OSCARY – historia pewnego upadku

.

Hollywood Goes To Oscars

.

       Nic tak dobrze nie określa mojego stosunku do Hollywood, jak używane w świecie anglojęzycznym wyrażenie love-hate relationship. Uwielbiam kino, bardzo cenię – i lubię – niektórych jego twórców i aktorów, ale z drugiej strony rażą mnie (zwłaszcza od niedawna) pewne cechy tego środowiska i to, co się w nim „gotuje” – notabene zazwyczaj nie związane jest to z filmową sztuką, a odnosi się do polityki, obyczajowości – do całej tej pozy, która często skrywa hipokryzję. (O próżności glamour i celebryckim „gwiazdorzeniu” towarzystwa wzajemnej adoracji nawet nie wspominam.)
Tak było z ruchem MeToo (kiedy Hollywood nagle zauważyło, że w drodze do kariery wykorzystuje się seks – i na jednej z uroczystości Oscarowej wszyscy ubrali się na biało, zaznaczając jakby swoją niewinność, co określiłem jako fake puritanism); tak jest teraz z tzw. „inkluzywnością”, w której promuje się ludzi „kolorowych” lub wywodzących się z mniejszości etnicznych.
Co byłoby chwalebne, gdyby nie ostentacyjność i pewna w tym nachalność, prowadząca czasem do absurdu (bo np. na ostatniej uroczystości rozdania Oscarów miałem wrażenie, jakby zdecydowana większość środowiska filmowego składała się z osób o czarnym kolorze skóry.)
I znowu: z jednej skrajności (#OscarsSoWhite”), wpada się w drugą (#OscarsSoBlack).

       W ogóle to nadawanie nadmiernego znaczenia kolorowi skóry czy płci, mierzi mnie od jakiegoś czasu, gdyż oddala w czasie moment, kiedy wreszcie przestaniemy zwracać na to uwagę – bo przecież są w człowieku ważniejsze cechy, jak jego kolor skóry, czy płeć – i nie to stanowi o jego człowieczeństwie, charakterze i wartości.
A tu np. The New York Times obwieszcza na całą stronę/ekran: „Chloé Zhao Beecomes the First Woman of Color to Win Best Director”! Co pozwoliłem sobie skomentować: “I don’t care about her ‘Color’! What is important to me is that she is very talented director and screenwriter.”

       Podobnie było z gafą, jaką popełnili w tym roku organizatorzy przekonani o zwycięstwie zmarłego w ubiegłym roku Chadwika Bosemana – przesuwając na sam koniec programu przyznanie Oskara w kategorii Best Actor, a nie – jak było zawsze do tej pory, kiedy cała impreza kończyła się finałowo Oscarem dla najlepszego filmu. Miał być tryumf aktora czarnego, a tu… zgrzyt! – wygrywa biały (Hopkins), a na dodatek „uprzywilejowany” (Sir!)

       Zdaję sobie sprawę, że wszystko co tu piszę, jest mocno niepoprawne politycznie (mało tego: mogę zostać uznany za rasistę i stać się kolejną ofiarą „cancel culture” – a to z kolei może skutkować tragedią, jaką byłoby dla mnie usunięcie mnie z listy znajomych na Facebooku 😉)

       Oglądalność „Oscarów” od jakiegoś czasu jest coraz mniejsza. W tym roku spadła drastycznie o 58% w stosunku do roku ubiegłego – do poziomu poniżej 10 mln. widzów, najniższym od dziesięcioleci – i nie jest to tylko wina pandemii (zamknięte kina, ograniczona produkcja i dystrybucja – nieznajomość nominowanych filmów wśród tzw. „szerokiej” publiczności) ale właśnie tego, że Hollywood usiłuje być teraz czymś, czym nie jest – wikłając się coraz bardziej w politykę, polityczną poprawność i „progresywizm” – tak, jakby nagle chciało zmyć z siebie wszystkie te swoje dotychczasowe grzechy.

       A jak dalece to towarzystwo jest oderwane od rzeczywistości i faktycznych problemów ludzi wykluczonych i biednych, to mogą świadczyć (w sposób symboliczny) zasieki jakie zbudowano wokół dworca w Los Angeles, w którym odbyła się ostatnia oscarowa uroczystość – oraz setki bezdomnych usuniętych siłą z okolicy.

*   *   *

zdjęcie pochodzi stąd

Komentarzy 19 to “OSCARY – historia pewnego upadku”

  1. Beata Rosiak Says:

    Staś, do samej imprezy należy podejść z lekkim, ba nawet większym dystansem. To impreza mocno poprawna politycznie, zatem należy sobie dać głos wewnętrzny😊a spokojnie poczytać kto i co i za co typował. To zwraca jedynie moją uwagę na film i wiele składowych, jak kostiumy, muzyka, zdjęcia itd…Tu baczniej się przyglądam, bo czasem coś umyka😊

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Staram się do tego podchodzić z dystansem. I opinie o jakimś filmie wyrabiać sobie samemu – nie sugerując się żadnymi nagrodami, głosami innych, a opierając się na własnym doświadczeniu. Nie lubię też gremialnych fal poparcia dla filmu, który moim zdaniem na to nie zasługuje (tak, jak to było z nieszczęsnym „Parasite”, który zdobył Oskara w trzech najważniejszych kategoriach: jako najlepszy film, z najlepszą reżyserią i scenariuszem, a na dodatek został uznany za najlepszy film zagraniczny – no wprost nie mogłem uwierzyć w to, co się działo – a te wszystkie zachwyty nad filmem przypominały mi jakąś zbiorową psychozę). Ten przykład był dla mnie przepełnieniem miarki – uświadomieniem sobie jeszcze bardziej tego, że coś z tymi Oskarami jest nie tak.

      • Beata Rosiak Says:

        Staś, będziemy wielokrotnie się dziwić i przecierać ze zdumienia oczy. Bo raz jeszcze powiem, że to impreza mocno upolityczniona i powiązana pewnymi zależnościami. Zawsze coś, ktoś na nią wpływał-o (wydarzenia kulturalno-polit.gosp. czy ekonomia). Oczywiście nie umniejszam jej prestiżu. Spójrz jak bardzo patrzymy dzisiaj przez pryzmat poprawności polit., by nikogo przypadkiem nie urazić. Wszystko winno mieć swoje granice, by nie balansowało to na granicy groteski. W końcu jest jeszcze kino niezależne😎 Trochę się przekomarzam, bo w końcu nie i to chodzi, by schodzić ba artystyczne bezdroża, by zobaczyć to coś:)
        Niech tworzą, wystawiają swój towar, a nam oceniać kupując bilety i chodząc do kin.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Właśnie! Na szczęście interesujących filmów, które chcemy oglądać nie brakuje (Ot, choćby dzisiaj zacząłem oglądać film „The Painter and the Thief” i już po kwadrancie mnie ten dokument powalił). Dzisiaj jest to jeszcze bardziej ułatwione, dzięki możliwości streamingu (choć mnie trochę brakuje tego szerszego repertuaru w kinie, bo jednak najbardziej lubię oglądać filmy na wielkim ekranie).

        • Beata Rosiak Says:

          To prawda Staś, oglądać komfortowo na dużym ekranie daje to coś. Zgadzam się, ja mam wtedy inny ogląd, inny rodzaj skupienia. Niby domowe pielesze zapewniają spokój, komfort, bo wygodny fotel, kawa czy herbata, ale…Wyjście do sali kinowej to jakiś rodzaj celebracji, jak picie dobrej herbaty w ładnej scenerii i miłym dla oka miejscu🙃 Zawsze jest coś za coś. Tym bardziej dzisiaj należy szperać, szukać w sieci, wszędzie. Tylko ten ekran😉

          Słyszałam o Malarce i złodzieju. Muszę obejrzeć🙃Ja wczoraj obejrzałam z córką dok. Czego nauczyła mnie ośmiornica – bardzo dobry, niesamowicie osobisty. Chyba szukam pewnego rodzaju prawdy, czegoś, by się w tym przejrzeć

          Pozdrawiam 😊

  2. malgosia Says:

    Jak dla mnie w punkt. Też odnoszę wrażenie, że cały ten światek filmu jest kompletnie oderwany od życia, tworzą często bardzo piękne obrazy, ale zachowują się na tej gali sztucznie, dalej grają, nie są sobą. Podobała mi się postawa Hopkinsa (myślę, że nie była to gra, choć z Holywood nigdy nie wiadomo), który poszedł spać. Choć nie wiem, czy mnie byłoby na taką stać.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Niezbyt sympatyczny mi ten wpis wyszedł, ale co tam… Czasem coś trzeba z siebie wyrzucić ;)

      A Hopkins poszedł spać, bo był przekonany – tak zresztą jak niemal wszyscy – że (kolejnego) Oscara już nie dostanie. A tu taka niespodzianka rano ;)

  3. Lucyna Zarek Says:

    Dla mnie ważny jest Anthony Hopkins, szanowna kapituła doceniła jego wspaniała grę w „Ojcu”.
    Cieszę się, uwielbiam Anthony’ego Hopkinsa za wszystkie jego role w filmach.

  4. Lucyna Zarek Says:

    Od kilku lat nie oglądam spektaklu rozdawania nagród oscarowych. A wszystko od czasu, jak zaczęły docierać do mojej świadomości zakulisowe sprawki przyznawania Oscarów. Ciekawe filmy z równie ciekawymi scenariuszami i reżyserią, z dobrą obsadą aktorską, zagrane perfekcyjnie – w większości przepadały gdzieś w zakulisowych rozgrywkach. Nade wszystko wybijała się tendencyjność w kierunku filmów amerykańskich, co budziło kontrowersje wokół tychże.
    Ale ….mimo to, mój typ w tym roku oscarowym to ” Ojciec ” ze świetna rolą Anthony’ego Hopkinsa oraz ” Minari ” .

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Tak, te wszystkie machinacje i koterie stojące za wieloma kandydaturami do Oskara, mogą skutecznie zniechęcić do kibicowania tej rozgrywce. Mimo to, do tej pory fama i prestiż Oscara jest wysoki – nadal dla niektórych twórców kina zdobycie złotej statuetki jest szczytem osiągnięć w kinie.
      To, że faworyzowane są filmy amerykańskie mnie nie dziwi – Oscary były stworzone po to, by promować kino amerykańskie. Co ciekawe, kiedy Hollywood (a konkretnie: Amerykańska Akademia Filmowa) postanowiło się „otworzyć” na kino inne, niż anglojęzyczne, to dochodziło do takich kuriozalnych sytuacji, że wynoszono pod niebiosa filmy dość przeciętne (do tej pory np. nie mogę zrozumieć fenomenu koreańskiego „Parasite”, obsypanego Oskarami w ubiegłym roku).
      PS. Uważam, że wszystkie filmy nominowane w tym roku w kat. Best Picture są dobre, a niektóre bardzo dobre – i „Ojciec” z Hopkinsem (jak również „Proces Siódemki z Chicago”) należą według mnie do tych ostatnich.

      • Lucyna Zarek Says:

        „Parasite” oglądałam dwukrotnie, kadr po kadrze chcąc dotrzeć i zrozumieć fenomen nagrodzenia go Oscarami , ja przeciętny widz również nie dopatrzyłam się zachwytu szanownej komisji oscarowej. Pomyślałam sobie, ze może to w tym dobrym znaczeniu pierwszy pozytywny krok w nagradzaniu filmów nieanglojęzycznych.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          No właśnie o to chodzi, żeby ten „pierwszy pozytywny krok w nagradzaniu filmów nieanglojęzycznych” nie odbywał się w takim ostentacyjnym poparciu dla filmu, który nie jest tego wart (bo kompromituje to dobre skądinąd chęci – jeśli są one szczere). Byłem jednym z nielicznych, którzy krytyczne odnieśli się do „Parasite” (za co mi się zresztą dobrze” oberwało” ;)) :

          „PARASITE”, albo o potrawach naszych czasów

  5. Bogdan Kwiatek Says:

    „fama i prestiż Oskara jest wysoki” – napisałeś. Czy czasem nie jest jak nagroda Nobla, która przynajmniej w kilku kategoriach chyba się zdewaluowała…?
    No a wysoka jest tak, jak Ty czy nawet ja, który tak często jak Ty do kina nie chodzę, będziemy ją cenić…
    Czy jesteś w stanie wymienić z głowy główne Oskary za Best Film z ostatnich 5-10 lat? Ja nie!

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      „Fama i prestiż Oskara są wysokie”.
      Fama jest nadal wysoka, prestiż też, przynajmniej w oczach niektórych (zwłaszcza tych, którzy Oskara zdobyli, albo bardzo chcą go zdobyć). Zwróć też uwagę jak bardzo emocjonują się Polacy, kiedy nasz rodak dostanie jakąś nominacją, a jak dostanie Oscara, to wpadają wręcz w ekstazę ;)

      Często jest to (fama, prestiż)nakręcane sztucznie – podobnie zresztą jest z Noblem. Również jestem zdania, że Oskar się „zdewaluował” (Nobel zdewaluował się chyba dużo wcześniej od Oskara), ale zdecydowana większość ludzi należących do zamieszanych w to środowisk nie chce tego przyjąć do wiadomości. (Ja się zresztą temu nie dziwię, bo byłoby to podcinaniem gałęzi, na której się siedzi).

      W ostatnich klatach Oskara na Najlepszy Film otrzymały: „Parasite”, „Green Book”, „The Shape of Water”, „Moonlight”, „Spotlight” – i rzeczywiście, moim zdaniem, żaden z tych filmów nie jest dziełem wybitnym – a co najmniej dwa/trzy z nich to według mnie zupełne nieporozumienie w uznaniu ich właśnie za najlepsze filmy roku.

      • Bogdan Kwiatek Says:

        Dzięki za odpowiedź i podpowiedź. To faktycznie kilka z nich chyba widziałem. Ale jedynie (z tych co widziałem) to zapamiętałem „Green Booka” z wybitną chyba rolą coraz bardziej mojego ulubionego aktora Viggo Mortensena. W sumie film na fali „późnego Obamy”, ale ciekawe zderzenia różnych elementów amerykańskiej układanki…
        Dzięki tej „oskarowej” medialnej nagonce to jeszcze pamietam, że „Artist” obejrzałem i mi się podobał. Ale… nie była to dla mnie jakaś ważna cezura. Jedynie informacja.
        W sumie to ciekawa tematyka dyskusji, dlaczego coś się dewaluuje, pomimo dużych pieniędzy przeznaczanych na reklamę… Ooo może właśnie tu jest jeden z punktów. Że mając duże pieniądze na reklamę promuje się coś, co samo z siebie by się kiepsko sprzedawało…
        Dla mnie poniekąd miarą były nazwiska aktorów, których cenię. Wierzę, że raczej nie chcą swoim nazwiskiem sygnować gniotów…
        Ale jednoznacznie byłoby mi trudno powiedzieć, od jakiego zdarzenia marka „Oskara” nie jest dla mnie wyznacznikiem…
        Natomiast, jestem w stanie powiedzieć, od kiedy „Nobel” Pokojowy przestał na mnie działać. I to był na pewno moment, w którym ogłoszono na początku 1-szej kadencji Obamy. A ten zaraz dolał oliwy do ognia, czym przyspieszył wojnę w Syrii… A widząc jej skutki powinni mu jako pierwszemu tego nobla odebrać!

  6. Małgorzata Sławińska Says:

    Bardzo trafne spostrzeżenia.

  7. miziol Says:

    No i wychodzi, ze obaj mielismy racje. Ty w sprawie „Procesu siodemki z Chicago”, a ja w kwestii „Obiecujacej mlodej kobiety”. Musze obejrzec „Nomadland” jeszcze raz. Moze tym razem nie zasne :-) . Pozdrawiam

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      A to niby dlaczego? Że zarówno jeden, jak i drugi film przepadły w Oscarach?
      Oscary niczego nie przesądzają – a już na pewno nie potwierdzają kto z nas miał rację.

      Nadal twierdzę, że „Proces Siódemki z Chicago to najlepszy film w tej puli, a Carey Mulligan bardziej zasługiwała na Oscara, niż Frances McDormand :)


Dodaj odpowiedź do Stanisław Błaszczyna Anuluj pisanie odpowiedzi