NOTATNIK PARYSKI: Père-Lachaise

*

greydot
Cmentarz Père-Lachaise. Olbrzymia nekropolia. Miasto zmarłych. Zastygłe, znieruchomiałe – otoczone przez tętniące życiem paryskie dzielnice.
800 tys. trupów, zwłok i szkieletów w gęsto upakowanych kamiennych kwaterach.
Kultura dysponowania zmarłymi. Nasze przeklęte – ale i błogosławione – przywiązania do materii.

Obsadzone drzewami aleje wśród niekończących się grobowych pól. Nawiedzane nie tylko przez pogrzebowe orszaki. Każdego roku przewija się przez nie kilka milionów ludzi.

Czego szukają tu żywi? (Jeśli pominąć bezrefleksyjnych, zaliczających kolejną paryską „atrakcję”, turystów.) Własnych nadziei, wspomnień, tęsknot, świętości? Pamięci po zmarłych, pozostałości po czymś co się kochało? Ręki opiekuńczego Boga? Ofiar jakiejś diabelskiej egzekucji? Może to wyraz pragnienia, by obłaskawić przeznaczenie – odsunąć wyrok, klątwę, potępienie?
Uczepieni skrawka marmuru, żelaza, brązu, kamienia, betonu – zaklinamy materię, by tchnąć w nią coś, co nie ulega rozkładowi: ducha, ideę, pamięć, uczucie. Ale czy wraz z rozproszeniem materii nie ginie to, co podtrzymuje zawarte w niej tchnienie?

greydot
Nad jedną z bram wejściowych na cmentarz Père-Lachaise wyryto w piaskowcu słowa z Wulgaty: „spes illorum immortalitate plena est”. („Ich nadzieja pełna jest nieśmiertelności.”)
O czyją nadzieję jednak chodzi? Czyżby tych, którzy się już w proch zamienili? Czy może jednak o naszą?

greydot

Grobowiec Abelarda i Heloizy

Le secteur romantique.
W cieniu zarośli przypominający gotycką kapliczkę grób Abelarda i Heloizy. Wiekowe drzewa, bluszcz, zwykłe chwasty… Zszarzałe groby, zmurszałe płyty, rozsypujące się nagrobki, zamieniające się w gruz krypty.
Roślinność oplątująca i rozsadzająca kamienne pomniki, popiersia, posągi…

Jaka estetyka, jaki genre, jaki sentyment pozwala na nazwanie tej bezwzględnej zaborczości natury romantycznością?

greydot
Jesteśmy wygnańcami z niebytu, którzy chcą się gdzieś zadomowić w istnieniu. Jeśli istnienie (bycie) nas cieszy, to już wystarcza… To właśnie w takich momentach żyje się chwilą.
Lęk czai się na nas na progu przyszłości, której nie znamy. Może ogarnąć nas smutek, kiedy widzimy jak ginie chwila, która nam sprawiła radość. Bowiem lękamy się, że następna przynieść nam może ból. A może nawet unicestwienie?

greydot

Nieuniknione jest to, co się stanie.
Stanie się to, co jest nieuniknione.
Tym właśnie jest przeznaczenie.

greydot
Wszystko podlega prawom, które obowiązują we Wszechświecie.
Nawet nieśmiertelność.
greydot

Być może wszystko to, co mogło/może się stać, już się stało (a w takim świecie czas jest tylko złudzeniem).

greydot

Cały otaczający nas świat jest jednym wielkim cmentarzyskiem.
Nasze samochody poruszają się dzięki morzu oleju wyciśniętego z trylionów uśmierconych organizmów żywych. Nawet piękno marmurowych rzeźb wyryte jest w materii, która była częścią zwierząt nieżyjących już od milionów lat. Oddychamy tlenem, które zostawiły nam w spadku wymarłe lasy. Czarny węgiel, białe wapienie, tłuste pola ropy… Niezmierzone zwały miliardów zwłok, szczątków i trupów, którymi karmi się zachłanne życie.
A zatem, czyż nie jest ono jakimś pasożytem?

A jeśli śmierć to alter ego życia?
Może śmierć i życie stanowią jedno, będąc dwiema stronami tego samego medalu? Może to kurioza, które pojawiły się we Wszechświecie będąc wielkim żartem znudzonego Boga? Albo eksperymentem, który wymknął się spod kontroli? Programem kosmicznego komputera? Piekłem determinizmu? Przemijaniem bez celu? Efemerydą?
Niestety, przekleństwo naszej niepewności polega na tym, że każda ewentualność jest możliwa.

greydot

W Naturze życie może się wydawać zachłannym potworem, który nie dba o pozostawiane za sobą trupy. Mało tego: owo witalne monstrum na tych martwych zwłokach żeruje. Człowiek, jako jedyne zwierzę, próbuje się owej przyrodzonej makabrze sprzeciwiać. Jednakże sam jest częścią Natury.
Czyżby więc Natura poprzez gatunek Homo Sapiens w jakiś sposób się nobilitowała?
Wątpliwe, zważywszy na potworności jakich dopuszcza się człowiek. I na obojętność natury wobec wszelkich ludzkich mrzonek, jak np. szlachetność, styl, nobliwość, godność, świętość, moralność, honor, nadzieja…

greydot
Możliwe, iż jedynie życie jakie się w nas tli i pulsuje (choć czasem nawet kipi i eksploduje) sprawia, że nie dostrzegamy istniejącego wokół nas cmentarzyska, a wypatrujemy tego, co się rodzi i żyje. Pierwsze wiosenne pędy, listki, pąki, owoce, nasiona i kwiaty; uśmiech i nieporadne dreptanie dziecka; namiętny pocałunek skąpanej w słońcu pary młodych ludzi…

Patrząc na życie nie możemy widzieć śmierci, gdyż jej tam nie ma.
To co żyje, nie jest (jeszcze) martwe.
Niestety, cały nasz niepokój pochodzi od owego „jeszcze”.
To właśnie przez to słowo szukamy na cmentarzach czegoś więcej, niż rozkładających się zwłok i rozsypujących się grobów.

Im większa potęga śmierci, tym większe pragnienie nieśmiertelności.

greydot

Bez śmierci możliwe jest istnienie, ale nie życie.

greydot

Rozpacz, znużenie, odpoczynek, sen wieczny – ludzkie uczucie zaklęte w kamieniu (Cmentarz Pere-Lachaise, zdjęcie własne)

Więcej zdjęć z cmentarza Père-Lachaise obejrzeć można TUTAJ w BRULIONIE PODRÓŻNYM (ilustrowanym).

*

I NA ZAKOŃCZENIE JESZCZE ANEKS (jakim jest komentarz Magamary zamieszczony przez nią na moim poprzednim blogu oraz moja dla niej odpowiedź):

Magamara: Père-Lachaise, to jak słusznie ująłeś miasto w mieście. I miasto niezwykle, bo zastygłe w bezruchu. Wielkie pionowe grobowce wyglądają przecież bardziej jak domy mieszkalne niż stare mauzolea. I podczas spaceru po Père-Lachaise nagle drzwi grobowca się otwierają i wychodzi z nich kobiecina z wiadrem i szczotką, to instynktownie wiesz, że pierwsze zdziwienie jest właściwie niepotrzebne. Tutaj i żywi i umarli są na tych samych prawach, więc mogą się swobodnie po swoim mieście przechadzać.
To, co mnie urzekło w Père-Lachaise, to przede wszystkim piękno rzeźb na nagrobkach. Ile z nich zatrzymanych jest w ruchu, w pięknych, subtelnych pozach.
Dziękuję serdecznie za podróż sentymentalną w tamto miejsce, którą za sprawą Twoich zdjęć można odbyć z wielką przyjemnością.

Logos Amicus: jest jakiś fenomen w tym, że najczęściej na cmentarzach odczuwamy spokój. Oczywiście, kiedy właśnie straciliśmy kogoś bliskiego, to możemy odczuwać smutek, czasem nawet rozpacz. Ale jednak cmentarze działają na nas tak jakoś… kojąco.
Ile w tym naszej mądrości, ile braku wyobraźni, ile zaprzeczenia, ile działania jakiegoś mechanizmu obronnego?
Mimo wszystko śmierć jest w nas obecna zawsze, bez względu na to, czy myślimy o niej świadomie, czy też spychamy ją w nieświadomość.
Próbujemy sobie dawać z tym radę, najczęściej uciekając się do religii, jakiegoś systemu wierzeń, światopoglądu.
Uśmierzamy w jakiś sposób ból przemijania. Obłaskawiamy śmierć na wiele różnych sposobów. Np. obdarzając sentymentem (lub aurą romantyczności) cmentarze. Stąd te piękne i wdzięczne figurki, rzeźby, romantyczne nagrobki, górnolotne epitafia, kolorowe kwiatki, obsadzone drzewami dróżki…
Usiłujemy się zachowywać tak, jakby nic się takiego strasznego nie działo, jakby świat zmarłych był przedłużeniem naszego świata żywych. Stąd groby jak domy, cmentarne alejki jak ulice, a sam cmentarz jak miasto.
Zwykle też, tzw. refleksji i zadumie oddajemy się społecznie tak jakby… na komendę – zazwyczaj przy okazji Święta Zmarłych (czyli Wszystkich Świętych – swoją drogą ciekawe zestawienie).
Zawsze mnie jednak zastanawiało: na czym właściwie polega owa „zaduma”?
Nad konstatacją banalnego (tak naprawdę) cytatu z Wulgaty: „Vanitas vanitatum et omnia vanitas”?
Ile w tym głębi, a ile powierzchowności? Czyż nie jest to zwykły odruch? Potrzebny może tylko do tego, by tak naprawdę o tym wszystkim nie myśleć?

greydot

Sentymentalnie, romantycznie, wdzięcznie… na różne sposoby obłaskawiamy śmierć na cmentarzu (Père-Lachaise, zdjęcie własne)

*

Komentarzy 58 to “NOTATNIK PARYSKI: Père-Lachaise”

  1. Deus ex Machina Says:

    mors malum non est, sola ius aequum generis humani

  2. Logos Amicus Says:

    PARĘ (DODATKOWYCH) SŁÓW O CMENTARZU PÈRE-LACHAISE (wraz z obrazkami):

    https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/10/perelachasie.jpg

    Kiedy ponad dwieście lat temu władze miasta Paryża postanowiły przeznaczyć byłe posiadłości spowiednika Ludwika XIV Jezuity La Chaise’a na cmentarz, nie cieszył się on zbytnią popularnością wśród grzebiących swoich bliskich obywateli. Postanowiono więc odwołać się do ich próżności, sprowadzając na nowy cmenatrz kości Moliera, La Fontaine’a oraz słynnych a nieszczęśliwych kochanków Abelarda i Heloizy (Abelard, jako kastrat, był nieszczęśliwy na dwójnasób).
    Cóż, takie towarzystwo mogło nobilitować każde zwłoki.
    Zadziałało.
    10 lat później na Père-Lachaise było już ponad 30 tys. grobów.

    JIM MORRISON ZIDOLATRYZOWANY

    https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/10/morrison1.jpg

    Zastanawiam się, o ile mniej wizytujących byłoby na cmentarzu, gdyby pewnej lipcowej nocy 1971 roku Jim Morrison nie zaćpał się na śmierć w ustępie jednego z nocnych klubów na Montmartre i gdyby go tu nie pochowano (jego zwisające z sedesu ciało dwóch handlarzy narkotyków zataszczyło do mieszkania, gdzie mieszkał „bóg Rock’n’rolla” i wrzuciło do wanny, w kórej znaleziono go i oficjalnie stwierdzono śmierć („z przyczyn naturalnych”) kilka godzin później.
    Przez kilka lat grób Morrisona nawet nie był oznaczony, jednak po jakimś czasie stał się celem pielgrzymek, w których prym wiedli równie co on skonfudowani życiem fani, dziwacy, nawiedzeni okultyści, hippisi i narkomani. Zaczęto urządzać na grobowcu libacje,a nawet seksualne orgie – katafalk zawalony został stertami butelek, petów, strzykawek i kondomów (to śmieciarstwo przetrwało w tradycji do dzisiaj, choć później grób ogrodzono metalowymi barierkami, a nawet postawiono obok niego strażnika).

    Kiedy i ja tam trafiłem wiedziony zwykłą ciekawością (boć przecież uwielbiałem swego czasu muzykę „The Doors” i do dzisiaj ją lubię), zastałem dość niepozorny i podrzędny grób – małe klepisko czarnej ziemi otoczone obtłuczoną betonową niecką. Strażnika nie było, choć były jakieś ordynarne barierki w rodzaju tych, jakich używa się do robót drogowych lub na budowie. Także kilka rzuconych na czarny piasek bukietów kwiatów i jakieś zapisane kartki papieru; no i graffiti jakimi popisano sąsiednie grobowce, w rodzaju: „You Broke On Through”, „Jim You Lite My Fire”, „Kocham Cię Królu Jaszczurów”, „This is the End”, „Here rest the lizard king”, „Touch Me Jim!”, „Ele Rey Lagarto Vive”… tudzież innymi, równie oryginalnymi, epitafiami.
    Grób Morrisona to relikwiarz jednej z (większych) nisz kultury masowej, której był on produktem i której w końcu stał się ofiarą.
    I jak każdy obiekt kultu, również i on wymyka się racjonalnemu osądowi.
    Przejawy tego kultu budzą zdziwienie, nie jest to wolne od absurdu. Zważywszy na zainteresowanie, jakie na cmentarzu Père-Lachaise wzbudzają twórcy kultury, można tutaj zadać pytanie: jak się mają teksty Morrisona do literatury tworzonej przez Balzaka, Prousta, Moliera a nawet Apollinaire’a; do sztuki tworzonej przez Edith Piaff, Isadorę Duncan, Sarę Bernhardt, Eugeniusza Delacroix’a, muzyki komponowanej przez Chopina czy Bizeta?
    Wszyscy oni spoczywają na Père-Lachaise, ale przegrywają swój kultowy appeal z wokalistą rocka.
    * * *

    OSCAR WILDE ZACAŁOWANY

    https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/10/wilde-copy.jpg

    Dwa inne nagrobki konkurują – jeśli chodzi o osobliwą idolatrię – z grobem Jima Morrisona.
    Są to groby Oscara Wilde’a oraz bliżej nam nie znanego delikwenta nazwiskiem Victor Noire.
    Pierwszy, wiadomo – literat, bon vivant, dandys i humorysta, jeden z najbardziej prominentnych homoseksualistów świata, który na łożu śmierci w którymś z paryskich hoteli stwierdził: „Ja i tapety toczymy teraz pojedynek na śmierć i życie. Jedno z nas musi odejść”.
    Jak można się było spodziewać, do piachu w Père-Lachaise poszedł Wilde, którego grób „ozdobiono” jednym z koszmarniejszych, moim zdaniem, pomników jakie znajdują się na tym cmentarzu, zupełnie zresztą nie korespondującym z jego kwiecistą, niekiedy błyskotliwą, subtelno-ironiczą i na swój sposób wyrafinowaną osobowością.
    Toporną rzeźbę w duchu późnego socrealizmu (ikaropodobna postać pada pod brzemieniem kamiennych skrzydeł) zdobią na dodatek… tysiące odcisków wymalowanych szminką kobiecych ust. Dotyczy to także miejsca, w którym były kiedyś genitalia statuy, obtłuczone najprawdopodobniej przez jedego z fanów (fanek?) zmarłego artysty.
    Przyznam, że dziwią mnie nader owe nabożne kobiece usta grobowcu homoseksualisty, który był kochankiem lordów raczej, a nie dziewek, tudzież innych arystokratek.
    * * *

    VICTOR NOIR ZAGŁASKANY

    https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/10/noir.jpg

    Victor Noir wsławił się jedynie tym, iż zabity został przez jednego z potomków Napoleona Bonaparte. Jednakże rodzina sprawiła mu nagrobek, na którym umieszczono odlaną z brązu rzeczywistych rozmiarów postać zmarłego. Czy rzeczywistych rozmiarów było również jego brązowe przyrodzenie?
    W każdym razie na pomniku robiło ono odpowiednie wrażenie swymi gabarytami, zwłaszcza na kobietach, które zaczęły pocierać go dłońmi, gdyż zabieg ten ułatwiał im ponoć zajście w ciążę (podejrzewam, że chodzi tu o tzw. ciążę „chcianą”).
    Świecące złotawo i wymuskane (może raczej: mocno wyświechtane) genitalia zaczęły wyglądać dość groteskowo, więc administracja cmentarza otoczyła grób metalową barierką, ale po protestach bezdzietnych, ale nie pozbawionych nadziei kandydatek do macierzyństwa, ową zaporę usunęła i głaskanie (a nawet „dosiadanie” statuy Noire’a) ponownie nie nastręczało (tutaj już: paniom) większych trudności.
    * * *

    KOMUNIŚCI, MARTYROLOGIA, OFIARY…

    https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/10/auschwitz-perelachaise.jpg

    Zwrócił także moją uwagę kącik, który gotów jestem nazwać „komunistycznym”. To tam, gdzie rozstrzelano pod murem i do wspólnej mogiły wrzucono niedobitków Paryskiej Komuny z 1873 roku, których ostatnie stanowisko i punkt obronny były właśnie na cmentarzu Père-Lachaise. Tuż obok znalazłem grób, w którym leżą pospołu członkowie Francuskiej Partii Komunistycznej. Sąsiaduje im Walery Wróblewski, a parę grobów dalej Paul Eluard.
    Po drugiej stronie alejki leży zaś Edith Piaff.
    Jednym zdaniem – towarzystwo mieszane, ale jakby posegregowane. Rozmieszczaniu na cmentarzu towarzyszył więc nie tylko przypadek, ale i pewien zamysł.
    Mieszane też uczucia wzbudziły we mnie pomniki (bo przecież nie grobowce) ofiar II wojny światowej: poświęcone np. więźniom zamordowanym w obozach zagłady, eksterminowanym francuskim Żydom, bohaterom ruchu oporu (którzy ratują honor – skądinąd biernych w swej masie wobec niemieckiej okupacji – Francuzów). Monumenty moim zdaniem zbyt… ekspresjonistyczne, by nie powiedzieć – eskhibicjonistyczne w swym ukazywaniu martyrologii i dosłowności makabry.
    * * *

    CHOPIN NASZ UMIŁOWANY

    https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/10/grobchopina.jpg

    Wszyscy Polacy szukają zaś grobu Fryderyka Chopina.
    Zwłaszcza polskie wycieczki, które mają w programie „zaliczenie” kolejnej, tym razem patriotycznej „atrakcji”. Spotkałem dwie takie grupy: nieco podmęczona młodzież zajęta wszystkim, tylko nie kontemplacją miejsca, pędzona stadnie cmentarnymi alejkami przez przewodnika.
    Niemniej jednak cieszyć mogą te góry kwiatów, jakimi udekorowany jest grobowiec naszego nieszczęsnego a sławnego kompozytora i pianisty, którym się wobec świata szczycimy.
    * * *

    © ZDJĘCIA WŁASNE (z wyj. Noira)

    Więcej zdjęć z cmentarza Père-Lachaise obejrzeć można TUTAJ.

  3. sQra Says:

    Nie pojmuję fenomenu cmentarzy. Choć rzeczywiście sama znajduję tam rodzaj spokoju to jednak nie widzę ich romantycznymi. Zbiór grobowców pełnych prochów ludzi, których już nie ma. Bo bez względu na nasza wiarę lub niewiarę w życie po śmierci to groby są wypełnione jedynie szczątkami. Nie ma w nich ludzi, nie ma w nich dusz. Są puste i to jest przerażające.

    Cmentarze są dla żywych, zmarłym są zapewne obojętne. Podejrzewam, że czasami nawet może ich śmieszyć to co się na cmentarzach dzieje. A mimo wszystko sama tam chodzę, myślę…

    Śmierć nie jest przeznaczeniem. Jest niemożliwą do zrozumienia częścią życia.
    Nie wierzę w przeznaczenie.

    • Logos Amicus Says:

      „Nie ma w nich ludzi, nie ma w nich dusz.”

      Ale jest pamięć – to, co o tych ludziach myślimy; również te uczucia, którymi nadal ich obdarzamy.
      Doczesne szczątki, rozsypujący się proch… to wszystko złożone w grobowcu czy urnie – to tylko materialne ślady tych ludzi: takie preteksty, symbole, rekwizyty… pomagające nam tę pamięć na czymś oprzeć, skoncentrować – odnieść do czegoś, co możemy zobaczyć, dotknąć…
      Tak, nie ma tam dusz. Chodzi jednak o to, byśmy duszę tchnęli w nas samych (czyli po prostu, abyśmy nie byli bezduszni… zwłaszcza na cmentarzach ;) ).

  4. czara Says:

    Piękne jest zdjęcie na początku tego wpisu – jakby nicość stopniowo wchłaniała tę kobietę… Choć rysy coraz bardziej zatarte, jeszcze można rozpoznać jej urodę, ale już nie ma złudzeń, że ona jest coraz dalej…

    A co do cmentarzy – ja bardzo lubię małe, czasami nawet rodzinne cmentarze i chętnie je odwiedzam w czasie różnych włóczęg. Tam nigdy nie ma zaganianych i podmęczonych wycieczek… Lubię zastanawiać się, kim ktoś był, jak i dlaczego odszedł…

    Te historie z całowaniem pomnika Wilde’a czy głaskaniem Victora Noire’a, przypominają różne pogańskie rytuały… Może wciąż jest na nie miejsce i zapotrzebowanie?

    • Logos Amicus Says:

      No właśnie… czy nicość może coś wchłaniać (choć przecież jej nie ma ;) … a może jednak jest? ;) )

      Całowanie Wilde’a, głaskanie Noira… No cóż, różne rzeczy wyprawiamy, aby mieć tylko poczucie łączności (ciągłości) z tym, co już było, co przeminęło, odeszło.
      Jeśli chodzi o mnie, to wolę jednak odszukać myśli Wilde’a w tym, co on napisał (a one przecież nie zginęły), niż dotykać kamiennych genitaliów na jego grobowcu (o ich całowaniu nie wspominając ;) )

  5. sarna Says:

    Czy publiczne powstrzymywanie się od ekspresji uczuć jest cnotą? Sadzę, że raczej wychowaniem będącym gwałtem na naszej naturze, z chęci społecznego przypodobania się, dla akceptacji i braku krytyki naszej osoby. Z rozpaczy po utracie kogoś bliskiego ludzie najchętniej chcieliby sami zamienić się w głaz by nie cierpieć, nie rozpaczać, zapomnieć o tym, że to już bezpowrotnie i nieodwracalnie, na zawsze i „bez sensu”, etc.

    Lubię wędrówki cmentarnymi alejkami. Pozwalają na zwolnienie tempa, zadumę i to nie tylko nad tymi co odeszli, ale głównie nad samą sobą. I oczywiście z racji urody nagrobków oraz wyrytych na nich sentencji, które choćby nie wiem jak kiczowate nigdy mnie nie śmieszą, nie budzą krytyki. Są bowiem wyrazem uczuć i pamięci kogoś, kto chce ocalić od zapomnienia kogoś kogo kochał i dać wyraz swojej rozpaczy, tęsknocie, wdzięczności…
    Kamień wbrew pozorom potrafi przemawiać i wzruszać. Szkoda, że żywi ludzie nie zawsze.

    I może jeszcze (przyznaję, dość frywolna jak na ten temat) zagadka:

    Pytanie: Co widzisz patrząc na cmentarz?
    Odp: same plusy :)

    W moim przypadku pasuje jak ulał. Po każdym pogrzebie na chwilę zmieniam priorytety, normalnieję, cieszę się chwilą i tym co mam. W gruncie rzeczy niewiele nam potrzeba do szcześcia i zwykle mamy to w zasiegu ręki.
    Od dziecka rodzice angażowali mnie w pielęgnowanie rodzinnych mogił, ale są to groby osób które badź nie były mi zbyt bliskie, badź odeszły dawno i ich nie pamiętam. Kiedyś, gdzieś przeczytałam, że tak naprawdę pojmujemy czym jest grób, gdy zlożymy w nim cząstkę siebie, ale ja tej wiedzy aż tak ciekawa nie jestem, a kysz!! :)

  6. jim-morrison-fanclub Says:

    You see the movie Jim Morrison Last Day?
    You can see it here

    It’s very strange.
    What you think?

    • Logos Amicus Says:

      What exactly is strange?
      His death? The rumours about his death?
      The fact that he wanted to escape his rock-god image (or rather that this image was not what he expected?
      I agree – his music was great, he was a showman, he had a charisma…
      But where that charisma was coming from? Maybe it was just his shyness and insecurity?
      He left his home, he cut all his ties with his parents and family, he was fighting with his friends…
      Finally he became to act as a sociopath and justified this as the right to express himself as an artsit.
      But what exactly was his expression? Mumbling the words, throwing himself on the stage, removing his clothes?
      What was behind it? Where is the poetry? Does anybody know his poetry? His fans claim that he was a great poet – but why he was a great poet – they woldn’t say. He was beacause he was.
      I think Jim Morrison is a myth. His image is larger than life (even he couldn’t stand it). His fans idolize him – so for them he would be a god, a star, an idol, an everything…not to mention a great poet. Whatever he’d say it would be (for them) a great poetry – even a nonsense, a mumble or hallucinations.

      He became a drunkard, and actually stoned himself to death.
      He had the right to do it. But was he right?
      Is that something to be admired?

      The only thing I admire about Jim so far are his songs – his unearthy vocals, sincere expressions of his sensivity, great performance energy (that he, unfortunatelly, lost very quickly).
      He lighted his fire and the fire burned him.

  7. Torlin Says:

    Z przyjemnością przeczytałem. Co do śmierci Morrisona – Manzarek jest innego zdania. A poeta był z Jimiego nienajgorszy.
    http://torlin.wordpress.com/2009/10/12/jim-morrison-zyje/

  8. alicja Says:

    „notatki z podróży” dają do myślenia, a zdjęcia są dla mnie urzeczywistnieniem wszystkiego co jest tutaj napisane. Pierwsze zdjęcie jest tajemnicze, zastanawiające. Pewnie to była młoda kobieta, która za wcześnie zeszła z tego świata.

  9. wirtualny cmentarz Says:

    I. Żyjemy tak długo jak żyje pamięć o nas.
    Pomyśl o swoich przodkach, zastanów się, co o nich wiesz. Czy znasz ich imiona, czy wiesz kiedy żyli, co robili, jakimi byli ludźmi. Niewiele osób potrafi odpowiedzieć na te pytania. Nie oznacza to jednak, że pamięć o nich umarła. Historię tworzą ludzie, o których pamięć należy zachować dla przyszłych pokoleń. Na tym cmentarzu w wirtualnym świecie przetrwamy do końca dziejów ludzkości dzięki internetowi, który przechowa informacje o nas i naszych bliskich.

    II.Wirtualny grób.
    Śmierć jest zjawiskiem nieuniknionym. Bliscy zbudują zmarłym groby, pomniki, tablice. Nasz Cmentarz daje możliwość wizualizacji pamięci w formie grobów i epitafiów, jak i możliwość zapalenia świeczki, czy złożenia kwiatów, co jest dowodem pamięci o bliskich, którzy umarli. Możemy pochować naszych bliskich w Wirtualnym Cmentarzu, tak jak w świecie realnym w grobie pojedynczym, podwójnym, rodzinnym, katakumbach. Możemy stworzyć Wirtualny Cmentarz, gdzie znajdą się wszyscy nasi bliscy, rodzina i przyjaciele w jednym miejscu bez względu na to gdzie i kiedy żyli oraz gdzie i kiedy zmarli.

    III. Śmierć jest jedyną pewną rzeczą, która nas spotka, a każdy dzień przybliża nas do niej. Osoba żyjąca zakładając dla siebie grób może zaplanować własny nekrolog oraz mailing pod wskazane adresy. Pozwoli to na kontakt osób zmarłych ze światem żywych i przekazywanie im różnych informacji, często takich, których nie przekazali za życia.

    http://www.wirtualnycmentarz.pl/

    Zapraszamy

  10. Kartka z podróży Says:

    Byłem dziś na cmentarzu uporządkować grób Taty. Niestety brzydko na nim jest – w każdym razie w stosunku do tego jak wyglądał kiedyś. To nowy cmentarz za miastem z pięknym, panoramicznym widokiem na góry. Pamiętam, że w czasie pogrzebu widok niedalekich, błękitnych gór jeszcze z połaciami śniegu mi pomagał. Teraz nie widać panoramy, bo ludzie obsadzili groby tujami, które wyrosły zastawiając góry. Szkoda, bo Tata lubił góry i często po nich chodził.
    Dzięki Logosie za piękny opis Père-Lachaise.

    • Logos Amicus Says:

      Kartko, pozwól że uzupełnię Twój komentarz tym, co napisałeś na blogu Daniela Passenta (bo myślę, ża warto ;) ):

      „Mam wrażenie, że funeralne ceremonie w coraz mniejszym stopniu oddają powagę śmierci. To rozczarowujące, że na brzydkich, zatłoczonych najczęściej paskudnymi grobami cmentarzach buczy się na żałobników, kradnie kwiaty i wieńce, użera o jakieś centymetry grobowych parceli albo uschłe liście z cudzych drzew. W kościołach też nie lepiej – zamiast kilku słów od serca słuchać trzeba demagogii na użytek polityki. To w sumie zniechęca do pogrzebów. Coraz więcej moich znajomych mówi, że nie chce mieć pogrzebów i leżeć w tłumie nieboszczyków na cmentarzach. Mówią – nie chcemy by pozostał po nas choćby ślad. Ja mam podobne zdanie. Wolałbym, by mnie dyskretnie skremowano a moje prochy wsypano choćby do źródeł Łaby, które wypływają z niedalekiego masywu górskiego. Bardziej mi się z majestatem śmierci kojarzą góry i to powolne spływanie mych cząsteczek do Morza Północnego aniżeli pełne hipokryzji obrzędy. Przynajmniej moi żałobnicy zamiast kisnąć w zimnych kościele przeszli by się po pięknych przecież górach.”

    • sarna Says:

      Kartko, Twój Tato patrzy na góry Twoimi oczami i chłonie je Twoim sercem. Piękny to widok i dobre serce. Żadna tuja, tu nie jest w stanie przesłonić piękna i dobra, które też sam tworzył.
      pozdrawiam

      • Kartka z podróży Says:

        Sarna, coraz częściej się zastanawiam czemu ludzie nie dostrzegają wokół siebie piękna. Jakby ślepi byli – przestają zauważać góry, chmury, lasy. Szedłem w Hiszpanii po tak pięknych miejscach – klifem, wzdłuż gór i przez góry. Tam nie wpada nikomu do głowy by to zasłaniać. Wręcz przeciwnie – te widoki są niczym nie zakłócane.
        Widziałem np place zabaw dla dzieci zlokalizowane na klifie z panoramą na Atlantyk. Pomyślałem wtedy jaką te dzieci mają perspektywę niesamowitą. Bawią się patrząc na ocean. Wydaje mi się, że lepiej gdy człowiek ma przed sobą przestrzeń niczym nie ograniczoną aniżeli ścianę – nawet z iglaków. No nie znam się na tym ale wydaje mi się, że człowiek ma po prostu szersze horyzonty.
        Pozdrawiam

        • sarna Says:

          Kartko, może Polakom te szczelne płoty z iglaków w niczym nie przeszkadzają, bo to bardziej przenikliwy naród niż inne? ;)

  11. remigiusz Says:

    Podają sobie ręce
    pod ziemią- leżąc na wznak rozpychają
    łokciami zgniłe deski, rozgniatają dłońmi
    glebę, korzenie traw, odłamki próchna; milcząc
    spiskują przeciw nam, zbierają siły:
    zbyt wielu ich już
    zbyt wielu skulonych
    w brzemiennych brzuchach grobów, które sterczą
    tak kanciasto, że pęka ich ziemista skóra;
    a oni noszą wewnątrz i rośnie im w płucach
    ostatni przechowywany haust powietrza, choć
    przybiliśmy im piersi poprzez ziemię kołkiem
    krzyża;
    za lekka ziemia im i przegnił krzyż
    więc po co ta okrągła data: byśmy mogli
    choć raz do roku za jednym zamachem
    przywalić ich wieńcami, przygwoździć świecami
    i przydusić nabożnym kolanem, aż stracą
    nagromadzone siły, aż rozerwą
    podziemny łańcuch rąk, opasający ziemię

    Stanisław Barańczak.

  12. sarna Says:

    Kilka lat temu oglądałam przejmujący reportaż (już nie pamiętam nazwy kraju Chile? Peru?), ale dotyczył pogrzebu. Kraj cierpiał na niedostatek wolnej przestrzeni więc zmarłych chowa się w okazałych grobowcach, gdzie na cmentarzu nie uwidzisz zwykłej, pojedynczej mogiły (ja w pierwszej chwili pomyślałam – bogaty kraj), by po 2 latach wzywać gromadnie rodziny do ekshumacji (każdy musi przynieść z sobą małą drewnianą skrzynkę, płótno lniane i talk). Wyciąga się z grobowców każdego dnia dziesiątki zbutwiałych trumien i znakuje ulatującymi pod wpływem podmuchu wiatru kartkami. Rodziny nie mogą rozpoznać swoich zmarłych bo trafiają się pomyłki przy rozkładaniu kartek (ogromna trauma bo powtórnie przeżywają pogrzeb, powtórnie wbijają się w strój pogrzebowy, ponownie przynoszą z sobą pogrzebowe wiązanki i po raz pierwszy i na zawsze tracą obraz zachowanego w pamięci zmarłego).
    Jestem z tych o słabych nerwach, wolę nie patrzeć, ale wówczas zwyciężyła we mnie ciekawość, więc spoglądałam przez palce dłoni :). Patrzyłam jak otwierano trumny i chwytem garści za ubranie na wysokości piersi wyciągano umarłego z trumny, by ze stukotem pojedynczych kosteczek (suchy klimat więc brak zgnilizny) przesypać ich jak ziemniaki z worka, w obłokach pyłu prochu do owych małych przyniesionych przez rodzinę drewnianych skrzyneczek (tylko o o odpowiednich wymiarach). Następnie te skrzyneczki ustawiane są na dziesięciolecia, jedna na drugiej jak w olbrzymim magazynie-hangarze z etykieta kto zacz, a w grobowcu chowa się na 2 lata następnego zmarłego. I historia się powtarza. Dla mnie coś okropnego, dla nich konieczność z braku ziemi.
    Reportaż wywarł na mnie niezatarte wrażenie i to chyba nie dlatego, że widziałam bezczeszczenie ludzkich zwłok w imię prawa, ale dlatego, że cały był przeplatany mądrymi sekwencjami, które zmuszały do myślenia, rewizji dotychczasowego poglądu na istotne dla mnie kwestie. Niesamowity tembr głosu narratora, który widok pierwszego kadru reportażu jakim była brama cmentarza zmysłowo skwitował słowami jakiegoś wiersza „ja jestem bramą Twoją…” Wówczas sobie uświadomiłam, że każdy ze zmarłych ma taką bramę, że nie ma cmentarza bez bramy. Choćby nawet nieogrodzony, ale ma bramę – symbol przejścia do innego świata.
    I również wówczas Amicusie przypomniały mi się sentencje sieniawskiego zegara: „jedna z moich godzin, będzie godziną Twojej śmierci” oraz napisy w 4 narożach kościoła ” Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka”.
    Brrr … jakie to prawdziwe, a jednak wolę o tym na co dzień nie pamiętać.

    Lubię bardzo stare cmentarze. Nowe są podobne do współczesnych osiedli-blokowisk. Wszystkie jednakowe, nowomodne, pozbawione indywidualizmu, wyprane z osobistych sentencji-przesłań. Czysta sztampa. Stare mają wyryte piękne, wzruszające słowa pożegnań i są opatrzone wymownymi rzeźbami.
    Cmentarz Père-Lachaise jest w moim odczuciu tym „pięknym”, jakkolwiek „piękny” tu zabrzmi.
    Chyba z tych samych względów nie lubię nowych obiektów kościelnych – nie ma w nich aury uduchowienia, jest czysta komercja.

    pozdrawiam

  13. sarna Says:

    A teraz coś z mojego specyficznego poczucia humoru, o którym kiedyś już kiedyś pisałam na Twoim starym bloogu, a które jest swoistą terapią na stres. Najgorzej, że dopada mnie w sytuacjach najbardziej przygnębiających i moja satyra nie przystoi do powagi do sytuacji, ale …
    – może powinieneś pomyśleć nad zmianą kategorii zagadnień na wizji? „Uśpione” brzmią obecnie złowieszczo. Dobrze, że Sadog miał swój wehikuł i w porę się ewakuował, ale … tak mi źle z wiedzą o Defendo :(

    • Logos Amicus Says:

      Wspomniałaś o Defendo a mnie się przypomniało to, co kiedyś napisała ona o swojej wizycie na Père-Lachaise u siebie na blogu:

      „Cmentarz. Piękny. Właściwie nie potrafię go opisać. Chodziłam alejkami przez kilka godzin, z planem w garści, wciąż odkrywając coś nowego. Szukałam grobu Morrisona. Jest! Wciśnięty między inne(tu wiele nagrobków niemal się styka, przejścia między nimi są bardzo wąziutkie). Prosty. Przypomina mi się piosenka Doorsów z jego tekstem „dotknij mnie, nie boję się, jestem gotowy”(coś w tym rodzaju). Grobu pilnują karabinierzy. Można jednak podejść. Przeczekujemy tłumek. Teraz mogę podejść, Bunio robi mi zdjęcie. Nieproszony.
      Grób Chopina znaleźć najłatwiej – każda polska wycieczka pędzi tam prosto od bramy, obfotografowuje się przy miejscu spoczynku kompozytora „bez serca”(bo ono przecież w Polsce) i wraca szybko do autokaru. Znów chwila czekania – między wycieczkami podchodzę bliżej. Okropnie brzydki nagrobek – tak go odbieram, tu tak wiele pięknych rzeźb. Uciekam na widok kolejnych spoconych wycieczkowiczów.
      Wzruszają mnie świeże kwiaty na grobie Abelarda i Heloizy – pewnie to nie ich szczątki. Ale dzisiejsi kochankowie wrzucili za ogrodzenie pojedyncze kwiaty – na cześć kochanków umarłych. Widzę wspaniałe rzeźby, odczytuję nazwiska tych, którzy są dla mnie ważni – Wilde, Moliere, Modigliani(kolejna historia miłosna – obok leży jego kochanka, popełniła samobójstwo w dniu jego pogrzebu), Max Ernst. Kochani Francuzi wydali również broszurkę po polsku – można było ją kupić przy wejściu. Szukam grobu Victora Noir’a, rzeczywiście – mocno błyszczący od dotyku wielu rąk. Rzekomo pogłaskanie Victora przynieść ma szczęście w miłości, nie tej platonicznej zgoła. Duże wrażenie robi nagrobek poety – spomiędzy odsuniętych , nierówno połupanych płyt kamiennych wyłania się – jakby z wnętrza grobu – wyciągnięta w górę ręka trzymająca kwiat. Wracamy – cmentarz jest zamykany na noc. Nie metrem! Nie czuję smutku. Tylko spokój.”
      (Defendo)
      * * *

      Teraz, wiele z tych rzeczy, które pisała Defendo nabiera dla mnie innego, jeszcze głębszego znaczenia.

      Ja również natrafiłem na ten nagrobek poety, o którym ona wspomina:

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/10/perlachaise-rodenbach.jpg

      (zdjęcie własne)

  14. platan Says:

    Dziwnie przyznawać się, że ulubionym miejscem jest cmentarz. Ale ja naprawdę lubię to miejsce i ilekroć jestem w Paryżu to staram się tu zajrzeć. Dlaczego? Nie do końca wiem. Cmentarz Pere Lachaise w Paryżu, był pierwszym zabytkowym obiektem który obejrzałam. Chyba dlatego, że był blisko hotelu, w którym wówczas mieszkałam. Kiedy pierwszy raz odwiedziłam to miejsce przed wieloma laty to wiedziałam, że jest tam grób Chopina i tyle. Postanowiłam więc rzucić okiem i tyle. Miałam poważne obawy czy go znajdę. Raczej w to nie wierzyłam. Wchodząc na cmentarz z daleka zobaczyłam jakiś pomnik cały w kwiatach. Pomyślałam, że pewnie była rocznica śmierci jakiegoś wybitnego Francuza i stąd te kwiaty. Skoro, już tam byłam postanowiłam sprawdzić kogo tak uwielbiają. Przeżyłam szok. To był grób naszego Fryderyka. Grób i pomnik taki sobie, rocznica żadna a kwiatów mnóstwo. Pomyślałam, że jakaś delegacja z Polski odwiedziła to miejsce. Zrobiłam sobie pamiątkową fotkę na tle grobu! ! – i opuściłam cmentarz. Kiedy następnym razem znalazłam się w Paryżu – ponownie tam zajrzałam. Ku mojemu zdziwieniu, pomnik i grób znów tonął w kwiatach. Wówczas dowiedziałam się, że tak jest zawsze. Mimo iż na cmentarzu tym spoczywa mnóstwo znakomitych osobowości to tylko grób Chopina przez cały rok spowijają wiązanki kwiatów od turystów z całego świata. Przy kolejnych bytnościach, zaczęłam zwiedzać ten cmentarz, poszukując poszczególnych grobów wielkich ludzi. Na cmentarzu tym spoczywa m.in. Maria Callas, Edith Piaf – na jej grobie też często spotykałam leżące pojedyncze wiązanki kwiatów, Jimm Morrison, Isadora Duncan, Richard Wright, Modigliani. Tu poza Chopinem spoczywają też Jarosław Dąbrowski, Józef Wysocki i Maria Walewska. To jest niesamowite miejsce. Jeśli zwiedza się Paryż samemu i nie jest ograniczonym godzinami i programem zwiedzania, to warto tu zajrzeć rano, kiedy nie ma jeszcze turystów. Wówczas jest czas, by przyjrzeć się pięknym starym grobowcom, podziwiać niektóre pomniki i pospacerować wzdłuż alejek w poszukiwaniu miejsca spoczynku wielu wybitnych ludzi. Radzę też odszukać, piękny w kształcie z gotyckimi łukami – symboliczny grób najbardziej znanej pary kochanków z przeszłości czyli Heloizy i Abelarda. Rozłączeni, okaleczeni – do końca życia pozostali sobie wierni. Do końca życia utrzymywali kontakt listowy. Cmentarz ten z uwagi na swój charakter i spoczywające tu osoby porównywany jest z warszawskimi Powązkami.

    • Logos Amicus Says:

      Cóż takiego jest w nas, Polakach, że uwielbiamy groby znanych Polaków?
      Czy to szacunek dla zmarłych – tym większy, im więksi się oni nam wydają?
      Czy to uwielbienbie Rodaka (i jego „polskości”) nie jest po części (narcystycznym nieco) uwielbieniem samego siebie w tej naszej plemienności?
      Czy w ten sposób nie odzywają się tu aby nasze narodowe kompleksy (również te martyrologiczno-heroiczno-masochistyczne)?
      Dlaczego tak usilnie chcemy pokazać innym (niestety, zazwyczaj za pomocą jakiegoś gestu, mitu, symbolu, znaku), że nie tylko nie jesteśmy od innych gorsi, ale wręcz lepsi?

      Jestem jednak za cichym i mniej ostentacyjnym, (nie tak manifestacyjnym, jak to się zwykle w Polsce dzieje) okazywaniem żałoby, smutku – szacunku dla zmarłych.
      Przecież pamięć o człowieku nie musi być pamięcią o jego grobie.

  15. Wes Craven Says:

    BARDZO DOBRE!
    Nie za długie i po polsku:

  16. chodzenie po krawędzi Says:

    Cmentarze… To słowo, wymawiane zawsze z szacunkiem i przyciszonym głosem to miejsce… w które chodzimy raczej niechętnie. To obszar „martwy”… refleksji i żalu. A przecież to właśnie tam … w oazie ciszy i spokoju możemy myślami zbliżyć się do tych… których nie ma już wśród nas. To właśnie to miejsce pozwala przetrwać niektórym tragiczny czas… w którym zostali już sami.
    Czy ja lubię cmentarze? Chyba także nie lubię. Gdy jednak przysiadłszy na ławeczce nad mogiłą najbliższych odpoczywam i rozmyślam – czuję się tam dobrze. Wysprzątane parkowisko i ukwiecone mogiły… raj spokoju dla zwierząt i migoczące ogniki w rozpalonych zniczach.
    Odchodzimy często tak szybko i niespodziewanie… ZAWSZE dla bliskich to tragedia i szok.
    Specyficzny świat niknących z tego wymiaru ciał… Ten świat – nie jest światem równości, choć wielu z nas właśnie tak twierdzi. „Równe” jest odejście… – niekoniecznie jednak wystrój miejsca pochówku. Ogromne… nie zawsze piękne marmurowe grobowce, sąsiadują ze skromnymi mogiłami, na których widnieje często tylko drewniany krzyż. Ogromne bukiety kwiatów… stawiane przez opłacone firmy… obok maleńkich, tanich zniczy przynoszonych CODZIENNIE przez tych, którzy zostali. Nie wiem co potrzebne jest tym, którzy odeszli. Wiem tylko że ja wolałabym skromność i częstą bliskość… choć bardziej to normalne dla żyjących niż zmarłych. Tak bytuję… i siłą „rozpędu” wydaje mi się, że sprawiłoby mi to przyjemność. Prymitywne i proste… pomyślicie… Tak… Tak to wygląda. Ale jakże oczywista jest prawda, że „żyjemy dotąd, dokąd żyje o nas pamięć”.

  17. salina Says:

    Zaczynam się upewniać w przypuszczeniu, że tematy swoich postów czerpiesz z przepastnych zasobów swoich fotografii, czyż nie jest tak Amicusie? :-) Powiedziałabym nawet, że myślisz obrazami, co tylko dowodzi, że jesteś nieodrodnym dzieckiem epoki, określanej przecież mianem „cywilizacji obrazu”.
    A ponieważ masz piękne i interesujące zdjęcia to i rozważania na nich oparte nie są banalne. I my, Twoi komentatorzy do nich lgniemy. I coraz bardziej do Ciebie się przyzwyczajamy. Nawet niekoniecznie z Twoimi poglądami się zgadzając ;-)

    „Ich nadzieja pełna jest nieśmiertelności”… zastanawiasz się czy chodzi o nadzieję tych co się już „w proch zamienili”, czy o naszą. Tak jakbyś nie dowierzał, że nie ma między nimi a nami różnicy… Bo to, że oni już nie żyją, a my jeszcze żyjemy, to żadna różnica, przynajmniej w odniesieniu do nieśmiertelności, czyż nie? :-)
    Pozdrawiam, pozdrawiam :-)

    • Logos Amicus Says:

      Bo to, że oni już nie żyją, a my jeszcze żyjemy, to żadna różnica, przynajmniej w odniesieniu do nieśmiertelności, czyż nie?

      W odniesieniu do nieśmiertelmości – nie.
      Ale w odniesieniu do śmiertelności – jak najbardziej tak ;)

      PS. A czy u mnie obraz jest wpierw, a dopiero później temat? (To jest zresztą dobre pytanie: co jest pierwsze obraz czy myśl?)
      Różnie z tym bywa.
      Czasem pierwszy jest obraz, innym znów razem myśl (czyli zdarza się, że to obraz przywołuje myśl). Ale częściej jednak myśli przywołują obrazy.

      • salina Says:

        Jednak gdybyś nie miał zdjęcia z którego sam jesteś zadowolony, choć jednego jakoś pasującego do tematu „błąkającego” się po Twojej głowie – pewnie temat ten nie zostałby uhonorowany wpisem tutaj, z tym chyba się zgodzisz Amicusie? :-)
        A co do „nadziei pełnej nieśmiertelności” i Twojej opozycji względem tego co napisałam: ośmielam się zauważyć, że tak w odniesieniu do „śmiertelności” jak i „nieśmiertelności”, jednakowo, nie ma żadnej różnicy między tymi których już nie ma (?) a nami którzy jeszcze zyjemy.
        Pomyśl, kto spacerujący po cmentarzu kiedyś, kiedyś, np w 2210 roku, patrząc na daty na nagrobkach będzie odróżniał naszą „nieśmiertelność” od „śmiertelności” naszych pradziadów? ;-)

  18. Paulina Says:

    Victor Noir, dziennikarz i współpracownik czasopisma „La Marseillaise”, zginął 10 stycznia 1870, zastrzelony przez impulsywnego kuzyna Napoleona III Bonaparte w przeddzień własnego ślubu. Miał zaledwie 22 lata i stał się męczennikiem narodowym, gdyż bronił honoru swego przyjaciela dziennikarza. Cała Francja zagrzmiała. Chcąc uniknąć zamieszek prefektura zarządziła, by pochowano go pospiesznie na cmentarzu w podparyskim Neuilly. Jednak pogrzeb przyciągnął blisko sto tysięcy oburzonych Francuzów. W niecały rok później obalono cesarza Napoleona III, a Francja wkroczyła w jeden z najdłuższych okresów w swej historii zwany „III Republika”. Obrońcy wartości republikańskich okrzyknęli Viktora Noira bohaterem narodowym i w 1891 ufundowali mu pochowek na cmentarzu Père Lachaise w Paryżu. Pomnik grobowy wykonany z brązu przez rzeźbiarza Aimé-Jules’a Dalou przedstawia Victora leżącego na wznak z otwartymi ustami i w rozchełstanym ubraniu… tak jakby właśnie dopiero co padł od kuli postrzałowej.

    Przedstawienie to jest tak realistyczne, że wiele lat po śmierci Victor Noir wbrew wszelkim oczekiwaniom nadal cieszy się dużą popularnością. Jego grób jest jedną z głównych atrakcji odwiedzanych przez licznych turystów, podobnie jak groby Sary Bernhard, Jima Morrisona czy Edith Piaf.
    Niemniej jednak grób francuskiego bohatera narodowego zasłużył sobie na osobliwą sławę w ostatnim stuleciu. W środku nocy organizowane są specjalne pielgrzymki do niego. Podobno młode kobiety w poszukiwaniu magicznego sposobu na miłość zapuszczają się w głąb cmentarza podążając do nagrobka Viktora Noir’a. Za dnia zaobserwować można pozostałości tych nocnych odwiedzin: intensywnie wyświechtane partie rzeźbionego podbrzusza. W istocie rzeźbiarz obdarzył Wiktora dość wyrazistym przyrodzeniem, o czym można się przekonać będąc z wizytą w Paryżu.

    • viki Says:

      Na moscie karola w Pradze jest królowa której dotkniecie pomaga cudzołożyc
      tej to dopiero dupa sie świeci

      • Kartka z podróży Says:

        Viki
        Nie tyle pomaga cudzołożyć co zachować w tajemnicy cudzołóstwo. W tym miejscu król kazal wrzucić do Wełtawy świętego Nepomucena – oczywiście nie był jeszcze wtedy świetym. Król podejrzewal żonę o zdradę i chciał od jej spowiednika Nepomucena wydobyc dowody zdrady. Oczywiście Nepomucen nie zlamał tajemnicy spowiedzi i został utopiony. Bardzo mi sie ta historia podoba i mam szacunek do świętych Nepomucenów tzw „Nepomuckow”, ktore stoją na czeskich rynkach w aureolach gwiaździstych i otoczone pulchnymi aniołkami. Nepomucki – w każdym razie mnie – przynoszą szczęście.
        Pozdrawiam

    • Logos Amicus Says:

      Paulino, jak widać, kobiece pielgrzymki na grób Victora Noira odbywają się nie tylko w nocy :)

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/11/noir-i-kobiety.jpg
      zdjęcia: anonim

  19. liritio Says:

    „I jak każdy obiekt kultu, również i on wymyka się racjonalnemu osądowi.”
    To zdanie można by gdzieś wyryć, jest doskonałe.

    A pomnik na grobie Wilde’a jest szkaradny i zasługuje na zburzenie, teraz, zaraz. Podejrzewam, że gdyby Wilde wiedział, co też postawią na jego grobie – a nie wierzę, żeby taki szczegół był dla niego nieistotny – postarałby się przekuć w rzeczywistość znacznie późniejsze stwierdzenie Allena „I don’t want to achieve immortality through my work. I want to achieve it through not dying”.
    Ale możliwe, że ja jako wielka fanka Wilde’a jestem nazbyt krytyczna.

    I jeszcze co do Twojego komentarza, czy Polacy naprawdę aż tak wybijają się na tle innych narodów w swoim uwielbieniu dla grobów sławnych? Nie zdawałam sobie sprawy, a byłoby to smutnym dowodem kompleksów.

    • Logos Amicus Says:

      Na pewno, w swoim uwielbieniu dla grobów sławnych rodaków, wybijają się ponad Polaków właśnie Francuzi (wystarczy wspomnieć o mauzoleum Napoleona i oczywiście o paryskim Panteonie).
      Ale grobofilia jest dość powszechna, i to na całym świecie (weźmy np. taką Amerykę i mauzolea Waszyngtona, Lincolna… grób Kennedy’ego…)
      Wynika to więc nie tylko z kompleksów. Także z potrzeby określenia narodowej tożsamości i ustalenia historycznej ciągłości państwa.

  20. jula Says:

    – Ludzie stawiali sobie groby po śmierci od zawsze, i oczywiście im kto był za życia znaczniejszy, tym większy grobowiec, pałac nawet z cała armią podwładnych. Słynne piramidy w Egipcie czy odkopana armia w Chinach i etc… ;) Po prostu chcemy wierzyć, że to nasze życie na wzór tego będzie gdzieś tam trwać :D
    – Ja do tej pory chodziłam na cmentarze tak jakoś bezrefleksyjnie, trochę z obowiązku, z tradycji. Lubiłam spacerować, oglądać stare grobowce, stare zdjęcia. Nawet na grobach dalekich krewnych, czy swoich przodków patrzyłam tak jakoś z dystansem, jak na coś nieuchronnego ale odległego. Dopiero teraz, gdy już sama mam najbliższą mi osobę na cmentarzu, to nagle zaczęłam inaczej patrzeć na te tłumy w mieście zmarłych. To było jakby łączenie się żywych ze zmarłymi.

    Tutaj wspominacie znanych i popularnych, którzy spoczywają na największym i chyba jednym z najpiękniejszych cmentarzy, mnie natomiast przypomniał się film przyrodniczy dotyczący życia stadnego zwierząt, w tym konkretnym przypadku było o małpach, wszystkich ich rasach i okazało się, że to ich życie jest też zorganizowane, maja swój język, swoje kody i hierarchię w grupie ;) Było pokazane jak po śmierci przodownika stada, każde ze zwierząt od najstarszego po najmłodsze go żegnało i to w powadze bez małpich wrzasków.
    Tak sobie myślę, że chyba w naszej kulturze i cywilizacji, jaką przez te tysiąclecia wytworzyliśmy, coś jednak straciliśmy w stosunku do naszych krewniaków i innych zwierząt ;D)))

    • Logos Amicus Says:

      Ja również, Jula, jestem za powściągliwością pod tym względem. Zgadzam się rwnież, że powinniśmy baczniej przyglądać się „naszym krewniakom i innym zwierzętom”, bo własnie u nich znaleźć można klucz do wielu naszych zachowań.
      I rzeczywiście, pod niektórymi względami, ich zachowanie okazuje się bardziej racjonalne od naszego :)

  21. hirundo Says:

    Witaj Logosie – na temat zdjęć z Pere Lachaise już kiedyś się wypowiadałam. To niezwykłe miejsce, w którym bardzo podobało mi się także to, że nie było oszpecone plastikowymi kwiatami i kiczowatymi zniczami.
    Ciekawa jestem, czy dostrzegłeś nagrobek z załącznika – właśnie ten skupił moją uwagę zwięzłością i szczerością inskrypcji. Oczywiście moje zdjęcie jest zawstydzająco „surowe”, ale niezwykła szczerość wyznania skłania mnie do podzielenia się owym memento.
    Pozdrawiam

    https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2010/11/enfin-seul-hirundo.jpg
    foto: hirundo

  22. Torlin Says:

    Nie byłem nigdy – niestety – w Paryżu. Jechałem wprawdzie kiedyś do stolicy Francji, ale w Dreźnie skręciliśmy w kierunku Alp. Góry okazały się silniejsze.

  23. Avika Says:

    „Niestety, przekleństwo naszej niepewności polega na tym, że każda ewentualność jest możliwa”.
    A może to wcale nie przekleństwo, ale to co najlepsze w tej „grze” zwanej życiem. Cóż warte byłoby owo życie, ta przygoda i film, z przewidywalną akcją. Właśnie ta „każda ewentualność” jest tak przerażająca ale jakżesz fascynująca, to esencja życia, owszem bólu również, ale i jakiej frajdy :)
    Nieprzewidywalność to najlepsze co nas mogło spotkać, co mnie spotkało.
    Może się zdarzyć i to całkiem możliwe, że ta nieprzewidywalność rozciąga się poza życie i jest dla nas b. wielkim zaskoczeniem.

    • Logos Amicus Says:

      Nie wiemy co jest „potem” ani „poza”…
      Może nie ma nic?
      Lecz my nawet nie wiemy tego czym jest (miałaby być) nicość, ani czy wogóle coś takiego, jak nicość istnienieje (może istnieć)?
      Możemy to sobie jedynie wyobrażać ewentualnie… w coś wierzyć.

      Niepewność (tego co „potem” i „poza”) może ekscytować, jednakże wśród większości ludzi budzi lęk, który próbujemy łagodzić na przeróżne sposoby. Główną rolę odgrywają w tym religie – prawie wszystkie bez wyjątku odwołujące się do miłości, (ale też i miłosierdzia oraz przebaczenia Boga/Stwórcy).
      Koimy własny lęk, dlatego wolimy wyobrażać sobie Boga jako uosobienia Dobra i Miłości, a nie jako demiurga złego, złośliwego, niesprawiedliwego i mściwego (choć Bóg starotestamentowy takim właśnie potworem jest).
      Obserwując jednak przyrodę, widzimy tam działanie bezlitosnych praw – bezmiar śmierci, zagłady, bólu i cierpienia (a przecież ponoć nic nie może się odbywać bez woli Boga).
      No i jesteśmy w kropce (bo jak może do tego dopuszczać dobry i litościwy Bóg?)
      Musimy więc chować głowę w piasek, otulać się religijną watą, myśleć i zachowywać się irracjonalnie.
      Nic dziwnego że logika nie stanowi raczej mocnej strony wiary religijnej.

      • Awicca Says:

        Tak, też tak sadzę i ja o Bogu przyrody, natury, wszechświata, atomu, nie ważne. Jest kim jest, jak i ja, mogę wyłacznie nazwać się, jestem kim jestem i dodałabym jeszcze, że nie ma takich słów które by mnie oddały w pełni, jestem jak ona, natura i wiem, że otulanie wata, puchem, boska zjawa, to tylko na chwilę przynosi mi ukojenie i ciepło od tego czego się boję i boję się i kocham tę nieprzywidywalność w Bogu, jak i w człowieku, gdyż jest jak niespodzianka, czyż nie tak ? Jak czekoladowe jajo z czymś fajnym albo fatalnym w środku :)
        Pozdrawiam

  24. Maciej Says:

    Wielu antropologów sądzi, że cywilizacja ludzka powstała w ogóle jako pewien symboliczny system do walki ze śmiercią. Przestaliśmy być zwierzętami, bo odkryliśmy śmierć i zapragnęliśmy ją przezwyciężyć. W centrum siedlisk paleolitycznych umieszcza się kurhany grobowe, w których zmarli układani byli w pozycji embrionalnej (co miało im ułatwić odrodzenie się z łona ziemi).

    Architektura światowa zaczęła się właśnie od tego rodzaju alegorycznych budowli, a do ich rzędu należą znane nekropole egipskie czy środkowoamerykańskie, z piramidami władców. Ośrodek niejednej dzisiejszej osady również jeszcze bywa wyznaczany przez jakiś cmentarz (przy kościele, zborze lub cerkwi).

    We współczesnych wielkich aglomeracjach miejskich cmentarze usuwa się na peryferia. Zasiewanie zmarłych w łonie ziemi z nadzieją, że się tam jakoś odrodzą („zmartwychwstaniecie ciałem”), nie jest już czynnością traktowaną serio. Miejsca pochówku to dziś rodzaj wysypisk zwłok, maskowanych tandetną architekturą nagrobkową.

    Śmierć jest albo nieistnieniem, albo, w co wielu wierzy (ja wierzę) jedynie momentem przejścia do innej formy bytu. Moment ów bywa niestety rozciągnięty w czasie, przybierając postać dramatycznej „choroby na śmierć”.

  25. jula Says:

    W obecnych czasach coraz bardziej jest popularny laicki zwyczaj, może jeszcze nie w Polsce, bo prawo zabrania, spopielanie zwłok i rozrzucanie prochów. Myślę że znajduje on coraz więcej zwolenników, sama nad tym już myślę i moim pragnieniem, bo uwielbiam Morze Bałtyckie byłoby, żeby po mojej śmierci moje prochy były zrzucone tam ;)

    Prawda jest taka, że co potem, to tylko nasze wymysły tak religijne, jak i inne ;)
    Bo wracamy do ZIEMI i stajemy się pokarmem dla kolejnych istnień :) Taka wieczna ciągłość „łańcuchowa” .

    Ps.
    Zwierzęta, te żyjące w grupach, też maja zachowania, o które byśmy w życiu ich nie posądzili, zwłaszcza w obliczu śmierci któregoś z grupy. Ich zachowania, powiedziałabym, że powinny być przez nas LUDZI naśladowane. :D

  26. Miriam Says:

    Dokładnie 180 lat temu Juliusz Słowacki pisał do swojej matki z Paryża:

    „D[nia] 3 września. Pojechałem na cmentarz Pere la Chaise, aby Teofilowi rysować nagrobki – ale prawdziwie, że na próżno czegoś pięknego szukałem. Jedne są nadto i całą ich zaletą są statuy z białego marmuru, po 100 000 fr. płacone, mniejsze zaś są zupełnie pospolite – małe kolumny z urną na wierzchu, małe piramidy. Bo ten cmentarz jest to las cyprysów i nagrobków tak gęsty, że z trudnością między nie wejść można. Są jednak szersze drogi, którymi publiczność się przechadza. Odmienny nieco od innych jest grób wynalazcy telegrafów – jest to skała maleńka z kamieni, na której mały telegraf żelazny. Grób wynalazcy oświecania miast gazem jest to piramida kamienna, na szczycie zaś świecznik marmurowy i z niego ogień jasno pozłocony… Groby marszałków francuskich są z białego marmuru, wielkie i piękne, ale nie mają nic nadzwyczajnego – oprócz napisów… Massena… Cambraceres itd. Najpiękniejszy grób jest pani Demidof, z domu Strogonof. Między kolumnami z kararskiego marmuru stoi trumna marmurowa, a na niej poduszka i hrabiowska korona… […] Kiedy chodziłem po grobach Pere la Chaise, spotkałem śliczną pannę, w czarnym ubraną kolorze – ale na kulach, bo jedne stopę miała skrzywioną – a jednak kształt nogi bardzo piękny. Lekko i wesoło chodziła pomiędzy grobami i tłumaczyła napisy idącej za nią staruszce, duguenie – bardzo mnie zainteresowała… Wesołość przy tej ułomności pięknie się wydawała – jakby przymuszona. Zdawało się, że pod nią smutne musiała ukrywać myśli, bo czegóż by przyszła na groby… Zdaje mi się, że ją musiałem trochę zainteresować, bo także w czarnym byłem ubrany tużurku – i byłem sam – i częstośmy się spotykali, choć jej nie szukałem… Bardzo była ładna, kiedy schodziła do mnie cyprysową aleją i czasem podnosiła głowę, a wtenczas słońca promień, obłąkany w cyprysowym lesie, padał na jej twarz białą. – Śmiać się ze mnie będziecie… […]”

    Już wtedy na Pere Lachaise było ciasno. I już wtedy po tym cmentarzu błąkała się – oprócz śmierci – miłość.
    Pozdrawiam

  27. sarna Says:

    ‚Uczepieni skrawka marmuru, żelaza, brązu, kamienia, betonu – zaklinamy materię, by tchnąć w nią coś, co nie ulega rozkładowi: ducha, ideę, pamięć, uczucie.’

    pozdrawiam staszku

  28. Beata Rosiak Says:

    piszesz znakami zapytania, które siedzą w wielu z nas na temat sensu istnienia i istoty samej śmierci, i ilekroć dołożylibyśmy kolejny „?” nie znajdziemy odpowiedzi, ale dociekać, pytać i dochodzić prawdy na temat naszą ludzką ciekawością, chęcią poznania niewiadomego. Przekonałam się, że niczego się nie dowiem żyjąc TU, nadzieją dla mnie, że cokolwiek jest, jest po coś.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Wyrażając taką nadzieję (że jeśli coś jest, to jest „po coś”) wyrażasz jakże ludzką (i powszechną jednak) nadzieję, że wszystko co istnieje (wliczając w to nas samych) ma swój sens i jest celowe. Innymi słowy: że Wszechświat jest racjonalny. A to nic innego jak wiara religijna (nie chcę tutaj wymieniać imienia Boga nadaremno Emotikon ;)) To jest tęsknota metafizyczna.
      (Nota bene nauka nie może tej naszej tęsknoty/potrzeby zaspokoić, stojąc na stanowisku, że świat nie ma celu. Tak więc, jeśli wszystko dzieje się bezcelowo, to tym samym nie ma żadnego sensu. Ergo: bezsensowne jest także nasze życie. Mnie osobiście trudno się z tym zgodzić.)


Dodaj odpowiedź do Logos Amicus Anuluj pisanie odpowiedzi