żeby grany przez Bielenia Daniel mógł być prawdziwym księdzem z powołania. Siła i dobroć tego chłopaka bierze się z jego wrażliwego wnętrza i charakteru, a nie z głębokich religijnych przeżyć. Dla niego kapłaństwo i „wiara” jest bardziej ucieczką przed własnym statusem pariasa – oraz poszukiwaniem osobistej godności – niż czymś, co płynie dla niego z metafizycznego źródła. Ale czy można się temu dziwić, skoro – jak podkreślał niejednokrotnie Jan Komasa – scenariusz napisał ateista?
Oby jednak więcej było takich filmów.

*   *   *

7.5/10

Komentarzy 18 to “„BOŻE CIAŁO”, albo o tym czy można mieć diabła za skórą i anioła w sercu”

  1. STĄPAĆ PO CIENKIEJ LINII – rozmowa z reżyserem „Bożego Ciała” JANEM KOMASĄ | WIZJA LOKALNA Says:

    […] Później było „Miasto 44”, kolejny obraz zwracający na siebie uwagę. No a teraz „Boże Ciało”, znakomicie przyjmowane zarówno przez widzów, jak i krytykę (nagroda dla najlepszego reżysera […]

  2. KOBIETY W OGNIU, MALOWANE PTAKI, WĄTPIĄCY PAPIEŻE… o filmach 55. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Chicago | WIZJA LOKALNA Says:

    […] otrzymał autor zdjęć do tego filmu, Vladimír Smutný), OBYWATELA JONESA Agnieszki Holland, oraz BOŻE CIAŁO Jana Komasy (grający tu  główną rolę Bartosz Bielenia uznany został za najlepszego aktora […]

  3. Kamila Racieda Says:

    Polecam film!! Porusza i daje do myślenia po wyjściu z kina.

  4. Jackie Says:

    A kiedy w Polsce?? Nie widziałem filmu, ale z tego co słyszę…nareszcie jakiś normalny polski film (nie opluwający Polaków) – otrzymał nagrodę i… ma szansę na Oscara! Brawo!! :)

  5. Agata Kramarz Says:

    Ten aktor Bartosz Bielenia z twarzy to mi przypomina młodą Angelinę Jolie. Bardzo przystojny.

  6. EK Says:

    Nic nie wspomniałeś o tajemnicy ostatniego kadru.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      O ostatniej scenie nie chciałem w recenzji pisać (Komasa wyjaśnił ją wcześniej, zaraz po projekcji, na spotkaniu z widzami), bo to byłby tzw. spoiler. Zresztą trochę się zdziwiłem, że on to robi, bo raczej reżyserzy/twórcy unikają wyjaśniania swojej twórczości wprost (zdradzania tego, „co autor miał na myśli”), chcą raczej zostawiać interpretację widzowi/odbiorcy.

      Myślę jednak, że mogę tu zamieścić wypowiedź Komasy na ten temat:

      „There were many different version of the ending. And we decide to have this one, which is very abrupt, emotional… Why? Because we need to remember what kind of character he is… where he comes from. During the film our brain tends to forget about it. While filming we had consultant, who was then priest himself and he said: „You know? I understand everything… but the sex scene? Why like that…”? And then he looks at me and said: “O! Ok, ok, he is not a priest!”. So the ending makes… sort of the same thing, but on a bigger scale. We have to remember what kind of environment he comes from. Probably, if the scene from the end would be at the beginning of the film, you wouldn’t feel that abruption – it would be a part of the chain. But during the film your brain would adjust to Daniel being a different person, but how has he changed, really? It depends on your stand point. In the end we have to remember who he really is, where he is coming from. And there he is – in the world he escaped from. He still has to confront his past – by the rules of this environment. And he is being rescued. We have a fallen angel. Our main character tries to redeem himself during the film by doing good. But in the end he has a sense of loss. He doesn’t feel that he has accomplished anything. He didn’t even witness the unification of the community… when the widow becomes the part of the herd. The tragic of this situation is that he would never know about it – that he was successful, anyway. So, in his mind he has lost and then confronted (by a thug) he decides to go the road… to play the role with the cards he was handled. You want me to become a murderer so here I am. And he starts to be active in it. And he is being saved by the intern, the other guy. So, the good comes from people… he has, sort of infected with the seed of good. Maybe it looks like a miracle, but I think it’s very significant.”

      • EK Says:

        Przez moment, zanim przeczytałam co podesłałeś, widząc zwrot o zadanej mi pokucie pomyślałam, że z góry znam odpowiedź – Bartek przeżył i znowu „fałszywy ksiądz” zadaje pokutę. Wiem, pośpieszyłam się z werdyktem, ale tak sobie myślę że pośród nas jest więcej takich Bartków, w różnych obszarach. Z różnych powodów ludzie udają kogoś, kim w rzeczywistości nie są.
        Szkoda, że reżyser sprowadził Bartka ponownie do poprawczaka, kibicowałam mu, chciałam, żeby mu się udało wydostać z tego bagna, ale jak widać ono zgodnie ze swoja naturą wciąga i nie oddaje ofiar.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          To nie jest przesądzone, czy Bartek się z tego bagna nie wydostanie.
          Jeśli wierzyć scenariuszowi, to jest on twardy, jest w nim wiara i głębia, jest w nim dobroć, chęć pomagania ludziom… Jest więc duża szansa, że on się „nie da” i że sam „wyjdzie na ludzi”.
          No, chyba że to jest tylko fantazja twórców filmu i z życiem nie ma wiele wspólnego.

  7. EK Says:

    Czytałam wypowiedź mężczyzny, którego historia posłużyła za kanwę filmu. On wyszedł na prostą, ale jeśli pisze prawdę o kradzieży praw autorskich, braku zapytania o zgodę na ekranizację jego historii, to nie wygląda to różowo i uczciwie.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Z tego co wiem, to są nieuzasadnione pretensje.

      Mogę przytoczyć tutaj wypowiedzi twórców filmu (nie mam postaw, żeby im nie wierzyć):

      „Nie chcieliśmy nigdy angażować go do promocji filmu i nie powoływaliśmy się na jego nazwisko, gdyż „Boże Ciało” nie jest oparte na historii jego życia, lecz jedynie luźno inspirowane różnymi przypadkami fałszywych księży. Informacje na ww. temat znalazły się zresztą w samym filmie, gdzie podkreślamy w napisach końcowych, że opisana historia jest fikcyjna, mimo inspiracji prawdziwymi wydarzeniami.”
      (producent filmu Leszek Bodzak)

      „Przed rozpoczęciem pracy nad filmem udokumentowaliśmy i przeanalizowaliśmy kilka historii o fałszywych duszpasterzach – między innymi tę, którą Mateusz opisał w swoich tekstach reporterskich „Kamil, który księdza udawał” oraz „Kazanie na dole”. Żadna z historii fałszywych duszpasterzy nie stanowiła jednak materiału na film fabularny, który rządzi się swoimi prawami: powinien być wielowymiarowy, wielowątkowy i spójny dramaturgicznie. Dlatego zdecydowaliśmy się odejść od faktografii na rzecz fikcji.”
      (wspólne oświadczenie reżysera Jana Komasy i scenarzysty Mateusza Pacewicza)

      Komasa i Pacewicz podkreślili, że „poza centralnym motywem udawania księdza – sytuacji, która zdarza się w Polsce regularnie – ‚Boże Ciało’ ukazuje całkowicie fikcyjne postaci i wątki”. Wymieniają tu m.in. realia zakładu poprawczego, kryminalną przeszłość bohatera, konflikt spowodowany przez wypadek samochodowy, romans bohatera z miejscową dziewczyną czy jego relacje z innymi postaciami.
      (za Gazeta.pl Kultura)

  8. „SOLID GOLD”, „KURIER”, „PIŁSUDSKI” – o filmach 31. Festiwalu Filmu Polskiego w Ameryce | WIZJA LOKALNA Says:

    […] innych filmów, które można było obejrzeć na Festiwalu: „BOŻE CIAŁO”, „SŁODKI KONIEC […]

  9. CIERPIENIA MŁODEGO HEJTERA – o filmie Jana Komasy „SALA SAMOBÓJCÓW. HEJTER” | WIZJA LOKALNA Says:

    […] Ten poziom utrzymywały kolejne filmy Komasy: „Miasto 44” jak również ubiegłoroczne „Boże ciało”, które zyskało uznanie nie tylko krytyków, ale również widzów (i to po obu stronach krajowych […]


Co o tym myślisz?