DHOBI GHAT – czyli jak to się robi w Bombaju?

Niestety, odnoszę wrażenie, jakby „cancel culture” wiązało się również z kancelowaniem naszych podróży po świecie, jednak tę sytuację „uziemienia” prawie całej turystyki globalnej można wykorzystać do podróży wirtualnych – wracając do miejsc, które odwiedziło się w przeszłości – wydobywając na światło dzienne zdjęcia, ożywiając wspomnienia, przeglądając zapiski… Jest więc okazja, by opracować materiały zebrane podczas poprzednich wojaży – by zrobić wreszcie to, co się do tej pory (z różnych względów) odwlekało. Jedną z takich podróży jest moja dwumiesięczna wyprawa do Azji, podczas której zwiedziłem niemal cały południowy subkontynent indyjski, począwszy od Bombaju, a na Sri Lance skończywszy. Sam nie spodziewałem się tego, że tę serię relacji rozpocznę od… największej pralni na świecie, do której trafiłem w Bombaju.

.

Dhobi Ghat – największa pralnia na świecie

.

       Nie planowałem wizyty w tym rejonie Bombaju (pozwolę sobie używać tej nazwy, mimo że miasto w 1995 roku zmieniło ją oficjalnie na Mumbaj), ale tak się zdarzyło, że znalazłem się w pobliżu stacji kolejowej Mahalaxmi i idąc wiaduktem trafiłem na platformę widokową, z której można było zobaczyć coś niezwykłego. Jak okiem sięgnąć roztoczył się przede mną widok z kolejnym szokującym indyjskim kontrastem: poniżej rampy rozciągała się wielka przestrzeń wypełniona setkami betonowych, wypełnionych mydlaną wodą balii, nad którymi powiewała porozwieszana na sznurach niezliczona ilość ubrań – spodni, sari, koszul, bluzek… prześcieradeł, zasłon, poszewek, obrusów i tkanin wszelakich – a za tym wszystkim, na horyzoncie, wznosiły się aluminiowo-szklane wieżowce – niektóre z nich były w trakcie budowy, z pochylonymi nań wielkimi dźwigami. Dotarło do mnie to, że oto znalazłem się o parę kroków od największej, znajdującej się pod gołym niebem pralni na świecie, znanej powszechnie jako Dhobi Ghat.

Rzut oka z platformy widokowej mógł wprawić człowieka w osłupienie – zdumiewające było już to, że wybudowano sporej wielkości konstrukcję tylko po to, by pokazać odwiedzającym Bombaj turystom pralnię – jednak postanowiłem sam znaleźć się tam, na dole, by zanurzyć się w atmosferze tego miejsca i z bliska przyjrzeć się istocie Dhobi Ghat, które często wymienia się wśród najciekawszych „atrakcji” miasta.
Nie zdecydowałbym się tego zrobić, gdybym się nie dowiedział, że jednak goście są tam chętnie (pod pewnymi warunkami) widziani, nie ma zakazu robienia zdjęć – a (nie tak znowu duża) opłata dla przewodnika, który oprowadza po Dhobi Ghat, jest dodatkowym – czasem nawet jedynym – źródłem utrzymania dla sporej grupy ludzi. Można oczywiście wejść za darmo, ale wtedy trzeba liczyć się z bardzo nieprzychylnym przyjęciem ze strony pracowników i właścicieli pralni (o samych przewodnikach nie wspominając). A to wstyd i dyskomfort.

Było wczesne popołudnie. Praca zaczyna się tutaj jeszcze przed świtem, więc o tej porze niewielu było już praczy w betonowych baliach (widziałem tylko mężczyzn, ale z tego co się dowiedziałem, w innych zakątkach Dhobi Ghat praniem zajmują się również kobiety) lecz za to niemal wszystkie rzeczy wyprane suszyły się już na sznurach, co stanowiło widok przyprawiający o lekki zawrót głowy.
Od przewodnika dowiedziałem się, że każdego dnia pracuje tu od 5 do 7 tysięcy praczy, którzy piorą ponad 100 tysięcy sztuk tkanin i ubrań. Ich największymi dostawcami są okoliczne szpitale, hotele, organizatorzy wesel, bankietów i przyjęć, ale także indywidualni klienci, a nawet inne pralnie. Oblicza się, że cała pralnia Dhobi Ghat przynosi rocznie 14 mln. dolarów dochodu (z tego wynika, że średni zarobek jednego pracownika to ok. 150 – 200 dolarów miesięcznie.) Kilkaset rodzin mieszka tu na stałe i zajmuje się praniem od kilku pokoleń (pralnie wybudowali Brytyjczycy pod koniec XIX wieku, głównie do obsługi wojska), jednak pracownikami są również – podobnie jak w bombajskich slumsach – przybysze z biedniejszych, głównie wiejskich rejonów Indii, którzy zwykle zatrudniają się tu na kilka lat, by potem szukać zarobku gdzie indziej (niekoniecznie trafiając na lepsze warunki)

Przewodnik prowadził mnie labiryntem wąskich korytarzy, tu i ówdzie spotykaliśmy pracza, który umoczonym w balii mokrym ubraniem uderzał zamaszystym ruchem o kamienną plankę, wzniecając za sobą pióropusz rozpryskującej się wody. W maleńkich pomieszczeniach obok mężczyźni prasowali wysuszone już ubrania, posługując się najczęściej żelazkiem „na duszę” – z ich środka wydostawał się na zewnątrz blask, którego źródłem był rozżarzony do czerwoności węgiel, oświetlając pomarszczoną twarz prasowacza. W ciemnych zakamarkach odpoczywali – śpiąc lub wpatrując się w ekran monitora lub telefonu – ci, którzy do południa zajęci byli ciężką pracą. Wszystko to wydawało mi się dziwne, ale – w jakiś szczególny sposób – i w swojej osobliwości – normalne. Taki cichy, spokojny chaos.

Jak długo jeszcze będzie funkcjonowała ta pralnia? I w takiej formie? (Coraz więcej jednak instaluje się tu pralek i suszarni mechanicznych). Ludzie nie chcą jej opuścić, bo to tak, jakby musieli zrezygnować z czegoś, co stało się pewnym sposobem na życie – ich życie. Które jest takie, jakie jest ale jest – ich życiem własnym i niepowtarzalnym. Jednak pewnie wkrótce wielki kapitał zwycięży, miliarderzy-deweloperzy wykupią i przejmą te ziemie, by wybudować swoje szklane, pełne komfortu – ale czy pełne także szczęścia? – domy.

greydot.

greydot

.

Inne relacje z Bombaju: SASSOON DOCKS, TAJ MAHAL PALACE

.

© ZDJĘCIA WŁASNE

.

Komentarzy 19 to “DHOBI GHAT – czyli jak to się robi w Bombaju?”

  1. TAJ MAHAL PALACE – luksus i bomby w Bombaju | WIZJA LOKALNA Says:

    […] fotoreportaże z targu rybnego w Sassoon Docks oraz z największej pralni na świecie jaką jest Dhobi Ghat. Teraz czas na miejsce szokująco wręcz różne od tych, które wymieniłem przed chwilą. Indie […]

  2. Agnieszka Krajnik Says:

    Świetne, zupełnie inne. Takie „graficzne”😉

  3. Stanisław Błaszczyna Says:

    @Renata, Agnieszka – Dziękuję za docenienie estetyki tych zdjęć 🙂
    A jeśli popatrzeć na te obrazy – lecz nie od strony graficznej? (Na tym chyba mi bardziej zależało, przedstawiając to niesamowite miejsce – na tym „pierwiastku” ludzkim).

  4. Lucyna Zarek Says:

    Oglądałam swego czasu reportaż w telewizji, bardzo ciekawy dokument o tej największej w świecie pralni w Indiach. Reportaż ten wzbudził moje ogromne zaciekawienie -, jak to możliwe, że w dobie pralek automatycznych, gdzieś w świecie istnieją tego typu manufaktury. Nasze babcie tak prały kiedyś w rzekach, uderzając podczas prania bielizną o kamienie. Tak i tu podobnie piorą brudne rzeczy w Mumbaju pracze profesjonaliści w swoim fachu. Po wypraniu, suszą rozwieszając na sznurach – grubych linach a następnie wypraną i wyprasowaną sortują i składają. Ogromny stres towarzyszy tym ludziom, bo warunkiem utrzymania pracy są starannie i bardzo czysto wyprane rzeczy. Praca mocno odpowiedzialna za bardzo niską płacę , pracują i mieszkają tam całe rodziny, często zatrudniane są dzieci przy sortowaniu.Taka pralnia to kombinat pralniczy, któremu dostarczane są ” brudy „z całego Mombaju, ze szpitali, hoteli i innych ośrodków jak i zwykłych mieszkańców. Pana zdjęcia, wykonane jak zwykle bardzo profesjonalnie przypomniały mi to, co oglądałam wcześniej. Bardzo lubię i chętnie oglądam takie zdjęcia – dowiaduję się więcej Pozdrawiam.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Dokładnie tak jest, jak Pani to opisała. Te manufaktury nie znikną tak szybko, mimo, że już ok. 30% rzeczy w Dhobi Ghat pierze się w pralkach automatycznych. Słusznie wspomniała Pani o stresie – ci ludzie próbują jednak dać sobie z nim radę, „wzbudzając” sobie ten spokój, o którym wspomniałem w swoim tekście.

  5. Katarzyna Krys Says:

    Wciąż z niedowierzaniem oglądam zdjęcia jak te, chociaż wiem, ze pokazują prawdziwe życie, które istnieje pomimo lądowania robotów na Marsie.
    Manufaktura niczym nie różniąca się od tej z przed dziesięcioleci. Trzeba się urodzić w takim miejscu, żeby to zaakceptować, żyć tak, pracować i nie uciekając gdzie pieprz rośnie. 😊

    Niesamowite zdjęcia, dają do myślenia. Inny świat! 🥇

  6. Jacek K. Says:

    Nie-do-wiary!! Ale…żelazka zaje…te! 😉


Dodaj odpowiedź do Renata Konior Anuluj pisanie odpowiedzi