GROT Z OBSYDIANU

 

 

I.

Na początku był kamień
ostry niczym wilczy kieł
choć z drugiej strony był obły i gładki
w sam raz dla chwytnej dłoni,
którą stawała się moja owłosiona łapa

Serce zwierzęcia już nie biło jak moje serce
jego oczy tak ruchliwe przed chwilą
wpatrywały się teraz w coś
czego ja jeszcze nie mogłem dostrzec

Odciąłem łeb, rozprułem brzuch,
zanurzyłem ręce w ciepłych i parujących trzewiach
Odurzył mnie słodki zapach krwi
połechtał widok czerwonego mięsa
Przełykając ślinę dziękowałem bogom
– znów mi się udało przechytrzyć duchy
upolowanej ofiary

Czy przebłagały je nasze modły?
A może mazidła na skalnej ścianie?

II.

To zwierzę, które śpi w kącie mojej jamy
jest trochę do mnie podobne,
ale ma w sobie mleko,
którym karmi mojego syna
Ma też gładszą skórę, smuklejsze palce
i dziwne upodobania:
przegląda się w spokojnej wodzie
wpina w swoje kudły kwiat
a kiedy moja strzała chybi jakiegoś kolorowego ptaka
to klaszcze z uciechą w łapki

No i opowiada jeszcze niestworzone historie,
których słowa zaczynają płynąć jak mgły
albo śpiewać jak wiatr pomiędzy drzewami

Ale czy mógłbym się bez tej istoty obejść?
Czy utrzymałbym to ciepło i ogień?
Może więc wymyślić dla niej jakieś ludzkie imię?
(Ciągle jeszcze,
na wspomnienie jej rozchylonych ud
zaczynam dyszeć
rozszerzają się moje nozdrza
wysycha przełyk
i czuję jak pod moim brzuchem
nabrzmiewa męskość)

* * *
Nie daje mi też spokoju
ten kamień, który pokazał mi kiedyś
mój bardzo dziwny brat,
którego plemię uparło się nazywać szamanem:
przypominał samicę z wielkimi piersiami, łonem
i jeszcze większym zadem
Nie pozwolił mi jednak jej dotknąć
a tylko patrzeć,
jak kładą się na niej cienie ogniska
i bierze ją w posiadanie księżyc

III.

Ta figurka nie ma głowy – pomyślałem
Neonowe światło gabloty było chyba zbyt mocne
bo rozpraszało nie tylko chropowatość kamienia
ale i moją uwagę – musiałem więc zmrużyć oczy

Kobieta, której zapach jeszcze mnie nie opuścił
(nie zabił go nawet antyseptyk hotelowej pościeli
ani moje pachnidło allure – homme – Chanel)
stała w drugim kącie sali
wpatrzona w kontury z czerwonej ochry i ryty
jakie można było jeszcze dostrzec
na popękanych kamiennych tablicach
(a może była tam również krew?)

Wiedziałem, że zaraz podejdzie do grotów z obsydianu
a ja zdradzę się
ze swoim bijącym jak dzikie źródło sercem

Cóż innego mi pozostało,
jak ścisnąć mocniej
ten chłodny a zabójczy metal,
który trzymałem w ukryciu kieszeni?
I odgonić od siebie koszmarny,
towarzyszący mi od zarania obraz:
gasnące oczy zwierzęcia,
w których zatrzymało się
przerażenie widokiem bestii
 

* * *

 

_________________________________________________________

Ilustracja: Pablo Picasso („Minotaur Caressing a Sleeping Woman„)
_________________________________________________________

Komentarzy 39 to “GROT Z OBSYDIANU”

  1. Sarna Says:

    „Owoce miłości ojców i matek, zrywa niekiedy ukradkiem gagatek” (T. Fongrat)
    „Kto co miłuje, to i we śnie czuje” (L.Konopiński)

    PS Lubię Twoją kreskę, ale pośladki widziałam ładniejsze :)
    pozdrawiam

  2. MalaMi57 Says:

    może mój komentarz nie dotyczy akurat tego ostatniego wpisu, ale chciałam wyrazić swoją radość, że trafiłam właśnie tu do Tego Zakątka, gdzie można znaleźć całą kopalnię wiedzy z zakresu KULTURY i CZŁOWIEKA, zgodnie z deklaracją Meritum :)
    szłam tropem wpisu dot. Ortegi y Gasseta i „Buntu Mas”, przejrzałam część innych i wspaniałe zdjęcia Autora :)
    bardzo się cieszę z tego, ze Tu trafiłam – Logos Amicus :)

    • Logos Amicus Says:

      Ja również się cieszę :)
      Mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać, że zawsze znajdziesz tu coś ciekawego dla siebie… i że zechcesz wymieniać się z nami swoimi spostrzeżeniami, uwagami, opiniami…
      Pozdrawiam!

  3. Maciej Says:

    Genialny blog, przeczytałem z zainteresowaniem, zwłaszcza o sztuce.

    Pozdrawiam

  4. tani1 Says:

    No właśnie, choć ta notka chyba powtórzona, ale to nie szkodzi… :) Macham.

    • Logos Amicus Says:

      Nie szkodzi…
      Tak, była zamieszczona na poprzednim blogu i choć nie myślę tu powtarzać tekstów z „Brain Graffiti”, to jednak kilka chciałbym tutaj przenieść.
      A „Grot z obsydianu” to mi tak pasuje do tego, co będzie w następnym wpisie. To takie wprowadzenie, przejście do innej tematyki…
      * * *
      Odszukałem, co wtedy napisałaś w komentarzu o atawizmach, jak również to, co Ci wówczas odpowiedziałem.
      Myślę, że nie zawadzi to tutaj powtórzyć:

      „tani, być może cała sztuka – oprócz tego, że usiłuje wynieść człowieka „metafizycznie” – albo po prostu zaprowadzić go w inne rejony odczuwania i wrażliwości – jest także ciągłą rozprawą (dialogiem?) z naszymi atawizmami.
      Atawizmy nadal są częścią nas samych. Tutaj nawet rodzi się we mnie podejrzenie, że być może nawet są one wręcz niezbędną częścią naszej tożsamości w naturalnym świecie.
      Niewykluczone, że całkowite wyzbycie się atawizmów oznaczaloby nasze totalne wyalienowanie się od Natury.
      Czy do tego dążymy?
      Czy jest to wogóle możliwe?
      Czy może jest to jakiś kolejny trick Natury… bo przecież, w pewnym sensie, wszystko co powstaje w Kosmosie, jest tworem Natury, czyli naturalne; nawet… koncerty brandenburskie Bacha :) nawet… Auschwitz :(

      * * *
      A przy okazji moje tłumaczenie, do którego tam także (z pewnych względów) doszło:

      „W związku z uwagami, które docierają do mnie drogą – nazwijmy to – „pozablogową”, chciałbym poczynić tu kilka spostrzeżeń:

      – Utożsamianie „podmiotu lirycznego” z autorem tekstu zwykle jest pewną interpretacyjną naiwnością

      – Jestem absolutnym przeciwnikiem współczesnych polowań dla „sportu”. Zabijanie zwierząt dla przyjemności wydaje mi się jakimś nieludzkim barbarzyństwem.
      Czym innym jednak były (są) polowania będące witalną potrzebą człowieka (w niczym nie naruszające przecież „naturalnego” porządku.)

      – Nie jestem pewien co ten mężczyzna w muzeum trzymał w swojej kieszeni. I kim była dla niego ta kobieta.
      Mogę się tylko domyślać :) „

  5. larix Says:

    Piękny erotyk.
    Nasze myśli, uczucia, namiętności są wolne – wystarczy już to, że okupujemy je ofiarą całopalenia…

    PS.
    … a może Ty jesteś spod znaku Byka? I stąd u Ciebie taka męsko – silna, a zarazem uczuciowa wrażliwość w postrzeganiu świata i ludzi.

    • Logos Amicus Says:

      Zgadza się, jestem spod znaku Byka :)
      Ale ja nie jestem pewien czy układ gwiazd wpływa na moją – jak Ty to piszesz – „męskość”, „siłę” i „uczuciową wrażliwość” :)

  6. iwona Says:

    Zdecydownie nie masz umysłu „inżynierskiego” ;)
    pozdrawiam.

  7. ata Says:

    Czytając Ciebie logosie zaklętego w poezji, „zachłyśniętego” kobietą, przypomniałam sobie tekst jaki czytałam w małej książeczce Marka Twaina’a. Oczywiście tekst nieco odbiega formą od Twojej, ale obydwa zmierzają w tym samym kierunku (zainteresowanie sobą, płcią, poznawanie jej na swój sposób, by mogło powstać coś określonego i definiowanego zarazem). Nic to, że Twain ujął relacje damsko-męskie nieco dowcipnie….

    …Powiedziała mi, że została zrobiona z żebra wyjętego z mojego ciała. Jest to co najmniej wątpliwe, żeby nie powiedzieć nieprawdopodobne. Nie brakuje mi przecież żadnego żebra… Bardzo martwi się o myszołowa. Mówi, że trawa mu nie służy; boi się, że nie zdoła go odchować; twierdzi, że miał żywić się padliną. Cóż, myszołów musi sobie radzić najlepiej jak umie z tym, co ma. Nie możemy przewrócić wszystkiego do góry nogami dla wygody myszołowa…

    pozdrawiam

  8. Via.tek Says:

    i znow
    mnie zachwyciles swoja umiejetnoscia opisu rzeczy trudnych i dalekich///
    w sposob jakis arystotelesowski…
    tak dobry jak pokarm… powinienem Cie czesciej czytac… albo to wszystko powinienes wydac!

  9. Markucjo Says:

    Kto pisał nasze twarze na pewno ospa
    kaligraficznym piórem znacząc swoje „o”
    lecz po kim mam podwójny podbródek
    po jakim żarłoku gdy cała moja dusza
    wzdychała do ascezy dlaczego oczy
    osadzone tak blisko wszak to on nie ja
    wypatrywał wśród chaszczy najazdu Wenedów
    uszy zbyt odstające dwie muszle ze skóry
    zapewne spadek po praszczurze który łowił echo
    dudniącego pochodu mamutów przez stepy
    czoło niezbyt wysokie myśli bardzo mało
    – kobiety złoto ziemia nie dać się strącić z konia –
    książę myślał za nich a wiatr niósł po drogach
    darli palcami mury i nagle z wielkim krzykiem
    spadali w próżnię by powrócić we mnie
    a przecież kupowałem w salonach sztuki
    pudry mikstury maście
    szminki na szlachetność
    przykładałem do oczu marmur zieleń Veronese’a
    Mozartem nacierałem uszy
    doskonaliłem nozdrza wonią starych książek
    przed lustrem twarz odziedziczoną
    worek gdzie fermentują dawne mięsa
    żądze i grzechy średniowieczne
    paleolityczny głód i strach
    jabłko upada przy jabłoni
    w łańcuch gatunków spięte ciało
    tak to przegrałem turniej z twarzą

    Zbigniew Herbert, „Pan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarz”

  10. Sigil of Scream Says:

    Obrazy zwracają uwagę swoją wyrazistością. Zwłaszcza fragment o metalu pozostawia wiele fascynujących możliwości. I doceniam to. Jednak ten rodzaj prymitywizmu, choć interesujący literacko, nie zgadza się z moim własnym doświadczeniem genetycznym. Dlatego traktuję go jako obraz estetyczny, nie zaś jako przebłysk pewnej Prawdy, w duchowym sensie.

  11. Sigil of Scream Says:

    Ja mogę odnieść się jedynie do mej własnej recepcji – i komentarz mój mówi tylko o niej. Trudno, bym wypowiadał się inaczej, niż subiektywnie. ;)
    Jednak to prawda, iż zaciekawiło mnie, czy podobne doświadczenie może być dla kogoś uczuwane jako prawdziwe. Myślę, że spotkanie z taką perspektywą mogłoby być dla mnie np. interesujące poznawczo. Więc skoro już dyskutujemy, czy jako twórca tekstu możesz odpowiedzieć mi na to pytanie: czy tego typu doświadczenie odczuwasz, jako prawdziwe genetycznie?

  12. Sigil of Scream Says:

    Wybacz, jeśli wyraziłem się niejasno. Chodziło mi o doznanie, które mógłbym porównać z tym, czego doświadcza moja świadomość, gdy znajduje się na poziomie genetycznym. Odnoszę się tutaj do teorii T. Learego, wykorzystywanej w psychologii transpersonalnej i dotyczącej poziomów programowania świadomości. Poziom genetyczny łaczy się z przekroczeniem ego i połączeniem świadomości z wcześniejszymi formami życia (czasem, przez niektórych bywa to przeżywane jako np. wizja przeszłych wcieleń). Skojarzenie z twoim tekstem narzuca się oczywiście samo. Oczywiście, zachacza to o mistykę, i inne tego typu nieostre, lecz niesłychanie żywe, i interesujące mnie sprawy. ;)

    • Logos Amicus Says:

      Nie wiem, czy genetycznie mogą być przekazywane jakieś obrazy, idee (albo „archetypy” – jak twierdził Jung). Mnie się to wydaje zbyt ezoteryczne, abym bez wątpienia mógł dać temu wiarę. Ale na pewno za pomocą genów zapisane są w nas informacje kształtujące nasze popędy, instynkty, skłonności… (i to jest zakodowane na innym poziomie niż świadomość naszego ego). W moim wierszu jest wyraźne nawiązanie do jakiegoś pierwotnego stanu naszej kultury, w której człowiek jest drapieżnikiem, gdzie podnieca go zabijanie zwierząt i sama krew (czy to na polowaniu, czy na ofiarnym stole) – kiedy sam czuje się na poły zwierzęco, ale kiedy jednocześnie zaczyna się w nim budzić pewna świadomość transcendentalna (kobiecości w samicy, boskości w idolu kamiennej figurki, magii w szamanie… etc.) I jest to przeniesione niejako w czasy nam współczesne (bo jednak to, co w nas „zwierzęce”, nie nadąża za bardzo za postępami naszej kultury, więc jest spychane na dalszy plan – zwykle w sferę tabu).
      To jet w sumie prosty obraz, być może pojawił mi się we śnie, albo w tzw. „pomroczności jasnej” ;) Nie pamiętam już tego dokładnie.

      A wracając jeszcze do Twojego pytania z poprzedniego komentarza (o „Prawdę” podobnego doświadczenia) – myślę, że mogę odpowiedzieć twierdząco: tak, wierzę, że ktoś podobne doświadczenie może uznać za (swoją) Prawdę. Taką właściwość mają wg mnie np. wspomnienia z poprzednich wcieleń u ludzi wierzących w reinkarnację (piszę to abstrahując od tego, czy ja sam w reinkarnację wierzę, czy też nie).

      • Sigil of Scream Says:

        Obrazy ze snów są szalenie interesujące, prawda? Prawie całą moja twórczość jest na nich oparta. Ale to byłą dygresja, wróćmy do rzeczy:
        Rozumiem wizję, jaką przedstawiłeś. Wydaje mi się, że jest ona bardzo charakterystyczna dla sposobu odczuwania człowieka Zachodu. Stan o którym piszesz, w mojej interpretacji, mówi o atawistycznym połączeniu z bestią, jednocześnie jednak to połączenie budzi opór świadomego umysłu. Człowiek widząc swą pierwotną naturę doznaje pewnego rodzaju szoku, alienuje się od niej, stara się ją ujrzeć z dystansu, wyjaśnić przed sobą… Więc jest to także wizja wewnętrznego konfliktu, wygnania ze stanu pierwotnej dzikości (a wiec i z raju), naznaczona opozycją pomiędzy naturą i umysłem, bestią i sacrum. Ten konflikt rozdziera duszę, która z jednej strony pragnie powrócić, a z drugiej powrócić nie może.
        I tutaj pojawia się moja dalsza konkluzja: stoimy na zupełnie przeciwnych biegunach postrzegania (co jednak uważam za interesujące). Ja widzę świadomość jako wyłaniającą się z transcendencji. Stan pierwotnej dzikości jest dla mnie tożsamy z doświadczeniem sacrum. Bestia jest święta – jest szamanem, jest tym, który widzi boginię (nie przypadkiem Potnia Theron to Pani Dzikiej Zwierzyny). Dopiero oddzielenie niszczy ten raj. Narodziny ego, świadomości siebie budują osobowość, lecz siłą rzeczy muszą wyjąć człowieka ze stanu pierwotnego połączenia z wszechświatem. Jednak ten stan był stanem pierwotnym – dlatego uważam, że to nie budząca się świadomość dostrzega transcendencję, lecz właśnie zostaje z niej wyjęta. Pierwotna świadomość jest w niej zanurzona, rozumie ją naturalnie, nie tworzy rozdzielenia.
        Innymi słowy: człowiek stając się sobą traci raj.
        To doświadczenie, o którym piszę powyżej (zjednoczenie sacrum i bestii) jest dla mnie tak naturalne i głębokie, iż trudno mi nawet postrzegać świat inaczej. Jednak większość ludzi na Zachodzie, przeżywa to w zgoła odmienny sposób (co, jak sądzę, jest powodem wielu cierpień). Sam wspominasz o tym, pisząc, iż zwierzęce cechy stają się Tabu. Jednak Tabu dawniej oznaczało to, co święte.
        Pytając więc o Twoje doświadczenia miałem na myśli właśnie to wszystko o czym rozmawiamy. Dziękuję, że zechciałeś mi odpowiedzieć.

        • Logos Amicus Says:

          Z przyjemnością czytam Twoje komentarze, bo poruszają pewne struny, na drganie których i ja jestem wyczulony.
          Zdaje sobie sprawę z tego, że jestem człowiekiem Zachodu i że ma to swoje konsekwencje. Dlatego też nie chcę „na siłę” zmieniać mojej, nazwę to, konstytucji psychicznej, (która była jednak ukształtowana przez takie a nie inne elementy kulturowe) a raczej wykorzystać to do zrozumienia tego, czego jeszcze do tej pory nie znałem. Świadomy jestem też tych wszystkich dualizmów występujących w mentalności Zachodu i tego, że przez to moje własne myślenie jest (być może) zbyt… dialektyczne. Z czasem jednak coraz bardziej dociera do mnie to, że to co istnieje posiada bardziej płynne continuum.

          Ciekawe jest Twoje widzenie pojęcia świadomości w odniesieniu do transcendencji. Również i ja skłaniam się ostatnio coraz bardziej do tego, że powstanie świadomości (zwłaszcza egoistycznej) oddaliło nas od transcendencji, „odgrodziło” nas niejako od Absolutu. Lecz wg mnie niewykluczone jest także to, że wspinając się na najwyższy poziom świadomości (być może dotykają tego stany iluminacji albo medytacji dążącej do osiągnięcia – jak w buddyzmie – nirwany), tego Absolutu (transcendencji) możemy jednak w jakimś stopniu doświadczyć (byłby to właśnie powrót do pierwotnego stanu Jedni, boskiej esencji… sacrum właśnie).
          To, co piszę wydawać się może zbyt spekulatywne i niejasne, ale to dlatego, że są to jednak uproszczenia, posługujące się na dodatek pojęciami z różnych „parafii” religijnych czy filozoficznych.

          Czy stan tzw. „pierwotnej dzikości” (a tam może też być „bestia”) można utożsamić z sacrum? Być może – tak jest chyba w religiach animistycznych i panteistycznych. Ale znowu: czy nie istnieją różne stopnie „dzikości” (a tym samym: różne stopnie uzyskiwanej świadomości)? Nasz mit Genesis nauczył nas widzieć to jako zjawisko skokowe (Grzech Pierworodny, zerwanie Zakazanego Owocu z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego – co można uznać za pojawienie się w człowieku samo-świadomości, wygnanie Pierwszych Rodziców z Raju…), ale czy w rzeczywistości zyskiwanie tej świadomości nie odbywa się stopniowo (w sposób ciągły, ewolucyjny)? W takim razie należy uznać, że także i zwierzęta, (od których tak bardzo się kulturowo odseparowujemy) posiadają pewien stopień świadomości (a to dyskredytuje w jakiś sposób pojęcie „pierwotnej dzikości” – bo wtedy nie za bardzo wiadomo, czym mogłaby ona być – i w którym momencie się kończy).

          Pewnie zdajesz sobie sprawę z tego, że ktoś, czytając o Twoim doświadczeniu zrównującym – jak piszesz – bestię z sacrum, może Cię posądzić o jakiś krypto-satanizm. ;)
          Ale rzeczywiście takie postrzeganie sacrum pojawia się w ludzkiej głowie (doświadczeniu, świadomości, wyobraźni?), choćby w słynnym stwierdzeniu Blake’a, że „Natura jest Kościołem Szatana” co, abstrahując od kontekstu satanistycznego, wskazuje na sakralność Natury, a więc „dzikości”).
          I oczywiście nadal tabu oznacza to, co święte – podobnie jak to, co „zwierzęce” – i zbieżność tutaj nie jest przypadkowa.

          PS. Być może, w związku z poruszonym tu przez nas tematem zainteresuje Cię mój wpis o „Antychryście” (filmie Larsa von Triera), jak również niektóre wątki, jakie się pojawiły pod nim w komentarzach.

          https://wizjalokalna.wordpress.com/2011/05/09/artystyczny-pornos-metafizyczny-kicz-czy-poetycki-horror-wiecej-niz-kino-antychryst/

          Pozdrawiam

        • Logos Amicus Says:

          Ten wątek (świadomość – Natura) pojawił się też we fragmencie mojego ostatniego wpisu:

          III
          Między jednością a osobnością plącze się twoja świadomość w Naturze
          Wtedy, kiedy czujesz, że jesteś jedną z przyrodzonych jej cząstek
          Może cię cieszyć ta więź – przepełniać błogie poczucie harmonii
          Ale bywa też tak, że wobec Przyrody czujesz się obco, nieswojo
          Bo przecież zostałeś kiedyś wygnany z jej naturalnego Raju
          Dowiadując się wówczas (na dobre i na złe), że jesteś jednak INNY
          Możesz to uznać za bezcenny dar, ale też i za wieczną klątwę, bo odtąd
          Rozdarty między wspomnieniem niewinności a przekleństwem wiedzy
          Żyjesz na granicy naturalnie i sztucznie stworzonych światów
          Wiesz za mało by stać się w pełni mądrym i rozumnym człowiekiem,
          A jednak zbyt dużo, by pozostać dzikim i bezmyślnym zwierzem

          * * *

          To wszystko w jakiś sposób łączy się ze sobą

        • Sigil of Scream Says:

          Dziękuję, mi także bardzo przyjemnie się z Tobą dyskutuje. Zwłaszcza, iż nie masz w zwyczaju zaburzać się na inne widzenie świata – lecz jesteś otwarty, przedstawiając jednocześnie swój punkt widzenia. Mi to bardzo odpowiada, bowiem lubię poznawać inne perspektywy.
          Szczerze rozbawiła mnie myśl, że ktoś mógłby posądzić mnie o jakieś satanistyczne inklinacje. Zawsze postrzegałem satanizm jako wyraz buntu, względem obecnej w monoteizmie koncepcji boga. Ja sam nie mam nic wspólnego z monoteizmem, nie uznaję również aksjologicznego dualizmu, który cechuje ten typ religijności (mam na myśli podział na dobro i zło). Nie mam więc przeciwko czemu się buntować. W istocie tego typu rozdzielenie, o którym mówię, zawsze było to dla mnie sztuczne, które prowadzi człowieka do alienacji – od sacrum, od natury i od siebie. Sam, jako tantryk, uznaję iż świat przeniknięty jest boskością. Nie ma elementów, które mogłyby być od niej oddzielone. Nie ma zła ani dobra – jest tylko świat, który istnieje. To, jak na niego reagujemy, to czy staje się dla nas piekłem czy rajem, placem zabaw czy komnatą tortur – stanowi nasz wybór. I nawet ci, którzy udają, że nie mają wyboru, dokonują go.

          Oczywiście mógłbym odpowiedzieć na pytania dotyczące pojawienia się świadomości, rozwoju jej i kontaktu z sacrum – ale byłyby to odpowiedzi odnoszące się bardzo ściśle do mojego doświadczenia duchowego, mojego sposobu widzenia świata i mojego światopoglądu. Trudno mi więc powiedzieć, czy okazałyby się interesujące dla kogoś innego. Zwłaszcza, że nie chcę narzucać nikomu własnej percepcji spraw duchowych. Myślę, że najlepiej jest dochodzić do tej wiedzy samemu, dzięki doświadczeniu (np. medytacji). Powiem tylko tyle: nikt nie jest odgrodzony od Absolutu. Absolutu nie da się odgrodzić, jesteśmy w nim zanurzeni. Jedynie percepcja, która została nauczona postrzegać rzeczywistość jako pozbawioną sacrum (padół łez i królestwo grzechu) może popaść czasowo w taką iluzję.

          Wracając jednak do tematu: Uważam, że zwierzę w swej dzikości pozostaje niewinne, bowiem dzikość jest elementem jego natury. Człowiek traci niewinność, gdy dokonuje decyzji z jego naturą sprzecznych. Czy to oznacza, że człowiek, ma się zachowywać jak zwierzę? Nie, bowiem naturą człowieka nie jest stan zwierzęcy – lecz stan istoty świadomej, obdarzonej zdolnościami: autorefleksji, tworzenia i duchowego wglądu. Istoty, której zadaniem jest rozwijanie własnych zdolności i udoskonalanie natury poprzez sztukę. Jednak często człowiek rezygnuje z tych zadań, na rzecz pragnień ego, oraz niższych emocji (nienawiści, zazdrości, strachu). Każda podjęta decyzja jest naszą decyzją i konstytuuje osobowość oraz nasz odbiór świata. Możemy więc żyć w harmonii, lub w pomieszaniu – zależnie od tego, co wybieramy. Nie uważam więc aby istniało jakieś zło, którego nie tworzymy sami. Niestety, współczesny obraz świata nie napawa optymizmem, jeśli idzie o kierunek, który wybiera wielu ludzi.

        • Logos Amicus Says:

          Także uważam, że w naturze (a konkretnie: w rzeczywistości pozaludzkiej) zło i dobro nie istnieje. Kiedy jednak człowiek zaczął tworzyć coraz bardziej złożoną kulturę (w której wstępował na coraz wyższe jednak stopnie świadomości – odróżniając się nota bene coraz bardziej od zwierząt) to pojęcie dobra i zła stało się jednak niezbędne, bo bez nich człowiek nie mógłby stworzyć etyki, czy też raczej moralności – następnego elementu odróżniającego nas od zwierząt. A jednak bez systemu etycznego życie społeczne człowieka byłoby niemożliwe (niemożliwe byłoby stworzenie społeczeństwa). Człowiek więc odseparowywał się coraz bardziej od zwierząt, czyli de facto, od natury. (W pewnym sensie więc nasza kultura jest tworzona niejako w opozycji do natury – czego echo mamy choćby w micie o wygnaniu z Raju Pierwszych Rodziców.) Uważam, że – chcąc mienić się człowiekiem – nie możemy żyć poza etyką (człowiek nie jest istotą amoralną – wbrew temu, co twierdzili ci, którzy uważali się za ludzi „wyzwolonych”).
          Tak to widzę. Zresztą, ten problem pojawił się parokrotnie na mojej stronie. Ot choćby tutaj, przy okazji mojej rozmowy z Agnieszką Holland:

          https://wizjalokalna.wordpress.com/2011/12/12/fundamenty-i-proznia-o-istocie-dobra-i-zla-slow-pare/

          Zgadzam się: zwierzę w swojej dzikości pozostaje niewinne. Ale to dlatego, że nie tworzy żadnej wyższej kultury charakteryzującej człowieka. Za człowieczeństwo „płaci” się więc tym, że alienuje nas ono coraz bardziej od a-moralej w swej istocie Natury. Nasza moralność (wrażliwość etyczna) jest tym samym najważniejszym wyznacznikiem naszego człowieczeństwa. Bez niej cofamy się do „dzikiego” świata zwierząt. Innymi słowy: przestajemy być ludźmi.

  13. Sigil of Scream Says:

    Bdw fragment o metalu zainspirował mnie do popełnienia tego maleństwa.
    http://swiatyniakrzyku.wordpress.com/2013/01/15/przebudzenie-w-nocy/

    Generalnie wiem, moje wiersze są mało hmmm… zgodne z humanistycznymi zasadami. Ale nie tego szukam w sztuce. ;)

  14. Sigil of Scream Says:

    I znów nie do końca mogę się zgodzić z tym podejściem. Wedle mnie podział na dobro i zło oparty jest nie tyle na wyższych własnościach świadomości, co raczej na kompleksie ego. Większość osób dobro kojarzy z tym co dla nich jest pożyteczne lub przyjemne – zło zaś z odwrotnością pożądanych stanów. Taki punkt widzenia zawęża percepcję i skazuje podmiot na wieczne ocenanie świata, według kryteriów tego podziału. Jednak one same ulegają z czasem zmianie, tak więc i moralnośc jej ulega. Nie istnieje coś takiego jak moralność ponadczasowa. Etyka dąży do pewnej uniwersalności, jednak aby ją mogła zrealizować, nie może opierać się na wartościach zmiennych w czasie.
    Z kolei np. holizm traktuje swiat jako całość – niezależnie od jego wartości moralnych. Jest to powiązany splot procesów i manifestacji. Istnieją doswiadczenia, które mogę zinterpretować w różny sposób. Czy złem staje się dla mnie śmierć kogoś bliskiego, jeśli dzięki niej odkryję nowe struny w swej duszy i napiszę nieśmiertelny poemat?

    W mej interpretacji rzeczywistości dobro i zło zostało stworzone przez ludzi o dość fundamentalistycznych upodobaniach. Tych, którzy swoją dobrą prawdę przeciwstawiali złej prawdzie innych. W mojej interpretacji istnieją jedynie różne tunele rzeczywistości. Można więc przyjąć, że dobro i zło istnieje w ludzkich głowach – ale znów nie istnieje ono obiektywnie, w naturze. Dla mnie pozostaje iluzją umysłu, bez której znakomicie sobie radzę. A nawet zaryzykuję twierdzenie, że porzucenie tych wartości wyzwoliło mnie z wielu dylematów. Czy jednak oznacza to druzgocący brak etyki? Niekoniecznie… Uznaję, że rzeczy można podzielić na te, które rozwijają mnie, oferując mi jakieś inspirujące i konstruktywne doświadczenia, oraz na takie, które mogłyby mi zaszkodzić, lub nie wniosłyby nic istotnego do mojego życia. Mogę wiec decydować świadomie o kierunku mej wędrówki – nie potrzebuję do tego moralnego straszaka, a jedynie własnej świadomości i woli.
    Zapewne jest to postawa dość amoralna. Jednak czy moralność jest dobrem, aby amoralność miała stawać się złem? ;)

    • Logos Amicus Says:

      Również uważam, że nie istnieje coś takiego jak „moralność ponadczasowa”. Nie zgadzam się natomiast z tym, że nie można „realizować” etyki, jeśli nie opiera się ona na wartościach niezmiennych w czasie. Moim zdaniem etyka (moralność) ulega ciągłej ewolucji – tak, jak ewolucji ulega cała ludzka kultura. System etyczny można tworzyć oczywiście tworzyć bez odwoływania się przy tym do jakiejś Wyższej Instancji – tak jak to się dzieje obecnie w nowoczesnych społeczeństwach opartych na świeckich podstawach, nie odwołujących się bezpośrednio do żadnej religii.

      PIszesz: „Czy złem staje się dla mnie śmierć kogoś bliskiego, jeśli dzięki niej odkryję nowe struny w swej duszy i napiszę nieśmiertelny poemat?”
      Myślę, że warto jednak zachować tutaj pewne proporcje. Czy na pewno śmierć kogoś bliskiego (np. Twojego dziecka) można zestawiać z korzyścią napisania „nieśmiertelnego poematu”? Wg mnie jest to poważne zaburzenie hierarchii wartości (przynajmniej w systemie etycznym wyznawanym przeze mnie). I ponadto: czy w tym przypadku Twój „nieśmiertelny poemat” nie mógłby być Twoją „iluzją umysłu”?

      Piszesz: „Wedle mnie podział na dobro i zło oparty jest nie tyle na wyższych własnościach świadomości, co raczej na kompleksie ego. Większość osób dobro kojarzy z tym co dla nich jest pożyteczne lub przyjemne – zło zaś z odwrotnością pożądanych stanów. Taki punkt widzenia zawęża percepcję (…)”
      A nieco dalej: „Uznaję, że rzeczy można podzielić na te, które rozwijają mnie, oferując mi jakieś inspirujące i konstruktywne doświadczenia, oraz na takie, które mogłyby mi zaszkodzić, lub nie wniosłyby nic istotnego do mojego życia.”
      To jest właśnie podejście bardzo egoistyczne. Wydaje mi się, że pisząc to Ty sam opierasz się na jakimś „kompleksie EGO”, które uznajesz za jedyny wyznacznik wartościowania.
      Deklarujesz także własną amoralność. A to właśnie amoralność jest wg mnie postawą skrajnie egoistyczną, a przy tym wysoce aspołeczną ponieważ odrzuca (czy też lekceważy) wartości przyjęte przez społeczeństwo, którego jesteś członkiem. Bowiem, nawet jeśli nie przyjmuje się wszystkich tych wartości uznawanych przez większość społeczeństwa (bo jednak wielu ludzi myśli bardziej samodzielnie, chce żyć bardziej świadomie i nie poddawać się etycznemu automatyzmowi), to jednak tworząc własną hierarchię wartości, należy wg mnie brać także pod uwagę wartości wyznawane przez innych ludzi, żyjących obok ciebie – i mieć na uwadze nie tylko tzw. „dobro” własne (bo to byłoby właśnie uleganie „kompleksowi EGO”), ale i „dobro” innych.

      Wg mnie pojęcia dobra i zła – nawet jeśli powstaje tylko w ludzkich głowach – nie można umieszczać w kategorii „umysłowych iluzji”. Jak możemy się bowiem przekonać (choćby z niedawnej historii, vide: systemy totalitarne, masowe ludobójstwa…) to jednak to, co uznamy za dobro, a co za zło (czyli to, po której stronie się opowiemy i jaki system etyczny uznamy za wart respektowania) przekłada się bardzo konkretnie na jakość rzeczywistości i świata w jakim żyjemy.

      • Sigil of Scream Says:

        Mam wrażenie, że nie do końca mnie zrozumiałeś. Być może stało się tak z uwagi na lapidarność mojej wypowiedzi. Pozwól więc, że dokładniej wyjaśnię, co miałem na myśli:
        Dobro i zło nie może być oparciem dla żadnego zdrowego systemu etycznego: ponieważ uznanie obu tych zasad, zasadza się na całkowicie osobistym odbiorze. Różni się ono nawet pomiędzy poszczególnymi ludźmi. Np. naziści, których sam wspominasz, wierzyli że czynią dobro, mordując żydów. Żydzi byli złem, a wartości aryjskie najwyższym dobrem. Inkwizycja Kościelna także czyniła dobro paląc ludzi na stosach. Podobne przykłady można byłoby mnożyć. Od momentu, gdy człowiek wymyślił dobro i zło, były one jedynie narzędziami w rękach wszelkiego rodzaju fundamentalistów, którzy wykorzystywali te „wartości” do niewolenia, niszczenia i manipulowania innymi ludźmi. Ponieważ wiara w tego typu moralny dualizm usprawiedliwia fundamentalizm. Jeśli istnieje dobro i zło, ktoś musi mieć absolutną rację, a ktoś musi się mylić, być zagrożeniem, być chory, lub niebezpieczny. Jak łatwo jest wtedy popełniać zbrodnie w imię dobra: większego dobra, społecznego dobra, etc.
        Ludzie od zarania dziejów kierując się swym ego, nie zaś swym rozumieniem, czynią zło by chronić dobro, kłamią by chronić prawdę i czynią rzeczy brzydkie by chronić piękno.

        Jeśli zaś o ewolucjonizm chodzi – uważam, że jest to bardzo przestarzała teoria, która miała poprawiać humor ludziom Zachodu. Ewolucjonizm nie istnieje w kulturze, zarówno na poziomie religijnym, jak i etycznym. Dowodzi tego wiele badać etnograficznych, które informują nas, iż kultury pierwotne niejednokrotnie wyprzedzają rozwinięte cywilizacje pod względem filozoficznym czy etycznym (i nie muszą do tego znać idei dobra i zła: często jej nie znają). Porównać można w tym zakresie niektóre aspekty kultury Aborygenów czy Indian Amazońskich. Także wiele dawnych cywilizacji nie opierało się na dychotomii dobra i zła. Można powiedzieć, że jest ona właściwa jedynie na religii monoteistycznych. Np. społeczeństwo Wedyjskie opiera się na obowiązku kastowym i karmicznym, którego wypełnianie zapewnia ład społeczny. Niejednokrotnie jednak związane jest z tym, co człowiek zachodu określiłby jako zło. Porównać w tym aspekcie można rozmowę księcia Ardżuny z Krishną w Bhagavacie Gicie.

        Zaskakuje mnie bardzo (i też nieco martwi) sposób w jaki odczytałeś moją deklarację o etyce opierajacej się o samorozwój. Dla mnie jest niezwykle oczywistym, iż to miłość stanowi siłę, która pozwala mi się rozwijać i prowadzi mnie dalej. Miłość do świata, czy do innych istot. Nie potrafię więc pojąć, w jaki sposób miałoby to doprowadzić mnie do egoistycznych decyzji? Egoizm nie rozwija jednostki, buduje jedynie różnego rodzaju iluzje i czyni nas nieszczęśliwymi. Proponowana przeze mnie wizja, opiera się na świadomych wyborach, a także na przekonaniu, iż świat (więc i moja natura, od której w przeciwieństwie do monoteistów nie czuję się oddzielony) jest doskonały. Świat jest przeniknięty miłością i boskością. Ludzie czasami tego nie rozumieją i oddzielają się od niego, błądzą i robią sobie krzywdę. Ale też nie uważam, aby to było złe. Być może taka właśnie nauka jest im potrzebna, aby w końcu zauważyli Raj, który ich otacza i zrozumieli, że nikt nigdy ich nie wygnał z niego…

        To mniej więcej miałem na myśli prosząc o śmierci osób bliskich i poemacie. To, że świat jest miejscem w którym doświadczamy i uczymy się. Nie wszystkie lekcje są przyjemne, ale każda z nich może pozwolić nam rozwinąć mądrość, zrozumienie i współczucie. Każda z nich być dla nas kolejnym stopniem na drodze rozwoju, zamiast być jakiegoś rodzaju złem, które odrzucamy.
        Świat jest doskonały. Jeśli twoje dziecko umiera, abyś mógł napisać poemat – to może właśnie to był jego dar? Może ta istota urodziła się właśnie po to, abyś mógł to zrobić? Nie możesz tego wiedzieć. Może twój poemat zmieni tak wiele, iż ludzie staną się dzięki niemu lepszymi i bardziej świadomymi istotami? Oczywiście, wiele jest tych może. Niemniej sięgając po ten przykład, próbuję ci unaocznić, że nigdy nie znamy całości splotu karmy. Widzimy fragment. Nie jest mądrze na tej podstawie uznawać coś za dobro czy zło, ponieważ zwykle nie widzisz skąd wyrasta dane zdarzenie i do czego dąży. Naturą świata jednak jest harmonia i doskonałość (do czego doszedł też Ginsberg w epilogu Skowytu), więc wszystkie rzeczy dążą do niej w sposób naturalny.
        Co więcej, chciałbym nadmienić, że nie jestem teoretykiem jedynie. Żyję w zgodzie z tą filozofią i wynika ona z moich doświadczeń, wśród których także było wiele bolesnych zdarzeń (również śmierć bliskich osób). Jednak nigdy nie traktowałem ich jako zło a raczej jako doświadczenia. Śmierć także nie jest złem – jest naturalnym stanem transformacji, do którego dąży świadomość żywej istoty. Nie ma w niej nic, czego należy się bać. Dlaczego więc obciążać zmarłych naszym żalem czy niezgodą na ich los, kiedy raczej powinniśmy wspierać ich poprzez zrozumienie?

        Tak, też mam wrażenie, że zboczyłem mocno w stronę mistyki. Niemniej trudno mówić o wartościach nie mówiąc o sferze ducha. Wartości ze swej natury mają duchowy charakter i jedynie w ten sposób mogą być w pełni percypowane. Umysł tworzy na ich temat idee, ale jest to tylko labirynt luster.

        Nadmienię na koniec także, że nie czuję się źle nie będąc częścią współczesnego społeczeństwa. I nie uważam tego za zbrodnię. ;) Społeczeństwo jest chore – nie jest zdrowym aktualnie przebywać razem z nim. Dlatego działam raczej w kontrkulturze – która zawsze miała za zadanie odnawiać wartości i szukać nowych dróg w momencie kryzysu.

        Mam nadzieję, że teraz stało się nieco jaśniej i moja aktualna wypowiedź jest bardziej klarowna.

      • Logos Amicus Says:

        Myślę, że Cię zrozumiałem, tyle że nie podzielam niektórych Twoich poglądów. (Czy gdybym się z wszystkim zgodził, to dopiero wtedy uznałbyś, że Cię zrozumiałem? ;))
        Postaram się zakreślić pewne różnice w naszym zapatrywaniu na dobro i zło ( w odniesieniu do tego, co napisałeś w ostatnim swoim komentarzu):

        – Co to znaczy „zdrowy system etyczny”? Pisząc tak, już tym samym przyznajesz, że istnieje zdrowia (które można nazwać – i nazywa się – dobrem) i choroby (która jest uważana przez ludzi za zło)
        – Ja nie przeczę, że pojęcie dobra i zła jest relatywne, tylko że mamy obowiązek opowiedzieć się za tym, co uważamy (uznamy – czy to za sprawą własnego, „egoistycznego” wyboru, czy to kierując się normami stworzonymi przez społeczeństwo, w którym żyjemy) za dobre, a unikać tego, co uznamy za złe (Uważam, że życie społeczne bez zasad moralnych – czyli bez rozróżniania dobra od zła – nie byłoby możliwe. Ale o tym napisałem już wyraźnie w jednej z poprzednich odpowiedzi Tobie – zaczynającego się od stwierdzenia: „Także uważam, że w naturze (a konkretnie: w rzeczywistości pozaludzkiej) zło i dobro nie istnieje (…) ”
        Ja np. nie uznaję za swój system etyczny nazistów, w którym zabijanie Żydów (i stworzenie obozów masowej zagłady ludzi) było (dla nich) dobrem. W moim systemie etycznym to było (jest) ewidentne zło, któremu należało się sprzeciwić (i to jest właśnie wybór moralny – a wyborów moralnych w naszym życiu nie da się jednak uniknąć.
        – Kiedy człowiek „wymyślił” dobro i zło, *czyli stworzył system etyczny – moralność), to służyło to nie tylko do – jak piszesz – niewolenia, niszczenia i manipulowania innymi ludźmi (oczywiście to też miało miejsce), ale także (może nawet przede wszystkim) do organizacji samego społeczeństwa, bez czego jego funkcjonowanie byłoby niemożliwe.

        – Pisząc: „Ludzie od zarania dziejów kierując się swym ego, nie zaś swym rozumieniem, czynią zło by chronić dobro” jesteś niekonsekwentny, bo przecież uważasz, że coś takiego jak dobro i zło nie istnieje. Nie masz więc prawa używać takich słów jak lepszy czy gorszy.

        – Ewolucjonizm nie jest wg mnie przestarzałą teorią (tu zresztą wyłania się pytanie: jaki ewolucjonizm?) Moim zdaniem ewolucjonizm jak najbardziej istnieje w kulturze a to z tej prostej przyczyny że kultura (a wraz z nią stworzony przez nią system etyczny) się zmienia (czyli ulega ewolucji). Oczywiście, można czasami uznać, że kultura się „uwstecznia”, czy też degeneruje, ale to też jest spowodowane ewolucją.

        – Każda ludzka kultura tworzy moralność (czyli system norm regulujących życie grupy społecznej). Nie musi tego nazywać złem czy dobrem (to jest przecież tylko sprawa nazewnictwa), lecz np. (sam o tym wspominasz) obowiązkiem. Czyli dobre jest to, co robi się zgodnie ze swoim obowiązkiem, a złe to, co się temu obowiązkowi sprzeciwia (to jest właśnie moralność, czyli zdolność rozróżniania tego co jest dobre od tego, co jest złe).

        – Pojęcie dobra i zła w systemie etycznym nie opiera się na egoistycznych (czyli osobniczych, indywidualnych) przesłankach, jak twierdzisz. Wprost przeciwnie: system etyczny powstaje by przezwyciężyć wrodzony człowiekowi egoizm (czyli dbanie jedynie o WŁASNE dobro) w celu ochrony tego, co dobre jest dla całej społeczności. Skrajnym egoizmem jest więc całkowite odrzucenie tego systemu (spotykane np. wśród socjopatów).

        – Piszesz o miłości jako głównym motorze Twojego rozwoju. Wspaniale! (piszę to bez cienia ironii). Tylko czy wtedy miłości nie uznasz za dobro a nienawiści za zło? (I to nieważne, czy nazwiesz to „dobrem” czy „złem” – bo to są tylko słowa służące ludziom do tego, by się porozumieć. Chodzi o to, że deklarujesz, iż miłość jest czymś przez Ciebie akceptowanym, pożądanym wybieranym (czyli można to nazwać „dobrem”), zaś nienawiść – przeciwnie: jest czymś czego należy unikać, co trzeba odrzucić (jest „złem”).

        – Piszesz o miłości, która jest „miłością do świata i innych ludzi”, piszesz o rozwoju, który pozwoliłby rozwinąć w Tobie „mądrość, zrozumienie i współczucie”. Piszesz, że świat jest doskonały, przepełniony „boską miłością”. Ale jak mógłbyś przy tym pozostawać obojętny wobec … np. dymiących kominów oświęcimskich krematoriów? (bo przecież nie uważasz, że to było „złe”). Co z tym współczuciem? Bo przecież katowani i zgładzani tam całymi setkami tysięcy ludzie przeraźliwie cierpieli – czy myślisz, że oni także uważali, że przepełnieni są „boską miłością” i że żyją w doskonałym świecie? Nie jest „mądrze” uznawać tej zbrodni za zło (bo to jest tylko „fragment” rzeczywistości?) Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co piszesz.

        – Jak możesz pisać o „odnawianiu wartości” (co ponoć czyni kontrkultura) skoro nie uznajesz, że coś może być lepsze, a coś gorsze (bo to właśnie jest konsekwencją zaprzeczenia temu, że istnieje istnieje dobro i zło) – to pozostaje dla mnie tajemnicą.

        – Tajemnicą jest też dla mnie to, jak możesz pogodzić „miłość do świata i innych ludzi” z oświadczeniem, że nie jesteś częścią współczesnego społeczeństwa, bo ono jest chore.

        • Sigil of Scream Says:

          Oj, a dla mnie to nie tajemnica. Patrzymy na te sprawy z bardzo różnych punktów widzenia. ;)
          Nie, nie chcę, żebyś się ze mną zgadzał. Raczej chodzi mi o otwartośc i rozumienie. Trudno mi wyjasnić słowami różnicę, którą postrzegam między Twoim a moim podejściem, jednak jest ona w mym odczuciu bardzo namacalna i istotna.

          Ja po prostu uznaję, że nienawiśc, ból, wojny etc też mają swoje miejsce i czas. Współczuję istotom, które doświadczają cierpienia – ale czasem jest to potrzebne, aby móc pojąć pewne rzeczy i znależć mądrość. Mnie samego bardzo wiele nauczyły takie przejścia. Przede wszystkim rozumieć. Nie zawsze usunięcie choroby bywa rozwiązaniem. Czasem choroba zmusza nas do przepracowania problemu. Nie jest czymś co należy odrzucić lecz w co należy wejść. To podejście jest stosowane także klinicznie w psychologii transpersonalnej Groffa, czy też w szamaniźmie ludów pierwotnych. CIerpienie bywa oczyszczeniem. Można się zastanowić w tym kontekście jakiego oczyszczenia potrzebowała Europa tworząc dwie ostatnie wielkie wojny? Nie zawsze wybory jakich dokonuje się, są poprawne – ale taka jest cena poszukiwania. Poszukując odkrywamy nowe odniesienia, co inspiruje nasz rozwój.

          Różnica, któa próbuję uchwycić polega chyba na tym. Iż nazywająć coś złem odbierasz mu miejsce istnienia, wyganaisz to, odcinasz się od tego. Ja zaś uważam, że wszystkie te rzeczy są częścią nas, częścią świata. Nie czymś od czego powinniśmy uciekać, lecz czymś co należy zrozumieć i przepracować. Druga Wojna Światowa i zagłada żydów to nie jakieś zło, które należy potępić i uwiązać u pręgierza. To lekcja dla nas o nas. Lekcja, któa nas uczy wiele o tym, co jest w stanie uczynić człowiek taki jak my. Z psychologicznego punktu widzenia: potępiając Cień w sobie nie zrozumiesz go i nie zintegrujesz. W efekcie zaś nie będziesz kompletną jednostką. To co zepchnięte w podświadomość włada psychiką w sposób bardzo przewrotny i silny.

          Jeśli idzie o cierpienie – zapewne mój stosunek do niego wyda Ci się dziwny. Jednak jak mówiłęm nie jest ono złem lecz oczyszczeniem. Współczuję istotom, które muszą go doświadczać. Ale sam doświadczałem go także wiele razy i to dość skrajnie. I wiem ile mnie to nauczyło. Więc dlaczego mam nie doceniać mądrości cierpienia? Wiedza o karmie to pożyteczna rzecz. Daje ci szerszą perspektywę niż jedno tylko życie.

          Miłość jest siłą we wszechświecie, która unifikuje przeciwieństwa. A więc jest takze ich śmiercią. Czy można nazwać śmierć dobrem? Nienawiśc oddziela rzeczy od siebie i tworzy konflikty między nimi. To nie zawsze jest złe. To jest taniec Shiva-Siakti. Energie dopełniają się w cyklach, czasami jako destrukcja, czasami jako tworzenie. Ja po prostu chciałbym przekazać myśl o otwartości na nie, zrozumieniu i harmonii.
          I możesz powiedzieć, że w takim razie stan bez harmonii uznam za zło. Ale to nie prawda. Uznam go za naukę. Czy jeśli dziecko sparzy się ogniem nazwiesz to złem? Poprzez takie doświadczenia wciąż się uczymy. Nie sądzę, że istnieje jakiś stan mistycznego dobra do którego można dotrzeć. Mówiąc prawdę, sądzę, że droga ku doskonałości jest drogą bez końca – to włąśnie jest piękne.

          Np. w Hinduizmie droga ku wyzwoleniu polega na przekroczeniu iluzji dobra-zła, co dzieje się w momencie wzneisienia ponad gunę satvas. Satvas oznacza dobro i jest uważane za jedną z zasad świata materialnego, która niewoli duszę. Ponieważ istnieje coś więcej niż to dobro i coś więcej niż zło. A tym czymś jest boskośc którą mamy w sobie i która przekracza to rozdzielenie.

          Myślę, że błąd, który popełniam polega na tym, iż gdzieś wierzę, że każdy człowiek jest w stanie kierować się swoją Świadomością i realizować na poziomie o któym piszę. Podejrzewam, że to utopia niestety. Podejrzewam, a nawet jestem pewien, że masz rację mówiąc o tym, iż społeczeństwo potrzebuje zasad moralnych. W sumie wiele nauk duchowych też o tym mówi wprost. Nietzhe stworzył swojego nadczłowieka… Trzeba być zapewne gotowym na to, aby przekroczyć ten dualizm i kierować się swoim Światłem. Na niższym poziomie potrzebny jest ład.

          Odnosnie twojego ostatniego argumentu odpowiem, iż mogę kochać istoty i ich światło a jednocześnie odmawiać uczestnictwa w ich chorym wzorcu. Jeśli współczujesz komuś choremu to elczysz go, a nie dążysz do tego, by dzielić z nim niedolę, prawda?

          Może robię błąd pisząc o tym wszystkim tutaj, bowiem rozmowa ta staje się powoli zbyt osobista. Ale mam nadzieję na to, iż z zetnięcia naszych światopoglądów stworzy się coś interesującego.

          P. S. Tak na marginesie: ewolucja nie zakłąda nigdy ewolucji wstecznej. To paradoks, który się wyklucza. No cóż… Mi się jak widać też wymykają dialektyczne wstawki, mea culpa. ;)

        • Logos Amicus Says:

          Sądzę, że nie możemy się porozumieć, gdyż to, co mówisz jest wyniesione na jakiś abstrakcyjny poziom (wiele z tych koncepcji filozofii i mitologii Wschodu, do których się odwołujesz, to są dla mnie po prostu koncepcje nieweryfikowalne – tak jak nieweryfikowalne są np. pewne elementy wierzeń religijnych), który nie przystaje niestety do rzeczywistości (kulturowej, społecznej), w jakiej żyjemy. Bo już to, że wsiadasz do tramwaju, idziesz z kimś na kolację, siedzisz w kinie, pracujesz w konkretnych warunkach ekonomicznych… to i mnóstwo innych uwarunkowań sprawia, że musisz się przystosować do pewnych reguł społecznych, musisz – chcąc nie chcąc – respektować normy i zasady obowiązujące wśród ludzi, z którymi masz styczność. Oczywiście, że możesz myśleć co chcesz – tworzyć w swojej głowie najbardziej fantastyczne koncepcje – ale i tak musisz kupić bilet, nie możesz wylać komuś rosołu na głowę albo okradać jawnie swojego pracodawcy… nie możesz też zabić swojego dziecka (bo uważasz, że to wcale nie musi być złe – skoro np. dałoby Ci możliwość napisania „nieśmiertelnego poematu”)… Tzn. możesz to wszystko zrobić, ale zostaniesz w końcu z tego społeczeństwa wyizolowany (mógłby ktoś powiedzieć: „unieszkodliwiony”). I Ty o tym wiesz, i dlatego nie posuniesz się do skrajności, (które wg Ciebie nie byłyby żadnymi skrajnościami, ale tylko konsekwencją i realizowaniem swoich koncepcji – np. takiej, że można dokonać czynu złego, bo on wcale nie jest zły – jako że „zło” to iluzja).
          Tak więc swój światopogląd możesz realizować tylko w swojej wyobraźni (bo w praktyce i w rzeczywistości, w której żyjesz byłoby to niemożliwe), albo uciec na pustynię i żyć w oderwaniu od cywilizowanego świata w jakiejś jaskini i tam wznosić się „ponad gunę satvas”. Moim zdaniem to właśnie jest iluzoryczne.
          Ja wiem, że w tej chwili możesz się zżymać (że znów Ciebie nie rozumiem) i już chyba nawet wiem, co możesz mi na to odpisać.
          Rozumiem Twoje koncepcje, ale powtórzę: nie podzielam ich i nie widzę raczej dla nich miejsca w świecie, w którym żyję. Rozbrajają mnie choćby takie Twoje stwierdzenia, jak: „Druga Wojna Światowa i zagłada żydów to nie jakieś zło, które należy potępić”. Wiem, co chcesz powiedzieć i dlaczego to mówisz, ale jest to dla mnie zupełnie nie do przyjęcia. Nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ stawia to na głowie cały mój światopogląd, godzi w system etyczny, który przyjąłem, burzy całą moją wizję pożądanej cywilizacji i samo pojęcie człowieczeństwa, czy choćby zwykłej przyzwoitości… etc. To była wg mnie zbrodnia, której należało się przeciwstawić. Tym samym, dyskusja z Tobą na ten temat staje się niemożliwa, bo zaczynamy operować zupełnie różnym językiem etycznym. (Może nie tyle niemożliwa, co bezcelowa).
          Oczywiście, że nazwanie „zła” jest próbą jego (czy też raczej tego, co ono reprezentuje) wyodrębnienia i odseparowania się od niego. Nawet wtedy, kiedy ma się świadomość, że całkowicie nie da się go ze świata wyeliminować. (Piszę „zło” ujmując to słowo w cudzysłów, by zaznaczyć, że w moim pojęciu jest to jedynie konstrukt pojęciowy, który ułatwia/umożliwia ludziom orientację w przestrzeni etycznej – którą oczywiście sami stworzyli. I bez której nie mogliby stworzyć społeczności, w jakiej dałoby się żyć.

          PS. Istnieją koncepcje tzw. „ewolucji wstecznej” (dewolucji), ale masz rację: jest to właściwie antonim. Miałem oczywiście na myśli to, że proces zmian dokonuje się nieprzerwanie – i niekoniecznie musi to być „rozwój”, „doskonalenie”… ale też i pewnego rodzaju regres, powrót do form bardziej prymitywnych, pod pewnymi względami „gorszych”.

  15. Sigil of Scream Says:

    A ja z kolei, z przewrotnością właściwą chyba tylko mnie dochodzę do wniosku, że właśnie osiągneliśmy porozumienie, dochodząc do ograniczeń naszych koncepcji. ;)
    Odniosę się tylko na chwilę do Wojen Światowych – naprawdę uważasz, że wystarczy to potępić, zamiast uświadomić sobie to, co próbujemy zepchnąc i wziąśc za to odpowiedzialność? To nie było nieludzkie, to ludzie to zrobili. To było bardzo ludzkie. I jak dla mnie jedynie jeśli uświadomimy sobie ten fakt i zaczniemy pracować nad własnym wznętrzem, możemy wyeliminować takie sytuacje w przyszłości.

    Poza tym trochę naciągasz niektóre moje wypowiedzi i demonizujesz je. Ja proponuję po prostu odpowiedzialność przed samym sobą i własnym sercem ( które jest Światłem i Prawdą w nas – w duchowym sensie oczywiście), zamiast odpowiedzialności względem systemu morlanego czy społecznego. Wierzę chyba, że w środku ludzie są boscy. Gdyby to pojeli może przestaliby się tak strasznie plątać, co skazuje ich niestety na cierpienie.

    Rozumiem poza tym, że nasza rozmowa z punktu widzenia intelektu stała się za bardzo rozmyta. Aczkolwiek dla mnie sprawy o których mówię, są całkowicie namacalne i wynikają z doświadczeń. Bdw żyję aktualnie w pewnego rodzaju samotni włąśnie dlatego by móc się realizować. Więc jak widzisz można, nawet w tym społęczeństwie. ;)
    Masz rację, musiałem wybrać: kariera naukowa i życie społeczne albo rozwój duchowy. Można zawsze się pocieszyć, że eremici są na tyle oderwani od realiów, że stają się lekko szaleni. ;) Chociaż z drugiej strony czasem wiele rzeczy lepiej widać z dystansu.

    Mimo tego, że nie możemy się zgodzić, całkiem milo mi się z Tobą rozmawia, za co dziękuję i pozdrawiam.

    • Logos Amicus Says:

      Spodobało mi się w Twoim podejściu do naszej dyskusji to, że z Twojej strony nie wyczułem żadnej agresji (jakże częstej przecież w wirtualnych sporach), mimo że nie mogliśmy się zgodzić co do wielu kwestii. Dlatego jej nie przerwałem.
      To prawda, niektóre z Twoich wypowiedzi – nie tyle demonizowałem – co, kontrargumentując je, sprowadzałem do absurdu, celowo podając trywialne przykłady (bo uważałem, że w konsekwencji właśnie do tego prowadzą). Innymi słowy: starałem się wykazać ich nieprzystawalność i pewną utopijność w stosunku do realiów społecznych w jakich żyjemy. (Nie „naciągałem” więc ;), tylko wyprowadzałem z nich pewne konsekwencje.)

      Co do Wojen Światowych: oczywiście, że potępienie ich to za mało. Mnie zawsze zależało na tym, aby dotrzeć i uświadomić sobie to, co rzeczywiście leżało w rdzeniu ich przyczyn. I aby tego dokonać posługiwałem się m.in. pojęciami dobra i zła (czyli patrzyłem na to przez pryzmat systemy etycznego, który świadomie przyjąłem). I niestety, już dawno dotarło do mnie to, że zbrodnie jakie popełniali np. naziści były właśnie jak najbardziej „ludzkie” (przymiotnik „nieludzki” używany jest przeze mnie raczej metaforycznie – po to, by podkreślić mój sprzeciw wobec tego typu zachowań, które urągają mojemu pojęciu „człowieczeństwa” i uznania dla wartości humanistycznych).

      Temat przemocy i agresji zawsze mnie zajmował. Jeśli chcesz, to możesz zapoznać się z moim tekstem pt „Czas przemocy”, który właśnie się do tego odnosi:

      https://wizjalokalna.wordpress.com/2011/09/30/czas-przemocy/

      Ja również proponuję „odpowiedzialność przed samym sobą i własnym sercem”. Właśnie z tych pobudek piszę to, a nie coś innego – i właśnie dlatego staram się bronić pewnych moich koncepcji etycznych.

      Nie żyjemy w próżni i – chcąc nie chcąc – musimy także brać pod uwagę to, jaki system etyczny dominuje w kulturze (społeczeństwie) w którym żyjemy. Co oczywiście nie oznacza, że musimy go przyjmować ślepo, bezrefleksyjnie – że nie możemy go kontestować. Ja zresztą robię to w wielu swoich wpisach.

      Wybierając „rozwój duchowy” też należy uważać, by nie ulegać jakiejś iluzji, która może nawet zniszczyć (zdeformować) człowieka nie tylko fizycznie, ale i duchowo.


Dodaj odpowiedź do Sigil of Scream Anuluj pisanie odpowiedzi