NIEDOPAŁKI – o książce Sándora Máraiego „Żar”

.

„Nie potrafili ustalić prawdy, która była tak nieprzyzwoicie prosta,
a mimo to tak niesamowicie zagadkowa, jak każda prawda,
która ujawnia wzajemny stosunek pomiędzy ludźmi.”
Sándor Márai

.

.

         Książka Sándora Máraiego zatytułowana jest „Żar”, ale tak naprawdę traktuje o wygasaniu „żaru”, który jest namiętnością nie tylko znaczącą – i definiującą – najważniejsze momenty ludzkiego życia, ale i życiem samym. Każdy żar, podobnie jak każda namiętność, wygasa tak samo, jak wygasa życie w każdym człowieku. A na końcu jest już tylko tlący się ogarek. (Tutaj warto wspomnieć, że oryginalny tytuł węgierki książki to „Świeca wypala się do końca”.)
Niech nas jednak nie zmyli fatalistyczny banał tego, co przed chwilą napisałem, gdyż jest on tylko pozorny. Márai bowiem, w sposób błyskotliwy i głęboki, wokół tej (oklepanej, wydawałoby się, egzystencjalnej metafory) buduje gęstą od znaczeń i refleksji (w wielu miejscach filozoficznych) opowieść o przyjaźni i zdradzie, a szerzej: o tym co może łączyć (pociągać) – a zarazem dzielić (odpychać) – ludzi, którzy są „innego rodzaju” („dwu temperamentów, dwu odmiennych rytmów życia”) – stojących na przeciwnych brzegach tej samej rzeki, przez którą nigdy nie można się przeprawić.
Gdyż z jednej strony „kochamy ‚inność’, szukamy jej w każdym miejscu i w każdej odmianie życia” (…); „największą tajemnicą i darem życia jest, gdy spotykają się dwie ‚odmienne’ istoty”; „(…) od stworzenia świata, do odnawiania się życia konieczne jest napięcie, które wiecznie poszukuje drugiego, które powstaje pomiędzy wiecznie szukającymi się ludźmi odmiennego rytmu i przeciwstawnych zamiarów” (tak więc, nie tylko dopełnianie się, ale i atrakcja przeciwieństw jako warunek stworzenia w życiu nowej jakości); ale z drugiej świadomość, że nigdy nie można się tak naprawdę „scalić” z kimś, kto jest „inny”: „W życiu wszystko możesz osiągnąć, wszystko wokół ciebie i na świecie możesz pokonać, życie może dać ci wszystko i ty możesz wziąć z życia wszystko: tylko nie możesz zmienić czyjegoś gustu, skłonności, rytmu życia – właśnie owej odmienności, jaka w pełni charakteryzuje tego człowieka, który jest dla ciebie ważny, który jest ci bliski.” „(…) nic nie można zrobić przeciwko prawom ludzkiego charakteru, nic, nigdy.”
To właśnie z tego paradoksu wzajemnego przyciągania i odpychania się ludzi wyrasta to, co jest najbardziej oczywistym – rdzennym niejako – tematem książki Máraiego, czyli przyjaźń i zdrada – i chyba jednak także brak miłości.

PRZYJAŹŃ

       Tylko dwie strony zajmuje Máraiemu opis tego, jak pojmuje przyjaźń główny bohater „Żaru” – ujmując to w formę wypowiedzi Generała. Wszystko co mówi ten ostatni w obecności przyjaciela Konrada, z którym nie widział się 41 lat, jest tak esencjonalne – a nie odnosi się to tylko do przyjaźni, ale również do prawdy, miłości, zdrady… – że jesteśmy tym przytłoczeni, a jednocześnie nie możemy się od tego oderwać, bo na swój sposób nas to fascynuje. Być może dzieje się tak dlatego, że odkrywamy coś, co sami podejrzewaliśmy, ale nigdy w ten sposób nie wyraziliśmy; a jednocześnie natrafiamy na coś budzącego nasz wewnętrzny sprzeciw – choć po chwili także i w tym widzimy ziarno prawdy.
Generał pochodzi ze świata górnych warstw społecznych, co wiąże się nie tylko z przywilejem życia w bogactwie, ale i przyjęciem wartości deklarowanych w obrębie tej klasy. To, jak pojmuje przyjaźń, przejął od swojego ojca, dla którego była ona równie ważna, jak honor: „(…) mój ojciec uznał cię za przyjaciela. Wiesz dobrze, co to dla niego znaczyło, dobrze wiedziałeś, że ten komu podaje rękę, może na niego liczyć w każdym kłopocie, w biedzie, w każdym niepowodzeniu i nagłym zwrocie fortuny, do samej śmierci. Prawda, że rzadko podawał rękę. Ale jeśli już, to bez reszty.”
Generał wyznaje, że dla niego przyjaźń znaczyła jeszcze więcej, choć zaraz zastanawia się nad tym, czy przyjaźń w ogóle istnieje.
Bo przecież z przyjaźnią nie mamy do czynienia wtedy, kiedy dwoje ludzi sprawia sobie nawzajem radość – „ponieważ się spotkali, ponieważ w pewnym okresie życia jednakowo myślą o pewnych problemach, ponieważ mają podobny gust, to samo ich bawi.” Nie można jej też mylić z sympatią: tym pustym i jałowym – według Generała – słowem, za słabym, aby dwóch ludzi w krytycznej życiowej sytuacji mogło się wzajemnie wesprzeć. „Sympatie – mówi Generał – jakie na moich oczach rodziły się pomiędzy ludźmi, w końcu zawsze grzęzły w bagnie samolubstwa i próżności. Niekiedy koleżeństwo wygląda tak, jakby było przyjaźnią. Wspólne interesy także czasem stwarzają pewne sytuacje podobne do przyjaźni. Wreszcie, ludzie chętnie uciekają od samotności we wszelkiego rodzaju poufałość, aczkolwiek najczęściej tego żałują, ale do czasu skłonni są wierzyć, że owa poufałość jest pewnego rodzaju przyjaźnią. Wszystko to, oczywiście, nie jest prawdziwe.”

      Generał zastanawia się nad tym, czym jest prawdziwa przyjaźń. Uważa ją za najsilniejszy w życiu związek, od którego „nie ma nic szlachetniejszego pomiędzy żywymi istotami”. To obowiązek, służba… Musi być też bezinteresowna: nie żąda zapłaty, nagrody, kompensaty…
Stawia jej tak wysokie wymagania, że sam wątpi, czy tak pojęta przyjaźń jest w ogóle możliwa. W swoich myślach posuwa się daleko: „A kiedy przyjaciel zawodzi, ponieważ nie jest prawdziwym przyjacielem, można go oskarżać, jego charakter, jego słabość? Cóż warta jest taka przyjaźń, w której kochamy w innym cnoty, wierność, wytrwałość? Cóż warta jest wszelka miłość, która żąda nagrody? Czyż nie jest naszym obowiązkiem, byśmy tak samo darzyli przyjaźnią niewiernego, jak i wiernego i ofiarnego? (…) A kiedy wreszcie obdarza kogoś czymś największym, co człowiek może dać człowiekowi: ślepym, bezwarunkowym, żarliwym zaufaniem, a potem musi na własne oczy zobaczyć, że ten drugi jest niewierny i nikczemny, czyż ma prawo obrazić się, żądać odwetu?”
Te słowa mogą wzbudzić nasze zdziwienie, ale trzeba pamiętać, że za nimi kryją się myśli boleśnie (rzec można: śmiertelnie) ugodzonego człowieka, który sam przed sobą broni wiary w przyjaźń, którą obdarzył kiedyś swojego rozmówcę (miłość do żony jest tutaj czymś niedopowiedzianym, ale przecież oczywistym). Bo to właśnie Generał był tym jedynym (spośród całej trójki), który prawdziwie kochał zarówno swoją żonę, jak i Konrada – dwoje ludzi, którzy go zdradzili. Osób tak bardzo mu bliskich, że wiarołomstwo, czy jakakolwiek inna nikczemność nie mieściła mu się (w związku z nimi) w głowie, ani tym bardziej w sercu. W jego pojęciu to, co było między ich trojgiem, musiało być impregnowane na wszelką ludzką podłość.

FAKTY A PRAWDA, ZAMIARY, WINA…

       Myślę, że uprawnione jest pytanie o to, na ile sentencje, myśli, spostrzeżenia, czy konkluzje wypowiadane przez Generała należą również do Máraiego – w sensie identyfikowania się pisarza z nimi. Innymi słowy: w jakim stopniu pokrywają się one ze sposobem, w jaki patrzy na świat Márai – jak ten świat (życie samo, ludzi…) określa on i komentuje – na ile się z tym wszystkim utożsamia. Czy np. błyskotliwość tego, co czytamy (zwłaszcza w monologu Generała) mamy przypisać Generałowi, czy jednak Máraiemu – bo na pewno zawdzięczamy ją temu ostatniemu. Ciekawe!
A są w „Żarze” fragmenty według mnie genialne. Przy czym, ich geniusz przejawia się nie tylko w myślowej głębi tam zawartej, ale i w treści, która nas zaskakuje, a przez to porusza: pewne słowa odbieramy wręcz jak objawienie. A są to słowa proste, myśli klarowne… Bo prawdziwy geniusz najczęściej posługuje się prostotą – i właśnie dzięki temu może być zrozumiały przez wszystkich. Oto nagle okazuje się, że oczywistością staje się coś, czego wcześniej sobie nie uświadamialiśmy. A to z kolei jest dowodem na to, że to coś wcześniej już w nas było – wyparte lub stłumione – ale w jakiś sposób ukryte.
Tak jest chociażby z tym, co Márai pisze (a Generał mówi) o faktach prawdzie, zamiarach i winie: „Lecz fakty (wcześniej zostały one uznane tu za ‚prawdę konkretną’ – przyp. St.B.) niekiedy są tylko żałosnymi konsekwencjami. Człowiek nie grzeszy tym, co uczynił, ale zamiarem, który doprowadził do tego czy tamtego. A wszystko jest zamiarem.” (…) „Wina jest wcześniej, zamiar jest winą” (…) „(Można) dopuścić się wiarołomstwa, popełnić podłość, ba, coś najgorszego, może zabić, a w środku pozostać czystym. Sam czyn nie jest jeszcze prawdą. Zawsze jest tylko następstwem (…)”
I jeszcze kilka innych spostrzeżeń: w książkach są przede wszystkim słowa, może odrobina prawdy, ale chyba jeszcze nikt nie opisał całej prawdy; człowiek nadaremnie szuka prawdziwej natury ludzkich związków, a jakakolwiek wiedza nie czyni go mądrzejszym; kto szuka prawdy, ten musi jej poszukiwanie rozpocząć od samego siebie.

       Problem w tym, że zwykle nie chcemy poznać prawdy o samym sobie, bo niemal każdy człowiek jest mistrzem kamuflażu i oszukiwania – zarówno innych, jak i samego siebie. I tu należy zaznaczyć, że Generał nie jest takim człowiekiem: on naprawdę chce poznać prawdę, dąży do niej w sposób bezwzględny – bo tylko prawda może dać mu odpowiedź na najbardziej istotne dla niego pytania. A co najważniejsze: w swoim życiu doszedł już do momentu, w którym nie boi się żadnej prawdy – jakakolwiek by ona nie była.

ZAWIŚĆ I ZAZDROŚĆ, PRZYJAŹŃ A NIENAWIŚĆ

        W pewnym szczególnym momencie swojego życia zrozumiałem, jak zatrważająco blisko siebie są miłość i nienawiść. Przypomniałem to sobie czytając takie oto zdanie w książce Máraiego: „Rzeczywistość była taka, że ty nienawidziłeś mnie przez dwadzieścia dwa lata, z tą pasją, której skala przypominała nieledwie żar wielkich związków uczuciowych – ależ tak, miłość.”
Rozdział, w którym ono się znajduje, to kolejny dowód na mistrzostwo Máraiowego pióra . Bo oto pisarz opisuje – jakże plastycznie! – to, co się dzieje na granicy nocy i dnia, kiedy „ludzka i ziemska głębia i wielkość, jasność i ciemność jeszcze się dotykają”, by następnie tę dzikość budzącą się w naturze przenieść do ludzkiego serca: „(…) pożądanie, próżność, ,,samolubstwo, lubieżna ruja, zazdrość, żądza zemsty, czają się w sercu człowieka jak puma, sęp, szakal w pustyni arabskiej nocy.” I zaraz potem znajduje się to bezlitosne oskarżenie o nienawiść, jaką Generał odkrył w duszy przyjaciela: „Nienawidziłeś, a gdy uczucie, pasja całkowicie wypełni ludzka duszę, na spodzie takiego stosu, obok entuzjazmu, żarzy się i dymi żądza zemsty. (…) Nienawidziłeś, a to stwarza więź równie silną, jakbyś kochał.”

       Teraz musiałbym przepisać prawie cały ten rozdział, by przekazać to, co odkrył Generał chcąc zrozumieć skąd się ta nienawiść w jego przyjacielu wzięła – bo tak gęsta jest ta proza – obszerna i skrupulatna, ale jednak pozbawiona zbędnych słów. Są w niej jednak słowa kluczowe: zazdrość, zawiść, poczucie braku – niemożność pogodzenia się z tym, kim się jest, a kim się być nie może – i wiążące się z tym pragnienie bycia kimś innym, niż się jest naprawdę. A przecież „musimy znosić nasz charakter, naszą naturę, ponieważ doświadczenie i zdolność rozumienia nie zmienią jej wad, samolubstwa, chciwości” – bo w przeciwnym razie prowadzimy życie zakłamane i nieautentyczne.
Tak więc przyjaciel zazdrościł Generałowi nie tylko jego pozycji społecznej i bogactwa, ale przede wszystkim tego, że było w nim coś, co jemu, Konradowi, brakowało. Nie mogąc się pogodzić z własną naturą, wadami i charakterem, nie mógł jednocześnie znieść, że pozbawiony jest czegoś, co Generałowi dawało pochodzenie i wychowanie – „jakiegoś boskiego daru” i łaski, dzięki której ludzie obdarzali Generała życzliwością i zaufaniem. Wszystkie te resentymenty nabrzmiewały latami w ukryciu, by w końcu zniszczyć całe ich życie. Ale czy zniszczyły ich przyjaźń? To, co pisze Márai odpowiadając na to pytanie zaskakuje, ale daje jeszcze więcej do myślenia czym jest – czym może być i powinna być – prawdziwa przyjaźń.

SAMOTNOŚĆ, POPIÓŁ I DIAMENT

       Odsunąć się na 41 lat od świata i myśleć tylko o tym, co się stało pewnego dnia, kiedy rozeszła się nasza droga z drogami ludzi, którzy do tej pory byli dla nas najważniejsi w życiu i najbliżsi – ludzi, których obdarzyliśmy prawdziwą przyjaźnią i miłością. Może więc, tak naprawdę, książka Máraiego nie jest książką o przyjaźni, miłości i zdradzie, ale o samotności – samotności wynikającej (w przypadku Generała) z życiowego zawodu i utraty wiary w przyjaźń i miłość ze strony kochanej przez niego kobiety i człowieka, którego uważał za swojego przyjaciela? Ale także samotności tych, którzy go zawiedli (bo także oni, podobnie jak Generał, odcięli się od świata – z tym, że u nich nie powodowane to było zawodem, a raczej niemożnością spełnienia.)
Tak więc, mimo że „akcja” „Żaru” ogranicza się do jednego tylko dnia i nocy – a trzon powieści stanowi monolog jednego tylko człowieka – to nie można zapominać o tych 41 latach samotności, w której ci wszyscy ludzie przeżyli – wygaszeni niemal do końca, z ledwie tlącym się płomykiem, z maleńką tylko drobiną żaru duszonego przez popiół, w jaki zamieniła się ich egzystencja. Życiowe niedopałki.

       Generał, bez wątpienia, był ogarnięty obsesją. I spędził większość życia poza światem zwykłych ludzi. A czy taki człowiek może być dostarczycielem uniwersalnych prawd o świecie i życiu? Czy możemy się od niego czegoś nauczyć, zwłaszcza jeśli inaczej pojmujemy (i przeżywamy) miłość, przyjaźń, namiętność…? Bo jednak te uczucia i wartości są czymś innym dla każdego człowieka – i każdy człowiek posiada swoją własną prawdę. (Innymi słowy, prawda Generała nie musi być naszą prawdą. Poza tym, ludzie pozbawieni miłości nie mogą być chyba dobrymi nauczycielami.)

       Ale czy możemy przejść obojętnie obok całej tej intensywności, jaka zawarta jest w obecnych w „Żarze” słowach? W myślach człowieka niepospolitego, a przez to wyznaczającego pewne wartości z większą siłą i gębią, niż większość ludzi „letnich”, płynących z prądem, ślizgających się po powierzchni zdarzeń i niezdolnych do tak bardzo analitycznej introspekcji?

       Warto też pamiętać, że wszystkie te nasze prawdy „cząstkowe” układają się w pewną ogólną prawdę o naszym człowieczeństwie i naturze człowieka.
A może wśród popiołów znajdziemy jednak coś, co błyśnie światłem – niczym ów norwidowski diament? I nie będzie tylko płonną nadzieją?
Myślę, że wbrew pesymizmowi i bardziej lub mniej skrytej mizantropii, Márai we wszystkim co pisał, zostawił właśnie taki diament, który może wydobyć na powierzchnię nasza uwaga i wrażliwość.

greydot.

Sándor Márai

.

APENDYKS

       Sam już nie wiem, ile to razy zabierałem się za podzielenie się tutaj moimi wrażeniami z lektury „Dzienników” Máraiego. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz (12 lat temu) czytałem ich wybór (wyszedł wówczas 600-stronicowy tom, będący zaledwie częścią zapisków pisarza, liczących stron tysiące), to sprokurowałem wtedy i umieściłem na Wizji Lokalnej jakąś małą notkę odnoszącą się zaledwie do jednego z nieprzebranej ilości wątków, jakie podejmuje w swoim dziele pisarz. Nosiła ona tytuł „Elita w czasach zarazy” i dotyczyła katastrofy, jaką dla Europy była II wojna światowa. Pisałem w niej: „Czasy są ekstremalne, niosą weryfikację kultury i całej europejskiej cywilizacji. Márai, będąc wrażliwym erudytą, kulturalnym Węgrem, jak również Europejczykiem par excellence, wydaje się tu być dobrym detekcyjnym instrumentem – zostawia na papierze ślad drżący, ale i wyraźny, niczym czuła igła sejsmografu. A trzęsienie ziemi jest potężne: wali się w gruzy całe dziedzictwo europejskiego ducha. Wobec zgliszczy wielkich miast i smrodu rozkładających się trupów, kultura staje się widmem.” No i oczywiście było coś jeszcze o bankructwie europejskiej elity kulturalnej, która nie była w stanie zapobiec zalewowi barbarzyństwa i dobrze wychować – jak pisał Marai – „zdziczałego i kierującego się instynktami człowieka tłumu”.

        Kiedy jednak – w czasie szaleństwa covidowej pandemii – przeczytałem pięć tomów dzienników, które sukcesywnie publikowano w Polsce (zawarto w nich niemal całą diarystyczną twórczość pisarza), to poczułem się tak, jakby zamiar napisania o nich czegoś konkretnego – bardziej kompleksowego i nieokazjonalnego – przerósł moje siły. W końcu pomyślałem, że ważniejsze było/jest przecież to, że spędziłem z Máraiem – człowiekiem mądrym i niezwykłym – parę miesięcy swojego życia (zwłaszcza, że świat wokół przeżywał wtedy kolejne swoje wariactwo), niż pisanie o tym, co on napisał – więc dałem sobie z tym spokój.

       „Żar” ponownie zbliżył mnie do Máraiego. Lektura tej niewielkiej objętościowo, ale niewiarygodnie gęstej i treściwej książki poruszyła we mnie wiele nerwów – nie tylko tych, dzięki którym coś mocniejszego poczułem, ale również tych, które zmusiły mnie do myślenia. Właśnie z tego napięcia wziął się powyższy tekst, w którym opisuję, co dla mnie w tej książce okazało się najważniejsze.

       Powróciłem też myślą do „Dzienników”, bo dzięki nim poznałem Máraia bezpośrednio – w tym, co pisał o własnym doświadczaniu życia i świata; w jego odniesieniach do zmieniającej się wokół niego rzeczywistości; czy wreszcie w uwagach o sobie samym (a wobec siebie był równie bezkompromisowy, jak wobec innych ludzi).
Bez wątpienia Márai to jeden z tych wielkich – i niestety, ostatnich – arystokratów intelektu i ducha – przedstawiciel rzadkiego gatunku, który już niemal doszczętnie wymarł. Był niezwykle wnikliwym komentatorem świata, który na jego oczach się rozpadł, a następnie: często bezlitośnie szczerym, choć nie zawsze sprawiedliwym kontestatorem tego, który po nim nastąpił.

greydot.

       Na koniec deser (lecz wcale nie słodki, raczej cierpki i gorzki) parę próbek Máraiowej prozy wyjętych wprost z „Żaru”:

       “To najdotkliwszy cios, jaki fatum może zadać człowiekowi. Pragnienie bycia kimś innym, niż tym, kim jesteśmy: silniejsze pragnienie nie może zapłonąć w ludzkim sercu. Bowiem życia nie można znosić w inny sposób, niż ze świadomością, że godzimy się z tym wszystkim, co znaczymy dla siebie i dla świata. Trzeba zgodzić się z tym, że jesteśmy tacy lub inni, i wiedzieć, kiedy się z tym godzimy, że za tę mądrość nie otrzymamy pochwały od życia, nie przypną nam do piersi orderu (…). Musimy znosić nasz charakter, naszą naturę, ponieważ doświadczenie i zdolność rozumienia nie zmienią jej wad, samolubstwa, chciwości. Trzeba znosić i to, że nasze pragnienia nie znajdują odzewu w świecie. Że ci, których kochamy, nie kochają nas, albo, że nie kochają nas tak, jak się spodziewamy. Trzeba znosić zdradę i niewierność, i to, co zalicza się do najtrudniejszych zadań każdego człowieka: trzeba znosić wybitność charakteru lub umysłu drugiego człowieka.”

       “W końcu człowiek zawsze odpowiada własnym życiem na co ważniejsze pytania. Nie liczy się to, co tam mówi po drodze, jakimi się broni słowami i argumentami! U kresu, u kresu wszystkiego, faktami swojego życia odpowiada na pytania, które świat zadaje mu z takim uporem. Te pytania brzmią tak: kim jesteś?… Czemu byłeś wierny i niewierny?… Do czego byłeś odważny, przed czym lub przed kim stchórzyłeś?… Takie to są pytania. A człowiek odpowiada, tak jak umie, szczerze lub kłamliwie; ale to nie jest takie ważne. Ważne jest to, że u kresu człowiek odpowiada całym swoim życiem.”

       “Człowiek zawsze zna prawdę, tę inną prawdę, którą ukrywają okoliczności życia, rola, kostiumy.”

     “Ściany korytarza pokrywały stare portrety: przodkowie, pradziadkowie i prababki, znajomi, dawni pracownicy, towarzysze pułkowi; (…) To było dobre pokolenie, myślał generał i przyglądał się podobiznom krewnych ojca, przyjaciół i kolegów z pułku. To było dobre pokolenie, cokolwiek osamotniony gatunek ludzi, którzy nie umieli szczęśliwie zmieszać się ze światem, byli dumni, lecz wierzyli w coś: w honor, w męskie cnoty, w milczenie, w samotność i w dane słowo, także w kobiety. I kiedy doznawali zawodu, milkli. Większość milczała przez całe życie.”

greydot.

Jedna odpowiedź to “NIEDOPAŁKI – o książce Sándora Máraiego „Żar””

  1. Asia z mTower Says:

    Recenzja jest bardzo przekonująca i zachęcająca do sięgnięcia po tę książkę. Opis atmosfery, postaci i głównych tematów poruszanych w „Zar” jest fascynujący. Jestem wielką miłośniczką literatury, która eksploruje złożone relacje międzyludzkie i psychologiczne aspekty postaci, więc ta powieść wydaje się być dokładnie tym, czego szukam :)


Co o tym myślisz?