BUNTOWNICY I KONFORMIŚCI – kilka uwag na marginesie prezydenckich wyborów w Polsce

.

Od czasu do czasu łamię narzuconą sobie samemu zasadę – nie zasadę – by nie podejmować na swoim blogu tematów politycznych. Lecz, mimo że nie darzę większości polityków sympatią (polityka brudzi ludzi) i nie znoszę rozsierdzonych dyskusji politycznych, (które tylko zwiększają i zaostrzają podziały między ludźmi, rzadko przynosząc coś pozytywnego), to ostatnie wydarzenia w Polsce skłoniły mnie do bliższego przyjrzenia się sytuacji w moim kraju, tudzież sprowokowały do wysnucia kilku refleksji, z którymi chciałbym się tutaj podzielić.
Nie zamierzam wszak silić się tutaj na jakąś akademicką, kompleksową i dogłębną analizę – będzie to raczej zbiór kilku luźnych uwag, spostrzeżeń i myśli, które przyszły mi do głowy w ostatnim czasie.

.

1.

Polska jest podzielona. Wydaje mi się, że jest to podział bardziej ekonomiczny, niż światopoglądowy. Za Andrzejem Dudą (czyli przede wszystkim za zmianą i przeciwko obecnemu układowi władzy) głosowali najliczniej mieszkańcy wschodniej i południowej Polski, rolnicy i robotnicy, oraz ludzie najmłodsi (w przedziale wiekowym 20 – 29 lat), ale też i najstarsi. To ich głosy zadecydowały, że Andrzej Duda wygrał. To są reprezentanci tej części społeczeństwa (stanowiącą, jak widać, co najmniej jego połowę, jeśli nie większość), która czuje się zaniedbania, pominięta w procesie rozwoju kraju, nie odczuwająca benefitów wynikających z naszej przynależności do Unii Europejskiej.

Wygląda na to, że władza wzięła „rozbrat” z narodem. Krystyna Janda napisała zaraz po rozstrzygnięciu wyborów: „Narodzie, życzę spełnienia marzeń. Gratulacje.” (Oczywiście był w tym ledwie skrywany sarkazm.) To o czymś świadczy. Czy nie o tym, że znana aktorka – a wraz z nią beneficjenci obecnego układu – odżegnują się od narodu? Według mnie wypowiedź Jandy potwierdza tylko istniejący podział między tymi, co wykorzystują obecny system władzy dla własnych korzyści, a narodem, któremu tak naprawdę politycy i władza powinna służyć – w rzeczywistości jednak go eksploatując, zaniedbując, okłamując, lekceważąc, mając gdzieś… Ostatnie wybory są tego skutkiem.
Nota bene poparcie niektórych artystów, ludzi kultury, celebrytów – bezkrytyczne, a niekiedy wręcz żenująco nachalne i wazeliniarskie – dla obecnego establishmentu i państwowego status quo, jest tych ludzi pewną kompromitacją, sprzeniewierzeniem się ideałom, które oni sami w przeszłości wyznawali, a przynajmniej tak deklarowali. Niestety, jak widać, z niegdysiejszych kontestatorów zamienili się w obecnych konformistów. A przecież konformizm nie przystoi artyście i człowiekowi otwartemu. Poza tym, to właśnie nonkonformizm jest bardzo często probierzem uczciwości.

Następna sprawa: media. Telewizja, jaka jest, każdy widzi. Ja jej w zasadzie nie oglądam, więc przyjmuję na wiarę opinie tych, którzy telewizję oglądają i się o niej wypowiadają, widząc jej stronniczość i schlebianie niezbyt wyrafinowanym gustom. Lepiej znam (czy też raczej znałem) prasę polską, a zwłaszcza tygodniki. Do tego ostatniego stwierdzenia chciałbym jednak dodać pewną glossę. Otóż muszę się przyznać, że mieszkając w Stanach, przez długi czas, każdego tygodnia kupowałem cztery gazety: Politykę, Wprost, Newsweeka i Forum (niekiedy dochodził do tego Tygodnik Powszechny, Rzeczpospolita, czasem rezygnowałem z Wprost czy Newsweeka). Niestety, z biegiem czasu pula tych tytułów zaczęła się zmniejszać (wykruszyły się zupełnie Wprost, Newsweek, Rzepa, a nawet TP – to, co zaczęło się w tych pismach wyrabiać, zaczęło mi jeżyć włos na głowie) – w ubiegłym roku (po przeczytaniu kilku manipulacyjnych i fatalnych pod względem kultury literackiej artykułów) zrezygnowałem z kupowania Polityki (i to bynajmniej nie z powodów finansowych, mimo że kosztuje ona tutaj prawie trzy razy więcej niż w Polsce), w tym roku – z Forum. Szkoda mi zwłaszcza tego ostatniego tytułu, bo pamiętam doskonały poziom jaki utrzymywało to pismo przez dziesiątki lat. Niestety, w moich oczach pismo to zaczęło upadać, kiedy z poważnych, analitycznych artykułów przerzuciło się na obrazki, kolorki i (poszatkowane) artykuły na poziomie ćwierćinteligencji.

Ale ad rem: moim zdaniem to, co się dzieje obecnie z polską prasą oddaliło ją od roli opiniotwórczej, a zbliżyło do roli agitacyjnej, czy wręcz propagandowej. Chodzi tutaj o ważną sprawę, a mianowicie o nierzetelną stronniczość prasy polskiej (a w ogólności: polskich mediów). Bowiem uzależniając się ekonomicznie od swoich sponsorów, traci się jednak autonomię. Mamy wtedy do czynienia z czymś w rodzaju przekupstwa. Uważam więc, że rząd (władza, partie) nie powinny dotować (np. w postaci wykupywania reklam) prasy właśnie tzw. opiniotwórczej, gdyż jest to moim zdaniem tylko taka bardziej zawoalowana („aksamitna”, wyrafinowana?) forma korupcji (bo przecież nie kąsa się ręki, która nas karmi). A zadaniem prasy i dziennikarzy powinno być patrzenie władzy na ręce, ale nie w oczekiwaniu na jakiś kęs czy ochłap, tylko po to, by wytykać jej błędy i grzechy – chodzi o ochronę całego społeczeństwa, a nie dość wąskiej grupy interesantów, kombinatorów czy politycznych manipulatorów. Taka postawa jedynie utrwala i zaostrza podział tego społeczeństwa – na co dowodów mamy ostatnio aż nadto.

2.

Całe życie starałem się być człowiekiem apolitycznym (mimo, że uznaję wagę polityki w urządzaniu państwa), nigdy nie związałem się – i nie zwiąże – z żadną partią, co nie oznacza, że pewnych ugrupowań nie popieram bardziej, innych zaś mniej – z pewnymi poglądami bardziej się zgadzam, niż z innymi. Wyznam, że – w przeciwieństwie do mojej żony – zabrakło mi odwagi, by wziąć udział w ostatnich wyborach. Bowiem żaden z kandydatów nie spełniał moich warunków: Andrzeja Dudy bliżej nie znałem, nie byłem też pewny na ile może być on politykiem niezależnym, nie wypełniającym jedynie wytyczne obowiązujące w partii, z której się wywodzi; Bronisław Komorowski był zaś w moich oczach politykiem zgranym i dość niemrawym, konformistycznym i „układowym”, zbytnio już jednak umoczonym w politycznym błotku, tudzież – wbrew jego deklaracjom (zakładając, że nie były one czczą gadaniną) – bardziej Polaków dzielącym, niż jednoczącym.

Nie będę ukrywał, że moja sympatia była – i jest – po stronie Andrzeja Dudy. Mam nadzieję, że jego wybór na Prezydenta Polski coś zmieni na dobre – że wreszcie coś drgnie w zjełczałej polskiej polityce, że lepiej będzie się traktować polskie społeczeństwo (myślę, że Duda jest po prostu uczciwszym człowiekiem, niż Komorowski). Również z tego, że spore poparcie społeczne zdobył Paweł Kukiz, może wyniknąć coś pozytywnego, jeśli zdoła on wokół siebie zgromadzić odpowiednich ludzi, stworzyć formację, która będzie stanowić przeciwwagę dla zadufanego establishmentu (oczywiście samego PiSu tu nie wyłączając). Wierzę Kukizowi, że nie da się go kupić, że nie przekroczy on granicy kompromisu, za którą jest już tylko koalicyjne partyjniactwo, zdrada deklaracji i fałszywa ustawka. Taki „bulldog” czasami w polityce się przydaje, bo może pogonić towarzystwo zanadto obrastające w tłuszcz – pychę, szmal i przywileje.

A może nadal jestem naiwny? Bo przecież kiedy w 2007 roku wygrywał Donald Tusk, to wolałem to peowskie rozwiązanie od pisowskiego. Kiedy wygrał Obama, to też się cieszyłem i myślałem, że to początek jakichś zmian, których wówczas oczekiwała większość amerykańskiego społeczeństwa, zmęczona polityką Busha, przestraszona kryzysem ekonomicznym i szachrajstwami neokonserwatystów, wpędzających Stany Zjednoczone w kolejne konflikty i politykę zagraniczną skutecznie psującą opinię Ameryki w świecie.
Jeden i drugi mnie zawiódł. Czy to samo będzie z Dudą?

A jednak wolę niepewność i nieprzewidywalność z Dudą, niż pewność i przewidywalność z Komorowskim, bo to pierwsze może oznaczać zmianę, zaś to drugie – dotychczasowe peowskie badziewie, którego symbolem są np. podsłuchane rozmowy osób piastujących najwyższe funkcje w państwie, a (jak się okazało) reprezentujących – pod względem etycznym i kulturalnym – knajacki poziom budki z piwem.
Ale tu chodzi nie tylko o te „kur.y” rzucane mimochodem przez vicepremierów i ministrów Polski (przyznających się do robienia „laski” naszym sojusznikom), ani o dłuższego członka Belki, którym chwalił się on przed Sienkiewiczem… Chodzi o owo „teoretyczne” istnienie państwa, o słynną diagnozę („ch.j, d.pa i kamieni kupa”), do czego przyznał się expressis verbis sam minister spraw wewnętrznych Rzeczypospolitej Polskiej. Bo wbrew temu co twierdzi propaganda sukcesu (do chóru piewców ekonomicznych cudów nad Wisłą przyłączyli się także ludzie kultury, np. pani Krystyna Janda mówiąca: „Nie chcę zmian, nie chcę rewolucji, chcę pracować spokojnie i wytrwale, ku chwale ojczyzny. Niech wszystko rozwija się i kwitnie tak jak przez ostatnie 25 lat i niech nikt temu nie przeszkadza.”) sytuacja w Polsce nie idzie w tak dobrym kierunku, jak chcieliby tego prorządowi propagandyści. Pod pewnymi względami miliardowe dotacje Unii Polskę psują (poprawiając właściwie tylko jej fasadę) – pozbawiają ją innowacyjności, działają niekorzystnie na przemysł, uzależniają poczucie dobrobytu kraju od swego rodzaju jałmużny, jaką bogate kraje Unii dają biednej w stosunku do europejskiej czołówki Polsce. O drenażu młodych, wykształconych ludzi, którzy masowo emigrują zarobkowo na zachód Europy, nie wspominając. A takie „drobiazgi” jak będąca w katastrofalnym stanie służba zdrowia, a kulejące szkolnictwo, a wielki niedobór mieszkań? A katastrofalnie niskie zarobki (wg pani vicepremier Bieńkowskiej „tylko złodzieje i idioci” pracują za mniej, niż 6 tys. zł. miesięcznie) całych rzesz społeczeństwa? A umowy „śmieciowe”? A głodowe renty i emerytury? Lista jest długa. Czy to jest to rozkwitające kwiecie?

Pewnie, że jeśli wyjeżdża się z Polski, by objąć posadę przewodniczącego Rady Europejskiej (bardziej „żyrandolową” i figurancką, niż mającą rzeczywisty wpływ na europejską rzeczywistość) z pensją wyższą od pensji prezydenta Stanów Zjednoczonych, to trudno jest widzieć świat z perspektywy zwykłego człowieka, zwłaszcza takiego, który trudzi się, by związać koniec z końcem. Pewnie, że jeśli ma się dostęp do kurka, z którego szeroką strugą płyną pożyczki i dotacje, to łatwiej manewrować ludźmi, pozorować pracę i udawać, że wszystko jest cacy (gdyby nie to ssanie unijnych funduszy, to rządy PO dawno by się już skończyły). Władza korumpuje, pałac psuje – politycy się alienują, tracą kontakt z rzeczywistością, w jakiej żyją szeregowi obywatele. Stają się pyszni i aroganccy; myślą, że im wszystko wolno, że są najważniejsi, że władać będą wiecznie… Na szczęście, w demokracji, przydarzyć im się może zimny prysznic w rodzaju tego, jakiego byliśmy świadkiem w ostatnich wyborach prezydenckich. Mnie się wydaje, że to dopiero początek, więc lepiej będzie dla nich, jeśli przygotują się na jeszcze większy szok, jaki najprawdopodobniej sprawi im prędzej czy później polskie społeczeństwo.

rys. Jan Koza

Komentarzy 45 to “BUNTOWNICY I KONFORMIŚCI – kilka uwag na marginesie prezydenckich wyborów w Polsce”

  1. Barbara W. Says:

    Staszku, niestety wymienione przez Ciebie tygodniki już od wielu lat przestały być opiniotwórcze!

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Masz rację. Tak jest od dawna, ale ostatnimi czasy przebrała się miarka, przynajmniej jeśli chodzi o moją tolerancję na to zjawisko (uzależniania się prasy od pewnych stref wpływów). Zbyt daleko posunięte jest upartyjnianie dosłownie wszystkiego. Wielka szkoda, że w naszym kraju nie ma mediów, które by miały na względzie głównie dobro całego społeczeństwa, a nie tylko wybranych grup interesu. Na domiar złego, nastąpił upadek kultury dyskusji – i dotyczy to niestety nie tylko internetowych forum, ale i wyższych sfer politycznych, ludzi uważających się za „elitę”.

  2. JMG Says:

    Wybory 2015, kosmiczna inwazja
    Na prowincji jest naprawdę nieciekawie. Chodzi o pracę. W Leżajsku padaczkę zaliczył już kolejny zakład pracy. Z młodych ludzi, których znam i którym naprawdę chce się pracować, nie pracuje co druga osoba. Jeżeli nie wyjeżdżają do miast, w których studiowali albo za granicę, nie mają pracy. Leżajsk zamienia się w małą pipidówkę (zakłady pracy pozbawia się ich rangi i znaczenia). Pociąg przy pięknym dworcu jest tam tylko figurantem. I tak dalej.
    Robi się w Polsce B tak, że młodych ludzi zaczynają powoli dopadać narzekania ich rodziców, które kiedyś wpuszczali jednym uchem, a wypuszczali drugim. Frustracja rośnie. Przejmują też ich poglądy, bo niestety poza tematem aborcji, związków partnerskich i ośmiorniczek na obiad interesuje ich przede wszystkim ich dobrobyt. Taki lajf.
    Zostać przedsiębiorcą? Nie wszyscy mogą być dentystami i aptekarzami.
    Po dwóch latach ZUS-u w normalnej kwocie, która nazywa się ulgową, trzeba płacić pełny ZUS, który wynosi tyle, ile nie raz, nie dwa wynosi miesięczny utarg.
    Przychodzi do domu mojego ojca pan z żaluzjami. Pracuje tylko na umowę o dzieło. Zarobi o 400 zł więcej niż chciałby od niego ZUS. Ma rodzinę, więc ten tego. Cieszy się, że w ogóle ma robotę. Takich panów z żaluzjami jest tam sporo.
    Trochę ch.jowo.
    To wszystko jest bardzo niepozorne, bo przecież wszyscy JAKOŚ sobie radzą, no i mają tańsze mieszkania. I tak to się kręci.
    A żeby ludzie myśleli o swoich głowach, muszą najpierw przestać myśleć o swoich brzuchach.
    No i teraz nie dziwmy się, że dudy wygrywają (choć myśliwych nie lubię równie mocno). Bo to naprawdę taka trochę hitlerjada w czasach inflacji nam się robi, kryptoinflacji w cieniu dyskontów. Ludzie niedługo zaczną krzyczeć różne dziwne rzeczy, byleby tylko cokolwiek się zmieniło. Jak i jakim kosztem, takich pytań nie zadają. Na razie to głównie ich kosztem, więc trudno się dziwić, że tak desperacko układają się wyniki wyborów, że w ogóle wszystko tutaj wygląda dziwnie.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Dlaczego piszesz obraźliwie „dudy”? Dlaczego nie „kukizy”? Może wreszcie czas skończyć Jolu z tym lekceważeniem wszystkich i wszystkiego? Za co tak mocno nie lubisz Dudy? Oświeć mnie, emigranta, który już nie trawi polityków typu Kopacz czy Komorowski, których układ wypchnął na świecznik, a którzy się kompromitują co krok.
      Warto przytoczyć tutaj to, co o Dudzie napisała swego czasu „Polityka” oceniając najlepszych posłów (mimo że „Polityka” to raczej salon nieznoszący PiSowców): “Andrzej Duda (PiS) – jeden z najaktywniejszych posłów, jego wypowiedzi na sali obrad plenarnych dotyczą prawie wyłącznie ustaw i stanowionego prawa, nie są zaś oświadczeniami „na każdy temat”, bez ładu i składu. Wiceprzewodniczący Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, rzeczowy i kulturalny, co w tej komisji jest szczególnie ważne. Otwarty na argumenty opozycji, pokazuje, jak można dyskutować, nikogo przy tym nie obrażając. Zamiast uszczypliwości i ataków personalnych – merytoryczne argumenty”.
      Duda takiej rewolucji jaką by chciał robić Kukiz nie zrobi, ale mam taką nadzieję, że jest przynajmniej pierwszym krokiem do zmian, jakich Polska niewątpliwie potrzebuje.

      • JMG Says:

        Po pierwsze – żyjesz tam, nie tu. Polonia bardzo dba o kraj – żyjąc tam, nie tu, tam płacąc podatki, nie tu. Po drugie – zmiany? Gdy za Dudą stoi PiS? Będzie znowu wojna o aborcje i związki partnerskie. A potem jakaś afera z Hofmanami. I tym to się skończy. Z PO to jest impas, z PiS – będzie impas. Dobrym przykładem jest mój propisowski ojciec i jego odchodzenie na emeryturę z firmy, gdy zmieniały się ekipy rządzące.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Te wszystkie wojny o duperabilia są przede wszystkim podsycane przez układ sprawujący władzę (wraz z posłusznymi mu mediami) – to jest sposób na odwrócenie uwagi od rzeczywiście ważnych spraw, kompromitowanie opozycji – dając przy okazji igrzyska gawiedzi, która się na ten haczyk łapie.
          PiS to nie jest moja partia (żadna nią nie jest i nigdy nie była), ale bez poparcia tego stronnictwa nikt, kto chce rzeczywistych zmian w Polsce, nie miałby w walce z obecnym układem władzy żadnych szans. Impas można przełamać tylko nowym rozdaniem kart. Ceną jest oczywiście ryzyko. A kto nie ryzykuje, ten tylko egzystuje – decydują za niego inni.

        • JMG Says:

          Rozumiem. Ale ta partia słynie z tego, że gra głównie o kościół, duperabilia i jedynie słuszne odczytywanie przeszłości, polskiej, najpolejszej, a nie żydowskiej, bo Chrystus był Polakiem, jak wiadomo. Rozdadzą te karty na nowo, prezes za plecami pana Dudy sobie znowu poskacze, a my dalej będziemy w dupie. Być może ośmiorniczki nie będą smakować, ale na pewno pojawi się jakaś inna afera, bo to też potrafią nie zgorzej od cwanych, dobrze ubranych chłopaczków z PO.

          Co do ryzyka na mniejszą niż państwowa skalę – znajomi prowadzący firmy mogą o tym ryzyku opowiedzieć, zwłaszcza gdy podchodzą do przetargów, ocierając się nie tylko o chłopaków z PO, ale i o chłopaków z PiS-u. W kulturze wygląda to dość dramatycznie.

          A na koniec dodam, że nawet jeżeli w PiS-ie są osoby uczciwe i z prawdziwie patriotycznymi zamiarami (nie kpię ani trochę, bo to akurat nie temat do żartów), to i tak mieli się je z tymi wszystkimi oszołomami z przerostem ego i postawą wiecznej kontry do tego, czego oni nie lubią, nie uważają i co najchętniej by zamknęli w miejscach odosobnionych.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          A nie zastanawiało Cię dlaczego „słynie”? Przeczytaj sobie jeszcze raz pierwsze zdanie z mojego komentarza. Tam jest na to odpowiedź. Ja tam nie słyszałem, żeby Duda mówił, że Chrystus był Polakiem i że przykuwał się łańcuchem do bramy kliniki aborcyjnej. Słyszałem natomiast, że wypowiadał się o niebo mądrzej od Komorowskiego czy Kopacz. Pewnie, że nie po słowach a po czynach ich poznacie (choć słowa są jednak ważne). Ja poznałem czyny ludzi, którzy kierują krajem od 8 lat. Nie znam jeszcze czynów (jeśli chodzi o sprawowanie władzy) ludzi, którzy chcą ten układ zmienić. Dlatego dałbym im szansę (bo jak można cokolwiek zmienić, nic nie robiąc, ciągle ulegając ludziom, którzy z Polski zrobili kraj, który, jaki jest, to sama widzisz?)

        • JMG Says:

          Pisałam o impasie. Ten eksperyment, o którym piszesz, odbędzie się na naszych organizmach.
          I boję się go z powodów wyżej opisanych.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Widzę, że wolisz – bez bojaźni? – patrzeć na to badziewie, które Cię otacza, i o którym z wdziękiem piszesz, że jest jednak „ch.jowe”.

        • JMG Says:

          Wróć tutaj, pomieszkaj kilka lat. Ty wiele lat temu wybrałeś ucieczkę stąd. Pewnie jesteś odważniejszy.
          Poza tym nie wmawiaj mi, Stasiu, co ja wolę. I nie zagrzewaj do boju, gdy dzieli Cię od kraju taka odległość.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Nic Ci nie wmawiam i nie zagrzewam do boju. Nadużywasz słów. A odległości od kraju mi już nie wymawiaj, bo się powtarzasz. Prawa wyborcze mam takie same, jak Ty.

        • Leszek B Says:

          Prawa wyborcze takie same ale konsekwencje nie…

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          M.in. z tego właśnie powodu nie wziąłem jednak udziału w tych wyborach.
          Wyrażam tylko swoją opinię, być może zniekształconą tym, że nie mieszkam w kraju

  3. Nemer Says:

    LA pisze: Nota bene poparcie niektórych artystów, ludzi kultury, celebrytów – bezkrytyczne, a niekiedy wręcz żenująco nachalne i wazeliniarskie – dla obecnego establishmentu i państwowego status quo, jest tych ludzi pewną kompromitacją, sprzeniewierzeniem się ideałom, które oni sami w przeszłości wyznawali, a przynajmniej tak deklarowali. Niestety, jak widać, z niegdysiejszych kontestatorów zamienili się w obecnych konformistów. A przecież to właśnie nonkonformizm jest bardzo często probierzem uczciwości.

    @LA,
    w pojedynku wyborczym między doktorem prawa, nauczycielem akademickim a magistrem historii, nauczycielem z Niższego Seminarium Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie zwycięsko wyszedł doktor prawa.
    To oburza Jandy, Wajdów, Karolaków, Olbrychskich, Gajosów, których nie stać na zadanie pytania tym PO-PSLowskim grabieżcom – Co wy z tą Polską robicie?
    Nie uważasz, że są śmieszni?

    Po 8 latach nieudolnych rządów koalicji PO-PSLowskiej, która nie dość, że zarządzać nie potrafi, to rozgrabia RP na nieprawdopodobną skalę. Te ponad stutysięczne wynagrodzenia dla partyjnej nomenklatury, która się rozmnaża jak szarańcza – jak długo może to jeszcze trwać?

    Te wrzaski i zawołania – “Nie oddamy Polski gówniarzom” – chyba na nikim już nie robią wrażenia poza tymi rozczarowanymi celebrytami do których nie trafia, że następuje “odbetonowywanie” sceny politycznej, że pojawiają się jacyś “kukizowcy” wkurzeni wyjątkowo nieudolnymi rządami PO-PSL.
    Te rozważania ile procent może mieć PO jesienią mnie trochę bawią, bo może nie będzie jej już wcale?
    Pamiętam, gdy się tworzyła, to byłem cały w skowronkach, bo budziła moje nadzieje ale niestety dość szybko mnie rozczarowała. Mieli Złoty Róg jak i później PiS ale niestety zawiedli – i ci i ci.

    Teraz mam nadzieję, że symbolem nadchodzących zmian jest na początek zwycięstwo nauczyciela akademickiego nad nauczycielem Niższego Seminarium z Niepokalanowa. Czy to będzie PiS, Razem, Nowocześni czy jacyś jeszcze inni stworzeni np. jak Platforma z pomysłu gen. Czempińskiego i jego agenta TW “Must”, to nie ma większego znaczenia, bo tak jak jest, dalej być nie może. Wiedzą to już Niemcy, wie to premier Włoch, tylko tacy jak nasi celebryci i sporo innych tego jeszcze nie wiedzą i nie potrafią się obudzić.

    Pozdrawiam, Nemer

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Ta agitacja wymienionych przez Ciebie ludzi kultury wydaje mi się bardziej patetyczna, niż śmieszna. Sam nie wiem: więcej w tym naiwności ślepoty, niewiedzy, czy wyrachowania? I to mają być artyści – sumienie Narodu?

      A jeśli śpią, to może wreszcie się obudzą?

  4. Księgowy X Says:

    Ranking zarobków prezesów spółek Skarbu Państwa za ubiegły rok (za money.pl)

    1. Zbigniew Jagiełło, PKO BP

    Szef największego banku w Polsce zarobił łącznie w ubiegłym roku 3 miliony 112 tysięcy złotych i jest jedynym prezesem, któremu udało się przekroczyć barierę 3 milionów. To oznacza, że praca Zbigniewa Jagiełły była warta prawie 259 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Z kolei dniówka prezesa zarządu wynosiła aż 8,6 tysiąca złotych. Przy założeniu, że Jagiełło pracował 40 godzin tygodniowo, jego stawka godzinowa wynosiła 1618 złotych brutto.

    2. Jacek Krawiec, PKN Orlen

    O 200 tysięcy złotych więcej niż Klesyk i niemal dwa razy więcej od średniej dla tego zestawienia zarobił w 2014 roku prezes Orlenu Jacek Krawiec. Wynagrodzenie przyznane za ubiegły rok to aż 2,914 miliona złotych. Z tytułu stałej pensji i innych świadczeń prezes zainkasował ponad 1,674 miliona złotych brutto, premie stanowiły zaś kolejne 1,24 miliona złotych.

    3. Andrzej Klesyk, PZU

    Prezes PZU, który pełni to stanowisko od 2007 roku, z zarobkami w wysokości 2,714 miliona złotych zajął trzecie miejsce w rankingu Money.pl. Czwartego w zestawieniu – Herberta Wirtha – wyprzedził o ponad pół miliona złotych. Na tak duże zarobki złożyła się podstawa pensji w wysokości 1,8 miliona złotych brutto oraz 914 tysięcy premii rocznej.
    W stosunku do ubiegłego roku prezes PZU stracił. W 2013 roku jego zarobki wyniosły 2,78 miliona złotych (w tym 980 tysięcy premii) i dałyby mu również trzecie miejsce w zestawieniu. Warto pamiętać, że jeszcze kilka lat temu szef największej polskiej firmy ubezpieczeniowej podlegał przepisom ustawy kominowej, która ograniczała zarobki menedżerów. Wtedy zarabiał zdecydowanie mniej. Ile dokładnie? W 2009 roku jego łączne wynagrodzenie wyniosło 534 tysięcy złotych brutto.

    4. Herbert Wirth, KGHM

    Szef miedziowego giganta Herbert Wirth w ubiegłym roku zarobił 2 miliony 277 tysięcy złotych i jest pierwszym prezesem, który przekroczył granicę 2 milionów złotych wynagrodzenia. Prezesowi KGHM udało się to dopiero w tym roku, ponieważ zarobił około 278 tysięcy złotych więcej niż rok wcześniej.
    Na pensję Wirtha złożyło się wynagrodzenie stałe w kwocie 1 miliona 442 tysięcy złotych brutto oraz wynagrodzenie ruchome o wysokości 560 tysięcy złotych. Resztę – 275 tysięcy stanowiły świadczenia i dochody z innych tytułów, jak na przykład składki na pracowniczy program emerytalny lub ubezpieczenie na życie.
    Ośmiu członków zarządu KGHM w ubiegłym roku otrzymało 11 milionów 142 tysiące złotych wypłat w postaci pensji i innych świadczeń. To o 1 milion 200 tysięcy złotych więcej niż w 2013 roku.

    5. Mariusz Zawisza, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo

    W ubiegłym roku Mariusz Zawisza zainkasował aż 1,935 miliona złotych wynagrodzenia, z tego 1 milion 178 tysięcy złotych to wypłaty ze spółki dominującej, a kolejne 757 tysięcy z jednostek podporządkowanych.
    Na wynagrodzenia wszystkich osób z zarządu PGNiG wydał aż 15 milionów 468 tysięcy złotych. 15-osobowa rada nadzorcza zarobiła z tytułu pełnionej w spółce funkcji zaledwie 396 tysięcy złotych, czyli 40 razy mniej niż zarząd!

    6. Dariusz Lubera, Tauron Polska Energia

    Szef Tauronu w minionym roku zarobił ponad 1,912 miliona złotych, nieznacznie mniej niż w roku ubiegłym. Na pensję Lubery składały się: wynagrodzenie podstawowe w wysokości 1,04 miliona złotych oraz premie i pozostałe korzyści w kwocie 768 tysięcy złotych.
    Wynagrodzenia całego zarządu kosztowały Tauron 7 milionów 440 tysięcy złotych.

    7. Paweł Olechnowicz, Lotos

    Siódme miejsce w rankingu najlepiej zarabiających prezesów spółek Skarbu Państwa zajął Paweł Olechnowicz, który funkcję prezesa Lotosu pełni już 13 lat! Olechnowicz w ubiegłym roku zarobił 1 milion 468 tysięcy złotych. Warto zwrócić uwagę na strukturę pensji prezesa i pozostałych członków zarządu. Ponad milion złotych, czyli blisko 80 procent całej sumy to wynagrodzenie z tytułu pełnienia funkcji we władzach spółek bezpośrednio i pośrednio zależnych od Lotosu. To dzięki temu wynagrodzenie kadry kierowniczej szybko urosło, chociaż jeszcze w 2010 roku roczne zarobki Olechnowicza oscylowały wokół kwoty 300 tys. zł.

    8. Mirosław Bieliński, Energa

    1 443 360 złotych – dokładnie tyle zarobił Mirosław Bieliński, szefujący Enerdze już trzecią kadencję z rzędu. Poprzedniego w rankingu prezesa wyprzedził o „symboliczne” 3 tysiące złotych. Na łączne wynagrodzenie absolwenta Uniwersytetu Gdańskiego złożyło się wynagrodzenie podstawowe w wysokości 960 tysięcy złotych oraz premie i pozostałe korzyści, w sumie ponad 483 tysięcy złotych.
    Trzyosobowy zarząd kosztował spółkę, która zadebiutowała na GPW w grudniu 2011 roku, aż 4 miliony 259 tysięcy złotych. Co ciekawe, najwięcej zarobił wiceprezes spółki – Wojciech Topolnicki. Chociaż jego podstawowa pensja jest o 60 tysięcy niższa niż wynagrodzenie Mirosława Bielińskiego, znalazł się na pierwszym miejscu listy płac dzięki dodatkowym korzyściom otrzymanym od firmy. Spółka wyceniła ich wartość na ponad 97 tysięcy złotych.

    9. Marek Woszczyk, PGE

    Zdecydowanie więcej od Jarosława Zagórowskiego zarobił nowy prezes PGE – Marek Woszczyk – wcześniej urzędnik Urzędu Regulacji Energetyki. W ubiegłym roku na jego konto trafił 1 milion 140 tysięcy złotych. Zarząd w sprawozdaniu z działalności PGE za rok 2014 nie poinformował, jaką część tej kwoty stanowi stałe wynagrodzenie, a jaką premia uzależniona od wyników finansowych spółki. Pensje 4-osobowego zarządu w ubiegłym roku wyniosły 4,2 miliona złotych. Z kolei odprawy i wyrównania dla byłych pracowników kadry zarządzającej wyniosły… więcej, bo aż 5,5 miliona złotych

    10. Jarosław Zagórowski – Jastrzębska Spółka Węglowa

    Były już prezes kombinatu z Jastrzębia zamyka pierwszą dziesiątkę najlepiej zarabiających prezesów firm z udziałem Skarbu Państwa w 2014 roku. Zagórowski zarobił w minionym roku 950 024 złote, czyli o prawie 200 tysięcy złotych mniej niż rok wcześniej. Dlaczego? Głównie ze względu na wyraźnie niższą premię.
    W 2014 roku Zagórowski miał 920 tysięcy złotych podstawy oraz zaledwie 30 tysięcy złotych premii. W poprzednim roku premia wyniosła 180 tysięcy złotych, natomiast dwa lata temu – aż 480 tysięcy. Dodatek stanowił tylko 3 procent całości wynagrodzenia – co w przypadku prezesów spółek jest niespotykaną rzadkością. Najczęściej spotykany rozkład wynagrodzenia to 60 procent pensji podstawowej i 40 procent premii od wyników spółki.
    Niewiele mniej od prezesa Zagórowskiego zarobili pozostali członkowie zarządu. Najbliżej wynagrodzenia prezesa znalazł się Artur Wojtków, który zainkasował ponad 895 tysięcy złotych. Na pensje 5 osób z najwyższej kadry kierowniczej Jastrzębska Spółka Węglowa przeznaczyła 4 miliony 405 tysięcy złotych, czyli prawie o 1 milion 600 tysięcy mniej niż w 2013 roku.

    http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/ranking-zarobkow-prezesow-spolek-skarbu,96,0,1745248.html

  5. B.J. Says:

    Hmmm ;) Może dam link, co nieco jest na moim blogu. Napisałam ale ogólnikowo, poszłam na wygodę, skoro mogłam udostępnić film ;)
    Książki jeszcze nie przeczytałam.
    http://czarnekoronki.blogspot.com/2015/05/odz-27052015-sala-kinowa-przy-ul-tuwima.html

    Pozdrawiam serdecznie

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Trudno mi się wypowiedzieć na ten temat, bo nie znam dokładnie spraw, o których mówi Sumliński.
      Może, kiedy przeczytasz książkę, spróbujesz naświetlić jej treść i podzielić się swoją opinią.
      Jeśli tak, to chętnie się z nią zapoznam.

  6. Bibliomisiek Says:

    „A jednak wolę niepewność i nieprzewidywalność z Dudą, niż pewność i przewidywalność z Komorowskim, bo to pierwsze może oznaczać zmianę, zaś to drugie – dotychczasowe peowskie badziewie, którego symbolem są np. podsłuchane rozmowy osób piastujących najwyższe funkcje w państwie, a (jak się okazało) reprezentujących – pod względem etycznym i kulturalnym – knajacki poziom budki z piwem.”

    Zgadzam się z tym w całej rozciągłości. Nie jestem wyborcą PIS, w 2007 głosowałem na PO (wcześniej UW, Mazowiecki i tak dalej), ale to były moje ostatnie wybory, w 2011 już nie poszedłem. Miarka pogardy, jaka bije z tych ludzi na każdym kroku, już się przebrała. A w ostatnich miesiącach jest coraz gorzej, Bieńkowska, Belka, Sienkiewicz (!), Sikorski. Nie głosowałem na Dudę bo mu nie ufam, ale kibicuję mu, żeby potrafił wokół siebie skonsolidować młodych ludzi z PIS i stworzyć (wokół siebie może nie, ale jakoś zainspirować) polski odpowiednik chadecji – konserwatywnej prawicy wyzwolonej z oparów mgły smoleńskiej, obsesji spiskowych itp. bełkotu. Musiałby jednak wyzwolić się spod wpływu „ojca”, Jarosława. Ma wielką szansę, zagadką pozostaje czy stać go będzie „wybić się na niepodległość”, czy zostanie – jak o nim piszą – pacynką prezesa. Na razie po raz pierwszy mamy prezydenta-zagadkę.

    Na Komorowskiego też nie głosowałem, bo jak tu głosować na człowieka, którzy sumiennie przespał 5 lat, nagle się budzi i woła, ze teraz to on wszystko zrobi, tylko na niego głosujmy. W dodatku jeszcze miesiąc wcześniej był przekonany, że reelekcja należy mu się z automatu. „Pycha kroczy przed upadkiem” – często ostatnio cytowane u nas słowa z Księgi Salomona okazały się prorocze. I nawet jeśli BK zapłacił za 8 lat rządów PO, to mu się należało, bo był jedynie bezkrytycznym kancelistą.

    Druga sprawa to media, których poziom zaangażowania po stronie PK był żenujący, a poziom dyskursu często zwyczajnie obraźliwy dla nie-popierających-bezwarunkowo-Bronka. Lis (wstrętna akcja z Karolakiem wokół Kingi Dudy, ale też szereg publikacji w Newsweeku i natemat.pl), Michnik (cytowane „nie oddamy polski gówniarzom”, a wcześniej że BK przegra tylko „gdyby przejechał pijaną zakonnicę w ciąży”, do tego „Człowiek Roku GW” dla Bronka tuż przed wyborami), Janda, rozdzierająco wyrzekająca w cytowanym tekście na PIS, a jednocześnie „przemilczająca” fakt 1,5 mln dotacji z MKIDN za czasów PIS, „Polityka” beż żenady jawnie popierająca Bronka, Olejnik w 2. debacie modyfikująca pytania. Serwilizm w pełnej krasie.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Dzięki za tę wypowiedź, bo potwierdza, że ktoś, kto mieszka (w przeciwieństwie do mnie) w Polsce, ma podobne spostrzeżenia, co ja. Mogę więc myśleć, że moje widzenie spraw polskich nie jest zupełnie oderwane od rzeczywistości.

      Wydaje mi się, że w tej chwili mamy do czynienia z czymś w rodzaju społecznego buntu. Jest szansa, że przyniesie to jakąś zmianę. Tylko jaką? Trudno przewidzieć.
      Wyrazem tego buntu jest w dużej części wygrana Dudy, ale przede wszystkim: wielkie poparcie (głównie młodych ludzi) dla Pawła Kukiza. Tej siły nie można lekceważyć, choć oczywiście, może się ona okazać efemerydą, słomianym zapałem podpalonym na chwilę przez frustrację. (Niektóre wypowiedzi Kukiza, wg mnie, nie wróżą mu sukcesu politycznego na dłuższą metę.)

      Ciągle mam nadzieję, że ten rok przyniesie Polsce jakieś przewietrzenie – a co najmniej orzeźwienie polityków, którzy przestaną nasz kraj traktować jak folwark.pl, w tórych można się „nachapać” – traktując przy tym społeczeństwo instrumentalnie, lekceważąc ludzi, czując się bezkarnym, nadymając się pychą i własną (rzekomą) wyższością…

  7. Alchemik Says:

    Niestety, podejście do wyborów i wybranego „króla”, oraz całej otoczki z tym związanej, w tym – w Pana przypadku – podyktowane daleką perspektywą; perspektywą emigranta. Emigranci posiadają oczywiście prawa wyborcze (choć dla mnie to mało logiczne, a nawet nie logiczne), ale totalny brak doświadczenia rzeczywistości obecnego życia, ot po polsku, w polskim codziennym kotle zdarzeń (zupa, bigos, ziemniaki) – tak zwyczajnie szaro-buro i po ludzku. Inaczej się ogląda dramat, komedię, sensację („film”) z pozycji widza zajadającego się „popcornem”, a inaczej gdy przyjdzie zagrać w nim główną rolę – jak mi na przykład, być aktorką na scenie życia w tym akurat „dziadowskim” teatrze – niestety dziadowskim.
    To samo się tyczy wszystkiego innego; rozgrywania ważnego meczu. Każdy ma inne doświadczenie; zawodnik, bramkarz, jeszcze inne trener, liga (czasem mecz sprzedany, a widownia obgryza paznokcie bezsensownie emocjonując się przed tv), a inaczej widzi to widz, kibic choćby i zagorzały kibic, który kiedyś tam, przed laty grał w tej „samej” drużynie – ale dawno temu, tak dawno, że aż nieprawda.. Tu można jedynie spekulować, dyskutować, powiem nawet – że mądrzyć się z pozycji widza, jak w kwestii oglądanego przedstawienia, czy filmu i na podstawie gazetowych recenzji – przeróżnych i własnej wizji komentować dalej, wyciągać wnioski. Ale czy ma to coś wspólnego z subiektywnym odczuciem aktorów, graczy, plus przekupionego trenera? Doświadczenia widza, emigranta, nie podyktowane żadnymi konkretnymi i doświadczeniami, poza wyobraźnią, filozofią, spekulacją. Kolejny film „Polskie Wybory 2015”. I jak zwykle dobra recenzja.

    Też jestem apolityczna Panie Stanisławie, i anty-wyznaniowa. W wyborach udziału nie biorę – bo bez sensu, i nie ma mojego kandydata. Pozdrawiam :)

    ps. Duda, może jest prawym człowiekiem, choć z lekka konserwatywny, to rodzinny z niego facet, może zadba choć o tradycje narodowe…

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Bliski jest mi sceptycyzm wyrażony w tym komentarzu. Każdy widzi świat ze swojej perspektywy – dopiero wzięcie pod uwagę wszystkich perspektyw pozwoliło by nam na obiektywny ogląd rzeczywistości. Ale to jest niemożliwe, (choćby dlatego, że nie można być w wielu miejscach jednocześnie, a ponadto istnieje też zależność od instrumentów jakich używamy – z konieczności – do badania rzeczywistości).
      Do tego wszystkiego dochodzi intencjonalizm, interesowność, darwinizm i self-inflicted blindness.

      Niemniej jednak obserwacja świata jest konieczna. Gdybyśmy tego nie robili, stracilibyśmy orientację.
      A lepsza jednak orientacja iluzoryczna, niż żadna. Ta pierwsza umożliwia nam życie, ta druga oznaczałaby amorficzny chaos, w którym życie jest niemożliwe.

      PS. Niestety, to, że Duda jest człowiekiem wierzącym, będzie wygrywane przeciwko niemu zawzięcie.
      Wszystko (jego powodzenie polityczne) zależy od tego jak będzie on traktował swoją wiarę w kontekście polityki: wiara może mu tu pomóc, ale z drugiej strony może też przyczynić się do tego, że nie odniesie on spodziewanego sukcesu, biorąc pod uwagę całą jego prezydenturę.

  8. guziec Says:

    Dzień dobry, czy zna Pan tygodnik ,,Przegląd”? Orientacja lewicowa, w klimatach trochę przypomina dawną ,,Politykę”. Kiedyś felietony pisał tam m. in. KTT. Teraz Łagowski, Stomma, Widacki… Nie wiem naturalnie, jak jest z dostępnością w USA, ale w dobie internetu… Myślę, że warto spróbować, może się spodoba. Poziom bywa nierówny, ale mniej tam wszechobecnej płochości w przedstawianiu tematów.
    Serdecznie pozdrawiam.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Podobają mi się założenia „programowe” „Przeglądu”:

      HISTORIA
      Tygodnik „Przegląd” powstał w grudniu 1999 roku, kontynuując tradycję ukazującego się wcześniej „Przeglądu Tygodniowego”. To właśnie z tego pisma wywodzi się skład redakcji nowego „Przeglądu”. Powodem powstania „Przeglądu” stało się wyczerpanie możliwości funkcjonowania pisma w dotychczasowej formie w sytuacji, w której od długiego czasu nie inwestowano w tygodnik. Ponadto zagrożona została niezależność dziennikarska autorów tygodnika, którzy stali się obiektem decyzji podejmowanych ponad ich głowami. Dlatego też zespół redakcyjny, który miał na uwadze postępowanie zgodne ze swoimi wartościami, a także wartościami swoich Czytelników, postanowił pracować razem oraz bronić niezależności zawodowej pod nowym szyldem.
      LINIA PROGRAMOWA
      Zespół redakcyjny „Przeglądu”, a także jego autorzy oraz współpracownicy, reprezentują na łamach tygodnika opinie, które stają w obronie demokratycznych norm, praw kobiet, mniejszości oraz przeciwstawiają się nietolerancji oraz ksenofobii. Tygodnik „Przegląd” od samego początku postawił sobie za cel pisanie o tym, o czym politycy mówili jedynie szeptem. „Przegląd” nie wyrzekł się także swoich centrowo-lewicowych, proeuropejskich sympatii. Tygodnik „Przegląd” kieruje swoje artykuły do tych Czytelników, którzy chcą być rzetelnie, ciekawie i mądrze informowani o tym, co dzieje się wokół nas w Polsce i na świecie.
      CEL I MISJA
      Tygodnik „Przegląd” stał się pismem otwartym na różnorodne opinie, dlatego też tak istotne znaczenie przywiązuje do kontaktu ze swoimi Czytelnikami. Dzięki ich podpowiedziom, a także dyskusji z Czytelnikami „Przegląd” nieustannie rozwija się oraz na nowo definiuje otaczającą go rzeczywistość, zarówno w wymiarze globalnym, jak i lokalnym.
      http://www.tygodnikprzeglad.pl/

      Również to, że „Przegląd” ma orientację centro-lewicową, mnie od niego nie odstrasza.
      Sprawdzę jak jest z jego dostępnością w Stanach.
      Dziękuję za zwrócenie uwagi na to pismo.

  9. Gazeta Warszawska Says:

    Dzięki ujawnionym kolejnym taśmom prawdy dowiedzieliśmy się sporo o Elżbiecie Bieńkowskiej, byłej wicepremier, a dziś komisarz UE, zarabiającej miesięcznie prawie 80 tys. złotych.

    Ta mianowana przez Tomasza Lisa na królową „Elżbietę I” i umieszczona na okładce „Newsweeka” w królewskiej koronie cwana karierowiczka i tupeciara stwierdziła, że za 6 tys. zł miesięcznie może pracować tylko „złodziej albo idiota”.

    Jako że 90 proc. polskiego społeczeństwa zarabia poniżej tych 6 tys., to wychodzi na to, że według Bieńkowskiej Polacy to w przytłaczającej większości złodzieje i idioci do kwadratu. Teraz wiemy, jaki jest patent na wielką europejską polityczną karierę. Tusk, który uważa, że „Polska to nienormalność” zabrał ze sobą babsztyla, który Polaków ma w pogardzie i uważa za złodziei i idiotów.

    My sądzimy, że ktoś tak bezczelny i oderwany od rzeczywistości, kto zarabia 80 tys. miesięcznie, nie jest co prawda idiotą, ale bardzo prawdopodobne, że jest złodziejem, wynagradzanym przez zagranicznych paserów.

    m-cz

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Myślę, że afera „taśmowa” miała spory wpływ na opinię społeczeństwa o rządzącej „elicie” i że będzi to skutkowało sporymi przetasowaniami politycznymi (pierwszym takim przetasowaniem był wybór nowego prezydenta RP).

  10. Mariusz Says:

    Też wolę niepewność i nieprzewidywalność z Dudą niż kolejne 5 lat rządów PO. Wiadomo że zawsze może być gorzej, ale Duda jest właściwym człowiekiem na to stanowisko. Widziałem jego wystąpienie w Sejmie sprzed kilku lat, kiedy to siłą argumentów zmiażdżył Tuska, przy okazji udowadniając że jest dobrym prawnikiem, potrafiącym stanąć w obronie osób oszukanych przez elitę rządzącą: polityków i banki. Jednak zdaję sobie sprawę, że sam niewiele zdziała, a jeśli w wyborach samorządowych PO zdobędzie wystarczającą ilość głosów to z pewnością będą blokować pomysły prezydenta. Tak więc Duda jeszcze nie zwyciężył, dopiero na jesieni okaże się kto będzie rządził (Kukiz na premiera!!!).
    Moi rodzice głosują na PiS, bo dzięki ś.p. Lechowi Kaczyńskiemu moja matka przeszła na wcześniejszą emeryturę. Ja nie jestem za żadną partią, ale oczekuję jakichś zmian, wkurzają mnie szczególnie umowy śmieciowe, tylko na takich mnie dotychczas zatrudniali. Chciałbym wyjechać, ale nie wiem gdzie.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Muszę przyznać, że czasami czuję się niezbyt komfortowo wypowiadając się o Polsce, a żyjąc w miejscu, skąd od kraju rodzinnego dzieli mnie Ocean. Ale przecież mam takie prawo, bo to chyba lepiej, że nadal sprawy polskie mnie interesują – że nie jest mi obojętne to, co dzieje się w mojej Ojczyźnie. Ponadto, to że nie jestem związany z żadną klasą, warstwą, grupą społeczną (o partii nie wspominając) – że nie jestem zależny ekonomicznie od sytuacji społeczno-politycznej panującą w kraju – to być może pozwala mi na pewien obiektywizm i właśnie nie kierowanie się „prywatą” (a te prywatne, egoistyczne racje są przecież głównym motorem wyborów politycznych Polaków – co oczywiście jest czymś zupełnie normalnym, choć moim zdaniem, każdy powinien w takiej sytuacji mieć także wzgląd na dobro kraju i społeczeństwa jako całości).
      Tak więc bronię własnego prawa do wypowiadania się o Polsce, ale już do prawa (jakie również posiadam) brania udziału w wyborach podchodzę inaczej (bo nie jestem pewien czy to formalne prawo przekłada się na prawo moralne – czy jest uczciwe to, że mieszkając długo poza granicami swojego kraju, chcemy wpływać na jego sprawy). M.in. dlatego nie wziąłem udziału w ostatnich wyborach prezydenckich (ale też nie chcę krytykować tych, którzy poszli do głosowania).

      PS. Wspominasz o wystąpieniu Dudy w Sejmie przed paroma laty. Najprawdopodobniej jest to to nagranie, (które moim zdaniem warto wysłuchać, by mieć lepsze pojęcie o tym, jakim politykiem- i człowiekiem – jest Andrzej Duda):

      Niedawno trafiłem także na ten film:

      Oto Duda gniewny. Nic dziwnego, że będą chcieli go zniszczyć i skompromitować.
      M.in. ze strachu.

      Ciekawa jest riposta Rafała Grupińskiego (PO) po wystąpieniu Dudy:

      “Jest dzisiaj Polska chroniona przed korupcję, bo jest (korupcja) wykrywana, bo są ludzie zatrzymywani w sprawach korupcji. I nie krzyczcie, bo nie zakrzyczycie swojej nieudolności (…) Pan poseł Duda będzie miał sprawę w Komisji Etyki Poselskiej.”
      Koń by się uśmiał. Establishment usadowiony na posadach i zadomowiony w układzie – skorumpowany, lawirujący i “nachapany” – odwołuje się do etyki.

      Poświęciłem parę godzin na odsłuchanie nagrań z Sejmu. Włos się jeży na głowie – ale głównie wskutek pychy i arogancji obecnego obozu władzy. Warto poobserwować twarze Tuska, Rostowskiego, Sikorskiego… No i co z tego, że Polska ma (ponoć) dobre wskaźniki rozwoju ekonomicznego, skoro polska klasa polityczna sięgnęła dna?
      Ekonomia to nie wszystko!

      • Mariusz Says:

        Jak ktoś opuszcza dom rodzinny, matkę i ojca, to wcale nie oznacza że przestaje się nimi interesować. Z emigrantami jest pewnie tak samo, wyjeżdżają ale wciąż myślami są w swoim kraju, interesują się nim, a pan, panie Staszku, uczestniczy nawet w Festiwalu Filmu Polskiego w Ameryce. Ma Pan pełne prawo do wypowiadania się na temat swojej Ojczyzny i wpływania na jej losy poprzez głosowania.

        Co do pierwszego filmiku to TAK, oczywiście o to wystąpienie Dudy mi chodziło. Jego przeciwnicy chcieli go skompromitować, ale jedyny hak jaki na niego znaleźli to blokowanie etatu na uczelni. Niewielka jest chyba szkodliwość tego czynu, jest niczym w porównaniu do machlojek i złodziejstwa, które są obecne od wielu lat na scenie politycznej.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Niestety, czasem mam wrażenie, iż te „złodziejstwa i machlojki” przyjmowane są już przez wielu jak norma.
          Wydaje mi się, że Duda się z tego fatalizmu wyłamuje. I że wierzy wierzy również w to, że można być jednocześnie politykiem i człowiekiem uczciwym. (Mam nadzieję, że właśnie on jest kimś takim. Pożyjemy, zobaczymy…)

  11. Onibe Says:

    jestem przeciwnikiem PISu, ale tym razem się zbuntowałem i stwierdziłem, że pora na wybory na których nie będę ciągle głosował przeciwko komus lub czemuś. W efekcie na wybory nie poszedłem, bo w Polsce można głosować przeciwko, ale już niekoniecznie „za”. Bo nie ma za kim/czym. Komorowski to upokarzająca kandydatura, człowiek tak niskich lotów, że nawet PIS nie jest w stanie uczynić z niego sensownej kandydatury. Zresztą, mamy co chcieliśmy: politycy nie oferują już nam dbania o wspólne dobro, jedynie przypominają, że jeśli na nich nie zagłosujemy to wygra ciemność. W Dudę nie wierzę bo to reakcjonista. Nie wierzę, że osoba, która rozpoczyna swój urząd od wydeptywania ścieżki wokół kościoła katolickiego odważy się w przyszłości na cokolwiek dobrego dla kraju. Chyba, że rozumiemy że to co dobre dla kk jest dobre dla Polski. Ja akurat w to nie wierzę, ale zapewne u podstaw wyboru Dudy na prezydenta leży odwrotne przekonanie większości narodu.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Duda już się odważył – sprzeciwić obecnemu establishmentowi. Paradoksalnie, jego wiara może mu bardzo pomóc albo go (politycznie) pogrzebać. Nie uważam, że wiara dyskredytuje człowieka (a na tej podstawie wrogowie Dudy będą go chcieli usilnie zdyskredytować).

      Osobiście jestem przeciwny wiązaniu ceremoniału kościelnego z państwowym (podobnie jak przeciw obowiązkowemu nauczaniu religii w szkołach). Polska według mnie powinna być krajem bezwyznaniowym, w którym jest miejsce dla obywateli różnych wyznań, w tym także dla ludzi niewierzących, bezwyznaniowych, agnostyków i ateistów.

      Ciągle liczę na mądrość Dudy (myślę też, że jest człowiekiem uczciwym – i to jest ta nowa jakość w polskiej polityce wg mnie), mam nadzieję, że będzie pracowicie działał dla dobra kraju jako całości – i że ta pracowitość i sumienność będzie u niego ważniejsza od dewocji.

      • Onibe Says:

        no właśnie: Polska nie powinna być wyznaniowa, tymczasem powiem Ci szczerze, że tutaj, w kraju, owa bezwyznaniowość jest mitem. To co się dzieje w szkołach i przedszkolach to już po prostu szok. Nasz estabiliszment jest g wart i należałoby go ruszyć, ale czy naprawdę powinniśmy wymieniać jedną sektę na inną? Kościół niech zbawia dusze, niech niesie pocieszenie, a to już są jego niszowe działania. Na pierwszym miejscu polityka. I obawiam się, że dopóki politycy będą nadal zaprzęgani w rytuały kościelne, tak długo ani kk ani polityka nie zyskają szacunku, a Polska nie wyjdzie na prostą. Oczywiście to moje subiektywne zdanie osoby wierzącej ale zdegustowanej tym co się dzieje w kościołach i innych sejmach.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Wczoraj rozmawiałem z siostrą, która mieszka w Polsce i powiedziała mi mniej więcej to samo. A też jest osobą wierzącą, cała jej rodzina jest katolicka, praktykująca… Niestety, też wiążą obecną roszadę polityczną z możliwością jeszcze większego zaangażowania się Kościoła w politykę. Okazuje się, że są pod tym względem bardziej anty-kościelni, niż ja, który zawsze (od młodości) odcinał się od kościoła, jako instytucji ;)
          Z tego co wiem, ani siostra, ani szwagier nie głosowali za Dudą (za Komorowskim też nie). Podobnie mój tato, który jest bardzo (o wiele bardziej ode mnie) niechętny PiSowi ;).
          I wyobraź sobie, wszyscy oni mieszkają na Podkarpaciu – w województwie, w którym tradycyjnie PiS ma największe poparcie, i w którym Duda wygrał z największą przewagą.
          Tak to jest z tą polityką w mojej rodzinie ;)

        • Onibe Says:

          taaa… znam ten ból. Moja kochana małżonka wywodzi się z bardzo religijnej rodziny. Na początku naszej znajomości próbowali mnie urabiać. Ja nawet nie stawiałem oporu, bo gdzieś ta religijność wokół mnie krążyła, może nawet szukałem okazji aby się zaangażować. Dzisiaj jednak to są bardzo antykościelni ludzie z głębokim poczuciem zdrady. Kościół już ich nigdy nie odzyska. Generalnie, kiedy klapki opadają z oczu, rozbrat jest kompletny… Inna rzecz, że większość ludzi traktuje religię jak modę: jest to po prostu okazja do pobycia, pokazania się, zademonstrowania czegoś. Tym ludziom nachalna religijność polityków nie przeszkadza, bo i tak to mają gdzieś, skoro uczestniczą w życiu społecznym na pokaz. Najgorzej mają zawsze idealiści ;-P

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          A na jakiej podstawie sądzisz, że Andrzej Duda jest reakcjonistą? Przecież on chce zmian – więc tym bardziej nie chce przywrócenia „starego porządku”. (Tutaj można by się zapytać: jaki to miałby być porządek? Sanacyjny? Chadecki? Ale to przecież Polska międzywojenna – kto by tam teraz do niej chciał wracać?)

          Moim zdaniem, to że Duda jest praktykującym katolikiem nie jest dostateczną przesłanką, by podejrzewać go o reakcjonizm.

          Ale Ty zapewne widzisz to inaczej.

        • Onibe Says:

          zmiana polegająca na cofnięciu śladowego postępu to jest chyba jednak reakcja, nie uważasz? Oczywiście to tylko metki, z założenia nieperfekcyjne. A i słowo reakcja kojarzy mi się z legendarnym „zaplutym karłem”, więc wolałbym go nie nadużywać ;-)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Poczekajmy z oceną tej prezydentury do czasu, kiedy Andrzej Duda zacznie ją naprawdę pełnić.
          Trudno teraz – w całym tym tyglu sypania się PO – o jakiś trzeźwy obiektywizm, a ponadto zbyt mało mamy przesłanek, by już wydawać sądy nad Dudą.

        • Onibe Says:

          o ile mamy dość wiedzy by wydawać je o kimkolwiek, prawda? Poczekamy, zobaczymy, ale ja optymistą nie jestem ;-)

  12. anonim Says:

    Polskie państwo prawa:


Co o tym myślisz?