NIEWOLNOŚĆ, NIEMYŚL I UPOKORZENIE

.

.

       Wszystko wskazuje na to, że nie ma powrotu do świata, w którym żyliśmy przed wirusową pandemią.

       Jaki będzie ten „nowy” świat? Nikt tego nie wie, ale wszyscy możemy się zgodzić z tym, że nie będzie on jednak „wspaniały”.

       To, co się dzieje obecnie, można będzie ewentualnie zrozumieć dopiero z perspektywy czasu. Nikt nie posiada dostatecznej wiedzy – a zwłaszcza dystansu – by umieścić naszą teraźniejszość w kontekście historycznym, opisać wszystkie jej fasety, poznać sens, objaśnić i wytłumaczyć zachodzące teraz zjawiska i pojawiające się fakty.

       Jeśli przyznaję się do własnej niewiedzy, to nie jest to żadną kokieterią. Od dawna twierdzę i mam świadomość tego, że każdy człowiek (oczywiście łącznie ze mną) jest dyletantem. Wobec ogromu tego wszystkiego, co nas otacza (nie tylko w sferze fizycznej, ale i mentalnej) – wobec morza informacji, które do nas docierają – wobec wyobrażeniowej mgławicy mitów i fikcji, w jakiej jesteśmy zanurzeni; wreszcie wobec niezwykłych trudności w docieraniu do prawdy – jesteśmy niczym te pijane dzieci we mgle, sieroty Wszechświata zabłąkane we własnych fantazmatach i złudzeniach, które często mylą się nam z nadzieją.
Mimo tych ograniczeń staram się w miarę racjonalnie podchodzić do tego, co się dzieje z nami – i wokół nas – w tych jakże dziwnych czasach zarazy, które mogą się okazać dla człowieka przełomowe. I przynajmniej spróbować coś z tego zrozumieć, pojąć sens tych przemian, wyciągnąć jakieś wnioski… choćby tylko na własny użytek, by uporządkować nieco kłębiące się w głowie myśli.

       Tak więc – nie roszcząc pretensji do mądrości, a tym bardziej nieomylności – postaram się ująć w kilku zdaniach zręby pewnych ogólnych zjawisk, które coraz bardziej wydają mi się definiować zmiany, jakie w tej chwili zachodzą na świecie. Moim zdaniem zmiany te przewartościowują tak ważne dla ludzi pojęcie, jak np. wolność, zmieniając myślenie i zachowanie ludzi na całym globie. (Bo zainfekowane zostały nie tylko ludzkie ciała, ale i umysły.)

NIEWOLNOŚĆ

       „Niewolność” może się wydawać takim trochę dziwnym neologizmem, ale według mnie słowo to lepiej określa pewne zaobserwowane teraz przeze mnie zjawisko niż np. „niewola” czy „zniewolenie”.
Przede wszystkim „niewolność” (w odróżnieniu od niewoli i zniewolenia) jest stanem, który niejako zaakceptowała (czy też raczej: któremu poddała się) dobrowolnie ogromna większość społeczeństwa w państwach dotkniętych (w mniejszym lub większym stopniu) pandemią. (Protestowała zaledwie garstka ludzi.)
Mnie uderzyło to najbardziej w związku z zachowaniem się całych ludzkich rzesz w kręgu cywilizacji zachodniej – tak szczycącej się przecież liberalnym (wolnościowym) podejściem do człowieka, deklarującej przywiązanie i respekt dla takich wartości, jak np. swoboda obywatelska czy nietykalność osobista, traktując je niemal jako świętości – i gdzie jak mantrę powtarza się słynne powiedzenie Franklina, że „ludzie, którzy dla tymczasowego bezpieczeństwa rezygnują z podstawowej wolności, nie zasługują ani na bezpieczeństwo, ani na wolność”.

       Oczywiście wiem, że taki stan „niewolności” został spowodowany przez wirusa (choć tak naprawdę, bardziej do tego przyczynił się nie tyle sam wirus, co strach przed nim, a w konsekwencji – i w rzeczywistości – takie a nie inne obostrzenia i restrykcje wprowadzone przez władze). I że niemal wszyscy uważają, że jest to stan przejściowy – więc łatwiej jest go znieść.
Ale (abstrahując od tego, czy drakońskie posunięcia władz były zasadne czy też nie) fakt pozostaje faktem: ograniczono wolność setek milionów ludzi – pozbawiono ich prawa do pracy, swobodnego poruszania się; decydowania zarówno o ochronie własnego zdrowia, jak i o wyborze sposobu leczenia w przypadku choroby. Przymusowo odizolowano od siebie nie tylko znajomych i przyjaciół, ale i najbliższych krewnych (przez co dziesiątki tysięcy ludzi umierały w cierpieniu i zupełnej samotności – a był to dla nich horror, którego my, pozostający przy życiu, nie chcemy sobie nawet uświadomić).
Nie wspominając o konsekwencjach ekonomicznych: rujnujących gospodarkę i przemysł, stawiających na głowie politykę fiskalną państwa, niszczących małe i wielkie przedsiębiorstwa, pozbawiających dziesiątki – jeżeli nie setki – milionów ludzi pracy… etc. Skutki tego mogą być w przyszłości katastrofalne, dodatkowo ograniczając ludzką wolność – być może do granicy (praktycznego) niewolnictwa.

       Niewykluczone, że w ostatecznym rozrachunku, liczba ofiar spowodowanych globalnym „lockdownem” świata, przewyższy liczbę ludzi, którym ten „lockdown” uratował życie (wpędzenie milionów ludzi w skrajną nędzę, głód i choroby z tym związane…). Czyli jednak lekarstwo może się okazać groźniejsze od choroby.
(Nie jest to tylko moje zdanie. Prof. Michael Levitt, biolog, zdobywca Nagrody Nobla w 2013 r. w dziedzinie chemii stwierdził: “There is no doubt in my mind that when we come to look back on this, the damage done by lockdown will exceed any saving of lives by a huge factor.”)

       „Niewolność” to takie zawieszenie pomiędzy wolnością a niewolą; stan, w którym łudzimy się, że mimo wszystko (w tej niewoli) zachowujemy wolność, bo nie jesteśmy w stanie zaakceptować tego, że jednak ta wolność została nam odebrana i nawet jeśli zniesiona zostanie większość restrykcji, to część tego zniewolenia pozostanie – i to nie tylko w formie traumy w nas samych, ale i w bardziej represyjnych przepisach i prawie, które wskutek pandemii zostanie zmienione. Także w jeszcze większej kontroli całego społeczeństwa i jego inwigilacji.

       Niestety, już dawno temu (w czasach, kiedy jeszcze nie śniło mi się o żadnej pandemii) nabrałem przekonania, że brak wolności jest jednak nieodzowną cechą ludzkiej kondycji.
Każdemu z nas się wydaje, że dokonuje wyborów niezależnie (a ogólnie: że dysponuje wolną wolą). Jednakże moim zdaniem – w głębi i w istocie działania pewnego mechanizmu społeczno-psychologicznego – zazwyczaj tak nie jest, bo zawsze „podpinamy się” (lub jesteśmy „podpięci”) pod pewną strukturę (partyjną, frakcyjną, stanowiącą grupę interesów…) poddani sugestii, indoktrynacji, propagandzie, manipulacji… także łatwowierności i złudzeniom. To wszystko powoduje, że nasze opinie i poglądy (wliczając w to światopogląd) są niejako zdeterminowane – uzależnione od czegoś, co jest od nas większe. Ergo: nie do końca są suwerenne.

       Ogólnie rzecz ujmując, nasza wolność w życiu jest mocno ograniczona, zarówno przez czynniki zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Bowiem zawsze, w każdych okolicznościach, jesteśmy częścią pewnej struktury – organizmu społecznego, grupy – która nas kształtuje, narzuca normy zachowania – i wobec której określa się nasza tożsamość (bo przecież tylko w relacji z innymi ludźmi możemy się spełnić i stać się człowiekiem).
Niestety – życie to jednak zniewolenie jest. (Pomijam już tutaj nasze uwarunkowania genetyczne, a na które nie mamy żadnego wpływu, jak również Frommowski fenomen ucieczki człowieka od wolności).
Z tych to względów można stwierdzić, żę wolność jest chyba jednym z największych złudzeń człowieka, który mimo to na paradygmacie wolnej woli (możliwości dokonywania wyboru) opiera wszystkie swoje systemy etyczne, (które są niezbędne dla funkcjonowania każdego społeczeństwa).

       To, co się dzieje ostatnio jeszcze bardziej pole naszej wolności zawęża. Perfidia całej sytuacji polega na tym, że w zasadzie godzimy się z tym, że ktoś nam tę wolność ogranicza, a niektórzy z nas przyjmują to nawet ochoczo (bo są przekonani, że ratuje im to zdrowie i życie).
Z drugiej jednak strony odczuwamy tę naszą nową „niewolność” dotkliwie. Stąd pewna schizofrenia: chcemy tej naszej izolacji, a zarazem nie chcemy; boimy się innych ludzi, a zarazem do nich lgniemy; chcemy być chronieni przez władzę, a zarazem nienawidzimy jej kagańca…

       Żeby jednak nie kończyć tak pesymistycznie: warto pamiętać o tym, byśmy przy tych wszystkich ograniczeniach i determinantach, starali się wywalczyć jak największą wolność dla siebie, poczynając od wolności wewnętrznej, bo chyba tam – właśnie wewnątrz siebie, w sferze duchowej – możemy mieć największe pole manewru i poczuć się naprawdę człowiekiem wolnym. Co łatwe nie jest, bo czy poczucie wolności jest rzeczywistą wolnością?

NIEMYŚL

      Paradoks, który w dobie Internetu i platform społecznościowych jest uderzający: zaglądając tam odnosimy wrażenie, że oto doświadczamy burzy mózgów, a tak naprawdę mamy do czynienia z wyjałowioną myślowo pustynią.
Stąd mój kolejny neologizm: „niemyśl”.

       Czym się on różni od niemyślenia (bezmyślności)?
Otóż złudzeniem, że myślimy, podczas gdy w rzeczywistości bezrefleksyjnie przyjmujemy myśli innych. I chodzi nie tylko o memy, stereotypy, banały… Niekiedy natrafiamy na cale elaboraty mające pozory samodzielnej intelektualnej analizy, które tak naprawdę są pseudointelektualnym bełkotem kompilującym pomysły i koncepcje innych, krążące zwykle w internetowej sieci.
Królują wszak memy tudzież aforyzmy, sentencje i życiowe „mądrości”, (o których zwykle zapomina się po 15 sekundach).

      Wraz z rewolucją informatyczną i szalonym rozwojem Internetu, zaszło wielce osobliwe zjawisko: zalew informacji nie zwiększył wiedzy podpiętych do sieci ludzi – a tym bardziej nie spowodował, że zmądrzeliśmy. Wręcz przeciwnie: wzniecił informacyjny chaos – jeszcze bardziej przy tym nas ogłupiając i dezorientując.

      Tutaj chciałbym pewną rzecz uściślić: tak, można się zgodzić, że dzięki Internetowi ilość wiedzy wśród ludzi wzrosła, ale absolutnie nie przekłada się to na jakość tej wiedzy. Generalnie ludzie nie są w stanie przyswoić bardziej kompleksowej, eksperckiej wiedzy, której najczęściej nie potrafią zrozumieć, skupiają się więc na tym, co (jak się im wydaje) rozumieją. A są to rzeczy proste, nieskomplikowane, stereotypowe, powierzchowne, oklepane, trywialne, zwykłe… jak również myśli, które są już im znane, które przejęli, i z którymi się już oswoili. Tym sposobem błędne koło (nie)poznania i niemyśli się zamyka, tworząc owe osławione już bańki, gdzie przebywają zainfekowane jakimiś – zwykle „jedynie słusznymi” poglądami – ludzkie indywidua. A kiedy się już w takiej bańce jest, to odrzuca się wszystko, co do panującej w niej koncepcji nie pasuje – łącznie z przeczącymi jej faktami i argumentami, których po prostu nie przyjmuje się do wiadomości i ignoruje. (To dlatego naszych przekonań nie zmieniają nawet fakty.)
Tak więc mamy to co mamy: niski lot miernot koszący wszystko co wystaje ponad przeciętność – gubienie w śmieciach większości tego, co ma jakąś wyższą intelektualną czy mentalną wartość – tudzież zbijanie się jednakowo (nie)myślących osobników w gromady i stada – najczęściej pod przewodem naczelnych, wyróżniających się w jakiś sposób, baranów.
Wszystko to jest związane z niesamodzielnością myślenia (tych, którzy myślą samodzielnie, jest garstka) i co ciekawe (i na swój sposób ironiczne): najwięcej o konieczności samodzielnego myślenia krzyczą ci, którzy memom i stereotypom poddają się najbardziej.

      Wspomniane tu zjawiska stały się jeszcze bardziej widoczne w czasie panującej nam zarazy. Wirus obnażył wszystkie ludzkie słabości – i to nie tylko w wymiarze indywidualnym, ale i cywilizacyjnym.
W całym tym zgiełku i chaosie (dez)informacji, która na nas spadła, doszło do jeszcze większego kryzysu autorytetów; do niemal zupełnego wyrugowania bardziej krytycznego i mądrzejszego sposobu myślenia; wreszcie do wysypu przeróżnych – nieraz kosmicznie bzdurnych i wręcz absurdalnych – teorii spiskowych, jako żywo przypominających zbiorową paranoję.

      Ale jak się temu ludzkiemu błądzeniu i zagubieniu dziwić, skoro nawet ci, po których można się było spodziewać, że dostarczą nam w miarę pewnej i rzetelnej wiedzy, przeczyli sobie nawzajem. Władze nadrabiały miną, ale tak naprawdę to działały „w ciemno” – podejmujący decyzje politycy nie mieli pojęcia jakie będą skutki ich decyzji. Wszelkie modele i prognozy brały w łeb, każde państwo zdane było na siebie (biurokratyczną WHO i nadętą EU o kant stołu można było potłuc) i co ciekawe (i jeszcze bardziej dezorientujące), ci którzy poszli drogą mniejszych restrykcji, jak się wydaje lepiej na tym wychodzą, niż ci, którzy pozamykali wszystko i wszystkich. (Nadal nie wiadomo skąd się biorą tak ogromne różnice statystyczne w liczbie zarażeń, zachorowań i zgonów w poszczególnych krajach – i jak one zależą od wprowadzonej tam polityki walki z epidemią. Bo to chyba nie jest tylko skutek manipulacji danymi, z którą bez wątpienia mamy często do czynienia).
Innymi słowy: okazało się – zwłaszcza w tym przypadku globalnej pandemii – że niepewność i niewiedza jest dla człowieka bardziej naturalnym stanem, niż pewność i wiedza.
W tym wszystkim ludzie mogli też dojść do wniosku, że skoro nawet naukowcom i ekspertom nie można ufać, to trzeba się udać do guru i szamanów; że skoro trudno jest myśleć racjonalnie, to jakimś wyjściem jest jednak „niemyśl”, czyli substytut myślenia.

UPOKORZENIE

      Kto z nas nie czuje się upokorzony przez tego prymitywa w koronie?
A mówiąc poważniej: czy to, że pozbawiono nas wolności; że jacyś politycy (którzy do tej pory nie mieli bladego pojęcia o wirusologii) nakazują nam, co mamy robić (a my się temu poddajemy); że zamącono nam w głowie tak, że sami już nie wiemy co jest prawdą, a co blagą, fałszem i manipulacją, co jest mądre, a co jest głupie; że zmuszono nas do żebrania o pomoc finansową państwa i władz, którymi często pogardzamy… czy to wszystko nie jest upokarzające?

    Ale przecież ludzkość została też upokorzona w wymiarze cywilizacyjnym, bo skoro nie taki znów groźny biologicznie wirus zdołał sparaliżować świat (głównie strachem), to czy nie może to budzić w nas podejrzenia, że nasza wielka cywilizacja jest jednak kolosem na glinianych nogach, który w każdej chwili może po prostu runąć?

      To upokorzenie, o którym piszę, może też wyrastać z uświadomienia sobie pewnych konsekwencji związanych z obaleniem (podważeniem) pewnych cywilizacyjnych i kulturowych mitów.
O pierwszym – i chyba najważniejszym – już wspomniałem: krytycznie nadwyrężony zostaje mit cywilizacyjnej wielkości człowieka.
Poza tym można chyba zaobserwować:

– Upadek mitu o wyższości cywilizacji zachodniej nad wszystkimi innymi.
– Upadek mitu wolnościowego funkcjonującego zwłaszcza w społeczeństwach państw opartych na ustroju liberalno-demokratycznym.
– Upadek mitu materialnego dobrobytu (rozwiązującego wszelkie problemy i zapewniającego szczęście).
– Upadek mitu o potędze współczesnej medycyny i naukowej wszechwiedzy.
– Upadek autorytetów organizacji globalnych (np. WHO) i kontynentalnych (np. EU) oraz jeszcze większe rozczarowanie politykami. (Pogłębił się też kryzys autorytetów indywidualnych utopionych w brei pseudo-autorytetów.)

      Tę listę można ciągnąć dalej.

       Warto dodać, że nawet jeśli te mity całkowicie się nie rozwieją (bo człowiek jednak bez mitów nie może funkcjonować) to zostaną mocno nadszarpnięte, co może mieć ogromny wpływ na kierunek, jaki obierze ludzkość po pandemii.

       Pandemia mogła nam uświadomić, że prawdziwą przyczyną kryzysu zdrowotnego (pociągającego za sobą śmierć setek tysięcy ludzi) nie był w istocie sam wirus (który wcale nie należy do najbardziej groźnych biologicznie) ale brak odporności organizmów ludzi żyjących w warunkach, które powodują coraz większe osłabienie ich (naszych) układów odpornościowych. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że najbardziej śmiercionośne żniwo nie zebrał koronawirus, a takie choroby („cywilizacyjne”), jak nadciśnienie, cukrzyca, nowotwory, nałogi, otyłość… do których z kolei najbardziej przyczynił się stres, nieodpowiednie odżywianie, życie w zatrutym środowisku naturalnym – wszystko to, co niesie ze sobą nasza (coraz bardziej wspaniała cywilizacyjnie) rzeczywistość.
No i oczywiście, nie można zapominać o starości, ale ta jest czymś zupełnie normalnym i nieuniknionym.

       Warto też zwrócić uwagę na to, że – jak się okazało – najmniejszą odporność immunologiczną posiadają ludzie żyjący na najbardziej ponoć rozwiniętym cywilizacyjnie Zachodzie (a generalnie: rasa biała, choć wyjątkiem są tutaj Afro-Amerykanie i Latynosi żyjący w Stanach).

       Wiadomo, że wszelkie odniesienia rasowe są teraz niepoprawne politycznie, ale jak inaczej wytłumaczyć fenomen niemal całkowitej odporności na koronawirusa w krajach, gdzie zdecydowaną większość stanowi rasa żółta (np. liczący blisko 100 mln. mieszkańców Wietnam, w którym zanotowano 325 zarażeń i gdzie nie ma żadnego zgonu z powodu Covid-19; czy w liczącym 7.5 mln. mieszkańców, niezwykle zagęszczonym ludnościowo Hong Kongu, gdzie wystąpiło 1000 zakażeń i 4 zgony; podobnie jest w Korei Południowej, Tajlandii, Japonii… także – jak do tej pory – w Indiach czy w krajach afrykańskich), jak nie większą odpornością ras „kolorowych”, które nota bene nadal przez sporą część ludzi białych stawiane są (bardziej lub mniej świadomie i otwarcie) niżej od własnej rasy?

      Co tu kryć: to wszystko co się działo na świecie – z nami i wokół nas – przez ostatnie miesiące, spowodowało szok, z którego jeszcze nie wszyscy z nas zdają sobie sprawę. Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba, i jeszcze długo (może nawet już nigdy) nie będziemy mogli się z tego otrząsnąć. Było też uderzeniem, nie tylko w naszą wolność, zdrowie i szczęście, ale i w naszą godność.
A odebranie nam godności jest chyba największym upokorzeniem, jakie może nas spotkać.

       Czy wobec tego wszystkiego założenie, iż po tym doświadczeniu „większość z nas przejrzy na oczy i sprawy potoczą się w kierunku integracji, współpracy i szacunku dla osoby ludzkiej, dla jej autonomii i wolności” (Eichelberger) nie jest zbyt optymistyczne?
Obawiam się, że tak.

* * *

UWAGA: Artykuł ten ukazał się w wydawanej w Stanach Zjednoczonych „Gwieździe Polarnej”, nr 14 z 4 lipca 2020 roku.

Ilustracja: Alexander Milov, Love; fot. Dust To Ashes (źródło)

Komentarzy 69 to “NIEWOLNOŚĆ, NIEMYŚL I UPOKORZENIE”

  1. telemach Says:

    Doskonałły esej Ci wyszedł.
    Naprawdę.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Ha! Jest jednak nierówny i nad niektórymi zdaniami się łamałem.
      Ale bardzo dziękuję za uznanie – tym bardziej, że pochodzi od Ciebie.
      Pozdrawiam,
      S.

      PS. Chcę żebyś wiedział, że zawsze tu jesteś mile widziany.

  2. telemach Says:

    Jest trochę nierówny bo materia heterogenna i rozległa jak Dzikie Pola. Doskonały jest mimo to.
    A próby syntetycznego zarysu zawsze skrywają takie niebezpieczeństwo.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      No i nie można zapominać, że poruszamy się we mgle – stąd trudność wyciągania wniosków, które na tym etapie (braku czasowego dystansu) bardziej są przypuszczeniami i domysłami, niż czymś pewnym, definitywnym…

  3. Gniewko Lewandowski Says:

    Ależ zasady „nowej normalności” są znane – opracowano je we wrześniu 2019 r.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      A jakie to są zasady? I komu są znane?
      Kto je opracował i gdzie je można znaleźć?

      • Gniewko Lewandowski Says:

        To bardzo mętny (nie przypadkiem) splot powiązanych ze sobą dziwnych instytucji

        Ważna uwaga: nie jest w tym materiale uwzględniona rola czołowego gracza w tej wojnie – Chin. To z powodu braku transparentności ich działań w odróżnieniu od wymogów amerykańskich. Tam niczego nie trzeba publikować.

  4. Dan Koch Says:

    Bardzo podoba mi się Twoje określenie obecnej rzeczywistości.
    Pozdrawiam.

  5. Marta Skowrońska Says:

    Bardzo trafnie opisane.

  6. JackieXK Says:

    Jesteśmy świadkami największej w historii manipulacji medialnej – na skalę światową!!! I…that’s it! „Pandemia”, to słowo – w stosunku do tego, co się dzieje – zupełnie nieuprawnione !!!

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Zgadzam się z tym, że media odgrywają ogromną rolę w tym, jak ludzie odbierają to, co się teraz dzieje na świecie (i w poszczególnych krajach) w związku z wirusem. A znając sposób działania tych mediów (ich brak zależności, sensacjonizm, chodzenie na pasku przeróżnych agend….), można powiedzieć, że więcej w ich przekazie jest manipulacji, niż rzetelnych informacji i racjonalnej oceny sytuacji.

      Pandemia, czy nie pandemia… to też jest chyba sprawa nazewnictwa i przyjętych kryteriów (to, że obecna epidemia jest pandemią ogłosiła WHO). Faktem jest, że wirus powodujący Covid-19 rozprzestrzenił się po świecie i powoduje ponad normatywną liczbę zgonów wśród ludzi. Kwestią otwartą pozostaje to, czy podjęte środki (np. lockdown, izolacja) są adekwatne w stosunku do zagrożenia w poszczególnych rejonach (krajach), gdzie pojawił się wirus.

  7. Jagoda Skrzetuska Says:

    Najgorzej jest, gdy ludzie – oczywiście nie wszyscy – nie mają świadomości, że tak naprawdę zachowują się jak marionetki … Wydaje im się, że są wolni, że podejmują jakieś decyzję, że noszenie maseczek to jest ich wybór …. nie mają pojęcia, iż zostali zwyczajnie w świecie zmanipulowani i zaprogramowanie przez mass media …

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Wszyscy, którzy poddają się ogólnym trendom, opiniom, modzie, polityce, mediom, czy jakiejkolwiek ideologii… zachowują się w pewnym sensie jak marionetki (ale oczywiście sami sobie tego nie uświadamiają).
      Wygląda na to, że owa marionetkowość wyrasta po prostu z instynktu gromadnego. Czyli chodzi o stadność (a nazywając rzecz bardziej elegancko: zdolność/konieczność tworzenia grup społecznych i przystosowywanie się do życia w tych grupach – począwszy od różnych partii, sekt, organizacji, czy baniek towarzyskich… po plemiona, kasty, rasy i narody).

  8. Krystyna Arthur Says:

    Bezwolność to stan, w ktorym oddajemy decyzje o naszym losie, dobrowolnie, lub nie (wiezienie).
    Mamy bardzo krótką pamięć… plaga, oraz inne pomory zmieniały historię… Kto pamieta mini ice age w XV wieku? Itp.
    „Morowe” powietrze kończyło mocarstwa. I nigdy się nie obyło bez ofiar.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      „Bezwolność” – to słowo też jest ciekawe w tym kontekście. Zwykle kojarzymy go z brakiem woli, ale tutaj może też oznaczać stan „bez wolności” (czyli ową „niewolność” z mojego tekstu).

  9. Stanisław Błaszczyna Says:

    To jest naprawdę (co najmniej) zastanawiające: według oficjalnych danych, w liczącym 7.5 mln. mieszkańców Hong Kongu, jednym z najgęściej zaludnionych rejonów świata, na przeprowadzone niemal 170 tys. testów, stwierdzono tylko 1053 przypadki zarażenia wirusem, z czego do tej pory zmarło tylko 4 osoby, a 1019 wyzdrowiało (liczba nowych zarażeń z dzisiaj: 1, słownie: jeden).
    Czy ktoś potrafi to zdumiewające zjawisko wyjaśnić? (Podając przy okazji wiarygodne źródło, na którym to wyjaśnienie można oprzeć).

    • Gniewko Lewandowski Says:

      Nie istnieją już dane prawdziwe (owszem ale dla elit elit) ponieważ informacja to broń i pieniądz (2 in 1).
      Wniosek: oficjalne dane to … wynik czyichś kalkulacji i nie więcej.

      • Stanisław Błaszczyna Says:

        Zgadzam się. Ale w przypadku Hong Kongu chyba nie da się tego wyjaśnić tylko fałszowaniem danych (be nie sposób byłoby ukryć tysięcy chorych i zgonów). W samych Chinach już byłoby to bardziej możliwe (tych danych chińskich już od dawna nie bierze się na poważnie, bo Chińczycy rzeczywiście podają tylko to, co chcą podać).

        • Gniewko Lewandowski Says:

          Tu mamy generalnie jasną sprawę: Wszystkie rządy fałszują statystyki zgonów ale pompując je. Znam osobiście przypadki, znają je Rosjanie, Francuzi etc etc. Zatem posądzanie władz o ukrywanie/zaniżanie jest wyłącznie objawem paniki.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Czyli według Ciebie te dane z Hong Kongu, które podałem, nie są zaniżone, ale wręcz pompowane? (Rosja też swoje dane „pompuje”?) Gdzie widać w Hong Kongu to „pompowanie” danych skoro na 7.5 mln. mieszkańców, podaje się tylko 1053 zarażeń i 4 zgony? Nie widzę w tym logiki.

        • Gniewko Lewandowski Says:

          Nie odniosłem się konkretnie do HK. Znam przypadki z innych krajów. Przede wszystkim to system motywacji finansowej. Np ratownik medyczny za asystę przy covid ma ekstra 150 a to on stawia „diagnozę” z objawów. Potem wiozą takiego do szpitala, gdzie znów ten sam mechanizm: zwykły pacjent to wiele niższa stawka z NFZ niż koronkowy. Wszyscy zarabiają – nawet puste łóżko przygotowane dla covida to 1000/dzień a zajęte przez niekowida ok 400. Etc etc. Żadne dowody medyczne nie są wymagane (testy nie są na covid) wystarczy wpis w papier. taka to epidemia

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Ja o tym wiem. Mój pierwszy komentarz dotyczył jednak Hong Kongu. Twoich wyjaśnień zupełnie nie można odnieść do tamtejszych danych. (A napisałeś, że „pompowanie” odnosi się do wszystkich rządów. To też jest zresztą nielogiczne, ponieważ w interesie rządu wcale nie leży to, by wydawać pieniądze na fałszujące dane szpitale, które chcą na tym zarobić.)

        • Gniewko Lewandowski Says:

          Logika jest wyżej a rządy są jej zakładnikami. Obecnie łatwy kredyt wręcz zalewa kraje i daje rządzącym pozorny komfort – tyle że przyjdzie czas rozliczenia i przejęcia własności państwowej. W tej chwili mnożenie wydatków i kredytowanie ich są logiczne właśnie pod taki scenariusz. To wojna bez militarnych zabawek.

          Zaś co do samego HK – to specyficzny teren, gra Chin GB i lokalnych – może nie być zgodnie z regułą. (Białoruś i Szwecja także.)

    • Mike Says:

      Czesciowa odpowiedz moze byc w fakcie, ze Chinczycy z Chin czy Hong Kongu maja specyficzna diete, rozna od spoleczenstw zachodnich. Jedza duzo czosnku, ktory jak wiadomo ma bardzo duzy wplyw na budowanie odpornosci systemu immunologicznego na wiele chorob, zwlaszcza chorob serca. Musimy pamietac, ze chore serce (silnik organizmu ludzkiego) to rowniez glowna przyczyna wszelkich chorob i dolegliwosci.

      • Stanisław Błaszczyna Says:

        Tak, tu w grę wchodzić może wiele czynników. Dieta, to raz. Także: inne jednak podejście do życia (a przez to mniejszy stres); konieczność dostosowania się do gorszych warunków (higienicznych, zdrowotnych), niż to ma miejsce w społeczeństwach zachodnich; inny garnitur genów… etc. No ale na ten temat to powinni się wypowiedzieć naukowcy po przeprowadzeniu rzetelnych badań.

  10. MFK Says:

    Co czwarty Polak uważa, że wirus został wypuszczony w celu pozbycia się starszych ludzi. Powód banalny – państwu brakuje pieniędzy na emerytury.

  11. Gniewko Lewandowski Says:

    Każde odkrycie musi mieć swój czas . Cóż z tego, że Wikingowie odkryli Amerykę, skoro nie mieli pomysłu, co z nią zrobić. Podobnie jest z wirusami – odkryte dawno temu ale dopiero teraz dostrzeżono w nich idealne narzędzie władzy.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Każda władza stara się wykorzystywać pojawiające się zagrożenie do wzmocnienia swojej władzy i zwiększenia kontroli nad społeczeństwem. To samo odnosi się do tych, którzy to zagrożenie chcą wykorzystać dla własnych celów, ot choćby do tego, żeby powiększyć własne zasoby finansowe (co też przekłada się na władzę) – kosztem innych, zazwyczaj szeregowych ludzi.
      Czasami przybiera to formę działania mafijnego – z tym można się zgodzić.

      • Gniewko Lewandowski Says:

        W tym przypadku sprawa jest prostsza; Chińskie know-how zarządzania masami zyskało akceptację światowych elit. Już nie trampki, czy nawet elektronika ale e-zamordyzm jest chińskim hitem eksportowym. Elitom zachodu wydało się to tańszym rozwiązaniem – tak jak wcześniej outsourcing. I przejadą się na tym podobnie, jak na poprzednim. To jest wojna cywilizacji i wszystko wskazuje na to, że Chiny wezmą odwet za sprowadzenie ich do pozycji pariasa w XIX w. 200 lat to w ich percepcji tyle, co przedwczoraj. W pewnym sensie sprawiedliwe. Ale co ja jestem winny? 🙂

  12. Tomasz Says:

    Jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do posłuszeństwa wobec różnych reguł. One oczywiście na dużym poziomie ogólności się nam opłacają. Jeżeli wyobrazimy sobie człowieka, który kształtuje swoje zachowania społeczne – a kształtował je powiedzmy 20, 30, a nawet 40 tysięcy lat temu – to był to człowiek, który musiał za kimś pójść. Ktoś musiał być liderem, ktoś musiał być przywódcą tego polowania na mamuta.
    I teraz, jeśli w tej grupie, która na tego mamuta poluje, ktoś nagle by to przywództwo kwestionował, to oczywiście zagrażałby sukcesowi całego polowania. Poza tym my – jako ludzie – wdrożyliśmy pewne mechanizmy, które każą natychmiast eliminować, albo chociaż obniżać rangę tych osób, które kwestionują przywództwo, które sprawiają kłopot temu, kto nam przewodzi

  13. Anna Pakula Says:

    New World wiil be with LOVE only after PARUZJA.

  14. Marek Marcin Grudzień Says:

    Ale przynajmniej jest kolorowo 😉

  15. Gniewko Lewandowski Says:

    To wszystko proste i logiczne ale zalew informacyjny uniemożliwia prostą analizę. Ale casus ciekawy: ośrodki naukowe szerzą anaukowość (metody walki epidemiologicznej są wzorcowo antypodręcznikowe, zanikają podstawowe fakty medyczne (odporność naturalna, przeciwciała itd – nagle nie są już tym, czym dopiero były a nikt żadnych prac przełomowych nie pokazał) , lekarze (znam przypadki) najpierw robią wielkie oczy, potem dociera, że lepiej milczeć, potem że to się opłaca. Ludzie nawykli do postawy racjonalistycznej nagle popadają w dysonans poznawczy, potem wchodzi w grę instynkt samozachowawczy. I tu największy paradoks: im bardziej jesteśmy ostrożni, tym bardziej się narażamy. Bo ten megaeksperyment potwierdza założenie: ogłoś bzdurę a ludzie to kupią.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      No właśnie, taki np. – uznany za eksperckiego guru – Dr. Anthony Fauci (Dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych) powiedział o szczepionkach przeciw Covid-19:
      1. “no guarantee if vaccine works”
      2. “they may work”
      3. “they may make it worse”
      Tak więc każdy może sobie wybrać co mu bardziej pasuje, powołując się przy tym na autorytet – i to, jak w tym przypadku, tego samego naukowca (a wiadomo, co wybiorą ci, którzy na szczepionkach zarabiają miliardy).

      • Barbara Kos Says:

        W związku z czym, na pewno się nie zaszczepię. Wolę wierzyć w swój instynkt samozachowawczy.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Ale może tak być, że te szczepienia będą obowiązkowe (tak jak np. teraz prześwietlanie pasażerów na lotniskach), więc ludzie będą do tego (w taki czy inny sposób) zmuszeni (a kto się nie podporządkuje, to będzie karany lub w jakiś sposób dyskryminowany).

      • Gniewko Lewandowski Says:

        Żebyż tu chodziło o te miliardy – cieszyłbym się. Ale to internet ludzi, niestety. Zatem władza i kontrola totalne

  16. Jagoda Skrzetuska Says:

    W zasadzie się zgadzam z tym, co napisałeś aczkolwiek dodam od siebie tyle, że jesteśmy w czasie na Ziemi ogromnej zmiany i to pod każdym względem … największej, jeśli chodzi o świadomość, ale oczywiście również, jeśli chodzi o ekonomię. Stare normy, standardy, wzorce … to wszystko będzie się zmieniało, a właściwie już się zmienia, tylko jeszcze nie wiemy, nie widzimy w jakim kierunku pójdzie ta zmiana. Na pewno wiele osób – jeśli chodzi o świadomość – obudzi się i będzie myśleć w sposób odrębny i to nie będzie dla nich łatwe, ponieważ ciągle świadomość grupowa jest dominująca. Środowisko wywiera presję, rodzina wywiera wpływ na nasze poglądy, ale przede wszystkim na to, jak je wyrażamy I co wyrażamy … Myśleć sobie można, co się chce, ale wyrażać już niekoniecznie. Zatem ludzie muszą nabrać więcej pewności siebie, aby mieć odwagę swój pogląd wyrazić bez względu na reakcję innych. Dodam jeszcze, że wyrazić swój pogląd w sposób pokojowy, aby nie wchodzić w zwarcie, co często w tej chwili jest widoczna również na Facebooku 😉

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Chciałbym, aby Twoja optymistyczna prognoza się sprawdziła. Niestety – to wszystko co się teraz dzieje nie napawa jednak zbytnim optymizmem. Wygląda na to, ze w dzisiejszych czasach bardziej jesteśmy nastawieni na rywalizację i konfrontację, niż na współpracę. Dziel (siej strach i nienawiść) i rządź – ta postawa wydaje się teraz dominować, i to nie tylko wśród polityków.

  17. Mike Sikora Says:

    Absolutnie się zgadzam. Jest to celowe działanie, mające na celu zabranie prywatnego czasu przeciętnego obywatela i zniewolenie jego umysłu aby nie mógł myśleć rozsądnie jako indywidualna jednostka i poddał się bezwzględnemu sterowaniu przez obezwładnione przez rzad media.
    Dziś w pracy tylko 25% czasu wykorzystane jest przez administracje na konkretna pracę, reszta, czyli 75% czasu poświęcona jest na bzdurne e-maile i pisanie bzdurnych tekstów, przesyłanych masowo do każdego w organizacji. Po prostu paranoja.

    Lekarze uczulają nas żeby spać 8 godzin dziennie a nam pozostaje tylko 4 do 5 godzin na spanie. W związku z czym choroby spowodowane stresem, jak zawały serca, choroby raka, otyłość, powodują, że w ostatnich kilku latach długość życia przeciętnego obywatela w USA zaczyna się obniżać.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Właśnie, uzależnienie od internetu to nic innego jak zniewolenie umysłu (każdy nałóg pozbawia nas w większym lub mniejszym stopniu wolności). Człowiek staje się bezwolny, podatny na manipulację – zarówno polityczną, jak i marketingową. Kontrola jaką nad ludzką populacją (czyli nad nami) – i to w skali globalnej – ma np. Facebook, czy Google jest wręcz przerażająca. Coraz bardziej przypominamy zombies, które wpatrzone są w ekran swojego smartfona i nie widzą świata, który ich otacza realnie. Rzeczywisty kontakt z żywym człowiekiem z krwi i kości, zamieniamy na wirtualny pseudo-kontakt z ludźmi, którzy tak naprawdę są nam obojętni (bo prawdziwą relacje można nawiązać tylko będąc blisko – mentalnie i fizycznie – drugiego człowieka). Tak więc, te wszystkie wirtualne kontakty (związki/relacje) to albo fake albo substytut czy złudzenie. (Obecna sytuacja „social distancing” związana z epidemią tylko to wyostrza i pogłębia.) Jako ilustrację dołączam zdjęcie, jakie zrobiłem jakiś czas temu w singapurskim metrze. Ci ludzie na pewno są podłączeni ale czy połączeni?

      • Gniewko Lewandowski Says:

        Widziałem niedawno w beskidzkim lesie młodą parę – szli szlakiem zapatrzeni każde w swego smarta. Zerknąłem na co konkretnie. Oboje mieli mapkę z pozycją i trasą na ekranie. Nie patrzyli na nic innego – szli wg wskazań. Las istniał dla nich tylko na ekranie

      • Anna Dolecki Says:

        Warto tez spojrzeć na uzależnienie od smartphone u dzieci I młodzieży. To już nie jest nawet problem, to przerażająca rzeczywistość Nowego Świata.
        Młodzież pozbawiona możliwości korzystania z tego wynalazku zachowuje się jak uzależniony na odwyku.

  18. Bogdan Kwiatek Says:

    Trochę tu uderzasz w strunę, która kiedyś bardzo mocno brzmiała w moich uszach, bo o metafizycznym pojęciu woli w pewnym historycznym ujęciu kiedyś pisałem. Jako o relacyjnej jej bytowaniu, pomiędzy materią i formą danego bytu. W zasadzie każdego bytu. Bowiem, by taki czy inny byt był, musiała być jakaś wola, by go powołać do istnienia… Ale na bok tamte, choć niejako w metajęzyku kiedyś pisane rozważania…
    Oczywiste jest, ze my ludzie i człowiek jako dowolna jednostka jest w momencie urodzenia mocno ograniczona. Fizycznie, czasowo, geograficznie, genetycznie, płciowo, etc. Nie jest bezgranicznie wolny. Jest raczej mocno ograniczony. To że żyjąc w XXI w wielu miejscach na świecie mamy od czasów II WS niejaką wolność społeczna – zwłaszcza Wy Amerykanie 😉
    To wcale nie znaczy, że tej wolności przybyło nam Bogdan wie ile! To że w sferze Zachodu nie skupiamy codziennej uwagi na codziennych troskach i problemach i możemy planować wakacje za rok czy dwa na piątym czy siódmym kontynencie, to dalej nie znaczy, ze możemy (jako ludzkość owszem, ale indywidualnie gorzej) polecieć w kosmos, a już tym bardziej na Marsa (może za 20-100 lat ktoś poleci, a przy większej wojnie jądrowej to już wszyscy będą chcieli lecieć 😉)
    (…)..
    Zjawiska Ograniczania swobód obywatelskich czynione są od lat… Każda wojna Od 70, a może i 100 lat, a nawet może i dłużej zaczyna się od kampanii medialnej, zjednywania sojuszników, gry dyplomatyczno – psychologicznej. Na przeciwniku, ale i na swoich sojusznikach, obywatelach, żołnierzach…
    Czym jest od lat w US i na Zachodzie zjawisko kredytowania, jak nie… w sensie społecznym – zniewalaniem całych grup, czy państw, by przybierały formę Postawę klienta?

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Właśnie, to jest pytanie – czy (przy stałych naszych ograniczeniach, jak np. genetyczne, czasowe, geograficzne, płciowe… które w zasadzie są dla nas niezmienne) zakres naszej wolności (związany z rozwojem ekonomicznym, technicznym, informatycznym, przemysłowym…) się zwiększa, czy też zmniejsza?

      Czy nie jest tak, że zyskiwanie przez nas większej wolności (swobody obywatelskiej, osobistej, materialnej, technologicznej…) jest pozorne, bo w rzeczywistości pole tej naszej wolności się zawęża – gdyż coraz bardziej jesteśmy przytłoczeni molochem naszej cywilizacji, której stajemy się (bezwolnym) trybikiem, uzależniani do technologii, banków, konsumpcji, korporacji… i wreszcie władzy zyskującej nad nami coraz większą kontrolę poprzez rozwinięty do gigantycznych rozmiarów system totalnej inwigilacji przez różne służby „bezpieczeństwa”? (ponoć NASZEGO bezpieczeństwa)

      • Bogdan Kwiatek Says:

        Znów kilka aspektów może i tego samego tematu…
        Możemy podyskutować poprzez analogie i odniesienie do pamięci…
        System bankowy:
        Kiedyś – zwłaszcza po wojnach – których jak w USA nie było, w Polsce w XX wieku aż 4 (1WŚ, WPol-Bol, 2WŚ, Z/imna/W) {ze o wojnie PP /pol-pol/ nie wspomnę}, to w większości ludzie wiązali koniec z końcem… I nie było problemu…
        Tymczasem teraz
        1/ każdy, kto chce ma konto w banku
        1a/na kontach oszcz. kiedyś rosły procenty, dziś banki maja swoje zasoby, nie muszą ściągać od ludu…
        2/ bankowość można mieć całkowicie w smartfonie, dzięki czemu oszczędza się czas wielorako… nie trzeba jeździć do banku, stać w kolejce, by dokonać comiesięcznych opłat
        == no lepiej być nie może (pewnie może)
        € (w zastępstwie Sigmy) wiadomo, że dostęp do własnego konta musi być zabiezpieczony, wiec zgadzamy się na takie czy inne procedury…
        !!! Ja bym poszedł krok dalej i dla (chyba sporej części społeczeństwa) spróbował na tej bazie dać możliwość Głosowania Online.
        Jest niby w PL jakaś platforma ePUAP, ale to coś zewnętrznego, a nie tak naturalnego, jak posiadanie konta w banku…
        Wniosek?…

        II/ komunikacja:
        Każda dekada to od lat 70-tych swego rodzaju rewolucja komunikacyjna…
        W 70-80-tych latach w PL mało kto miał zwykły telefon (tzw stacjonarny)
        W 90-00 już było lepiej I już niektórzy mieli tel.kom.
        Od 2010-20
        Coraz lepszy internet (choć jak dla mnie TPSA powinna w PL dostać nagrodę za zwijanie internetu!
        Od 2010 ilość nawet darmowych komunikatorów wzrosła, tak że nawet „przed chwilą” rozmawiałem ze znajomym z Kalifornii,
        A tu odpisuje znajomemu z Chicago.
        A z rana dostałem porcje linków i zdjęć z Australii…

        Wady:
        Pewnie cześć /wszystkie te „rozmowy” są podsłuchiwane/rejestrowane i
        Dzięki temu może prawnuki będą coś więcej wiedzieć o pradziadku, niż ja dziś o swoim…
        Wnioski:
        ?
        1/ Cała ta komunikacja powoduje, że mamy lepszy kontakt z osobami dalekimi
        A (trochę przez to, wszak ilość czasu jest ograniczona) gorszy z bliższymi…

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Bogdanie, czyli według Ciebie jest coraz lepiej, a my mamy coraz wygodniej? (bo nie musimy stać w kolejkach w banku i dużo rzeczy można załatwić przez Internet).
          To w takim razie dlaczego świat gonił (goni) coraz bardziej a ludzie mieli (mają) coraz mniej czasu (uzależniając się przy okazji od internetu – o innych uzależnieniach/nałogach nie wspominając?)

          Otóż mam wątpliwości czy jest lepiej – i czy jesteśmy coraz bardziej wolni. Moim daniem nie – jesteśmy coraz bardziej uzależniani od rzeczy (instytucji, ludzi, technologii, substancji) z zewnątrz – czyli jesteśmy coraz mniej wolni.

          Poza tym:
          – banki robią wszystko, abyśmy się coraz więcej wydawali i coraz bardziej się zapożyczali (te wszystkie „ułatwienia” są po to, abyśmy się w ten system jeszcze bardziej wikłali i wkręcali, czyli uzależniali, czyli pozbawiali się wolności
          – kontakty przez Internet są kontaktami specyficznymi — nigdy Ci nie zastąpią kontaktu prawdziwego – z człowiekiem z krwi i kości. To są namiastki, które na dodatek Cię deprawują – pozbawiają/ograniczają te kontakty prawdziwe.
          – Internet ludzi uzależnia – a każde uzależnienie jest pozbawianiem cię (w większym lub mniejszym stopniu) wolności
          etc.

          Tak więc, nawet jeśli mamy takie złudzenie wolności, to człowiek jest tak samo (może nawet bardziej) zniewolony, niż dawniej. Bo zawsze jakaś forma zniewolenia ludzi istniała. A jeśli tak, to po prostu jeden rodzaj zniewolenia zamieniamy na inny.

        • Bogdan Kwiatek Says:

          prawdę mówisz!
          1/ ten paradoks z oszczędzaniem czasu i brakiem czasu jest bardzo ciekawy.
          Mocno złudny!

          1b/ to jest swego rodzaju kłamstwo i forma usprawiedliwienia… „nie mam czasu”. Bo to zawsze kwestia ustalenia priorytetów… Fakt, że w danym momencie mogę być czymś w 100% zaabsorbowany, ale… jak się dom pali, to się okazuje, ze „mam czas” na inne zagadnienia… zwłaszcza zagrożenia!

          1c/ żyjemy w takich czasach, choć może każde pokolenie i istnienie na jakimś etapie to przeżywa, że priorytety nam się zmieniają i wywracają.

          2/ „nic nie jest za darmo” – stara zasada, która pasuje do banków. Jeśli serwis jest łatwiejszy, to płacisz za niego ofertą bijącą po oczach.
          No, ale nikt nikomu nie każe brać tych kredytów… Opcja minimum mnie wystarcza… choć być może ja też popadam w innym miejscu

          3/ uzależnienia
          Masz racje. Człowiek to słaby byt, który łatwo uzależnia się od wielu czynników.
          Stąd wiele -izmów. Plus hazard. Ponoć jak wpadniemy w jeden, to tylko kwestia reklamy – w co wpadniemy po wyjściu z pierwszego…
          Czyli tak jak napisałeś.
          Tu moja wypowiedz jest współbieżna. 🙂

          N/ A to „trzęsienie ziemi”, które mamy właśnie teraz w gatunku ludzkim, to – jeszcze nie wiem, jak się skończy, ale zostanie faktycznie na dłużej… 😕

  19. Anna Dolecki Says:

    Fenomen upokorzenia człowieka i „rzucenia go na kolana„ to przecież znane nam praktyki, zwłaszcza tych, którzy wychowali się w komunizmie. Czy jest nam z tego powodu łatwiej to przyjąć? Wręcz przeciwnie, bo żyliśmy dumnie łudząc się choćby pozorną wolnością, budując sobie bezpieczne miejsce na świecie. To wszystko runęło, to stało się niewytłumaczalne.
    Z jakiego powodu cały świat dał się naraz zwariować? Założono nam „kagańce”, zabronili wszystkiego a za dobre zachowanie dostajemy ewentualnie spacer.
    Widziałam wczoraj na plaży jak pomieszano w głowach tłumom ludzi, którzy dobrowolnie siedzieli na upale w maskach, a co niektórzy w gumowanych rękawiczkach.
    Tak odebrano nam dumę i zmuszono do żebrania. Ci niektórzy jeszcze dzielnie buntują się przeciwko takiemu drylowi, ale skutki są raczej marne.
    Co stało się z naszym światem? Moja dusza po prostu płacze.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Co się stało z naszym światem?
      Po prostu jeszcze bardziej odarto nas ze złudzeń, bo rzeczywiście (nawet jeśli było to złudzenie), to cieszyliśmy się (względną) wolnością, istniała dość duża swoboda obywatelska, można się było przemieszczać – podróżować po świecie… Czuć się w miarę bezpiecznie, spokojnie… Uznaliśmy, że jest to (na Zachodzie, gdzie żyjemy)) „norma”, że to się nam po prostu należy – do tego wszystkiego łatwo się przyzwyczailiśmy (bo zazwyczaj bardzo łatwo przyzwyczajamy się do tego, co dobre, wygodne, bezpieczne – i uznajemy to za stan naturalny).
      I nagle to poczucie wolności, bezpieczeństwa i spokoju runęło. Tego szoku sobie jeszcze nie uświadamiamy (bo myślimy, ze mimo wszystko jest to stan przejściowy), ale ta trauma będzie miała konsekwencje wręcz cywilizacyjne.

      Absolutnie nie mogę się zgodzić, jeśli ktoś wieszczy, że „większość z nas przejrzy na oczy i sprawy potoczą się w kierunku integracji, współpracy i szacunku dla osoby ludzkiej, dla jej autonomii i wolności”.
      Nie chciałbym być złym prorokiem, ale mam wrażenie, że stanie się dokładnie na odwrót: ludzie jeszcze bardziej będą zaślepiani i ogłupiani, świat jeszcze bardziej się podzieli i zantagonizuje, osobę ludzką (indywidualnego człowieka, jednostkę) jeszcze mniej się będzie szanować; ludzie będą traktowani coraz bardziej instrumentalnie, zakres ludzkiej wolności jeszcze bardziej się zawęży (inwigilacja – a tym samym kontrola – całej ludzkiej populacji będzie coraz większa), wzmocni się autorytarna siła rządów, skupianie środków i bogactwa (a tym władzy) w rękach niewielkiej „elity” doprowadzi do jeszcze większego przeświadczenia tych ludzi o własnej wyjątkowości, wyższości i potędze, przez co coraz bardziej będą się czuli w obowiązku wpływania na losy całej ludzkości (oczywiście dla jej dobra). Jeśli nastąpi jakaś globalizacja, to będzie ona miała coraz bardziej charakter totalitarny (bo tylko w totalitaryzmie można będzie tę władzę utrzymać i egzekwować).
      No cóż, nic na to nie poradzę, że taki czarny scenariusz mi się maluje.
      Ja już na pewno tego nie doczekam (jest w tym jednak pewna pociecha), ale życzę przyszłym pokoleniom aby nic z tego czarnego scenariusza im się nie sprawdziło – ba naprawdę bardzo chciałbym się mylić.

  20. Bogdan Kwiatek Says:

    Jak zawsze masz ciekawe przemyślenia spisane/spisywane jak „dziennik końca czasów…”
    Ale tym razem z kilkoma Twoimi myślami się jakoś nie zgodzę!… (choć wiele myśli podzielam).
    Otóż tak:
    1/ nie wiem, czy wpędził nas w ten stan jak piszesz strach.
    Mnie się wydaje, ze raczej:
    – obawa o zdrowie i życie starszych
    – odpowiedzialność za nieprzekazywanie wirusa, który może przyspieszyć zapalenie górnych dróg oddechowych.

    Nie mamy chyba dalej pełnej wiedzy o mikrobie – ona cały czas jakoś spływa cedzona w potoku domysłów pochodzenia, skali rażenia i braku skutecznego leczenia.
    Czy może już nastąpił jakiś przełom? (Unikam natłoku wiadomości, by nie popaść w inny chorobliwy stan).

    Tu myślę, że powinniśmy zaczekać, aż lekarze, którzy mają najlepszą, bo i teoretyczną i praktyczną wiedzę z pola walki, wrócą z niego, odpoczną, poukładają myśli i się nimi podzielą.

    Minęły już ponad 2 miesiące tych z nim „zapasów”, a naszego owszem przymusowego, choć mniej lub bardziej współwolnego też odizolowania w imię chyba dobrze pojętej kwarantanny, która miała zadziałać na spowolnienie ilości/wypłaszczenie krzywej… (w przypadku Polski chyba zadziałała).

    Gatunek ludzki pomimo tego incydentu zwanego „pandemią 2020” da sobie rade.
    Jest nas prawie 8M (miliardów/bilionów!)
    I chyba deko za dużo… a na pewno licznik bije dalej i liczba rośnie… I jako ten wyjątkowy w skali świata gatunek pożeramy już własny ogon.
    Jeśli idzie o zasoby potrzebne do życia (woda i powietrze) oraz do tzw. rozwoju (ropa, gaz, prąd…)

    Jeszcze nasi pradziadowie przez 3-5 miesięcy w roku przez zimę i braki komunikacyjne po prostu wegetowali… a my cały rok chcemy podbijać świat… dokładając tony CO2 do już nie tak czystego powietrza, wycinając lasy i mnożąc plastik…
    Być może jesteśmy jako stado baranów prowadzone do odizolowanej zagrody, zmiękczane brakiem pewności dnia jutrzejszego i jakichkolwiek planów i w taki czy sposób eksterminowane…
    (Choć jak wiemy bez tej „pandemii” też sporo ludzi by umarło na inne/podobne choroby płuc, że o innych schorzeniach (nowotwory, zawały, wylewy, itp) nie mówię!
    Wyobraź sobie, że jedziesz w czerwcu do Europy, albo ja w lipcu do Ameryki
    I zaczynamy w obcym terenie kaszleć

    • Mike Sikora Says:

      @Bogdan Kwiatek
      Widzę, że się poddałeś

      • Bogdan Kwiatek Says:

        @Mike Sikora
        sam nie wiem… za dużo by pisać…
        Ale czekam na motywacje… i na Staszka odpowiedz w tych paru kwestiach…
        U niego jest ta trudność, ze wyciąga całe dywizje wizji i problemów, no i trzeba by dość sporo czasu by całe „pole bitwy” objechać i znaleźć słabe punkty…
        Tam IMHO jest ich więcej.
        Gdyby – trochę jak w Biblii 😉 albo podręcznikach do nauki oprogramowania/ albo jak w umowie prawnej mieć odczynienia z paragrafami, punktami i podpunktami, to byłoby łatwiej :)))
        A tak, trzeba dowozić pociągami albo ciężkimi Herkulesami tony dział przeciwko.
        A najgorsze, ze nad polem bitwy roznosi się mgła niewiedzy, domysłów i różnych teorii…
        I – w sumie – nie widać celu tej wojny!

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Bogdanie, wydaje mi się, że odróżniam strach od obawy (ja sam chyba jednak wiem, kiedy się czegoś boję, a kiedy obawiam ;) )
      Otóż, rzeczywiście, to o czym piszesz (ostrożność, aby się nie zarazić, aby nie narażać zdrowia i życia innych, zwłaszcza starszych ludzi) to jest po prostu racjonalna (mądra) i normalna obawa.

      Ale zważ, jak to działało na całym świecie (dzięki Bogu – a może i rządowi ;) – nasz kraj/Polska, została jakoś tam pod tym względem oszczędzona, dlatego moja obawa – kogoś, kto żyje w Stanach, gdzie chyba dzisiaj liczba zgonów przypisanych koronawirusowi przekroczy100 tysięcy – jest od Twojej obawy „lepsza” ;) )

      Pamiętasz zapewne konwój ciężarówek wywożących trupy z Bergamo, setki trumien ułożonych w rządkach (które nota bene nie miały nic wspólnego z COVID-19); codziennie bombardowanie nas ilością zgonów, pokazywanie nam (z dronów) tych trumien drewnianych zakopywanych w dołach na jakiejś tam wyspie w Nowym Jorku; te kostnice ze zwałami zwłok, chłodnie czekające na ciała zmarłych…. histeria, że rozpętała się wręcz Apokalipsa… itd.
      Tym właśnie epatowały nas media (która organicznie wręcz mają zakodowany w sobie sensacjonizm i przesadę) wzbudzając w ludziach nie obawy, ale właśnie strach, który często przeradzał się wręcz w panikę.
      A to już nie jest racjonalna obawa o zdrowie i życie swoje i najbliższych.
      Czasami miałem więc wrażenie, że świat ogarnęła jakaś zbiorowa psychoza.

      Czy wszystkie środki podjęte przez władze (w takich okolicznościach) miały więc racjonalne przesłanki? Obawiam się, że nie. Choćby dlatego, że władze działały jednak „w ciemno” i nikt nie miał pojęcia co się wydarzy, i jakie będą skutki tych restrykcji (moim zdaniem często podejmowanych zbyt lekką/ciężką ręką).

      Oczywiście, że jak piszesz „gatunek ludzki da sobie radę” (ja napisałem to już dwa miesiące temu, dodając, że wirus nie tylko nie spowoduje wymarcia gatunku Homo sapiens, ale go wręcz wzmocni biologicznie, bo człowiek, jako gatunek, będzie dzięki niemu bardziej uodporniony, a wyeliminowane/odsiane genetycznie zostaną osobniki słabsze – co zawsze, ewolucyjnie, wzmacnia każdy gatunek.

      No ale my nie jesteśmy tylko istotą biologiczną, ale przede wszystkim – i to stanowi o istocie naszego człowieczeństwa – duchową, religijną, kulturową, etyczną, empatyczną, solidarną – przez co zresztą dość często działamy przeciw Naturze (choćby przedłużając sztucznie życie człowieka, albo pomagając osobom słabym, niedołężnym, „nieproduktywnym”…).
      Innymi słowy: nie jesteśmy stadem (choć doprawdy często zachowujemy się jak stado baranów ;) ) ale społeczeństwem – i to na dodatek z metafizyczną tęsknotą ;)

      Ale mój tekst nie dotyczył obawy o ludzi jako gatunek, ale o to, w jakim kierunku pójdzie ludzka cywilizacja – o to, jaki sobie gotujemy los jako istoty zdolne do budowania tzw. „wysoko rozwiniętej” cywilizacji.

      • Bogdan Kwiatek Says:

        Tak więc w ramach dojaśniania i doprecyzowywania powiedziałbym tak:
        + medialne nakręcanie spirali strachu
        + W US, a zwł. Włoszech i Hiszpanii – makabra
        + w Polsce obawa, że życie napisze włoski scenariusz.
        + Skala zjawiska – może i niemal wojenna – zwłaszcza jeśli idzie o zamknięcie granic, odwołanie lotów w tym krajowych, wcześniej wykupywanie tuzinami papier toaletowy, itp, itd.

        Tymczasem generalnie może się sprawdzić scenariusz, że „lecząc 100k, 1m straci prace” i skutki gospodarcze będą mocno opłakane albo jeszcze bardziej dramatyczne.

        Poruszasz tematy, które będą opracowywane w następnych latach przez dziesiątki jak nie setki: lekarzy, psychologów, socjologów, ekonomistów, prawników, historyków… Powstaną /już powstają różne utwory: wiersze, piosenki, opery, listy pożegnalne, liryka i dramat. Wreszcie modlitwy…

        Będzie to swego rodzaju ciemny słój na łyku drzewa gatunku ludzkiego…

        Aaa i jeszcze taka myśl:
        Ostatnie 20 lat w Polsce (Europa może 40, a Ameryka ze 60!) żyliśmy w oparach „kultury sukcesu”. Gdzie sukces był celem i miarą, a obraz celebrytów, którzy są znani z tego, ze są znani jest/był czubkiem tej góry absurdu. I tu nagle spadł na ludzkość ciężki oddech innej rzeczywiści, ton klęski i upadku. Braku wiedzy i niepewności czasu przyszłego. Poukładanego według klucza „rozwoju” a nie stagnacji i „przetrwania”…

        Generalnie teoretycznie świetny czas, by się:
        – wyspać
        – obudzić (również w sensie egzystencjalnym)
        – spojrzeć z wewnętrznego dystansu
        – ogarnąć tam, gdzie było nieogarnięte
        – zweryfikować cele
        – poprawić relacje
        – poczytać, a może napisać listy,
        – wyczyścić zaległości
        – a nawet przygotować się na taką czy inną śmierć, wszak nie będziemy żyć wiecznie… i przekazać dla potomnych to, co chcielibyśmy „im” przekazać (wiedząc, lub nie, że 90% i tak ulegnie zagładzie…)

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          W zasadzie, z wszystkim co napisałeś, to się zgadzam.
          Abstrahując od naszego osobistego zagrożenia (obaj, jak sam napisałeś, jesteśmy w grupie ryzyka) cały świat jest jednak na zakręcie. Zobaczymy (może jeszcze zdążymy ;)) jak daleko wypadnie od toru – albo w jaki (jeszcze większy) kanał się wpuści.

  21. Katarzyna Krys Says:

    Jeśli prawdą jest, że żyjemy w czasach Niewolności, Niemyśli i w Upokorzeniu, to trzeba jak najszybciej przeprowadzić się do innych czasów.
    A tak na poważnie – nasza obecna cywilizacja już upadla, wszystko co się teraz dzieje zmierza do totalnego zniewolenia poprzez ogólnoświatowe pranie mózgu. Znam nawet motto; „Czy sobie życzysz, czy nie człowieku, twój mózg i tak zostanie wyprany”.

    Dożyliśmy czasów, kiedy człowiek boi się powiedzieć, co myśli naprawdę (nie dot. pętających się po ulicach tłumów), woli posługiwać się gotowymi, specjalnie dla niego przygotowanymi, ubranymi w ramkę myślami i sentencjami. Są takie piękne, jak jego. No i nikt nie wyrzuci go ze świętego kościoła mediów społecznościowych za ich publikowanie.
    Na marginesie: takie gotowce są naprawdę przydatne – dostaje się najwięcej lajków, sprawdziłam osobiście. 🙂

    Nie chce przynudzać, czasy mnie bardzo rozczarowują, dlatego też bardzo dziękuję za ten artykuł, lubię się upewniać w swoich opiniach czytając ludzi, którzy maja jednak coś do powiedzenia.
    Może nie wszystko stracone, ale stwierdzam to bez większego przekonania.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Tak, czasy są ciekawe (ale to chyba zawsze były ;)). Mnie ostatnio najbardziej uderza to, jak bardzo ludzie „myślą” schematami (zamykając się i utwierdzając w swoich „bańkach” jedynie słusznych poglądów i przeświadczeń)- a tym samym w jak małym stopniu myślą samodzielnie. Pewnie zawsze tak było, ale teraz – w dobie mediów społecznościowych i Internetu – ten fenomen jest amplifikowany, jeszcze bardziej uwidoczniony. Następuje też przez to coraz większa polaryzacja, która dodatkowo utrudnia (uniemożliwia wręcz) dyskusję, dialog, merytoryczną rozmowę… A jest to wręcz wymarzona sytuacja dla wszelkiej maści manipulatorów – politycznych, ideowych, społecznych, korporacyjnych… reprezentujących pewne grupy interesów. To, jak łatwo można ludzi omotać, przekupić, zmanipulować, wpędzić w kolejną zbiorową psychozę, „zhakować” ich mózg, świadomość i uwagę jest dla mnie zdumiewające, może nawet przerażające. Niby zawsze o tym wiedziałem, ale teraz odbywa się to w skali dotychczas chyba nie spotykanej (myślę, że przyczynia się do tego zarówno wzrost ludzkiej populacji, jak i zakres/szybkość wymiany informacji – jaka by ona nie była). To jest zresztą temat na długą rozprawę 🙂  

  22. PEŁZAJĄCY TOTALITARYZM | WIZJA LOKALNA Says:

    […] NIEWOLNOŚĆ, NIEMYŚL I UPOKORZENIE […]


Dodaj odpowiedź do Anna Dolecki Anuluj pisanie odpowiedzi