CIERPIENIA MŁODEGO HEJTERA – o filmie Jana Komasy „SALA SAMOBÓJCÓW. HEJTER”

.

Wzgardzony arywista i jego zemsta (Maciej Musiałowski w filmie Jana Komasy „Sala samobójców. Hejter”)

.

       Jan Komasa dość wysoko ustawił poprzeczkę swoim filmowym debiutem „Sala samobójców” (2011), który oznaczał pojawienie się wśród polskich reżyserów twórcy młodego, zdolnego, ciekawego… Ten poziom utrzymywały kolejne filmy Komasy: „Miasto 44” jak również ubiegłoroczne „Boże ciało”, które zyskało uznanie nie tylko krytyków, ale również widzów (i to po obu stronach krajowych polityczno-światopoglądowych podziałów). Ukoronowaniem sukcesu „Bożego ciała” była jego nominacja do Oscara w kategorii najlepszych filmów nieanglojęzycznych.
Czy najnowszy film reżysera „Sala samobójców. Hejter” można uznać za kontynuację tej dobrej passy?

      Tytuł nawiązuje do filmu sprzed 9 lat sugerując, że jest to jego sequel, ale jest to mylące, gdyż „Hejter” nie jest żadną kontynuacją historii, którą ukazywał tamten film. Wspólna jest natomiast idea i optyka – denuncjacja i pojęcie Internetu jako siły niszczącej nie tylko ludzi, ale i rzeczywistość (w sensie jej fikcjonalizacji, zniekształcania i degradacji). W tym kontekście puszczanie oka, aluzje i pewne drobiazgi nawiązujące do „Sali samobójców” AD 2011 są właściwie mało istotne, może nawet wprowadzające w błąd.
Wszystko to jednak prowokuje mnie do porównania obu filmów i niestety muszę stwierdzić, że ta komparatystyka wypada na korzyść debiutu reżysera.
Dlaczego?
Może dlatego, że spodziewałem się jeszcze bardziej pogłębionej analizy fenomenu sieci będącej zarówno odzwierciedleniem socjologicznych przemian w epoce nadmiaru informacji mieszającej ludziom w głowach (ogłupiającej, manipulującej, dezorientującej), jak i polem kreacji rzeczywistości wirtualnej, która wpływa już zupełnie realnie – i zazwyczaj negatywnie – na ludzi (a tym samym na społeczeństwo) poddających się fikcjom w tejże sieci generowanym. Zamiast tego otrzymałem zgrabnie skonstruowany, solidny od strony warsztatowej szablon, który niestety ślizga się tylko po powierzchni socjologiczno-psychologicznych kalek i stereotypów, postrzeganych na dodatek z jednej, zafiksowanej chyba konfrateryjnie perspektywy.

       Być może o „Sali samobójców” mam lepsze zdanie dlatego, że tamten film nie wpisywał dramatu swojego bohatera w „klasowość” ani tym bardziej w polityczną breję i społeczne podziały (wojna polsko-polska nie była jeszcze wtedy tak dojmująca jak teraz), tylko skupiał się na jego stronie „ludzkiej”, indywidualnej, a w szerszym kontekście – rówieśnikowskiej (bardziej to dotyczyło procesu młodzieżowego coming-of-age, niż arywizmu; a jeśli odnosiło się też do walki klas, to raczej w sensie sofomorycznym, a nie marksistowskim).
„Sala samobójców. Hejter” wydaje się mieć jednak większe ambicje usiłując stawiać diagnozę swojej epoce „hejtu” przenosząc to na całe społeczeństwo i obecne w nim fermenty i miazmaty. Chociaż, paradoksalnie, dokonuje tego również za pomocą indywiduów, a na dodatek wybitnych – jak się okazuje – psychopatów.
I w tym właśnie, moim zdaniem, leży pewna niekonsekwencja intencjonalna filmu. Bo jednak, jeśli już pewne zagrożenia współczesne związane z funkcjonowaniem Internetu i mediów istnieją (a istnieją one jak najbardziej), to mają one charakter systemowy, a nie indywidualny. Innymi słowy: są strukturą budującą w społeczeństwie nową „normalność”, lecz nie za pomocą patologicznej anomalii, tylko poprzez transformację uznanych i respektowanych dotychczas wartości (na tym właśnie polega ich podstępne niebezpieczeństwo).
Tak zresztą zawsze przeobrażano świat, w którym żyją ludzie.

       Na pewno o najnowszym filmie Komasy miałbym lepsze zdanie, gdyby mnie on wciągnął emocjonalnie (kiedy tak się dzieje, to zwykle staję się mniej krytyczny wobec ewentualnej miałkości intelektualnej filmu), ale oglądałem „Hejtera” z umiarkowanym zaciekawieniem i raczej niewzruszony („Boże ciało” wzbudziło we mnie bez porównania większe emocje). Przyczyniała się również do tego przewidywalność scenariusza, co wydało mi się tym dziwniejsze, że jednocześnie przestawał być on dla mnie wiarygodny. To co widziałem na ekranie momentami popadało w przesadę, w wielu miejscach było przejaskrawione (balansująca na granicy karykatury rola Agaty Kuleszy, upiornie blade oblicze odtwórcy głównej roli Macieja Musiałowskiego, skądinąd nieźle radzącego sobie z rolą), a już wystrzałowy nad wyraz finał przeniósł mnie do krainy kinowej – i to wyłącznie kinowej – fikcji.
Nie, tego co się stało z filmowym Pawłem (Maciej Stuhr w niezłym wystąpieniu), kandydatem na prezydenta Warszawy, nie można jednak zastawiać z zabójstwem gdańskiego prezydenta Pawła Adamowicza (który również został zabity przez człowieka o imieniu Stefan, czyli takim jak zabójca filmowy).

       Kiedy przeprowadzałem wywiad z Komasą, to kilkakrotnie zwrócił on uwagę na ową zbieżność faktów (scenariusz do filmu powstał przed morderstwem dokonanym na Adamowiczu), ale ja widziałem w tym bardziej jakąś tragiczną ironię przypadku, niż adekwatne odniesienie do polskiej rzeczywistości. Nie podzielam też przeświadczenia reżysera, który – podobnie jak całe środowisko, z którego się on wywodzi – wszelkie ruchy narodowo-patriotyczne (w tym tzw. marsze wolności) kojarzy z narastającym podobno w Polsce faszyzmem (czemu też dano wyraz w filmie). Tu akurat bardziej obawiałbym się tego, co dzieje się obecnie w Europie Zachodniej (zwłaszcza w Niemczech), a nie w naszym kraju, (gdzie zawsze zadowalano się półśrodkami, rzadko sięgającymi radykalnych ekstremów).

       „Hejtera” warto obejrzeć, gdyż mimo pewnej rozwlekłości ma on potencjał przykucia uwagi widza, a ponadto stanowi komentarz do współczesności, która jednak zmienia się na naszych oczach w galopujący sposób. Ale tego, gdzie to wszystko pędzi, nie wie jednak nikt. Kino próbuje niektóre trendy przyłapać na gorącym uczynku, może więc jednak film Komasy ma jakąś wartość profetyczną?

6.5/10

*  *  *

 

Komentarzy 15 to “CIERPIENIA MŁODEGO HEJTERA – o filmie Jana Komasy „SALA SAMOBÓJCÓW. HEJTER””

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Dzięki. A Ty jak odebrałeś ten film?

      • Jacek Zieliński Says:

        Mimo wszystko jako uniwersalny. Balem się, ze będzie bardziej „współcześnie dosłowny politycznie”.
        Twój tytuł fajny, a mnie się kojarzy bardzo daleko film z Czerwone i czarne.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Film Komasy jest w pewnym sensie uniwersalny a jednak odniesienia do polskiej „rzeczywistości” są dość wyraźne – tak wyraźne, że aż chyba przerysowane. Krajowej „elicie” też się dostaje – bo jak się tak lepiej przyjrzeć, to się okazuje, że są to jakieś pretensjonalne bufony i nowobogackie snoby.
          Rzeczywiście, tytułowy Hejter może się kojarzyć nie tylko z goethe’owskim Werterem, czy ze stendhalowskim Sorelem, ale także z balzakowskim Rastignac’iem, a nawet z dostojewskim Raskolnikowem. Lecz są to chyba skojarzenia zbyt daleko idące, bo jednak wypada zachować tu pewne proporcje 🙂

        • Jacek Zieliński Says:

          Zachować tu pewne proporcje. 100% racja! 😉

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Zdolnemu scenarzyście „Hejtera” niczego nie ujmując 😉

  1. Kamila Says:

    Mi się podobało.
    Zgadzam się,że te elity słabe były jako, że Pan nie używa kolokwialnego języka to się powstrzymam 😉
    Bardzo mnie poruszyły sceny „miłosierdzia” elit, które płaciły stypendium, a potem za zamkniętymi drzwiami dowiedziałam się jak takie elity postrzegają plebs ze wsi, który przyjechał do miasta.
    Przykre.
    A potem wystawy,galerie i polityka 🤦‍♀️

    Widziałam Boże Ciało i Salę też. Faktycznie w Hejterze dużo polskich bieżących spraw ale takie czasy i może dobrze,ze reżyser to pokazuje?

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      To nie jest zły film (Komasa jest zbyt dobrym reżyserem, aby robić kiepskie filmy) i wiem, że wielu widzom się podoba, a nawet ich porusza 😉 Cieszy się też – w większości – dobrymi recenzjami.
      Odniósł również sukces na Tribeca Film Festival zdobywając tam główną nagrodę w sekcji International Narrative Competition.
      Moje (małe) narzekanie bierze się chyba stąd, że spodziewałem się po tym filmie czegoś więcej (jeśli chodzi o ładunek, nazwijmy to, „intelektualny”), no i większego emocjonalnego zaangażowania (porównywalnego z wrażeniami, jakie wyniosłem z „Bożego ciała”).
      Nieco się więc zawiodłem.

      • Kamila Says:

        Uważam, że w czasie tworzenia fake profili na Facebooku i TikToka, zaangażowania intelektualnego to możemy szukać na festiwalu Góry Literatury, na przykład.
        Hejter może mną nie wstrząsnął ale zauważyłam, że to film z misją.
        To jest świetny przykład jak działają mechanizmy internetowego hejtu, manipulacji, obłędu, samotności, podziałów klasowych, a o Polsce mówię a nie Indiach!
        Zblazowania ludzi, którzy dostają na talerzu i determinacji tych, którzy walczą o siebie w rzeczywistości.
        Wydaje mi się tez, że zakończenie to otwarta furtka na kontynuację.
        Poza tym ja nie obejrzałam tyle co Pan i pewnie nie obejrzę, stad i inne spojrzenie :)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Nie chodzi mi o wyjałowienie intelektualne tzw. mediów społecznościowych, tylko o to, że film dopuszcza się moim zdaniem zbyt wielu uproszczeń – i robi to w sposób przesadzony (a jednocześnie przewidywalny).
          O głupocie przecież też można pisać (opowiadać, kręcić filmy) w sposób mądry, angażujący inteligencję w jakichś wyższych rejestrach 😉
          Zresztą, ja nie stawiam inteligencji (sprawności intelektualnej) na jakimś piedestale. Prawdę mówiąc, to dla mnie – w odbiorze kina – zawsze chyba najbardziej liczyły się emocje.
          Tego mi trochę – kiedy tak oglądałem film Komasy – zabrakło. (Z „Bożym ciałem” było inaczej.)

        • Kamila Says:

          Jeśli chodzi o Boże Ciało, to czytałam kilka recenzji i dziwne mi się wydało, że tak mało kto zauważył, że ten film to było zbiorowe leczenie traumy.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Zaś „Hejter” przeciwnie: jeszcze bardziej traumatyzuje 😉

        • Kamila Says:

          a to prawda!

  2. SWEAT, czyli trzy dni z życia trendsetterki | WIZJA LOKALNA Says:

    […] i paralele z nie tak dawno obejrzanym „Hejterem” (pełny tytuł tego filmu brzmi: „Sala samobójców. Hejter”). I muszę przyznać, że bardziej wiarygodny wydał mi się obraz von Horna niż Komasy, mimo […]


Co o tym myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: