z MARYLĄ RODOWICZ rozmowa… nie tylko o MĘŻCZYZNACH JEJ ŻYCIA

.

Wśród wielu artystów z Polski, których gościliśmy ostatnio*, Maryla Rodowicz była z pewnością postacią najbardziej kolorową i szaloną… jak zresztą przystało na najpopularniejszą piosenkarkę w historii polskiej muzyki rozrywkowej – kobietę z wielkim temperamentem, o ogromnej, zaskakującej inwencji i niespożytej energii; a ponadto niezależnej, śmiałej i konsekwentnej. A to wszystko cechy kobiety kontrowersyjnej.

.

Maryla Rodowicz:    (zdjęcie własne)

Maryla Rodowicz: „Ja sobie realizuję to, co sobie wymyślę. I w tym jestem konsekwentna.” (Zdjęcie własne)

 

STANISŁAW BŁASZCZYNA: Niedawno, z wielkim hukiem, odbyła się w Polsce promocja pani najnowszej płyty „Marysia Biesiadna”. Impreza miała miejsce w warszawskiej Stodole i odbiła się szerokim echem w kraju. Jej oprawa była nad wyraz nietypowa: suto zastawione stoły biesiadne, żywy inwentarz, ludowa stylizacja. Zwaliło się na nią mnóstwo gości, a wśród nich ministrowie, ambasadorzy…

MARYLA RODOWICZ: Siedzieli sobie na sianie i pili kozie mleko, bo były tam kozy i dawały mleko.

– Co zasugerowało pani taką wiejską oprawę?

– Charakter piosenek, które zdecydowałam się nagrać.

– Czy nie był to ukłon w stronę „ludowców”, którzy byli wtedy u władzy?

– Nie był to żaden ukłon, zwłaszcza w stronę polityków. Nie muszę się nikomu kłaniać repertuarem. Pomyślałam to sobie już dawno, że warto nagrać piosenki, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa i które chyba wszyscy w Polsce znają.

– Czy ludzie nie byli zbulwersowani hasłem, którym zachęcała pani do udziału w tej imprezie: „MARYSIA DAJE W STODOLE NA SIANIE”?

– Dawałam oczywiście koncert.

– A jednak była w tym ukryta mała sprośność, którą każdy wychwycił. Jak reagują na coś takiego ludzie w naszym kraju?

– Różnie. Polacy w dużej części są pruderyjni i zdarzało się, że się oburzali. W pewnym mieście zrywano nawet plakaty, które były rozwieszone w pobliżu kościoła.

– Jak pani to przyjmowała?

– Nie chcę tego komentować. To jest ich sprawa.

– Doszły jeszcze do tego całkiem śmiałe zdjęcia na okładce płyty. Może się pani na to uśmiechnie, ale te pozy przypominały mi jako żywo Madonnę.

– To nie była chęć upodobnienia się do kogokolwiek. Po prostu stwierdziłam, że do tych piosenek będzie pasował wianek na mojej głowie, a każda sukienka byłaby wtedy jakimś… brudem estetycznym i dlatego postanowiłam się sfotografować nago – we wianku i obłożona słomą. Było to więc zdjęcie nagie, ale jednocześnie zakryte.

– I znów się co poniektórzy gorszyli i obruszyli…

– Nie obchodzi mnie to. Ja sobie realizuję to, co sobie wymyślę. I w tym jestem konsekwentna. Oczywiście, że liczę się z opinią, ale z opinią ludzi, na których opinii mi zależy. Poza tym uważam, że nie było tam niczego obraźliwego. A jeżeli tak to ktoś odebrał, to jest jego problem i zmartwienie. A że komentują? Całe życie to, co robiłam, było komentowane, więc już się do tego przyzwyczaiłam.

– Właśnie. Od początku pani kariery znana jest pani jako kobieta z temperamentem, wręcz „szalona”. W swojej autobiografii „Niech żyje bal”, która zresztą zainspirowała mnie do tego wywiadu, opisuje pani dość otwarcie swoje liczne przygody, czy też związki z kolejnymi „mężczyznami swojego życia”. To byli ludzie znani i popularni: Daniel Olbrychski, Andrzej Jaroszewicz, Krzysztof Jasiński… Takie obnażanie się przed publiką ze swojego życia prywatnego, zwykle pociąga za sobą pewne konsekwencje, np. tzw. moralne potępienie. Nie boi się pani moralistów?

– Po pierwsze, to nie były przygody. Ja nigdy nie miałam przygód z mężczyznami. Wszystkie swoje związki traktowałam bardzo poważnie – na całe życie.

– Ale żaden z nich nie był tak trwały.

– Tak zdarza się w życiu. To były naprawdę moje wielkie miłości i miały być na całe życie. Ale to nie zawsze tak wychodzi, jak się chce.

– Z kilkoma partnerami?

– A pan nie miał kilku partnerek w swoim życiu? W pewnym wieku większość z nas ma tych kilku partnerów za sobą. Myślę, że i tak miałam niewielu w stosunku do tego, ilu bym mogła mieć. Sprawa jest taka, że za każdym razem to było głośne, to się komentowało. Ludzie się interesują znanymi osobami. A ja nie wiem, czy te znane osoby mają więcej partnerów, związków, niż inni… Tylko że akurat mówi się o tym.

– Czego pani oczekuje od mężczyzny?

– Żeby był uczciwy.

– To wszystko?

– Nie, nie wszystko. Musi być odpowiedzialny za siebie i za mnie; nie może być tchórzem; musi być dowcipny i musi mnie kochać.

– Tylko tyle… Mężczyźni w pani życiu różnili się zdecydowanie. Z jednej strony artysta, z drugiej – biznesmen. Czy szukała w nich pani jakiegoś dopełnienia?

– Okazuje się, że ja zawsze szukałam – a właściwie znajdowałam – bardzo trudnych mężczyzn. Nie wiem dlaczego. Może psycholog by tu wytłumaczył? Im trudniej było – tym lepiej. I im bardziej szalony, tym bardziej mnie fascynował. A taki mężczyzna zwykle bywa trudnym partnerem. Myślę, że to reguła.

Maryla Rodowicz „Biesiadna”: „Zawsze szukałam – a właściwie znajdowałam – bardzo trudnych mężczyzn.” (Zdjęcie własne)

Maryla Rodowicz „Biesiadna”: „Zawsze szukałam – a właściwie znajdowałam – bardzo trudnych mężczyzn.” (Zdjęcie własne)

– Czy mieli oni jeszcze jakieś cechy wspólne?

– Mieli bardzo silne osobowości i wymagali stałej adoracji.

– Adoracji?!

– Tak!

– To raczej kobieta ma prawo domagać się adoracji.

– Ja też wymagałam adoracji, tylko że oni byli takimi typami, które jeszcze bardziej wymagały tej adoracji. W związku z czym, w momencie, kiedy poczułam się zaniedbywana, czy też kiedy czułam, że zasługuję jednak na lepsze życie… miłość mijała i pakowałam walizki.

– I nie szkoda było pani tych miłości?

– Zawsze mi było bardzo szkoda, bardzo żal.

– Jednak zawsze miała pani nadzieję na następną?

– Nie, nigdy nie było „myślenia”, żadnej kalkulacji! To zawsze było spontaniczne. Jednak wierzyłam, że będę mogła spotkać mężczyznę, z którym będę szczęśliwa. To jest taka moja rada dla wszystkich kobiet: nie poddajcie się jakimś potworom-mężczyznom, szukajcie tego prawdziwego – dla was – mężczyzny.

– Wydaje się jednak, że większość kobiet tych swoich „prawdziwych mężczyzn” znalazła. Mam tu zwłaszcza na myśli te, które są w stałych związkach.

– Nieprawda! Jest pan w błędzie. Bardzo wiele kobiet cierpi w związkach, tylko że boją się decyzji, by z tym skończyć.

– Może właśnie dlatego te związki wydają się takie trwałe i kobiety zostają do końca życia z jednym – i tym samym – człowiekiem?

– I to jest ich błąd. Jeżeli kobieta się męczy z jakimś kretynem (przepraszam), no to dlaczego ma się męczyć? Kobiety boją się wszystkiego: boją się życia, boją się samodzielności, boją się zaczynania od zera, boją się samotności…

– Boją się o utrzymanie.

– Tak, często są to układy małżeńskie polegające na wspólnym majątku. A więc uzależnienie finansowe. Różne są powody, dla których kobiety pozostają w tych nieudanych związkach.

– Czy zmienia się teraz obyczajowość w Polsce? Jakie jest dzisiaj to polskie społeczeństwo? Kiedyś Daniel Olbrychski powiedział mi, że jest ono wspaniałe, ale trudne. Ma się jeszcze wrażenie, że z jednej strony jest pruderyjne; z drugiej zaś wielu Polaków wydaje się przyjmować zachodnią obyczajowość, bardziej liberalną. Obok kościołów, w naszym kraju znakomicie prosperują tzw. agencje towarzyskie.

– Społeczeństwo polskie jest pruderyjne i zakłamane. Idą się modlić do kościoła, po czym mężczyzna wraca do domu i bije żonę… na przykład. W niedzielę żałują za to, co robili w sobotę, a co będą robić w poniedziałek.

– W książce „Niech żyje bal” można znaleźć całkiem ciepłe ustępy tyczące pani dzieci, rodziny… Wydaje się, że w pani „siedzą” jakby dwie kobiety: jedna to właśnie ta „Marysia Biesiadna”, imprezowa; druga – „Marysia rodzinna”, matka dzieciom… I obie te kobiety ze sobą walczą. Która jest górą?

– Imprezowa, czyli jaka?

– Koncertowa, kojarzona właśnie z „balowaniem” i „biesiadą” – trochę szalona, artystka, która chce się wyrwać w świat.

– Zgadza się. Mnie spalają takie przeciwności, ponieważ naprawdę staram się być dobrą matką, a z drugiej strony – kiedy muszę wyjeżdżać – zaniedbuję rodzinę. Bardzo nad tym boleję. Kiedy wczoraj zadzwoniłam do domu i synek mnie zapytał, kiedy wrócę – takim słodkim głosikiem (ma siedem lat i jest bardzo ze mną związany – taki „maminsynek”) to było mi bardzo przykro. Bardzo mnie boli, kiedy widzę, że moja nieobecność sprawia przykrość moim dzieciom. Dlatego jestem rozdarta. Wszystkie kobiety artystki maja ten problem, bo już mężczyźni go nie mają.

– Na pewno?

– Tak, bo mężczyzna założy koszulę, weźmie teczką i… wio z domu! Wie, że żona ugotuje, zadba o dom, o dzieci. A ja? Przecież dzieci w pewnym wieku bardzo potrzebują matki.

– Czy nie zmieniło się pani spojrzenie na świat po urodzeniu dziecka? Napisała pani: „W końcu, przez całe lata 80-te byłam w ciąży”.

– Troszeczkę. Na pewno wszyscy się zmieniamy, przechodząc kolejne stadia naszego życia. Przed chwilą, ktoś mi tu powiedział, że ma przy sobie wywiad, w którym 10 lat temu powiedziałam, że nie ma mowy, abym mogła napisać o sobie książkę. A jednak napisałam.

– Nikt pani w tym nie pomagał?

– Nikt, absolutnie!

– Jest bardzo żywo napisana. Ma pani talent – również i w tym kierunku.

– Dziękuję.

– Pozwoli więc pani, że przytoczę jeszcze jeden cytat z tejże książki: „…nie stoczyłam się, nie byłam na dnie, nie ucięłam sobie żadnego ucha. Nie to, co Presley, czy Janis Joplin. Może dlatego, że nie zepsuły mnie duże pieniądze. A mogło być całkiem przeciwnie”. Jaki jest wobec tego pani stosunek do pieniędzy?

– Lubię je mieć, a jeszcze bardziej lubię je wydawać. Mam bardzo lekki stosunek do pieniędzy. Mogę mieć duże pieniądze i mogę je wydać natychmiast, w ciągu 5 minut. Moim zdaniem, pieniądze są po to, żeby je wydawać, żeby mieć z nich przyjemność. Na pewno nie są do tego, żeby je gromadzić. Ja, te pieniądze, które zarabiałam, zaraz przepuszczałam. Zawsze tak było. Nie wiem, może to jest błąd.

– Życzę więc pani dużych pieniędzy i jeszcze większej przyjemności z korzystania z nich. Jak również wielkiej przyjemności ze śpiewania. No i tego, aby szybko wróciła pani do swojego malca.

– Dziękuję.

greydot

* Wywiad z Marylą Rodowicz ukazał się na łamach „Dziennika Chicagowskiego”, 19 maja, 1995 r.

Inne odcinki cyklu: TUTAJ.

Komentarzy 41 to “z MARYLĄ RODOWICZ rozmowa… nie tylko o MĘŻCZYZNACH JEJ ŻYCIA”

  1. Stanisław Błaszczyna Says:

    Występ z tamtych czasów:

  2. pixel Says:

    Artystka ostatnimi laty brnie w totalny kicz (wizualnie), hitów nie ma („Drugi but” 2012 nisko w rankingach), jedzie na taniej sensacji – jak ten gorset z cyckami… Coś jest niestety nie tak z jej karierą ostatnio.
    Mniej taniej sensacji kieckami, więcej muzyki, aktorstwa i karawana jedzie dalej :-)

    PS. Gdy ktoś krytykuje to nie znaczy, że od razu nie lubi ;) Krytykować można (i trzeba) także ulubieńców.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Niestety, nie znam ostatnich dokonań Maryli Rodowicz, więc trudno mi cokolwiek powiedzieć na temat kiczowatości tego, czym oprawia swoje występy.
      Natomiast pozostał we mnie sentyment z młodości do Maryli – chociaż nie była to „moja” muzyka. Wolałem wtedy choćby „Led Zeppelin”, „Black Sabbath”, „Deep Purple” czy – trochę później – „Pink Floydów”.
      Ale to są rzeczy, których nie można jednak porównywać.

  3. Bogdan Says:

    Coś ostatnio Staszku o Wojciechu Jaruzelskim u Ciebie nie mogę poczytać, choć chciałem…
    O Maryli poczytam następnym razem…

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Bogdanie, w tej chwili nie mam żadnej ochoty pisać czegokolwiek o Wojciechu Jaruzelskim.
      Możesz to zrozumieć?

    • sarna Says:

      Co tu czytać Bogdanie, Generał i jego córka powtarzali, a nawet zapisali w książce, że są niewierzący, a pogrzeb będzie katolicki. Hipokryzja do potęgi entej, choć powinnam przywyknąć do tego, że to co ludzie wypisują nijak się ma do tego, co czynią , zwłaszcza w obliczu śmierci. Ponoć ze strachu jest się odważniejszym.
      Zawsze postrzegałam gen. Jaruzelskiego jako postać tragiczną, nie zazdrościłam mu poplątanego życiorysu, którym mógłby śmiało obdzielić kilku ludzi, może właśnie dlatego nigdy na niego nie napadałam w dyskusjach, ale pogrzeb katolicki to …. nie powiem, że brak mi słów na określenie powyższego, bo znajduję ich aż nazbyt wiele, ale nie są piękne, więc zamilknę.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Bogdanie, zamiast zajmować się teraz Jaruzelskim, to wolałbym posłuchać tego… skoro już musiałbym nawiązać do chłopców w mundurach ;)

      • Bogdan Says:

        Ona – piękne dziecko-kwiat, on – uwielbialem go w roli Kmicica, bałem sie gdy grał Azje Tuhajbejowego syna… Dzis – on jest dalej synem Tu-haj-Beja, Ona, razem z Anna Dymna sie nie starzeje… I dalej Flower-Power.

  4. Simply Says:

    Albo tego. Tekst miażdży :

  5. Simply Says:

    .. a jeszcze lepiej tego … Praise the Lord and Reload !

  6. Joanna Says:

    A ja polecam bardzo inną książkę Maryli Rodowicz pt. „Wariatka tańczy”. Sięgnęłam po nią trochę od niechcenia, nie jestem bowiem fanką Pani Maryli. Te jej udziwnione, ekstrawaganckie stroje odpychały mnie wręcz, jako od osoby trochę „dziwnej”, a może nawet „szurniętej”;). Po przeczytaniu obszernego wywiadu z piosenkarką, zmieniłam zdanie! Pani Maryla jest po prostu wesołą, pełną optymizmu, wiary w siebie i w ludzi, Kobietą. Opisane lata 70-80, to przeróżne koncerty, imprezy mocno zakrapiane, czasem tylko 2 godz. snu – takie to były czasy. W rozdziale poświęconym rzeczom ważnym dla Niej, opowiada o dzieciach, mężczyznach, o sobie i wszystko jest naturalne, bez żalu, napuszenia. Bardzo zadziwiły mnie zdjęcia piosenkarki gdy miała 20 lat, piękna, śliczna, szczuplutka blondyneczka, i oczywiście na każdym zdjęciu promienny uśmiech. Polecam książkę, jako dawkę dobrej energii i optymizmu. Och, życzyłabym sobie bycia taką… wariatką ;).

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Wszystko wskazuje na to, że Maryla Rodowicz jest „wariatką” w tym dobrym znaczeniu tego słowa – to jest takie „wariactwo” mieszczące się w normie licencji artystycznej. ;)
      A co do zwariowanych strojów? Rzuciłem okiem na niedawne kostiumy pani Maryli i jakoś nie rzuciły mnie na kolana.
      Ja jednak wolę ją bardziej w takim wydaniu:

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2014/05/maryla-rodowicz.jpg

      niż w takim:

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2014/05/rodowicz-w-pic3b3rkach.jpg

      I bynajmniej nie chodzi tutaj o wiek ;)

      • sarna Says:

        Właśnie ze względu na wiek należy Ją podziwiać. Świetna kondycja, zero zadyszki i żylaków, poczucie humoru i dystans do siebie – tylko pozazdrościć umiejętności bycia sobą mimo zgryźliwości zawistników. Ja Jej niezmiennie kibicuję i życzyłabym sobie takiej formy i pogody ducha w Jej wieku.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          Pisząc „i bynajmniej nie chodzi tutaj o wiek” miałem na myśli to, że dawna Maryla podoba mi się bardziej nie dlatego, ze była młodsza i piękniejsza, ale dlatego, że występowała w prostszej, skromniejszej oprawie – dzięki czemu można było się lepiej skupić na samej piosence i jej wokalnym wykonaniu. To co Pani Maryla robi ostatnio nie wzbudza mojego entuzjazmu głównie ze względów estetycznych. Np. ten strój, w którym widać ją na ostatnim obrazku powyżej (MR wystąpiła w nim bodajże w koncercie na ostatnim Sylwestrze) jest wg mnie rzeczywiście kiczowaty i na swój sposób degustujący. Lecz mimo to, staram się, by ów kicz i krzykliwa ekstrawagancja nie przysłoniły mi tego, co w sztuce MR jest nadal cenne: entuzjazm, animusz, energia, chęć życia, no i nadal muzykalność… Podziwiam w Maryli Rodowicz już to, że jej się jeszcze chce – i że to, co robi, robi z werwą i zdecydowaniem.
          Nie jestem zwolennikiem tego, by odstawiać ludzi do lamusa tylko dlatego, że się starzeją – i że nie są już tak sprawni (i piękni) jak kiedyś.

        • Stanisław Błaszczyna Says:

          A propos ostatniego zdania: nie zawsze jest to prawdą, że im człowiek starszy, tym bardziej ramolowaty i brzydszy. Doskonałym zaprzeczenie tego stereotypu jest tutaj Tina Turner, (której muzyka nota bene „leży” mi jednak o wiele bardziej, niż ta z repertuaru MR).
          Oto „babcia” (a może nawet „prababcia”) Tina na scenie w wieku dokładnie 70 lat:

          Alleluja! ;)

  7. sarna Says:

    Wręcz niewiarygodne, zachwycająca pod każdym względem.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Jednym słowem: The Best! :)

      To, co najlepsze w muzyce pop (o jazzie i rocku nie wspominając) zawdzięczamy ludziom o czarnej skórze – którzy ponadto potrafią być zachwycająco piękni:

      https://wizjalokalna.files.wordpress.com/2014/05/damaris-lewis.jpg
      Damaris Lewis

  8. rolka Says:

    Czyżby już jakiś sezon ogórkowy dla Wizji Lokalnej nastał?

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Może nie sezon, ale… coś w tym rodzaju. :)
      Ja wiem, że powyższa rozmowa z Marylą Rodowicz bardziej nadaje się do Pudelka, ale czasem – gwoli rozluźnienia napięcia i rozrzedzenia atmosfery – zamieszczam na moim blogu podobne bagatelki.
      Ponadto, moim ostatnim zamiarem jest opublikowanie w internecie wywiadów, które przeprowadziłem przed laty – tym bardziej, że ich bohaterami są osoby, które na pewno zaznaczyły się w polskiej kulturze – choćby w tej popularnej i rozrywkowej.
      Poza tym, zawsze mogę się usprawiedliwić tym, że kiedy robiłem te wywiady, byłem cokolwiek nieopierzony i mało doświadczony – a na dodatek były one adresowane dla tzw. „szerokiego” odbiorcy (stąd ich niekiedy lekki i niezbyt formalny ton – tudzież szczególny zestaw poruszanych tematów).

  9. sarna Says:

    Rolka z zażenowania tematem i jego poziomem spuściła rolety milczenia;) Aż dziwne, że tak skutecznie, skoro sama nic nie miała ciekawego do powiedzenia w temacie:), a w Tobie wzbudziła taki żal za grzechy, aż zacząłeś się pokornie tłumaczyć – nie lubię Cię takiego.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Żebym to ja tylko takie grzechy miał ;)

      A komentarz rolki mi podszedł, bo stał się okazją, bym wspomniał o tym i o owym – i wcale nie było to tłumaczenie się (a zwłaszcza pokorne ;) ), tylko podanie pewnej informacji odwiedzającym moją stronę.

      Pomyślałem, że warto odgrzebać trochę swoich starszych tekstów (w tym i te serię wywiadów), bo, jak myślę, są one do tej pory w pewnym sensie aktualne – a przynajmniej dotykają spraw, które pozostały dość istotne i ważne do dzisiaj.

  10. sarna Says:

    Wystarczy mi znajomość kilku;)

  11. sarna Says:

    zapomniałam dodać „bo jestem minimalistą” ;)

  12. sarna Says:

    Uważasz, że lepsza solidna stówa niż marne kilka milionów? – no nie wiem ;)

  13. sarna Says:

    No może nie tyle od waluty, co od ich kursu, a ten zmienny bywa, zatem ja stawiam na antyki, to zawsze pewna lokata;)

  14. sarna Says:

    Jeśli nawet „już” z lamusa, to i tak budzi we mnie tkliwe uczucia – taki ze mnie wariat. Lubię wszystko, co ma duszę, choć zauważyłam, że na Twoim blogu sama jestem postrzegana jako istota bezduszna i wyrachowana :)

  15. maria Says:

    Przeczytałam Twoja notkę o Pani Maryli i pomyślałam sobie, że MR jest swego rodzaju fenomenem. Prawie wszyscy tu komentujący napisali, że nie są jej fanami , ale … itd, itd. No właśnie, ja też nie jestem, nikt z moich znajomych nie jest fanem MR , więc skąd taka popularność ? Tyle lat. Ani głos nie za potężny, ani charyzmy wielkiej, może tylko wpadające w ucho piosenki. A jednak udało się tak poprowadzić karierę w różnych przecież czasach, żeby wciąż koncertować. Jednak z tym kostiumem z sylwestra przesadziła ;) Pozdrawiam.

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Tak, wpadające w ucho piosenki – to jedno. Drugie – to jednak wielka zdolność Maryli Rodowicz do tzw. „lansu”, a szła z tym pomysłowość, energia, odwaga, jak również… w sumie jednak silny charakter.
      Ja czuję sentyment do Maryli z lat 70-tych. I choć słuchałem wtedy zupełnie innej muzyki (do pewnego czasu w moim życiu lubiłem mówić, że wychowałem się na rocku ;) ), to piosenki MR były jakby obok, ale jednak obecne – było w tym coś pozamuzycznego. Nie wiem, może pewien rodzaj popowego folkloru, piosenkowa „swojskość” – to sprawiało, że mimo wszystko lubiłem czasem posłuchać naszych peerelowskich „gwiazd” (był w tym może jeszcze jakiś element zabawy?) – w przerwach między „Wish Youe Were Here” Pink Floydów, „Kashmirem” Zeppelinów czy „Purple Haze” Hendrixa.

  16. maria Says:

    Swoją drogą swoimi ostatnimi wpisami – wywiadami świetnie się wpisałeś w atmosferę medialną ostatnich dni w Polsce ( wiem, że nie było to Twoim zamiarem) . 25 lat Wolności. Wspomnienia, wspomnienia z każdego kanału TV, gazety , czy strony informacyjnej .

    • Stanisław Błaszczyna Says:

      Na pomysł aby wskrzesić moje wywiady z pierwszej połowy lat 90-tych ubiegłego wieku („ubiegłego wieku”… kurcze, jak to brzmi! ;) ) wpadłem rok temu. Mimo wszystko uważam, że mają one jakąś tam wartość, bo dotyczą naszej najnowszej historii – nawiązują do początków tzw. „transformacji” ustrojowej, a więc przybliżają nam (przypominają) to, co się wtedy działo, jaki był stan naszego społeczeństwa, co siedziało nam wtedy w głowie… to wszystko, co kształtowało nas i nasz kraj w ciągu ostatnich 25 lat „Wolności”, którą to rocznicę z taką fetą – jak piszesz – teraz się obchodzi.
      Ponadto, wywiady te były przeprowadzane z osobami, które do dzisiaj są w obszarze społecznej świadomości, trafiają na pierwsze strony gazet, na ekrany kin i telewizorów, na scenę teatrów, estradę.

      Oto parę dni temu dowiedziałem się, że Człowiekiem 25-lecia w plebiscycie GW została Krystyna Janda. Jest jak znalazł, bo wywiad z nią już czeka u mnie w kolejce do publikacji w ramach cyklu „ze wspomnień wywiadowcy” ;)
      W tym kontekście będzie też, jak myślę, ciekawy wywiad z Krzysztofem Zanussim, jak również z Czesławem Niemenem (o ile uda mi się ten ostatni w całości odnaleźć).

  17. Jula :D Says:

    Wskrzeszaj. Teraz sobie porownuje Jej czyli naszej Maryli Rodowicz postrzeganie siebie i świata kiedys i dzisiaj i faktycznie ona jest ” stała „. I to jest super , choć oczywiście stara się dostosowywać do obecnie obowiązującego kanonu na estradzie.
    Trzeba jej przyznać , że w przeciwieństwie do Górniak ma olbrzymi repertuar. Każda jej piosenka to odrębne arcydzieło.
    Ludzie się autentycznie bawią na jej koncertach , byłam i sama szalała z nią na scenie , bo przy biegach zaprosiła ludzi do siebie. Jest apolityczna jej piosenki wszystkich, z prawa , lewa i całe pokolenia łączą. Ma charakterystyczny , rozpoznawalny mocny głos. Już Osiecka mówiła , że ona tym głosem, specyficzną barwą nadawała każdej piosence dodatkowa wartość . ☺


Dodaj odpowiedź do sarna Anuluj pisanie odpowiedzi