ŻAŁOBA I TEATR

*
*
*  *  *
Czy gdybym mieszkał w kraju i oglądałbym za oknem to wszystko, co dzieje się obecnie na placach i ulicach Polski, to myślałbym tak samo jak teraz, kiedy od fizyczności tego wszystkiego dzieli mnie Ocean?
Nie wiem.
Lecz, tak sobie myślę, że pewnie nie poddałbym się jednak całej tej zbiorowej histerii, która ludzki gest solidarności i współczucia zamieniła w jedno wielkie narodowe żałobne teatrum.
(Zastanawiałem się nad słowem „histeria”… czy aby nie jest ono jakąś obrazą ludzkiego odruchu, pochopną diagnozą społecznego zachowania Polaków. Ale nie… po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że jednak – w kontekście tego, co się wydarzyło/dzieje – mogę takiego słowa użyć, bo jest ono do tego wszystkiego adekwatne.)
*

REZERWA

*
Mimo niemal programowego założenia, iż na moim blogu nie będę zajmował się polityką ani komentował aktualnych wydarzeń; i mimo pierwszego odruchu, by tę tragedię przeżyć prywatnie – sam ze sobą na sam i z najbliższymi mi ludźmi – nie mogłem się jednak oprzeć wewnętrznej potrzebie, aby w jakiś sposób bardziej „zewnętrzny” wyrazić to, co się działo z moimi uczuciami i myślami (a co wcale nie musi być od razu jakimś ekshibicjonizmem).
Zrazu sądziłem, że najlepiej – i w pewnym sensie najdyskretniej – odda to poezja i muzyka (stąd Czesław Miłosz i „Symfonia Pieśni Żałosnych” Henryka Góreckiego).
To jednak okazało się za mało, więc w następnym wpisie zawarłem kilka ogólniejszych myśli, które stanowiły niejako odbicie dominujących wątków – refleksji, jakie zajęły moją uwagę po tej tragedii.
Cały czas wszak starałem się powstrzymywać od wyrażania swoich komentarzy wprost – odnosząc je do tego konkretnego wydarzenia. Nie chciałem się poddać tej presji określania własnego stanowiska, ustawiania się po tej, a nie innej stronie, przybierania takiej a nie innej pozy… co było jednak odruchem gremialnym.
Jednakże teraz, kiedy już opadł nieco żałobny pył, trumny większości ofiar katastrofy zniknęły w kryptach i grobowcach, odczuwam pewną potrzebę wyrażenia (i uporządkowania) myśli, które – bardziej lub mniej gwałtownie – kołatały się ostatnio w mojej głowie.
*

MARTYROLOGICZNY SKANDAL

*
Nie jest to żadnym urojeniem, iż rzeczywiście przez setki lat, my, Polacy, dostawaliśmy cięgi z każdej możliwej strony – i to od prawie wszystkich naszych sąsiadów. Tym oto sposobem Historia wtłoczyła w nas syndrom ofiary. To właśnie dlatego w XIX wieku ogłosiliśmy się – na mocno wzburzonej romantycznej fali (tudzież bardzo nośnej paranoi towiańszczyzny) – „Chrystusem narodów”, umęczoną ofiarą Europy, Mesjaszem, którego cierpienie ma przynieść zbawienie nie tylko narodowi polskiemu, ale i innym uciemiężonym nacjom.
W paradygmat ten wpisywały się kolejne, następujące po sobie, tragiczne dla Polski wydarzenia: powstańcze klęski, zsyłki na Sybir, hitlerowska okupacja, Katyń, obozy masowej zagłady (zarówno nazistowskie, jak i komunistyczne), a zwłaszcza Powstanie Warszawskie, które stało się źródłem największych chyba kontrowersji – polem, gdzie kultywowano i eksploatowano martyrologiczny mit (którego, moim zdaniem, najbardziej skandalicznym i bezmyślnym aspektem była gloryfikacja ofiary, jaką stały się w tym powstaniu walczące dzieci).
Ów cierpiętniczy rys jest oczywiście blisko spokrewniony z podobnym rysem chakterystycznym dla samego Chrześcijaństwa (a może nawet od niego w prostej linii się wywodzi), w którym męczeńska śmierć Chrystusa stanowi jeden z centralnych motywów religijnej wiary. Istotną rolę w tym kontekście odgrywa również obecny w Kościele katolickim kult świętych – męczenników, jak również sama symbolika krzyża . Nic dziwnego, że w takiej aurze, również i ten, spowodowany najprawdopodobniej przez warunki atmosferyczne wypadek we mgle, podciąga się pod ofiarno-cierpiętniczy mistycyzm – znak niebios, kolejny symbol męczeństwa i narodowej ofiary złożonej przez Polaków na „nieludzkiej” ziemi.
A z tym trzeba się raczej obchodzić ostrożnie.
Myślę, że warto przytoczyć tutaj słowa Wojciecha Eichelbergera, który przestrzegał, że „nie należy interpretować tego, co się stało w magiczny sposób, że to po to się stało byśmy zmądrzeli. Stało się coś bardzo złego i coś bardzo głupiego, a przez to jeszcze bardziej tragicznego. Nasza zbiorowa polska świadomość próbuje uciec w to, że wydarzyło się coś nadzwyczajnego o randze dziejowej, religijnej, historycznej. To nieodpowiedzialne, emocjonalne odruchy ludzi, którzy powinni bardziej uważać na słowa, bo takie słowa potem wpadają w taką zbiorową świadomość i żyją w niej bardzo długo, dając potem owoce zupełnie niezamierzone (…)”
Widząc te morza żałobne i ogarnięte smutkiem twarze nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że jest w tym również jakaś domieszka… narodowego (ale i osobniczego) narcyzmu. W tej powszechnej solidarności rekoncyliacyjnej tłumy ludzi znajdowały pociechę i komfort, co zbliżało niektórych do stanu, w którym był pewien odcień… przyjemności.
Wiem, że podobne stwierdzenie wydać się może obrazoburcze i zabrzmieć w tych okolicznościach jak dysonans, ale zwróćmy uwagę, że jeśli chodzi o chrześcijańską ikonografię i rytuał, to w gorzkich żalach dość często możemy wyczuć jakąś szczyptę słodyczy (nie bez przyczyny, na wielu religijnych obrazach, trudno jest na obliczu męczennika odróżnić grymas bólu od spazmu rozkoszy).
Może właśnie dlatego, tak – w rzeczy samej, choć przewrotnie – lubimy ten nasz żałobny ceremoniał? A samą śmierć zaczynamy (dość bezwiednie) uznawać za coś „pięknego”? (Proszę się nie oburzać, takie stwierdzenia, że w śmierci tych ofiar jest coś „pięknego” również do mnie dotarły.)
Mimo, iż mam świadomość tych psychologicznych mechanizmów, to jednak w zdumienie wprowadziły mnie także słowa, które przeczytałem na stronie mojej dawnej szkolnej koleżanki (posiadającej nota bene wykształcenie filologiczne): „Kogo Bóg darzy wielką miłością, w kim pokłada wielkie nadzieje, na tego zsyła wielkie cierpienie, doświadcza go nieszczęściem. Dziś Polska cierpi….”
Można z tego wnioskować, że Boża miłość do człowieka jest tym większa, im większe ten Bóg zsyła na człowieka cierpienie, ból i nieszczęście.
Niepojęte… (przynajmniej dla mnie).
*

TO CO NAJWAŻNIEJSZE…

*
Naprawdę nie chcę tu być źle zrozumiany. Ani tym bardziej posądzony o jakąś…. nieczułość, oschłą analizę, brak empatii, czy też przemądrzałość …
Nie, to nie tak.
Ten wypadek przeżyłem chyba najmocniej z wszystkich katastrof, jakich byłem świadkiem w swoim życiu (no… może na równi z atakiem na nowojorskie wieże WTC, który dla większości ludzi zamieszkujących Stany Zjednoczone był wielkim wstrząsem).
Tyle że, zamiast poddać się zbiorowemu amokowi ekshibicjonistycznej żałoby, starałem się dać sobie z tym radę w inny sposób: poddając właśnie racjonalnej analizie zarówno to, co się stało, jak i same ludzkie reakcje (a zwłaszcza reakcje moich rodaków).
Najbardziej bolało mnie wtedy, kiedy uświadamiałem sobie, jak wielkie cierpienie spowodowały te nagłe śmierci wśród rodzin ludzi, którzy zginęli (dotyczy to również przyjaciół i osób im najbliższych). Ich ból jest najgłębszy i najbardziej prawdziwy. Ta rozpacz nie zna hierarchii, politycznych rankingów, partyjnej czy też narodowej przynależności – jest dogłębnie ludzka, bezwarunkowa…
Reszta z nas powinna zachować się (także w swojej żałobie) godnie – tak, jak przystało ludziom dojrzałym, ale i… powściągliwym. To wydawało mi się najważniejsze, to należało uszanować. Zamiast żałobnej pompy, stosowniej byłoby we wszystkim zachować bardziej rekolekcyjny, stonowany charakter.
Niestety, tak się nie stało. I to co widziałem zbyt często wpędzało mnie w zażenowanie.
*

DLACZEGO LAMENT?

*
Zadajmy sobie to pytanie: skąd tak naprawdę się wzięły te lamenty Polaków nad trumnami ludzi praktycznie im obcych, znanych im co najwyżej z telewizji, doniesień prasowych, widzianych zazwyczaj z oddali… ?
Nie mówię oczywiście o rodzinach i ludziach bliskich tym, którzy zginęli.
Zauważmy (a to jest bardzo wymowne i symptomatyczne), że nikt z rodzin zmarłych nie wziął właściwie udziału w tych najbardziej spektakularnych narodowych żalach, które miały miejsce praktycznie w każdym większym polskim mieście. (Mam tu na uwadze to, co działo się przez cały tydzień w kraju przed właściwymi ceremoniami pogrzebowymi w sobotę (Warszawa) i w niedzielę (Kraków).
Dlaczego?
Bo po prostu nie byli oni do tego zdolni. W swej prawdziwej żałobie wycofali się w swoją prywatność, wgłąb swojego bólu. Na pewno nie chcieliby tego swojego autentycznego cierpienia demonstrować na zewnątrz (tak jak robili to masowo inni, obcy im ludzie).
Dlaczego?
Być może dlatego, że miałoby to w sobie coś z… profanacji głębi i prawdziwości tego, co przeżywali; być może stanowiłoby pewien gwałt na ich intymności (bo prawdziwe cierpienie jest na wskroś intymne).
A cała reszta?
A cała reszta miała w tych demonstracjach jakiś „interes”: religijny, światopoglądowy, psychologiczny, państwowy, oficjalny, partyjny, historyczny, medialny, symboliczny, kościelny, socjologiczny… etc.
(Zanim się na to stwierdzenie oburzymy, zastanówmy się, czy aby jednak nie jest to prawdą?)
*

PODDANI

*
Moim zdaniem to, jak zareagowało polskie społeczeństwo na tę katastrofę, wcale nie świadczy o jego jedności. Bardziej o podporządkowaniu własnej mentalności instytucjom (państwowym i religijnym) – uleganiu presji tego, co zwierzchnie. Także o podatności na swego rodzaju emocjonalną infekcję. Również o bezwiednym poddawaniu się medialnemu „nakręcaniu”. Wbrew temu co Polacy sądzą sami o swojej niezależności i tzw. „umiłowaniu” wolności, wykazali się tutaj (po raz kolejny zresztą) mentalnością poddanego.
To poddaństwo przejawia się na kilka różnych sposobów.
Nie bez znaczenia w tym wszystkim jest to, że większość polskiego społeczeństwa to katolicy, których, jakby nie było, przynależność do Kościoła obliguje do uznania jego zwierzchnictwa… przynajmniej w kwestiach wiary, czy też „duchowości” (a ta, w podobnych przypadkach jak ten, ma przecież kluczowe znaczenie, bo dotyka sedna egzystencji, sensu życia, śmierci i cierpienia).
Ponadto, sama wiara katolicka funkcjonuje w przestrzeni mocno zhierarchizowanej, spaternalizowanej. (Nie tylko Bóg jest „ojcem”, ale także i księża zakonnicy, nie wspominając o tzw. kościelnych „hierarchach”. Również sam Jezus uznawany jest za „pasterza”, który wskazuje drogę swojej trzodzie złożonej z wymagających ciągłej opieki owieczek.)
Lecz Polacy okazują się również „z ducha” poddanymi świeckimi, co potwierdza tworzące się in statu nascendi (wprost na naszych oczach) mit i legenda prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
I raczej nie są świadomi tego, że to, co czynią (ewokują), jest jeszcze jedną odmianą kultu jednostki, przemieszanym na dodatek z kultem ofiary.
*

WAWEL

*
Legitymizacją (i mitem założycielskim) tej nowo powstającej legendy ma być umieszczenie zwłok Prezydenta w najbardziej sakralnej dla narodu polskiego nekropolis, jaką jest Katedra na Wawelu.
Pochopna, i jak się okazało nieopatrzna decyzja władz kościelnych (na którą wyraziła zgodę rodzina zmarłej pary prezydenckiej) zburzyła nawet to kruche przekonanie o tym, że naród polski potrafi się jednoczyć dopiero nad trumnami. Okazało się, że jest wręcz przeciwnie – trupy dzielą Polaków równie skutecznie, jak i żywi.
Walka o Wawel jest symptomatyczna dla społecznego konfliktu jaki istnieje między Polską liberalną, świecką i laicką (bardziej zwróconą ku przyszłości), a wyznaniową, konserwatywną, „tradycyjną”, (dla której niezwykle ważna jest przeszłość).
Jednak zagorzali przeciwnicy obecności sarkofagu Kaczyńskich na Wawelu nie zdają sobie chyba sprawy z tego, że, paradoksalnie, podobnie jak i ich katoliccy adwersarze, poddają się irracjonalnemu w swojej istocie myśleniu „magicznemu”, dla którego bardzo ważna jest symbolika, relikwie i sakralizacja (czemu właśnie dają wyraz swoim protestem). Obie więc strony są jakby siebie warte i – zamiast zachować nad trumnami spokój i ciszę – nad owymi trumnami nieprzystojnie hałasują.
Kościół, zawłaszczając niejako ciało zmarłego Prezydenta, chce również zawłaszczyć nie tylko „przestrzeń duchową” i symboliczną Polaków (jest to więc element walki światopoglądowej), ale i – w pewnym sensie – „narodową pamięć”, która jednak w równym stopniu polega na pamiętaniu, jak i na zapominaniu (traktując przeszłość życzeniowo i instrumentalnie, segregując i wybierając to, co akurat wzmacnia taką a nie inną historyczną wizję).
Nota bene, to właśnie batalia o monopol „moralnego prawa” do Katynia, a także obrany przez poszczególne partie odmienne kursy polityki „historycznej”, przyczyniły się pośrednio do katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem (ponieważ, gdyby nie było tego podziału, zaplanowano by jedną uroczystość upamiętniającą ofiary zbrodni katyńskiej, a nie uroczystości dwie – z których ta druga, tak nieoczekiwanie, zamieniła się w jeszcze jedną tragedię i hołd dla następnej setki ludzi, jaka zginęła w tym „przeklętym” miejscu).
*

ROZCHWIANIE, czyli jak Kaczyński stał się człowiekiem (świętym?)

*
Uderzyło mnie to, jak często ludzie powtarzali, że nagle, po tym wypadku, Prezydent (jak również inni, którzy zginęli) stał się dla nich kimś „niezwykle bliskim”.
Czy to nie dziwne?
Kiedy Lech Kaczyński był żywym człowiekiem, to tego jego człowieczeństwa nie dostrzegali? Przypomnijmy sobie, jak często zamiast tego nazywany był „kaczorem” a nawet „kartoflem” (nie wykluczone, że również przez nas samych, albo przez nasze rodziny).
Czyli co? Nagle stał się człowiekiem?! Dopiero teraz, kiedy go już właściwie nie ma? (Bo chyba jednak nieporozumieniem byłoby, gdybyśmy te zmasakrowane kawałki ludzkiego ciała jakie zamknięto w trumnie i wożono na tych absurdalnych armatnich lawetach ciągnionych przez jakieś koszmarne hammery, utożsamiali z osobą Lecha Kaczyńskiego).
Ale Lech Kaczyński po swojej śmierci stał się nie tylko człowiekiem… On stał się już niemal kimś świętym – uosobieniem Dobra i wszelkich możliwych cnót, (wśród których, jak mantrę, powtarza się zwłaszcza słowo „patriotyzm”).
Czy to jest hipokryzja? (A to słowo również słyszałem bardzo często.)
Niekiedy tak, ale jeśli chodzi o zdecydowaną większość przypadków, to jednak nie. Moim zdaniem, bardziej adekwatnym określeniem niż hipokryzja, byłoby tu słowo niezrównoważenie.
No właśnie… Wszyscy zachwycają się tą nagłą „jednością” społeczeństwa polskiego. Ja niestety widzę to bardziej jako… rozchwianie (bo mam na uwadze również to, jak się to społeczeństwo polskie zachowywało tuż przed tą żałobą, a także i podejrzenie tego, jak się będzie ono zachowywać, kiedy już nad naszym krajem rozwieją się te wszystkie czarne chmury i kir nieco wyblaknie.)
Uważam, że sposób w jaki zareagowała spora część Polaków na to wydarzenie, świadczy jednak o słabej odporności psychicznej, i – co tu kryć – pewnej emocjonalnej i psychicznej niedojrzałości.
Powtarzam – reakcja rodzin jest dla mnie czymś niezwykle przejmującym, godnym szacunku, empatii i zrozumienia. Lecz jeśli ktoś spoza bliskiego kręgu rodziny i przyjaciół ofiar reaguje w ten sam sposób, albo nawet – co przecież zdarzało się w skali niemal masowej – jeszcze bardziej dramatycznie (manifestując to na dodatek urbi et orbi), to jest to wg mnie nie tylko przesada, ale i przejaw jakiejś społecznej neurozy (by nie napisać psychozy).
*

PRZYSZŁOŚĆ POLSKI

*
Byłbym głupcem, gdybym nie dostrzegał rzeczywistej skali tego – bezprecedensowego jednak – wypadku (tak, jak dostrzeżono to na całym świecie). Lecz nie przesadzajmy. Jeśli chodzi o demokratyczne struktury państwa, to nie zostały one naruszone. Polsce nie grozi żadna zagłada, czy kolejna niewola, ani nawet zamieszki (nie wspominając już o spełnieniu się złowieszczych przepowiedni Nostradamusa).
Naturalnie, żywego człowieka – jego unikalności i wyjątkowości – nie jesteśmy w stanie niczym zastąpić. Natomiast jego funkcję – tak. Czyli państwo będzie funkcjonować zupełnie podobnie, jak do tej pory.
Jak najbardziej rozumiem potrzebę poczucia bliskości drugiego człowieka, to dążenie do przebywania w podobnie odczuwającym tłumie wtedy, kiedy dzieje się coś, co sprawia nam ból, kiedy się czegoś boimy…
Ale żeby od razu skupiać się w takie żałobne masy?
Moim zdaniem nie można porównywać śmierci Prezydenta Kaczyńskiego ze śmiercią Jana Pawła II. To nie jest jednak ten sam wymiar. Dla mnie przeżycie śmierci Papieża miało w sobie coś z mistycyzmu. Teraz odczuwałem to inaczej – w proporcjach bardziej ludzkich i przyziemnych.
Dawne solidaryzowanie się Polaków wokół tragicznych wydarzeń w naszej historii jest zrozumiałe (w kontekście historycznym właśnie). Wzmacniało bowiem – w czasach utraconej suwerenności – poczucie narodowej tożsamości, dzięki czemu plemienne przetrwanie pod polskim sztandarem zwiększało swoje szanse. Teraz jednak sytuacja jest inna. Polska powinna się stać państwem nowoczesnym, otwartym na przyszłość i nie dyskryminującym nikogo, ze względu na jego poglądy i opinie. Krajem, w którym nie można deklarować „jedynie słusznego” światopoglądu.
*

KATHARSIS?

*
Każdy sobie zadaje pytanie: co będzie dalej? Czy cokolwiek w naszym kraju się zmieni? Czy przestaniemy obrzucać się obelgami, błotem, wyzwiskami?
Czy naród polski przeżył właśnie oczyszczające go katharsis?
Wątpię, choć naprawdę bardzo chciałbym się mylić.
Obawiam się, że trauma ta jeszcze bardziej wzmocni polskie kompleksy i jeszcze wyraźniej zarysują się podziały, jakie istnieją już od dawna w polskim społeczeństwie. Jeszcze usilniej będzie się przekonywać o własnej nieomylności – o tym że racja leży właśnie po tej, a nie po innej stronie; jeszcze mocniej będą chciały się utwierdzić monopole na prawdę.
Ale są to tylko obawy. Jak będzie naprawdę?… Już wkrótce powinniśmy się o tym przekonać.
*  *  *
*

Komentarzy 61 to “ŻAŁOBA I TEATR”

  1. czara Says:

    Bardzo mądry komentarz, chociaż mam wrażenie, że to „zbijanie się w masy żałobne” wynika też z chęci uczestnictwa w historycznym momencie, przynajmniej tak uzasadniali to niektórzy.

    A co do zawartego w niej pytania – co dalej? Ja osobiście bardzo wątpię, że miało by być jakieś dalej. Od momentu katastrofy słyszę, że coś ma się zmienić, że wszyscy staną się teraz tacy „solidarni”… Nie rozumiem skąd te teorie, sama już w niedzielę wysłuchiwałam zajadłych komentarzy prawicowych publicystów. Osobiście mam małą ochotę solidaryzować się z wieloma poglądami, jakie niektórzy chcieliby przepchnąć jako obowiązkowe w tym kraju i żadna, nawet najbardziej bolesna katastrofa tego nie zmieni.
    Słyszę, że podobno powinniśmy wyciągnąć jakieś wnioski i się zmienić jako naród.
    Wnioski? Że trzeba wymienić rządową flotę powietrzną i nie lądować za wszelką cenę w złą pogodę? Jak najbardziej. Nie bardzo widzę, jakie inne można by wyciągnąć.

    Podsumowując – z bólem, ale podzielam Twoją pesymistyczną wizję, a to co się działo w ostatnim tygodniu, te protesty „po dwóch stronach ulicy” – niestety, tylko mnie w tym utwierdzają.

  2. nord_bm Says:

    Och. Każda rozpacz poznaje w końcu z powrotem hierarchie i rankingi.

  3. matylda.ab Says:

    Brawo! Zgadzam się, bo czułam/czuję to samo. Niezrównoważenie/hipokryzja – osiągnęły apogeum. Nie głosowałam na Kaczyńskiego, nie ceniłam go, nie był dla mnie żadnym autorytetem. Więc nie mogę teraz płakać, udawać, jak bardzo mi go brakuje… Nie brakuje mi go. I nie będzie brakować. Bo mam inne spojrzenie na życie, na świat.
    Sporą winę za cały ten absurdalny teatr ponoszą media. Przez wiele dni nie oglądałam tv, ani nie słuchałam radia, bo miałam dość tej martyrologii.
    Szkoda, że w tym zamieszaniu nie mówiło się o trzęsieniu ziemi w Chinach, gdzie chyba zginęło 300 osób, a wiele tysięcy pozostało bez dachu nad głową.
    Szkoda, że nie mówi się nadal o ginących codziennie ludziach w różnych wypadkach.

    Naród polski jest narodem obłudników. Narodowy narcyzm – dobre określenie!
    A słowo „solidarność” – pojawia się akcyjnie. Rzeczywistość jest zupełnie inna.

    • snoopy Says:

      Gratuluję wnikliwej analizy – dystans jednak w tym bardzo pomaga, a nie przeszkadza.

      Moje odczucia są w zasadzie podobne do Twoich – z tym, że może nie akcentowałbym tak mocno roli chrześcijańskiej pobożności oraz Kościoła jako instytucji. Na pewno odegrały one dużą rolę w sposobie przeżywania tej żałoby, ale zauważ, że przecież poddali się jej niemal wszyscy – bez względu na wyznanie i światopogląd: także ci, którzy nie są w „strefie wpływów” Kościoła, a nawet ci, którzy są do niego wrogo nastawieni.

      Podobnie jak matylda.ab myślę, że kluczową rolę odegrały tu jednak media (zwłaszcza telewizja), które przez te wszystkie dni, 24 h na dobę prowadziły szantaż emocjonalny i wprowadzały w obieg te wszystkie słowa wpadające w ludzką świadomość, o których mówi Eichelberger. Ja byłem od tego raczej odcięty (oglądałem telewizję tylko przez parę chwil w niedzielę tuż po wypadku) i może to sprawiło, że jednak nie odczułem tej zbiorowej histerii. Czułem się przez ten czas jakbym żył na innej planecie, albo sam był z kosmosu.
      Wczoraj zasiadłem ze znajomymi przed telewizorem, by oglądnąć pogrzeb (bardziej z ciekawości), jednak nie byłem w stanie wytrzymać tego nadęcia i tej podniosłości. Gdy wstałem, aby wyjść, wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata – zwłaszcza, gdy powiedziałem o swoich odczuciach („nie lubię takich pompatycznych uroczystości” etc.). Zresztą kto powiedział, że przeżywanie żałoby musi polegać akurat na oglądaniu telewizyjnej relacji z pogrzebu.

      Ciekawe, że zupełnie inaczej przeżywałem tę żałobę po śmierci Jana Pawła II. Wtedy nie przeszkadzały mi te wszystkie programy telewizyjne, wspólne zebrania etc. Może dlatego, że było w tym więcej spokoju, zadumy, modlitwy, a mniej polityki, sporów i kontrowersji? A może po prostu dlatego, że papież był dla mnie kimś naprawdę ważnym i bliskim, a Kaczyński jednak nie.

  4. Elenoir Says:

    Szkoda, że patriotyzm większości Polaków ogranicza się tylko do pięknych słów i gestów. Prosty przykład – uczestnicy wczorajszych uroczystości pozostawili na krakowskim Rynku mnóstwo śmieci – plastikowych butelek i papierów; w tak ważnym dniu, w takim miejscu. Wracałam wczoraj pociągiem z Kielc do Krakowa: wzdłuż torów, w lasach to samo – mnóstwo śmieci. Ci (rzekomo) żarliwi patrioci gotowi są przejechać setki kilometrów i stać w kolejce kilkanaście godzin, żeby chwilę postać koło trumny prezydenta, a na co dzień, tak naprawdę, wcale o ten kraj nie dbają.

  5. Mira Says:

    Dziękuję za wyrażenie poglądów, w których odnalazłam własne refleksje.
    Szkoda, że nastrojeni jesteśmy pesymistycznie, obserwując Polaków portret własny. Na szczęście jest nas tylu, że trudno wielotysięczny tłum uznać za grupę w pełni reprezentatywną.
    Świetnie, że mamy tyle wolności (jednak), że w ujawnianiu postaw panuje pluralizm (wierzę, że nie tylko dualizm). Jednak to, co docierało do naszych oczu za pomocą mediów, dużo mówi o tłumie, jak i, przede wszystkim, o mediach.
    Wielu dziennikarzy odstąpiło od zasad profesjonalizmu, po to, by intensywnymi emocjami i łzami, nadawać ton i kierunek zbiorowej rozpaczy (?). Żałować trzeba także, jak zwykle, że, jako naród, obarczeni jesteśmy genem epimeteizmu. Choć romantycy czasami wrzeszczeli, że wręcz przeciwnie.

  6. eskulap Says:

    No wlasnie, czekam teraz na pacjenta ale chyba zaczne ten list i bede go stopniowo pisal w ciagu dnia.
    Moze jakos to wyjdzie, choc moge tez przez to tracic watek.

    Musze przyznac, ze mam bardzo mieszane uczucia po tym wszystkim. Tragedia tragedią, ale to co po niej sie w Polsce dzialo przeszlo moje najsmielsze oczekiwanie. To juz nie tragedia ale tragifarsa, histeria narodowa i jakas zbiorowa psychoza.
    Nie ukrywam ze Kaczynski nie byl „moim” prezydentem i reprezentowal wszystko to czego nie lubie w Polakach. Mowi sie o nim jako o prawdziwym patriocie – ale co to oznacza? Dla mnie, juz samo to wyrazenie jest gleboko niepokojace. Prawdziwy patriota kojarzy mi sie z tym kto nigdy nie wybacza, co ma nacjonalistyczne podejscie do historii. Prawdziwy Polak – to nastepna łatka przypieta w czasie tych ostatnich dni. To co maja powiedziec jego przeciwnicy – nieprawdziwi Polacy? To juz trąci paranoją. Poza tym, jego prezydentura pokazala go jako dosc slabego prezydenta ktory na poczatku nie lubil tej prezydentury, a potem to wszystko w co sie angazowal przynosilo tylko kleske – ostatni policzek dostal na Litwie gdzie mimo jego czestych wizyt i duzego zaangazowania uchwalili ustawe przeciwko polskiej pisowni.

    (No i mialem dosc solidna przerwe.)
    Ale kontynuujac: na poczatku myslalem, ze jak wybrali Wawel to PIS strzelil sobie samoboja i ze przedobrzyli. Okazuje sie ze nie mozna teraz dojsc do tego kto podjal taka decyzje. Pochowek na Wawelu zawsze byl kontrowersyjny (i z Pilsudzkim tak bylo, i z Miloszem…) Ale poszli na zrobienie legendy. Na dodatek w tv bylo mase na temat jakim on byl dobrym czlowiekiem, mezem – czyli, wiadomo, jak sie dotknie czlowieka ze strony osobistej to wyraznie sie jego wizerunek ociepla. Ale on byl politykiem i z tej perspektywy trzeba to oceniac.
    Media najogolniej zrobily z tego takie przedstawienie … jak zreszta zwykle w Polsce. Olejnikowej puścily nerwy i w trzech kolejnych programach płakała – co uwazam za przesade, bo powinna utrzymac nerwy na wodzy.
    Bylo ogolnie rzecz biorac zbyt emocjonalnie.
    Pospieszalski z koleji dopuscil sie nastepnej niegodziwosci wg mnie. Gwiazda i jeszcze jeden „profesor” siali jad na glownym polskim programie i w insynuacyjnym tonie „pytali” czy czasem za tym Rosja nie stoi.
    W ogole to grzebanie w historii wyjdzie nam bokiem jak zwykle zreszta. Jak slyszalem, na rosyjskich forach wspominaja ofiary z 20 roku kiedy to albo zaglodzilismy jencow wojennych albo zawinilismy ich smierci, bo umarli na tyfus, jak podaja niektorzy. Slowem rachunki krzywd sa po obu stronach i w sumie powinno sie o tym bardziej otwarcie mowic takze w Polsce. My jednak, jak zwykle, stawiamy sie w rolach ofiary i w tej roli czujemy sie jak ryba w wodzie.
    Wolalbym jednak zebysmy skonczyli z ta wieczna martyrologia i zabrali sie np za budowanie autostrad i poprawą zycia publicznego we wszystkich jego aspektach.

    Ktos powiedzial, ze ta sklonnosc do tych zgromadzen wynika z wielkiej potrzeby wspolnoty, i ze w normalnym zyciu nie potrafimy tej wspolnoty stworzyc z powodu ogromnych pokladow nieufnosci. Stad sie tez biora urzednicze sklonnosci do nieufnosci do obywateli, firm… Na wszystko potrzeba tony papierow – musisz prawie zawsze udowatniac swoja niewinnosc lub brak zlych intencji, podczas gdy w innych spoleczenstwach po prostu wierza w twoje slowo. Dlatego zanim przebrniemy przez papierkowa robote, to moze za jakies 20 lat uporamy sie z budowa drog, a za nastepne 20 lat moze zaczniemy sobie bardziej ufac.

    Tak, ze nie wroze niczego dobrego z tego nowego rozdania w polskiej polityce i wojna polsko-polska rozgorzeje na nowo.
    Ci wielbiacy Kaczynskiego rodacy juz pokazuja zeby i pazury na onecie. Poczytaj troche komentarzy to bedziesz wiedzial o czym mowie.
    TV wg mnie sie nie sprawdzila i nasze media wykazuja duza niedojrzalosc. Emocjonalny przekaz w jakimkolwiek kierunku jest z gruntu zly. Moze i bedzie wtedy troche mniej ciekawie w tv ale bedzie chociac normalnie. Nie chce raz byc zalewany masa gowna a potem masa lukru na przemian. I jednego i drugiego nie da sie przelknac.

    To tyle. Jestem tym tygodniem zniesmaczony. Tragedia, zaloba w polskim wydaniu jest po prostu okropna. Znicze, holdy i zgromadzenia – zycie na pokaz, ideologia na pokaz, patriotyzm na pokaz (tzw historyczny – mysle o patriotyzmie), wiara w Boga na pokaz.
    Bo jaki to chrzescijanin, ktory na cios odpowiada ciosem. Oka za oko, zab za zab – to czasy przedchrzescijanskie. Ale u nas poganstwo kwitnie, tylko jest spod znaku krzyza.

    Moze jestem zbyt surowy w ocenach, pewnie prawda jest gdzies posrodku ale jakis niesmak pozostal.
    (…)
    Wracajac do Kaczyskiego to troche sobie sam taki los zgotowal. Naciski na pilotow to znana sprawa jeszcze z Tbilisi. Ten mlody pilot co teraz byl glownym byl drugim pilotem w Tbilisi. Wiec wiedzial co go czeka jak nie wyladuje. Po drugie co by bylo gdyby Rosjanie odmowili ladowania – zaraz by bylo ze Rosja nie pozwolila im wyladowac z przyczyn politycznych. Slowem kwadratura kola. Poza tym piloci byli zdecydowanie za mlodzi i nie mieli wylatanych tyle godzin co piloci cywilni. Jak byl pomysl zeby czarterowac loty z LOTU to opozycja sie sprzeciwiala. Teraz beda musieli to przelknac.
    Tak wiec polityka historyczna jakby mimo woli stala sie katalizatorem katastrofy.
    (…)
    No nie wiem – juz 4 raz podchodze do listu o ciagle cos zlego dopisuje tutaj.
    Tez jakbym sie wpisywal w ten ogolny polski trend. Poza tym, jak zwykle olali nas wszyscy zachodni sojusznicy poza Niemcami. Tym razem wulkan byl wymowką ale prezydent Gruzji pokazal, ze mozna ze Stanow przez Portugalie, Wlochy dotrzec do Polski. Przyjaciol poznaje sie w biedzie i zadne gesty nie robia wrazenia jak sie nie chce ruszyc dupy. Zwłaszcza w Europie gdzie kursuja pociagi i w kilkanascie godzin mozna przejechac ja cala. Ale dla przywodcow europejskich to zbytni wysilek. O Obamie nie wspomne.

    To tyle na te zalobe.

  7. stasieku Says:

    Jeszcze raz dziękuję za porządny tekst.
    Oby takich wiecej w en passant.
    Pozdrawiam serdecznie

  8. kuzynka Says:

    ja powiem tak: po tej tragedii nawet najwięksi cynicy wśród moich znajomych milkli. po akcji z modleniem się przy trumnie prezydenta, wynoszeniem jego osoby na ołtarze, zawodzeniem w tv przez kilka dób bez przerwy, kolejkami do grobu jak do ziemi świętej, pomijaniem innych ofiar tej tragedii, które – wedle ogólno przyjętej retoryki prowawelskiej – już na służbie nie były, lecąc do smoleńska, tylko na wczasach, i dalej – niezauważaniem innych nieszczęść na świecie, otóż ci znajomi cynicy mają już wszystko z powrotem między pośladkami. i wcale się im nie dziwię.
    a nikt sobie na taki cyrk nie zasłużył, a przede wszystkim nie ci, których wczoraj chowaliśmy (przy całym moim krytycznym stosunku do osoby śp. prezydenta).

    • Jolanta Says:

      Trochę mnie zaskoczyło stwierdzenie: ‚pomijaniem innych ofiar tej tragedii, które – wedle ogólnie przyjętej retoryki prowawelskiej – już na służbie nie były, lecąc do Smoleńska, tylko na wczasach…’
      Nie spotkałam się z taką opinią. A nawet jeśli takowe krążyłyby gdzieś w eterze, uważam je za przesadzone. Podróż do Katynia nie była wyprawą na wczasy. Uczestnicy lotu byli uczestnikami rządowej delegacji, mieli do wykonania (nie do odfajkowania, jak gdzieś przeczytałam) ważne zadanie związane z uczczeniem pamięci ofiar zmasakrowanych pod Katyniem polskich żołnierzy oraz uczczeniem ich pamięci. W delegacji znajdowały się osoby reprezentujące rodziny katyńskie. Nie bagatelizowałabym roli tej delegacji. I w ogóle roli kultywowania pamięci narodowej, która przekazywana jest w pewnych narodowych symbolach. Gdyby nie one, być może nasza narodowość nie przetrwałaby próby czasu i warunków zaborów; nie deprecjonowałabym znaczenia takich symbolicznych gestów.
      Osobiście cenię takie symbole. One są świadectwem historii narodu, wpisują w jego tradycję, tworzą tę tradycję. Bez pewnej dawki mitologizacji tradycja nie funkcjonuje. Zanika. Dlatego idealizuje się bohaterów narodowych, nawet jeśli w rzeczywistości nie byli oni ludźmi idealnymi i bez przywar. A śmierć z reguły przyczynia się do tworzenia legendy.
      Ten mechanizm funkcjonuje w każdych warunkach, także w sztuce. Weźmy choćby takich artystów jak van Gogh czy nasz Norwid. Za życia niedocenieni, po śmierci wywyższeni. Warto tu też przywołać wiersz Norwida „Coś ty Atenom zrobił Sokratesie…”.

      Śmierć ma w sobie moc uwznioślającą. Stąd może zaskakująca dla wielu pośmiertna zbiorowa próba rehabilitacji i uwznioślenia naszego Prezydenta. Nie jestem zniesmaczona tym zjawiskiem samym w sobie, a raczej sposobami stosowanymi przez media do potęgowania tego mechanizmu. Bo to zakrawało o karykaturę (dziennikarze dotąd ośmieszający Lecha Kaczyńskiego nagle mówią o nim ze łzami w oczach i smutkiem wyrysowanym na twarzy). Nie sądzę, by zwykli ludzie uczestniczyli w żałobie w sposób fałszywy. I nie neguję samej żałoby.
      Mój mąż jest przeciwnikiem Kościoła, człowiekiem apolitycznym – ale nie wstydził się łez poruszenia, gdy stała się tragedia. Wyzwoliła ona w ludziach niesamowite pokłady emocji, była wstrząsem; ja także bardzo tę tragedię przeżyłam (zaznaczam, nie byłam i nie jestem fanką byłego Prezydenta). Było mi żal wszystkich ofiar. Wydaje mi się, że poczucie żalu, straty, smutku jest reakcją naturalną: płakali nie tylko Polacy – również Rosjanie, jak to zostało pokazane przedwczoraj w reportażu w Uwadze w TVN (czyli ten ton żalu nie jest właściwością narodową, lecz ponadnarodową). I nie potępiam Polaków za to gremialne uczestniczenie w żałobie. Okazywanie żalu z powodu straty, okazywanie szacunku ofiarom, wyrażanie solidarności z ofiarami i ich rodzinami jest dla mnie czymś pozytywnym.
      Inną kwestią jest to, co zrobiły z tego media. I medialne wypowiedzi niektórych polityków. Ciekawie ujął to Andrzej Sikorowski ; powiedział, że było za dużo słów. I to mój zarzut. Nie neguję narodowej żałoby, jedynie folklor, który został wokół niej rozdmuchany przez media i niektóre co bardziej wpływowe jednostki. Na pewno należało uczcić śmierć pary prezydenckiej i oddać jej hołd. Nie mam również zastrzeżeń do pochówku prezydenta i jego małżonki na Wawelu. Nie bądźmy aż takimi cynikami. Ocenę pozostawiłabym historii.

  9. mixnati Says:

    „Najgłębsze i najbardziej prawdziwe są ból i rozpacz członków rodziny i ludzi najbliższych tym, którzy zginęli.
    To jest najważniejsze, to należy uszanować.
    Ta rozpacz nie zna hierarchii, politycznych rankingów, partyjnej czy też narodowej przynależności – jest dogłębnie ludzka, bezwarunkowa…
    Reszta z nas powinna zachować się (także w swojej żałobie) godnie – tak, jak przystało ludziom dojrzałym, ale i… powściągliwym.”

    jestem tego samego zdania.
    nie zarabianie na tragedii, nie wstawianie zdjec na nk, czy wystawianie flagi w oknie jest tu na miejscu.
    a zrozumienie, ze zginął człowiek.
    chlebodawca rodziny.
    maz, ojciec, dziadek.
    to przykre, tu nie chdzi o tragedie, bo kazda smierc jest tragedią.
    tu chodzi o to, ze nikt nie byl na to gotowy.

    niech minuta ciszy, bedzie w koncu cichą.

  10. nicek Says:

    “Zadajmy sobie to pytanie: skąd tak naprawdę się wzięły te lamenty Polaków nad trumnami ludzi praktycznie im obcych, znanych im co najwyżej z telewizji, doniesień prasowych, widzianych zazwyczaj z oddali… ?
    Nie mówię oczywiście o rodzinach i ludzich bliskich tym, którzy zginęli.”

    – Wzięły się stąd, że gatunek ludzki już tak ma, że wyraża żal na rozne sposoby, także w sposob demonstracyjny. Ba, “instytucja” publicznego wyrażania tego typu uczuć ma tradycje dłuższe niż słowo pisane stąd ludzie rozumni wyciągają wniosek, że najwidoczniej ludziom taka forma jest po coś, w jakiś sposob spełnia ich potrzeby i jeśli sami takich potrzeb nie mają, to zwyczajnie ich nie demonstrują. Nie udają jednak, że to coś nietypowego zwłaszcza, że nie słychać było ich głosow wtedy, gdy mainstream opłakiwał Drogiego Bronisława, czy innego starego komucha.

    “Zauważmy (a to jest bardzo wymowne i symptomatczyne), że nikt z rodzin zmarłych nie wziął właściwie udziału w tych najbardziej spektakularnych narodowych żalach, które miały miejsce praktycznie w każdym większym polskim mieście. (Mam tu na uwadze to, co działo się przez cały tydzień w kraju przed właściwymi ceremoniami pogrzebowymi w sobotę (Warszawa) i w niedzielę (Kraków).
    Dlaczego?”

    – Dlatego, że zwykle osoba, ktora straciła bliskich łka w ciszy i na uboczu zaś najbardziej widoczni są ci, ktorzy przychodzą tak cierpiącego człowieka pocieszyć.

    “Bo po prostu nie byli oni do tego zdolni. W swej prawdziwej żałobie wycofali się w swoją prywtaność, wgłąb swojego bólu. Na pewno nie chcieliby tego swojego autentycznego cierpienia demonstrować na zewnątrz (tak jak robili to masowo inni, obcy im ludzie).
    Dlaczego?
    Być może dlatego, że miałoby to w sobie coś z… profanacji głębi i prawdziwości tego, co przeżywali; być może stanowiłoby pewien gwałt na ich intymności (bo prawdziwe cierpienie jest na wskroś intymne).”

    – Zapewne, wierzę jednak, że hołd, jaki Polacy oddali tragicznie zmarłym te cierpiące rodziny odebrały zapewne jako rodzaj ulgi w tych trudnych chwilach i miały poczucie tego, że ze swoim cierpieniem nie są same. Już to jest wartością trudną do przecenienia.

    “A cała reszta?
    A cała reszta miała w tych demonstracjach jakiś “interes”: religijny, światopoglądowy, psychologiczny, państwowy, oficjalny, partyjny, historyczny, medialny, symboliczny, kościelny, socjologiczny… etc.”

    – Być może w twoim kręgu kulturowym pocieszanie cierpiących i pożegnanie zmarłych a ważnych dla ciebie osob jest czymś niezwyczajnym i na pogrzeby rodzinne chodzisz tylko z nadzieją urwania kawałka spadku. Zapewniam cię jednak, że normalni ludzie potrafią wspołodczuwać.

    “Moim zdaniem to, jak zareagowało polskie społeczeństwo na tę katastrofę, wcale nie świadczy o jego jedności. Bardziej o podporządkowaniu własnej mentalności instytucjom (państwowym i religijnym) – uleganiu presji tego, co zwierzchnie. Także o podatności na swego rodzaju emocjonalną infekcję. Wbrew temu co Polacy sądzą sami o swojej niezależności i tzw. “umiłowaniu” wolności, wykazali się tutaj (po raz kolejny zresztą) mentalnością poddanego.
    To poddaństwo przejawia się na kilka różnych sposobów.”

    – Bardzo być może i ja nie widzę w tym nic zdrożnego, że Polacy potrafią uznać kogoś za autorytet i że w sposob naturalny czują się częścią większego, kulturowego organizmu. Dzięki temu nie są wykorzenionymi idiotami poddającymi się byle postępowej manipulacji, jak kompletnie zdurniałe społeczeństwa zachodu.

    “Nie bez znaczenia w tym wszystkim jest to, że większość polskiego społeczeństwa to katolicy, których, jakby nie było, przynależność do Kościoła obliguje do uznania jego zwierzchnictwa… przynajmniej w kwestiach wiary, czy też “duchowości” (a ta, w podobnych przypadkach jak ten, ma przecież kluczowe znaczenie, bo dotyka sedna egzystencji, sensu życia, śmierci i cierpienia).”

    – Nic w tym dziwnego w stosunku do instytucji, ktora definiuje człowieka, duchowość, egzystencję, sens życia, śmierci i cierpienia najgłebiej ze wszystkich istniejących dotychczas na świecie. Trzeba być idiotą, by nie mając lepszej alternatywy odrzucać tę zwierzchność, ktora oddziela człowieczeństwo od zezwierzęcenia.

    “Ponadto, sama wiara katolicka funkcjonuje w przestrzeni mocno zhierarchizowanej, spaternalizowanej.”

    – Dlatego funkcjonuje już 2000 lat i będzie funkcjonować długo jeszcze po tym, gdy znikną z powierzchni ziemi wszelkie liberalne demokracje. Z prostej przyczyny- hierarchia jest faktem, liberalna demokracja kosztowną i przeciwskuteczną probą zmiany tego porządku rzeczy.

    “Lecz Polacy okazują się również “z ducha” poddanymi świeckimi, co potwierdza tworzące się in statu nascendi mit i legenda prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
    I raczej nie są świadomi tego, że jest to jeszcze jedna odmiana kultu jednostki, przemieszanym na dodatek z kultem ofiary.”

    – Liberalne wyzwolenie to też swoisty kult jednostki- siebie. Także wtedy, gdy jest się zwykłym durniem. Wtedy nawet najczęściej.

    “Legitymizacją (i mitem założycielskim) tej nowo powstającej legendy ma być umieszczenie zwłok Prezydenta w najbardziej sakralnej dla narodu polskiego nekropolis, jaką jest Katedra na Wawelu.”

    – Zgadza się i wiem, że to dla tobie podobnych bolesne. No ale to akurat nie twoj narod, nie twoje sacrum i nie twoja Katedra. WIęc co ci do tego?

    “Pochopna, i jak się okazało nieopatrzna decyzja władz kościelnych (na którą wyraziła zgodę rodzina zmarłej pary prezydenckiej) zburzyła nawet to kruche przekonanie o tym, że naród polski potrafi się jednoczyć dopiero nad trumnami. Okazało się, że jest wręcz przeciwnie – trupy dzielą Polaków równie skutecznie, jak i żywi.”

    – Okazało się wrecz przeciwnie, że była to decyzja najlepsza z możliwych. Nie jest też prawdą, że Polakow dzielą trupy. Polakow dzielą konkretni żywi, ktorzy na dzieleniu Polakow robią swoj parszywy geszeft.

    “Walka o Wawel jest symptomatyczna dla społecznego konfliktu jaki istnieje między Polską liberalną, świecką i laicką (bardziej zwróconą ku przyszłości), a wyznaniową, konserwatywną, “tradycyjną”, (dla której niezwykle ważna jest przeszłość).”

    – Po pierwsze nie było tu żadnej walki, bo trudno traktować poważnie kilkudziesięcioosobowe grupki frustratow ziejących nienawiścią ze swych wykrzywionych w grymasach wściekłości mord. Po drugie- nikt poza planktonem nie jest liberalną wersją przyszłości zainteresowany. Co i nie dziwi. Myśmy już swoje krzywdy od lewicy z trudem przetrwali.

    “Jednak zagorzali przeciwnicy obecności sarkofagu Kaczyńskich na Wawelu nie zdają sobie chyba sprawy z tego, że, paradoksalnie, podobnie jak i ich katoliccy adwersarze, poddają się irracjonalnemu w swojej istocie myśleniu “magicznemu”, dla którego bardzo ważna jest symbolika, relikwie i sakralizacja (czemu właśnie dają wyraz swoim protestem). Obie więc strony są jakby siebie warte i – zamiast zachować nad trumnami spokój i ciszę – nad owymi trumnami nieprzystojnie hałasują.”

    – Hałasuje konkretnie jedna strona, ta, ktora przeciwko pochowkowi protestowała. Protestowała mimo, że ani nie jest rodziną zmarłego Prezydenta, ani nie jest depozytariuszem wawelskich kluczy.

    “Kościół, zawłaszczając niejako ciało zmarłego Prezydenta, chce również zawłaszczyć nie tylko “przestrzeń duchową” i symboliczną Polaków (jest to więc element “walki” światopoglądowej), ale i – w pewnym sensie – “narodową pamięć”, która jednak w równym stopniu polega na pamiętaniu, jak i na zapominaniu (traktując przeszłość życzeniowo i instrumentalnie, segregując i wybierając to, co akurat wzmacnia taką a nie inną historyczną wizję).”

    – Być może, ale jeśłi taka walka światopoglądowa o przestrzeń duchową i symboliczną się toczy, to dlaczego piętnować akurat Kościoł, do ktorego Polacy chodzą z włąsnej i nieprzymuszonej woli, a nie zainteresować się środowiskami demoliberalnymi, ktore swoje chore wizje Polakom wielkim kosztem stręczą i wystarczy zaprzestać bombardowania medialnego na tydzień, by ludzie doznawali przebudzenia spod wpływu tej liberalno-medialnej sieczki.

    “Nota bene, to właśnie batalia o monopol “moralnego prawa” do Katynia, a także obrany przez poszczególne partie odmienne kursy polityki “historycznej”, przyczyniły się pośrednio do katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem (ponieważ, gdyby nie było tego podziału, zaplanowano by jedną uroczystość upamietniającą ofiary zbrodni katyskiej, a nie uroczystości dwie – z których ta druga, tak nieoczekiwanie, zamieniła się w jeszcze jedną tragedię i hołd dla następnej setki ludzi, jaka zginęła w tym “przeklętym” miejscu).”

    – Gdyby była ta twoja jedność, to zakładając, że był to wypadek, mielibyśmy teraz komplet trupow od prezydenta, po premiera. To takie lepsze?

    “Byłbym głupcem, gdybym nie dostrzegał rzeczywistej skali tego – bezprecedensowego jednak – wypadku (tak, jak dostrzeżono to na całym świecie). Lecz nie przesadzajmy. Jeśli chodzi o demokratyczne struktury państwa, to nie zostały one naruszone. Polsce nie grozi żadna zagłada, czy kolejna niewola, ani nawet zamieszki (nie wspominając już o spełnieniu się złowieszczych przepowiedni Nostradamusa).”

    – Wszystko wskazuje na to, że Komorowski i chłopcy z PO naruszyli jednak porządek demokratyczny przejmując funkcje, dokumenty, przeszukując prywatne mieszkania itp. Przejmując, bez demokratycznego mandatu pełnię władzy w Polsce.
    Nostradamusem się nie interesuję jednak Polska przeżyła 3 regularne rozbiory i 4 ostatnio, ktory uwięził nas w sowieckiej strefie wpływow na połwiecze, jestem więc bardzo ostrożny w formułowaniu wnioskow o braku zagrożenia i tych, ktorzy takie tezy stawiają mam za durniow lub agentow.

    “Naturalnie, żywego człowieka – jego unikalności i wyjątkowości – nie jesteśmy w stanie niczym zastąpić. Natomiast jego funkcję – tak. Czyli państwo będzie funkcjonować zupełnie podobnie, jak do tej pory.”

    – To nie jest takie pewne zwłaszcza, że nie posiadając demokratycznego mandatu PO sprawuje teraz w Polsce władzę absolutną.

    “Dawne solidaryzowanie się Polaków wokół tragicznych wydarzeń w naszej historii jest zrozumiałe (w kontekście historycznym właśnie). Wzmacniało bowiem – w czasach utraconej suwerenności – poczucie narodowej tożsamości, dzięki czemu plemienne przetrwanie pod polskim sztandarem zwiększało swoje szanse. Teraz jednak sytuacja jest inna.”

    – Widocznie dla wielu Polakow sytuacja wcale nie jest inna a jawi się wręcz, jako identyczna, skoro poczucia narodowej tożsamości i plemiennego przetrwania tak łakną.

    “Polska powinna się stać państwem nowoczesnym, otwartym na przyszłość i nie dyskryminującym nikogo, ze względu na jego poglądy i opinie. Krajem, w którym nie można deklarować “jedynie słusznego” światopoglądu.”

    – Nie może, bo tobie się tak nie podoba? To jest jakiś nowy dogmat przed ktorym powinniśmy kucnąć my, ktorzy sprawy widzimy inaczej? I czy “Polska powinna” to i liberalne owo nawet wbrew demokratycznej woli ludu? Czy nie jest to deklarowanie z twojej strony jedynie słusznego poglądu?

    “Każdy sobie zadaje pytanie: co będzie dalej? Czy cokolwiek w naszym kraju się zmieni? Czy przestaniemy obrzucać się obelgami, błotem, wyzwiskami?”

    – Bardzo wielu ludzi ma nadzieję, że zmieni się sporo zaś najlepszym sposobem na zaprzestanie obrzucania się błotem i obelgami jest zaprzestanie tego procederu przez środowiska, ktore wiedzą, jakim liberalnym krajem powinna być Polska i chcą zadekretować jedynie słuszny, liberalny światopogląd.

    “Czy naród polski przeżył właśnie oczyszczające go katharsis?
    Wątpię, choć naprawdę bardzo chciałbym sie mylić.”

    – Być może ty nie, ale narod tak.

    “Obawiam się, że trauma ta jeszcze bardziej wzmocni polskie kompleksy i jeszcze wyraźniej zarysują się podziały, jakie istnieją już od dawna w polskim społeczeństwie.”

    – Mam wielka nadzieję, że to, co rozumiesz jako polskie komplesy, a co ja uważam za polskie cnoty, uwidoczni się jeszcze bardziej i pozwoli oddzielić ziarno od plew.

    “Jeszcze usilniej będzie się przekonywać o własnej nieomylności – o tym że racja leży właśnie po tej, a nie po innej stronie; jeszcze mocniej będą chciały się utwierdzić monopole na prawdę.”

    – Rozumiem, że martwi cie to, że środowiska liberalne utraciły, najprawdopodobniej bezpowrotnie, ten monopol na prawdę i nieomylnośc i ludzie zaczną żyć tak jak chcą a nie jak im suflują rozni postępowi macherzy? Mnie to akurat cieszy.

    “Ale są to tylko obawy. Jak będzie naprawdę?… Już wkrótce powinniśmy się o tym przekonać.”

    – Mam nadzieję, że środowiska liberalne, wszelkie agentury, zdrajcy i parszywcy dostaną bolesną lekcję.

    • Mira Says:

      Właśnie dlatego kiedyś napisałam, że boję się Boga moich sąsiadów…
      Na szczęście są uniwersalne, pozapolityczne tematy, którymi (być może) wkrótce nas zaintrygujesz.
      Nicek pozostanie ze swoim „czerepem rubasznym” i będzie projektował powrozy, na których z rozkoszą powiódłby „ciemny lud” do… strach się bać!!!

      Pozdrawiam spod jasnego polskiego nieba, na którym samoloty nie kreślą znaków krzyża, ale natura ma się poza tym znakomicie – zacznijmy się znowu uśmiechać :)”

    • Logos Amicus Says:

      Nicek, Twój komentarz (bardzo obszerny zresztą) może być właśnie odpowiedzią na to, dlaczego unikam na moim blogu poruszania tematów politycznych.
      Jednak o tym wydarzeniu napisać musiałem (i chciałem), bo przeżyłem go jednak głęboko. (Niestety, okazało się, że ta tragedia również miała/ma znaczenie polityczne).
      Tak więc polityki i aktualiów uniakam po to, by nie wdawać się w dyskusje podobne tym, jakie w wielkiej obfitości toczą się w naszym kraju wszędzie – w mediach, na różnych forach, blogach, portalach… Dyskusje, które zazwyczaj nie przynoszą niczego prócz frustracji i mielenia w kółko tych samych oklepanych frazesów, a kończą zwykle obrzucaniem się błotem (przy wcześniejszym okopaniu się na swoich „jedynie słusznych” pozycjach).

      Twoje słowa są bardzo symptomatyczne i wręcz pokazowe: odkrywają bowiem całą mentalność pewnej grupy Polaków, którzy pod płaszczykiem „wiary”, „tradycji” i kościoła, sieją dość zjadliwie nienawiść (bo tak to chyba trzeba nazwać) do ludzi innych, „obcych”, czy też inaczej myślących.
      Zawsze mnie to zdumiewa: jak, będąc Chrześcijaninem, można pielęgnować w sobie takie pokłady wrogości (a często i jadu) do – w końcu przecież – bliźniego swego.

      Mógłbym, podobnie jak Ty, przeanalizować każdą Twoją wypowiedź i przedstawić swój sposób widzenia, ale zdaję sobie sprawę, jak bardzo byłoby to (niestety!) jałowe i bezcelowe – bowiem zawsze tak jest, kiedy chcemy dyskutować z kimś, kto nie jest otwarty na obce sobie argumenty, kto z góry odrzuca inny sposób myślenia, nie próbuje nawet zrozumieć drugiej strony, bo przecież sam wie wszystko najlepiej, a inni to „durnie”, „pojeby”, „chamy”, „idioci”, „plankton” i „parszywcy”.

      Prawdę pisząc, to już wtedy, kiedy przeczytałem to (jakże pięknie rozwinięte i elokwentne) zdanie: „(…) kilkudziesięcioosobowe grupki frustratow ziejących nienawiścią ze swych wykrzywionych w grymasach wściekłości mord” , powinienem dojść do wniosku o jakże beznadziejnym braku kompatybilności naszych światów.

      Ale przecież były jeszcze inne „kwiatki”:

      „Być może w twoim kręgu kulturowym pocieszanie cierpiących i pożegnanie zmarłych a ważnych dla ciebie osob jest czymś niezwyczajnym i na pogrzeby rodzinne chodzisz tylko z nadzieją urwania kawałka spadku.”
      „Dzięki temu nie są wykorzenionymi idiotami poddającymi się byle postępowej manipulacji, jak kompletnie zdurniałe społeczeństwa zachodu.”
      „Trzeba być idiotą, by nie mając lepszej alternatywy odrzucać tę zwierzchność, ktora oddziela człowieczeństwo od zezwierzęcenia.”
      „Mam nadzieję, że środowiska liberalne, wszelkie agentury, zdrajcy i parszywcy dostaną bolesną lekcję.”
      „parszywy geszeft”
      … etc.

      Wizja tego, że mógłbym mieszkać w kraju, w którym ton nadają ludzie o takiej mentalności – o takim sposobie wyrażania się i widzenia świata (oraz innego człowieka) – napełniałaby mnie wielką obawą, by nie napisać… lękiem.

      • iwona Says:

        Logosie, przczytalam odpowiedz nicka i powiem tak – Twoj komentarz, wnikliwy, i przedstawiajacy Twoje zdanie byl zbyt wczesny i godzacy w uczucia ludzkie. Odpowiedz nicka widze w kategorii czlowieka ugodzonego w szczerosc jego uczucia, ktore to wyrazal w sposob jaki Ty skrytykowales. Jak wiesz nie zgadzam sie rowniz z Twoja analiza, i mimo ze na pewno na swoj sposob przezyles to wydarzenie, ja rowniez Twoj komentarz odebralam jako „obraziliwy”. Uzyles zbyt wielu negatywnych slow, ktore nie sa prawdziwe z tym co dzialo sie w kraju, w sercach wielu ludzi. Po prostu ich sposob na radzenie sobie z tragedia, dosc nieprzyjemnie skrytykowales. Nie jestem psychologiem/psychiatra zeby naukowo do tego poedjsc, jednakze ludzkie zachowania, tak masowo wlasnie zaprezentowane, i prezentowane, sa czescia ludzkiej natury. I sa szczere. Pomijam jakies jednostki. Dlatego inaczej niz Ty przeczytalam odpowiedz nicka. Nie popieram mocnych slow, jednakze moze i byly by lzejszego kalibru gdybs napisal to chociazby za pol roku. Oczywiscie jak zwykle jest to moje zdanie :))

      • nicek Says:

        Logos Amicus:
        twoj drugi akapit – tak się skłąda, że ta część Polakow, ktora identyfikuje się z wiarą tradycją, chrześcijaństwem jest pod totalnym ostrzałem od 1944r. Łacznie z fizyczną eksterminacją, permanentym okradaniem, probami wynarodowiania, probami wyrwania dzieci rodzinom i eksperymentowania nad ich wychowaniem, opluwana jako ciemna, wsteczna itp. Sorry, ale nam, chrzęscijanom, zwyczajnie skończyły się już policzki do nadstawiania.
        Chcesz, żeby było mniej wrogości? To odpieprzcie się od naszych rodzin, od wychowania naszych dzieci, od naszych pieniędzy i nie okradajcie nas via podatki, nie stręczcie nam swoich nowomodnych bredni, nie plujcie na nas, najlepiej nas nie zauważajcie. Jesteście (tu cię dla skrotu umieszczam w obozie postępowo-liberalnym) stroną atakującą, więc się nie dziw, że z naszej strony rośnie wrogość. I będzie rosła, a jak całkiem przegniecie, to się z wami rozprawimy całkiem nie po chrzęscijańsku.

        twoj trzeci akapit – sorry, ale napisałem ci już, ty nie dyskutujesz, ty nie dajesz argumentow, ty mi obwieszczasz jakieś brednie.
        Exemplum – “Pochopna, i jak się okazało nieopatrzna decyzja władz kościelnych…”. Dlaczego pochopna? Gdzie argument? Dlaczego nieopatrzna? Gdzie argument? Komu się okazało, gdzie się okazało, dlaczego się okazało? Chłopie, można w ten sposob rozebrać każde twoje zdanie na kawałeczki. Ty mi sprzedajesz jakąś swoją, wydumaną wizję świata, nie popartą niczym i dziwisz się, że ja to nazywam bredniami? A jak mam nazwać?

        twoj czwarty akapit – a było coś więcej niż kilkudziesięciosobowa grupka frustratow z wykrzywionymi gębami? Był w ogole jakiś spor o Wawel, czy było jednostronne szczucie w sytuacji, w ktorejk decyzja została już podjęta i nieodwołalna? Czemu to służyło jak nie szczuciu, judzeniu i wrogości wobec bliźniego swego? Jaki mandat do wypowiadania się odnośnie tego, co ma na Wawelu być a co nie, mieli ci “dyskutanci”? Krypta jest pod ich opieką, jest ich własnoscią?

        “Wizja tego, że mógłbym mieszkać w kraju, w którym ton nadają ludzie o takiej mentalności – o takim sposobie wyrażania się i widzenia świata (oraz innego człowieka) – napełniałaby mnie wielką obawą, by nie napisać… lękiem.”

        To lepiej się zacznij przyzwyczajać. Bo nas zwyczajnie jest więcej i na pewno nie pozwolimy, by ton nam nadawała jakaś grupka liberalnych ciot o mentalności rozlazłego niewolnika, ktorego sposob wyrażania się, to zestaw okragłych zdanek pozbawionych treści.

      • Logos Amicus Says:

        @nicek – wprawdzie Twój sposób dyskutowania jest dla mnie obraźliwy (i jednak niedopuszczalny wśród ludzi dobrze wychowanych), to jednak odpowiem na kilka Twoich zarzutów:

        – ja się nie „przypiepszam” do Waszych rodzin, ani nie „okradam via podatki”, ani tym bardziej na nikogo nie pluję. Identyfikujesz mnie z jakąś obcą mi grupą ludzi

        – pochówek na Wawelu: to była jednak pochopna i nieopatrzna decyzja, a najlepszym dowodem na to jest fakt, że teraz nikt się nie chce do niej przyznać

        – również moim zdaniem, kiedy już ta niefortunna decyzja została podjęta (i stała się praktycznie nieodwracalna), to należało ją przyjąć do wiadomości, a jeśli już ktoś się z nią nie zgadzał – to lepiej byłoby wyrazić sprzeciw w jakichś bardziej wyważonych słowach, spokojnie, a nie wystawiać jakieś pikiety i demonstrować… zwłaszcza w czasie, kiedy trwała jeszcze żałoba a zmarli nie spoczęli jeszcze w grobach (i kryptach). Sądzę, że niefortunna była też inicjatywa Andrzeja Wajdy (lecz nie tyle ze względu na swoją merytorykę, co na czas – a ten był po temu jak najbardziej niestosowny).

        – Piszesz: „To lepiej się zacznij przyzwyczajać. Bo nas zwyczajnie jest więcej i na pewno nie pozwolimy, by ton nam nadawała jakaś grupka liberalnych ciot o mentalności rozlazłego niewolnika”

        nie przyzwyczaję się chyba nigdy. Zresztą wcale nie muszę, bo mieszkamy jednak w innych krajach.

    • Wojciech C. Says:

      Ależ to nudne i mnóstwo pospolitego kłamstwa, @nicek.
      Należało napisać swój komentarz a nie psuć logicznych wywodów autora.

  11. Elenoir Says:

    Wydaje mi się, że oficjalna kampania wyborcza będzie mniej brutalna niż zwykle, ale w internecie wszyscy skoczą sobie do gardeł. To się zaczęło jeszcze w trakcie żałoby. Szkoda.

  12. Pro Rock Says:

    Byl Prezydentem…..
    Dlatego winien byc pochowany miedzy krolami,

    Jak Oni pieknie do siebie mowili..
    On: Marylko, Myszko Ty malenka, Ona: Leszczeczku
    Dlatego winien byc pochowany miedzy wieszczami,

    Byl odwazny, Odwaga okazana podczas tchorzowskiej ucieczki przed Jubileuszem Najwybitniejszego z zyjacych Polakow nie ma rownych w calej Polskiej historii. Nie zatrzymal go oblodzony samolot, ani turbulencje, nawet straszna sraczka Cesarza Pana, nic nie bylo go w stanie powstrzymac.
    Dlatego winien byc pochowany miedzy bohaterami,

  13. Jula Says:

    Próba odpowiedzi . Opinie innych ;)

    „Opinia płk. Piotra Łukasiewicza, pilota, byłego szefa oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych zamieszczona w „Polska – The Times”:

    Zakładam z niemal stuprocentową pewnością, że ten samolot był sprawny technicznie, a jego sprawność nie miała tutaj żadnego znaczenia. Przy wyposażeniu lotniska w Smoleńsku samolot mógłby lądować zgodnie z przepisami i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa przy podstawie chmur nie mniejszej niż 300 metrów i przy widzialności poziomej nie mniejszej niż 5 kilometrów.
    Osobiście uważam, że podstawa chmur 200 metrów i widzialność 3 kilometry to warunki atmosferyczne, poniżej których lądowanie samolotu w Smoleńsku nie powinno w ogóle być rozważane. A jak wiemy z przekazanych informacji, w chwili katastrofy widzialność wynosiła 500 metrów. W takich warunkach atmosferycznych rządowy samolot nie powinien się tam znaleźć. A jednak się tam znalazł.
    Mając na uwadze, że załoga miała na pokładzie wysokich rangą przełożonych, najważniejsze osoby w państwie i świadomość wagi wykonywanego zadania, a nie miała żadnego wsparcia w podjęciu negatywnej decyzji, sądzę, że piloci uporczywie próbowali wykonać zadanie niewykonalne.”

    I
    Moim zdaniem bardzo ciekawe spojrzenie, czy raczej odczucia:
    http://leszek-miller.blog.onet.pl/Do-Jerzego,2,ID404904573,n
    I
    http://leszek-miller.blog.onet.pl/Sygnay-Dnia,2,ID404691134,n
    Pozdrawiam! :D

    I jeszcze to, myślę że ciekawe spojrzenie –> http://amator.blog.onet.pl/Przed-prawica-egzamin-z-Rosji,2,ID404846255,n
    Jeszcze nie pogrzebano wszystkich z tej katastrofy, jeszcze trwa identyfikacja a już jest bezpardonowa walka ze Smoleńskiem w tle :(

  14. Ryszard Says:

    Właśnie jesteśmy świadkami tworzenia wielkości urojonej. Mityczny Lech (jeden z trzech braci założycieli) odradza się…

  15. iwona Says:

    Na razie krotko – uwazam, nawet na 100%, iz ulegl bys zbiorowej „histerii” gdybys byl w kraju. Czemu tak pisze – bo wlasnie piszesz o czyms o czym z zalozenia pisac nie chciales. Tak samo jak uniosles sie emocjom po wyborze Obamy. A czemu – bo jestes czlowiekiem. Jak Ci za oceanem. Dlatego ta zbiorowka, dlatego tyle watkow, dlatego nagle widac swietego w osobie jeszcze wczoraj przyziemnej. A „nota bene z wyksztalcenia filolog”- toz to typowy komentarz dla wyksztalconych w duchu humanistycznym. Zapytaj inzyniera ;))))))))) Mysle, ze to co sie stalo to po prostu dowody na zachowania czlowieka, w grupie, na nieszczescie – nagle.

  16. iwona Says:

    To teraz nieco dluzej, doczytalam caly komentarz i coz – nie zgadzam sie z nim do konca. Nie zgadzam sie, bo to sie dzialo w Polsce wynika z ludzkiej potrzeby. Spoleczenstwo zostalo nagle zaskoczone bardzo sporym wydarzeniem, o duzym ladunku emocjonlanym. Oto znajomi ludzie, znajome twarze, ktore w jakis sposob zagoscily w domach nagle zginely w bezprecedensowym wypadku komunikacjyjnym. To ludzie sami wyszli z domow, a dopiero potem pod te zgromadzenia przyszly media. Media na pewno w pewnej czesci mialy udzial, ale tylko informacyjny. Reszta wyniknela z ludzkiej potrzeby bycia z kims w takim momemcie. Ten wypadek zjednoczyl narod, nie dlatego ze nagle sie im sie poglady polityczne odmienily, ale zginal pewnien „symbol’ jednosci narodu. I nie swiadczy to bynajmniej o niedojrzalosci, to swiadczy o ludzkim czynniku. To o czym ja czesto na tym blogu pisze. Ludzie nie sa ulomnymi, oni tacy sa. Chyba, ze uznasz ze jestesmy ulomni z definicji :) Uwazam, wiec ze zgromadzenie zaistnialo by bez mediow tez. Rodziny – coz mozesz wiedziec. One tez potrzebuja ludzi, wlasnie w tym momencie jedyne czego nie widzisz to ich twarzy w TV. Ale to nie znaczy, ze wokol nich jest teraz cala masa ich przyjaciol. I tez gromadza sie wsrod innych, nie zostajac samymi w swoim cierpieniu. Bo co pomaga czlowiekowi, to wlasnie drugi czlowiek. Po to jada psychologowie w takie miejsca, bo czlowiek musi wypuscic emocje.

    Co do komentarzy odnosnie tektsow”chrystus narodow” itd,itp to imo zasluga kosciola. Kosciola, czyli przesilnej partii w naszym narodzie. Sluchajc kazan mozna bylo sie zalamac – jak indokrynacja dla grzecznych dzieci, kiedy sluchalo sie pewna prymitywna postawe ksiezy, w kontekescie „znaku od Boga” i inne nadprzyrodzonych sil. Ten infantylizm dokladnie podsyca kosciol katolicki w Polsce. I z tym trzeba sie liczyc. . I szczerze o wiele lepiej wypadli imo politycy. W koncu mowili o ludziach, a nie o bozych zamyslach, planach, ofiarach, karach, nagrodach, celach. Ok, Bog byl pewnie potrzebny wierzacym, i obietnica spotkania tych co umarli kiedys, tam, a niebie. Na pewno taka nadzieja pomaga. Jendakze nie mozna spodziewac sie innych interpretacji po zindoktrynowanym narodzie. Dlatego imo ludzka potrzeba zostala zaspokojona, a tlumaczenie jest wynikiem zycia w katolickim spoleczenstwie.

    A Wawel – coz, ja sie ciesze. Tez potrzebuje jednosci, i poczucia przynaleznosci – to mi da latwy dostep do krypt. Jestem Krakowianka, wiec bedzie mi latwo :) Bede tez tam, kiedys (mam nadzieje, ze pyl opadnie i juz sie nie zbije w niebo), zeby poczuc, ze naleze do Polski. :)

    • Elenoir Says:

      Lech Kaczyński, jego brat oraz ich partia nigdy przenigdy nie byli symbolami jedności narodowej. Wręcz przeciwnie – lubowali się w tworzeniu podziałów na Polskę liberalną i solidarną, na „genetycznych” patriotów i spadkobierców ZOMO itd.

      Ta katastrofa nie zjednoczyła narodu. Linia podziału jest chyba wyraźniejsza niż kiedykolwiek.

  17. Morbi Says:

    De mortuis aut bene, aut nihil. Ergo nihil.

    • Logos Amicus Says:

      Nie zawsze jest tak, że o zmarłym należy mówić dobrze, albo nie mówić wcale.
      To jednak zależy od człowieka (który zmarł), od sytuacji, okoliczności… od tego, kim tak naprawdę on był (a jeśli był przestępcą, zbrodniarzem, kimś, kto nas skrzywdził… ?)

      Rozmiem jednak, że słowa te odnoszą się do Lecha Kaczyńskiego.
      Oczywiście, że po tym tragicznym wydarzeniu, w czasie żałoby, nie wypadało mówić niczego złego o naszym prezydencie (co właściwie uszanowali nawet ci jego najbardziej zaciekli przeciwnicy polityczni).
      Jednakże to, czy Lech Kaczyński zasłużył sobie na te wszystkie apologie i epifanie – to już jest inna sprawa.

      Czym innym jest ocena Kaczyńskiego jako człowieka prywatnego, a czym innym jako polityka, osoby pełniącej najwyższy urząd w państwie – i tutaj opinie powinny być adekwatne do tego, co było w przyszłości, a to przecież winno dopuszczać także krytykę.
      Moim zdaniem byłoby źle, gdybyśmy teraz wysławiali tylko same zalety prezydenta, a pomijali te jego mniej chwalebne strony – a takie przecież również były, o czym wszyscy doskonale wiemy (i o których powinniśmy jednak pamiętać – bo nie jest to pamięcią o człowieku jako osobie prywatnej, a o polityku, urzędniku, oficjelu).

      PS. Na zaprzyjaźnionym blogu „bric-à-brac” Snoopy’ego znalazłem ciekawy wiersz Tadeusza Różewicza, który daje nam nieco do myślenia (na ten temat).

      „KOREKTA”

      Śmierć nie poprawi
      w zwrotce ani jednej linijki
      to nie korektorka
      to nie życzliwa pani
      redaktorka

      zła metafora jest nieśmiertelna

      kiepski poeta który umarł
      jest kiepskim zmarłym poetą

      nudziarz po śmierci nudzi
      głupiec zza grobu
      jeszcze głupstwa gada

    • jaspis Says:

      ad „Korekta”

      Różewiczową mądrość trzeba (?), można (?) warto (?) brać pod uwagę za życia. Podpowie (?), by zastanowić się „PRZED”… tak nie

      • tani1 Says:

        Wiersz wiele wyjaśnia.
        Dzisiaj masz mój drugi głos, a właściwie któryś tam z kolei.

        Cieszę się, że mogłam to przeczytać. Na wiele spraw po prostu nie umiemy spojrzeć trzeźwo. To jedna z przyczyn tego, że wiedzie się nam tak… jak się nam wiedzie.
        Niestety Wawel i na mnie zadziałał. Jestem widać i ja osadzona w jakiejś symbolice. No trudno, wyżej nie podskoczę. I nawet… chyba… wiesz, nie chce mi się, tak jak i dyskutować ostatnio coraz mniej.

        Niewiele osób jest w stanie krytycznie przyjrzeć się sobie, i z narodami jest nie inaczej… Krytyczne spojrzenie i praca organiczna… To by się nam bardzo przydało.
        Mój stosunek do śmierci jest taki, jak Różewicza.
        A do historii… już nie mam stosunku.
        Pisz, waćpan, czytać będziem.

  18. salina Says:

    Amicusie, wpadłam tu, poczytałam, też komentarze… i zrobiło mi się smutno.
    Ale przypomniałam sobie:
    „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.” (Łk10,17-24)
    I mam nadzieję, że wolno mi zaliczyć się do prostaczków.

    • Logos Amicus Says:

      Salino, mnie również często robiło się smutno ostatnimi czasy.

      Cytujesz słowa Ewangelii:
      “Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom.” (Łk10,17-24)

      Ten cytat jest rozbrajający, bo właściwie niczego nie objaśnia. (Np. co to są „te rzeczy”, albo dlaczego mamy bardziej szanować „prostaczka” od człowieka „mądrego i roztropnego”? No i kim właściwie jest ten „prostaczek”? Rozumiem, że nie może to być człowiek „mądry” ani „roztropny”… bo Św. Łukasz wyraźnie tych ludzi od siebie rozdziela).
      Ja tego nie rozumiem.
      Czy możesz mi to wszystko wytłumaczyć?
      Proszę.

      PS1. (Ja zawsze miałem Ciebie – i nadal mam – za kobietę mądrą i roztropną. A nie za jakiegoś enigmatycznego „prostaczka”.)

      PS2. Czy mogłabyś odnieść się do konkretnych wątków, jakie poruszyłem w moim tekście?
      I nie musisz mnie wcale oszczędzać. Napisz, jeśli możesz, co myślisz naprawdę.
      Przecież wiesz, że bardzo szanuję Twoje zdanie (a w tej sytuacji najprawdopodobniej stanowiłoby ono mądrą przeciwwagę do wszystkich tych słów krytycznych wobec tego co działo się ostatnio w naszym kraju.)
      Wolałbym wszak odnosić się do Twoich słów, a nie do Ewangelii.

      • salina Says:

        Miło mi że chcesz mnie wysłuchać Amicusie, jednak znów odpowiem cytatem :)
        http://www.rp.pl/artykul/465048_Kampania__w_cieniu_pogardy_i_strachu_.html
        Nie miej mi za złe, to nie wymigiwanie się – po prostu uważam, że ten artykuł znacznie lepiej się czyta niż ew. moje, najpewniej emocjonalne, próby przeciwstawiania się większości prezentowanych tu opinii, w końcu jest napisany przez profesjonalistę :)

      • Logos Amicus Says:

        A jednak zrobiłaś mi przykrość Salino.
        Artykuł Ziemkiewicza, tak naprawdę, nie odnosi się przecież do tego, co napisałem.

        Na marginesie: Rafał Ziemkiewicz to jest rozpolitykowany pan, który wyraźnie patrzy jednak z perspektywy „partyjnej”, czyli z perspektrywy jakiejś tam frakcji światopoglądowej, np. nacjonalistycznej. (I wg mnie jego publicystykę trudno nazwać „mądrą przeciwwagą” do czegokolwiek.)
        Ja reprezentuję tylko siebie – i swoje poglądy, które nie powstają pod presją żadnej partyjnej ideologii. Nie jestem więc „okopany” w żadnym obozie.

        A poza tym: zbyłaś jednak moją odpowiedź na Twój cytat z Ewangelii. Co również sprawiło mi pewien zawód.

      • Logos Amicus Says:

        Ziemkiewicza, w moich oczach, może dyskredytować choćby tylko takie oto zdanie:

        „Albo, spytajmy wprost – do jakiego stopnia trzeba się czuć wyobcowanym z polskości i jak bardzo jej nienawidzić, aby czuć strach na widok, że Polacy odbudowują jakiekolwiek poczucie wspólnoty, nawet w tak godny sposób jak żałoba, wspólna modlitwa i zapalanie zniczy?”

        Moim zdaniem, jest to stwierdzenie co najmniej… nieodpowiedzialne (by nie nazawać tego bez ogródek „bzdurą”.)
        Jaki wogóle to ma ze sobą związek?
        Jeśli chodzi o mnie, to zupełnie nie czuję się „wyobcowany” z polskości, ani tym bardziej jej nie „nienawidzę”.
        Zresztą, co to jest ta nieszczęsna „polskość”? Jak się ma czuć w naszym kraju ktoś, kto nie jest „prawdziwym Polakiem”, bo jest np. muzułmaninem, Żydem, Wietnamczykiem, Turkiem, Afrykaninem…(mając jednocześnie obywatelstwo polskie) !?

        Wcale nie odczuwam strachu na „widok, że Polacy odbudowują jakiekolwiek poczucie wspólnoty jak żałoba, wspólna modlitwa i zapalanie zniczy?” Ja nie o tym pisałem w swoim tekście (ale to zrozumie tylko ten, kto będzie chciał ten tekst zrozumieć).

        * * *
        Przeczytałem ten artykuł. Nie podzielam większości jego tez. Pan Ziemkiewicz ustawia się po stronie nacjonalizmu, do którego ja mam jednak sporą rezerwę, a może nawet awersję (zwłaszcza do tej jego wojującej frakcji).

        PS. Salino, ja naprawdę uważam, że napisałabyś mądrzej od Ziemkiewicza :)

  19. Kartka z podróży Says:

    Gratuluję wnikliwego i prawdziwego komentarza o tej nieszczęsnej żałobie. Wczoraj mialem okazje przeczytać część materiału w Polityce a dziś całość. Bardzo dobry tekst – podzielam Pana zdanie.

    Sytuacja w kraju od kilku lat mnie też nie dawała spokoju i sporo kosztowała emocji. W ubiegłym roku uciekłem na kilka miesięcy do Hiszpanii. Wedrówka dała mi dystans do tego co tu się dzieje, który udaje mi się na szczęście utrzymać. Patrzę na kraj chłodnym okiem – tak jakbym wciąż był w podróży. To chyba najwygodniejsza perspektywa widzenia. W każdym razie więcej i jaśniej się w ten sposób widzi. Co oczywiscie nie znaczy, że optymistyczniej. No ale wyczuwalny tu fatalizm w ten sposób mniej boli i straszy.
    Pozdrawiam serdecznie

  20. BMJ Says:

    Gratulujemy odważnego tekstu na temat tragedii w Smoleńsku. Znamy Pana niechęć do wypowiadania się na tematy polityczne, więc tym większe było nasze zaskoczenie.
    W całości utożsamiamy się z Pana tezami, które jednak (jak się domyślamy) nie przysporzą Panu popularności w polonijnym środowisku, a i krajowy odzew może być bardzo różny.

    Wywiad z Wojciechem Eichelbergerem oczywiście znamy, jak również artykuł Olgi Tokarczuk na ten sam temat.
    Wkrótce przed Polakami kolejne wyzwanie – wybory prezydenckie, których rezultatu będziemy oczekiwać z dużym niepokojem.

    Łączymy serdeczne pozdrowienia, tak trzymać!
    B. i M. J.

  21. miziol Says:

    Przykre to Amicusie

  22. Zetus Says:

    Uroczystości i 9 dniowa żałoba była dla mnie męcząca – TV – radio , prasa tylko o jednym. A przecież na świecie i w Polsce działy się też inne zdarzenia warte komunikowania. To był wręcz szantaż. Przyznaję, tragedia miała rozmiary monstrualne, ale nie sądzę, żeby np.: w takiej Wielkiej Brytanii było to tak traktowane. Czytałem komentarze na stronie BBC i one bardziej pasowały do mojej percepcji niż to co odbywało się w krajowych mediach.

    Uroczystości pogrzebowe wydały mi się nadmiernie rozdęte z brakiem powściągliwości ze strony tych, którzy podejmowali decyzję o Wawelu jako miejscu złożenia zwłok. Wiadomo było od samego początku, że będą kontrowersje i były. Nie można lekceważyć zgromadzenia kilkuset osób, które miały determinacje w takim momencie zaznaczyć swój pogląd, przypuszczalnie bez zewnętrznej (partyjnej) inspiracji. Arcybiskup Dziwisz już ogłaszając decyzję przepowiadał reakcję. Uderzyła mnie również centralna rola kościoła w uroczystościach pogrzebowych. Nie wiem dlaczego w centrum kościoła Mariackiego siedziały dziesiątki biskupów, chociaż do prowadzenia celebry potrzeba tylko kilku. W końcu w katastrofie zginął prezydent, a nie kardynał czy prymas. Myślę, że oddaje to sytuacje w Polsce, gdzie kościół zajął pozycję rozgrywającego pomiędzy różnymi poglądami i stronnictwami. Mamy jeszcze spory dystans do odrobienia w stosunku do Europy w tym względzie.

    • Logos Amicus Says:

      Muszę zaznaczyć, że nie jestem wrogiem Kościoła (doceniam także znaczenie religii w życiu człowieka). Widzę również te pozytywne aspekty jego działalności wśród polskiego społeczeństwa, (co łączy się z dość ważną pozycją Kościoła w Polsce). Nie chciałbym jednak, aby jakaś – rozumiana opacznie – „wiodąca rola Kościoła” i skupianie się wokół niego różnego autoramentu aktywistów przyczyniało się to do szerzenia homofobii, ksenofobii, strachu przed „innym”, „obcym”, inaczej myślącym… do zaostrzania i pogłębiania istniejących już w społeczeństwie polskim podziałów.
      Polska nie może być państwem wyznaniowym.
      Jestem przekonany, że w państwie rządzonym wedle katolickich doktryn życie byłoby… nie waham się użyć tego słowa – koszmarem.
      (Na szczęście, na zbawienny pomysł rozdzielenia kościoła od państwa cywilizacja europejska wpadła już dość dawno.)

      Chcę jeszcze dodać (tak dla jasności), że nie utożsamiam się ani ze ślepymi atakami środowisk „liberalnych” pod adresem Kościoła i polskich katolików (wg których wszystko, co jest związane z katolicyzmem i z samym Kościołem – jego funkcjonowanie i rola w społeczeństwie, jest złe); ani też ze zjadliwą (i podobnie ślepą) wrogością środowisk „katolickich”, „prawdziwie polskich”, „patriotycznych” wobec ludzi reprezentujących inny światopogląd, inną religię, inne widzenie polskiej państwowości.
      (Zawsze zależało mi na tym, aby nie dać się zamknąć w jakimkolwiek ciasnym partykularyźmie – dlatego nie utożsamiam się z żadnym „obozem”, „frontem”, ani też partią.)

      PS. Mnie dominacja Kościoła w uroczystościach pogrzebowych (zwłaszcza pary prezydenckiej w Bazylice Mariackiej) nie dziwi. W końcu prezydent i jego małżonka byli katolikami, a gospodarzem kościoła Mariackiego (jako świątyni) jest Kościół katolicki.
      (Choć dziwić może katolicka oprawa pogrzebów innych ofiar katastrofy, których związek z Kościołem był do tej pory raczej… nazwijmy to – luźny.)
      Osobiście wolałem (bardziej stonowaną) oprawę uroczystości pogrzebowych na placu Piłsudskiego w Warszawie, niż tę – dość mocno jednak pompatyczną – w Krakowie. Ale to tylko moje osobiste odczucia, (jak zresztą wszystko, co tu piszę :) )

    • Jolanta Says:

      …’Widząc te morza żałobne i ogarnięte smutkiem twarze nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że jest w tym również jakaś domieszka… narodowego (ale i osobniczego) narcyzmu. W tej powszechnej solidarności rekoncyliacyjnej tłumy ludzi znajdowały pociechę i komfort, co zbliżało niektórych do stanu, w którym był pewien odcień… przyjemności’.

      Logosie, ciekawe, co byśmy czuli, gdyby nikt nie wyraził żalu i smutku z powodu tej tragedii. Zniesmaczenie? Pustkę – jeszcze większą niż ta, którą odczuwałam, oglądając telewizję i śledząc, w jaki sposób nakręca się narodową histerię, jak się na niej żeruje? Te reakcje, masowe reakcje, w których jednoczył się naród, chyba świadczą pozytywnie o ludziach. Czy to był narcyzm? Nie sądzę. Ludzie są istotami społecznymi (uogólniając), wydaje mi się, że ta właściwość uwidacznia się w takich skrajnych momentach: w chwilach przejmującej traumy, ale też w chwilach, gdy rozpiera nas duma, radość z sukcesów naszych rodaków. Nie redukowałabym tego typu psychologicznych i socjologicznych mechanizmów do pustych gestów. Do objawu narcyzmu. To, co się działo – mam na myśli poczucie grozy, smutku, żalu, przygnębienia – wykracza poza narodowe stereotypy. Tak reagowali ludzie, gdy zginęła Lady D… ja tego nie rozumiałam…, wtedy, gdy doszło do wypadku, a potem do wybuchu żalu, śmieszyło mnie to i dziwiło, ale teraz, gdy nam się przytrafiła tragedia (myślę, że o większych rozmiarach, chociaż niemądrze jest się tak licytować), zaczyna do mnie docierać, co mogli czuć tamci ludzie, którzy płakali wtedy, nie tylko w Wielkiej Brytanii. Rytuały mają do odegrania też rolę psychologiczną. Nie tylko ideologiczną. Rytuały związane z żałobą towarzyszą człowiekowi przecież od początku cywilizacji. One są odpowiedzią na psychiczne potrzeby człowieka. Są upostaciowieniem bólu, cierpienia, żalu, grozy;
      Tak jak pisałam wcześniej – nie negowałabym żałoby, jedynie spektakl, który został wokół niej wykreowany głównie przez media. Tutaj, według mnie, ujawniła się największa hipokryzja.

      • Logos Amicus Says:

        „(…) nie negowałabym żałoby, jedynie spektakl, który został wokół niej wykreowany głównie przez media.”

        Ja przecież też nie neguję żałoby ale właśnie ów „spektakl”. (M. in. właśnie dlatego zdecydowałem się napisać ten tekst.)

        Jolu, piszesz rzeczy oczywiste, z którymi nie sposób się nie zgodzić: „Rytuały mają do odegrania też rolę psychologiczną. Nie tylko ideologiczną. Rytuały związane z żałobą towarzyszą człowiekowi przecież od początku cywilizacji. One są odpowiedzią na psychiczne potrzeby człowieka. Są upostaciowieniem bólu, cierpienia, żalu, grozy.”
        Ja o tym doskonale wiem, więc jeszcze raz powtórzę: nie o tym był mój tekst.
        Jeśli zdobyłem się na tę krytykę, to nie był to sprzeciw wobec pełnego empatii ludzkiego odruchu bólu, żalu, lęku czy żałoby, ale wobec spektaklu, przesadzie, nieumiarkowaniu i emocjonalno-uczuciowym, nieuzasadnionym jednak ekshibicjoniźmie, który przyjmował czasem formy amoku i histerii (z czym wiąże się również nasza podatność na „nakręcanie” przez media, i co mówi także o pewnej niedojrzałości i neurotycznych odruchach polskiego społeczeństwa).
        Nie należy tego mylić z autentycznym smutkiem i żałobą, która zjednoczyła całe grupy społeczeństwa – i to rzeczywiście świadczy bardzo dobrze o ludziach, bo wskazuje na ich zdolność do współczucia i po prostu na dobre serce.

        * * *
        Oczywiście, że ludzkiej żałoby, prawdziwego smutku i żalu z powodu tej tragedii, nie uważam za jakiś „narcyzm”. Skąd wogóle podobne podejrzenie?
        Ja jedynie wskazywałem na pewien element (domieszkę) narcyzmu, która znajduje się w ludzkiej gotowości na poddanie się martyrologicznej aurze – zarówno w przestrzeni mitycznej (symbole, idee), jak i osobniczej (cała plejada świętych męczenników w katolicyźmie).
        To, że w XIX wieku uznaliśmy się „Chrystusem narodów” jest właśnie tego doskonałym przykładem: bo uważaliśmy, że pod męczeńskim płaszczem torturowanej ofiary, jesteśmy tym narodem pięknym, wspaniałym, lepszym od innych. A to wg mnie jest właśnie pewnego rodzaju „narcyzm”.

        Doskonale zdaję sobie również sprawę z ludzkiej potrzeby tworzenia symbolów i mitów (pisałem zreszą o tym nie raz, zazwyczaj broniąc owej „przestrzeni mitycznej”, w której realizuje się spora część naszej kultury).
        Teraz jednak uznałem, że tworzenie symbolu i mitu akurat z osoby prezydenta jest jednak… nie na miejscu (jednym słowem, odczuwałem wobec tego jakiś wewnętrzny sprzeciw).
        Nie podoboba mi się również za bardzo ta kontynuacja romantycznego etosu polskiej martyrologii. Moim zdaniem, czas kiedy to miało swoje uzasaadnienie, minął, a podddawanie się temu w dalszym ciągu, niczego dobrego Polsce – w obecnych warunkach – nie może przynieść, bo tylko utwierdza społeczne zachowania neurotyczne i potęguje narodową traumę.

        To, że w przeszłości ów mit wzmacniał i konsolidował polski naród, jest sprawą dla mnie oczywistą, czemu zresztą dałem w moim tekście wyraz w takich oto słowach:

        „Dawne solidaryzowanie się Polaków wokół tragicznych wydarzeń w naszej historii jest zrozumiałe (w kontekście historycznym właśnie). Wzmacniało bowiem – w czasach utraconej suwerenności – poczucie narodowej tożsamości, dzięki czemu plemienne przetrwanie pod polskim sztandarem zwiększało swoje szanse.”

        Teraz jednak jesteśmy w innej sytuacji. Mamy państwo dość stabilne, i jednak niezawisłe.

        * * *
        „… co byśmy czuli, gdyby nikt nie wyraził żalu i smutku z powodu tej tragedii”

        Ja bym się czuł tak, jakbym żył w jakimś monstrualnie zimnym świecie androidów.
        Dlatego, zdecydowanie większy (niż te tłumy opłakujące prezydenta) niesmak budzą we mnie owi „cynicy” naśmiewający się z wszelkich przejawów ludzkiej solidarności w smutku i żałobie (również z przejawów ludzkiej religijności).
        Nie rozumiałem także ostentacyjnego okazywania obojętności wobec tego co się stało pod katyńskim lasem.
        Bo to naprawdę była straszna tragedia.

  23. sarna Says:

    symboli Amicusie, symboli ;)

    • Logos Amicus Says:

      „Słownik poprawnej polszczyzny PWN” dopuszcza stosowanie obu wersji: użycie (w dopełniaczu) zarówno „symboli”, jak i „symbolów” jest poprawne.

      • sarna Says:

        Rzeczywiście, choć „symbolów” brzmi jak anachronizm. Słownik ortograficzny dopuszcza taką pisownię, ale ani językoznawca, propagator współczesnej polszczyzny prof. Jerzy Bralczyk tak nie deklinuje, ani Władysław Kopaliński, który wręcz zatytułował swoją pracę „słownik symboli”.
        Choć, jak wykazałeś, jest to forma poprawna, to czyta się ją dziwacznie, rzec by można – jak mowę staropolską.
        Oczywiście czepiam się bo, co by nie mówić… piszesz ładnie ;)

      • Logos Amicus Says:

        „symboli” – rzeczywiście brzmi ładniej :)

  24. miziol Says:

    Mialem sie juz nie odzywac, ale znalazlem wpis na jednym z blogow, ktory idealnie oddaje to co ja mysle na ten temat. Cytuje tutaj w calosci:

    „Nigdy nie byłem fanem Kaczyńskiego. Ba, z osób, które znalazły się na pokładzie samolotu lubiłem najpewniej tylko uroczą i bezpretensjonalną Marię Kaczyńską. Wkurzała mnie partyjność prezydenta, zacietrzewienie Kurtyki, ignorancja Skrzypka, bezpłciowość Szmajdzińskiego i wąs Putry. Nie głosowałem na żadnego z nich i nie zamierzam udawać, że było inaczej.
    Ale to wciąż prezydent mojego kraju. Marszałkowie, ministrowie, posłowie mojej ojczyzny. Ojczyzny, której zazwyczaj nie lubię i nie toleruję, ale jedynej jaką mam. I jest mi po ludzku, cholernie przykro. Nie dlatego, że zginęli bohaterowie (jeszcze wczoraj nikomu by nie przyszło do głowy, by większość z nich tak nazwać), ale dlatego, że zginęli ludzie. Nasi ludzie.
    To nie był mój prezydent, ani moi politycy. To byli moi rodacy.”

    Wiec moze lepiej CISZEJ NAD TA TRUMNA.

  25. Jula Says:

    Tak tylko, że to kolejne trumny i oby nie więcej!…
    Dlatego, chcemy też większej odpowiedzialności i przezorności, zwłaszcza u naszych rodaków na tak wysokich stanowiskach urzędniczych.
    Bo jak nie od nich, to od kogo?….

  26. joan Says:

    Nie uległam pospolitemu ruszeniu i nie wpadłam w czarna rozpacz po utracie ,,bohatera narodowego”.
    Owszem byl to szok, wstrząs, łzę uroniłam, ale 13-to godzinne stanie przed pałacem w celu oddania holdu, uważam za przesadę… ale szanuję taką ludzką potrzebę.
    Nie da sie uciec od tematu i ze znajomymi oraz rodziną przegadaliśmy na ten temat wiele czasu.
    Właściwie to co piszesz jest zgodne z moimi poglądami. Uważam, że nic ta tragedia nie zmieni, bo wlaściwie co takiego miałaby zmienić? Może tylko ktoś zastanowi się i nie ulegnie złudzeniu, że przecież jemu nic stać się nie może.

    My Polacy (nie wszyscy) lubimy akcje stadne, na pokaz. Jednoczymy się, dajemy ponieść emocjom. Dlatego Owsiak z powodzeniem gra ze swoją orkiestrą juz tyle lat.
    Media, te publiczne i prywatne, przez cały tydzień żałoby pokazały, że nie potrafią ciekawie zapełnić ramówki. Ugniatali w kólko i w kólko to samo. Czego dowiedziliśmy się O Lechu przez ten tydzień??? To, że byl dobrym meżem i ojcem, to trochę za mało, żeby uwiarygodnić gloryfiokowanie i pochówek na Wawelu. Ot Polska właśnie.
    Wałęsa wini za wypadek Kaczyńskiego, bo to jego pomysl, decyzja i dobór ludzi. Były prezydent powiedział, że jego ciało ma być spalone, prochy rozrzucone i bez politycznych gadek. Taka jest jego ostatnia wola.

    Jarosław na prezydenta. Mam tylko nadzieję, że ludzie się opamietają i na fali wpołczucia nie zagłosują na niego, bo to gorsze i bardziej bezwzgledne wydanie nieżyjącego brata.

  27. remigiusz Says:

    Pozwolę sobie zayctować fragment artykułu Piotra Bratkowskiego z polskiego „Newsweeka”;

    „W wymiarze społecznym tę żałobę cechowała wewnętrzna sprzeczność. Nie z powodu złej woli, lecz właśnie z utraty insynktu, co w obliczu takiej tragedii uchodzi, a co już nie.
    (…)
    Tę żałobę od samego początku zalało gadulstwo o żałobie. W efekcie oczywisty wymóg przyzwoitego zachowania zaczął być przez wielu postrzegany jako forma ppresji. Gdy ludzie przyzwoici – ze wszystkich stron sceny politycznej – uznali, że wypada milczeć lub, mówiąc, mieć na względzie wymiat tragedii, swoje pięć minut wyczuli harcownicy.
    (…)
    Nie było żadnego pojednania, lecz tylko jego pozór. Zaś głęboki dramat, jaki po tej tragedii przeżyli krewni i bliscy ofiar, a także wielu zwykłych Polaków, został szybko rozpuszczony w konwencji niesutającego spektaklu medialnego, tym razem utrzymanego w tonacji żałobnej. Nadzieje, że ta tragedia przeorze zbiorową świadomość i w efekcie nasze życie publiczne, były od początku mysleniem życzeniowym.”

  28. Chihiro Says:

    Logosie, nie bede sie wypowiadac bardzo obszernie, bo przyznam, ze nie interesowal mnie temat na tyle, by sledzic wszystkie watki w mediach. Przeczytalam z zainteresowaniem Twoj tekst i gratuluje Ci wnikliwosci i zdrowego spojrzenia. Na niektore fragmenty nie mam zdania, ale jesli mam – to jest ono identyczne co Twoje.
    Pozdrawiam serdecznie!

  29. Olga Says:

    Cytat o cierpieniu zsyłanym przez Boga jest z Dostojewskiego, ale wątpię, by miał na myśli, to że ci, którzy cierpią mniej (bo przecież każdy cierpi w jakimś stopniu), byli mniej kochani.

    W kwestii samego tekstu: bardzo mądry i wyważony. Czułam się bardzo podobnie po tej tragedii.
    Co do Wawelu, nie do końca się jednak zgodzę: fakt że część ludzi uznaje go za ważny symbol, ma znaczenie, bo przyczynia się do budowania mitu osoby Lecha Kaczyńskiego jako bohatera (którym nie był i nawet tragiczna śmierć tego nie zmieni). A później będzie się go wpajać dzieciom.

  30. Logos Amicus Says:

    Dziękuję wszystkim za komentarze. I jednocześnie przepraszam, że nie każdemu z Was odpowiedziałem z osobna.
    Myślę, że z czasem będziemy mogli spojrzeć na te dramatyczne wydarzenia z jeszcze większym dystansem, dostrzegając to, czego nie mogliśmy dostrzec w momencie szoku.
    Pozdrawiam.

  31. HOFFMAN KRĘCI „CUD” DLA NORMALNYCH « WIZJA LOKALNA Says:

    […] własnej psyche z narodową psyche pogrążonego w (nieznośnie teatralnej, jak na moje oko i gust) żałobie polskiego społeczeństwa, rozpalonego na dodatek martyrologicznym […]

  32. ZUPA ZE SROMOTNIKÓW « WIZJA LOKALNA Says:

    […] (swego czasu – a konkretnie po katastrofie smoleńskiej – podpadłem narodowcom tekstem “Żałoba i teatr”). Znany jest mi smak kosmopolityzmu tudzież pokusa uznania się przede wszystkim za obywatela […]

  33. UKRAINA | WIZJA LOKALNA Says:

    […] ŻAŁOBA I TEATR […]


Dodaj odpowiedź do UKRAINA | WIZJA LOKALNA Anuluj pisanie odpowiedzi