PTASIOR JORDANA

ze wspomnień wywiadowcy

Alexander Jordan twierdzi, że napisał Kosińskiemu "Malowanego ptaka" po angielsku   (zdjęcie własne)

Alexander Jordan twierdzi, że napisał Kosińskiemu „Malowanego ptaka” po angielsku (zdjęcie własne)

TŁUMACZYŁEM KOSIŃSKIEMU „MALOWANEGO PTAKA” – TWIERDZI ALEKSANDER JORDAN: taki tytuł miał wywiad (opublikowany w jednym z polonijnych tygodników) jaki przeprowadziłem z Alexandrem Jordanem-Lutosławskim na Florydzie w dwa lata po śmierci Jerzego Kosińskiego. Miało to swoje reperkusje, które zresztą docierają do mnie do dziś. Moja wina. Po pierwsze – mogłem mocniej przyprzeć Jordana do muru; po drugie – wyraźniej zaznaczyć swoje wątpliwości; po trzecie wreszcie – bliżej zapoznać się wcześniej z biografią Kosińskiego. Przedstawmy jednak wszystko po kolei.

.

Mieszkając jakiś czas w Miami na Florydzie, szukałem materiałów do reportaży, kontaktów z ciekawymi ludźmi. I tak trafiłem do Amerykańskiego Instytutu Kultury Polskiej, gdzie poznałem kilka osobistości znaczących (m.in. Blankę Rosenstiel), nie tylko w środowisku Polonii, ale i w szerszych kręgach amerykańskich. Jedną z nich był Alexander Jordan-Lutosławski, człowiek o bogatej biografii i ciekawych doświadczeniach życiowych: dziennikarz, korespondent przedwojennej Polskiej Agencji Telegraficznej, w czasie II wojny światowej attache prasowy przy ambasadzie polskiej w Londynie; wieloletni komentator Radia Wolna Europa, tłumacz, pisarz, autor wielu publikacji w prasie amerykańskiej. Kiedy go poznałem, kończył właśnie tłumaczenie kompletnej „Historii Polski” Pawła Jasienicy (wcześniej przełożył całą „Trylogię” Henryka Sienkiewicza). W dwóch słowach – dorobek poważny. Nie było więc powodów, by do stwierdzeń Jordana podchodzić podejrzliwie.
Spotkaliśmy się wiele razy. Przy naszych rozmowach nagrało się kilka kaset magnetofonowych. Miło przyjmowała mnie australijska żona Jordana, choć tematy konwersacji były jej raczej obce, gdyż – widziałem to gołym okiem – dotyczyły czasów, kiedy nie było jej jeszcze na świecie (mnie zresztą również).

Przyznam, że najbardziej poczułem się zbulwersowany, kiedy Alexander Jordan zaczął wspominać o swojej przyjaźni z Jerzym Kosińskim. Los zetknął ich ze sobą tuż po przyjeździe tego ostatniego do Ameryki. Razem zastanawiali się, jak zrobić fortunę. Snuli różne plany: a to wyrób plastikowych obrusów; a to kupno zamku we Francji i zamienienie go w coś w rodzaju klubu dla artystów i ludzi sztuki; a to jakieś specjalne samochody dla rolnictwa… itp. Stanęło w końcu na piórze i Kosiński zdecydowany był za jego pomocą robić pieniądze na czymś chwytliwym, sensacyjnym. I tak zaczął pisać „Malowanego ptaka”.
Oto jak Alexander Jordan wspomina te początki i literackie intencje przyjaciela:
– Kosiński wychodził z założenia, że ludzi przyciągnie sensacja i te wszystkie okropieństwa. Wyszło na to, że miał rację. Proszę zwrócić uwagę, że gdyby ktoś na ulicy zaczął deklamować Słowackiego, to zaledwie parę osób zwróciłoby na niego uwagę… jak na dziwaka, zresztą. Natomiast, kiedy tramwaj uciąłby komuś nogę, to zbiegłby się cały tłum. Kosiński więc rozmyślnie poszedł w tym kierunku. Bardzo zależało mu na tym, by wszyscy myśleli, że on to pisał po angielsku. Ale czy może pan sobie wyobrazić, że ktoś, kto wcześniej nie znał języka, niedługo jest w obcym kraju, może pisać książki w obcym języku? I to takie książki, które otrzymują literackie nagrody? No, przecież to zupełnie niewiarygodne. Ale on chciał zostać pisarzem amerykańskim. Dał mi to więc do przetłumaczenia, za skromniutkie honorarium. Prosił mnie ponadto, żebym zachował wszystko w tajemnicy. Dałem mu na to słowo. Nie przewidywałem wtedy, że będzie to taki bestseller. Kiedy to przeczytałem tak, jak napisał Kosiński – po polsku – to naprawdę nie było to nic nadzwyczajnego. Gdyby to chciał opublikować w Polsce, na pewno nie wywołałby swoim stylem entuzjazmu. A jeżeli chodzi o treść, to przecież była to pornografia, tyle że pornografia sadyzmu, a nie seksu. Seks tam również jest, ale nie wyeksponowany tak, jak okrucieństwo.

"The Painted Bord" - literackie arcydzieło czy paszkwil na Polaków?

Literackie arcydzieło czy paszkwil na Polaków?

Tutaj zdradziłem, że brzmi to dla mnie bez mała sensacyjnie, bowiem podziwiałem wcześniej Kosińskiego – abstrahując od wartości literackiej „Malowanego ptaka” – jako kogoś, kto odnosi sukces pisarski w języku, który właśnie od niedawna poznawał. Wydawało mi się, że aby tworzyć w obcym języku – i aby styl miał literacką wartość – trzeba tym językiem przesiąknąć za młodu, poznać jego podłoże kulturowe. Nabokov np., który przybył ze Związku Sowieckiego i pisząc po angielsku odniósł oszałamiający sukces, miał od dziecka guwernantkę Angielkę. Józef Conrad-Korzeniowski był pod tym względem ewenementem (angielskiego zaczął uczyć się dopiero mając 20 lat, i mimo że francuskim posługiwał się od dziecka jak rodowity Francuz, to zdecydował się pisać po angielsku, stając się jednym z najbardziej znanych pisarzy anglojęzycznych).
Dałem jednak już wtedy wyraz swoim wątpliwościom, mówiąc: „by twierdzić coś takiego, musi pan posiadać jakieś dowody; dajmy na to – maszynopisy, notatki… Inaczej rzeczywiście można posądzić pana o oszczerstwo”.
Na co Jordan odparł:
– Ja przecież tego nie ewidencjonowałem. Zresztą, nigdy nie myślałem o tym w takich kategoriach śledczych. W końcu był to dla mnie epizod. Dowody? Jest pewna pani, której w czasie tłumaczenia dawałem po parę stron do przeczytania. Naprawdę nie mam powodów, by się usprawdiedliwiać. Ja wiem, że to jest prawda i to mi wystarcza. A że ktoś sobie coś pomyśli, to mnie to zupełnie nie obchodzi. Ale, by sprawę tę już zakończyć, chcę powiedzieć, że zachowaniem Kosińskiego wobec mnie nie było takie wzorowe. Zarobił na tej książce setki tysięcy dolarów, mnie za tłumaczenie płacąc kilkaset. Nie chcę się teraz użalać z tego powodu, ale mógłby się zdobyć bodaj na parę tysięcy gratyfikacji dla mnie. Byliśmy przyjaciółmi i byłoby przyzwoicie, gdyby się jednak w jakiś sposób odwdzięczył.

Nie znałem jeszcze wtedy dokładnie biografii Kosińskiego, brakło mi więc argumentów w polemice z Jordanem. Teraz wiem, że już w okresie powstawania „Malowanego ptaka”, Kosiński władał na tyle biegle językiem angielskim (również w piśmie), że był w stanie sam napisać tę książkę. Wydał już przecież wcześniej, napisane przez niego po angielsku, socjo-polityczne studium „The Future is Us, Camerade” – rzecz o komunistycznym totalitaryzmie sowieckim. Książka ukazała się w trzy lata po tym, jak Kosiński, z kapsułą cyjanku pod językiem, opuścił Polskę i przybył do Nowego Jorku.

Co by nie sądzić o pisarstwie Kosińskiego, nie można zaprzeczyć jego wybitnej inteligencji, wrażliwości i wszechstronności uzdolnień; determinacji, wiedzy, wielkiej wyobraźnie i artystycznej ruchliwości… Przyznam, że niektóre fragmenty „Pustelnika z 69 Ulicy”, czy zbioru dygresji „Przechodząc obok”, wzbudziły we mnie respekt dla tego pisarza, choć jego beletrystyka, a szczególnie „Malowany ptak” w ogóle nie trafiła mi do przekonania i uważam, że legenda „Farbowanego” jest rozdmuchana. „Ptasior”, moim zdaniem, zupełnie nie nadaje się na przedmiot kultu i nie wart jest mitu, który wokół niego powstał. A jednak, zawsze z niesmakiem odbierałem niewybredne ataki na Kosińskiego, szczególnie te, które miały miejsce tuż po jego śmierci. Posunięto się wtedy do jak najohydniejszych pomówień. I nie mam tu bynajmniej na myśli oskarżeń pisarza o antypolskość. Twierdzono np., że został on zamordowany i podejrzewano o to nawet bliskie mu osoby. Jakiś kretyn napisał, że Kosiński udusił się uprawiając onanizm, a worek plastikowy założył sobie na głowę w celu zwiększenia doznań erotycznych… I takie rzeczy publikowały „poważne” skądinąd periodyki. Papier zniesie wszystko. W ubiegłym roku pewna reporterka z Polski wyskoczyła z „rewelacjami”, które dotyczyły okupacyjnych przypadków rodziny Kosińskiego, donosząc np. o kolaboracji ojca pisarza z Niemcami. Książka nosiła tytuł „Czarny ptasior” i wznieciła w kraju spore zamieszanie. Jeśli jednak zawierała fakty, to nie było powodów, by jej nie wydawać. Jednakże, jak było naprawdę, Bóg jeden raczy wiedzieć.

***

Po opublikowaniu przeze mnie rewelacji Jordana, nastał czas odzewu czytelniczego. Opinie były podzielone – nie mogłoby zresztą być inaczej. Pewien człowiek z Toronto napisał, że to dobrze, że ktoś wreszcie zdemaskował Kosińskiego, którego nie wiadomo jakim prawem niektórzy uważają za autorytet. A toż to przecież Żyd i szarlatan. Inni pisali o tym, że za oskarżaniami Kosińskiego o antypolonizm stoi nic innego, jak antysemityzm.

Jeśli zaś chodzi o moje zdanie, to do tej pory nie mogę być pewny, jak to było rzeczywiście z tym „Malowanym ptakiem”. Może po prostu Kosiński konsultował się u Jordana? Może Jordan dokonał jakichś poprawek? Może przetłumaczył fragment? Może wszystko zmyślił? Nie wiem, nie było mnie przy tym. Po moim powrocie do Chicago Aleksander Jordan dał o sobie znać raz jeszcze, przesyłając do naszej redakcji… artykuł Tadeusza Mazowieckiego (napisany przez Mazowieckiego jeszcze w latach 50-tych), w którym były premier i obecny zadeklarowany katolik-antykomunista, usprawiedliwia stalinowską polityką PZPR wobec Kościoła. Ale to już temat do innych rozważań.

***

Jak skomentować całe to zawirowanie z „Malowanym ptakiem”? Motywy? Może znajdziemy je we własnych słowach Jordana?:
– Jakieś dwa, trzy lata temu wybuchła w Nowym Jorku afera. Jest tam mianowicie takie pismo „Village Voice” i stamtąd paru Amerykanów, którzy zresztą z Polską nie mieli nic wspólnego – widocznie zazdroszcząc Kosińskiemu jego sukcesów – opublikowało całą serię artykułów, w których udowadniali, że Kosiński sam „Malowanego ptaka” nie był w stanie napisać. Po prostu szlag ich trafiał, że jakiś przybłęda, który ledwie tu przyjechał z jakiejś tam Polski, odnosi wielkie sukcesy, staje się sławny, zostaje nawet prezesem Pen Clubu. Oskarżali go więc o to, że sam tego nie napisał, tylko posługiwał się tzw. „ghost writers”, tzn. stworzył jedynie konspekt książki i wynajął kogoś, kto dobrze pisze – i w ten sposób powstawała książka. Jednak było to już chyba oszczerstwo. Najprawdopodobniej wyrastało ze zwykłej zawiści.

Ot, właśnie!

greydot

Artykuł ukazał się na łamach „Dziennika Chicagowskiego”, 31 marca, 1995 r.)

Inne odcinki cyklu: TUTAJ.